piątek, 29 stycznia 2021

mpreg 100

 

„Bezsenne Noce"

- Boję się…

Pomimo łez i strachu, Eli wykonuje pierwszy krok. Wyciąga rękę w moją stronę. Drży tak bardzo, że smartfon upada na jezdnię zanim udaje mi się go przejąć. W tej chwili mało mnie to obchodzi. Przytulam Króliczka, który bardzo mnie potrzebuje.

- Już dobrze. Nie płacz, proszę nie płacz – powtarzam bez końca.

- Max, wszystko w porządku? – Ojciec wybiega z domu, aby sprawdzić co się stało. – Eli źle się czuje?

- Nic mu nie jest. To hormony tak na niego działają. – Kłamię, by dał nam spokój.

- Jesteś pewny? Może lepiej będzie jeżeli…

Trzask pękającego szkła oznacza tylko jedno – Eli będzie potrzebował nowego telefonu.

- Co u licha?! – Niedźwiedź zbyt późno orientuje się w sytuacji.  

- Nic się nie stało. Potem się tym zajmę – bagatelizuję problem.

- Eli, przepraszam. Nie zauważyłem – mężczyzna zaczyna się tłumaczyć. Podnosi pobity i nieco zgnieciony sprzęt. – Kupię ci nowy.

- Powiedziałem, że się tym zajmę. Proszę, wróć do domu, dobrze?

- No dobrze… – Mój staruszek w końcu odpuszcza. Oddaje mi resztki króliczego iphona. Chowam go do kieszeni. Wątpię, aby nadawał się do użytku. To jedyny plus tej pokręconej sytuacji.

- Już dobrze – szepczę do ukochanego.

- Prze-Przepraszam… To moja wina… Ja nie… Nie chciałem…

- Skarbie, spokojnie. Przytul się do mnie. To za chwilę minie. Oddychaj. – Gładzę go po plecach, aby łatwiej mu było się uspokoić.

Mija dłuższa chwila, zanim Eli jest w stanie się ode mnie odkleić.

- W porządku? – Wolę się upewnić, że nic mu się nie stało.

- Tak. Już mi lepiej. – Ciężarny pociąga nosem.

- Wracamy do rodziców, czy jedziemy do domu?

- Zabierz mnie do domu.

- Pomogę ci wsiąść do auta. – Asekuruję Króliczka, bo nie mam pewności, czy się nie przewróci jeśli go puszczę. Sadzam go w fotelu, zapinam w pasy i zamykam drzwi. Po chwili odpalam silnik i po raz ostatni zerkam na mój roztrzęsiony skarb.

Podróż do domu zajmuje nam dosłownie chwilę. Bez wahania biorę narzeczonego na ręce i niosę od razu do sypialni. Kładę go na łóżku. Pomagam zdjąć buty. Czy powinienem przebrać go w coś wygodniejszego?

- Przytul mnie – prosi cicho, odsuwając koc, którym go okryłem.

- Mój mały Króliczku, cały dygoczesz – zauważam, chowając blondyna w swoich ramionach. – Co mam zrobić, abyś poczuł się lepiej?

- Powiedz, że mnie kochasz.

- Kocham cię. Zawsze będę cię kochać.

- Boję się, Max. Bardzo się go boję.

- Kogo? – Zadaję to mało subtelne pytanie, bo nadeszła pora, abym poznał odpowiedź. – Skarbie, powiedz kto to jest. Zaufaj mi. Przecież wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko.

- Mniej więcej pięć lat temu moja siostra Tessa zdecydowała, że chce wyjść za mąż. Poznała męża na jakimś przyjęciu. Czasami, gdy o tym myślę, to wydaje mi się, że ich spotkanie miało niewiele wspólnego z przypadkiem. Tessa bardzo dokładnie zbadała rynek, jeśli wiesz co mam na myśli. – Eli uśmiecha się kwaśno. – Zaplanowała każdy szczegół, począwszy od sukienki, w którą była ubrana, a skończywszy na łzawej historyjce o ciężko pracującej dziewczynie, która musi się zajmować młodszym bratem. Owinęła tego nieszczęśnika wokół palca. Wmówiła mu, że jest jej księciem z bajki, a on w to uwierzył. Perfekcyjnie zagrała swoją rolę. Ofiara połknęła haczyk.

- Co było potem?

- Wzięli ślub. Możesz obejrzeć zdjęcia, jeśli cię to interesuje. W Internecie jest ich pełno, bo jej mąż to jakiś znany prawnik.

- To z powodu męża twojej siostry wyprowadziłeś się z domu?

Głupio się czuję wypytując o szczegóły, lecz nie mam innego wyjścia. W mojej głowie rodzi się niecny plan. Jak tylko Eli zaśnie, ustalę jak ten facet wygląda, a potem własnoręcznie go uduszę!

- Nie. Andre zawsze był dla mnie bardzo miły. Lubiłem go.

Skoro to nie mąż Tessy, więc kto? Kto śmiał przestraszyć mojego Króliczka?

- Teraz przejdziemy do mroczniejszej części mojej historii. – Eli bierze głęboki wdech. – Po ślubie Tessa i Andre zdecydowali, że zamieszkamy w jego domu. Poza przeprowadzką niewiele się zmieniło. Chodziłem do szkoły, a oni do pracy. Spędzaliśmy niewiele czasu razem. To była taka niepisana umowa między moją siostrą i mną. Ona nie wtrącała się w to co ja robię, a ja schodziłem im z oczu. I wszystko byłoby dobrze, gdybym pewnego dnia nie wrócił szybciej do domu.

Eli znowu przerywa swoją opowieść. Na jego twarzy maluje się cała gama emocji, z którymi sobie nie radzi. Przykro mi, że musi przez to wszystko ponownie przechodzić, ale ja muszę poznać prawdę. Tylko w taki sposób będę mógł mu pomóc.

- Ktoś zadzwonił do szkoły twierdząc, że w budynku znajduje się bomba. Przyjechała policja. Poszedłem do domu, tak jak nam kazali. I wtedy… Gdybym wiedział… Gdybym wiedział, jak to się skończy, to… – Oczy Króliczka zachodzą łzami. – Nakryłem Tessę na zdradzie. Sama zdrada nie byłaby jeszcze taka straszna. Nie zrozum mnie źle. Nie usprawiedliwiam jej. Tessa poszukała mężczyznę, który miał jej zapewnić spokojne i dostatnie życie, ale go nie kochała. Andre jest od niej sporo starszy. W dodatku wiecznie skupiony wyłącznie na swojej pracy. Moja siostra stanowiła raczej ładny dodatek. Gdyby  zdrada wyszła na jaw, ich małżeństwo byłoby skończone.

- Nie powiedziałeś mu? – zgaduję.

- Nie powiedziałem. Tessa nie musiała mnie nawet prosić. Wiedziała, że nikomu nie pisnę ani słowa. Byłem od niej zależny. Wychowała mnie. Po części czułem się odpowiedzialny za to, że wyszła za mąż. Ostatecznie jej mąż troszczył się także i o mnie. Anrde zgodził się płacić za moją szkołę. Wysłał mnie do elitarnego liceum, które znajdowało się niedaleko jego domu. Nigdy go o to nie prosiłem. To była jego decyzja. Mówiłem ci już, że dobry z niego człowiek.

Skoro to nie Andre jest czarnym charakterem, i nie Tessa, pozostaje tylko jedna możliwość…

- Z kim Tessa zdradzała męża?

- On… Pracował jako szofer, choć wydaje mi się, że pełnił też funkcję ochroniarza. Ja… Nigdy go nie lubiłem. Gdy na mnie patrzył… Jego oczy… Było w nich coś niepokojącego. Coś, co sprawiało, że wolałem trzymać się od niego z daleka. W każdym razie ich romans trwał dalej. Andre żył z nieświadomości, a ja udawałem, że nic nie widzę. W końcu Tessa stwierdziła, że stać ją na kogoś lepszego niż zwykły szofer. Poszukała sobie innego, ale on nie dawał za wygraną. Zaczął ją szantażować. Twierdził, że chce pieniędzy, a tak naprawdę, to zależało mu na tym, aby odzyskać Tessę. A potem…– Eli zaczyna łkać.

- Proszę, nie płacz – ścieram mokre ślady z jego policzków. – Nie mogę patrzeć jak cierpisz.

- Nie, Max. Chcę, żebyś wiedział, rozumiesz? – Ciężarny bierze kilka głębokich oddechów, aby się uspokoić. – To się stało podczas przyjęcia urodzinowego Tessy. Andre zaprosił wielu gości. Wynajął dodatkowych kucharzy, kelnerów. Wmieszał się w tłum, bo przecież jego nazwisko nie widniało na oficjalnej liście. Siedziałem w swoim pokoju. Kończyłem malować jakiś obraz. Byłem tak pochłonięty pracą, że nie zauważyłem… Nie mam pojęcia, jak wszedł do środka. Mógłbym przysiąc, że zamknąłem drzwi na klucz. Nie chciałem tego… Nie chciałem, żeby mnie dotykał… Wyrywałem się i krzyczałem, ale nikt mnie nie słyszał.

- Skarbie… – Tym razem to ja nie umiem sobie poradzić. Obejmuję Eli i staram się schować przed całym światem. Wiem, co za chwilę powie. Jakaś część mnie buntuje się przed tym, aby to usłyszeć. Przecież on był dzieckiem! Powiedział, że odszedł z domu mając piętnaście lat! Niedobrze mi się robi na samą myśl, że jakiś chory zwyrodnialec śmiał skrzywdzić młodego, bezbronnego chłopaka i nie poniósł za to żadnej kary!

- Musiał mnie uderzyć, a może dał coś, po czym straciłem przytomność. Nie wiem. Nie pamiętam. Kiedy się obudziłem, było już popołudnie. Wszystko mnie bolało. Leżałem na podłodze. Nie byłem w stanie się ruszyć. Potem przyszła Tessa. Zaczęła na mnie krzyczeć. Powiedziała, że to moja wina. Zagroziła, że jeśli Andre się dowie… Dużo mówiła. Powiedzmy, że wylała wszystkie swoje żale, które w głównej mierze dotyczyły niesprawiedliwości i niechcianych obowiązków rodzicielskich, jakie na nią spadły. Krążyła po pokoju bluzgając i wyzywając, a ja nie mogłem się ruszyć. Na końcu stwierdziła, że nie chce mnie więcej widzieć. Nie potraktowałem jej słów poważnie. Połowy z nich i tak nie rozumiałem. Szumiało mi w głowie. Nie wiedziałem co się dzieje. Kilka dni później Andre wyjechał w podróż służbową. Przez ten czas ani razu nie wyszedłem z pokoju. Bałem się. Bardzo się bałem. Chociaż to wszystko nie było jeszcze takie złe.

- Chcesz przez to powiedzieć, że to jeszcze nie koniec?

- W czasie nieobecności Andre, gdy Tessa i ja byliśmy sami w domu, on znowu wrócił. Chciał odzyskać Tessę. Moja siostra kolejny raz wykazała się przebiegłością. Wytknęła mu, że zdradził ją przy pierwszej lepszej okazji, w dodatku ze mną. Ja nie nazwałbym tego zdradą. To było brutalne i wymuszone… To…  – Głos Eli znowu się łamie.

- Mój Króliczku, nie płacz.

- Gdy Tessa wyśmiała jego żądania, kazał sobie zapłacić za milczenie. W przeciwnym razie miał powiedzieć wszystko Andre. Moja siostra stwierdziła, że Andre i tak mu nie uwierzy, a za gwałt na nieletnim czeka go więzienie. Wtedy zaczął nas prześladować. Kręcił się pod naszym domem. Czasami celowo za nią jeździł lub parkował naprzeciwko i po prostu patrzył. Widywałem go wychodząc rano do szkoły. Czasami szedł za mną, jak cień. To było gorsze niż tortury.

- Andre tego nie widział?

- Był wtedy zajęty pracą. Reprezentował ważnego klienta. Przez kilka tygodni praktycznie go nie widywaliśmy. Wrócił do domu akurat wtedy, gdy on przyszedł po pieniądze. Wywiązała się wielka awantura. Ochroniarze Andre wyrzucili go z domu. Tessa całą noc płakała. Powiedziała mężowi, że to wszystko moja wina. W jej historii stałem się obłudnym uwodzicielem, którego kryła, bo było jej wstyd. Andre zażądał odpowiedzi… Gdybym powiedział mu o romansach mojej siostry, jeszcze tego samego dnia skończylibyśmy na ulicy.

- Nie powiedziałeś mu.

- Nie mogłem. Być może tego nie rozumiesz, ale poza siostrą, nie miałem żadnej rodziny. Tylko ona się mną opiekowała. Dbała o mnie. Zajęła się mną, chociaż nie musiała tego robić.

- Wyprowadziłeś się mając zaledwie piętnaście lat. To nazywasz opieką?! – Nie potrafię dłużej zapanować nad własnymi emocjami. Jestem wściekły. Bezgranicznie wściekły. I bezsilny. Eli nie zasłużył na to wszystko co go spotkało. Był dzieckiem! W głowie mi się nie mieści, że rodzona siostra wiedziała o tym, że został zgwałcony i nie zareagowała! – Nie mogę w to uwierzyć! – Uciekam z łóżka. – Dlaczego?! Dlaczego nie poprosiłeś o pomoc?! Dlaczego nikomu nie powiedziałeś?! Dlaczego nie mogłem spotkać cię wcześniej?!

- Wyprowadzka była najlepszą decyzją, jaką podjąłem. Wreszcie poczułem ulgę. Miałem trochę oszczędności. Wynająłem pokój w motelu. Koledzy ze szkoły pomogli mi zdobyć fałszywe prawo jazdy. Znalazłem pracę. Dobrze sobie radziłem.

- Ale? – Spoglądam wyczekująco na fiołkowookiego, bo pomógł mi połączyć ostatnie fragmenty układanki.

- Znalazł mnie. Zastraszył. Okradł. Zdemolował mieszkanie, które wynajmowałem. Groził, że mnie zabije. Nie wiedziałem co mam zrobić. Nagle dowiedziałem się, że jestem w ciąży. Fatalnie się czułem. Obcy facet chciał mi odebrać dziecko. Wszystko się posypało. Od czasu wyprowadzki naprawdę dobrze sobie radziłem. Dużo pracowałem. Malowałem obrazy z Edmundem. Zacząłem pracować dla pana Robinsona.

- Edmund… – Wypowiadam to imię z pogardą i przekleństwem. Wiedziałem, że prędzej czy później odegra jakąś rolę w tej historii.

- Zazdrościłem mu, bo mógł uczęszczać na zajęcia, o których ja nie śmiałbym nawet marzyć. Utalentowany, zdolny. Imponował mi wiedzą. Miał swój styl. Był pewny siebie. Bardziej mnie uwiódł jego stosunek do malarstwa niż on sam. Malował z taką ekspresją. Na chwilę straciłem dla niego głowę. Wydawało mi się, że on mnie rozumie.

- Rozumie? To zwykły oszust. Kiedy ja go poznałem opowiadał same bzdury na twój temat!

- Poznałeś Edmunda? – Eli wpatruje się we mnie, czekając na wyjaśnienia.

- Może wpadliśmy na siebie w galerii… – Nieco spanikowany, nie wiem co jeszcze powinienem mu powiedzieć. Nie chcę wchodzić w szczegóły.

- Jego wystawa została odwołana. – Króliczek drąży temat. – Wiesz coś o tym?

- To zwykły drań i złodziej! Jeśli chce urządzać wystawę, będzie musiał najpierw ruszyć tyłek i samemu coś namalować! Nie pozwolę, aby wykorzystywał twoje obrazy!

- Edmund jest specyficzny. Chciał mną sterować. Wydawało mu się, że jest moim mentorem i z racji tego powinienem ślepo za nim podążać. Nie oznacza to jednak, że jest zły. Znam dużo gorszych od niego.

- Nie wierzę! Bronisz go?! Po tym wszystkim co ci zrobił?!

- Nie bronię. Staram się zachować obiektywizm.

- Obiektywizm? – prycham. – Spałeś z nim. – Ogarnia mnie zazdrość, która zawsze jest złym doradcą, a ja wyjątkowo szybko wpadam dziś w jej niecne szpony.

- Tak, Max. Kilka razy z nim spałem.

Wiem, że to najbardziej nieodpowiedni czas na tego typu uwagi, lecz Eli nie ma mi tego za złe. Wprost przeciwnie. Siadam obok niego na łóżku i biorę za rękę.

- Spałem z nim dlatego, bo sam tego chciałem. On mnie do niczego nie zmuszał. To nie miało głębszego znaczenia. Po prostu dobrze się razem bawiliśmy, przynajmniej na początku, zanim sytuacja się skomplikowała.

- Mam ochotę rozszarpać go na kawałki za to, że z nim byłeś.

- Seks bez zobowiązań to nie związek. Nie chciałem mieszkać z Edmundem. Nigdy nie zostałem u niego na noc. Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym się obudzić przy jego boku. Kochaliśmy malarstwo, a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Taki układ oznaczał, że każdy z nas w dowolnej chwili może odejść. I tak właśnie zrobiłem. Odszedłem.

- To mnie nie pociesza i nadal jestem zazdrosny – szepczę, obejmując ukochanego ramieniem.

- Nie zmienię przeszłości. Ty też jej nie zmienisz.

- Ale Edmund…! – Zaciskam dłonie w pięści, bo tak bardzo mam ochotę mu przywalić.

- Max, ja też nie byłem twoim pierwszym.

- To nie ma nic do rzeczy! – Irytuję się, bo wiem, ze Eli ma rację.

- Czasami wydaje mi się, że nic nie dzieje się bez powodu. Przykre chwile sprawiają, że potrafimy lepiej docenić te piękne i dobre. Moje piękne i dobre chwile zaczęły się wtedy, gdy poznałem ciebie.

- Ty jesteś piękny i dobry. Kocham cię bardzo, bardzo mocno.

- Ja też cię kocham. Świadomie i dojrzale. Przy tobie po raz pierwszy czuję, że mam dom.

- Nie bez powodu jestem twoim mężem – uśmiecham się z dumą.

- Jesteś dla mnie kimś znacznie ważniejszym. Jesteś… Au! – Eli dotyka brzucha. – Nie, nie zapomniałem o tobie – zwraca się z czułością do dziecka. – Chyba się na mnie gniewa. Przysporzyłem sporo stresu naszemu maleństwu.

- Dziękuję, że mi zaufałeś. Pozwolisz, że teraz ja się wszystkim zajmę? – Kładę rękę na drobną dłoń Eli, którą przytula do dzidziusia.

- Nic nie musisz robić. Dzięki tobie czuję się znacznie spokojniejszy, bo wiem, że mnie obronisz. Nie pozwolisz, żeby ktoś zrobił mi krzywdę. Nie zostawisz mnie samego. – Króliczek ziewa przeciągle, wymęczony silnym stresem oraz płaczem.

- Połóż się – popycham blondyna na poduszki. – Potrzebujesz drzemki.

- Nie, nie jestem zmęczony. Ja chcę… - Narzeczony łapie mnie za rękę. – Nie odchodź, dobrze?

- Odpoczywaj, mój piękny – gładzę go po jasnych włosach.

- Kocham cię, Max.

Eli zasypia. Przez jakiś czas leżę obok niego. Bezczynność powoli mnie zabija. Wyobraźnia podsyła setki scenariuszy. W każdym znęcam się nad tym zwyrodnialcem, który śmiał skrzywdzić mojego Króliczka.

Jak można zgwałcić dziecko?!

Jeśli sprawiedliwość istnieje, to prędzej czy później spotkam tego typa, a wtedy…

Eli nie powiedział mi, jak on się nazywa. Zrobił to celowo? Chronienie go nie ma sensu. Nie ucieknie przede mną.

Może Eli nie jest w stanie wypowiedzieć na głos jego imienia?

Biedactwo…

To przez tego zwyrodnialca nie chciał mnie pocałować?

Utrata domu. Strach. Koszmary.

Na domiar złego przypominam sobie, że widziałem już tego drania! Minąłem się z nim i jego kumplem krótko po tym, jak zdewastowali mieszkanie! W dodatku okradli go i pobili! Eli mógł stracić dziecko!

Byłem tak blisko! Szlag by to trafił!

- Poczekaj, jeszcze cię dopadnę… - odgrażam się.

Idę do kuchni, bo nie umiem znaleźć sobie miejsca. Mój Króliczek… Moje dziecko… Kolejny raz zagroził ich życiu…

Wbijam palce w krawędź blatu i wpatruję się w ekspres do kawy.

- Spokojnie, Max. Tylko spokojnie. Najpierw zadbasz o Eli. To jest twój priorytet.

Właśnie, muszę się skupić na tym, co najważniejsze.

Z kuchni przenoszę się do salonu, który tonie papierowych torbach. Prezenty z domu towarowego. Czy w obecnej sytuacji będzie się nimi cieszył? Szczerze wątpię. Staram się go oswoić. Po tym, co dzisiaj usłyszałem, poprzeczka poszybowała gwałtownie w górę. Trochę nowych ciuchów to za mało, aby Króliczek poczuł się chociaż trochę komfortowo.

- Opowiedział ci o gwałcie. Jak chcesz go pocieszyć po czymś takim? – Karcę samego siebie, kopiąc w jedną z toreb. Mój cios sprawia, że pakunki przewracają się na ziemię, niczym kostki domina. – Świetnie!

Aby zająć czymś myśli, zaczynam sprzątać. W pierwszej kolejności zanoszę prezenty na górę. Ustawiam torby wzdłuż korytarza, bo nie chcę wchodzić do sypialni. Następnie rozpalam ogień w kominku i zaczynam przygotowywać kolację. Znam mojego synka na tyle dobrze, by wiedzieć, że będzie się domagać od ciężarnego chociaż niewielkiej porcji owoców. Najbardziej lubi łączyć je z sałatą oraz grzankami. No i sosem czekoladowym.

Wyciągam z szafki talerze, a następnie sięgam po miskę, do której wsypuję ekologiczną mieszankę różnych rodzajów liści. Koncentruję się na każdej czynności, bo dzięki temu udaje mi się skupić na czymś innym niż wielogodzinne tortury.

- Max? – Słysząc swoje imię od razu odwracam się w kierunku drzwi.

- Nie śpisz już?

- Dzidziuś jest głodny.

- To dobrze, bo zacząłem przygotowywać sałatkę. Masz ochotę?

- Przecież wiesz, że tak. – Eli uśmiecha się do mnie nieśmiało.

- Rozpaliłem w kominku. Zaparzyłem też twoją ulubioną herbatę.

- Rozpieszczasz mnie.

- Od tego jestem, skarbie.

- Pocałuj mnie.

Niespodziewana prośba wypowiedziana cichym szeptem… To próba. Eli sprawdza, czy coś się między nami zmieniło. Czuje się niepewnie, bo w jego oczach wszystko co dziś usłyszałem może sprawić, że się od niego odsunę.

- Chodź do mnie – otwieram szeroko ramiona. Blondyn od razu biegnie w moją stronę. Obejmuję narzeczonego, a następnie biorę go na ręce i sadzam na wyspie. – Tęskniłeś? – Droczę się.

- Nie było cię, gdy się obudziłem.

- Wiedziałem, że będziesz głodny, więc przyszedłem tutaj, żeby…

- Max – chłopak ociera się ustami o moje usta. – Pocałuj – ponawia prośbę.

Nie umiem, ale przede wszystkim nie chcę mu się przeciwstawiać. Spełniam więc zachciankę mojego Króliczka. Najpierw delikatnie muskam jego usta swoimi. Eli cichutko mruczy. Przymyka powieki. Rozchyla wargi. Jego język ociera się o mój. Czuję przyjemne dreszcze. To jednak zdecydowanie za mało. Takie pieszczoty są miłe, lecz on i ja oczekujemy więcej. Wpijam się w mojego ukochanego, który nie pozostaje mi dłużny i oddaje pocałunki z równą pasją. Moje dłonie zakradają się pod królicze ubranie, gładząc ciepłą i miękką skórę. Wodzę opuszkami wzdłuż kręgosłupa napawając się tym, jak ukochany reaguje na mój dotyk. Przez to, że jest tak blisko, wyraźnie czuję i słyszę, jak burczy mu w brzuchu.

- Akurat teraz? – Eli z wyrzutem zerka na ciążową wypukłość. – Tatuś i ja jesteśmy zajęci, a ty myślisz wyłącznie o jedzeniu.

- Nie tylko on. Ja też jestem głodny – puszczam do niego oko.

- Tobie nie chodzi o sałatkę.

- Najchętniej zjadłbym ciebie. Jesteś taki słodki… – niechętnie przerywam kolejny pocałunek.

- Kocham cię, mężu.

- Ja ciebie bardziej, skarbie.

Pomagam blondynowi zejść z wyspy, a następnie sadzam go przy stole.

- Bardzo proszę – podaję mu miseczkę oraz sos czekoladowy.

Eli wolno przeżywa każdy kęs. Jest milczący. Jego zachowanie zdradza, że wciąż żywi obawy związane z tym, co mi dzisiaj powiedział. Niepotrzebnie się przejmuje. Pora, aby mąż się nim zajął i pomógł odrobinę zrelaksować.

- Przeniesiemy się do salonu?

- Do salonu? – Wyrwany z zamyślenia nastolatek nie ma pojęcia, o czym mówię.

- Tak, pomigdalimy się przy kominku. – Biorę go za rękę i ciągnę za sobą.

- Trzeba posprzątać.

- Potem – zmierzam w kierunku sofy. Eli już nie protestuje. Potulnie podąża we wskazane miejsce. – Siadaj, proszę – popycham go na poduszki. – Wygodnie? – Zajmuje miejsce obok niego.

- Mogę? – Eli kładzie głowę na moich kolanach.

- Jak się czujesz?

- Trochę zmęczony. Powiedzenie ci o wszystkim nie było łatwe.

- Wiem.

- Z drugiej strony poczułem ulgę. Jest mi tak lekko na duszy. Dziękuję.

- Polecam się na przyszłość. – Uśmiecham się.

- Kupisz mi nowy telefon?

- Tak. Z zastrzeżonym numerem, żeby nikt więcej cię nie niepokoił.

- Dziękuję.

- Drobiazg, kochanie. Jutro się tym zajmę.

- Max, moglibyśmy zainstalować alarm? Wiem, że to mało prawdopodobne, aby on się dowiedział gdzie mieszkami. Mimo wszystko wolałbym…

- Powiedz słowo, za zatrudnię ochronę.

- Żadnej ochrony! – Króliczek reaguje bardzo nerwowo, a ja zbyt późno zdaję sobie sprawę z gafy, jaką strzeliłem.

- Przepraszam. Nie miałem nic złego na myśli.

- To ja przepraszam. – Eli znowu kuli się w sobie.

- Masz za sobą ciężki dzień. Odpręż się.

- Wiesz na co mam ochotę? Na kąpiel.

- Poczekaj tu na mnie. Naleję wody do wanny i po ciebie wrócę.

Jak na skrzydłach pędzę do łazienki, by spełnić zachciankę ukochanego. Kąpiel rzeczywiście wydaje mi się dobrym pomysłem. Przyciemniam światło, dolewam do wody sporą ilość olejku lawendowego, a nawet zapalam kilka świeczek. Gdy wszystko jest gotowe, rozglądam się po otoczeniu zastanawiając, czy jest coś o czym zapomniałem.

Wracam do salonu. Blondyn nadal siedzi na sofie. Ma w dłoniach swój zniszczony telefon, który gdzieś tu porzuciłem. Obserwuję, jak wyciąga ze środka kartę sim i wrzuca ją do ognia. Chowa twarz w dłoniach.

Podchodzę do chłopaka, klękam przed nim na podłodze i namiętnie całuję.

- Jesteś piękny, dobry, utalentowany i mądry. Każda chwila, którą spędzamy razem, jest dla mnie bezcenna. Nie umiem sprawić, że przeszłość po prostu zniknie, ale zrobię co w mojej mocy, aby nikt cię więcej nie skrzywdził. Poruszę niebo i ziemię, jeśli zajdzie taka potrzeba. Chcę być nie tylko twoim mężem, ale i wsparciem. Pomogę ci rozwiązać każdy problem. Już nigdy nie będziesz sam. Masz mnie. Wkrótce urodzi się nasze dziecko. Będziemy rodziną. Prawdziwą rodziną.

- Kiedy jestem z tobą mam wrażenie, że to wszystko co się stało, dotyczyło kogoś innego.

- Bo to prawda. Miłość wszystko zmienia. A ty jesteś teraz bardzo mocno kochany. Przez mnie. Przez nasze dziecko. Przez moich rodziców. Mówiłem to już wiele razy. Od zawsze czułem, że prędzej czy później pojawisz się przy moim boku. Czasami brakowało mi ciebie tak bardzo, że traciłem nadzieję. Już prawie się poddałem. Zdesperowany. Pokonany. Rozgoryczony i zapatrzony w siebie. Taki byłem, gdy się poznaliśmy. Teraz też taki jestem?

- Nie. Jesteś najbardziej wyjątkowym i czarującym facetem, jakiego znam. Jesteś opiekuńczy, hojny i silny. Przez większość czasu chciałbym po prostu chować się w twoich ramionach.

- Bo tu jest twoje miejsce. Właśnie tu – przytulam Króliczka. – Nie płacz – proszę, choć wiem, że i tak mnie nie posłucha. – Zabieram cię do wanny, a potem do łóżka. Musisz się porządnie wyspać. Przez ostatnich kilka dni zmizerniałeś.

Ciepłą kąpiel z olejkami sprawia, że Eli wreszcie się relaksuje. Opiera się plecami o moją klatkę piersiową. Bezustannie dotyka moich dłoni, które ułożyłem na jego brzuchu.

- Dobrze mi – mamrocze sennie. – Bardzo dobrze. Dzidziuś też jest znacznie spokojniejszy, czujesz?

- Tak.

- A tobie jest dobrze?

- Z tobą? Zawsze. – Przygarniam Króliczka jeszcze bliżej. Jego upięte z niedbały kok włosy łaskoczą mnie po twarzy. Eli obraca głowę i całuje mnie w żuchwę.

- Jeśli zasnę, zaniesiesz mnie do łóżka?

- Najpierw muszę cię wysuszyć i ubrać.

- Nie musisz. Mogę być nagi. Zwłaszcza, jeśli będziesz obok.

- Przeceniasz moje możliwości. Nie mam w sobie aż takiej samokontroli. Nie umiem tylko patrzeć.

- Przykro mi mężu, ale dziś wyjątkowo nic z tego nie będzie. Chyba, że nie masz nic przeciwko, jeśli będę leżeć jak kłoda.

- Właśnie dlatego ubiorę cię w piżamę i przytulę. Kiedy odzyskasz siły i poczujesz się lepiej, wrócimy do tematu.

- Jesteś taki kochany.

- Obejmij mnie za szyję.

- Nie chcę stąd iść. Chcę spać. – Eli zaczyna marudzić. Uważam, że mało jest osób, które potrafią robić to równie uroczo, jak on. Rozumiem, że jest zmęczony, ale w łóżku będzie mu znacznie wygodniej.

Otulam nastolatka ręcznikiem, a następnie niosę prosto do łóżka.

- Poczekaj tu na mnie. Pójdę po twoją piżamę.

- Mhm…

Ubieram śpiącego ciężarnego, co okazuje się nie lada wyzwaniem. Eli nie jest chętny do współpracy. Pomimo wczesnej pory, postanawiam zgasić światło i położyć się razem z nim. Dzisiejszy dzień mi także dał nieźle w kość. Było ciężko. Cholernie ciężko. Poczułem też naszą siłę jako pary. Nie udajemy i nie bawimy się w związek. My naprawdę jesteśmy razem. To odkrycie znacznie poprawia mi humor. Zasypiam spełniony.

***

Nowy dzień zaczynam od dokładnego przejrzenia oferty firm produkujących alarmy. Bez problemu znajduję interesujące mnie zabezpieczenia. Udaje mi się nawet przeprowadzić szybką rozmowę z osobą, która dokładnie rozumie, jakie są moje oczekiwania. Obiecuje, że jeśli dzisiaj omówimy wszystkie szczegóły, alarm zostanie zainstalowany przed końcem tygodnia. Problem polega na tym, że fachowcy nie kiwną palcem, jeśli nie przyjadę do ich biura i podpiszę umowę. Chciałbym to zrobić jak najszybciej. Tylko jak mam gdzieś jechać, skoro Eli jeszcze śpi?

Zerkam na zegarek. Dochodzi dziesiąta. Króliczek zwykle budzi się wcześnie rano. Musi być naprawdę bardzo zmęczony. Odkładam komputer i przez dłuższą chwilę wpatruję się w moją słodką kruszynkę.

- Max? – Blondyn niechętnie unosi powieki. – Już rano? Która godzina?

- Chcesz mi przez to powiedzieć, że tak dobrze ci się spało?

- Za dobrze.

- Cieszę się, bo mamy dziś sporo do zrobienia.

- Do zrobienia?

- Najpierw zjemy śniadanie. Następnie pojedziemy kupić nowy telefon. A potem zajmiemy się alarmem.

- Podołamy tak napiętemu grafikowi?

- Znajdzie się też czas na przyjemności. Co powiesz na kino i romantyczny obiad z mężem?

- Nie mogę się doczekać. – Moja propozycja spotyka się z entuzjazmem. – Co będzie na śniadanie? – Eli uśmiecha się niczym kot na widok śmietanki.

- A na co masz ochotę? – Odpowiadam pytaniem na jego pytanie.

- Zjadłbym pudding kokosowy, a dzidziuś chce kakao i kanapkę z dżemem malinowym. Jak to pogodzić?

- Przekonajmy się – całuję go w policzek. – Wracam za pięć minut.

- Pomóc ci?

- Poradzę sobie.

Wystarczy kwadrans, abym uświadomił sobie, że dziś nigdzie nie pojedziemy. Eli może i przespał całą noc, lecz zmuszanie go do ponad godzinnej podróży czy zakupów, wydaje się barbarzyństwem. Blondyn skubie tosta jednocześnie walcząc z zamykającymi się powiekami.

- Chcesz spać – stwierdzam, zabierając mu z ręki niedojedzony kawałek chleba.

- Co? Nie. Daj mi chwilę. Za chwilę będę gotowy.

- To nic pilnego. Możemy pojechać jutro. Odpoczywaj.

- Jutro? Obiecałem twojej mamie, że dokończę winietki.

- W takim razie pojedziemy innym razem.

- Jesteś umówiony w sprawie alarmu na dzisiaj – przypomina mi.

- Zadzwonię i to przełożę. – Poprawiam poduszki, aby mój Króliczek miał wygodnie.

- Max, jedź sam.

- Sam? – Dziwię się. – A nasza randka?

- Nie znam się na alarmach. Za to z przyjemnością zjem lody i obejrzę film, przytulając się do męża we własnym salonie.

- Koniecznie chcesz się mnie pozbyć? – Jest mi trochę przykro, że Eli nie będzie mi towarzyszyć.

- Nie. Dziecko prosi, abyśmy jeszcze trochę pospali. Jeśli nie wrócisz zanim się obudzę, postaram się rozpakować chociaż część prezentów, które od ciebie dostałem.

- Jeśli tobie pasuje taki układ, to mi także. Nie boisz się zostać sam? – Dodaję po chwili wahania. – Mam zadzwonić po tatę, aby dotrzymał ci towarzystwa?

- Nie.

- Zostawię ci mój telefon.

- Nic z tego, mężu. Nie jestem aż tak naiwny. Rozmowy z April zostawiam tobie.

- Postaram się szybko wrócić – szepczę ukochanemu na ucho.

- Będę czekać.

***

Kochani, to 100 rozdział. Sam nie mogę w to uwierzyć :) Mam nadzieję, że docenicie fakt, iż jest on naprawdę długi. W dodatku poznajemy przeszłość Eli, która spędzała Maxowi sen z powiek (nie martwcie się - po rozwikłaniu tej tajemnicy znajdę mu inne problemy :D). 

Bardzo dziękuję Wszystkim, którzy pomogli mi dokonać wyboru. Opcja z Króliczkiem nie została przeze mnie odrzucona. Wprost przeciwnie. Jeszcze dzisiaj zabieram się za pisanie. A jak napiszę, to od razu wrzucę. Cieszycie się? Bo ja bardzo. 

Wasz Kitsune 

środa, 27 stycznia 2021

szybkie decyzje

 Kochani!

Skończyłem 100 rozdział Bezsennych Nocy. 

Opcja pierwsza - rozdział się dubluje, czyli dopisuję do niego dodatkowe strony, które są zaplanowane jako rozdział 101

lub

Opcja druga - dostajecie rozdział 100 oraz niespodziankę w postaci rozdziału z perspektywy Eli.

Nie ma ankiety, więc liczę na Wasze komentarze. Piszcie szybciutko co Was bardziej ucieszy.

Wasz Kitsune 

niedziela, 24 stycznia 2021

mpreg 99

 

„Bezsenne Noce"

Spędzanie czasu w towarzystwie moich rodziców wprawia mnie w typowo sielski humor. Pyszne jedzenie, mocna kawa. Opowieści taty, który pomstuje z powodu niepowodzeń sportowych ulubionych drużyn. Krzątanie się mamy, próbującej ze wszystkich sił zadowolić Eli i dziecko.

Kulminacyjnym momentem jest chwila, na którą moi staruszkowie najbardziej czekali. Eli siada na sofie i pozwala zachwyconym przyszłym dziadkom dotykać brzucha.

- Pamelo, czujesz jak kopie? – Ojciec ledwo muska ciężarnego. Pewnie się boi, że mógłby go niechcący uszkodzić.

- Taki malutki… – Wzruszona mama ociera łzy szczęścia.

- Ostatnio bardzo kopie. Nawet w nocy. – Eli dzieli się swoimi odczuciami.

- Biedactwo. To tłumaczy twój mizerny wygląd. – Tata, niczym rasowy detektyw, od razu łączy fakty. – Powinieneś jak najwięcej odpoczywać i jeść same dobre rzeczy. Mam nadzieję, że jesteś tego świadomy, synu – rzuca w moją stronę złowrogie spojrzenie.

- Jestem – warczę w odpowiedzi.

- Tato, nie bądź dla Maxa taki surowy. Nie masz pojęcia, jaki jest wobec mnie troskliwy i opiekuńczy. Rozpieszcza mnie, zasypuje prezentami – narzeczony bez wahania staje w mojej obronie.

- Mam nadzieję. – Niedźwiedź rzuca mi kolejne, podejrzliwe spojrzenie. –  Pamiętaj, słowo skargi i…

- Peter! Rozmawialiśmy już o tym, prawda? – Mama odważnie wkracza do akcji. Jednym zdaniem potrafi usadzić wrednego męża, który pozwala sobie na zbyt wiele.

Muszę się odwrócić, by ukryć uśmiech satysfakcji. Taki duży i silny, a musi się ugiąć.

- Żona trzyma cię na bardzo krótkiej smyczy, co? – Zauważam od niechcenia.

- I kto to mówi… – Ojciec wymienia z Eli porozumiewawcze spojrzenia. – Mam nadzieję, że potrafisz wyciągnąć wnioski z tej sytuacji – żartuje, poprawiając jednocześnie bluzę blondyna. – Mój syn już dawno stracił dla ciebie głowę, ale nie oznacza to, że może spocząć na laurach.

- Max jest najwspanialszym facetem, jakiego znam. Bardzo go kocham.

To jedno zdanie wystarczy, by moje serce przepełniła miłość. Wpatruję się we fiołkowe oczy z uwielbieniem. Eli często mówi, że mnie kocha, lecz jakże inaczej brzmi takie wyznanie w obecności rodziców.

-  Ja też cię kocham, skarbie – szepczę cicho, bo głos odmawia mi posłuszeństwa.

- Pamelo, widzisz to samo co ja? Nasz jedynak rumieni się jak młoda pensjonarka!

- I wiesz co?! Nie wstydzę się tego, bo on jest dla mnie najważniejszy! – Podrywam się ze swojego miejsca. Podchodzę do sofy. Chwytam Eli za ręce, aby pomóc mu wstać, a następnie bardzo namiętnie całuję.

Ciężarny nieśmiało opiera dłonie na mojej klatce piersiowej. Jego oczy robią się wielkie niczym spodki. Mruga kilka razy, wpatrując się we mnie nieco zamglonym wzrokiem.

- Muszę… Usiąść… – Łapie mnie za ramię, by nie stracić równowagi.

- Siadaj, kochanie – popycham chłopaka z powrotem na sofę. – Wygodnie ci? Mam poprawić poduszki?

- Nie wiem kim jesteś i co zrobiłeś z moim synem, ale… – Tata również wstaje. Podchodzi do mnie, po czym ściska w typowy dla niedźwiedzi sposób. – Jestem z ciebie dumny, synu. Wreszcie zachowujesz się jak prawdziwy Ford.

Po tym wszystkim, co miało miejsce tuż po śniadaniu, nikogo nie dziwi fakt, że nasz wizyta nieco się przedłuża. W dodatku mama przynosi ślubny album. Możliwość obejrzenia pamiątek z wyjątkowego dnia rodziców sprawia Eli wielką przyjemność. Uważnie słucha wszystkich wspomnień i rodzinnych historyjek. Z wielki zainteresowaniem podziwia także sam album.

- Sama go zrobiłaś?

- Tak. Co prawda kiedyś nie było takiego wyboru materiałów jak teraz. No i nie mam twoich zdolności.

- Mamo, jesteś niesamowita! Włożyłaś w to tyle pracy i serca!

- Tak sądzisz? Dziękuję. Wiem, że obecnie modne jest drukowanie książek ze zdjęciami. Kto wiem, może mój album zainspiruje cię do stworzenia podobnego z waszego ślubu.

- Z naszego ślubu? – Eli ukradkiem zerka na zaręczynową obrączkę, z którą się nie rozstaje. – Max i ja będziemy małżeństwem...

- Odłożyliśmy planowanie wesela na później, ale dobrze by było, gdybyście od czasu do czasu przejrzeli jakieś czasopisma, czy poszukali inspiracji w Internecie. Zastanawiałeś się, jak powinien wyglądać wasz wyjątkowy dzień?

- Nie.

- Pomyśl o tym – mama łapie Eli za rękę. – Chciałabym zorganizować dla was przyjęcie, którego nigdy nie zapomnicie.

- Mówiąc szczerze to nigdy się nad tym nie zastanawiałem.

- Wiem, że wolicie poczekać na dziecko. Mimo to uważam, że teraz jest na to najlepszy moment. Gdy maleństwo będzie z wami, skupicie się na nim, a nie na sobie.

- Nie martw się, mamo – wtrącam się do rozmowy. – Poradzimy sobie, prawda? – Uśmiecham się do ukochanego, aby go wesprzeć.

- Skoro jesteśmy przy przyjęciach, chcesz zobaczyć co przygotowuję na zakończenie lata?

Odkąd się wyprowadziliśmy, nie śledzimy na bieżąco kariery pani koordynator, która radzi sobie coraz lepiej. Przyjęcie na zakończenie lata, które ma się odbyć za dwa tygodnie, to jedno z najbardziej wyczekiwanych wydarzeń kulturalnych w naszym regionie. Mama bardzo się zaangażowała. Jestem pewny, że osiągnie kolejny sukces.

Przed moimi oczami przewijają się sceny towarzyszące poprzedniemu przyjęciu. Wymknąłem się z niego tylko po to, by sprawdzić, czy Eli dotrzyma słowa i będzie chodzić po domu nago… Wstrzymuję oddech wspominając nasz pierwszy raz. Sądziłem, że mój ukochany okaże się wstydliwy i niedoświadczony. Myliłem się względem niego.

- Mamo, jestem pełen podziwu. Wszystko jest takie przemyślane i zaplanowane.

- Nie do końca. Pamiętasz Nicole? Jej kuzyn jest właścicielem drukarni. Zamówiłam u niego winietki, menu i… Szkoda się denerwować – mama jest ewidentnie zdenerwowana.

- Co się stało? – Osiemnastolatek czeka na dalsze wyjaśnienia.

- Pokażę ci, chociaż wolałabym to wszystko spalić!

Eli i ja spoglądamy na siebie ze zdziwieniem. Pamela Ford to zazwyczaj oaza spokoju. Skąd wiec pomysł na palenie winietek?

- Proszę, obejrzyjcie sobie te paskudztwa! – Mama z impetem kładzie na stole średniej wielkości karton. Króliczek zdejmuje pokrywę i z zainteresowaniem zagląda do środka.

- Może nie znam się na organizacji przyjęć, ale jak dla mnie, nie ma tu nic niezwykłego – komentuję.

- Są brzydkie! Miały pasować do reszty. Tymczasem spójrz! – Kobieta wyciąga jedną z wizytówek, abym mógł ją lepiej obejrzeć.

Nadal nie wiem o co jej chodzi. Jak dla mnie wygląda zwyczajnie. Czcionka jest czytelna. Papier równo przycięty. Brzegi nie są poszarpane. Nie ma plam. Zagnieceń. Spoglądam na Eli. Może on wytłumaczy mi powody tej „afery”.

- W ostatnim czasie moja przyjaźń z Nicole przechodzi gorsze chwile. Zaczęła mnie wkurzać, plotkując na wasz temat. W końcu nie wytrzymałam i powiedziałam jej, że mój syn jest zakochany, więc niech nie opowiada bzdur, że wodzi za nią maślanymi oczami i od tego się zaczęło! Drukarnia zmieniła moje zamówienie. Nawet czcionka jest inna niż wybrałam! Ze względu na sezon ślubny, drukarnie są obłożone. Do tego nie mogę przekroczyć budżetu. Najgorsze jest jednak to, że ta jędza liczy na to, że w ten sposób wyprowadzi mnie z równowagi! – Wybuch mamy sprawia, że tata dyskretnie wycofuje się w kierunku ogrodu.

- Naprawiasz kosiarkę? – Zagaduję go nerwowo. – Pomogę ci! – Rzucam się w kierunku drzwi.

- Widzisz, właśnie o tym mówiłam! Mąż i syn uciekają w popłochu zamiast mi pomóc!

- Mamo, spokojnie. Za chwilę coś wymyślimy. – Króliczek pociesza moją rodzicielkę. Jest w tym dobry, więc z pewnością sobie poradzi.

- Uratowani – ojciec puszcza do mnie oko, chowając się w bezpiecznym odosobnieniu, gdzie mama rzadko zagląda.

- Mogłeś nas ostrzec przed tą dramą.

- Niby dlaczego? – Mężczyzna układa dłonie na biodrach i pręży się dumnie. – Jesteśmy rodziną. Powinniśmy sobie pomagać.

- Pomagać? To nazywasz pomocą? Spychasz na nas to z czym sam sobie nie radzisz! To nie jest pomoc. To pułapka!

- I to całkiem niezła. Połknęliście haczyk, więc teraz tkwimy w tym razem.

- Zostawiłem narzeczonego samego i chowam się w warsztacie! – Spoglądam smętnie w kierunku domu.

- Eli ma dobry wpływ na mamę. Jestem pewny, że znajdzie rozwiązanie. Poza tym to całe zamieszanie to głownie twoja wina.

- Moja?! Przecież nic nie zrobiłem! – Instynkt każe mi się bronić, choć nie mam pojęcia przed czym.

- Nicole chciała cię poznać nieco bliżej, jeśli wiesz co mam na myśli… – Tata wpatruje się we mnie w dziwnym wyrazem twarzy. Czeka na jakąś reakcję, ale jak niby mam zareagować.

- Nicole? – Muszę się naprawdę wysilić, aby przypomnieć sobie kto kryje się za tym imieniem. Dopiero po chwili doznaję objawienia. – Ta Nicole?! Koleżanka mamy, którą molestowała mnie na przyjęciu, a potem obrażała Eli?!

- Widzisz, czyli jednak przyznajesz, że to twoja wina.

- Tato, ja ją widziałem chyba dwa razy w życiu, a mama przyjaźni się z nią kilkanaście lat.

- Znasz kobiety. Nie lubią przegrywać. – Ojciec zaczyna porządkować narzędzia, które porozrzucane są na stole, przy którym zwykle majsterkuje.

- Przygrywać? O czym ty mówisz?

- Nicole liczyła na romans. Tymczasem Eli…

- Jego w to nie mieszaj! – Przerywam mu ostro. – Nie jestem pieprzonym pucharem, lecz odpowiedzialnym mężem i ojcem!

- Na razie jesteś tylko w gorącej wodzie kąpany. Panuj nad sobą, bo nie mam ochoty przywoływać cię do porządku. Mama rozprawiła się z Nicole i oberwała rykoszetem. Mam nadzieję, że sprawa z tą nieszczęsną drukarnią zamknie temat.

- Max, możesz coś dla mnie zrobić? – Do garażu wbiega rozemocjonowany Króliczek.

- Powoli. Nie spiesz się tak – chowam mój skarb w bezpiecznych ramionach.

- Mógłbyś pojechać do domu po moje farby? Winietki mamy potrzebują odrobiny koloru. – Na twarzy Króliczka pojawia się słodki uśmiech.

- Jasne, już jadę.

- Dziękuję. Jesteś kochany.

- Co dokładnie mam przywieźć?

- Czarną kasetkę. Wiesz którą, prawda?

- Będę za dziesięć minut. Chyba, że chcesz jechać ze mną – kuszę ukochanego. Króliczek doskonale rozumie podtekst ukryty w wypowiedzianych przeze mnie słowach.

- Mama obiecała mi gofry.

- Gofry? No cóż, z tym argumentem raczej nie wygram. – Całuję Eli w policzek. – Uciekaj do kuchni, a ja pojadę po twoje farby.

- Dziękuję.

Przez kilka chwil wpatruję się w narzeczonego, który pędzi niczym wiatr. Już dawno nie był aż tak beztroski i radosny.

- Zmieniłeś się, synu. – Prawie podskakuję na dźwięk głosu ojca. Pochłonięty widokiem Eli, zupełnie o nim zapomniałem.

- Nie zmieniłem. On po prostu zawładnął moim sercem i potrafi wydobyć ze mnie rzeczy, o istnieniu których dawno zapomniałem.

- Przywieziesz te farby? Może dzięki temu Pamela przestanie się tak dąsać, a ja nie będę musiał przesiadywać w warsztacie.

- Już jadę.

Wierzyć mi się nie chce, że był taki czas w moim życiu, gdy mieszkanie w sąsiedztwie rodziców uważałem za straszny obciach. Tymczasem teraz, mieszkając dziesięć minut od nich, czuję się szczęśliwy i bezpieczny.

Nie, tu nie chodzi o rodziców. Szczęście Eli daje mi szczęście.

Pod domem czeka mnie kolejna miła niespodzianka w postaci dostawy z domu towarowego.

- Pan Ford? – Kurier otwiera tylne drzwi auta, gdzie piętrzą się papierowe torby z moim zamówieniem. – Dobrze, że pana zastałem.

- Ja też się cieszę. Pomogę panu.

Uśmiecham się do siebie widząc prezenty, szczelnie wypełniające nasz niewielki salon. Powinienem zabrać je na górę. Poczekam aż Eli się rozbierze i zacznie mierzyć nowe ubrania. Wtedy wykorzystam to jako pretekst żeby móc samemu go rozebrać. Zaglądam do środka jednej w toreb. Znajdują się tam równiutko poukładane swetry. Sprawdzam, czy są wystarczająco mięciutkie, by nie drażniły wrażliwej skóry Króliczka.

- Idealne.

W takim razie pozostaje mi jedynie podziękować przyjacielowi. Harris odbiera po pierwszym sygnale.

- Jestem zajęty, a jeśli pytasz o listę rezerwową, to nic się z tym temacie nie zmieniło.

Co?! Nadal tkwię na liście rezerwowej, a on tak spokojnie do tego podchodzi?!

- Dziękuję za przesyłkę. Eli z pewnością się ucieszy – cedzę przez zęby. Nie chcę, aby Harris pomyślał, że jestem niewdzięczny.

- Mam nadzieję. Dołożyłem też coś specjalnie dla ciebie. Poszukaj kartonu z różową wstążką. Zadzwonię. – Mój przyjaciel niespodziewanie kończy połączenie.

Karton z różową wstążką? Musiałbym przejrzeć wszystkie pakunki, aby go znaleźć. Eli czeka na farby. Potem zajmę się poszukiwaniami.

Gdy wracam do rodziców, atmosfera jest nieco napięta. Mama nerwowo zerka w kierunku Eli, który porywa ode mnie farby i ucieka na górę.

- O co chodzi? – Pytam, choć wydaje mi się, że dobrze znam odpowiedź.

- Jedliśmy gofry. Zadzwonił telefon. Eli zaczął się śmiać, że pewnie nie możesz znaleźć kasetki z farbami, a po chwili się popłakał. – Tata streszcza całe zajście.

- Nie mogłam go uspokoić.

- Synu, o co chodzi? – Peter Ford oczekuje ode mnie wyjaśnień, których nie mogę mu udzielić.

- Porozmawiam z nim.

- Max, tylko delikatnie. – Mama wciska mi talerz pełen gofrów. – Nic nie zjadł. Stres może zaszkodzić dziecku.

Tak, ja też to wiem! Wszyscy to wiedzą!

Idę na górę. Eli przygotowuje sobie stanowisko pracy. Rozpakowuje farby. Wyciąga pędzle.

- Nie chcę o tym rozmawiać.

- Przyniosłem gofry – szybko zmieniam temat, by bardziej go nie drażnić.

- Nie jestem głodny.

- A ja jestem.

Sięgam po słodkiego wafelka i odgryzam spory kawałek.

- Pyszny – mruczę z zadowoleniem. – Mogę z tobą posiedzieć?

- Możesz.

- Masz jakiś konkretny plan, czy będziesz improwizować? – Wskazuję winietki.

- Mama powiedziała, że motywem przewodnim przyjęcia będzie jesień. Pomyślałem więc, że naszkicuję kontury liści i dodam trochę koloru.

- Dobry pomysł, kochanie.

Odsuwam krzesło i siadam niedaleko Eli. Praca idzie mu nadzwyczaj szybko. Jest bardzo skupiony. Wykorzystuję więc okazję i postanawiam go pokarmić. Odłamuję niewielki kawałek gofra i wkładam mu do ust.

- Mówiłem ci, że nie jestem…

- Jedz – ignoruję jego protesty.

Blondyn unosi wzrok i przez dłuższą chwilę patrzy mi prosto w oczy. Nie musi nic mówić. Bez problemu widzę całą gamę emocji, które odczuwa. Strach. Bezradność. Wahanie. Mruga kilka razy, bo przegonić niechciane łzy.

- Jeszcze kawałek? – Podtykam mu kolejnego gofra.

- Pyszny.

- Widziałem, że zmienisz zdanie. – Uśmiecham się czule.

- Max, muszę to skończyć.

- Z przyjemnością ci potowarzyszę.

- Dziękuję.

- Nie dziękuj. Od tego jestem. Zjesz jeszcze kawałek?

- Poproszę.

- Kiedy to skończysz wracamy do domu. Czeka tam na ciebie cała masa prezentów.

- Dostawa z domu towarowego? – Eli uśmiecha się blado i z niedowierzaniem kręci głową.

- Harris przysłał kilka drobiazgów. Czekają w salonie.

- A rzeczy dla dziecka?

- Nadal jestem na liście rezerwowej – żalę się.

- To straszne! – Mój ukochany udaje zszokowanego.

- Nie szkodzi. Sam wiesz, że dziecko ma już praktycznie wszystko. – Podtykam Króliczkowi kolejny kawałek gofra.

- Już nie mogę. – Nastolatek obejmuje brzuch. Nasza luźna rozmowa niewiele pomogła. Zjadł tyle co nic.

- Harris powiedział, że mam poszukać kartonu z różową wstążką. – Kontynuuję pogawędkę, odstawiając gofry na bok.

- Więc dlaczego tego nie zrobiłeś?

- Bo to jak szukanie igły w stogu siana – żartuję. – Liczę na twoją pomoc. – Sięgam po drobną dłoń, na której zostawiam masę drobnych pocałunków.

- Pobrudzisz się.

- Nie szkodzi.

- Max, mamy tylko jeden komplet winietek. Jeśli będziesz mnie rozpraszać, to cała ta akcja ratunkowa zakończy się wielką katastrofą. Tego chcesz?

- Nie. – Niechętnie uwalniam jego dłoń. – Ile ci to zajmie?

- Około godziny. Wytrzymasz tyle bez dotykania?

- Postaram się.

- Dziękuję.

- Nie jesteś zły z powodu ubrań, prawda?

- Nie, nie jestem. Małymi kroczkami przyzwyczajam się do twojej hojności.

- Naprawdę? – W mojej głowie zapala się wielki, świecący neon „WIĘCEJ PREZENTÓW!”. Nie daję po sobie nic poznać, choć mam ochotę tańczyć.

- Ufam ci. Ty też mi ufasz, tak?

- Nad życie! – Zapewniam żarliwie.

Eli ściera mokre ślady z policzków, po czym skupia się na malowaniu. Nic nie mówię, choć mam ochotę chwycić go w ramiona i porządnie potrząsnąć. „Wytrzymaj!” – nakazuję sobie w myślach. „Wytrzymaj do chwili, gdy wrócimy do domu”.

- Są piękne – chwalę jego dzieło, gdy odkłada ostatnią winietkę do wyschnięcia.

- Dziękuję. Myślisz, że mama będzie zadowolona?

- Nie tak jak Nicole.

- Chciałbym zobaczyć jej minę.

- Ja też. Ale najpierw chcę obejrzeć prezenty od męża.

- Chodź, mój piękny. Pora wracać do domu.

Eli pakuje swoje farby. Prosi rodziców, by nie dotykali jego małych arcydzieł przez najbliższe dwanaście godzin.  

- Nie chcecie zostać na podwieczorku? – Ojciec nie chce się rozstawać ze swoim przyszłym zięciem.

- Nie możemy. Kupiłem trochę drobiazgów, które musimy rozpakować. – Łapię narzeczonego za rękę i ciągnę w kierunku auta.

- To może… – Niedźwiedź nie ustępuje, ale ja też tak łatwo się nie poddam.

- Peter, daj im spokój. Są młodzi i mają swoje plany.

- Ale… Ale… – Ojcu brakuje argumentów.

- Bawcie się dobrze, chłopcy. Miłego wieczoru.

- Pa, mamo! – Macham im pospiesznie, odblokowując jednocześnie drzwi.

W tej samej chwili telefon Eli znowu zaczyna dzwonić. To moja szansa!

Nastolatek spogląda na wyświetlacz, a następnie na mnie i znowu na wyświetlacz.

- Boję się…

poniedziałek, 18 stycznia 2021

mpreg 98

 

„Bezsenne Noce"

- Nie chcę! Nie chcę! Odejdź! Zostaw mnie!

To kolejna noc, gdy budzą mnie krzyki roztrzęsionego Eli.

- Skarbie, już dobrze. – Chowam Króliczka w ramionach. – To tylko zły sen – potrząsam nim, aby się szybko obudził.

Mój ukochany otwiera oczy i rozgląda się po naszej sypialni. Zapalam lampkę, aby miał pewność, gdzie się znajduje i że nic mu nie grozi.

- Jesteś bezpieczny, w domu. W dodatku w ramionach męża, który nikomu nie pozwoli cię skrzywdzić.

Eli nic nie mówi. Wtula się we mnie tak mocno, jakby od tego zależało jego życie. Ja też milczę. Czekam aż jego puls nieco się uspokoi, a serce przestanie trzepotać niczym dziki ptak uwięziony w za ciasnej klatce.

Leżymy w ciszy przez dłuższą chwilę. Oddech Króliczka jest spokojny i równy. Mam nadzieję, że udało mu się zasnąć. Potrzebuje odpoczynku. Zaczyna przypominać wampira. Jest blady, ma podkrążone oczy. Większość czasu włóczy się po domu bez celu lub szkicuje z zawziętością, której dawno u niego nie widziałem. Wszystkie jego prace są depresyjne i przesiąknięte czernią. Gdzie się podziały kolory, które lubi? Martwię się. Kilka razy próbowałem wypytać o szczegóły, lecz nic nie wskórałem.

- Max, śpisz?

- Nie.

- To dobrze, bo chcę się kochać.

Eli wykorzystuje to, że praktycznie na mnie leżał. Podpiera ciężar ciała na lewej dłoni, a prawą zakrada się pod moją piżamę.

- Poczekaj, porozmawiajmy! – Chwytam go za nadgarstek.

- Nie chcę rozmawiać. Chcę cię poczuć w sobie. Mocno i głęboko. Możesz mi to dać?

Szczupłe palce błądzą najpierw po moim brzuchu, a następnie schodzą znacznie niżej.

Mam dylemat. Rozsądek podpowiada, że absolutnie nie powinienem mu ulegać. Dzieje się z nim coś niedobrego i seks z pewnością nie rozwiąże tego problemu. Z drugiej strony jestem facetem, a nie głazem. Podnieca mnie, gdy mówi mi wprost o swoich potrzebach. Zaczynamy popadać w rutynę. Koszmary, seks, koszmary, seks.

- Pragnę cię, mężu. A ty mnie pragniesz chociaż troszeczkę?

- Eli, nie. To nie jest dobry pomysł.

- Jest. Udowodnię ci, że jest.

Nastolatek nie odpuszcza. Mości się wygodnie między moimi nogami, po czym patrząc mi prosto w oczu zaczyna prowokująco lizać po brzuchu.

- Skarbie – stękam cicho. – Nie będziemy rozmawiać, jeśli nie chcesz, ale w taki sposób… W taki sposób…  – Nabieram głośno powietrza, gdy łapie za mojego członka i wyciąga go z bokserek. Sam sposób, w jaki porusza ręką po twardniejącej męskości, świętego wyprowadziłby z równowagi.

- Chcę tego.

Eli oblizuje usta, a następnie czubkiem języka zaczyna drażnić spragnioną uwag główkę. Wolno rozchyla usta, przymyka powieki.

Zaciskam dłonie na pościeli. Gdzie się podziało moje opanowanie? Jestem poważnym, dorosłym facetem, a nie podlotkiem. Czemu więc tak łatwo tracę nad sobą kontrolę?

- Odepchniesz mnie czy zaspokoisz? – Pyta, po czym pozwala, abym znalazł się naprawdę głęboko w jego ustach. Dyszę ciężko, przegrywając z własnymi pragnieniami.

- Ty mały… – Brakuje mi słów. Zamiast ostrej reprymendy łapię go za włosy, by łatwiej mi było sterować jego poczynaniami. Uwielbiam to uczucie całkowitego zatracenia.

- Ty z pewnością nie jesteś mały, prawda Max? – Szepcze blondyn, odsuwając się ode mnie. – Za to taki pyszny… – zlizuje ślady mojego podniecenia.

Dobra, dosyć tego. Chciał się bawić, to się pobawimy.

- Przestań, bo dojdę – ostrzegam chłopaka.

- Tak szybko?

- Chciałeś się kochać? Rozbierz się. – Tym stwierdzeniem przypieczętowuję kapitulację względem króliczych zachcianek.

Na twarzy mojego narzeczonego pojawia się uśmiech przesiąknięty satysfakcją. Wie, że ze mną wygrał.

Obserwuję, jak Eli pozbywa się swojej piżamy, którą rzuca na podłogę. Odgarnia włosy do tyłu, nie przestając się uśmiechać.

- Chodź tu – przyciągam go do siebie. – Bardzo cię kocham. Nie oznacza to jednak, że jestem ślepy. Prędzej czy później będziemy musieli stawić czoła tym problemom. Razem. Pamiętaj, nie dam się spławić byle czym. Jestem twoim mężem. Zapomniałeś?

- Zostaw to i skup się wyłącznie na mnie.

- Chcesz być na górze? – Zmieniam taktykę. Może dzięki temu, że będę wobec niego bardziej uległy łatwiej mu będzie się przede mną otworzyć.

- Chcę.

Widok Króliczka, który przygryza dolną wargę i odchyla głowę do tyłu, gdy łapię go za pośladki, będzie mnie jeszcze długo prześladował. Jego długie włosy rozsypują się po nagich plecach, muskając moje dłonie.

- Mówiłem ci dzisiaj, jaki jesteś piękny?

- Tak, kilka razy.

- To zdecydowanie za mało.

- Komplementy od męża… Szczęściarz ze mnie.

Eli ociera się o mnie, dociskając pośladki do mojego pobudzonego członka.

- Nie chcę już czekać.

- Ale musisz. Potrzebujemy gumki i...

- Niczego nie potrzebujemy – przerywa mi. – Dobrze wiesz, że nie lubię gumek.

- Dziecko… – przypominam o oczywistym fakcie. Nie chcę pogarszać jego kiepskiego samopoczucia. Znam siebie i wiem, że zapanowanie nad żądzą będzie cholernie trudne.

- Nie oszukuj. Ty też wolisz to robić bez.

- Rozsądniej…

- Innym razem będziemy rozsądni. Cały płonę. Nie czujesz tego?

- Jesteś zbyt idealny.

- I wciąż niezaspokojony – dogryza mi.

- Powiedz, jeśli zaboli – chcę wsunąć w niego palce, ale nie daje mi takiej szansy. Odsuwa moją rękę i nakierowuje mojego członka na swoje wejście. Kochaliśmy się kilkanaście godzin temu, więc nie powinienem mieć problemów, by w niego wejść. Mimo to Eli krzywi się z bólu. – Czemu mnie nie słuchasz? Gdybyś mi pozwolił się sobą zająć to…

- Pocałuj mnie – żąda.

Obejmuję mój skarb i bardzo powoli sunę ustami po jego ustach. Eli zatraca się w tej chwilowej pieszczocie. Trąca językiem mój język. Unosi powieki i wpatruje się w moje oczy. Uwodzi, kusi.

- Kocham cię – szepczę mu prosto w usta. – Kocham…

Same słowa to za mało. Chcę mu pokazać, jak bardzo jest dla mnie ważny. Łapię go za biodra i bez problemu obracam, układając na pościeli.

- Max! – Wybucha śmiechem. – Mówiłeś, że mogę być na górze. Ile to trwało? Pięć minut?

- Zmieniłem zdanie. Teraz będziesz grzecznie leżeć.

- Zawsze taki zaborczy… – mamrocze pod nosem.

Lubię, gdy Eli jest pode mną. Lubię patrzeć na niego z góry. Dotykać jego twarzy. Całować. Lubię, gdy jego nogi obwijają się wokół moich bioder.

Osiemnastolatek ponownie przygryza dolną wargę. Chce powstrzymać głośniejsze westchnienie. Odsłania szyję, po której od razu zaczynam go całować.

- Kocham cię. Jesteś cudowny. Słodki. Namiętny. Seksowny. – Sięgam po jego dłonie i splatam nasze palce. – Nie ma rzeczy, której bym dla ciebie nie zrobił – szepczę, wsuwając się w niego.

- Przestań traktować mnie jak porcelanową figurkę.

- Tego chcesz? – Zaczynam poruszać biodrami.

- Kochasz mnie, mężu? – Pyta niespodziewanie.

- Kocham cię tak bardzo, że muszę wymyślić nowe słowa, aby zmieścić w nich to co do ciebie czuję, Króliczku.

- I zawsze będziesz mnie kochać? Bez względu na wszystko?

- Zawsze. Tylko ciebie. Jesteś mój.

- Ja też cię kocham. Bardzo. – Po policzkach Eli spływają łzy.

- Proszę, nie płacz. To nie jest najlepszy moment.

- Nie mogę się powstrzymać. Tak mi z tobą dobrze. – Eli obejmuje mnie ściśle za szuję i cicho łka.

- Mi z tobą też. Zapewnię ci dom i bezpieczeństwo. Obronię. Wytrę łzy. Będę rozpieszczać. Nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić. Wierzysz mi?

- Dziękuję.

- Nie dziękuj, mój piękny. Zasługujesz na wiele więcej.

- Pocałuj mnie.

- Pocałuję, jeśli przestaniesz się mazać – dotykam jego twarzy. – Patrz na mnie.

Uwalniam jedną rękę i zaczynam dotykać jego skóry. Zaznaczam kontur ust, a następnie kieruję się niżej. Wodzę opuszkami po krzywiźnie szyi. Potem przychodzi kolej obojczyków. W końcu dotykam jego serca. Eli drży. Całuję go. Gdy nasze języki zajęte są wyłącznie sobą, łącząc się w dzikim tańcu, kontynuuję podróż. Nie dotykam brzucha. Dzieckiem zajmę się później. Teraz liczy się wyłącznie mój mąż. Miłość mojego życia. Gdy patrzy mi w oczy, czuję się tak, jakbym obejmował wszystkie ukryte pragnienia, moją teraźniejszość, przyszłość. Wszystko na czym kiedykolwiek mi zależało znajduje się na wyciągnięcie ręki…

- Max… – Osiemnastolatek z trudem oddycha.

- Patrz na mnie – ponawiam moją wcześniejszą prośbę. – Tylko na mnie – pieszczę go ręką. Eli jest tak blisko spełnienia. Musi się mocno koncentrować, aby nie zamykać swoich niezwykłych oczu.

- Kocham cię – powtarza bez końca, zatracając się w przyjemności.

Nadmiar emocji sprawia, że nie umiem zasnąć. Eli nie ma tego problemu. Schowany z moich ramionach zasypia praktycznie od razu po orgazmie. Gładzę go po głowie i całuję aż za oknem robi się jasno. Nadal uważam, że potrzebuje odpoczynku. Jeśli seks ze mną zapewni mu chociaż kilka godzin snu, było wato.

Kilka minut po siódmej telefon Eli zaczyna wibrować. Od razu reaguję na ten dźwięk i szukam wzrokiem zdradzieckiego urządzenia. Za każdym razem, gdy dzwoni, mój mąż odcina się ode mnie. Mam szansę, by dowiedzieć się prawdy. Bardzo ostrożnie sięgam w kierunku szafki nocnej. Na ekranie wyświetlają się wiadomości, które przesyła Jo. Nie powinienem ich czytać, lecz to silniejsze ode mnie. Przyjaciel Eli pyta głównie o jego samopoczucie. Interesuje go, czy dziecko nadal mocno kopie. Pyta też o mnie.

„Jeśli coś jest nie tak od razu pisz.”

Po przeczytaniu tego zdania odkładam telefon na miejsce. Mam wielką ochotę spotkać się z Jo sam na sam i po prostu mu przywalić. Eli przyjął moje oświadczyny. Nie zrobiłby tego, gdyby mi nie ufał i nie miał pewności, że z mojej strony nie spotka go nic złego. Gdyby Jo serio był jego przyjacielem, rozumiałby, że się kochamy.

Podła kanalia…

- Max? – Króliczek chyba wyczuł moje zdenerwowanie. Otwiera oczy i spogląda na mnie z wielką czułością.

- Śpij, jeszcze wcześnie.

- Ty już nie śpisz.

- Nie tylko ja – dotykam jego zaokrąglonego brzucha. – Ktoś tu szaleje od samego rana.

- Nasze maleństwo jest szczęśliwe – Eli uśmiecha się do dziecka.

- A co ja mogę zrobić, abyś był szczęśliwy?

- Jestem szczęśliwy.

- Tylko szczęśliwy? To mnie nie satysfakcjonuje. Ciebie też nie powinno.

- Dlaczego? – Zaintrygowany Króliczek spogląda mi prosto w oczy.

- Bo każdego dnia kocham cię mocniej, a to oznacza, że powinieneś podnosić poprzeczkę. Stawiać mi nowe wymagania.

- Miłość to nie konkurs.

- Masz rację. Jak zawsze. A teraz śpij – gładzę go kciukiem po policzku.

- Nie odchodź – prosi cichutko.

- Nie odejdę.

- Nawet po kawę? – Eli unosi powieki i posyła mi pełne zdziwienia spojrzenie.

- Nawet po kawę – odpowiadam z uśmiechem, przeczesując długie pasma króliczych włosów palcami. – Śpij, mój piękny, śpij.

Króliczek ufnie zamyka oczy. Wtula twarz w moją klatkę piersiową. Jego ciało powoli się rozluźnia. Kiedy wydaje mi się, że moja misja została zakończona sukcesem, ten cholerny telefon znowu zaczyna wibrować. Eli odskakuje ode mnie jak poparzony. Sięga po swojego smartfona i przez chwilę ściska go w drżących dłoniach. Nie odbiera. Wycisza dźwięk.

- Jo… To Jo… To tylko Jo… Muszę… – Odwraca się do mnie sprawdzając, jak zareaguję. Wzdycham ciężko i nic nie mówię.

- Pójdę włączyć ekspres, ok?

Niechętnie opuszczam ciepłe łóżko i w ciszy nakładam dół od piżamy. Koncentruję się na małych, prozaicznych czynnościach. Jestem wściekły, lecz starannie ukrywam to przed Eli. Chciałbym z nim szczerze porozmawiać. Niestety, nasza konfrontacja będzie musiała poczekać. Obecnie mój mały narzeczony trzęsie się jak liść. Jest zdenerwowany, a ja nie chcę bardziej go dołować. Wycofuję się, by nabrać dystansu.

Schodzę do kuchni. Wyciągam z szafki dwa kubki, a następnie ustawiam je w wyznaczonym miejscu i włączam ekspres. Mija kilka sekund. Zaciskam mocno palce na oparciu krzesła. Rzeźbione drewno delikatnie daje mi znać, że jeśli nie będę się z nim lepiej obchodził, to za chwilę zamienię oparcie na kuplę smętnie wyglądających trocin.

- Spokojnie, Max. Tylko spokojnie…

Niechętnie skreślam Jo z listy podejrzanych. Eli użył go jako wymówki. Poza tym czytałem jego wiadomości. Były szczere i pełne troski. Gdyby któryś z moich bliskich przyjaciół spodziewał się dziecka, ja też troszczyłbym się o jego zdrowie.

Kim jesteś?

Aromat świeżej kawy przywraca mnie do rzeczywistości. Zabieram gotowe napoje i wracam do sypialni. Mój narzeczony siedzi w tym samym miejscu. Nie ruszył się nawet o milimetr. Jest tak bardzo pochłonięty swoimi myślami, że nie zwraca uwagi, gdy okrywam jego nagie ciało puchatym szlafrokiem.

- Co? – Wyraźnie czuję, jak się spina pod wpływem mojego dotyku.

- Nie jest ci zimno?

- Nie. Ja tylko… – Stara się wymyśleć jakąś wymówkę.

- Przyniosłem ci kakao. Masz ochotę?

- Kakao? – Eli patrzy na parujący kubek. Potem na mnie.

- Może wolisz kąpiel? Naleję wody do wanny. Mogę też pojechać do piekarni po rogaliki. Co ty na to?

- Max…

Króliczek obejmuje brzuch. Wydaje się taki zagubiony i bezradny. Nie pomogę mu, jeśli mi na to nie pozwoli. Za to mogę udawać, że wszystko jest w porządku. Ostatecznie on też przede mną udaje.

- Znam to spojrzenie. Wolisz wrócić do łóżka, zgadłem?

- Tak.

Nastolatek zakopuje się w pościeli. Siadam obok niego i poprawiam kokon, w który się owinął.

- Wygodnie? – Dopytuję.

- Tak.

- Podać kakao?

- Tak. A dzidziuś chce rogaliki.

- Naprawdę? – Rozpromieniam się na samo wspomnienie o naszym dziecku.

- Nie da mi spokoju, jeśli ich nie przywieziesz.

- Za chwilę będą twoje. Tylko ubiorę coś bardziej przyzwoitego – pędzę do garderoby. Co prawda nie miałbym oporów, by wyjść z domu jedynie w piżamie, lecz nie chcę niepotrzebnie drażnić Eli.

- Wrócę za dziesięć minut – podchodzę do narzeczonego i całuję go w policzek.

- Gdybyś tak głośno nie mówił o ciastkach, to…

- Skarbie, tysiące razy powtarzałem, że z przyjemnością spełnię każdą twoją zachciankę, prawda? Lubię cię rozpieszczać.

- Zjemy śniadanie w łóżku? – Mojemu ukochanemu wraca dobry humor.

- Śniadanie, obiad, kolację. Będziemy jeść i leniuchować.

- Nie mogę się doczekać. – Eli obejmuje mnie za szuję i całuje w usta.

- Za chwilę będę z powrotem. Odpoczywaj.

Zostawiam ukochanego samego. Nie będę na niego naciskać. Wprost przeciwnie. Postaram się, aby się zrelaksował. Potrzebuje mnie. Zamierzam go wspierać, a nie oceniać czy krytykować. Nawet jeśli moje działania nie sprawią, że Eli opowie mi o swoich zmartwieniach, to może chociaż uda mi się przejąć telefon w chwili, gdy ta osoba ponownie zadzwoni. To będzie trudne, zważywszy na blokadę, ale coś muszę zrobić.

O tak wczesnej porze piekarnia jest pusta, a wybór słodkości olbrzymi. Proszę ekspedientkę o pomoc. Niestety, mogę kupić tylko te ciastka, które nie zawierają mleka. Mimo tych przeciwności losu, wychodzę ze sklepu z pokaźnym kartonem. Szczerze wątpię, że Króliczek będzie w stanie zjeść chociaż połowę. Ostatnio jest znacznie bardziej wybredny. W dodatku jego porcje zawsze są takie malutkie. Za kilka dni czeka nas wizyta kontrolna w szpitalu. Lekarka, która prowadzi ciążę, wydaje się bardzo kompetentna. Mam nadzieję, że pomoże mi w kwestii diety ciężarnego.

- Kochanie, już jestem! – Niczym prawdziwy zwycięzca ogłaszam triumfalny powrót. Wspinam się po schodach, dźwigając pachnące skórką cytrynową wypieki.

Ku mojemu zdziwieniu, łóżko okazuje się puste. Odkładam zakupy na stole zastanawiając się, gdzie jest moja zguba.

- Eli? – Podchodzę do łóżka i ostrożnie odsuwam zmierzwioną kołdrę licząc na to, że może jednak zasnął.

- Twoi rodzice dzwonili – Króliczek wyłania się z łazienki. Jest umyty i ubrany, a jego włosy rozczesane i lśniące. – Zapraszają nas do siebie na śniadanie.

- Na śniadanie? Sądziłem, że mamy już plany… – wzdycham z rezygnacją.

- Rodzice bardzo nalegali. Powiedzieli, że spędzamy razem za mało czasu. Zaskoczyli mnie i… Przepraszam – zaczyna się tłumaczyć.

- Nie przepraszaj, bo nie masz za co. W ostatnim czasie rzeczywiście byliśmy skupieni głównie na sobie. – Obejmuję Króliczka. – Ładnie pachniesz.

- To tylko mydło – chichocze w odpowiedzi. – Dzidziusia bardziej interesuje zawartość kartonu. Jest już bardzo głodny. Ja zresztą też.

- To dobrze, bo kupiłem całe mnóstwo ciastek – szepczę, jednocześnie całując ukochanego za uchem. Jego bliskość sprawia, że na tym nie poprzestaję.

- Max… – drży, gdy przesuwam językiem w dół jego szyi. – Nie rób tak.

- Dlaczego? – Udaję zaskoczonego odmową.

- Bo za chwilę nie będę w stanie myśleć o niczym innym.

- Kiedy jesteś przy mnie, trudno się powstrzymać. – Popycham Eli w kierunku ściany i wymuszam na nim ognisty pocałunek. – Nowy plan. Jedziemy do rodziców. Pouśmiechamy się godzinę lub dwie, a potem od razu wracamy. – Kradnę kolejny pocałunek.

- Mężu, przestań mnie uwodzić. – Eli wczepia się dłońmi w moją rozpiętą bluzę. Najwidoczniej boi się, że za chwilę upadnie.

- Wymagasz niemożliwego – przesuwam kciukiem po zaróżowionych ustach. – Wrócimy do tematu maksymalnie za godzinę.

- Przed chwilą mówiłeś, że za dwie.

- Godzina. Ani minuty dłużej. A jeśli zaproponują ci drugą szklankę soku, odmówisz, obiecujesz?

- Tak! – Eli entuzjastycznie kiwa głową. – Mam bajkowe życie. Najpierw zjem ciastka, a potem będziemy się kochać.

Bajkowe… Zrobię co w mojej mocy, aby tak właśnie było.