Szkolne opowieści: Mój nauczyciel- opowiadanie yaoi(część I)
Impreza w klubie dopiero się rozkręca. Wypiłem morze alkoholu. Nie rozumiem, jak mogłem go unikać? Dawno nie byłem taki wyluzowany i wesoły. Kilka drinków sprawiło, że zupełnie zapomniałem o Jade i o tym, iż obściskiwała się z pierwszym lepszym w naszym miejscu. Kogo to teraz obchodzi? Z pewnością nie mnie. Reszta zaskoczonego towarzystwa szybko się zwinęła. Wspólnych znajomych nie zdziwił fakt, że MOJA dziewczyna przyszła na imprezę w towarzystwie INNEGO. Wszyscy wiedzieli, tylko nie ja... Oddani przyjaciele, nie ma co...
Zamawiam kolejne drinki. Jest mi
wszystko jedno czy są kolorowe, czy nie. Chcę wypić więcej. Tańczę z
dziewczynami, które niedawno poznałem. Niezłe są. Gdy po raz kolejny kieruję się
w kierunku baru ktoś brutalnie chwyta mnie za ramię. Odwracam się w kierunku
napastnika.
- Czego chcesz? - pytam zaskoczony
widząc przed sobą Willa.
- Chodź ze mną - mówi tym swoim nie
znoszącym sprzeciwu głosem.
- Nie chce.
- Powiedziałem CHODŹ - powtarza
Will, patrząc na mnie w taki sposób, że nie mogę mu odmówić. Próbuję się uwolnić,
lecz zaciska palce jeszcze mocniej. Boli mnie ramię, o czym doskonale wie, więc
chyba nie mam innego wyjścia. Sadza mnie na sofie w loży.
- Nawet nie próbuj - ostrzega, zanim jeszcze zdążyłem pomyśleć o ucieczce. Niech mu będzie. Mogę poświęcić
mu chwilę.
Podchodzi kelnerka. Chcę zamówić wódkę,
ale Will mnie powstrzymuje.
- Poprosimy wodę - mówi słodkim głosem.
Dziewczyna lekko się rumieni i odchodzi.
Bezczelnie mu się przypatruję. Wlepia we mnie te niesamowicie granatowe oczy.
- Jak impreza? - pyta.
- Dawno nie bawiłem się aż tak
dobrze - odpowiadam ironią na jego ironię.
- Tak? To dobrze. - Przeczesuje włosy
palcami. Zbędny wysiłek. Skubany i tak wygląda idealnie. - Widziałeś swoją
dziewczynę?
- Widziałem. Obściskiwała się z
nowym chłopakiem.
- Cóż - chce coś powiedzieć, lecz
nie daję mu szansy.
- Nie udawaj niewiniątka. Przecież
sam kazałeś mi tu przyjść, a teraz puszysz się niczym paw. Jesteś żałosny! -
krzyczę mu prosto w twarz.
Męczy mnie jego obecność. Nie mam
ochoty na rozmowę i rozpamiętywanie przeszłości, a związek z Jade, chociaż zakończył
się zaledwie kilka godzin temu, należy do przeszłości. W dodatku sonduje mnie
tym swoim wzrokiem. Ma pecha. Nie jestem w nastroju.
- Udowodniłeś mi swoją rację. Mogę
już iść? - pytam zniecierpliwiony.
- Nie - odpowiada natychmiast zimnym
i władczym tonem.
- Nie masz prawa mówić mi co mam
robić - próbuję wstać, lecz on jest szybszy i po raz kolejny boleśnie zaciska
swoje bezlitosne palce na mojej ręce. Grzecznie siadam.
- Jak się czujesz? - spodziewałem się
po nim wszystkiego, ale nie pytania pełnego troski. Oszalał? A może też jest
pijany?
- Cudownie, nie widzisz?
- Widzę, obserwuję cię od dawna.
Zaskoczył mnie swoją odpowiedzią, ale nie zamierzam okazać zainteresowania. Zamiast tego ignoruję go. Jestem
dziwnie nabuzowany. On chyba także to zauważa. Gdy kelnerka przynosi wodę, daje
jej swoją kartę kredytową i każe zamówić taksówkę. Wraca do domu. To dobrze.
Jak tylko sobie pójdzie, będę mógł dalej pić i tańczyć. Siedzimy nie odzywając
się do siebie. Will podsuwa mi wodę, ale nie mam na nią ochoty.
- Wypij - każe mi.
- Nie chcę.
- Rób co mówię.
- A jak nie to co? Zmusisz mnie? -
nie mogę się powstrzymać. Alkohol oraz fakt, że za chwilę sobie pójdzie dodają
mi odwagi.
- Ale z ciebie dzieciak - rzuca od
niechcenia.
Kelnerka powraca. Oddaje Willowi złoty
plastik i informuje, że taksówka już czeka. Ciemnowłosy obdarza ją szybkim uśmiechem.
Gdy odchodzi, jego wzrok, niczym w kalejdoskopie, od razu się zmienia. Nie jest
już milutki i czarujący.
- Kazałem ci wypić wodę - powtarza z
naciskiem. Jeśli ją wypiję, pójdzie sobie. Co mi szkodzi. Podnoszę szklankę i
opróżniam jej zawartość. Jest zimna i smakuje limonką. Odstawiam ją z wściekłością
na stolik. Prawie rozpadła mi się w dłoni. Will patrzy na mnie z dezaprobatą,
po czym wstaje.
- Na co czekasz? Wychodzimy.
- My? Ja nigdzie nie idę.
- Nie rób scen Daniel, bo będę musiał
cię zmusić, a nie chcę tego.
- Zmusić mnie? Nie żartuj. - Tak
naprawdę mam świadomość tego, że byłby w stanie to zrobić. Widzę to w sposobie
jaki na mnie patrzy. Nie znosi sprzeciwu.
- Daniel... - wypowiada moje imię
znacznie ciszej, a potem zbliża się do mnie niebezpiecznie blisko - wiesz do
czego jestem zdolny, gdy ktoś stawia mi opór, prawda? Więc nie prowokuj mnie i
chodź.
Nagle zaschło mi w gardle. Doskonale
wiem co ma na myśli. Jak zły sen powraca scena pocałunku. Jest tak blisko, że
czuję ciepło jego ciała i chociaż światło jest przyciemnione, jego oczy błyszczą
niczym u dzikiego kota.
- Psujesz mi całą zabawę - dąsam się,
lecz posłusznie wstaję. Trochę kręci mi się w głowie i mam problem z
utrzymaniem równowagi. Niedobrze. Chyba upadnę, lecz on mnie podtrzymuje. Jest
zadziwiająco silny, a zupełnie na takiego nie wygląda.
- Chodź - prowadzi mnie w kierunku
wyjścia. Towarzyszą mi dziwne uczucia. Z jednej strony ściany klubu i podłoga
wydają się wirować, a z drugiej czuję niesamowity żar bijący od jego ciała. Za
każdym razem gdy mnie dotyka lub gdy ocieram się o niego, jego ciepło
przechodzi na mnie. Nigdy nie czułem czegoś takiego. Will ubiera mi kurtkę i
wyprowadza na zewnątrz, do czekającej na nas taksówki. Wsiadamy.
- Jaki adres, proszę pana?
- Podaj adres - każe. Bez chwili
wahania mamroczę pod nosem gdzie mieszkam. Taksówkarz szybko pokonuje trasę.
Zanim zdążę się przyzwyczaić do oślepiających świateł latarni, jesteśmy na
miejscu. Will płaci kierowcy, który natychmiast odjeżdża. Pomaga mi wejść do budynku.
- Pan Daniel... - stróż jest w
lekkim szoku widząc w jakim jestem stanie. Na szczęście drzwi windy szybko się
otwierają, więc macham mu nieśmiało na pożegnanie. Ledwo trzymam się na nogach,
a Will ciągle czegoś chce.
- Które piętro? - pyta, gdy
przypadkowo naciskam kilka numerów na panelu windy.
- Ostatnie - odpowiadam nieco
wkurzony, że nawet tak prosta czynność jest poza moim zasięgiem. Odsuwa moją dłoń i wybiera właściwy numer. Nie licząc kilku postojów, jazda windą
przypomina koszmar. Drażni mnie nasz wspólny widok. On wygląda tak jak zawsze,
a ja … Zupełnie siebie nie poznaję. Zanim udaje mi się wychwycić zmiany, które
we mnie zaszły, jesteśmy na górze. Znajdują się tu 4 mieszkania, lecz 3 z nich
są puste. Zdaniem portiera czynsz jest zbyt wysoki i tylko na moich rodzicach
nie robi to żadnego wrażenia.
- Podaj kod - znowu mi rozkazuje.
Nie mam innego wyjścia. Dzielę się z nieznajomym tajnym kodem, którego nie
powinienem nikomu podawać. Nareszcie w domu. Jest ciemno, więc szukam kontaktu.
Gdy udaje mi się go wymacać, wpadam na mojego prześladowcę. Trzyma mnie mocno
za ramiona, bo inaczej upadłbym. Patrzę mu prosto w oczy. Nie są już
rozgniewane, tak jak w klubie. Wyrażają coś, czego nie rozumiem... Gdy to sobie
uświadamiam, próbuję ponownie wyrwać się z żelaznego uścisku.
- Przestań się szamotać - uspokaja
mnie.
- Puszczaj.
- Jeśli to zrobię, upadniesz. Nie
chcę abyś coś sobie zrobił.
- A co cię to obchodzi. Idź sobie. -
Jestem coraz bardziej wkurzony. Mam dosyć tego, że traktuje mnie jak dziecko.
No i co z tego, że upadnę? To nie jego sprawa.
- Już mnie wyrzucasz? Dopiero
przyszedłem - uśmiech ciemnowłosego przesączony jest ironią.
- Wynoś się - odpowiadam bardziej
stanowczo. Will przestaje się uśmiechać i ciągnie mnie za sobą do salonu.
Rozpina mi kurtkę. Gdy udaje mu się uwolnić moje ręce z rękawów, odpycham go od
siebie. Traci równowagę, lecz nie upada. Jest wściekły.
- Przestań, bo pożałujesz - mówi
bardzo poważnie. Wiem, że nie żartuje. Może i oszalałem, ale to jest mój cel.
Chcę go sprowokować, tak jak on sprowokował mnie.
- Wynoś się - powtarzam głośniej,
lecz nie reaguje. Zaciskam dłonie w pięści i rzucam się do ataku. Jest szybki i
zanim zdążę cokolwiek zrobić, popycha mnie na sofę, z daleka od siebie. Patrzy
na mnie z góry. Zaskoczyłem go. Dobrze mu tak.
- Daniel, opanuj się, jesteś pijany.
Zrobisz sobie krzywdę.
- To twoja wina! - krzyczę. - To
wszystko przez ciebie! Gdyby nie ty i te twoje cholerne gierki Jade i ja...
Nienawidzę cię! To wszystko przez ciebie! To ty zmieniłeś moje życie w koszmar
swoimi głupimi zaczepkami! A teraz straciłem Jade! Moją Jade!! - tracę nad sobą
panowanie.
- To nie ja ci ją zabrałem - odpowiada spokojnie. - Już podczas tamtej imprezy obściskiwała się z innym. Nie
wiedziałeś?
- Nie wierzę! Jesteś zwykłym kłamcą!
Co ktoś taki jak ty może o mnie wiedzieć?! Jade była wtedy ze mną, byliśmy szczęśliwi!
William wybucha śmiechem.
- Jesteś taki zabawny, Danielu.
Przepraszam, nie powinienem się śmiać, ale czy tak twoim zdaniem wygląda szczęście?
Oszukiwanie siebie i innych nazywasz szczęściem?
- To nie twoja sprawa - kolejny już raz podnoszę
niego głos. - Nie masz prawa się wtrącać.
- A kto mi zabroni? Ty? Spójrz na
siebie, nie jesteś w stanie ustać na nogach. -
Jestem na niego tak bardzo zły, że
jeszcze chwilę i serio zrobię mu coś złego. Jego słowa ranią mnie podwójnie.
Przypominam sobie dzisiejszy wieczór. Jade w sukience, którą dostała ode mnie
i tamten koleś, który wygląda jak jej młodszy braciszek... Choć tak bardzo
starałem się zapomnieć, on sprawia, że nie mogę. Dręczy mnie, prowokuje.
- Wynoś się - powtarzam, starając się by moje słowa zabrzmiały jak najbardziej jadowicie.
- Nie - odpowiada cicho.
Patrzę mu w oczy. Najchętniej własnymi
pięściami starłbym mu ten wredny uśmieszek z twarzy. Pewnie gdybym tyle nie
wypił, to głos rozsądku przypomniałby mi, że na nikogo nie mogę liczyć, że
wszyscy mnie oszukiwali. Tylko on powiedział mi prawdę. Cholerną prawdę, której
wcale nie chciałem znać.
Uspokajam się i po chwili ponownie
próbuję wstać. Will stara się mnie powstrzymać.
- Możesz już iść. Sam sobie poradzę - powoli ruszam w stronę swojego pokoju nie oglądając się za siebie. Chcę się położyć
i zapomnieć o wszystkim co się dzisiaj stało. Gdy w końcu odnajduję właściwe
drzwi i zapalam światło, widzę, że stoi za mną jak cień. Podchodzi bliżej.
Jestem wyprany z wszelkich emocji, więc wpatruję się w podłogę, unikając
konfrontacji.
- Spójrz na mnie - prosi cicho. Nie
reaguję. Słyszę, jak głośno wzdycha. Czuję jego ciepłe palce na brodzie. Bardzo
powoli unosi moją twarz. Sposób w jaki na mnie patrzy jest pełen współczucia.
Wolałem gdy był zły lub gdy rzucał swoje lodowate spojrzenia. Tymczasem jest mi
ciężko, tak cholernie ciężko... Przygniata mnie samotność, przed którą się
broniłem. Chyba się rozpłaczę... Nie chcę tego. Nie w jego obecności. Zamykam oczy, a on mnie całuje. Dziwne uczucie. Jest taki delikatny... Po
chwili przypominam sobie scenę między nim a tamtym blondynem i próbuję się
odsunąć, ale William mi nie pozwala. Czuję większy nacisk ciepłych warg na moje. To
niemożliwe... A drugiej strony takie przyjemne. Nie mam siły by z nim walczyć,
więc poddaję się... Ulegam jego ustom, jego sile, jego obecności w moim życiu.
Pozwalam, aby przytulił mnie mocno do siebie. Nie rozumiem, dlaczego to wszystko, co się dziś stało, zdrada Jade i moje oskarżenia spowodowały, że czuję się z
nim tak blisko związany. Gorący język drażni moją dolną wargę. Czy to jest to
czego chcę? Tak... Pocałuj mnie, ale nie tak jak jego... Naprawdę mnie pocałuj.
Tulę się, szukając siły i
oparcia. Powolne pieszczoty jego języka zupełnie mnie zniewoliły. Chcę więcej,
znacznie więcej... Obejmuje mnie w pasie. Pachnie papierosami i...? Sam nie
wiem... Smakuje inaczej. Pocałunki Willa odurzają. Nogi odmawiają
mi posłuszeństwa... Ale on nawet o tym wie i zanim się spostrzegam, leżymy na
moim łóżku.
Jego twarz tak blisko mojej... Nasze
przyspieszone oddechy... Jeszcze... William gładzi mnie lekko po policzku. Granatowe oczy są pełne pasji, a skóra taka ciepła. Mam ochotę zanurzyć palce w ciemnych włosach,
lecz boję się choćby drgnąć. On się nie boi. Doskonale wie czego chce. Całuje
mnie po twarzy, a każde muśnięcie jego ust wtapia się w moją skórę niczym tatuaż.
Przymykam powieki. Jest mi tak dobrze...! Spokojnie... Nie jestem w stanie nic zrobić,
tylko się poddać...
Nigdy wcześniej nie przeżyłem czegoś tak intymnego. To uczucie
zupełnie mnie obezwładnia. On mnie obezwładnia. Nie chcę walczyć, chcę aby
zrobił ze mną na co tylko ma ochotę. Od zawsze tego pragnąłem, od pierwszej
chwili, gdy nasze oczy się spotkały wiedziałem, że dojdzie do czegoś takiego.
Nie przypuszczałem jednak, że to będzie tak słodkie... Zupełnie wyjątkowe...
Jak on.