piątek, 17 września 2021

mpreg 107

 

„Bezsenne Noce"

Brutalnie zrzucam z siebie obejmującego mnie mężczyznę. Nie zważam na jego senne protesty. Robię co w mojej mocy, by jak najszybciej wydostać się z łóżka. Muszę dogonić Eli. Wytłumaczyć, że to co zobaczył, nic nie znaczy. Do niczego nie doszło.

Zbyt gwałtowne ruchy powodują, że kręci mi się w głowie. Ze wszystkich sił staram się utrzymać równowagę. Mdli mnie i głowa mi pęka, ale to nieważne. Liczy się tylko to, by wyjaśnić to głupie nieporozumienie. Widząc nas razem w łóżku, Króliczek z pewnością wysnuł niewłaściwe wnioski.

Robię kilka kroków i padam na podłogę.

Świetnie. Tylko tego mi brakowało.

Udaje mi się doczołgać do fotela. Wykorzystuję oparcie jako podporę i ponownie wstaję. Z większą determinacją ruszam do przodu. Uderzam przy tym stopą o framugę. Przeszywający ból sprawia, że robi mi się ciemno przed oczami. Klnę na głos, lecz ani myślę by się zatrzymać.

Eli. Muszę znaleźć Eli.

Pokonanie kilkunastu metrów, jakie oddzielają sypialnię dla gości od kuchni już zawsze będę wspominać jako niekończącą się torturę. Na szczęście moje starania zostają nagrodzone widokiem narzeczonego, który odwrócony do mnie tyłem, przygotowuje śniadanie.

- Skarbie… – Cały drżę, wyciągając ręce w jego stronę. – To nie jest tak jak myślisz. Przysięgam!

- Przeszkadzasz mi – Eli uwalnia się z niechcianego uścisku. – Twoi rodzice nie będą zadowoleni, jeśli zobaczą cię w takim stanie.

Beznamiętny ton. Zero kontaktu wzrokowego. Mój marchewkowy ukochany przypomina obecnie ziejący chłodem sopel lodu.

- Eli… Proszę, porozmawiaj ze mną. – Jestem gotowy błagać na kolanach, aby tylko zechciał mi wybaczyć.

- Nie zamierzam. Śmierdzisz wódką.

- Za dużo wypiłem. Wiem. To wszystko moja wina. Jo dał mi do zrozumienia, że jestem stary i nadaję się tylko do udzielania kredytów. Przyniósł wino, a ja wyciągnąłem ze spiżarni inne butelki… Sytuacja wymknęła się spod kontroli – tłumaczę się nieco chaotycznie.

Nic. Żadnej reakcji. Mój wybranek jest na mnie zły i wcale się z tym nie kryje. Nie mam pojęcia co zrobić. Jak go przeprosić? Co powiedzieć, aby udowodnić moją niewinność?

- Wybacz mi. Nie chciałem cię zranić – szepczę, pełen skruchy.

Małolat na kilka długich sekund unosi wzrok i patrzy mi prosto w oczy.

- Odsuń się – ponownie odpycha mnie od siebie. – Mam sporo pracy.

- Skarbie, ja wiem, jak to wyglądało, lecz przysięgam, że do niczego nie doszło. Jo i ja wypiliśmy za dużo. Pomogłem mu dojść do łóżka i… – Nie pamiętam co było potem! Jak to się stało, że zasnęliśmy ciasno w siebie wtuleni?!

Blondyn krzyżuje ramiona na piersi, czekając na dalszą część mojej opowieści.

- Nie pamiętasz – bezbłędnie czyta w moich myślach.

- To o niczym nie świadczy. Nie spałem z Jo, jasne?! – Denerwuje się, bo boląca głowa utrudnia trzeźwe myślenie. Brakuje mi argumentów, które chowają się przede mną w szarej mgle. Ta sama mgła spowiła część wczorajszych wspomnień, które teraz są mi tak bardzo potrzebne, by poskładać wszystko w całość. – Znaczy spałem, ale go nie dotknąłem, rozumiesz?! Zero intymności! Ja go nie dotykałem! To on mnie obejmował! Przyssał się do mnie jak wielki wąż! Cholerny boa-dusiciel!

- Nie waż się mówić do mnie takim tonem. Denerwujesz dziecko. – Fiołkowe oczy Eli nabierają jeszcze bardziej lodowatego wyrazu.

Króliczek ma rację. Nie powinienem podnosić głosu.

Co teraz?! Co mam zrobić?! Co powiedzieć?!

Za chwilę przyjadą rodzice. Wystarczy jedno spojrzenie ojca, a będę miał przechlapane na całej linii. A co, jeśli przekona on chłopka, aby wrócił do ich domu?! Eli jest wściekły i mocno zraniony. Jeśli okaże się też mściwy, dopiecze mi do żywego, ostentacyjnie rzucając się ojcu na szyję i prosząc go o pomoc.

Mrożące krew w żyłach scenariusze mnożą się niczym grzyby po deszczu. Mam ochotę wyć z bezsilności. Czuję się okropnie. Głowę rozsadza mi od środka. Po drodze do kuchni boleśnie obiłem stopę. Na rychłe wybaczenie nie mam co liczyć. Nawet dziecko zdenerwowałem. Za chwile zostanę znokautowany przez własnego ojca i w taki oto sposób zakończę mój marny żywot.

- Masz – Króliczek podtyka mi szklankę, w której znajduje się jakaś dziwnie pachnąca, zielona substancja. – Wypij.

- Skarbie… – Próbuję się obronić, bo na sam widok tego specyfiku, wykręca mi wnętrzności. – Może później.

- Pij.

Rozkaz to rozkaz. Jasnowłosy stawia na swoim. Wstrzymuję oddech i posłusznie opróżniam szklankę.

- Dobre? – Blondyn nie kryje złośliwości.

- Pyszne – kłamię.

- Chcesz jeszcze?

- To zależy wyłącznie od ciebie. Jesteś jedyną osobą na świecie, która może mnie poić trucizną.

- To nie trucizna, tylko specjalna mikstura na kaca. Niedługo poczujesz się lepiej.

- Żałujesz? – pytam zaczepnie. – Jak niby miałbym poczuć się lepiej, skoro nie chcesz mi wybaczyć?

Eli nie jest zbyt ekspresyjny. Nie wywoła awantury. Nie zacznie krzyczeć, płakać, nie rzuci się na mnie z pięściami. Będzie milczał. A jego milczenie doprowadza mnie do szału!

- Weź prysznic, dobrze ci radzę.

Króliczek znowu ode mnie ucieka. Czuję ogromną potrzebę, aby go przytulić. Nie robię tego. Chwilę temu dał mi jasno do zrozumienia, że drażni go zapach alkoholu. Biorę głęboki wdech i pokonany udaje się do naszej sypialni.

Lodowata woda oraz to zielone coś, do wypicia czego zostałem zmuszony, dość szybko stawiają mnie na nogi. Ubieram jeansy i koszulę. Poprawiam włosy. Odbicie w lustrze nie jest dla mnie zbyt łaskawe.

Po co mi to było? Czy naprawdę muszę być aż tak zazdrosny i na każdym kroku udowadniać, że wcale nie jestem starym piernikiem? Eli jest młody. Jo jest młody. Ja nie. No trudno. Tak czasami się układa. Serce nie sługa. Mimo to wybrał mnie. To ja będę jego mężem.

Spoglądam na pustą szklankę, która stoi obok umywalki. Może nie wszystko stracone? Skoro zadał sobie trud i przygotował to zielone paskudztwo, to chyba mnie kocha, prawda? Nie zrobiłby tego, gdyby planował okrutną zemstę. Jego serce jest czyste i szczere.

Cała ta sytuacja ma też plusy, których przedtem nie brałem pod uwagę. Mianowicie nie dałem się Jo. Wytrzymałem ostre tempo, chociaż nie jestem typem, który upija się do nieprzytomności. Poza tym wstałem z łóżka, umyłem się i ubrałem, a on? Będzie spał do wieczora. No cóż, tak to jest, gdy rzuca się wyzwanie nieodpowiedniej osobie. Dobrze, Max. Poszło ci bardzo, bardzo dobrze. Będzie jeszcze lepiej, gdy wybłagasz przebaczenie.

Schodząc po schodach słyszę rodziców, którzy wesoło witają się ze swoim ulubieńcem.

- Jak się czujesz, kochanie? – Troskliwa mama ściska Króliczka, całując go przy tym w policzek.

- Dobrze – odpowiada Eli. Ton jego głosu pozbawiony jest radości, która zwykle go przepełnia. Skoro ja to słyszę, rodzice też zauważą.

- Na pewno? Wydajesz się odrobinę blady. – Tak jak podejrzewałem, mama od razu wyłapuje subtelną zmianę w zachowaniu ciężarnego.

- Ja wiem co poprawi mu humor – wtrąca się ojciec. – Zobacz, co dla ciebie mam – wskazuje na drewnianą skrzynię, wypełnioną warzywami. – Ekologiczne. Bez nawozów – zaznacza od razu.

- Dziękuję, tato. – Lekki uśmiech Eli sprawia, że Peter Ford rozpływa się ogrzany komplementem.

- Gdzie mam to postawić, Pete? – Za plecami mojego ojca pojawia się wesoły niczym szczygiełek Jo. W silnych dłoniach dumnie dzierży kolejną skrzynię. – Pam, świetna fryzura.

Wpatruję się w młodego stolarza z niedowierzaniem. Ja wyglądam jak skacowana ofiara przejechana przez walec drogowy, a on? Uśmiechnięty. Opalony. Pręży mięśnie i nazywa mojego ojca „Pete”, a mamę „Pam”?!

- Do kuchni – ordynuje „Pete”. – Mam nadzieje, że wybierzesz sobie coś pysznego na śniadanie, skarbeczku – zwraca się do Króliczka.

- Zamiast tej zieleniny wolałbym posmakować twojej sławnej jajecznicy, Pete. – Jo bierze ojca pod włos. Nie mam pojęcia skąd wie, że niedźwiedź szczyci się swoją jajecznicą. W każdym razie na reakcję tego drugiego wcale nie trzeba długo czekać.

- Z przyjemnością mogę ją dla was przygotować, chłopcy.

- Więc mamy prawdziwego farta, prawda Króliczku? – Jo szturcha Eli w bok. Fiołkowooki mamrocze coś w odpowiedzi.

Wesolutki ojciec od razu rzuca się w wir pracy. Odstawia skrzynie na blat, po czym odkręca wodę, podwija rękawy i zaczyna myć ręce.

- Przywiozłem wiejskie jajka i bekon – przechwala się. – Eli, nie masz nic przeciwko, prawda? A może dla odmiany skusisz się na kawałek mięsa? Dziecku to z pewnością nie zaszkodzi.

- Dziękuję, ale nie. Za to chętnie popatrzę jak gotujesz, tato. Albo przygotuję sałatkę.

- Nie słuchaj go, Pete. On do wszystkiego dodaje czekoladę. Powinieneś schować przed nim bekon. – Jo próbuje ostrzec staruszka przed dziwnymi zwyczajami kulinarnymi swojego przyjaciela.

- Sałatka z sosem czekoladowym jest pyszna. – Tata już dawno docenił zdolności kulinarne przyszłego zięcia. Odrobina czekolady nie jest mu obca.

Peter Ford to pewny siebie, choć nieco niezdarny szef kuchni. Zyskuje wiernego pomocnika, który uważnie obserwuje każdy jego ruch. Jest też mama, która rzuca ukradkowe spojrzenia w kierunku ciężarnego. Eli i ja zostaliśmy wypchnięci na tyły, by nakryć do stołu. Próbuję wykorzystać okazję, by przełamać barierę lodową, która się między nami pojawiła. Najpierw nieśmiało sięgam po rękę zamyślonego Eli i unoszę ją do ust. Ciężarny od razu reaguje i zabiera mi moją zdobyć, obdarzając przy okazji chłodnym spojrzeniem.

- Od kiedy tata i Jo tak dobrze się znają? – Przerywam ciszę miedzy nami, nakierowując rozmowę na totalnie neutralny temat. – Wydają się sobie bardzo bliscy, a przecież to ich pierwsze spotkanie.

- Zaprzyjaźnili się kiedy leżałem w szpitalu. Jo dzwonił ze statku kilka razy dziennie. Jeśli spałem, telefon odbierał tata. Nie odstępował mnie na krok. Właśnie tak się poznali.

Historia, którą właśnie usłyszałem, pogłębia poczucie winy. Czuję się tak, jakbym zjechał do wnętrza ziemi super szybką windą tylko po to, aby ciężar moich win mocniej mnie docisnął. Straszne uczucie.

Z wielkim trudem przełykam każdy kęs ojcowskiej jajecznicy. Drażnią mnie zachwyty Jo. Drażni mnie, że mamy w domu gości, których nie da się wystawić za drzwi. Muszę wykazać się cierpliwością, by na spokojnie porozmawiać z Eli i spróbować się przed nim wytłumaczyć. W głębi serca wiem, że mój Króliczek szczerze mnie kocha. Dzięki temu dostanę szansę, aby naprawić to co zepsułem i udowodnić mu, że jest dla mnie najważniejszy.

- Nie smakuje ci, Max? – Młody stolarz odrobinkę się nade mną pastwi. Nie wiem, jak to zrobił, lecz on z pewnością nie walczył z porannym kacem. A nawet jeśli jest inaczej, świetnie ukrywa złe samopoczucie.

- Wprost przeciwnie – dukam cicho, topiąc smutki w kolejnym kubku kawy.

- Wczoraj trochę zabalowaliśmy. – Baker dość oględnie rzuca nieco światła na wczorajsze „zacieśnianie więzi” między nami. – Max chyba nie czuje się najlepiej.

- Spiłeś mojego syna? – Papa Ford jest pełen podziwu. W ramach uznania, nakłada Jo kolejne kawałki smażonego bekonu na przepełniony talerz.

- Nie spiłem. Sam mi się podłożył. Bo wiesz, Max – zwraca się do mnie. –  Praca na statku wymaga naprawdę mocnej głowy – szczerzy zęby, zadowolony. Cieszy go, że odrobinę mnie pognębił? Co za wredna szuja!

- Nic mi nie jest – kłamię, udając niewzruszonego.

- Eli mówił coś innego – docina mi, jednocześnie szukając wsparcia u zamyślonego przyjaciela.  

Wywołany do odpowiedzi Króliczek nie reaguje. Od dłuższego czasu bawi się jedzeniem, pastwiąc się nad swoją sałatką, której chyba nawet nie skosztował.

- Skarbeczku, co się dzieje? Dobrze się czujesz? Nic nie zjadłeś. – Uwaga mamy sprawia, że ciężarny znajduje się z centrum uwagi.

- Za dużo wrażeń. Nie jestem głodny – Eli chowa swoje zmartwienia za maską uśmiechu.

- Jesteś pewny, że chodzi tylko o to? Wydajesz mi się nieco blady i zmartwiony. – Pamela Ford, jak na złość, postanawia drążyć temat.

- Kiepsko spałem. Tyle się wczoraj działo. Zresztą jak zobaczycie pokój dziecka to…

- To wina Maxa, prawda? – Tata nie bawi się w konwenanse. Od razu znajduje winnego. – Pokłóciliście się?

Rodzice w napięciu oczekują na odpowiedź. Eli robi pauzę i uważnie dobiera słowa. On także nie chce, aby ta wścibska dwójka mieszała się w nasze sprawy.

- Max? Max miały zrobić mu coś złego? – Jo nie kryje zdziwienia zarzutami ojca. – Pete, ty chyba sam nie wierzysz w to co mówisz. On przy nim skacze jak tresowany. Nosi na rękach i obrzuca prezentami. Widzisz? – Wskazuje ojcu nadgarstki Eli, na których nadal znajdują się złote bransoletki.

- Pokaż? – Mama od razu chce się przyjrzeć biżuterii, którą podarowałem narzeczonemu. – Są piękne – chwali mój wybór. – Zazdroszczę ci, skarbeczku. Ja też bym takie chciała – puszcza oko do ojca, który robi się czerwony na twarzy.

- Pamelo… Nie wiedziałem… Ja… Pamelo… – Tata zaczyna się jąkać. Nie lubi publicznego wyznawania uczuć. Kocha mamę jak szalony, ale tego typu sytuacje zawsze go zawstydzają. Jo i Eli zaczynają się śmiać, rozładowując napięcie.

Po śniadaniu przenosimy się na górę. Eli pokazuje rodzicom pokój dziecięcy. Zachwytom i łzom nie ma końca. Mama robi kilka zdjęć, które natychmiast wysyła pani Gertrudzie. Przyjaciółka rodziców szlocha do słuchawki ze wzruszenia. Mama i Eli zapraszają ją do nas na obiad. Pani Gertruda obiecuje, że przyjedzie po pracy. Straszy, że tak wyjątkowa okazja wymaga, abyśmy wspólnie rozkoszowali się jej nowym deserem, który „bije rekordy sprzedaży”. Na samą myśl o otrębach, które do wszystkiego dodaje, znowu robi mi się niedobrze.

Z każdą godziną czuję się coraz większą panikę. Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się być perfekcyjne. Miła atmosfera, pyszne jedzenie, zadowoleni goście. Eli siedzi na sofie. Boję się do niego podejść, bo nie chcę go dodatkowo denerwować. Stoję po drugiej stronie pokoju, pijąc dziesiątą kawę. Co pewien czas wymieniamy spojrzenia i na tym koniec.

Wieczór. Żegnamy rodziców i panią Gertrudę. Eli postanawia dokończyć wizytówki dla Jo, a ja zajmuję się porządkowaniem salonu oraz kuchni. Baker nawet trochę mi pomaga. Irytuje mnie jego ciągłe gadanie, więc spławiam go przy pierwszej okazji proponując, aby towarzyszył Króliczkowi. Mam dość swoich problemów. Słuchanie peanów na cześć „wspaniałego Peta” jest ponad moje siły. Dodatkowo „wspaniały Pete” obiecał mu wspólny seans sportowy w postaci najciekawszych fragmentów walk, które odbył w czasach świetności. Idę o zakład, że ojciec spędzi noc polerując medale, którymi jutro będzie się chwalił.

Gdy porządki dobiegają końca, zostaję w salonie, podczas gdy Eli i Jo bawią się w najlepsze w naszej sypialni. Po wizytówkach przychodzi czas na stronę internetową. Spoglądam na zegarek. Dochodzi dwudziesta trzecia. Wzdycham ciężko. Nie wyproszę intruza z sypialni, bo to tylko zaogni napiętą atmosferę. Podpieram głowę i wpatruję się w ciemność. Powinienem opracować jakiś plan. Przygotować przemowę, za pomocą której odzyskam zaufanie. Nie chcę, aby narzeczony  patrzył na mnie jak na obcego. Niech patrzy tak jak zawsze – z uczuciem i miłością.

- Max, nie kładziesz się? – Jo z troską dotyka mojego ramienia. – Siedzisz tu naprawdę długo.

- Straciłem poczucie czasu – przyznaję.

- Czyżbyś nadal miał kaca?

- Tylko moralnego.

- Daj spokój. Przecież musieliśmy się lepiej poznać, nie? – Mężczyzna szczerzy białe zęby.

- Eli widzi to nieco inaczej. – Markotnieję na samo wspomnienie poranka.

- Gniewa się na ciebie? – Wydaje się szczerze zdziwiony. – Nic mi nie mówił. Zachowywał się tak jak zawsze.

- Nie miał ci za złe, że tak się spiliśmy? – Dziwię się.

- Wprost przeciwnie. Cieszył się, że dobrze się dogadujemy.

- Co?! – Jestem w szoku słysząc jego słowa.

- Max, nie zrobiliśmy nic złego. Może to przez ciążę stałeś się przewrażliwiony, co tatuśku?

 Czuję się nieco skołowany. Dlaczego tylko ja ponoszę winę za całą sytuację? Jo nie usłyszał ani jednego słowa reprymendy, a przecież to on mnie obłapiał i obściskiwał!

- Idę spać. Jutro ważny dzień. Pamiętaj, że rano wyjeżdżamy. Pete przed chwilą do mnie napisał. Ponoć szykuje coś ekstra. Pochwaliłem się znajomym, że wrzucimy wspólne fotki. Nie uwierzyli mi. To się jutro zdziwią, jak nas razem zobaczą. Mistrz i cała ściana pucharów. – Młody stolarz nieco się wzrusza.

- To świetnie. Cieszę się twoim szczęściem. Gdzie jest Eli?

- Pewnie już śpi. Miał wziąć prysznic i nastawić budzik. – Jo dostaje kolejną wiadomość od mojego ojca. Odczytuje ją z zadowoleniem, po czym od razu coś mu odpisuje. – Do jutra – rzuca na pożegnanie, oddalając się w kierunku sypialni dla gości.

Jeśli o mnie chodzi to także jestem w bojowym nastroju. Pomimo późnej pory muszę porozmawiać z narzeczonym. I to poważnie porozmawiać. Tak, upiłem się, ale to moje jedyne przewinienie. Za całą resztę odpowiada Baker.

Biegnę na górę. Drzwi do sypialni są lekko uchylone. Na szczęście łóżko jest puste. Eli nadal przebywa w łazience. To dobrze. Nie będę musiał go budzić. Zaglądam do łazienki. Mój ukochany właśnie się rozbiera. Rzucił na podłogę tunikę. Odpina spodnie, które zsuwa ze swojej kształtnej pupy. Przestaję oddychać, widząc satynowe, złote, mocno wycięte majtki. Ich widok hipnotyzuje. Robi mi się gorąco i mam wielką ochotę, aby natychmiast podejść do blondyna. Tortury trwają w najlepsze, gdy moja trusia porzuca bieliznę, a następnie idzie wprost do kabiny prysznicowej. Przekręca kurek. Odchyla głowę. Jego złote włosy rozsypują się po nagich plecach i powolnie nasiąkają wodą. Skóra mieni się srebrem od wodnych kropli. Opieram się o framugę, chłonąc ten niezwykły widok. Niespodziewanie Eli obraca głowę i patrzy wprost na mnie. Rozchyla usta, jakby chciał coś powiedzieć, po czym przygryza dolną wargę, powstrzymując się. Jego drobne dłonie suną od szyi, przez klatkę piersiową aż na brzuch.

- Rozmowa… Musimy porozmawiać… – Mamroczę do siebie pod nosem.

Zmuszenie się do opuszczenia łazienki to nie lada wyzwanie. Rozbudzona wyobraźnia, jak na złość, podsuwa obraz krągłych pośladków, osłoniętych miękką satyną. Krople wody mieniły się na nim niczym diamenty. Boże, jak ja go kocham.

Krążę po sypialni niczym zły duch. Eli nie spieszy się, by do mnie dołączyć. Bierze prysznic. Następnie suszy włosy. Smaruje ciało ulubionym olejkiem. Ubiera piżamę. Nie muszę go widzieć, by to wiedzieć. Moje nozdrza doskonale wyłapują niezwykły aromat, który codziennie go otacza. Przez chwilę układam w myślach list do firmy kosmetycznej, która produkuje to cudo. Odczuwam wielką potrzebę, aby im podziękować. Już zawsze będziemy kupować ich olejek.

Długie trzydzieści minut później Eli wyłania się z łazienki. Mój widok nieco go dziwi.

- Skarbie… – Zaczynam ostrożnie swoją przemowę.

- Jestem zmęczony – blondyn żali się na swój los. Te dwa słowa odmieniają dynamikę między nami. Konfrontacja zmienia się w otulenie fiołkowookiego kołdrą i zgaszenie światła.

- Wygodnie? – Dopytuję, prostując nieistniejące zagniecenia na pościeli.

- Tak.

- Mogę z tobą spać? – Zadaję to jakże trudne pytanie, na które boję się usłyszeć odpowiedź. – Jeśli wolisz być sam, powiedz.

- Max, jesteś moim mężem. Przestań się wygłupiać i idź się umyć.

Mąż. Wciąż jestem mężem. Poczucie wielkiej ulgi zalewa mnie od środka.

Nieświadomie znowu robię co mi każe. Biorę prysznic i kładę się do łóżka. Eli nie śpi. Za to wpatruje się we mnie intensywnie. Leży tak blisko. Nie wiem, czy wolno mi go dotknąć. Chciałbym go przytulić, lecz jakaś część mnie wciąż boi się odrzucenia.

- Pocałuj mnie – szept Króliczka elektryzuje całe moje ciało.

Mrugam kilka razy, nieśmiało zmniejszając odległość między naszymi ustami. Przymykam powieki, delikatnie ocierając się ustami o jego usta.

- Jeszcze raz – nastolatek ponawia prośbę. Nie rozchyla warg. Jego głowa nadal znajduje się na sąsiedniej poduszce, a ponętne ciało schowane jest pod ciepłą kołdrą. Mimo to uważam go za ucieleśnienie piękna.

- Kocham cię. – Nie umiem się dłużej powstrzymać. Czuję bolesny ucisk w sercu. Oto osoba, która jest dla mnie najważniejsza. Króliczek, który trzyma moje serce w swoich dłoniach. Zraniłem go, a tak bardzo tego nie chciałem.

- Jeszcze raz, Max. Jeszcze raz…