środa, 29 kwietnia 2020

Humory króla - rozdział 16


Eryk

- Eryku, tęskniłeś za braciszkiem?

Alan wita się szczerym i radosnym uśmiechem, na widok którego krew w moich żyłach zamarza. Doskonale pamiętam wszystkie sytuacje, gdy był równie zadowolony. Wiążą się one z bólem i lękiem, których doświadczyłem podczas naszych wspólnych „zabaw”. Odosobnienie, zapach krwi, mój krzyk…

Instynkt podpowiada, że powinienem uciekać, ale nie jestem w stanie się ruszyć. Zaskoczenie i strach paraliżują mnie do tego stopnia, że przestaję oddychać. Wpatruję się w twarz mojego oprawcy. Pierwsze wrażenie bywa takie zwodnicze. Mój brat to przystojny mężczyzna o jasnych, perfekcyjnie wymodelowanych włosach. Uroda modela. Łatwość z nawiązywaniu kontaktów. To wszystko sprawia, że wieki temu okrzyknięto go ideałem księcia. Ten książę miał zostać królem. Jego korona trafiła w moje ręce. Alan uśmiecha się wyłącznie dlatego, że przyszedł mnie zabić.

- Nie spodziewałeś się, że wpadnę z wizytą? Muszę przyznać, że znalezienie twojej kryjówki nie było prostym zadaniem. Starannie zacierasz ślady. – Mój ciemiężca rozgląda się po salonie. – Ładnie się urządziłeś. Ten widok… – wskazuje na okno. – Piękny – rozmarza się, wskazując na przeszkloną ścianę.

Gdy pierwszy szok powoli mija, biorę głęboki wdech, którego moje płuca od dłuższego czasu brutalnie się domagają. Ból w klatce piersiowej nasila się do tego stopnia, że robi mi się ciemno przed oczami. Nie mogę zemdleć. Muszę uciekać!

- Milczysz? Dlaczego? – Alan brutalnie ze mnie drwi. Opiera dłonie na biodrach. Dopiero teraz zauważam, że ma na sobie czarny kombinezon oraz rękawiczki. – Pewnie zastanawiasz się, jak udało mi sforsować zabezpieczenia. Zgadłem?

Książę podchodzi do sofy i siada obok mnie. Zabiera mi komputer, który przez cały czas nieświadomie ściskałem.

- Pozwolisz, że to odłożę. Nie chcemy, żebyś go przez przypadek upuścił. – Uśmiecha się do mnie w wyuczony sposób. Udaje opiekuńczego, starszego brata. Opanował tę rolę do perfekcji. – Nad czym pracowałeś, Eryku? Kolejny wielki projekt dla królestwa?

Kulę się w sobie, próbując jakoś otrząsnąć. Apartament jest chroniony. Mamy trzy systemy zabezpieczające, które sam wybrałem. To niemożliwe, że ten psychopata po prostu sobie wszedł. Korzystał z windy? Ktoś musiał go widzieć, a jeśli tak, to wie, że Alan tu jest. Dlaczego ochrona nie reaguje?!

Nie mam przy sobie telefonu, więc nie wezwę pomocy. Vee będzie na mnie zły za to, że go nie posłuchałem. Bezustannie powtarzał, że telefon to najważniejsza rzecz, z którą pod żadnym pozorem nie wolno mi się rozstać. Dałem się zwieść, że apartament jest bezpieczny. Żadne miejsce nie jest bezpieczne. Alan wykopałby mnie z mysiej nory, gdyby naszła go na to ochota. Nie przewidział jednego szczegółu…

- Rozczarowujesz mnie – wzdycha. – Byłem pewny, że porozmawiamy sobie od serca, jak mamy w zwyczaju, a ty co? Zawsze taki niedostępny. Zamknięty w sobie. Można by rzec, że król z krwi i kości.

Pogodna i roześmiana maska powoli opada, ukazując prawdziwe oblicze Alana. Gdy mój brat przestaje się uśmiechać, a na jego twarzy pojawia się grymas wiecznego niezadowolenia, odzyskuję panowanie nad sobą. Oto prawdziwy Alan – psychopata, który uwielbia znęcać się nad innymi. Przynajmniej wiem, czego mogę się po nim spodziewać. Jest sobą. Prawdziwym sobą. Obydwaj wiemy na czym stoimy. On nie musi już silić się na odgrywanie głupiej szopki, a ja liczę się z tym, że zostanę zabity. Nie boję się śmierci. Fizycznie nie jestem w stanie w żaden sposób mu zagrozić. Zwłaszcza, że mój organizm jest osłabiony po niedawnej operacji. Jeśli to ostatnie chwile w moim życiu, nie mam już nic do stracenia. Mogę poświęcić je na rozmowę z bratem.

- Po co przyszedłeś? – Pytam, siląc się na spokojny i opanowany ton.

- Po co? Jak to po co? Chciałem ci osobiście pogratulować! Mój mały braciszek został królem. Trzeba to uczcić!

- Zabiłeś rodziców. To chyba wystarczy, nie sądzisz?

- Zabiłem? Ja? – Niebieskooki wybucha głośnym śmiechem. Rozsiada się na białej sofie i rechocze, zupełnie jakbym opowiedział mu najzabawniejszy żart. – To tylko drobne nieporozumienie. W przeciwieństwie do ciebie, ja lubiłem naszych rodziców. Na pocieszenie dodam, że sprawca tego haniebnego czynu został już przeze mnie ukarany. Pomściłem tatusia i mamusię. Cieszysz się?

- Nie musisz udawać. Nie będziesz za nimi tęsknił. Jestem pewny, że możliwość obejrzenia na żywo tak dobrego przedstawienia sprawiła ci wielką przyjemność. Ile razy obejrzałeś film z koronacji? Tysiąc? Dwa tysiące? – Kpię.

- Eryku, no proszę! Jak ty mnie dobrze znasz! – Alan wyciąga rękę w moją stronę, by pogłaskać mnie w nagrodę po głowie, lecz nie pozwalam się tknąć. Moje ciało reaguje instynktownie. Dobrze pamięta, że jego dotyk nie należy do przyjemnych.

- Boisz się mnie… – Komentuje z satysfakcją. – Król mieszkający w „Twierdzy”, a drży jak liść… Powiedz mi, Eryku, ale tak szczerze. Myślisz o mnie czasami?

Bazyliszkowaty wzrok świdruje mnie na wskroś. Książę znowu wyciąga rękę i dla odmiany dotyka mojego policzka. Robi to z czułością, która zupełnie do niego nie pasuje. Nagle bierze zamach i uderza mnie z całej siły w twarz. Siła jego ciosu sprawia, że prawie zsuwam się na podłogę.

- Odpowiedz! – Żąda.

- Dla-Dlaczego? Dlaczego miałbym o tobie myśleć? – Odpieram jego atak. – Zostałem królem, jak słusznie zauważyłeś. Mam sporo nowych obowiązków, ale co ty możesz o tym wiedzieć? Jedyne, na co cię stać, to sfingowanie własnego porwania. Swoją drogą, to było żałosne zagranie. Nie martw się. Dzięki mnie znowu trafisz na pierwsze strony gazet, gdy zostaniesz aresztowany i osądzony, jak pospolity bandyta, którym jesteś. Jak się z tym czujesz, starszy bracie? Domyślam się, że zabolało bardziej niż to uderzenie…

Celowo chcę go sprowokować. Jeśli naprawdę się na mnie zezłości, zabije mnie szybko i nie będzie się znęcał. Kiedy osiąga się poziom jego wirtuozerii w zadawaniu bólu, minuta wydaje się wiecznością, a my mamy za sobą setki wspólnie spędzonych godzin.

Nie pamiętam od czego się to wszystko zaczęło. Popychał mnie. Czasami bił lub kopał. Dopiero potem nastąpiła w nim ta dziwna zmiana. Wewnętrzne przełamanie, które wyniosło przemoc na znacznie wyższy poziom wtajemniczenia. Ogarniał go szał, nad którym nie potrafił zapanować. Czy to było wtedy, gdy zrzucił mnie ze schodów? Rodzice nazwali to „drobnym incydentem”, po którym spędziłem dziesięć dni w szpitalu. Potem było już tylko gorzej. Wielokrotnie błagałem go o śmierć. Nie słuchał. Za to „okazywał litość”. Zamiast mnie dobić, rozwiązywał więzy i wzywał pomoc twierdząc, że to był jedynie „nieszczęśliwy wypadek”.

- Zabolało? – Udaje zdziwionego. – Nie. Twoja koronacja to chwilowe nieporozumienie, które wspólnie naprawimy.

Alan nie kryje w sobie żądzy mordu. Bestia, która w nim mieszka, jest jeszcze na uwięzi, ale to nie potrwa długo. Łapie mnie za gardło i zaczyna dusić. W pierwszej chwili chwytam obiema rękami za jego nadgarstek, ale szybko rezygnuję z tego pomysłu. Niech to się już skończy. Każda droga ma swój kres, a ja zaszedłem naprawdę daleko. Jestem z siebie dumny. Osiągnąłem całkiem sporo jak na dziewiętnastolatka.

„Jest rzecz, której nie zrobiłeś, jak należy…”

To prawda.

Nie zrobiłem.

Nie powiedziałem Simonowi, że go kocham.

Nie żałuję. Być może brak mojego wyznania zasieje w nim ziarno zwątpienia i dzięki temu szybciej o mnie zapomni. Mam nadzieję, że będzie szczęśliwy. Życzę mu, aby ułożył sobie życie u boku kogoś, kto go doceni. Simon zasługuje na miłość. Zasługuje na wszystko, a ja nie mogę mu tego dać. Mój świat jest zbyt mroczny. Prędzej czy później pochłonąłby jego światło.

- Ty podły smarkaczu! Nie umieraj tak szybko! – Prześladowca jest tak silny, że moje stopy nie dotykają podłogi. Ciska mną o dywan z taką łatwością, jakbym był szmacianą lalką. Na jego idealnej twarzy maluje się czyste obrzydzenie. Krztuszę się, walcząc o każdy oddech, ale nie umieram. Jeszcze nie. – Eryku… – Spogląda na mnie z góry, śmiejąc się wesoło. – Wiem, co próbujesz zrobić. To ci się nie uda . – Grozi mi palcem, po czym kuca obok mnie. – Cierpliwość nie zawsze jest moją mocną stroną, przyznaję. Jednak dla ciebie zrobię wyjątek. Zabrałeś mi koronę, a ja chcę ją odzyskać.

- N-Nie…

- Oddasz mi ją, zobaczysz. Zanim twoje nic nie warte życie dobiegnie końca, dopilnuję, abyś został ukarany za wszystkie przewinienia, których dopuściłeś się względem mnie.

- Czyż-Czyżby? – Charczę, ledwo wypowiadając to słowo.

- Najpierw podpiszesz dokument, który ze sobą przyniosłem, a potem porozmawiamy o kradzieży mojej zabawki. Z twojej winy straciłem Simona. Pomyślałem więc, że upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu. Zastanawiałem się, jak odpłacić mu za zdradę. Na początku bardzo chciałem go zabić, ale to by było banalne rozwiązanie. Zamiast tego zmasakruję cię tak bardzo, że już zawsze, gdy nasz bohaterski ochroniarz będzie o tobie myślał, przypomni mu się moje dzieło. Podejrzewam, że po pewnym czasie sam ze sobą skończy. Nie wytrzyma presji.

Mylisz się, braciszku. Simon i jego rodzina są pod opieką Vee. On się o nich zatroszczy. Możesz mnie straszyć do woli, ale ich nie tkniesz palcem. Twoja władza nie sięga tak daleko. Znęcałeś się nade mną, bo byłem tuż obok i nie stawiałem oporu. Poza granicami naszego kraju jesteś nikim. Tracisz grunt pod nogami, bo twoi szemrani przyjaciele nie są zadowoleni z faktu, że straciłeś władzę. Do tego mały, bezbronny Eryk zgromadził tyle dowodów, że nikt cię nie wyciągnie z szamba, w którym obecnie toniesz.

- Przyniosłem ci prezent. Spójrz. – Mój brat sięga do kieszeni i wyciąga z niej fiolkę z jakimiś tabletkami. – To prototyp. Kazałem je opracować specjalnie z myślą o tobie. Domyślasz się już, jak działają?

Nie odpowiadam. Nie jestem w stanie. Nie mam siły, by mówić. Z trudem oddycham. Spoglądam w kierunku szklanego stolika, na którym leży mój zegarek. Gdybym tylko zdołał go dosięgnąć.

- Nie spodziewałeś się prezentu, co? – Alan kontynuuje swój monolog. – Naplotkowałeś na mój temat policji oraz prasie. Straciłem przez ciebie miliony. To właśnie wtedy postanowiłem, że nasze ostatnie spotkanie powinno być wyjątkowe. I będzie, widzisz? – Potrząsa fiolką, na którą ja nie zwracam najmniejszej uwagi.

Jeszcze za czasów studiów podejrzewałem, że Alan znalazł sobie nowe hobby w postaci produkcji narkotyków. Znalezienie dowodów było naprawdę trudne. Vee i ja staraliśmy się ze wszystkich sił, lecz wszystkie drogi okazywały się jedynie ślepymi uliczkami wielkiego labiryntu, po którym błądziliśmy, zwodzeni przez mojego brata. Dopiero powrót do domu i praca z dziadkiem przyniosła oczekiwane rezultaty.

Przebywając w posiadłości nie mogłem zadzwonić do Vee i powiedzieć mu o swoich ustaleniach. Udało mi się za to wysłać mu całkiem pokaźny plik ze zdjęciami. Raporty, nad którymi pracowałem, to prawdziwa kopalnia złota. Dziadek nie zwracał uwagi na takie szczegóły. Do szczęścia wystarczyły mu spore sumy pieniędzy, które zasilały jego tajne konto. Okradał nie tylko swoich przyjaciół, ale i Alana. Mój brat ma więcej oleju w głowie oraz świadomość, że mam go w garści. Jego wspólnik Siergiej już ma spore problemy, a przecież to dopiero początek. Nie wykorzystałem nawet jednego procenta ze zdobytych informacji. Vee będzie umiał zrobić z nich pożytek. Dopilnuje, aby winny ponieśli zasłużoną karę. Pomści moją śmierć. Cokolwiek Alan ze mną zrobi, warto było podjąć ryzyko. Nawet jeśli przyjdzie mi zapłacić za nie życiem.

- Nazwałem je „pigułkami szczęścia”. Ich zadanie polega na wzmacnianiu doznań. Większość osób będzie po nie sięgać, by zasmakować prawdziwej euforii lub poczuć się niczym bóg. Na ciebie zadziałają nieco inaczej. Skosztujesz?

- Nie mam ochoty – szepczę.

- Domyślam się. Chciałem je przetestować na Simonie. Uczyniłbym z niego seksualnego niewiernika, tak jak Klaudia zrobiła to z tym frajerem. Wiesz kogo mam na myśli, prawda? Minusem jest to, że bardzo szybko uzależniają. Powiedziałbym, że za szybko, dlatego nie produkujemy ich jeszcze na większą skalę. – Alan unosi buteleczkę do góry i przygląda się tabletkom. – Ty raczej nie poczujesz ich boskiego wpływu. Rozumiesz co mam na myśli, prawda? Wiem, że rozumiesz. Złote dziecko królestwa jest przecież nieprzeciętnie inteligentne.

Mężczyzna otwiera fiolkę i wysypuje zawartość na stolik. Zerka na mnie, a następnie uśmiecha się przyjaźnie.

- Przydałoby się coś do popicia – rozgląda się po pokoju. – Nie masz nic przeciwko, że się poczęstuję? – Wskazuje na barek.

Gdy książę zajęty jest przygotowaniem drinka, mobilizuję wszystkie siły, jakie mi zostały. Pełznę w kierunku stolika, na którym leży mój zegarek i od razu chowam go do kieszeni spodni. Bracie, czeka cię spora niespodzianka.

Mój tyran wraca, niosąc ze sobą dwie kryształowe szklanki. Ustawia je równiutko na stoliku tuż obok rozsypanego narkotyku.

- Jedna dla mnie. – Jasnowłosy z prawdziwą czcią sięga po swój wyrób, który od razu wkłada do ust, a następnie popija sporym haustem alkoholu. – Nie przepadam za takimi rzeczami, ale to specjalna okazja. Chcę mieć cudowne wspomnienia z naszego ostatniego wieczoru. Pora na ciebie, Eryku.

Niedoszły król ciągnie mnie na sofę, a następnie faszeruje aż pięcioma tabletkami. Wpycha mi je na siłę do ust i próbuje zmusić, abym je połknął. Najwyraźniej zapomniał, że chwilę temu próbował mnie udusić. Nie jestem w stanie zrobić tego do czego chce mnie zmusić.

- Uparciuch z ciebie. Na to też znajdzie się rada.

Wykorzystując swoją przewagę fizyczną, rzuca mnie na siedzenie. Podnosi z sofy trzy z wyplutych przeze mnie tabletek i ponownie wkłada mi je do ust. Drugą ręką zatyka mi nos i unieruchamia głowę. Otwieram usta, nabierając powietrza. Tylko na to czekał. Opróżnia szklankę, topiąc mnie w alkoholu. Szarpię się jak tylko mogę, lecz w niczym mi to nie pomaga. Wprost przeciwnie. Alanowi udaje się dopiąć swego.

- A teraz… – poprawia swoje czarne ubranie – pora na twój autograf, wasza wysokość.

Przyniesione przez niego narkotyki szybko zaczynają działać. Huczy mi w głowie. Powoli tracę kontakt z rzeczywistością. Pokój wiruje. Musze się mocno skoncentrować, by postać brata nie rozmywała się przed moimi oczami.

- Podpisz! – Krzyczy, wymachując kartką papieru. – Jeśli to zrobisz, obiecuję, że potraktuję cię odrobinę łagodniej. Spójrz co mam – podtyka mi średniej wielkości nóż, abym mógł go lepiej zobaczyć. Srebrne ostrze kontrastuje ze złotą, rzeźbioną rączką, pokrytą ornamentami. Alan wręcza mi pióro, lecz upuszczam je na ziemię. Nie potrafię skoordynować ruchów dłoni. Palce odmawiają współpracy. Rozwścieczony mężczyzna podnosi je i odkłada na stolik, obok dokumentu. – No dobrze, widzę, że potrzebujesz małej zachęty do współpracy.

Za pomocą noża rozpruwa prawy rękaw mojej koszuli i podwija materiał. Chwyta mnie mocno za przedramię, a następnie przesuwa ostrzem po skórze, nacinając ją na wysokości nadgarstka. Robi tak kilka razy. Rany nie są głębokie, ale bardzo bolesne. Jego diabelskie pigułki potęgują ból. Wydaje mi się, że ostrze rozrywa mnie na strzępy, powodując potworne cierpienie, którego się nie spodziewałem.

- Podpisz albo ci ją odetnę! Słyszałeś?! – Potrząsa mną, jak oszalały.

Napastnik pomaga mi usiąść, ponownie wciskając do ręki pióro.

- Zrób to dla Simona – podpowiada słodkim głosem.

Simon?

Coś wewnątrz mnie drży na samo wspomnienie jego imienia. „Już czas?” – Pytam samego siebie, walcząc z zamykającymi się powiekami.

- Mam dla ciebie niespo-niespodziankę – dyszę ciężko, motywując się do działania. – Nie skrzywdzisz Simona. Nikogo już nie skrzywdzisz…

Przykładam kciuk do tarczy mojego zegarka, który cudem udało mi się zabrać ze stolika kilka minut wcześniej, gdy Alan zajęty był nalewaniem alkoholu. Automatyczny zamek blokuje wszystkie drzwi oraz okna. Vee… Vee będzie wiedział co to oznacza.

- Co robisz?! Oddaj to! – Alan wyrywa mi zegarek, ale jest już za późno. Raz włączonego alarmu nie da się wyłączyć. Mój brat i ja zostaniemy uwięzieni w tym pokoju już na zawsze . – Ty podły… – Z premedytacją przejeżdża ostrzem po mojej klatce piersiowej. Opadam na sofę. Boli. Bardzo boli.

Odtwarzam w pamięci twarz Simona. Uśmiecham się widząc jego piękne, zielone oczy.

Żegnaj, mój ukochany.

piątek, 24 kwietnia 2020

mpreg 90

„Bezsenne Noce"


- Możesz otworzyć oczy, kochanie.

W napięciu obserwuję reakcję Eli na widok pluszowego króliczka, którego mu podsuwam. Zaskoczony nastolatek uśmiecha się na jego widok.

- Śliczny – wyciąga ręce, by dotknąć dziecięcej zabawki.

- Jest całe stado – wręczam mu jedną z papierowych toreb, w której ukrytych jest jeszcze kilka podobnych pluszaków.

- A reszta? – Eli z niedowierzaniem przygląda się otaczającym go podarunkom.

- To właśnie twój prezent – uśmiecham się do niego przymilnie.

- Żartujesz, prawda? – Nastolatek robi skwaszoną minę. Nie skacze z radości, na co najbardziej liczyłem. Spokojnie, tylko spokojnie. Jakoś ogarnę sytuację.

- Wpadłem na chwilę do domu towarowego i kupiłem kilka drobiazgów. Pomagał mi bliski przyjaciel. Jest dyrektorem działu mody męskiej. Wspólnymi siłami wybraliśmy dla ciebie trochę nowych ubrań.

- Trochę?! To nazywasz trochę?! – Wzburzony Eli wymachuje rękami.

- Skarbie, obiecałeś, że nie będziesz mi robić wymówek – przypominam mu o naszym łazienkowym pakcie.

- Wykupiłeś cały sklep?!

- Cały? Nie. Sporo zostało. – Zaczynam się śmiać, lecz równie szybko poważnieję. – Wydaje ci się, że jest tego dużo, ale zmienisz zdanie. To niezbędne…

- Max, tu jest tona ubrań!

- Nawet nie wiesz co jest w środku, a już marudzisz – cmokam z niezadowoleniem. – Może zaczniemy od tego? – Wręczam mu wypchaną po brzegi torbę pełną swetrów.

Mój narzeczony odkłada pluszaka na swoje kolana i sięga po jasnoniebieski, rozpinany blezer, który znajduje się na samej górze równiutko ułożonego stosiku.

- Podoba ci się? – dopytuję.

- Bardzo ładny.

- Cieszę się. Śmiało, oglądaj dalej – zachęcam, przysuwając mu kolejne torby. Liczę na to, że przełamię jego niechęć. Byłoby miło, gdyby się ucieszył. – Kazałem wybrać Harrisowi wyłącznie takie, które są mięciutkie i ciepłe.

- Max, jeden w zupełności by wystarczył. – Ciężarny kolejny raz patrzy na mnie z wyrzutem.

- Dziecko rośnie. Poza tym prosiłeś, abym przywiózł ci ubrania, prawda? – Klękam obok fotela, by łatwiej mi było patrzeć mu prosto w oczy. Być może naginam nieco rzeczywistość, ale robię to w słusznym celu.

- Chodziło mi o ubrania, które zostały w twoim mieszkaniu!

- Nie podobały mi się, więc postarałem się o nowe. Dlaczego się z nich nie cieszysz?

- Max… – Nastolatek załamuje ręce. – Nie prosiłem, abyś mi cokolwiek kupował. Zwłaszcza w ilościach hurtowych.

- Zgodziłeś się przyjąć prezent – uparcie bronię swojego zdania.

- Bo spodziewałem się czegoś drobnego, jak to! – Wymachuje mi przed oczami pluszowym królikiem.

- To są drobne rzeczy. Po prostu jest ich dużo – pokrętnie się tłumaczę. – Proszę, nie gniewaj się. Zrobiłem to, by sprawić ci przyjemność.

- Ja nie potrzebuję aż tylu ubrań. Mam nadzieję, że uda się je odesłać.

- Odesłać? Nie będziemy niczego odsyłać! – Zdenerwowany sięgam po pierwszą torbę i wysypuję jej zawartość na dywan. – Masz to nosić! Nie chcę, aby było ci zimno!

- Max, tu są tony ciuchów!

- Nie przesadzaj. To tutaj, to jedynie najpotrzebniejsze drobiazgi. Resztę przywiezie kurier.

- Jest tego więcej?! – Zszokowany Eli opada na fotel.

- Oczywiście, że jest tego więcej! Co najmniej dwa razy tyle czeka w samochodzie. Nie mogłem zabrać wszystkiego, dlatego Harris obiecał, że zorganizuje dostawę tak szybko, jak się da. – Spoglądam na zbolałą minę osiemnastolatka. – Czemu się nie cieszysz? Mógłbyś chociaż raz docenić moje starania – żalę się.

- Doceniam wszystko, co dla mnie robisz.

- Uśmiechnij się i przyjmij mój prezent.

- Tu są setki… Nie, tysiące prezentów…

- No i co z tego? Kocham cię i chcę cię rozpieszczać – puszę się dumnie.

- To nie jest rozpieszczanie! – Eli macha rękami, wskazując na otaczające go ze wszystkich stron prezenty.

- A jak inaczej byś to nazwał?

- Stratą pieniędzy – mamrocze pod nosem. – Proszę, odeślijmy to. Jestem pewny, że wydałeś fortunę.

- Rozmawialiśmy już na temat pieniędzy. Dużo zarobiłem, a wszystko wskazuje na to, że będzie tego jeszcze więcej – puszczam do niego oko.

Pieniądze to grząski temat. W przeszłości zdarzało się, że potrafiłem wykrzyczeć mu prosto w twarz, że niczego ode mnie nie dostanie. Byłem pewny, że jest jedynie zwykłym naciągaczem, który wykorzysta nieplanowaną ciążę, aby mnie oskubać. Czasami boję się, że mi to wypomni. Myliłem się względem niego i teraz chcę mu to wynagrodzić. Czemu zawsze reaguje tak nerwowo?

- Idę po kolejną partię. Mam nadzieję, że znajdziesz tu coś, co ci się spodoba.

- Max… – Nieszczęśliwy fiołkowooki robi zbolałą minę.

- Za chwile wracam. Najwyższa pora pomyśleć o śniadaniu.

Przedpołudnie w naszym domu przebiega w dość grobowej atmosferze. Eli robi mi na złość i zakłada swoje stare ubrania. Nie obejrzał tych, które dla niego wybrałem. Nawet ich nie dotknął. Torby z logo domu towarowego zajęły prawie całe wolne miejsce w naszej sypialni. Ciężko mi pogodzić się w porażką. Tracę apetyt, widząc jego smutną twarz. On także je raczej z przymusu. Dzidziuś nie może być głodny.

Po śniadaniu jest jeszcze gorzej. Eli zostawia mnie samego i idzie rozpakowywać rzeczy do altanki. Jego milczenie zabija mnie od środka. Nie rozumiem go! Czemu jest taki krnąbrny i uparty? Korona by mu z głowy nie spadła, gdyby się uśmiechnął i mnie pocałował. Na nic więcej nie liczyłem. Nie musi dziękować. Niech się po prostu cieszy!

Krążę po salonie niczym zły duch. Co mam zrobić? Jak przełamać ten impas?

Idę do altanki i opieram się o framugę. Eli jest świadomy mojej obecności. Siedzi na podłodze, odwrócony do mnie plecami. Wokół niego leżą ozdobne poduszki i cały stosik poszewek. Podejrzewam, że sklepowe kolekcje nie przypadły mu do gustu i postanowił zmienić jakieś detale, kierując się swoim gustem. Chcę z nim porozmawiać, ale pojawia się kurier.

- Tylko tego mi brakowało… – wzdycham smętnie.

Harris poszedł na całość. Wysłał specjalny samochód dostawczy, opatrzony logo domu towarowego. W dodatku wypchany w podobny sposób, jak mój mercedes. Razem z kierowcą potrzebujemy prawie pół godziny, by uporać się z całym zamówieniem.

- Proszę podpisać – mężczyzna wręcza mi spory plik kartek oraz rachunek, na który celowo nie patrzę. Nie chcę wiedzieć, jaka kwota poróżniła mnie z Eli. Jedno jest pewne. Nie skończę z prezentami.

Gdy samochód kuriera znika za horyzontem, idę do kuchni i nalewam sobie szklankę zimnej wody. Otwieram lodówkę i wyciągam z niej sok dla Króliczka, który wydaje się idealnym pretekstem do rozpoczęcia rozmowy. Muszę jeszcze przedrzeć się przez zawalony pakunkami korytarz, a potem salon. Moja mała trusia nadal porządkuje altankę.

- Proszę – podaję mu szklankę.

Nastolatek unosi głowę i patrzy mi prosto w oczy.

- Dziękuję.

- Skarbie, to tylko głupie ubrania! – Nie wytrzymuję napięcia, które targa mną od środka. – Proszę, nie gniewaj się na mnie!

- Nie gniewam się na ciebie – odpowiada ze spokojem.

- Czemu więc zachowujesz się w taki sposób?! Porozmawiaj ze mną! Nie wiem o czym myślisz i co czujesz. Nie odcinaj się ode mnie!

- Max, ale co jeszcze mam ci powiedzieć? Nie chcesz mnie słuchać. Wykupiłeś pół miasta. Jeśli dalej będziesz tak robić, będziemy musieli wyciąć drzewa w ogrodzie i postawić wieżowiec, by jakoś pomieścić twoje prezenty.

Dobry jest! Naprawdę dobry! Może rzeczywiście odrobinę mnie poniosło, ale przecież są tu też zabawki, ubrania dla dzidziusia i dla mamy.

Odstawiam szklankę z wodą na stolik. Mając wolne ręce, łapię Eli za ramiona i pomagam mu wstać z podłogi.

- Daj – zabieram mu sok, na który wcale nie miał ochoty.

- Co robisz?! – Irytuje się, gdy biorę go na ręce.

- Wracamy do łóżka – decyduję spontanicznie.

- Teraz?!

- Tak, teraz.

Dyskretnie odsuwam papierowe torby. Jest ich tyle, że muszę się przez nie przedzierać, jak przez jakiś labirynt.

- Prawie jak domowa siłownia – żartuję. – Rano biegałem do auta, teraz tor przeszkód i dźwiganie ciężarów – uśmiecham się czule do mojego wybranka.

- Puść mnie, to ciężary będziesz miał z głowy.

- Nigdy! – Udaję urażonego jego aluzją.

W sypialni panuje cisza i spokój. Kładę Eli na łóżku i od razu mocno obejmuję, aby mi nie uciekł.

- Jak dobrze – wzdycham, zatapiając twarz w jego rozpuszczonych włosach. – Wygodnie ci?

- Tak.

- Nie ściskam cię zbyt mocno?

- I co teraz? – Eli opiera głowę na moim ramieniu. – Będziemy się kochać?

- Może – całuję go w nos. – Mamy cudowne łóżko, zauważyłeś? Kiedy leżę obok ciebie, problemy po prostu znikają.

- Wydaje się duże, ale czasami odnoszę wrażenie, że niczym nie różni się od tego, na którym spałem w domu twoich rodziców.

- Skąd taki pomysł? – żartuję, doskonale rozumiejąc jego aluzję. – Nie umiem wyzbyć się lęku, że cię stracę. Dlatego wolę, gdy jesteś blisko. Lubię czuć twój zapach, dotyk twojej skóry. I mogę cię całować bez przeszkód.

- Kocham cię. Dlaczego miałbyś mnie stracić? – Nastolatek nieśmiało spogląda mi prosto w oczy.

- Bo nie umiem się z tobą obchodzić. Jesteś inny niż wszyscy, których znam. Minie trochę czasu, zanim się ciebie nauczę.

- Ja też jeszcze się ciebie uczę.

Króliczek dotyka mojego policzka. Wodzi kciukiem po kości jarzmowej, wywołując przyjemne dreszcze.

- Kocham cię. Nie wiem co robić, gdy się na mnie gniewasz.

- Max, ja się nie gniewam. Przytłoczyła mnie skala twojej szczodrości, rozumiesz?

- No właśnie nie – wyznaję szczerze. – Byłem w wielu związkach i one nauczyły mnie, że druga strona zawsze chce, abym jej coś dawał. Lubię to. Bardzo to lubię. Tymczasem ty… – przewracam oczami. – Czemu niczego ode mnie nie chcesz? I jeszcze bronisz się tak zaciekle, choć moim celem jest jedynie uszczęśliwienie mojego najsłodszego Króliczka.

- Twoim zdaniem jak powinienem zareagować na to wszystko, co mi dziś dałeś?

- Liczyłem na to, że się uśmiechniesz.

- Przepraszam – Eli spuszcza wzrok, wpatrując się w moją szyję. – Doceniam to, że o mnie dbasz. Bardzo to doceniam. Powiedziałeś, że przywiozłeś mi jakiś drobiazg.

- Skarbie, w moich oczach to serio drobiazg. Zaledwie kilka ubrań.

- Kilka?

- Masz puste półki w szafie. Ostatnio powiedziałeś, że jest ci zimno. Moim obowiązkiem jest zatroszczyć się o ciebie i o maleństwo.

- Mogłeś mi kupić jeden sweter, a nie tysiące.

- Nie mogłem, ok? Mówiłem ci już. Nigdy o nic nie prosisz. Podczas urządzania domu każdą rzecz analizowałeś bez końca. Nadarzyła się sprzyjająca okazja. Uznałem więc, że muszę to sobie jakoś zrekompensować.

- Bo nie przywykłem do rozrzutności.

- Ale ja tak. Zarabiam tyle, że bez mrugnięcia okiem mogę ci przywieźć jeszcze kilka ton ubrań i nawet tego nie odczuję.

- Proszę, nie kupuj już nic więcej.

- Widzisz, właśnie o tym mówię! Czemu nie powiesz, „Max, chcę sportowego auta, albo góry brylantów”?!

- Bo ich nie potrzebuję. Mam ciebie. Dałeś mi dom. To znacznie więcej niż kiedykolwiek marzyłem.

- Ten stary rupieć? – prycham. – To nie jest dom, którego jesteś godny. Zbudowanie nowego trwałoby zdecydowanie za długo, a sam widziałeś, że na wsi moje możliwości są dość mocno ograniczone. Jak tylko nasz synek nieco podrośnie, wyprowadzimy się stąd i kupimy prawdziwy dom. Z basenem.

- Max… – Eli z niedowierzaniem kręci głową. – Mi jest tu bardzo dobrze. Dziecku także – z czułością dotyka brzuszka.

- Zasługujesz na wiele, wiele więcej. I ja ci to dam. Jesteś spełnieniem moich marzeń, dlatego ja spełnię wszystkie twoje marzenia. Te o domu, i te o malowaniu.

- Dlaczego tak trudno ci zrozumieć, że najszczęśliwszy jestem tutaj, w twoich ramionach? I nie potrzebuję do tego basenów, diamentów i drogich ubrań.

- A właśnie. Ubrania zostają. Nie licz na to, że je odeślemy. Masz je nosić.

- Dobrze – Króliczek szepcze cichutko.

- Zgadzasz się? – Jestem wniebowzięty, że udało mi się go przekonać.

- Tak.

- To dobrze – uśmiecham się przewrotnie, wyswobadzając z jego uścisku. – Rozbieraj się.

- Mam się rozebrać? – Eli opatrznie rozumie moje słowa. Uważa, że chodzi mi o seks, a to nieprawda.

- Najwyższa pora, abyś coś przymierzył. – Wstaję z łóżka i ruszam w kierunku pasm górskich, utworzonych z moheru, akrylu i bawełny. Nie mam pojęcia w czym najpierw chciałbym go zobaczyć. Może w pastelowym błękicie? Pasowałby do jego pięknych, fiołkowych oczu. A może w pudrowym różu albo czerwieni?

- Max? – Kuszący głos nastolatka wabi moje zmysły. Odwracam się w jego kierunku. Eli leży nagi na środku łóżka i uśmiecha się do mnie. – Nie wolałbyś zostawić to na później i dla odmiany zająć się wyłącznie mną? Stęskniłem się…

Jasna skóra silnie kontrastuje z kobaltową kapą. Do tego te złote włosy i rozchylone usta. Ile godzin minęło, odkąd ostatni raz dane mi było skosztować ich wyrafinowanego smaku?

- Skarbie, zabijesz mnie kiedyś, zobaczysz…

- Sam się rozbierzesz, czy mam ci pomóc?

- Nie ruszaj się – nakazuje mu, by został na swoim miejscu.

Eli uśmiecha się niczym kot. Właśnie zyskał nade mną sporą przewagę i z pewnością ją wykorzysta. Fiołkowe oczy wodzą po mojej klatce piersiowej. Chłopak bezwiednie oblizuje usta, a ja od razu robię się twardy.

- Kiedy tak na mnie patrzysz odnoszę wrażenie, że nie kochaliśmy się całe wieki.

- Bo to prawda. Musimy nadrobić stracony czas – kokietuje mnie, podpierając się na łokciach. – Pozbądź się reszty ubrań – ponagla mnie.

- Mieliśmy pójść na spacer – przypominam mu.

- Plany się zmieniły.

- Mówiłeś, że masz wielką ochotę na spacer.

- Mam ochotę na ciebie. W ciąży trzeba być elastycznym.

- A gdybym cię teraz zostawił, co byś zrobił? – Droczę się, by odrobinkę go powkurzać. Jest wtedy znacznie bardziej namiętny.

- Przeprowadziłbym się do twoich rodziców – zaskakuje mnie swoją pomysłowością.

- Nie zrobiłbyś tego!

- Konieczni chcesz to sprawdzić, prawda? – Blondyn zaczyna chichotać. Targają mną wątpliwości. Jest nieobliczalny. Co bym zrobił, gdyby spełnił swoją groźbę?

- Tego samego dnia przyniósłbym cię tu z powrotem.

- I zaryglował drzwi? – Czyta mi w myślach.

- Albo wsadził do samochodu i wywiózł gdzieś daleko. A potem kochałbym się z tobą tak długo aż zmieniłbyś zdanie. Nie możesz mnie zostawić. Nigdy!

- Nie zamierzam. Nasz ślub odbędzie się za kilka miesięcy, ale ja już uważam cię za mojego męża. Na dobre i na złe. W zdrowiu i w chorobie.

- Eli…

Stoję jak wryty. Zalewa mnie fala miłości, która zdaje się promieniować od mojego Króliczka. Kocham mnie… Uważa za męża… Już dawno nie byłem tak szczęśliwy.

- Chodź tu do mnie. – Narzeczony wskazuje mi miejsce przy swoim boku. Pędzę do niego, jak na skrzydłach.

Kładę się na łóżku i zaborczo obejmuję ukochanego. Eli obraca głowę i spogląda na mnie zakochanym wzrokiem.

- Cześć, mężu – szepcze.

- Cześć, Króliczku.

- Już zawsze będę Króliczkiem?

Mój wybranek dotyka mojej twarzy. Oblizuje suche usta. Pragnie pocałunku? Tak jak w przypadku nowych ubrań, nie zamierzam się ograniczać. Nie pocałuję go raz, a miliony razy.

- Jesteś moim Króliczkiem. – Muskam jego wargi swoimi. – Moim pięknym, najukochańszym, najcenniejszym Króliczkiem, dla którego zrobię wszystko.

- Wszystko? – Wymagająca bestyjka od razu łapie mnie za słowo.

- Wszystko.

- Wejdź we mnie.

- Za chwilę. Najpierw…

- Teraz – upiera się, przysuwając swoją kształtną pupę do mojego członka. – Teraz – powtarza.

Staram się panować nad żądzami. Kochaliśmy się zaledwie kilka godzin temu. Co on w sobie takiego ma, że za każdym razem, gdy mam go tak blisko, wydaje mi się, że to pierwszy raz? Jego ciało, smak, zapach, reakcje – chcę je wszystkie na nowo poznawać. Zatracić się w przyjemności. Oddychać powietrzem, którym on oddycha. Dotykać i być dotykanym.

Eli łapie mnie za rękę i splata nasze palce. Nie przestaję go całować, patrząc mu przy tym bezustannie w oczy.

- Kocham cię.

- Ja też cię kocham, mój skarbie.

Jestem blisko spełnienia. On chyba też. Jego oddech się rwie. Powieki są coraz cięższe… Orgazm wydaje mi się dopełnieniem tej perfekcyjnej chwili, którą dzielę z moim ideałem.

Eli obraca się w moją stronę i układa głowę w swoim ulubionym miejscu. Gładzę go po włosach tak długo aż zasypia. Chcę mu zrobić niespodziankę, więc uwalniam się z miłosnego uścisku z silnym postanowieniem odgruzowania sypialni. Zakładam spodnie i zabieram się do pracy. Zgarniam część rozrzuconych ubrań i wieszam je na wieszakach w garderobie. Uśmiecham się do siebie, widząc rządki kolorowych, mięciutkich tkanin.

Udało mi się. Króliczek przyjął mój prezent. To chyba oznacza, że mogę dalej kupować, prawda?

znowu TO zrobiłem :(

Kochani,

Zły ze mnie lisek. Nie napisałem nowego rozdziału Humorów Króla. Mam Bezsenne Noce. Wrzucać, czy poczekać?

Dajcie znać :)

Wasz Kitsune

poniedziałek, 20 kwietnia 2020

mpreg 89

„Bezsenne Noce"


Dochodzi szósta rano. Celowo udaję, że śpię, gdy Eli próbuje uwolnić się z moich ramion.

- Dokąd się wybierasz? – Mamroczę, przyciągając go bliżej, by nie mógł mi uciec.

- Pod prysznic.

- Nie pozwalam. – Całuję ukochanego w skroń. – Jest zdecydowanie za wcześnie, by wstawać.

- To prawda, ale chciałbym rozpakować część rzeczy, które zamówiliśmy i… – przerywa w połowie zdania.

- I co? – Wykorzystuję fakt, że Eli jest nagi, by gładzić go po boku.

- Robisz to celowo, prawda?

- Może… – Uśmiecham się zadowolony z siebie.

Moja prawa dłoń bez trudu odnajduje królicze pośladki. Nie potrzebuję mapy. Ma wbudowany wewnętrzny GPS.

- Max… – Ostrzega mnie, ale nic sobie z tego nie robię.

- Wolisz sprzątanie niż spędzenie kilku chwil w łóżku z narzeczonym?

- Próbujesz mnie uwieść?

- A jak mi idzie?

- Nie mogę się skupić, gdy tak robisz. – Jasnowłosy łapie mnie za rękę. Mam ją odsunąć? Warczę z dezaprobatą.

- Uwielbiam twoje nowe kształty. – Wracam do pieszczenia jego słodkiej pupy.

- To tylko nadprogramowe kilogramy, które znikną, gdy urodzi się dziecko.

- Znikną? Nie mówisz tego poważnie! – Oburzam się na myśl, że Eli chce odchudzić ten słodki tyłeczek. – Nie możesz! Tak idealnie wpasowujesz się w moje dłonie!

- Nadwaga nie jest zdrowa.

- To nie jest nadwaga! Jesteś chudy jak patyk – bronię swojego zdania.

- Teraz tak mówisz. Za miesiąc zmienisz zdanie.

- Nie zmienię. I nie licz na to, że pozwolę ci schudnąć. Nauczyłem się przyrządzać gofry. Ty dostaniesz swoje ulubione danie, a ja będę mógł dalej cię obłapiać.

- Wariat. – Eli czule gładzi mnie po twarzy.

- Twój wariat. – Całuję go w usta. – Czyli załatwione, tak? Ta śliczna pupa zostaje? – Wolę się upewnić, czy udało mi się postawić na swoim.

- Na razie tak.

- Wiesz co to oznacza? – Pytam ukochanego, który przecząco kiwa głową. – Będę się nią cieszył jeszcze bardzo, bardzo długo.

- Zamiast się wyłącznie cieszyć, mógłbyś zrobić coś jeszcze… – Nastolatek ociera się o mnie zmysłowo. Łapię go za biodro i przekręcam na plecy.

- Max! – Chłopak zaczyna się śmiać.

Spoglądam z góry na moją małą trusię.

- Jesteś najpiękniejszy na świecie – oświadczam, rozsuwając jego nogi.

- Jestem? – Oczy Eli ciemnieją z pożądania. – Co ci się we mnie najbardziej podoba?

- Trudne pytanie. – Udaję, że zastanawiam się nad odpowiedzią. – Może twoje usta? – Kciukiem obrysowuję jego dolną wargę. – Tak długo nie pozwalałeś się pocałować.

- Masz rację. Mogłem cię pomęczyć jeszcze miesiąc czy dwa.

- Mogłeś, ale nie zrobiłeś tego. A teraz jest już za późno. Jesteś mój. Cały. Tylko mój.

W nagrodę za moją szczerość Eli kąsa mnie w palec. Po chwili zmienia zdanie i zaczyna go ssać. Sposób, w jaki to robi sprawia, że mam ochotę od razu w niego wejść.

- Nieładnie… – Ganię go, odsuwając rękę.

- Czyżby? – Mruczy niczym kot. – Wydaje mi się, że ci się podobało.

- Wszystko mi się w tobie podoba. – Wilgotnym od śliny kciukiem drażnię malutki, różowy sutek. Eli wstrzymuje oddech i przygryza dolną wargę.

- Dotykaj mnie – prosi.

- Zawsze jesteś żądny pieszczot.

- Uwielbiam czuć na skórze twoje dłonie.

Eli łapie mnie za rękę i nakierowuje ją na swoją klatkę piersiową. Przymyka powieki, gdy ponownie pieszczę jego sutki. Najpierw lewy, a potem prawy.

- Silny i delikatny – komplementuje starania przyszłego męża.

- Mój mały Króliczku… – szepczę, pochylając się nad nim, by skraść słodki pocałunek. – Powiedz, że mnie chcesz.

- A ty mnie chcesz? – Eli sprytnie wykorzystuje sytuację. Sięga po mojego członka i przesuwa po nim palcami.

- Zawsze – zapewniam go żarliwie. – Jesteś tak seksowny, że za każdym razem, gdy na ciebie patrzę, robię się twardy.

- Teraz też jesteś twardy. – Palce Eli przesuwają się w górę, a następnie w dół.

- Doprowadzasz mnie do szaleństwa. Piękny, kuszący i taki słodki. – Przysysam się do wrażliwej skóry na jego szyi.

- Max… – Chłopak odchyla głowę, poszerzając tym samym zasięg mojego działania. Mimo to jego ciało się spina.

- Kochanie? – Zmartwiony jego reakcją, od razu się odsuwam.

- Bądź delikatny – szepcze.

Delikatny? Co to dla niego oznacza? Zawsze staram się taki być. No dobrze, może nie zawsze. To chucherko potrafi sprawić, że zapominam o samokontroli. Daję się ponieść emocjom. Pożądanie między nami bywa tak silne, że bez problemu wzniecilibyśmy pożar. A teraz mam być delikatny…

- Mężu, tutaj jestem. – Chichot Eli sprawia, że wracam do rzeczywistości. – Zapomniałeś o mnie? A może zmieniłeś zdanie i już mnie nie chcesz? – drażni się.

- Nie mów tak – pochylam się nad nim, by móc go pocałować. – Sam fakt, że masz o mnie tak kiepskie zdanie boli jak diabli. Zasłużyłem na to, wiem – uprzedzam jego słowa. – Jesteś dla mnie wszystkim. Kumulacją moich marzeń, pragnień. Gdybym umiał je zmaterializować, to szczerze wątpię, że kiedykolwiek osiągnąłbym aż taki ideał – głaszczę go po twarzy.

- Max…

- Chcę być dla ciebie dobry. Najlepszy. Rozpieszczać cię. Wywoływać uśmiech. Otoczyć opieką. Stworzyć rodzinę. Wychowywać wspólnie nasze dziecko. Boję się, czy zdołam cię uszczęśliwić i pokazać, jak wiele dla mnie znaczysz. W dodatku przy tobie wszystko wydaje mi się takie łatwe. Przedtem wielokrotnie dopadały mnie różne wątpliwości, a teraz ich nie czuję.

- Max… – Oczy Eli robią się szkliste. Po jego policzku spływa łza. Wzruszył się.

- Kolejny raz płaczesz z mojego powodu – wzdycham, ścierając mokry ślad.

- Bo jestem bardzo szczęśliwy.

- Ja też – zapewniam go. – Mój Króliczku, mój cudowny Króliczku… – Całuję chłopaka po twarzy, by przegonić jego smutek. Eli obejmuje mnie ramionami i przyciąga bliżej siebie. Muszę uważać, by przypadkiem nie przygnieść dzidziusia. Tymczasem nastolatek ma zupełnie inny plan. Wabi mnie swoim seksownym ciałem. – Jeśli próbujesz bardziej mnie podkręcić…

- Dokładnie to robię. – Na anielskiej twarzy pojawia się figlarny uśmieszek.

- Tak sądzisz? – Unoszę się do góry. Rozsuwam mu uda i czekam na to, jak zareaguje. Nie odpycha mnie. Sięgam więc między jego pośladki, by pomóc mu się rozluźnić. – Tęskniłem za tobą.

- Ja za tobą też – szepcze. – Nie chcę już czekać.

Mam dylemat. Jeśli wejdę w niego od razu, sprawię mu ból, a przecież sam chciał, abym był delikatny. Dziki seks odłożymy na inną okazję.

- Poczekaj tu na mnie. Za chwilę wracam.

- Gdzie idziesz? – Woła za mną, gdy biegnę do łazienki. Nie odpowiadam. Zamiast tego chwytam olejek, który znajduje się na blacie.

- Zapomniałem o tym – pokazuję Eli buteleczkę, którą od razu odkręcam. – Nie odnoś jej więcej do łazienki. Jest nam potrzebna tutaj.

- Wziąłeś sobie do serca moją prośbę, tak? – Blondyn od razu łączy fakty.

- Nic na to nie poradzę. Uwielbiam cię rozpieszczać.

Wylewam odrobinę olejku na dłoń, by łatwiej mi było rozprowadzić go na swoim członku.

- Wygodnie ci? Chcesz jeszcze jedną poduszkę?

- Chcę tylko ciebie.

- Jak sobie życzysz, skarbie.

Nie spieszę się. Robię co w mojej mocy, aby Eli było dobrze. Wchodzę w niego powoli. Nagradza mnie za to cichym westchnieniem przepełnionym przyjemnością. Uśmiecha się lekko, przymykając powieki.

- Nie zamykaj oczu – proszę. – Patrz na mnie.

- Zawsze na ciebie patrzę.

Poruszam się powoli. Wprost leniwie, ale żadnemu z nas to nie przeszkadza. Wprost przeciwnie.

- Pocałuj mnie.

Żądanie mojego kochanka jest dla mnie priorytetową sprawą. Pochylam się więc, szukając jego spragnionych ust. Eli wykorzystuje okazję o mocno mnie obejmuje. Drażni się ze mną, kąsając mnie w usta. Minimalnie przyspieszam, odczytując jego zachowanie jako bliskie spełnienia. Zastyga w moich ramionach, dochodząc. Nie chcę zostawać w tyle. W ostatniej chwili wysuwam się z jego ciasnego wnętrza i oblewam jego brzuch nasieniem.

Ciężarny uwalnia mnie ze swoich ramion, abym mógł posprzątać bałagan, jakiego narobiliśmy. Wycieram go górą od swojej piżamy, a następnie otulam ramieniem i naciągam na nas kołdrę.

- Zapomniałem, że potrafisz być taki cichy w czasie seksu – żartuję z ukochanego, który układa głowę na mojej klatce piersiowej.

- Nie zawsze jestem w nastroju na szaleństwa.

Między nami zapada cisza. Zamykam oczy. Całuję Eli po skroni, jednocześnie bawiąc się jego długimi włosami.

- Dlaczego milczysz? – pytam chłopaka.

- Nie będziesz zadowolony z tego, co powiem.

- Nie kłam. Znowu chcesz uciec z łóżka.

- Ja też wolałbym tu z tobą poleżeć, ale dziecko robi się głodne. Poza tym chciałbym wreszcie skończyć urządzanie domu.

- Jeśli chodzi o jedzenie, to z przyjemnością przyniosę ci śniadanie do łóżka. Wystarczy, że powiesz na co masz ochotę – kuszę.

- Chciałbym rozpakować resztę rzeczy, które kupiliśmy. Po obiedzie moglibyśmy pójść nad jezioro. Dawno tam nie byliśmy.

- Lubisz to miejsce.

- Bardzo lubię. Panuje tam cisza i spokój.

- Ja też to lubię.

Sięgam po drobną dłoń Eli i splatam nasze palce. Uśmiecham się na widok zaręczynowej obrączki, której nie zdejmuje. Przypominam sobie o prezentach, których jeszcze mu nie dałem. Teraz byłby idealny moment…

- Idziemy pod prysznic? – Króliczek odkopuje nas spod kołdry.

- Mam dla ciebie niespodziankę. Jest w samochodzie. Bardzo chciałbym ci to dać. – Celowo unikam liczby mnogiej. Jeśli dowie się, że auto wypchane jest po brzegi, zacznie mi robić wymówki. Nie mówiąc już o tym, co przywiezie kurier.

- Cokolwiek to jest, zaczeka – stanowcze podejście ukochanego sprawia, że szybko zmieniam plany. Eli wstaje z łóżka i wyciąga do mnie rękę. Zanoszę go wprost do kabiny.

Przewrotne stworzenie od razu obraca się do mnie plecami, prowokując kolejne zbliżenie. Wypina pupę, dając mi do zrozumienia, abym w niego wszedł.

- Tym razem nie musisz być delikatny – popędza mnie do działania.

Łapię go za biodra i przysuwam je bliżej swojego krocza.

- Obiecaj, że przyjmiesz mój prezent – żądam, masując jego dziurkę swoim pobudzonym członkiem.

- To nie fair – narzeka. Trochę mnie już zna. Wie, że w kwestii dawania jestem nieobliczalny.

- Twój wybór, kochanie. Możemy to zrobić bardzo powoli, albo… – Niespodziewanie nabijam go na siebie, lecz wchodzę tylko do połowy. Z gardła Eli wydobywa się jęk. Chce więcej.

- O nic nie prosiłem!

- Uparciuch z ciebie, ale ja wcale nie jestem lepszy. Decyduj.

Sfrustrowany małolat rzuca mi gniewne spojrzenie. Pora pomóc mu w podjęciu decyzji. Kołyszę biodrami na boki, by nie marnował czasu i uległ.

- Przyjmiesz prezent?

- Ta…Tak…

- Grzeczna trusia – chwalę go. – A teraz oprzyj się rękoma o ścianę. Pobawimy się tak, jak lubisz…

Pół godziny później wpatruję się w narzeczonego, który otula się szczelnie puchatym szlafrokiem. Ma zaróżowione policzki i rozpromienione oczy. A wszystko to zawdzięcza mnie oraz dwóm całkiem intensywnym orgazmom.

- Z czego tak się cieszysz?

- A jak sądzisz? – odpowiadam pytaniem na jego pytanie.

- Głupek – kwituje moje zachowanie, próbując mnie wyminąć.

- Nie tak szybko, mój piękny. Umowa to umowa – przypominam mu o niedawnym pakcie, który zawarliśmy.

- Max, przestań się wygłupiać. Muszę się ubrać i zjeść śniadanie, bo twoje dziecko kopie jak szalone.

- To zajmie tylko chwilę – przymilam się, dotykając jego policzka. – Proszę zaledwie o pięć minut.

- Dobrze, niech ci będzie.

- Dziękuję, kochany. Chodź – prowadzę go do naszej sypialni. – Usiądź tutaj – wskazuję na bujany fotel. – Zamknij oczy. Za chwilę jestem.

- Jeśli nie wrócisz za pięć minut, idę do kuchni.

- Pięć minut – powtarzam, wybiegając z pokoju.

Z uśmiechem na ustach pędzę do garażu. Kupionych przeze mnie ubrań jest tak dużo, że nie wiem, która torbę chwycić w pierwszej kolejności. Nie dam rady zabrać ich wszystkich na górę za jednym razem. Potrzebowałbym co najmniej trzech podejść, a Eli nie chce czekać. No trudno, poradzę sobie.

Na pierwszy ogień chwytam zabawki dla dziecka, bo to z pewnością rozczuli Eli oraz część pakunków, które po prostu wysypały się na zewnątrz, gdy tylko otworzyłem drzwiczki. Ledwo mieszczę się na schodach z moimi podarkami, ale dzielnie walczę, bo wiem, że on jest tego wart.

- Kochanie, już jestem! Zamknij oczy – czaję się przy wejściu do sypialni.

- Zamknąłem. Co przyniosłeś?

Ciężarny jest zaniepokojony szelestem bibuły.

- Nie otwieraj oczu – upominam go, odstawiając torby na podłogę. Z jednej z nich wyciągam białego, pluszowego króliczka. – Gotowy?

- Tak.

- Możesz otworzyć oczy, kochanie.

niedziela, 19 kwietnia 2020

szybkie pytanie

Macie coś przeciwko, jeśli jutro pojawią się Bezsenne Noce, a dopiero po nich do akcji wkroczy Eryk?

Wiem, miało być odwrotnie, ale winę zwalam tradycyjnie na szkołę. Kto jeszcze spędził 2,5 dnia przed kompem? Dziś już chyba nic nie napiszę. Oczy mnie bolą. Za to jutro... :D

Dajcie znać, jak tam u Was? Jak weekend? U mnie wykłady w piżamie. Dziwne uczucie, gdy robi się notatki będąc przykrytym kołdrą heheh :) Jak to wszystko się skończy, będę tęsknił za takimi udogodnieniami.

Wasz Kitsune

sobota, 11 kwietnia 2020

mpreg 88


„Bezsenne Noce"


Eli krząta się po kuchni. Jest wesoły, uśmiechnięty. Okoliczności są sprzyjające. Pora obsypać ukochanego prezentami.

- Skarbie, chciałbym…

- Mamy gości – przerywa mi, wskazując na samochód ojca, który pojawia się na horyzoncie.

- Świetnie – mamroczę pod nosem, dusząc w sobie siarczyste przekleństwo.

- Dobrze, że przygotowałem dużą porcję sałatki. Twój tata z pewnością doceni wersję z czekoladą.

- Nie wątpię. Możesz go nakarmić trucizną, a on jeszcze ci za to podziękuje.

- Jesteś okropny! Nigdy nie zrobiłbym czegoś takiego twojemu tacie! Uwielbiam go. – Króliczek rozczula się nad ojczulkiem, a mnie dopada mała fala zazdrości.

- Owinąłeś go wokół palca i teraz zrobi dla ciebie wszystko.

- I kto to mówi… – Eli rzuca w moją stronę ponętne spojrzenie, pod wpływem którego zatracam poczucie czasu i miejsca.

- Twoja mama też przyjechała. – Blondyn odwraca się od okna. Jego fiołkowe oczy błądzą po moim nagim torsie. – Powinieneś się ubrać.

- Co? – Tracę wątek naszej rozmowy, wpatrując się jedynie w jego usta.

- Skup się, Max. Goście są za drzwiami, a ty jesteś prawie nagi.

- Teraz mi to mówisz?! – Wpadam w panikę, biegnąc w kierunku schodów. Ojciec nie przepuści takiej okazji. Będzie mi dokuczał przez kilka dni. Ostatnią rzeczą, jakiej obecnie potrzebuje są jego aluzje dotyczące naszego życia intymnego. Wisienką na torcie byłby szkic Eli, nad którym pracował, gdy jeszcze spałem. Muszę jak najszybciej schować to „dzieło”, by nikt go nie znalazł.

Myję się i ubieram w ekspresowym tempie. Udaje mi się także upchnąć szkicownik na najwyższą półkę w szafie. Teraz nikt go nie znajdzie. I nie wyśmieje mojego nagiego tyłka. Taka drobna rzecz, a jak cieszy.

Schodzę na dół, by przywitać się z rodzicami. Eli zdążył już nakryć do stołu. Serwuje tosty z czekoladowym szpinakiem.

- Synu, ty sobie śpisz, a my jemy same pyszności! – Peret Ford odgryza spory kęs, nie przestając mruczeć z zachwytu. – Eli, jesteś niesamowity!

- Dziękuję, tato. Zjesz jeszcze jednego?

- Bardzo chętnie. Tak dobrze gotujesz. Mówiłem Pameli, że powinniśmy cię porwać na jakiś czas.

- Nie ma takiej opcji! – Wtrącam się do rozmowy, stając w obronie mojej trusi. – On jest tylko mój. Nikomu go nie oddam.

- Nie słuchaj go, tato. Znowu wypił zbyt dużo kawy. – Ukochany uwielbia bawić się moim kosztem. Dla niego to jedynie żarty, ale dla mnie? Nie wyobrażam sobie życia bez niego! I z pewnością nie pozwolę, by ktoś go porwał! – Jeśli chodzi o gotowanie, to zawsze możesz na mnie liczyć, tato. Z prawdziwą przyjemnością poczęstuję cię czymś smacznym. – Eli nadal rozprawia o kulinariach, a ja mam ochotę przytulić go bardzo mocno i nigdy nie puszczać.

- To jest takie dobre! – Ojciec pałaszuje kolejnego tosta. Łakomczuch… Jest wniebowzięty. Mama też wydaje się zadowolona. Czy tylko ja nie potrafię przejść do porządku dziennego nad jego nowym daniem?

- Znowu zazdrość? – Szept Eli wyrywa mnie z zamyślenia.

- Żebyś wiedział – odpowiadam równie konspiracyjnie. – Widziałeś go? Udaje miłego, starszego pana, już prawie dziadka. Nie ma wstydu! Chce z ciebie zrobić kuchennego niewolnika! – Dyszę ciężko, wyrażając oburzenie.

- Pozwolisz mu na to? – Blondyn wpatruje się we mnie z uwagą, odgryzając jednocześnie niewielki kawałek czerwonej papryki, którą trzyma w ręku.

- Nigdy! – zapewniam go żarliwie.

- O czym tam gruchacie, gołąbeczki? – Ojciec koniecznie chce mnie dzisiaj zdenerwować. Podchodzi do Eli i wyciąga rękę w kierunku jego brzucha. – Czy mi się wydaje, czy też zaokrągliłeś się odrobinę bardziej? Widziałaś, Pamelo?

- Dzidziuś rośnie – ciężarny zaczyna się śmiać. Robi to w ten niezwykły sposób, który zarezerwowany jest wyłącznie dla dziecka. Jego śmiech brzmi zupełnie inaczej. Zdradza całą paletę uczuć. Miłość oraz niezwykłą kruchość. – A jak się rusza. – Mój ukochany przesuwa dłoń ojca, by ten mógł poczuć kopnięcia dziecka.

- Mój wnuk… – Niedźwiedź prawie się rozkleja. Jest tak wzruszony, że z trudem hamuje potok łez.

- Ojej… – Króliczek także się wzrusza. Po jego policzkach spływają łzy, które natychmiast wycieram.

- Zadowolony? – warczę, chowając ciężarnego w ramionach, by odseparować go od ojca. – Nie płacz, kochanie.

- Nie płaczę. – Eli szybko się otrząsa. – To hormony.

- Widzisz, jaki jest wrażliwy? – zwracam się do niedźwiedzia, nie szczędząc mu kolejnych wyrzutów.

- Pamelo, ktoś nam podmienił syna. Powinniśmy chyba zadzwonić po policję. – Senior Ford układa dłonie na swoich biodrach. Do tego gapi się na mnie, jakby mi nagle wyrosła dodatkowa głowa.

- Bardzo zabawne – prycham, nie przestając ściskać ukochanego.

- Peter, nie drażnij Maxa. Przecież widzisz, jak silnie wszystko przeżywa. – Mama jak zawsze próbuje załagodzić konflikt.

- Zawsze zgrywał twardziela, a teraz proszę… Nie sądziłem, że doczekam takiej chwili. Mój własny syn na zabój zakochany.

Wyjątkowo przyznaję rację mojemu staruszkowi. Tak, uważałem się na macho. Twardziel, który z każdej sytuacji potrafi wyjść zwycięsko. Obojętne, czy chodziło o pracę, czy związki. Nie przepadam za kompromisem. Dopiero gdy to małe chucherko spojrzało na mnie fiołkowymi oczami…

- Przestań go tak miętosić, synu. Eli jest mi potrzebny. Za chwilę przyjedzie ogrodnik.

Niechętnie wypuszczam narzeczonego z żelaznego uścisku. Wystarczy kilka sekund, a ja już tęsknię za jego ciepłem.

- Jesteś gotowy? Podejmiemy dziś strategiczne decyzje. Opracowałem plan. Musimy go przejrzeć. Potem mama pomoże ci wybrać kwiaty.

- Dziękuję. – Eli uśmiecha się radośnie.

- Drobiazg, kochanie. – Kobieta odwzajemnia uśmiech. – Peter, pokaż mu swój szkic.

- Trochę się wstydzę. – Ojciec niepewnie odbiera od mamy plik kartek, który ta wyciągnęła ze swojej torebki. – Nie będzie wyglądać tak profesjonalnie jak twój – czerwieni się, rozkładając projekt. – Wspólnymi siłami przerobimy ten dziki gąszcz za waszym domem.

- Dziękuję, tato! – Eli z wdzięcznością wpatruje się w ojca. Jego oczy kolejny raz zachodzą łzami.

- Nie płacz – ostrzega chłopaka – bo Max znowu wygłosi jakiś pouczający wykład.

- To może chodźmy od razu do ogrodu – proponuje mu Eli.

- Idę z wami. – Mama również wstaje od stołu.

- A ja? – Zostaję porzucony na środku kuchni.

- Nie lubisz pracy w ogrodzie – Eli robi smutną minkę.

- Ty tu posprzątasz i poczekasz na dostawcę. Dziś mają przywieźć resztę waszych mebli, prawda? – Tata przydziela mi nowe zadania.

- Tak – przytakuję zaskoczony, że jest o wszystkim tak dobrze poinformowany.

- Pospiesz się, mój drogi. Musimy zdążyć przed deszczem. – Mama wygania ich na zewnątrz, by nie tracili czasu. Przez chwilę obserwuję moją rodzinę przez okno.

- Chłopie, jesteś prawdziwym szczęściarzem – mruczę do samego siebie.

*** 

Wizyta rodziców przeciąga się w nieskończoność. Eli, tata oraz ogrodnik szaleją w ogrodzie. Pogoda im sprzyja. Ciężkie, deszczowe chmury wiszą nad miastem. Z pewnością będzie padało. Deszcz zdaje się czekać aż Króliczek upora się ze swoim zadaniem.

Mama, która z początku pomagała Eli, postanawia zająć się obiadem. Ciągnie mnie ze sobą do kuchni licząc na to, że będę jej pomagać.

- Przecież wiesz, że nie umiem gotować – bronię się zawzięcie.

- Najwyższa pora, abyś zaczął się uczyć.

- Nauczysz mnie? – Zapala się we mnie dawny entuzjazm, który przepadł razem z przypalonymi garnkami. – Najbardziej zależy mi na gofrach, bo Eli je uwielbia.

- Oczywiście, synku. – Mama wręcza mi fartuszek. – To bardzo proste danie. Powinieneś dać sobie radę.

- Raz już próbowałem. To była katastrofa. Eli przerobił gofry na naleśniki, ale to nie to samo. Możesz mi pokazać jak się je robi?

- Teraz? A co z obiadem? – dziwi się.

- Gofry to jego wymarzony obiad! Proszę, naucz mnie, jak się je robi!

Determinacja w dążeniu do celu, jakim jest spełnianie zachcianek ukochanego, ostatecznie przekonuje mamę. Krok po kroku uczy mnie sekretnych tajników, dzięki którym mam przyrządzić najpyszniejsze i najbardziej złote pieczone wafelki. Uważnie obserwuję cały proces, by następnym razem nie popełnić żadnego błędu. Jak się okazuje, mama miała rację. Trzeba dokładnie odmierzyć składniki oraz uważać, aby nie wlać zbyt dużo ciasta do urządzenia. Pod jej czujnym okiem cała operacja przebiega bez zbędnych tragedii.

- Coś ładnie pachnie. – Uśmiechnięty Eli wpada do domu niczym małe tornado.

- Dobrze, że jesteś. Za chwilę będzie obiad. – Pękam z dumy, nie mogąc się doczekać niespodzianki, którą przygotowaliśmy. – Gdzie tata? – pytam chłopaka.

- Poszedł odprowadzić ogrodnika do samochodu. Co będziemy jeść? – Niecierpliwy nastolatek próbuje zajrzeć do kuchni.

- To niespodzianka – droczę się z nim. – Nie uwierzysz, ale prawie sam to przygotowałem.

- Już wiem. To będzie kanapka z masłem orzechowym! – Blondyn zaczyna wesoło chichotać.

- Nie, to coś znacznie lepszego. Zwłaszcza jeśli poleje się je syropem – rzucam mu malutką podpowiedź.

- Gofry! – Oczy Eli natychmiast rozbłyskają. Zaczynam się śmiać, widząc jego szczerą reakcję.

- Widzisz, mamo. Mówiłem, że gofry lubi najbardziej, a ty nie chciałaś mi uwierzyć.

- Max bardzo się starał. Nie lubi gotować, ale dla ciebie zrobi wszystko. – Pamela Ford od razu zdradza przebieg naszej wcześniejszej rozmowy.

- Dziękuję. – Eli staje na palcach, aby cmoknąć mnie w policzek.

- Nie ma rzeczy, której dla ciebie nie zrobię, mój Króliczku.

*** 

Późnym popołudniem żegnamy rodziców, którzy wybierają się w odwiedziny do pani Gertrudy. Cieszę się, że spędziliśmy razem czas. Z drugiej jednak strony wreszcie mam Eli tylko dla siebie. Przy rodzicach trochę się wstydzę okazywać mu uczucia. Odnoszę wrażenie, że minęły wieki odkąd ostatni raz pocałowałem narzeczonego. Postanawiam więc nadrobić straty.

Eli siedzi na sofie w salonie. Ma przymknięte powieki. Przytula do siebie jedną z ozdobnych poduszek.

- Jesteś zmęczony – stwierdzam, siadając obok niego.

- Trochę jestem. Obeszliśmy ogród kilka razy, a potem najadłem się gofrów. Dzidziuś mówi, że musimy się chwilę zdrzemnąć.

Uśmiecham się widząc, jak próbuje znaleźć sobie wygodniejszą pozycję.

- Zaniosę cię do łóżka – decyduję, biorąc go ostrożnie na ręce.

- Nie musisz. Ja tylko chwilę… – Fiołkowooki układa głowę na moim ramieniu i wzdycha z ulgą.

- Odpoczywaj, skarbie – szepczę, niosąc go na górę.

Układam Eli na łóżku. Zdejmuję mu buty. Okrywam. Aktywny dzień oraz kiepska pogoda mocno dały mu się we znaki, skoro nasz synek zarządził drzemkę.

W przeciwieństwie do mojej trusi, ja nie jestem zmęczony. Przynoszę więc swój komputer i kładę się obok narzeczonego. Przeglądam tekst, który ostatnio napisałem. Całkiem nieźle mi poszło. Nie chcę pisać o krwawych zbrodniach w naszym łóżku. Zaczynam więc rozbudowywać wątek romansowy. Najpierw opisuję przepiękną brunetkę, którą główny bohater pozna podczas wieczornego przyjęcia. Za oknem wreszcie zaczyna padać. Ciężkie krople deszczu rozbijają się o szyby. Idealny klimat, by budować napięcie.

Jestem mniej więcej w połowie opisywania przyjęcia, gdy Eli zaczyna płakać przez sen. Od razu odkładam komputem i przytulam chlipiącego narzeczonego.

- Skarbie, spokojnie – gładzę go po plecach. – To tylko sen.

- Nie chcę! Nie chcę! – Eli szarpie się w moich ramionach. – Nie dotykaj mnie! – Serce tak szybko mu bije. Jest przerażony.

- Obudź się – potrząsam nim delikatnie. – Kochanie, jesteś w domu. Bezpieczny. Nikt cię nie skrzywdzi. – Przytulam zapłakanego chłopaka, który w końcu się budzi.

- Max? – Unosi wzrok i patrzy mi prosto w oczy.

- Już dobrze. – Kciukiem ścieram ślady łez.

Eli układa głowę na mojej klatce piersiowej. Roztrzęsiony i smutny, nie umie sobie poradzić. Co gorsze, nie jest to pierwszy raz.

Cierpliwie czekam kilka minut, by odzyskał panowanie nad sobą. Rytm jego serca wraca do normy. Gładzę go po głowie. Całuję. Robię co w mojej mocy, aby poczuł się bezpiecznie.

- Opowiesz mi, co ci się śniło? – pytam, licząc na to, że otworzy się przede mną.

- Kiedyś… Kiedyś ci opowiem.

- A czemu nie teraz?

- Teraz? – Eli zamyśla się na chwilę. Cokolwiek przede mną ukrywa, bardzo go to boli.

Rozważam najczarniejsze scenariusze. Jest na tyle silny, że nie może chodzić o coś błahego. Sprawa jest poważna.

- Zaufaj mi. Przecież wiesz, że bardzo cię kocham. Nie mogę patrzeć jak cierpisz. A jeśli ktoś wyrządził ci coś złego… Jeśli Edmund… – Gryzę się w język, bo nie umiem dokończyć tego zdania.

- Edmund nie ma z tym nic wspólnego. – Eli szybko rozwiewa moje najczarniejsze podejrzenia. Gdyby ten padalec posunął się o krok za daleko…

- Skarbie, mówiłem ci już. Możesz mi zaufać i powiedzieć o co chodzi. Nie zabiję Edmunda – biorę głęboki wdech – tak od razu – dodaję po chwili.

- Edmund mnie nie zgwałcił, jasne? Nie chcę o nim rozmawiać.

- Nie denerwuj się.

- Próbujesz uspokoić mnie, czy siebie? – Mała trusia celnie mi dogryza.

- To bez znaczenie. Najważniejsze, żeby zadziałało. Bardzo cię kocham. Nie chcę, abyś się męczył. – Ponownie namawiam ukochanego do zwierzeń.

- Nie mam wpływu na to, co mi się śni. Czasami śnię o obrazach, czasami o dziecku. – Na twarzy Eli pojawia się cień uśmiechu. – A czasami o tobie. Te sny lubię najbardziej.

- Tak? Dlaczego? – Udaję zdziwionego.

- Pierwszy raz śniłem o tobie w dniu, w którym się poznaliśmy.

- Teraz już wiem, skąd te koszmary.

- Tamten sen nie był koszmarem. – Eli podpiera się ręką i spogląda na mnie w góry. Ma nieco zaczerwienione oczy. Jego rozpuszczone włosy wiją się wokół twarzy, rozsypując na ramiona. Jest taki piękny. Pochyla się nade mną. Przymyka powieki i całuje.

Słodka przyjemność dość szybko przybiera na sile. Mój mały zwierzaczek pewnie przekłada nogę przez moje biodra. Lubi być na górze. Jego pocałunki parzą moją szyję. Drobne dłonie próbują zakraść się pod ubranie. Każdego innego dnia bez mrugnięcia okiem pozwoliłbym mu na wszystko, ale nie dzisiaj.

- Skarbie, przestań, proszę – łapię Eli za nadgarstki.

- No nie wierzę! Znowu mnie odpychasz? – Urażony małolat od razu daje upust swojej wściekłości. Odrzuca jasne włosy do tyłu i gniewnie marszczy brwi.

- Chcesz się ze mną kochać? – odpowiadam pytaniem na jego pytanie. – A może próbujesz w ten sposób odwrócić moją uwagę, abym nie drążył tematu?

Oczy Eli momentalnie robią się wielkie niczym spodki. Mam cię, ty mała, wredna bestio!

- Skarbie, będę twoim mężem. Osobą, z którą spędzisz resztę życia. Jeśli nie chcesz mi o czymś powiedzieć, nie rób tego. Nie zamierzam na ciebie naciskać.

- Ale… Ale… – Króliczek spuszcza wzrok.

- Pożądam cię, jak nikogo innego. Nie oznacza to jednak, że jesteś ślepy. Nie pozwolę, abyś wykorzystywał to seksowne ciało w taki sposób, jasne? – Unoszę jego brodę w górę. – Spójrz na mnie – proszę.

Eli niechętnie spełnia polecenie. Milcz przez dłuższą chwilę.

- Nie jestem gotowy na rozmowę o przeszłości – wyznaje w końcu. – Zwłaszcza teraz. To za bardzo mnie boli.

- Skarbie, ja wcale nie wymagam, abyś cokolwiek mi mówił. Jeśli potrzebujesz czasu, dam ci go tyle, ile zapragniesz. Dla mnie najważniejsze jest to, abyś czuł się przy mnie dobrze. Chcę, abyś mi ufał.

- Dzię-Dziękuję… – szepcze. Broda zaczyna my się trząść.

- Nie płacz – grożę mu palcem. – Rozmawialiśmy już o tym, tak?

- Bardzo cię kocham, Max. – Chłopak przytula się do mnie, a ja go mocno obejmuję.

- Ja też cię kocham, skarbie.

Splatam palce naszych dłoni i układam je na ciążowym brzuszku.

- Kąpiel? – Moja propozycja chyba przypadła dziecku do gustu, bo czuję lekki ruch, który wyraża aprobatę.

- Najpierw gofry. Teraz kąpiel. Czytasz w moich myślach?

- Nie – śmieję się. – Im dłużej razem jesteśmy, tym lepiej cię poznaję. Masz za sobą męczący dzień. Pora na odrobinę relaksu. – Opuszczam ciepłe łóżko, by pójść do łazienki i nalać wody do wanny. – W samochodzie mam dla ciebie małą niespodziankę. – Przypominam sobie o prezentach. Może za ich pomocą uda mi się poprawić Eli humor.

- Nie odchodź. – Błagalny ton daje mi jasno do zrozumienia, że nie jest to odpowiedni czas na nowe ubrania.

- Niespodzianką zajmiemy się jutro.

Lawendowy aromat olejku do kąpieli sprawia, że Eli powoli się odpręża. Nic nie mówi. Chowa się w moich ramionach. Jest tak głęboko pochłonięty swoimi myślami, że chyba nie zauważa, gdy myję mu włosy i wyciągam z wanny.

- Jestem zmęczony. Bardzo zmęczony – mamrocze cichutko, siedząc na pufie. Jego słowa mają ukryty sens. Dobrze wiem, że nie chodzi mu jedynie o wyczerpanie fizyczne. Powoli dojrzewa w nim myśl, że znalazł osobę, przed którą wreszcie się otworzy.

- Pomogę ci założyć piżamę.

- Nie chcę. Przytulisz mnie? – spogląda na mnie z nadzieją.

- Przytulę.

- Zanieś mnie do łóżka.

Króliczek potrzebuje mniej więcej dwóch minut, by zasnąć. Jest bardziej skonany niż po kilkugodzinnym przybywaniu na świeżym powietrzu. Za to ja jestem o krok bliżej od poznania jego tajemnicy.

Cierpliwość. Muszę być cierpliwy. I przycisnąć Jo, gdy wpadnie do nas w odwiedziny.

***

Kochani!

Życzę Wam wszystkiego dobrego na nadchodzące święta. Musicie przyznać, że pod wieloma względami są one szczególne. Z pewnością skłaniają do przemyśleń. Ważne, by wyjść z tego doświadczenia zdrowym.

Wasz Kitsune

piątek, 10 kwietnia 2020

"Wybierz mnie" powraca!

Kochani!

Szybka garstka ogłoszeń parafialnych :D

Nowy rozdział Bezsennych Nocy powinien pojawić się dziś wieczorem (lub jutro). Opóźnienie zawdzięczamy studiowaniu online. Nie wiem jak u Was, ale u mnie na uczelni zapanowała nowa moda. Po każdym wykładzie (który w normalnych okolicznościach nie jest obowiązkowy), muszę napisać pracę zaliczeniową. Nie dość, że spędziłem 2,5 dnia przed kompem, to potem musiałem " na szybko" stworzyć 4 referaty z biochemii. A to dopiero początek... Na dodatek koleżanki i koledzy z roku są przeszczęśliwi, że dalej studiujemy. Złego słowa nie dają powiedzieć na taki "system". Dlatego trzeba zacisnąć zęby i wytrzymać.
Po Bezsennych Nocach pojawią się Humory Króla. Potem zobaczymy na co będziecie mieli ochotę.

Druga sprawa. Po licznych namowach (nie ma to jak małe maile z próbą przekupstwa lub szantażu, prawda? :D) zdecydowałem się ponownie wrzucić ebooka "Wybierz mnie" na Beezar. Robię to niechętnie, bo minęło sporo czasu odkąd napisałem ten tekst. To Wasza odpowiedzialność. Kusicie mnie do samych złych rzeczy (Kamila, Sanrda - głównie Was dwie mam na myśli :D).

Jak Wam idą przygotowania do świąt? Wstawanie o świcie, by dostać się do Biedry lub stanie w mega kolejce przed sklepem, nie napawa mnie optymizmem. Przerażenie w oczach innych ludzi, którzy mijają się w alejkach też nie nazwałbym "świątecznym". Damy radę. Jakoś to przetrwamy.

Miłego popołudnia,

Wasz Kitsune

środa, 1 kwietnia 2020

za oknem tak zimno, a w sercu gorąco :D

Moi Drodzy,

Pomóżcie mi wybrać - znęcamy się nad Maxem, czy nad Erykiem? A może jeszcze nad kimś innym?

Czekam na Wasze propozycje i zabieram się do pracy :)

Wasz Kitsune

PS To nie jest żart z mojej strony.