Idę za Vee, który pewnym siebie krokiem opuszcza
apartament na najwyższym piętrze i kieruje się do windy. Korzysta ze magicznej karty,
by otworzyć drzwi. Dzięki niej ma swobodny dostęp do wszystkich pomieszczeń. Ja
dostałem zwykłą. Mogę więc wejść do apartamentu, lecz na tym kończą się moje
„uprawnienia”.
- Dlaczego wybraliście hotel? – przełamuję ciszę, by
zadać blondynowi nurtujące mnie pytanie.
- Kaprys jego wysokości – odpowiada, śmiejąc mi się
w twarz.
- Eryk nie miewa kaprysów – dogryzam mu, dając do
zrozumienia, że nie dam się zbyć byle czym.
- Jeszcze się zdziwisz… – prycha wymownie.
- Jeśli nie chcesz lub nie możesz powiedzieć, to nie
mów. Nie musisz być od razu opryskliwy – odcinam mu się.
- Tylko się nie popłacz.
- Nie przeciągaj struny, bo to się dla ciebie źle
skończy – ostrzegam.
- Grozisz mi? – Zadowolony z siebie niebieskooki
dumnie unosi podbródek. Chociaż jest przemęczony, pokonanie go w walce wręcz z
pewnością nie będzie proste. Mimo to w każdej chwili jestem gotów, by zetrzeć
mu z twarzy ten wredny uśmieszek.
- Simon, naucz się lepiej panować nad emocjami.
Zdradza cię mowa ciała.
- Czyżby? – Krzyżuję ramiona na piersi.
- Wiem, że nie marzysz o niczym innym, jak znaleźć
się ze mną sam na sam i dostać niezły wycisk, lecz mam ważniejsze sprawy na
głowie. Spełnianiem twoich fantazji zajmiemy się później. A teraz chodź i
zachowuj się grzecznie.
Vee zabiera mnie do apartamentu, który znajduje się
kilka pięter niżej. Wygląda identycznie jak piętro, na którym mieszkamy. Nawet
wykładzina i kolor ścian jest taki sam. Jedyną różnicę stanowi srebrny numer
umieszczony nad elektronicznym zamkiem. Mój wspólnik kolejny ram mnie
zaskakuje. Zamiast użyć karty, delikatnie puka. Po drugiej stronie słychać
czyjeś kroki. Ktoś odblokowuje zamek. W tej samej chwili Vee szapie za klamkę.
- Szefie, coś się stało? – Zaalarmowany mężczyzna,
który znajduje się w środku, na widok Vee cofa się do tyłu. Ma w ręku pistolet
z tłumikiem, którym mierzy mu prosto w twarz.
- Schowaj to – lodowaty ton Vee świadczy o tym, że
ten drugi popadł w tarapaty. – Zawołaj resztę. Pora, abyście poznali swojego
podopiecznego. – Wejdź – zwraca się do mnie, puszczając przodem.
Nieznajomy, który nas przywitał, od razu rzuca mi
uważne spojrzenie. Ja również nie kryję ciekawości i lustruję do z góry na dół.
Ubrany jest w ciemny garnitur oraz białą koszulę. Wysoki. Ciemnowłosy. I dość
młody. Nie ma więcej niż dwadzieścia dwa lub trzy lata. To on ma mnie pilnować?
- Szefie, to ty? – Z pokoju obok dobiega kobiecy
głos. Po chwili dołącza do nas niewysoka blondynka w granatowej garsonce oraz
wyjątkowo wysokich szpilkach. – Kto to jest? – Od razu zwraca na mnie uwagę.
- To wasz nowy podopieczny – Vee rozsiada się w
fotelu, zostawiając mnie samemu sobie. Czuję się jak padlina, wystawiona na
widok polujących sępów.
- Zoe! Chodź poznać naszego pluszaka! – Kobieta nie
ukrywa ekscytacji, nawołując koleżankę.
- Pluszaka? – Powtarzam po niej, zerkając
jednocześnie na Vee, który bawi się swoim telefonem i nie zwraca uwagi na
otoczenie.
Tymczasem z pokoju po lewej stronie wyłania się
kolejna agentka. Jest o głowę niższa od koleżanki. Ma na sobie ciemnozielony
dres, a na nosie czarne okulary w ciemnych oprawkach. Tuż za nią pojawia się
wysoki i mocno umięśniony mężczyzna. Hadry wyraz twarzy uwydatnia zmarszczki na
jego czole.
- No dobrze – Vee chowa telefon do kieszeni. – Skoro
jesteśmy już w komplecie, najwyższa pora, abyście poznali Simona – wskazuje na
mnie dłonią. – Od tej chwili jest waszym podopiecznym.
- A pan Johnes? – Pyta olbrzym.
- To już nie wasza sprawa. Niańczycie Simona, jasne?
– Dodaje z naciskiem. – Nie chciałbym być w waszej skórze, jeśli coś mu się
stanie – grozi ochroniarzom palcem.
- Nie martw się, szefie. Pluszak będzie z nami
bezpieczny! – Blondynka podchodzi do swojej koleżanki i szturcha ją łokciem w
bok. – Fajny, prawda?
- Wszystko mi jedno – Zoe wydaje się znudzona
sztucznym zamieszaniem.
- Pluszaku, poznaj swoją ekipę – Vee zaczyna się
śmiać. – To Elena – wskazuje na ślicznotkę w garsonce. – I jej partner, Porter.
- To ja. Miło mi – chłopak w garniturze uśmiecha się
do mnie, prezentując idealnie białe zęby oraz dołeczki w policzkach.
- To to Nico i Zoe – kontynuuje Vee.
- Dlaczego mamy go pilnować? Przecież nieźle strzela.
Widzieliśmy w telewizji. – Nico nie pała do mnie zbytnią sympatią i zupełnie
się z tym nie kryje.
- Bo tak powiedziałem. – Po słowach Vee zapada
głucha cisza. – Jeszcze jakieś uwagi?
- Nie – szepcze Elena, spuszczając wzrok. Autorytet
niebieskookiego jest nie do podważenia.
- Waszym priorytetem jest chronienie Simona. Mówię o
tym po raz ostatni. Zrozumiano? – Vee miażdży wzrokiem czwórkę swoich ludzi,
wymagając od nich żelaznej dyscypliny.
- Tak jest, szefie. Przepraszam. Pluszak będzie z
nami bezpieczny. – Nico ostro spuszcza z tonu i z podkulonym ogonem łasi się o
względy tlenionego.
- Nie jestem pluszakiem! Przestańcie tak o mnie
mówić! – Oburza mnie nowe, dziecinne przezwisko, którym zostałem „ochrzczony”
przez Elenę.
- Na twoim miejscu już bym się przyzwyczaił – wtrąca
się Vee. – Nie martw się. Pozory mylą. Choć nic na to nie wskazuje, to
sprawdzeni profesjonaliści, którzy znają się na swojej robocie i wiedzą, że
jesteś bezcenny. Od tej chwili będziesz ich priorytetem. Dzieckiem, które będą
prowadzić za rączkę, aby się nie przewróciło.
- Nawet o tym nie myśl… – warczę, gotowy skoczyć mu
do oczu za tak głupie analogie. Zgodziłem się tylko ze względu na stan zdrowia
Eryka. Nie oznacza to jednak, że potrzebuję ochrony. Sam potrafię o siebie
zadbać. Zawsze tak było. Przejściowe kłopoty nie potrwają wiecznie. Im szybciej
Vee to sobie uświadomi, tym lepiej.
- Prosiłem, abyś się zachowywał, prawda? – Vee ziewa
przeciągle, po czym wraca do komenderowania zebranymi wokół nas ludźmi. – Na razie
zostajemy tutaj. Gdyby coś się zmieniło, dam wam znać.
- Tak jest! – Nico traktuje Vee jak generała.
Jeszcze chwila i zacznie mu salutować.
- Po pogrzebie spędzicie więcej czasu z Simonem,
abyście mogli go lepiej poznać. Do tego czasu mam dla was inne zadanie –
przebiegły bazyliszek znowu wpadł na jakiś durny pomysł. – Przekopcie się przez
jego przeszłość. Dam dodatkową premię osobie, która znajdzie najbardziej kompromitujące
informacje…
- Vee! – jestem gotowy skręcić mu kark. –
Przysięgam, że jeszcze chwilę i będziesz tego bardzo, ale to bardzo…
- Zapomniałem o najważniejszym. Od dzisiaj to ja
nazywam się Johnes, a co za tym idzie, przejmuję wszystkie obowiązki, które
wynikają z tego faktu. – Blondyn nie przejmuje się wybuchem agresji z mojej
strony. Beztroski i zrelaksowany, szczebiocze o swoich niekończących się
intrygach, w których odgrywamy rolę pionków na szachownicy.
- A pan Johnes? – Zoe po raz pierwszy zabiera głos w
dyskusji.
- Pan Johnes wraca do nazwiska rodowego. W sprawie
premii decyduje godzina nadania maila. Powodzenia – macha swoim ludziom na
pożegnanie, kierując się do wyjścia. Jestem na niego tak wściekły, że samo
patrzenie w jego stronę wydaje się niemożliwe. Vee nie ma takich oporów. Wprost
przeciwnie. Uśmiecha się wesoło, nucąc coś pod nosem.
Zaciskam palce w pięści i zaczynam liczyć do
dziesięciu. Buzująca adrenalina błaga o to, abym znalazł dla niej ujście. Nie
mam pojęcia, jak udaje mi się znieść resztę naszej „podróży” i nie wyjść przy
tym z siebie. Wpadam do apartamentu gotowy rozwalić pierwszą rzecz, która
wpadnie mi w ręce. Powstrzymuje mnie widok Eryka, skulonego na białej sofie z
salonie. Mój ukochany jest blady. Jego zmęczony wzrok i sino podkrążone oczy
uwypuklają kiepskie samopoczucie. Do tego nie chce jeść. Nie może spać. Jutro
czeka go pogrzeb rodziców.
- Jak się czujesz, skarbie? – Zagaduję ukochanego,
siadając tak blisko króla, jak tylko mogę. Najchętniej wziąłbym go na ręce,
przytulił i spróbował odegnać czarne myśli, które zakłócają jego spokój, lecz
jestem całkowicie bezsilny.
- Dobrze. – Eryk raczy mnie kolejnym kłamstwem, w
które jego zdaniem powinienem uwierzyć i nie zadawać zbędnych pytań.
- Poznałem swoich ochroniarzy. Nazywają mnie „pluszakiem”
– żalę się, licząc na to, że chociaż on wesprze mnie w tak ciężkiej chwili.
- Pluszakiem? – Srebrnooki unosi jasną brew,
okazując zdziwienie. – „Pluszak” idealnie do ciebie pasuje.
- Ja też mu to mówiłem – przechwala się Vee,
zajmując miejsce na wprost mnie. Nonszalancko zakłada nogę na nogę. Pan Moor z
trudem powstrzymuje złośliwy chichot.
- Dzięki. Wiedziałem, że mogę na was liczyć – nie potrafię
powstrzymać cierpkich słów.
- Poczekaj aż Vee każe im prześwietlić twoją
przeszłość, chłopcze. Dopiero wtedy będzie wesoło. – Starszy mężczyzna naigrywa
się ze mnie, podając Erykowi filiżankę z herbatą.
- Przepraszam, ale nie będę tego pił. – Jego wysokość
kuli się w sobie jeszcze bardziej, obejmując wątłe ciało wychudzonymi
ramionami.
- Nic na mnie nie znajdą – pewny swego, uprzedzam
niechciane komentarze. Choć serce boli mnie z żalu i bezsilności, nic nie mogę
zrobić. Muszę być silny i wytrzymać. Dlatego też gram swoją rolę głuchego i
ślepego kochanka, który ma za zadanie nie dokładać zmartwień tej mizernej kupce
nieszczęścia, którą mam na wyciągnięcie ręki.
- To się jeszcze okaże. Nie mów „hop”, bo możesz
przypadkowo skręcić sobie kark. Zoe właśnie włamała się do wojskowej bazy
danych. Zobaczmy co my tu mamy… – Vee pogrąża się w lekturze moich akt
osobowych, które z pewnością przeglądał nie jeden raz. – Misja z Pradze?
Ciekawe, ciekawe…
- Praga to jedno z tych miejsc, o których wolałbym
zapomnieć – mamroczę do samego siebie.
- Dlaczego? – Eryk nie potrafi poskromić ciekawości.
To miłe, że nawet w tak ciężkich chwilach wzbudzam w nim zainteresowanie.
Wielka szkoda, że nic więcej…
- Chcesz wiedzieć? – Przysuwam się do ukochanego, by
móc szeptać mu na ucho. – Powiem ci, ale to będzie nasz sekret, dobrze? –
Wykorzystuję sytuację do maksimum i dotykam smukłej szyi. Srebrnooki drży pod
wpływem mojego dotyku. Zachowuję się jak na gentelmana przystało i udaję, że
nie zauważyłem. Odsuwam pasma jego jasnych włosów i pochylam się do przodu. Te
środki ostrożności wydają się niezbędne. Mały monarcha z pewnością uważa, że
robię to ze względu na Vee, lecz to nieprawda. Vee zna prawdę. Za to Eryk… W
jego oczach dostrzegam migoczące iskierki ciekawości. Bliskość mojego ciała
wydaje się go odprężać. Jest tak słodki, że trudno mi nad sobą zapanować. – By chronić
klienta, kazałem go przebrać za kobietę. Przemknęliśmy przez miasto trzymając
się za ręce i udając parę, by zmylić jego brata, któremu uwiódł żonę.
- Kłamiesz. – Eryk ocenia mnie bardzo surowo. Odsuwa
się ode mnie, pogłębiając dzielący nas dystans.
- Nie mam powodów, aby cię oszukiwać. Możesz zapytać
Vee, jeśli mi nie wierzysz. Z pewnością wie już znacznie więcej o całej
sprawie.
- Wiem wszystko – zadowolony z siebie niebieskooki
śmieje się pod nosem, wskazując na ekran telefonu.
- Po co każesz im grzebać w mojej przeszłości? Nie
powiesz mi przecież, że nie czytałeś moich akt.
- Czytałem – opiekun króla ma znakomity nastrój. –
Zabiłeś człowieka na oczach całego świata. Naprawdę uważasz, że bzdury o
wzorowym przebiegu służby wojskowej wystarczą, by zamknąć usta dziennikarzom
śledczym?
- Nie chcę tego słuchać! – Wzburzony Eryk zrywa się
ze swojego miejsca i oddala do naszej sypialni głośno trzaskając drzwiami.
- Zdenerwował się… – komentuję ponuro, głośno przy
tym wzdychając.
- Pogadam z nim. – Vee chowa telefon do kieszeni. –
Jeśli jest coś, co może skompromitować Eryka w oczach świata, to powiedz mi to
teraz.
- Skompromitować?! Co masz na myśli?!
- Rzeczy takie jak romanse z żonatymi facetami,
nieślubne dzieci, handel narkotykami. Wszystko co rzuci cień na nasze życie.
Vee wpatruje się we mnie z kamiennym wyrazem twarzy.
Nie blefuje. Serio liczy się z tym, że ukrywam jakiś brudny sekret.
- Psujesz zabawę – cedzę przez zęby, ściszając głos,
by nikt inny nas nie słyszał. – Daj szansę swoim ludziom. Niech oni coś na mnie
znajdą, skoro ty nie umiesz.
- Kto powiedział, że nie umiem? Twoja rodzina je mi
z ręki. Dzięki ich opowiastkom znam cię lepiej sądzisz – kpi.
- Nie mam nic więcej do dodania.
- Skoro tak to idę do Eryka. Postaram się go nieco
uspokoić, bo tobie kiepsko to wychodzi. – Vee klepie mnie po ramieniu,
prowokując kolejną awanturę. Nie daję się podpuścić. Wytrzymam. Dla dobra
ukochanego wytrzymam wszystko.
***
Moi Drodzy :)
Pierwszy tydzień studiowania mam już za sobą. Pora więc wrócić do rzeczywistości i zająć się pisaniem. Bardzo za Wami tęskniłem. Jeszcze raz dziękuję Wszystkim za ciepłe słowa wsparcia. Nie macie pojęcia jak wiele to dla mnie znaczy. Zazwyczaj staram się unikać pisania o swoim życiu na blogu, bo wiem, że to mało interesujący temat. Pozwoliłem sobie zrobić wyjątek, bo tego potrzebowałem. Poza tym głupio by było tak znikać. W każdym razie studia są trudne i bardzo czasochłonne. Mam zajęte wszystkie weekendy do końca czerwca 2020 roku, choć nie tylko. Czeka mnie dużo zajęć praktycznych oraz inne atrakcje, o których w tej chwili boję się myśleć. Nadal nie wiem czy dobrze zrobiłem. Nie wiem też, czy sobie poradzę. Zwłaszcza z anatomii, której nie znam, a muszę poznać. To są właśnie uroki kierunków medycznych. Pociesza mnie jednak fakt, że wykładowcy w większości wydają się kompetentni i sympatyczni. Na poprzedniej uczelni było znacznie gorzej, a jakoś wytrwałem, więc może nie będzie źle :)
Wasz Kitsune