„Bezsenne Noce”
- Oby
dzidziuś nie brał z nas przykładu – blondyn z uczuciem obejmuje swój brzuch,
obserwując jednocześnie niewielki dom rodziców, który zostawiamy za sobą w
tyle. – Nie chciałbym, by wymykał się w podobny sposób – chichocze.
- Nie martw
się. Będziemy wspaniałymi rodzicami, a nasze dziecko będzie wyjątkowo grzeczne
i ułożone – zapewniam, go, skręcając w lewo i wjeżdżając na szosę.
- Skąd
wiesz?
- Po prostu
wiem. Ja zajmę się rozpieszczaniem, a ty dyscypliną. To rozwiąże wszystkie
problemy wychowawcze – uśmiecham się. Jestem
podekscytowany wycieczką oraz tym, że spędzimy razem trochę czasu.
Adrenalina buzuje w moich żyłach. Już dawno nie czułem się tak dobrze. Nie ma
dla mnie rzeczy niemożliwych. Wszystko wydaje się być w zasięgu ręki. Zwłaszcza
on…
- Skoro tak
twierdzisz – Eli wpatruje się we mnie uważnie. Nie ma zapiętych pasów.
Rozpuszczone włosy miękko okalają jego twarz. Oparty o skórzane siedzenie,
sprawia wrażenie odprężonego.
- Wygodnie
ci? Fotel jest regulowany, więc jeśli chcesz to…
- Tak jest dobrze – obraca głowę, kierując
uwagę na przednią szybę. Wolałem, gdy patrzył na mnie… Jego dłonie nadal
spoczywają na brzuchu. Traktuje maleństwo z tak dużą czułością. Kto go tego
nauczył? Czy ktoś był wobec niego czuły? Wychowywał się bez rodziców, a okres
dorastania spędził zdany wyłącznie na siebie. Mimo to ma w sobie tyle
wrażliwości i piękna. Jest cudowny. W każdym calu doskonały... – Max, chyba
pomyliłeś drogę – wyrywa mnie z krainy niekończących się fantazji, dotyczących
jego osoby. – Miasteczko jest tam – wskazuje przeciwległy kierunek.
- Nie
jedziemy do miasteczka – odpowiadam, starając się zachować powagę. Chciałbym mu
powiedzieć już teraz, co tak naprawdę będziemy oglądać, lecz gryzę się w język,
by nie psuć niespodzianki.
- A dokąd? –
nieco zdezorientowany Eli rozgląda się po okolicy.
- Zobaczysz.
- Powiedz mi
- nalega przymilnie. Jest taki słodki… To niewinne spojrzenie… Walcz, Max!
Walcz z pokusą! Z pewnością robi to celowo, by cię złamać!
- Niedługo
się dowiesz – odpowiadam tajemniczo, by rozbudzić w chłopaku większą ciekawość.
Mój
podstępny plan przewidywał jedynie wyprawę do kina, lecz dość szybko z niego
zrezygnowałem. Nie mam pojęcia, jakie Eli lubi filmy. Bardzo rzadko ogląda
telewizję. To typowy artysta, który zaprzedał duszę sztuce. I jest ze mną w
ciąży. Zazwyczaj po prostu rysuje. Wstyd się przyznać, lecz nadal niewiele o
nim wiem.
Włączam
radio. Jedziemy i jedziemy, aż robi się zupełnie ciemno. Mógłbym wykorzystać
ten czas na rozmowę, bo żaden z nas nie umie się przełamać. Zerkam na złotowłosego
ukradkiem. Mam nadzieję, że nie spanikuje…
Skręcam w
leśną ścieżkę. Noc zdążyła zarzucić swój ciemny welon na wysokie sosny, które
wydają się znacznie większe, niż w rzeczywistości. Jeśli pamięć mnie nie myli,
powinniśmy być prawie na miejscu.
- Max…
Zgubiliśmy się?
- Nie –
wiedziałem, że to tylko kwestia czasu…
- Nadal
próbujesz mi wmówić, że jedziemy do kina? Aż tak naiwny nie jestem… - ton jego
głosu przesiąknięty jest sarkazmem.
- Prosiłem,
abyś mi zaufał, prawda? Wiem, gdzie jesteśmy i zapewniam cię, że będziesz
zadowolony z mojego wyboru.
- Jasne… -
ironizuje.
- To nie
będzie film, jak się już z pewnością domyśliłeś. Obejrzymy coś innego. Kto wie,
może wyda ci się to inspirujące – zaczynam się wesoło śmiać, by rozładować
atmosferę, lecz Eli nie jest do śmiechu. Zaczyna żałować, że uciekł ze mną z
domu. Jego mina mówi mi więcej, niż tysiąc słów. Odnoszę wrażenie, że
troszeczkę się mnie boi. – Króliczku…
- Prosiłem,
żebyś mnie tak nie nazywał – beznamiętny ton, irytacja… A miało być
tak pięknie.
- Jesteśmy
na miejscu! – oświadczam, dumny z siebie.
- To tutaj?
– z każdą sekundą pogłębia się jego frustracja, związana z moją osobą.
- Tak!
Pięknie, prawda? – wyłączam silnik i gaszę światła.
- Nie wiem.
Jest ciemno.
- Za dnia
byśmy tego nie zobaczyli – wtajemniczam go. – Niedaleko stąd jest łąka, ale nie
da się tam wjechać samochodem. Załóż bluzę. Nie chcę, by było ci zimno.
- Max, czy
ty kompletnie oszalałeś?! Nie ma mowy o żadnych łąkach i spacerach. Chcę wrócić
do domu! – oświadcza kategorycznie.
- Króliczku…
- staram się go nieco ugłaskać, lecz odnoszę efekt odwrotny od zamierzonego.
- Nie jestem
gryzoniem, a ty wylądujesz na dywaniku u swojego taty! – grozi mi.
- Nie
zrobiłbyś tego… Wiesz, że ojciec by mnie zabił – udaję szczerze zatrwożonego. –
Proszę… - sięgam po jego lewą dłoń, którą ciągle dotyka brzucha. – Tylko kilka
minut. Jeśli ci się nie spodoba, od razu wracamy, ok? – Eli prześwietla mnie
wzrokiem, po czym wzdycha pokonany.
- Będę tego
żałować… Myślałem, że mężczyźni w twoim wieku są bardziej godni zaufania –
mamrocze pod nosem.
-
Wiedziałem, że się zgodzisz! – otwieram drzwi i okrążam samochód, by pomóc mu
wysiąść. Celowo nie komentuję uwagi o moim wieku. Wiem, że jestem starszy, lecz
zrobię co w mojej mocy, by tego nie odczuł. – Daj mi rękę. Nie możesz się
przewrócić – wolę go asekurować. Co prawda grunt jest raczej ubity i równy, ale
przezorny zawsze ubezpieczony, a on nosi mojego… naszego synka. Gdy jego mała
dłoń bezpiecznie spoczywa w mojej, sięgam po koc, który zawsze wożę ze sobą w
aucie. Jesteśmy gotowi.
Ciągnę
chłopaka w kierunku łąki. Noc jest raczej ciepła. Mój wzrok dość szybko
przyzwyczaja się do ciemności. Za to las zdaje się żyć własnym życiem. Słychać
ptaki oraz świerszcze. Nie miałbym nic przeciwko, gdybyśmy rozłożyli się tutaj
i kochali pod gołym niebem. Ta myśl skutecznie mąci mój spokój, podsyłając
obrazy jego nagiej skóry, skąpanej jedynie w blasku księżyca. Ktoś powinien
namalować właśnie taki akt z jego udziałem.
Ktoś? To
musiałbym być ja! Nie pozwolę, by obce oczy syciły się jego pięknem. Ono
przeznaczone jest wyłącznie dla mnie. Dla mnie… To ja będę go dotykać. Powoli.
Bardzo powoli, aż zupełnie się zatraci…
Świetnie
Max. Jeszcze chwila oddawania się marzeniom i będziesz miał za swoje. I tym
razem zimny prysznic z pewnością nie wchodzi w grę…
- Gdzie
idziemy? Max! – jasnowłosy zatrzymuje się na środku drogi i wyrywa mi swoją
dłoń. – Jeśli natychmiast nie wyjaśnisz mi czemu trafiliśmy na to odludzie,
przysięgam, że wrócę do domu na piechotę!
- Wiesz, że
nigdy bym na to nie pozwolił.
- Ja nie
żartuję! Mów natychmiast, albo…
- No dobrze,
już dobrze – wzdycham. – Mam nadzieję, że to miejsce będzie odpowiednie –
rozkładam koc na trawie, a przynajmniej mam szczerą nadzieję, że jest to trawa.
-
Odpowiednie do czego?
- Zawsze
jesteś taki niecierpliwy? – odpowiadam pytaniem na jego pytanie. – Chodź, połóż
się obok mnie.
- Mamy leżeć
na ziemi w ciemności? Dobrze się czujesz? Może masz gorączkę? – podchodzi
bliżej mnie i przykłada rękę do mojego czoła. Chwytam go za nadgarstek. Gdy
moje usta dotykają wnętrza jego dłoni, odsuwa się, jak poparzony.
- Co
robisz?! – złości się na mnie.
- Nic.
Jestem szczęśliwy. Chcę pokazać ci coś wyjątkowego, więc mógłbyś wykazać odrobinkę
wiary w moje starania – chyba od dawna nie byłem z nikim aż tak szczery. - To
nie jest trudne… Obiecuję, że za parę minut odwiozę cię bezpiecznie do domu.
Proszę tylko o kilka minut. Eli… –
dotykam jego ramienia. Nastolatek spogląda przed siebie. Błądzi wzrokiem po
mojej klatce piersiowej. Mój drobny gest chyba nieco go uspokoił.
- Kilka
minut – podkreśla wymownie siadając na kocu.
- Dziękuję –
z wielką ulgą kładę się na plecach i zaczynam wpatrywać z rozgwieżdżone niebo. –
Od zawsze wymykałem się z domu, by móc patrzeć na gwiazdy i pomyśleć.
- To
wzruszające – odgryza mi się, przyciągając kolana do klatki piersiowej.
- Nie lubisz
gwiazd? – dziwię się jego reakcji. Sądziłem, iż ktoś tak przesycony sztuką jak
on, z zapartym tchem będzie wpatrywać się w konstelacje. – Może któraś z nich
spełni twoje marzenie – droczę się z nim.
- Na bajki
dopiero przyjdzie czas.
- Nie mów
mi, że nie wierzysz w spadające gwiazdy – z niedowierzaniem oczekuję od niego
wyjaśnienia.
- Twoje
życzenia się spełniły? – czy on zawsze musi być taki złośliwy?
- O tak –
zapewniam go. – Od wielu lat pragnąłem syna i już wkrótce przyjdzie na świat –
uśmiecham się rozanielony. – Z córki będę się tak samo cieszył – dodaję po chwili,
zaniepokojony milczeniem chłopaka. – A ty? Przecież musi być coś, czego byś
chciał. Jeśli mi powiesz, to zrobię co w mojej mocy, by spełnić twoje marzenie.
- Dlaczego? –
dziwi się.
- Jak to
dlaczego? Tak po prostu… Dasz życie naszemu dziecku, więc mam wobec ciebie dług
wdzięczności i… - trudno mi wyjaśnić, co dokładnie czuję, a jest tego naprawdę
sporo.
- Niczego od
ciebie nie chcę – ucina temat, wstając ze swojego miejsca.
Zabolało. Nie
tak bardzo, jak słowa, którymi wcześniej raczyłem go przy każdej okazji, ale…
Gdybym to ja był na jego miejscu… Jestem skończonym idiotą. Dziecko w tak
młodym wieku z pewnością stanowi przeszkodę, a nie powód do radości. Choć to
nie moja wina, czuję się odpowiedzialny za ograbienie złotowłosego z resztek
nastoletniego, beztroskiego życia. Przecież dobrze sobie radził. Miał
mieszkanie, samochód, pracę, którą kochał. Stracił to wszystko z powodu mojej
egoistycznej zachcianki.
Obserwuję,
jak Eli spaceruje po łące. Nie wygląda na zadowolonego. Zepsułem mu wieczór. Powoli
wstaję z koca i podchodzę bliżej. Obejmuję go od tyłu ramionami.
- Max! –
karci mnie, lecz się nie wyrywa.
- Prędzej
czy później otworzysz się przede mną i powiesz mi, czego pragniesz – otulam go
szczelnie ramionami.
- Tak
sądzisz? – jego zaczepna odpowiedź ponownie wprawia mnie w dobry nastrój.
- Jestem o
tym przekonany. Będę cierpliwie czekał na tę chwilę.
- Pewność
siebie to kiepska podstawa, żeby… - nagle urywa, odwracając głowę w przeciwną
stronę.
- Żeby co? –
chcę się dowiedzieć, co miał na myśli, lecz Króliczka pochłania już coś innego.
- Widziałeś
to? – z przejęciem wpatruje się w przestrzeń.
- Co
takiego?
- Tam coś
jest. I błyszczy! – ekscytacja w jego głosie rośnie z sekundy na sekundę.
- Gdzie? –
wykorzystuję resztkę silnej woli, by udawać zdziwionego.
- Przed
nami. Jestem pewny, że widziałem…
- Co
widziałeś? – pochylam się nad nim, by szeptać mu do ucha.
- Max… -
zerka na mnie niepewnie, bo nie lubi takiej bliskości. Peszy go. Mnie z resztą
też.
- Wiem, że
to nie to samo co kino, ale może ci się spodoba – obejmuję go ciaśniej
ramionami, bo uwielbiam, gdy jest tak blisko. Eli jest zbyt zaabsorbowany, by
to zauważyć. Po chwili ja również dostrzegam malutkie, mieniące się światełko. –
Bardzo chciałem, abyś je zobaczył. Spójrz, jakie są piękne… - czuję jak szybko
bije mu serce. Wstrzymuje oddech, gdy nad łąką pojawia się ich więcej.
- To
świetliki! – wyrywa się z moich ramion, by podbiec bliżej.
- Uważaj!
Nie przewróć się! – wołam za nim, lecz nie reaguje. Dostrzegam jedynie jasny
cień jego rozpuszczonych włosów, gdy podchodzi bliżej stada owadów. Ostrożnie
wyciąga rękę, jakby chciał ich dotknąć. Setki migoczących punkcików. Do tego te
oczy, błyszczące tak intensywnie… Przepadłeś, stary. Nie ma już dla ciebie
ratunku…
- Max, spójrz!
- Widzę,
Króliczku… Widzę… - Widzę cię takiego, jakim jesteś. Widzę cię tak wyraźnie,
jakbym patrzył na ciebie pierwszy raz w życiu. Może moje oczy pokrywała łuska,
którą udało mi się zrzucić. Widzę cię i zawsze chcę na ciebie patrzeć. Tylko na
ciebie…
Mniej więcej
po godzinie, gdy Eli nacieszył się ganianiem za robaczkami świętojańskimi,
leżymy razem na kocu i wpatrujemy się w niebo.
- O czym
myślisz? – pytam chłopaka, przesuwając jednocześnie opuszkami po wierzchu jego
dłoni.
- O tym, że…
Łaskoczesz mnie – łapie mnie za rękę. Od razu to wykorzystuję. Splatam nasze
palce i układam na jego brzuszku.
- Teraz jest
idealnie, nie sądzisz?
- Mhm… -
uśmiecha się lekko, przymykając powieki.
- Powinniśmy
wracać, a tak mi się nie chce – śmieję się cicho.
- Nie, zostańmy
tu jeszcze... – prosi.
- Eli, ja
chciałbym… - fiołkowooki kładzie się na boku i spogląda mi prosto w oczy.
- Czego byś
chciał? – boję się wyznać prawdę. To najbardziej intymna chwila w całym moim
dotychczasowym życiu. Czuję się tak niepewnie. Ogarnia mnie oszołomienie. Stado
motyli w moim brzuchu tylko czeka, by zerwać się do lotu. Czy powinienem
zapytać go o zgodę, czy lepiej po prostu go pocałować?
Moja prawa
dłoń delikatnie masuje jego plecy. Jest tak blisko. Centymetry ode mnie.
Pozwalam opadać powiekom, które domagają się, abym zamknął oczy i rozkoszował
się jego ciepłem. Przysuwam się odrobinę bliżej.
- Obudzisz
mnie, jeśli zasnę? – wtula się w moje ramiona, drżąc z zimna.
- Wracamy do
domu – decyduję.
- Za chwilę…
Tylko pięć minut… - pomrukuje sennie. Biedaczek, jest wykończony. Zerkam za
swój zegarek. Kilka minut po północy. Zanim położę go do łóżka, będzie pierwsza.
Koniec atrakcji na dziś.
- Chodź.
Prześpisz się w samochodzie – pomagam mu wstać, po czym zarzucam koc na jego
zziębnięte ramiona. Wlecze się za mną, ziewając.
W czasie
drogi powrotnej do domu, nie umiem wyzbyć się uczucia rozczarowania. Był tak
blisko. Gdybym się wcześniej zdecydował, wykonał jakikolwiek ruch… Ale nie,
musiałem się zawahać i teraz mam za swoje.
Parkuję auto
przed domem i pomagam Eli wysiąść. Chyba nawet nie zdaje sobie sprawy z tego,
gdzie się znajdujemy. Opiera się plecami o drzwi mercedesa i pociera oczy. Bez
słowa biorę go na ręce i niosę w kierunku wejścia. Gdy sięgam do klamki, ojciec
wyłania się z ciemności. Sam sposób w jaki na mnie patrzy przyprawia mnie o
silne poczucie winy. Nic nie mówię. Źle mi z tym, iż zostałem przyłapany na
gorącym uczynku. Przemykam obok niego i niosę Eli prosto do łóżka.
Chciałbym z
nim spać, lecz dość już nagrzeszyłem, jak na jeden dzień. Tata w każdej chwili
może tu przyjść, by sprawdzić, czy w wystarczającym stopniu zadbałem o jego ciężarnego
ulubieńca po tym jak potajemnie wywiozłem go z domu. Zdejmuję mu więc buty i
okrywam kołdrą, po czym siadam na swoim łóżku i odchylam się do tyłu. Co ja
najlepszego zrobiłem? Jeszcze trochę i siłą mnie od niego nie odciągną. Nie
wolno mi czuć tego, co obecnie do niego czuję! To absolutnie zakazane! On jest
zakazany! Jego usta są zakazane!
Minęło
zaledwie kilka minut naszej fizycznej rozłąki, a ramiona już palą pustką.
Tymczasem serce… Wyrywa się do niego, szamocząc w klatce piersiowej, niczym
uwięziony ptak… „Tak nie można. Jesteś starszy i bardziej doświadczony!” –
gromi mnie własne sumienie. Tak, wiem, że jestem, ale co z tego?! Nie skrzywdzę
go przecież! Będę cierpliwy. Dam mu czas. Nauczę… „Czego chcesz go nauczyć,
Max? Miłości? A jeśli wam nie wyjdzie, to co wtedy?” Jak do tej pory wszystkie
moje związki kończyły się rozstaniami. Nie chcę go skrzywdzić. Życie obeszło się z nim brutalne.Wystarczająco się nacierpiał...
Nienawidzę się
za to, co muszę zrobić, lecz nie mam innego wyjścia. Choć będzie to bardzo
trudne, od teraz trzymam się od Eli z daleka.