piątek, 25 stycznia 2019

mpreg 58

„Bezsenne Noce


Otwieram oczy i przez kilka chwil nie mam pojęcia, gdzie się znajduję. Nie jest to dom rodziców, ani moje mieszkanie. Co to za obce miejsce?
Dopiero po dłuższej chwili wszystkie elementy łamigłówki układają się w spójną całość. Pojechałem po Eli, a następnie przywiozłem go do hotelu. Kochaliśmy się pod prysznicem, a później on miał suszyć włosy, a ja? Zasnąłem?
W sumie zupełnie mnie to nie dziwi. Stres, zarwane noce, setki spotkań i zero wieść od ukochanego, który pozbawiony dachu nad głową, błąkał się w deszczu po kempingu niejednego doprowadziłyby do obłędu. To była naprawdę intensywna noc. Tyle się działo. Uśmiecham się do swoich wspomnień. Warto było przeżyć to wszystko, oj warto…
Naciągam na siebie kołdrę, a następnie chcę przytulić mojego Króliczka, który powinien gdzieś tu być. Hotelowe łoże jest naprawdę słusznych rozmiarów. Wyciągam rękę, szukając cieplutkiego ciałka, lecz trafiam jedynie na idealnie wyprasowane prześcieradło.
Zaniepokojony zrywam się ze swojego miejsca i szarpię za puchowe okrycie. Po chłopaku nie ma śladu! W dodatku po drugiej stronie łóżka nie ma też ani jednego zagniecenia! Świadczy o tym, że Eli tu nie spał!
Gdzie on jest?!
Podbiegam do okna i odsłaniam rolety. Poranne niebo jest szare i zachmurzone. Deszcz to jedynie kwestia czasu. Cyfrowy wyświetlacz na parapecie informuje mnie, że jest dwadzieścia po szóstej. Położyłem się spać pewnie około czwartej. Czyżby Eli wykorzystał okazję i uciekł?
Pełen najgorszych przeczuć wpadam do łazienki. To moja jedyna deska ratunku. Jeśli tam go nie będzie, to chyba oszaleję!
Popycham drzwi i z sercem podchodzącym do gardła odkrywam, iż moja bezcenna zguba wyleguje się w wannie z hydromasażem.
- Tu jesteś… - podchodzę do złotowłosego, by sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. – Zdenerwowałem się, gdy nie było cię w łóżku. Dlaczego nie poszedłeś spać? Źle się czujesz?
Eli unosi wzrok. Na pierwszy rzut oka powiedziałbym, że jest na mnie nieco wkurzony. Może przestraszył go raban, jaki niepotrzebnie wywołałem? A może minął się wczoraj z prawdą twierdząc, że nie zrobiłem mu nic złego?
Wykończę się przez tego dzieciaka!
- Skarbie, co się dzieje? – siadam na brzegu wanny, by zminimalizować dystans między nami.
- Nic – mój wybranek zbywa mnie, jak ma w zwyczaju.
- Nie poszedłeś spać? Dlaczego?
- Bo nie chciałem.
- W takim razie co tu robisz?
Zaczyna mnie drażnić ta gra w dwadzieścia pytań. Myślałem, że po tym wszystkim bardziej mi zaufa i nieco się otworzy. Tymczasem jest gorzej, niż przedtem.
- Korzystam z twojej hojności. Czy ta odpowiedź cię zadowala, czy dalej będziemy kontynuować to przesłuchanie?
Eli jest mocno wzburzony. Mówi się, że złość piękności szkodzi, lecz w moich oczach to wciąż perfekcyjny ideał. Wśród mydlanych baniek i z włosami upiętymi w luźny kok, przypomina raczej małego kotka. Nie powiem mu o tym, bo tylko pogorszę i tak dość napiętą sytuację.
Co go ugryzło od samego rana?
- Mam nadzieję, że woda jest ciepła. – Celowo zanurzam palce, by poza sprawdzeniem temperatury, poszukać także jego dłoni. Skóra na jego palcach jest pomarszczona. Unoszę jego rękę do ust i całuję każdą kosteczkę. Ciekawe od jak dawna tu jest?
- Nie! – Eli odbiera mi moją zdobycz. Robi mi się przykro. Nie rozumiem jego zachowania. Zrobiłem coś nie tak? A może powiedziałem? Czemu z radosnego i zadowolonego stał się nagle rozjuszony i złośliwy? A może jest głodny?
- Króliczku, co cię opętało? Nie tak dawno temu nalegałeś, abym cię dotykał, a teraz…
- A teraz już tego nie chcę!
- A czego chcesz? – Zupełnie ogłupiały, przeczesuję włosy palcami. Pora zamówić kawę, Max. Bez solidnej porcji kofeiny, nie dasz rady sobie rady.
- Od ciebie? Niczego – blondyn prycha gniewnie, celowo mnie ignorując.
- A śniadanie? Nadal masz ochotę na gofry? Może jeśli zjesz coś słodkiego, to twój poziom cukru jakoś się ustabilizuje – wzdycham, zbierając się do wyjścia.
- Nie jestem głodny. Zjadłem lizaka.
Tracę grunt pod nogami. Dlaczego? Przecież było już tak dobrze… Spałem najwyżej dwie i pół godziny. Jak to możliwe, że w tym czasie ze słodkiego i milutkiego, mój Króliczek transformował się w to agresywne i dzikie zwierzę? Może to wina wody? Co prawda nigdy wcześnie nie słyszałem o takim przypadku, lecz jeśli za jakiś czas okaże się, że pracownicy hotelu dodawali do niej dopalacze lub inne paskudztwa, które zmieniają osobowość, powieka nie drgnie mi ze zdziwienia.
- Eli, proszę cię… Porozmawiajmy jak dorośli, dobrze? – Podejmuję desperacką próbę zapanowania nad rozwydrzonym małolatem.
- Nie mamy o czym.
- Jak to nie?! Na litość boską, zwariuję przez ciebie! Co się dzieje?! Czy tak trudno jest okazać mi odrobinę zaufania i powiedzieć, o co chodzi? Przecież wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko, więc czemu traktujesz mnie jak obcego?! Rzuciłem pracę, za co moja agentka z pewnością mnie wypatroszy! Kochaliśmy się, choć dobrze wiesz, że boję się o dziecko. Co jeszcze mam zrobić, abyś był szczęśliwy?!
Źle, Max, bardzo źle… Podnosząc na niego głos, tylko pogarszasz sprawę. Eli ma w tej chwili jedynie ciebie. Jeśli zobaczy w tobie wroga, to koniec. Nie odzyskasz go…
- Przepraszam. Nie chciałem – kajam się, by jakoś załagodzić mój impulsywny atak.
- Nie przepraszaj. Powiedziałeś to, co myślisz.
Jasnowłosy sięga po pilota i wyłącza hydromasaż. Opiera dłonie na brzegach wanny, by nie poślizgnąć się przy wychodzeniu. Wyciągam do niego rękę asekurując go. Ku mojemu zdziwieniu, pozwala sobie pomóc. Zwinnym ruchem wstaje, a ja wyjmuję go z wanny. Nie protestuje, gdy okrywam go ręcznikiem, a następnie pomagam ubrać szlafrok.
- Czy teraz możemy porozmawiać? – pytam, gdy wracamy do pokoju.
- Skoro musimy… - Eli siada na jednym z foteli. Podciąga nogi do klatki piersiowej. Nawet jego zachowanie świadczy o tym, że się przede mną broni. Cudownie…
- Co się stało? – Zajmuję miejsce na wprost niego, choć najchętniej posadziłbym go na swoich kolanach. Pewnie wydrapałby mi oczy, gdybym spróbował go teraz dotknąć.
- Nic.
- Błagam cię, nie zaczynaj znowu. Powiedz mi prawdę! – Z całej siły naciskam na to krnąbrne stworzenie, by zechciał uchylić rąbka tajemnicy i podzielić się swoimi myślami.
- Nic się nie stało. To hormony tak na mnie działają. Jak zajdziesz w ciążę, sam zrozumiesz – nastolatek uśmiecha się kwaśno, wskazując na swój brzuch.
- To się nigdy nie stanie. Rozmawialiśmy już o tym. Skarbie… - zmieniam taktykę i staję się bardziej opiekuńczy. – Jeśli z mojej winy coś cię boli, to…
- Max, proszę cię! – przerywa mi ostro. – Skończ ten temat! Nie panuje nad sobą nie dlatego, że coś mi zrobiłeś. Wprost przeciwnie. Nie zachowałeś się jak należy. Teraz jesteś zadowolony?
„Nie zachowałem się jak należy?” – powtarzam cicho w myślach. Jak mam to rozumieć? To jakiś szyfr?
- To powiedz mi, co zrobiłem źle, a postaram się to naprawić.
- Jasne… Już to widzę… - szyderczy komentarz działa na mnie niczym płachta na byka.
- Może najpierw spróbuj, a dopiero później mnie oceniaj… - cedzę przez zęby, zachowując dobrą minę do złej gry.
- Chcesz wiedzieć? Dobrze, powiem ci, tylko później nie miej do mnie pretensji, bo to nie moja wina.
- No słucham, słucham – obejmuję się ramionami, czekając na te „rewelacje”.
- Jestem rozdrażniony, bo nie czuję satysfakcji.
- Satysfakcji? Jakiej znowu satysfakcji? – Dalej błądzę w ciemności. O czym on do licha mówi? Skubany ma zaledwie osiemnaście lat, za to jego osobowość jest bardziej skomplikowana niż u wszystkich kobiet, z którymi dotąd miałem do czynienia!
- Nie zaspokoiłeś mnie, ok? Po części to moja wina. Za pierwszym razem było przecież podobnie… Jestem naiwny, skoro myślałem, że wyciągniesz z tego jakieś wnioski.
- Co?! – Z wrażenia aż wstaję. Nie mam pojęcia, czy śmiać się, czy raczej przełożyć go przez kolano i…
- Max, nie chcę ranić twoich uczuć – Eli zaczyna się tłumaczyć. – Ciąża robi swoje, a dzieląca nas różnica wieku…
- Nagle zaczęło ci przeszkadzać, że jestem starszy?!
- Nie, to nie tak… - Chłopak robi pauzę, szukając odpowiednich słów. – Tak naprawdę nie dbam o to, ile masz lat. Po prostu liczyłem, że skoro jesteś starszy i doświadczony, to jakoś to pójdzie. Tymczasem…
- Przecież doszedłeś! – krzyczę, tracąc nad sobą panowanie. To kolejny raz w przeciągu zaledwie kilkunastu minut. Uspokój się, Max… Nie daj się sprowokować…
- Ale tylko raz… Myślałem, że bardziej się postarasz, a ty od razu poszedłeś spać. Nie powinienem mieć ci tego za złe. W twoim wieku to pewnie normalne, że po jednym razie odpuszczasz i wspominasz to przez kolejny miesiąc, ale hormony… Z ich powodu mam ochotę na seks częściej niż zwykle.
- W moim wieku?!
Złość i frustracja pozbawiają mnie resztek hamulców. Przez ostatnie tygodnie robiłem co mogłem, aby go w żaden sposób nie urazić. Trzymałem się z daleka. Obchodziłem się z nim jak z jajkiem, a on siedzi sobie na wprost mnie, patrzy mi prosto w oczy i narzeka, że jest niezaspokojony?! Czy on w ogóle zna definicję tego słowa?! Wredny, rozbestwiony małolat… Ja ci dam „w moim wieku”…
Idę do łazienki, trzaskając za sobą drzwiami. Przeszukuję wszystkie koszyczki z kosmetykami, by znaleźć to, po co tu przyszedłem.
- „Niezaspokojony”… Tylko poczekaj, ty rozpuszczony gryzoniu… - choć mnie nie słyszy, nie szczędzę mu złośliwych uwag.
Gdy udaje mi się odszukać buteleczkę z potrzebnym olejkiem, zrzucam z siebie szlafrok i nagi wracam do sypialni. Eli nadal siedzi skulony na fotelu.
- Max?! – piszczy, gdy biorę go na ręce. – Puszczaj! Oszalałeś?!
- Żebyś wiedział, że oszalałem!
- Obiecuję, że więcej nie będę cię prosił o seks.
- Prosił? – parskam, rzucając go na łóżko. – Kiedy z tobą skończę, nie będziesz robił nic innego, jak błagało więcej! Rozbieraj się! – rozkazuję mu.
- Nie! – Chłopak jeszcze szczelniej okrywa się szlafrokiem, abym nie miał jak go z niego zedrzeć.
Nieznośny uparciuch! Doigrałeś się, więc poniesiesz konsekwencje...
- Jak chcesz. W sumie nie robi mi to większej różnicy.
Chwytam Eli za nogi i szeroko rozsuwam jego kolana. Króliczek zna mnie na tyle długo, iż powinien wiedzieć, że jest całkowicie bezpieczny. Mimo to w pierwszej kolejności obejmuje brzuszek, by chronić naszego synka.
- Głuptas z ciebie – podsumowuję sytuację. – Za to wyjątkowo uroczy – dodaję tonem przepełnionym erotyzmem. Moje słowa nieco go uspokajają. W jego spojrzeniu dostrzegam psotne iskierki.
- Co chcesz ze mną zrobić, Max? – pyta frywolnym tonem, wpatrując się we mnie fiołkowymi oczami, w których przez krótką chwilę tonę.
Uśmiech jest moją jedyną odpowiedzią. Mam swoje plany, nie twierdzę, że nie. Na pierwszy ogień pójdzie zemsta. Marudził, że jeden orgazm to zdecydowanie za mało. Też tak uważam. Sprawdźmy więc, po ilu uzna, że ma już dość…
Eli wygina się w łuk, gdy biorę jego członka do ust. Jego skóra jest rozgrzana i nadwrażliwa z powodu bardzo długiej kąpieli. Wszystko poczuje znacznie intensywniej. Mogę go lizać i ssać tak długo, jak będę miał na to ochotę. W dodatku z każdą sekundą staje mi się coraz uleglejszy.
- Mmm… Max… - W jego gardła wydobywa się pojedynczy jęk. Nastolatek wplata palce prawej dłoni w moje włosy. Jego delikatny dotyk sprawia mi przyjemność. Może jeśli bardziej go oswoję, zacznie to robić częściej i chętniej? Póki co cieszę się tym, co mi daje, bo Eli niechętnie daje. Rozpieszcza wyłącznie dziecko, bezustannie je głaszcząc i zapewniając o swojej miłości. Jestem zepchnięty na dalszy plan. Kocham maleństwo, lecz drugi tatuś z pewnością nie jest mi obojętny. Mógłby od czasu do czasu poświęcić mi chwilę uwagi. Czy proszę o zbyt wiele?
Eli dochodzi, choć nasza miłosna gra tak naprawdę jeszcze się nie zaczęła…
Na brzoskwiniowych policzkach pojawia się lekki rumieniec. Z trudem unosi ociężałe powieki. Jego oczy… Tak mgliste i rozmarzone… A przecież to nie koniec atrakcji.
Z wielką przyjemnością poluzowuję supeł szlafroka i przyglądam się ciału ukochanego.
- Jesteś piękny – chwalę go. Przesuwam opuszkami począwszy od jego szyi, przez obojczyki, aż do serca, które tak szybko bije. Przykładam dłoń do drobnej klatki piersiowej. Czy Króliczek zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo go kocham i pożądam?
Trącam językiem jeden z jasnoróżowych sutków. Eli automatycznie znowu przymyka powieki. Jest mu dobrze, lecz to mnie nie satysfakcjonuje. Między nami musi zapłonąć prawdziwy ogień, który spali wszystkie wątpliwości i pozwoli nam zacząć budować naszą relację od nowa.
Obracam ciężarnego na brzuch. Materac jest miękki. Czy powinienem zabezpieczyć dziecko dodatkową poduszką? Z drugiej strony jeśli będę uważał i nie przygniotę go swoim ciężarem…
- Chodź do mnie – łapię go za biodra i unoszę je nieco w górę. W ostatnim czasie ich kształt nieco się zmienił. Dawniej były szczupłe, a teraz odrobinkę się zaokrągliły. Nie mam czasu, by bawić się z rozbieranie. Podwijam przeszkadzający mi szlafrok, by odsłonić ponętną pupę. Kilka godzin temu drżał, gdy wsuwałem język do środka. Czy teraz również tak zareaguje? Nie muszę się powstrzymywać, by to sprawdzić. Leżąc nie jest narażony na niebezpieczeństwo związane z upadkiem. W takim razie…
- Nie, tam nie! – Słaby protest mojego kochanka w żadnym wypadku mnie nie powstrzyma. Eli obraca głowę i patrzy na mnie z pasją. Jest malutki i ciasny. Jeśli nie poświęcę mu czasu i odpowiednio nie przygotuję, nici z seksu. To nie moja wina, że najbardziej lubię to robić właśnie ustami.
- No tak, nie lubisz łaskotania – przypominam sobie, drażniąc jego wejście czubkiem języka.
- Max! – prycha na mnie, nabierając głośno powietrza.
Przyznaję, że obnażony w ten sposób wydaje mi się jeszcze piękniejszy niż kiedykolwiek.
- Nie jesteś wobec mnie szczery, a twoje ciało tak… - mruczę, sięgając po butelkę z oliwką. Z prawdziwą przyjemnością wylewam jej zawartość na jego pośladki i obserwuję, jak cienkie strużki spływają po aksamitnej skórze. – Mogę? – Rozsmarowuję śliską substancję wokół palca, a następnie wsuwam go odrobinę do środka.
- Nadal jestem niezaspokojony… – Króliczek dobrze wie, jak rozgrzać mnie do czerwoności. Chciałem być delikatny, lecz najwyraźniej on potrzebuje czegoś innego. I szybko się przyzwyczaja do tak intymnego kontaktu.
- Wybacz, skarbie. Już się tobą zajmuję – odpowiadam zaczepnie, po czym cofam rękę i zajmuję miejsce miedzy jego szeroko rozstawionymi nogami. Ocieram się o niego moją męskością, by zminimalizować ból. Jednak Eli nie chce czekać. Mruży gniewnie oczy. Czyżby we mnie wątpił? Jeśli tak, to srogo się myli.
Wystarczy jedno zdecydowane pchniecie, abym cały był w środku. Eli skomle cicho, lecz nie każe mi przestać. Cierpliwie czekam, aż jego oddech się stabilizuje, a następnie zaczynam się poruszać.
Tym razem to bestia wewnątrz mnie przejmuje kontrolę. Zwykle trzymam ją na krótkiej smyczy, nakazując posłuszeństwo, lecz nie dzisiaj. Nie teraz. Wtapiam palce w biodra blondyna i narzucam mu bardzo ostre tempo.
- Właśnie tak… Jeszcze… Jeszcze… - Mój kochanek jest zachwycony. On także traci nad sobą panowanie. Oddycha spazmatycznie, ale co najważniejsze, wreszcie słyszę głośniejsze jęki, wydobywające się z jego ust.
Gdy jest już blisko, celowo zwalniam tempo i zaczynam pieścić go ręką. Orgazm pochłania go na dłuższą chwilę. Rozgorączkowany, cały dygocze. Wykorzystuję jego niemoc i odwracam go na plecy. Najchętniej zarzuciłbym sobie jego nogi na ramiona, lecz trochę się waham ze względu na dziecko. Eli nie ma takich dylematów. Przyciąga mnie do siebie, obejmując. Odsłania przy tym szyję, którą od razu zaczynam całować.
- Chce jeszcze… - szepcze mi do ucha.
- Rozpustnik z ciebie – zauważam, ponownie wchodząc w rozpalonego wnętrze mojego wybranka, który szczelnie owinął się wokół mnie nogami.
- Mhm…
- Dobrze ci? – upewniam się, wykonując kilka płytszych ruchów.
- Max! Max! – prawie krzyczy, gdy przyjemność robi się nie do zniesienia.
- Nie powstrzymuj się – nakazuję mu. Eli drapie mnie paznokciami po plecach. Nie robi tego na tyle mocno, by zostawić ślady. Nie zmienia to faktu, że bezustannie mnie zaskakuje. Moja krew zdaje się wrzeć, mięśnie pracują na pełnych obrotach, a czoło robi się lepkie od potu. Mimo to ani myślę, by przestać. Chcę mu dać tyle rozkoszy, ile tylko zechce. Spełnię każdą jego zachciankę. Zrobię wszystko, by był tylko mój.
- O tak, tak! – Mój Króliczek zamyka oczy i odchyla głowę do tyłu, szczytując. Wgapiam się w niego całkowicie urzeczony. Nigdy wcześniej nie kochałem się z kimś, kto podobnie zachowywałby się w łóżku. Jest frywolny, odważny, nie ma zahamowań. A jednocześnie słodki i bezbronny.
Kocham go. Kocham za mocno…
- Dokąd się wybierasz? – złotowłosy przytrzymuje moje biodra nogami, gdy próbuję się z niego wysunąć. Ze względu na dziecko, chyba nie powinienem dochodzić w jego wnętrzu.
- Ale… - Mam obawy, związane jego ciążą. Co prawda Eli nie skarżył się na złe samopoczucie. Mimo to uważam, że dla dobra maleństwa powinniśmy żyć w całkowitej abstynencji do czasu, aż…
- Zostań. Chcę tego…
Jego słowa sprawiają, że po raz drugi w swoim życiu, sięgam dłonią gwiazd.
Za pierwszym razem czułem się tak pierwszej nocy, gdy wymknąłem się z przyjęcia. Coś się we mnie zmieniło. On coś we mnie przestawił, a teraz dobitniej mi to pokazał. Nie ma we mnie krztyny silnej woli. Robię wyłącznie to, czego zażąda. Nawet jeśli zaprzecza to wszystkiemu, w co dotąd wierzyłem.
- Uwielbiam cię – wyznaję zdyszany, opadając obok niego na pościel.
- Wiem – mój oblubieniec przyznaje nieskromnie. – Jestem zmęczony – dodaje po chwili.
- Śpij, najdroższy… - Okrywam Eli kołdrą, by nie zmarzł.
- Max? – szepcze, nie będąc w stanie otworzyć oczu. – Zmieniłem zdanie. Jednak potrafisz mnie zaspokoić…
- Wciąż słabo mnie znasz, Króliczku. I za mało ufasz. – Przesuwam zabłąkane pasma złotych włosów, by nie drażniły go podczas odpoczynku.
- Tak miękko… - ciężarny dopiero teraz odkrywa zalety hotelowego łóżka, na którym próbuje się umościć. – I tyle miejsca tylko dla mnie… - obraca się na lewy bok, po czym od razu zasypia.

środa, 23 stycznia 2019

Ukochana...



Let me wake up in your arms
Hear you say it's not alright
Let me be so dead so gone
So far away from life
just Close my eyes
Hold me tight
And bury me deep inside your heart
All I ever wanted was you, my love
You... all I ever wanted is you, my love
Your're all I ever wanted, just you
Let me never see the sun
And never see your smile
Let us be so dead and so gone
So far away from life
Just close my eyes
Hold me tight
And bury me deep inside your heart
All I ever wanted was you, my love
You... all I ever wanted is you, my love
You're all I ever wanted, you, oh my love
You're all I ever wanted, you, my love
That's the way it's always been
My heart stops beating only for you Baby
Only for your loving
All I ever wanted was you, my love
You... all I ever wanted is you, my love
You're all I ever wanted, you, my love
You're all I ever wanted, you, my love
***
Straciłem coś, lecz zyskałem.
Bo miłości nie można zapomnieć, czy zgubić.
Choćbym nienawidził, wątpił, zmagał się z osamotnieniem.
Zawsze przy mnie będziesz.
Uskrzydlasz mnie. Uszczęśliwiasz.
Jesteś w każdym słowie.
 Istnieję tylko dla Ciebie, Najdroższa...
***
 

Nie zwracajcie proszę uwagi na to, co napisałem. To nic nie znaczy. Ma mi tylko i wyłącznie przypominać o pewnym wydarzeniu, które chciałbym upamiętnić :)

Wasz Kitsune


PS Tekst piosenki to oczywiście HIM, bo jakżeby inaczej :D



sobota, 19 stycznia 2019

mpreg 57

„Bezsenne Noce


Skłamałbym twierdząc, że kiedykolwiek wcześniej poddałem się tak silnemu napięciu seksualnemu. Powietrze zdaje się przesiąknięte feromonami. Eli lekko drży, gdy wsuwam dłonie pod materiał jego koszulki i dotykam nagiej skóry. Jest chłodna i tak przyjemnie kontrastuje z moimi ciepłymi palcami.
- Jesteś piękny… Taki piękny… - mruczę między pocałunkami, którymi bezustannie obsypuję kark chłopaka. Nie chcę się spieszyć, ale nadmiar ubrań bardzo mi przeszkadza. Pozbywam się więc jego bluzki i rzucam ją na podłogę.
- Nie jestem… - zadziorny Króliczek zawsze próbuje postawić na swoim. Ostrożnie popycham go w kierunku blatu, a następnie przesuwam dłonią po zaparowanym lustrze, by udowodnić swoje racje.
- Skoro mi nie wierzysz, sam się przekonaj. – Unoszę jego brodę do góry. Gdy Eli podziwia swoje odbicie, całuję go po szyi.
- Łaskoczesz… - Próbuje mi przeszkodzić, pozbawiając dostępu do wrażliwego miejsca na swoim ciele. Gdy poruszył głową, złote włosy rozsypują się po jego plecach. Pod wpływem wilgoci robią się nieco pofalowane. Chowam w nich twarz, napawając się ich zapachem.
- Nie lubisz być łaskotany? – pytam, wpatrując się we fiołkowe oczy z powagą.
- Max…
Eli kolejny raz stara się uwolnić, lecz chwytam go za nadgarstki. Wystarczy przez chwilę pomasować wierzch jego dłoni kciukami, a od razu mi ulegają. Mogę je bez problemu ułożyć na rancie marmurowego blatu.
- Właśnie tak – chwalę ukochanego, który bez słów pojął, jakie mam wobec niego zamiary. Wolę się upewnić, że nie straci równowagi. – Nie odpowiedziałeś, czy lubisz być łaskotany? – przypominam mu. Palcem wskazującym ponownie odsuwam jasne pukle na bok, by mieć lepszy widok na smukłe plecy chłopaka. – Niewiele mi o sobie mówisz… - żalę się, bo Króliczek milczy jak zaklęty.
- Max… - ciężarny nabiera gwałtownie powietrza, gdy moje usta przesuwają się w dół kręgosłupa.
- Nie mam ci tego za złe. Musisz się jednak liczyć z tym, że odkryję wszystkie twoje sekrety… Kawałek po kawałku…
- Dlaczego chcesz to zrobić? – Eli przymyka powieki, gdy sunę językiem po jego lewej łopatce.
- Bo to jedyny sposób, abyś był tylko mój – szepczę, po czym delikatnie skubię jego skórę zębami. Mój ukochany nieco się spina. Powinienem być ostrożny, bo mój ukochany reaguje na każde muśnięcie. Nie chcę sprawić mu bólu.
- Nie będę twój. Nie należę do nikogo! – odgraża się.
- Nie będziesz mój? – udaję zdziwionego. – Mam rozumieć, że zmieniłeś zdanie i nie chcesz mi się oddać?
- Źle mnie zrozumiałeś… Ja…
- Tak? – obejmuję chłopaka i przesuwam kciukiem po jego jasnoróżowym sutku.
- Max! – Z ust Eli udaje mi się wyrwać bosko brzmiące jęknięcie.
- Pragnę cię – szepczę do jego ucha. – Pragnę cię tak bardzo, że to aż boli.
- Więc nie trać czasu i rozbierz mnie.
W głowie mi się kręci z nadmiaru emocji. Znajduję się w olbrzymiej hotelowej łazience z Króliczkiem mojego życia i wolno mi go dotykać… Niczego więcej nie śmiałbym pragnąć.
Eli przymyka powieki i odchyla głowę do tyłu, koncentrując się jedynie na ruchu moich rąk. Uśmiecha się ukradkiem zapominając, że widzę go jak na dłoni. Kto by pomyślał, że wilk może wpaść w pułapkę takiej słodkiej trusi… By nieco podkręcić gorącą atmosferę decyduję się ściągnąć z chłopaka kuse szorty razem z bielizną.
- Od samego początku miałem na to ochotę… - dzielę się z nim swoimi kosmatymi przemyśleniami.
- To czemu tego nie zrobiłeś? – pyta Eli, nadal nie otwierając oczu.
- Bo i tak zbyt często ci ulegam.
- A na co ty masz ochotę, Max?
Ostatnie zdanie to jawna prowokacja! Skoro aż tak mu zależy na poznaniu odpowiedzi…
Kładę dłonie na obnażonych pośladkach Eli i nieco je uciskam. Są krągłe i jędrne, lecz to nadal za mało. Nie tego chcę.
- Pochyl się – popycham ciężarnego odrobinę do przodu. Lubi perwersję, więc nie będzie miał mi za złe, jeśli nieco się nimi pobawię. – Trzymaj ręce tak jak do tej pory. Nie chcę, abyś stracił równowagę – instruuję go.
- Max, nie… - Króliczek odwraca się w moją stronę. Ten słaby protest z pewnością mnie nie powstrzyma.
Językiem zaczynam kreślić wzory po jego skórze. Eli nieco się spina. Gładzę go delikatnie po biodrach i udach, by przyzwyczaił się do mojego dotyku. Nie chcę być natarczywy, lecz jak mam się kontrolować w takiej chwili? Żałuję, że nie zdjąłem marynarki. Byłoby mi znacznie wygodniej. Gdy z ust osiemnastolatka wydobywa się ciche westchnienie, pozwalam sobie na odrobinę więcej. Elektryzuje mnie sam fakt, że możemy być ze sobą tak blisko. Dobrowolnie oddał się w moje ręce. Ufa mi na tyle, by się rozebrać i ze mną kochać, a skoro sprawy zaszły już tak daleko…
- Ach! – Eli drży, gdy koniuszkiem języka zaczynam ocierać się o jego wejście. Dobrze, że nie widzi uśmiechu satysfakcji, który właśnie pojawił się na moich ustach. To pierwszy raz, gdy mogę go tak swobodnie pieścić. Zamierzam celebrować każdą chwilę…
Gdy mój wybranek przyzwyczaja się do tak intymnego dotyku, łapię go silniej za biodra i przysuwam je bliżej swojej twarzy. Chłopak sapie ciężko, a jego nogi nieco się chwieją. Musimy przestać.
Niepocieszony zastępuję język palcami. To nieco uspokaja Eli. Rozluźnia się do tego stopnia, że nie muszę się specjalnie starać. Sam zaczyna nabijać się na moje palce, potęgując odczuwaną rozkosz. I znowu drży. Jego ciało pokrywa się gęsią skórką. Wydaje mi się jednak, że tym razem to nie z podniecenia, lecz jest mu po prostu zimno. Pora na prysznic.
- Przeziębisz się, jeśli dalej będziesz tu stać zupełnie nagi.
- Nie dbam o to. Chcę się kochać. – Króliczek odwraca się w moją stronę. Barwa jego niezwykłych oczu przywodzi mi na myśl zorzę polarną. Fiołkowy odcień stał się znacznie intensywniejszy. W połączeniu z jego jasną skórą i złotymi włosami sprawia, że sam zaczynam drżeć.
- Za chwilę, skarbie. – Ściągam z siebie marynarkę i gorączkowo rzucam się do odpinania guzików mojej koszuli. Ręce mi się trzęsą, gdy czuję na sobie jego uważne spojrzenie. – Nie pomagasz mi, wiesz? – śmieję się do mojego kochanka.
- Duży z ciebie chłopiec. Poradzisz sobie – Eli puszcza do mnie oko, a następnie pierwszy wchodzi pod ciepły strumień wody.
Uwolniony od jego uroku, kończę pozbywać się swoich ubrań. Gdy jestem już nagi, Króliczek ponownie kradnie moją uwagę. Widok mokrych strug, które spływają po jego ciele, hipnotyzuje. Oszaleję, jeśli natychmiast nie będzie mój!
Szybko dołączam do Eli i zamykam szklane drzwi. Ciężarny ponownie próbuje tej samej sztuczki, wpatrując się we mnie zamglonym od pożądania wzrokiem.
- Nie… - szepczę bardziej do siebie, niż do niego.
- Nie? – Chłopak przechyla lekko głowę na bok, chwytając mnie za słowo.
- Cieplej ci? – pytam, krocząc w stronę mojego maleństwa.
- Gorąco… - mruczy zmysłowo, oblizując z wody różowe usta. – Chcesz zrobić to tutaj?
- A ty nie? – dziwi mnie jego nagłe wahanie. – Zmarzłeś, spędzając cały dzień w domku bez ogrzewania.
- Nie o to mi chodzi. Trochę się boję. Podłoga jest śliska…
- Skarbie – z czułością przykładam dłoń do policzka mojego ukochanego.  – Nie pozwolę, by stało ci się coś złego. Ufasz mi? – wykorzystuję okazję, by zmusić Eli do wyznania prawdy.
- Tak.
- A pozwolisz się pocałować? – z niegasnącą nadzieją czekam na jego odpowiedz. Łapię oba nadgarstki Króliczka z jedną rękę i przygwożdżam je ponad jego głową.
- Max…
- Oczywiście masz świadomość, że pragnę smaku twoich ust z równą intensywnością, z jaką pragnę ciebie, prawda? – droczę się z nim, sięgając drugą ręką w kierunku jego członka.
- Nie pozwalam… - syczy Eli. Bezradnie przygląda się moim poczynaniom, wydając z siebie jedynie urwane dźwięki, które mnie kręcą.
- A kiedy mi pozwolisz? – drążę temat.
Choć bez problemu mógłbym wymóc na nim zakazany pocałunek, nie zrobię tego. Wystarczy, by uwierzył moim słowom. Czas leczy rany. Przyjdzie taki dzień, że moja miłość naprawi jego serce. Znikną wszystkie bariery między nami. Zanim to jednak nastąpi…
- Pragniesz mnie, skarbie? – zmieniam temat naszej rozmowy. – Bo ja nie marzę o niczym innym, jak znaleźć się w końcu w tobie…
- Max, ja…
Eli jest już blisko… To odrobinę za szybko, abym doszedł. Obracam go plecami do siebie i ponownie łapię za biodra.
- Nie ruszaj się – nakazuję mu. Sięgam po jedną z kolorowych buteleczek, które poustawiane są na półce wysoko ponad jego głową i wylewam odrobinę żelu na rękę.  Płyn ma dość intensywny, słodki zapach, który dodatkowo działa na moje zmysły. – Równie słodki jak ty… - Za jego pomocą ponownie wsuwam palce mojego kochanka.
- Max! – Eli mruży oczy ze zniecierpliwienia.
- Powiedz mi, jeśli będzie bolało. Za żadne skarby nie chcę wyrządzić ci krzywdy. Jesteś taki ciasny i drobniutki, a ja…
Przygryzam wargę, cofam rękę i powoli… bardzo powoli wchodzę do środka.
Chłopak przez pierwszych kilka sekund napręża się jak struna. Przylega klatką piersiową oraz prawym policzkiem do śliskiej ściany, uwięziony między zimnymi kafelkami a moim rozognionym ciałem.
- Jesteś piękny… - szepczę mu do ucha, całując je. – Zaufaj mi, kochany… Zaufaj... – głaszczę małolata wzdłuż kręgosłupa. Celowo unikam dotykania jego brzucha. Nie chcę, by pomyślał, że kocham się z nim wyłącznie z powodu dziecka. Dziecko jest ważne, lecz Eli… Eli jest moim szczęściem. Moją miłością. Drugą połówką.  – Przestałem już wierzyć… - w porę gryzę się w język, by nie zepsuć tej chwili. To nie jest pora na mówienie o uczuciach. Wystarczy, że pokażę mu, ile dla mnie znaczy.
- Chcę więcej… - Eli otwiera oczy i uśmiecha się do mnie nieśmiało. Pozwalam sobie odrobinę mocniej pchnąć biodrami. Powtarzam ten ruch raz i drugi, aż w końcu cały jestem w środku.
Pomimo namiętności, której ujścia obydwaj szukamy, staram się, by moje ruchy były płynne i miarowe. Przez cały czas całuje i pieszczę kark i plecy Króliczka, zlizując z jego skóry mokre ścieżki wody.
- Proszę… Szybciej… Proszę…
Jęki Eli przypominają miauczenie małego kotka. To jedyna rzecz, która nie pasuje do jego osobowości. Spodziewałem się, że będzie niczym wulkan energii. Potrafił bezwstydnie poprosić o seks, lecz jest równie powściągliwy jak za pierwszym razem. Szkoda. Wielka szkoda. Popracujemy nad nim. Chciałbym, aby bardziej się zatracił. Poza tym nawet na chwilę nie zapomniałem, że jest w ciąży. Gdyby nie maluszek, dałbym mu więcej. Znacznie więcej… Wziąłbym go na ręce, oplótł biodra jego nogami, a później kochalibyśmy się upojnie i dziko. Jednak do czasu porodu, mogę najwyżej pomarzyć o takich szaleństwach. Mojemu uwodzicielowi powinno wystarczyć, że wymógł na mnie złamanie obietnicy. Obiecałem sobie, że go nie tknę. W obecnej chwili to już nie ma znaczenia.
- Max…
Obejmuję blondyna ramieniem i przyciągam do siebie. To moje jedyne zabezpieczenie na wypadek, gdyby nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Drugą ręką zaczynam ściskać jego męskość. Zaspokojony Eli dochodzi po zaledwie kilku ruchach. Mi również niewiele potrzeba. Wysuwam się więc z jego wnętrza i pocieram o kształtne pośladki, by samemu dojść.
- Mogłeś go nie wyciągać… - Jasnowłosy dość szybko odzyskuje panowanie nad sobą. Jego skóra jest mocno zaróżowiona. Nareszcie jest mu ciepło.
- Skarbie… - Nie bardzo wiem, jak mu to wytłumaczyć. Moje potrzeby schodzą na dalszy plan. Obecnie to on jest najważniejszy.
- Nic cię nie boli? – pytam z troską, gładząc go po twarzy.
- Nie – chłopak przecząco kręci głową. – Byłeś bardzo delikatny.
- To dobrze – cieszę się.
- Ja nie jestem z porcelany, Max. O dziecko także nie musisz się bać. Nic mu nie jest, widzisz? – wskazuje swój zaokrąglony brzuszek.
- Na pewno?
- Na pewno. – Eli chwyta mnie za rękę, a następnie splata nasze palce.
- Pora do łóżka! – decyduję, wyłączając wodę.
Wyprowadzam osiemnastolatka z kabiny, a następnie opatulam w gruby, frotowy szlafrok. Jeśli dalej będzie nagi, nigdy nie wyjdziemy z tej łazienki. Powinien pójść spać. Im szybciej, tym lepiej.
- No chodź – popędzam go, jednocześnie zbierając z podłogi nasze porozrzucane ubrania.
- Muszę wysuszyć włosy.
Niewinny uśmiech, błyszczące oczy. Po seksie wygląda jeszcze bardziej kusząco. Wyjdź stąd, chłopie, zanim doprowadzisz do tragedii…
- Suszarka powinna być w jednej z szuflad.
- Dziękuję.
- Tylko nie spędź tu reszty nocy – ostrzegam.
- Nie zamierzam. Wolę się przytulać.
Przytulać?
Głośno przełykam ślinę i uciekam do sypialni.
On mnie wykończy! Nie dość, że jechałem tu na złamanie karku, to jeszcze powinienem wykreślić spanie ze swojego grafiku. Nie zasnę przy nim. Zwłaszcza teraz! Nie, kiedy my…
Jak ja go pragnę! Ten raz w łazience to zdecydowanie za mało!
Dość! To moje potrzeby, a nie jego!
Eli potrzebuje czegoś innego. Tęsknił za mną. Został zmuszony do opuszczenia domu. Nic dziwnego, że będzie dążyć do tego, by odzyskać choć namiastkę poczucia bezpieczeństwa. A ja mu ją dam, choćbym miał to przypłacić życiem.
Wieszam ubrania do szafy i gaszę część świateł. Z łazienki dochodzi szum suszarki. Za chwilę tu wróci. Zrzucam więc ozdobne poduszki na podłogę i odsłaniam kapę. Hotelowa pościel pachnie świeżością i lawendą. Nieco zdenerwowany postanawiam oprzeć się o poduszki i poczekać na mojego Króliczka.
Dam radę. To nic takiego. Eli wielokrotnie spał w moich ramionach i nic niestosownego nie miało wtedy miejsca. Przytulę go. Przytulę dziecko i po krzyku.
Zamykam oczy. Nie chcę tego robić, lecz nie wiedzieć czemu, moje powieki robią się ociężałe. W dodatku ta cisza…
Zanim zasnę, powinniśmy porozmawiać. Muszę go wypytać o rodziców… I wreszcie powiedzieć mu co czuję. Tylko najpierw odpocznę. Dosłownie kilka minut…

piątek, 18 stycznia 2019

Prawdziwy Romantyk, część XV


Przyznaję, że zupełnie inaczej wyobrażałem sobie Wilbura DiMarone. Sądziłem, że okaże się on wojownikiem ubranym w zbroję. Tymczasem jest to mężczyzna dość szczupły i niższy ode mnie co najmniej o głowę. Ma na sobie czarny surdut oraz ciężki, srebrny łańcuch, wysadzany kamieniami. Jeśli dodamy do tego nieco wypłowiałe i przydługie włosy w odcieniu ciemnego blond, wąskie usta i haczykowaty nos, cała postać jawi się raczej dość pospolicie. Na pierwszy rzut oka widać, że brakuje mu pychy nieszczęśliwie zmarłego krewnego, który nosił się niczym cesarz o wyjątkowo nadmuchanym ego oraz przeroście ambicji. Wilbur jest inny. Znacznie bardziej powściągliwy, lecz czy równie niebezpieczny?
- Bardzo mi przykro – szepczę, dając gościom do zrozumienia, iż wieści, które muszę im przekazać, nie mogłyby być gorsze.
- Chcę to zobaczyć na własne oczy. – Wilbur rzuca mi kolejne, dość zimne spojrzenie. Wolałbym tego nie robić, lecz ukrywanie zbrodni nic nie da. Nie ma zaklęć, które są w stanie przywołać do życia zmarłą osobę. Cofam się nieco, by nie zagradzać przejścia do celi.
Mężczyzna pewnym krokiem zmierza w kierunku wciąż zamkniętych drzwi  i spogląda przez otwór. Rysy jego twarzy tężeją. Zaciska dłonie w pięści, a następnie odwraca się w moją stronę.
- Sprawca tego haniebnego czynu zostanie złapany i surowo ukarany. Masz na to moje słowo – zwracam się do nieco zszokowanego DiMarone. Jasnowłosy nie komentuje moich słów. Gestem powstrzymuje jedynie przybyłego z nim mecenasa, by nie podchodził do drzwi.
- Wybacz, panie, lecz nie mam innego wyboru – odpowiada jego towarzysz. Dopiero teraz zwracam na niego uwagę. Zalękniony obrońca ma na sobie długą togę. W obu dłoniach trzyma swoją teczkę, którą obecnie traktuje jako tarczę. Na nic mu się ona nie przyda. Krwawa rzeź, która niedawno miała tu miejsce, z pewnością jeszcze długo będzie mu się śnić po nocach.
- O bogowie! – krzyk mecenasa odbija się echem od kamiennych ścian. Mężczyźnie od razu robi się słabo i zaczyna chwiać się na nogach.
- Wyprowadź go stąd – rozkazuję Normanowi, który od razu wypełnia moje polecenie. Podchodzi do nieszczęśnika i przenosi go do ogrodu. Odrobina świeżego powietrza dobrze mu zrobi. Wilbur i ja zostajemy sami.
- Wasza wysokość, czy twoi ludzie pojmali już wampira? – DiMarone jako pierwszy przerywa ciszę.
- Wampira? – udaję zdziwionego.
- Królu, twój opiekun wyraźnie stwierdził, że za śmierć moich bliskich odpowiada wampir.
- Nie wiemy jeszcze, kto jest sprawcą. Zaklęcia zabezpieczające drzwi są nietknięte, a strażnicy…
- Czy to ten sam wampir, który rzekomo doradzał twojemu ojcu? – Wilbur groźnie mruży oczy, przerywając mi w połowie zdania.
Wyczuwam wokół niego energię, świadczącą o tym, że nie jest on zwykłym człowiekiem. To demon-mieszaniec. Podejrzewam, że jego matka była człowiekiem lub nie rozwijała swoich zdolności, stąd tak nikła moc. Mimo to moi doradcy ostrzegali, że być może ma on w swoim posiadaniu księgi z zaklęciami. Ta teoria od samego początku wydawała mi się szyta grubymi nićmi. Jak taki słabeusz miałby mnie zaatakować? Jego największym osiągnięciem są szpiedzy, którzy od dłuższego czasu panoszą się po zamku. Ich obecność jest znacznie większym utrapieniem niż czarna magia.
- Jak już mówiłem, dowiem się, kto zamordował twoich krewnych, panie – cedzę przez zęby, by nie dać się sprowokować.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie, królu. Czy to ten sam wampir, który doradzał twojemu ojcu?
Sytuacja z każdą sekundą robi się coraz bardziej nieprzyjemna. Muszę zważać na każde słowo, by zapewnić bezpieczeństwo Nefrytowi. Zbyt długi język Normana już napytał nam biedy. Wzmianka o wampirze z pewnością na długo zapadnie w umyśle Wilbura. Zwłaszcza w obliczu tak brutalnych morderstw.
- Nie wiem o czym mówisz, panie – ucinam wszelkie spekulacje.
- Nie wiesz? – mężczyzna prycha z wyższością. – Moi zaufani przyjaciele twierdzą, że wampir jest często widywany w twoim towarzystwie.
- Od niepamiętnych czasów mój ojciec udzielał schronienia wszystkim, którzy go o to poprosili. Zamierzam kultywować te zacne tradycje – silę się na swobodny ton, lawirując między prawdą a kłamstwem, jak na prawdziwego dyplomatę przystało.
- Pozwól więc, wasza wysokość, że i ja skorzystam z twojej gościnności. Chciałbym osobiście nadzorować śledztwo, jeśli nie masz nic przeciwko, królu Cassianie…
W głosie Wilbura słychać ironię oraz ledwo maskowaną pogardę, zwłaszcza gdy tytułuje mnie „królem”.
- Powiem moim ludziom, by przygotowali dla ciebie najlepsze pokoje.
- Dziękuję – mężczyzna skinął głową, lecz ani na chwilę nie przestaje świdrować mnie swoimi nachalnymi oczami.
Ponownie przywołuję Normana, któremu powierzam moich gości. Gdy tylko cała trójka znika mi z pola widzenia, rozkazuję moim najbardziej zaufanym żołnierzom, by bezustannie pilnowali Wilbura oraz jego ludzi. Wolę mieć pewność, że nie stanie się im żadna krzywda.
Przez kilka godzin dokładnie sprawdzam wszystkie cele, a także teren wokół więzienia, lecz nie znajduję żadnych śladów. Morderca nie mógł rozpłynąć się w powietrzu. Musiał jakoś sforsować zabezpieczenia, a potem uciec. Skoro nie korzystał przy tym z magii, pozostaje tylko jedna opcja – schody. Innej drogi nie ma. No i strażnicy. Nie da się zignorować kilkunastu przeszkolonych mężczyzn, którzy pełnią służbę od wielu lat. A mimo to intruz nie pozostawił po sobie choćby pyłku, który pomógłby rozwikłać tę tajemniczą zbrodnię.
- Wasza wysokość… - Norman pojawia się przy moim boku. – Złapałeś go już? Jest w lochu? – dopytuje, wpatrując się w pootwierane drzwi poszczególnych cel, które są sprzątane. Usunięcie krwi ze ścian, sufitu oraz podłogi z pewnością zajmie sporo czasu.
- Nie, jeszcze nie.
- Nie sądzę, by uciekł daleko. Zacznijmy szukać od twoich apartamentów, panie. Wyślę naszych ludzi, aby…
- Moich apartamentów? Dlaczego uważasz, że morderca wybrałby akurat moją sypialnię na swoją kryjówkę?
- Panie, przecież znasz odpowiedź. Tylko Nefryt był w stanie zakraść się tu niepostrzeżenie, nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Z pewnością zahipnotyzował strażników, dlatego wpuścili go do środka.
Tłumaczenie Normana sprawia, że na całym ciele czuję nieprzyjemne dreszcze. Nefryt i morderstwo? To jakiś absurd!
- Zamilcz, dobrze ci radzę… - ostrzegam przyjaciela.
Wokół mnie pojawia się ciemna poświata, nad którą ledwo co panuję. Mój oddech przyspiesza, a serce bije zdecydowanie za szybko. Czarna moc w ułamku sekund rozprzestrzenia się po wszystkich lochach, zawłaszczając każde źródło światła. Zamykam oczy, by łatwiej mi się było skoncentrować.
Norman jest przy mnie od urodzenia. Towarzyszy mi każdego dnia. Na polu bitwy zawsze stał przy moim boku. Wie o mnie wszystko. Zna moje serce. Widział znamię, które pojawiło się na moim ciele, gdy złożyłem przysięgę… A mimo to… Mimo to…
Spokojnie. Tylko spokojnie. Możesz to powstrzymać, Cassianie. Przecież nie chcesz, by komuś stała się krzywda, prawda? To twoja moc. Twoja siła. Zapanuj nad nią…

„Kocham cię, najdroższy…”

Otwieram oczy. Czarna moc natychmiast znika. Wraca do mnie. Poskromił ją głos ukochanego.
Nefryt…
- Wasza wysokość! Czy wszystko w porządku?! – podbiega do mnie kapitan straży, lecz zbywam go machnięciem dłoni.
- Zostaw nas! – warczę na niego, po czym chwytam Normana za gardło i popycham na ścianę. – Jeśli jeszcze raz sprowokujesz mnie w podobny sposób… –  Nie muszę kończyć mojej groźby. Mój opiekun doskonale zna konsekwencje swoich czynów.
- Wybacz, panie – mamrocze pod nosem, spuszczając wzrok.
Z trudem poluzowuję palce, by nie wyrządzić  mu zbyt wielkiej krzywdy, a następnie przenoszę się od razu do sypialni.
W pomieszczeniu jest cicho i ciepło. Słychać jedynie trzaskanie drewna w kominku. Na widok wampira, który zrobił sobie legowisko blisko ognia, spływa na mnie upragniony spokój. Mój ukochany leży na brzuchu, czytając książkę. Unosi na mnie wzrok, a następnie uśmiecha się miękko. Chowam twarz w dłoniach, bo nie potrafię poradzić sobie z emocjami.
- Zdejmij to… - szepcze Nefryt, dotykając dłonią pancerza, który chroni moją klatkę piersiową. Ciągle zapominam, że potrafi być taki szybki…
- Aniele… - unoszę powieki, by zatopić się w bezkresnym błękicie jego cudownych oczu.
Wracają do mnie wszystkie wydarzenia minionych godzin, począwszy od widoku zbezczeszczonych ciał, skąpanych we własnej krwi, dziwnej rozmowie z Wilburem, a także próbie wysadzenia własnego zamku.
Chciałbym przytulić się do Nefryta i poszukać ukojenia w jego ramionach, lecz boję się go dotknąć. Nadal nie ufam swojej mocy. Nie chcę zranić ukochanego.
- Chodź do łóżka, Cassianie… Wyglądasz na skonanego… - Nefryt bierze mnie za rękę i z czułością splata nasze palce.
- Odsuń się – proszę go. – Gdy jesteś tak blisko…
- Nie pleć głupstw, mój panie. Dobrze wiesz, że się ciebie nie boję. – Nefryt unosi moją dłoń do ust, a następnie całuje moje palce. – Nie byłbyś w stanie mnie skrzywdzić.
- Tak sądzisz? – pytam. – Kilka minut temu prawie straciłem nad sobą kontrolę.
- Kocham cię – nieśmiertelny wspina się na palce, a następnie muska moje usta swoimi. Spogląda na mnie spod przymrużonych powiek.
- Masz w sobie więcej magii niż ja – śmieję się, z niedowierzaniem kręcąc głową.
Kilka minut później, gdy leżymy w naszym łóżku zapatrzeni na ogień, nadal nie umiem otrząsnąć się z oszołomienia. Od zawsze wiedziałem, że drzemiące we mnie pokłady energii są znacznie większe niż u innych. Nawet mój ojciec nie byłby w stanie mnie pokonać. Zaklęcia nieco mi to ułatwiły, lecz jedna iskra wystarczy, abym…
- O czym myślisz, ukochany? – Nefryt przesuwa opuszkami po mojej twarzy. Jego kojący dotyk działa cuda na moje spięte mięśnie.
- W tej chwili? – całuję wampira w policzek, wtapiając palce w jego rozpuszczone włosy. – Że na ciebie nie zasługuję. Nie mam pojęcia co by się stało, gdybym nie usłyszał twojego głosu. Ciemność prawie pochłonęła mnie żywcem – żalę się.
- Dobrze wiesz, że nigdy bym na to nie pozwolił. Jesteś mój, Cassianie. Przysięgałeś, że będziesz mnie kochać na zawsze.
- Aniele, jesteś prawdziwym darem niebios.
- Tak sądzisz? – Nefryt zmienia ułożenie swojego ciała. Przekręca się w moich ramionach i unosi do góry. Poddaję się jego urokowi, gdy siada na moich biodrach, a wyraz jego twarzy poważnieje.
- Kocham cię.
- Zapytaj mnie, Cassianie.
- O co mam cię zapytać, mój najdroższy? – droczę się z nim, sięgając po pasmo jego różowych włosów, które okręcam wokół swoich palców.
- Zapytaj, czy ich zabiłem.
- Skarbie… - Próbuję unieść się na posłaniu, lecz Nefryt mi to uniemożliwia.
- Zapytaj, czy zakradłem się do lochów i zahipnotyzowałem strażników!
- Aniele, ja…
- Zapytaj, czy wydłubałem im oczy i utopiłem wewłasnej krwi! – Wampir jest wzburzony. Skąd wie o tym wszystkim? Czyżby słyszał oskarżenia Normana?
- Nie będę o nic pytać, bo dobrze wiem, że to nie byłeś ty! – odgryzam się mojemu wybrakowi.
- Cassianie, zrozum wreszcie, że Norman zatruwa twoje myśli i serce, dlatego twoja własna moc zbuntowała się przeciwko tobie. Gdybyś ufał moim słowom, nic takiego nie miało by miejsca.
- To nieprawda! – bronię się. – Przecież…
- Nasłuchałeś się bajek o tym, że Wilbur DiMarone jest silniejszy od ciebie. Boisz się kolejnej wojny, a na dodatek podejrzewasz, że jestem mordercą.
- Nefrycie, nie bądź niesprawiedliwy. Dobrze cię znam i wiem, że nigdy nikogo nie zabiłeś.
- Łącząca nas przysięga niesie za sobą pewne zobowiązania. Ja ufam ci bezgranicznie, dlatego moje wizje stały się znacznie intensywniejsze. A ty, mój drogi? Możesz to samo powiedzieć o sobie?
- Nie wiedziałem, że przysięga ma aż tak silne działanie… - wyznaję nieco zawstydzony. – Wybacz, aniele. Obiecuję ci, że więcej tak nie zrobię – przymilam się do wampira, zagarniając go powrotem w swoje ramiona.
Nefryt układa głowę na mojej klatce piersiowej i wzdycha cichutko. Korzystam z okazji, że mam go tak blisko i wsuwam palce pod materiał jego koszuli. Dotyk jego nagiej skóry od razu wprawia mnie w lepszy nastrój. Za pomocą magii pozbywam się zbędnej przeszkody.
- Nie! Nie możesz! – zostaję od razu powstrzymany.
- Obiecałeś, że wypróbujesz na mnie coś nowego… - odświeżam perfekcyjną pamięć mojego kochanka.
- A ty obiecałeś, że spotkamy się o północy. Złamałeś dane mi słowo.
- Przecież wiesz, co stało się w podziemiach. Nie miałem wyboru!
- Mylisz się, mój panie. Miałeś wybór i wybrałeś źle. Zabierz ręce – Nefryt z irytacją domaga się, abym przestał go dotykać. – Liczyłem na to, że upojna noc w moich ramionach znaczy dla ciebie coś więcej, ale ty wolałeś uganianie się za Normanem.
- Aniele! – wołam za wampirem, który ucieka z łóżka do garderoby.
- Przykro mi, Cassianie, lecz muszę nauczyć cię dotrzymywania obietnic. Może jeśli zatęsknisz za moim ciałem, staniesz się bardziej chętny do współpracy.
Zatęsknię? Od ponad stu lat nic innego nie robię, tylko za nim tęsknię.
- Jesteś dla mnie zbyt surowy! – Ze złością zrzucam część poduszek na podłogę.
- Zanim zaczniesz mnie osądzać, mój panie, przeanalizuj własne postępowanie. Dopiero wtedy wolno ci będzie mnie pouczać. – Nefryt grozi mi palcem.
- Czego ode mnie oczekujesz, Nefrycie? Co mam ci dać, abyś był szczęśliwy?
- Siebie.