„Bezsenne Noce"
- Mamo, musisz
koniecznie przyjechać! Potrzebuję twojej pomocy!
- Co się dzieje,
kochanie? Źle się czujesz? – Pamela Ford jest gotowa rzucić wszystko i ruszyć
na pomoc swojemu ulubieńcowi.
- Ja? Nie. Chodzi o
Maxa! Oszalał! Wykupił połowę sklepu!
- Powiedziałeś, że
dajesz mi wolną rękę – komentuję beznamiętnie, rozsiadając się przy kuchennym
stole.
Delektuję się
poranną kawą, podczas gdy mój narzeczony wylewa swoje nieuzasadnione żale,
licząc na wsparcie i zrozumienie ze strony rodziców. Nie muszę być jasnowidzem
by przewidzieć, po której stronie opowiedzą się staruszkowie.
- Pamelo, nie ma na
co czekać! Zbieraj się! Jedziemy! – Rozemocjonowany ojciec chce natychmiast
wkroczyć do akcji. On także nie zawaha się ani chwili, by tylko przypodobać się
Króliczkowi i jakoś mnie pognębić.
- Dałeś mi wolną
rękę – powtarzam wcześniejszą kwestię. – Powiedziałeś, że mogę kupić co zechcę.
- Bo liczyłem na to,
że wykażesz się rozsądkiem!
- Max i rozsądek?!
Też coś… – Prycha ojciec. Dzięki nowoczesnej technologii, nawet bez włączonej
kamery, czuję się tak, jakby był z nami w kuchni i patrzył na ręce.
- Nie cieszysz się,
że kupiliśmy nowe ubranka? Przecież sam mówiłeś, że są śliczne. – Staram się
wybadać powód rozdrażnienia Króliczka.
- Wszystkie ubranka
dla niemowląt takie są – ukochany przyznaje mi rację.
- Więc o co chodzi?
– Podchodzę do Eli i chowam go w swoich ramionach. – Nie powinieneś denerwować
się drobiazgami. To może ci zaszkodzić.
- Pomyślałeś o tym,
gdzie będziemy je przechowywać?
- Coś wymyślimy –
unikam jednoznacznej odpowiedzi, bo wiem do czego zmierza. Będzie próbował na
mnie wpłynąć, aby moje łupy zostały oddane z powrotem do sklepu. Nic z tego. Walczyłem
jak lew o urocze śpioszki i sweterki. Nie zamierzam się z nimi rozstawać.
- Mamo, wpadniecie
do nas po pracy? Sam nie dam rady wszystkiego posegregować. – Eli uwalnia się z
moich ramion, by dalej kontynuować rozmowę.
- Słoneczko,
przecież wiesz, że na mnie i na tatę zawsze możesz liczyć.
- Ugotujesz coś
dobrego? – Ojciec od razu wykorzystuje okazję, aby załapać się na pyszny
posiłek.
- Tak! Specjalnie
dla was zrobię coś dobrego! – Króliczek cały się rozpromienia.
- W takim razie do
zobaczenia. – Rodzice kończą połączenie.
„Słoneczko”,
„kochanie”, „skarbie” – wkurza mnie, że zwracają się do niego w taki sposób. Od
komplementów ma mnie. To ja powinienem mówić mu te wszystkie miłe rzeczy,
dzięki którym będzie się uśmiechać.
- Max, widzę
zazdrość na twojej twarzy. – Spostrzegawcze maleństwo od razu przyłapuje mnie
na gorącym uczynku.
- Chodź do mnie,
słoneczko – zagarniam fiołkowookiego w swoje ramiona.
- Nie wierzę!
Jesteś zazdrosny, bo mama tak do mnie powiedziała?
- Króliczku, ja
zawsze jestem o ciebie zazdrosny. I zawsze będę. Uważam, że to najlepsza część
mojej samczej natury.
- Bardzo zabawne –
Eli zaczyna chichotać.
- Myślisz, że to
dla mnie łatwe?
- Max, mówimy o
twoich rodzicach, a ty zachowujesz się tak, jakbym z flirtował z kimś kto…
Nie chcę słuchać
dalszej części tego zdania. Instynkt zadziałał prawidłowo, zaraz po słowie „flirtował”.
Przyciągam Eli do siebie i praktycznie miażdżę jego usta swoimi. Chwytam za
jego pośladki i bez problemu unoszę chłopaka, który dopasowuje się do sytuacji.
Chciwie obejmuje mnie za szyję i oplata w pasie nogami. Całujemy się z dziką
furią, która sprawia, że zaczyna nam brakować tchu. Niechętnie odsuwam się
odrobinę od mojej zdobyczy, aby ciężarny mógł wziąć bezcenny wdech.
- Co… Co to było? –
Szepcze, nieco zaskoczony.
- Nigdy więcej nie
prowokuj mnie w taki sposób – ostrzegam go. – Jeśli chcesz z kimś flirtować, to
muszę być ja. I tylko ja. Rozumiemy się?
- Tak. – Eli ponownie
szuka moich ust. Jego pocałunek jest znacznie delikatniejszy. Nie znaczy to
jednak, że w taki sposób nie jest w stanie na mnie wpłynąć. Dobrze wie, że
zrobię dla niego wszystko. Po prostu wszystko. Nastolatek chwilę się ze mną
droczy, a następnie z pełną premedytacją kąsa w dolną wargę. Przyjemny dreszcz
spływa wzdłuż mojego kręgosłupa.
- Oszaleje przez
ciebie.
- Tak?
- Tak –
potwierdzam.
Podchodzę do
kuchennej wyspy i sadzam Eli na blacie.
- Jestem za ciężki?
– Źle odczytuje moje intencje.
- Nie – uśmiecham się
przebiegle. – Odchyl głowę – proszę, bo chcę móc całować go po szyi. Eli spełnia
moją prośbę. Przymyka powieki, a ja wsuwam rękę pod jego ubranie. Przykładam
dłoń do drobnej klatki piersiowej. Pod palcami czuję jak mocno bije jego serce.
– Kocham cię.
- Ja też cię
kocham.
- Ja kocham cię
bardziej. Znacznie bardziej. Za to, że jesteś. Za to, że mogę z tobą żyć.
Mieszkać razem z tobą. Spać z tobą. Całować.
- Twoje argumenty
są łudząco podobne do moich.
- Mój. Tylko mój.
Najpiękniejszy. Najsłodszy. Najukochańszy. Po prostu cudowny. Nie umiem
odwrócić od ciebie wzroku. Mam udowodnić, jak cenny dla mnie jesteś?
- To chyba
niemożliwe…
- Wątpisz w moje
słowa? – Przesuwam dłoń na jego brzuch. Pod palcami wyczuwam ruchy dziecka. –
Dasz życie naszemu synowi. Nie masz pojęcia co to dla mnie oznacza.
- Dzidziuś kopie.
Czujesz? – Eli układa dłoń na moje dłoni.
- Czuję. I kocham
cię za to milion razy mocniej.
- Mówisz tak
dlatego, żebym odpuścił w sprawie ubranek?
- Mówię tak, bo to
szczera prawda. Masz moje serce na własność. Nie muszę cię przekonywać, że jest
inaczej, prawda? Ty to wiesz. Wiesz co do ciebie czuję.
- Max… – Oczy Eli
zachodzą łzami. Tak łatwo się wzrusza. Pora więc odwrócić jego uwagę.
- Zdradzić ci
sekret?
- Jaki sekret?
- Taki, który z
pewnością cię zaskoczy. Dotyczy mamy i taty. Chcesz go poznać?
- Tak.
- Zapytaj ich,
gdzie trzymają ubranka, które mama od bardzo dawna kupuje dla naszego dziecka.
- Mama też?! – Oczy
Eli robią się wielkie niczym spodki.
- Nie zwróciłeś
uwagi na paczki, które bezustannie spływały do ich domu, gdy jeszcze z nimi
mieszkaliśmy?
- Nie.
- No właśnie.
- Mama i tata… Kto
by pomyślał… – Eli nadal stara się przetrawić informacje. Ja w tym czasie
wracam do pieszczenia jego klatki piersiowej.
- Wolisz łóżko, czy
zostajemy w kuchni?
- Kuchnia… Muszę
ugotować obiad!
- Czyli łóżko –
decyduję, biorąc go na ręce.
- Max, puść.
- Puszczę, jeśli
mnie ładnie poprosisz – kieruję się w stronę schodów. – Najbardziej działają na
mnie twoje słodkie jęki. Co ty na to? – Wspinam się na górę.
- Jesteś okropny.
To znęcanie się nad słabszym.
- Masz rację.
Wykorzystam przewagę, jaką nad tobą mam. – Kopię w drzwi, by szybciej się
otworzyły. – Nie martw się. Obiecuję, że wezmę pod uwagę wszystkie twoje
potrzeby i zachcianki. – Kładę Króliczka na łóżku i spoglądam na niego z góry.
- Testosteron aż z
ciebie paruje.
- Z ciebie też
będzie.
- Tak sądzisz?
Eli celowo
przygryza swoje lekko spuchnięte usta i unosi nieco biodra do góry, by zsunąć z
siebie spodnie. Patrzy mi prosto w oczy.
- To się dopiero
nazywa transformacja. Z jednej strony słodki i pluszowy, a po chwili bezwstydny
i wyuzdany. – Dzielę się swoimi obserwacjami.
- Którego mnie
lubisz bardziej?
- To trudne pytanie
– udaję, że zastanawiam się nad odpowiedzią, jednocześnie pozbywając się
ciuchów. – Chyba tego, który należy wyłącznie do mnie.
- Jestem tylko
twój.
Wreszcie powiedział
to co najbardziej chciałem usłyszeć.
***
- Przeszkadzasz mi –
zostaję odepchnięty od lodówki.
- Chciałem pomóc –
skarżę się.
- Nie pomagasz.
Króliczek jest na
mnie nieco obrażony, bo spędziliśmy w łóżku większość przedpołudnia. Zaprosił
rodziców na obiad. Na gotowanie nie zostało mu zbyt wiele czasu.
- Zróbmy kanapki z
masłem orzechowym. Każdy je lubi – proponuję.
Eli marszczy jasne
brwi. Wyraża w ten sposób dezaprobatę dla mojego pomysłu.
- Nie patrz tak na
mnie. Ojciec z pewnością będzie zachwycony. Ma do ciebie wielką słabość. Zje
nawet truciznę.
- Jasne… – mamrocze
pod nosem, wyciągając z lodówki potrzebne składniki.
- Nie gniewaj się
na mnie – próbuję go udobruchać. – Przecież ci się podobało – dodaję znacznie
ciszej.
- Zaczynam
podejrzewać, że celowo zaciągnąłeś mnie do łóżka, abym podał rodzicom kanapki
na obiad. Mam rację?
- Podejrzewasz mnie
o tak niecny występek? – Parskam śmiechem, bo w sumie jest w tym ziarno prawdy.
Obrywam za to kuchenną ściereczką.
- Zazdrośnik. – Eli
używa wobec mnie ulubionego przekleństwa. Na szczęście dla mnie dzwoni mój
telefon.
- To April. Muszę
odebrać – uciekam z kuchni, zostawiając go samego.
***
Popołudnie z rodzicami
mija w bardzo miłej atmosferze. Mama z uwagą ogląda wszystkie ubranka. Często
wyciera też łzy szczęścia. Prawie zawsze płacze, gdy Eli pozwala jej dotykać
brzucha.
Z kolei ojciec
przestawia meble w altance. Dzielnie dźwiga też wszystkie kupione przeze mnie
drobiazgi na górę. No i prawie płacze, gdy jego pierworodny wnuk szaleje po
obiedzie.
Jeśli chodzi o
mnie, to staram się zbytnio nie wychylać. Odbyłem poważną rozmowę z April,
która dotyczyła w głównej mierze motywacji. Moja agentka ima się różnych
sposobów, aby zachęcić mnie do pisania. Jej zdaniem bez kontroli zapominam o
terminach i zobowiązaniach.
Jeff dodał od
siebie, że April nie cofnie się przed niczym, aby zmusić mnie do ukończenia
nowej książki. Ponoć rozważa złożenie nam kolejnej wizyty, jeśli uzna to za
niezbędne. Skąd w niej taki zapał do pracy? Na razie wszystko przebiega zgodnie
z planem. Trzymam się harmonogramu. Na wszelki wypadek przeglądam aplikację z kalendarzem,
który April codziennie aktualizuje. Ignoruję też piętnastego smsa, którego od
niej dostałem z pytaniem, czy traktuję swoją pracę poważnie.
Nowa wiadomość : Do
April
„Jeszcze w tym
tygodniu dostaniesz nowy rozdział. Obiecuję.”
Mam nadzieję, że w
ten sposób zyskam choć trochę spokoju. Mam świadomość, że za bardzo obie
pofolgowałem. Powinienem chociaż od czasu do czasu pomyśleć o pracy. Tylko jak
to zrobić, gdy on kradnie całą moją uwagę? Nawet teraz – uśmiecha się tak
słodko. W jego oczach widzę satysfakcję i zaspokojenie. Króliczku, temperamentu
z pewnością nie można ci odmówić. Wydajesz się cichy i spokojny, a to tylko
pozory. W łóżku potrafisz zmienić się w prawdziwą bestię. W takich chwilach nie
pozostaje mi nic innego, jak ujarzmienie mojego dzikiego zwierzaka. To też
ciężka praca. W dodatku fizyczna.
Mój telefon
ponownie zaczyna wibrować. Wywracam oczami, odblokowując ekran. Czy ta kobieta nie
jest w stanie wytrzymać chociaż pięciu minut bezczynności?
Nowa wiadomość : Od
Harris
„Przyjacielu, co u
Ciebie słychać? Jak się czuje Twój Narzeczony? Mam nadzieję, że wszystko u Was
w porządku. Zadzwoń do mnie w wolnej chwili, jeśli możesz. W dziale dziecięcym
pojawiła się nowa kolekcja świątecznych ubranek, na które warto rzucić okiem.
Wpisałem Cię na listę rezerwową, bo zainteresowanie jest spore. Dla Eli też…”
Nie czytam
wiadomości do końca. Zamiast tego od razu przyciskam zieloną słuchawkę.
- Max? Miło mi cię
słyszeć. – Harris jest pełen optymizmu, czego nie mogę powiedzieć o sobie.
- Wpisałeś mnie na
listę rezerwową?! Co to oznacza?!
Wiem, jestem
zwykłym gburem. Zamiast przywitać się jak człowiek i wymienić niezbędne
formułki grzecznościowe, od razu przechodzę do sedna.
- To znaczy mniej
więcej tyle, że możesz się nie załapać na kolekcję świąteczną od projektantów i
będziesz musiał zadowolić się zwykłą.
- Teraz mi to
mówisz?! – Moje ciśnienie szybuje niebezpiecznie w górę. W dodatku czuję na
sobie trzy pary oczu, które uważnie mnie obserwują. – To z wydawnictwa. Nie
przeszkadzajcie sobie. Muszę to załatwić – rzucam w kierunku rodziny i
opuszczam salon, by móc w spokoju nawrzeszczeć na Harrisa.
- Nie sądziłem, że
tak się przejmiesz tą wiadomością. I czemu powiedziałeś, że to telefon z
wydawnictwa?
- Bo Eli nie
przywykł jeszcze do mojej hojności. Mniejsza o to. Dlaczego nie powiedziałeś mi
wcześniej?! I dlaczego nie zapisałeś mnie na jakąś głupią listę?! Masz pojęcie,
jakie to dla mnie ważne?! – Wyrzucam z siebie całą litanię pretensji.
- Jesteś na liście
rezerwowej. Nie przejmuj się. Jeśli tylko ktoś zrezygnuje, ty od razu wskoczysz
na jego miejsce.
- Dziękuję. – Biorę
głęboki wdech.
- Nie ma za co.
Kurcze, Max. Nie sądziłem, że ciąża tak cię zmieni. – Harris zaczyna się ze
mnie śmiać. – Poza tym ostatnio kupiłeś naprawdę…
- To było ostatnio –
przerywam mu. – Poproś dział dziecięcy, by wybrali dla nas wózek. Tylko porządny
– zastrzegam z góry.
- Dobrze. Za chwilę
się tym zajmę. A jak się czuje Eli? – Mój przyjaciel dyskretnie zmienia temat.
- Dobrze.
Promienieje jak nigdy.
- Ciesz się.
Przygotowałem dla niego coś specjalnego.
- Ubrania, które
dla niego wybrałeś, świetnie leżą. Zresztą widziałeś zdjęcia, więc wiesz.
- Owszem,
widziałem. Nie wiem, czy to on jest tak fotogeniczny, czy to ty robisz aż tak
niepokojąco dobre zdjęcia, ale z przyjemnością zatrudniłbym go do jakiejś
kampanii.
- Nie! – warczę.
- No dobrze, dobrze
– Harris ma ze mnie niezły ubaw. – Jeszcze wrócimy do tej rozmowy.
- Nie wrócimy! –
stanowczo wyznaczam granicę. – Eli nie będzie pracować. Zwłaszcza jako model. –
Przed oczami, niczym film, wyświetlają mi się jego nagie akty. – Nie masz
pojęcia jak ciężko mi było, gdy widziałem…
- Eli pracował jako
model? To wiele tłumaczy. – Harris szybko orientuje się w sytuacji.
- Koniec tematu! Nie
będziemy do tego więcej wracać!
- Max? – Złotowłosy
przyszedł sprawdzić co robię.
- Skarbie, już do
ciebie idę. – Staram się uspokoić emocje. – Przepraszam cię Harris, ale muszę
kończyć.
- Ależ cię wzięło,
stary! – Mężczyzna aż gwiżdże z wrażenia. – Żałuję, że nie widziałem tego na własne
oczy. Nie mogę się doczekać aż go poznam.
- A ja czekam na
przesyłkę. Nie zawiedź mnie, bo stracisz ulubionego klienta.
- Najlepszego i
najbardziej upierdliwego. Jutro dam znać. Pozdrów ode mnie Eli.
- Pozdrowię. Cześć.
– Chowam telefon do kieszeni.
- Kim jest Harris? –
W Eli odzywa się nutka zazdrości.
- To mój dobry
znajomy.
- Wydaje mi się, że
już mi o nim mówiłeś, ale nie pamiętam przy jakiej okazji. W ciąży trudno
ogarnąć wszystkie fakty.
Nie pamięta
Harrisa? Całe szczęście!
- To nikt ważny –
całuję go w policzek. – Zjemy deser?
- Bardzo chętnie.
Popołudnie spędzone
z rodzicami szybko zmienia się w wieczór. Rozmawiamy. Śmiejemy się. Mama
segreguje dziecięce ubranka, a my z tatą pijemy kawę.
- Synku, może
zaniesiesz go na górę? – Ojciec uśmiecha się na widok śpiącego Eli, któremu
ciąża nieco daje się we znaki.
Spoglądam w
kierunku mojego szczęścia, wtulonego w ozdobną poduszkę.
- Nie śpię. Ja
tylko… – Nieco nieprzytomny złotowłosy stara się dotrzymać nam kroku.
- Śpisz. – Wstaję z
sofy z zamiarem zaniesienia chłopaka na górę. Gdyby nie obecność rodziców,
pozwoliłby mu zostać tutaj. Okryłbym go kocem. Rozpalił ogień w kominku i
godzinami podziwiał. Może jutro uda mi się namówić Eli na tego typu atrakcje. Tymczasem
dzisiaj, z ciężkim sercem, zostawiam go samego w sypialni.
Około
dziewiętnastej żegnam się z rodzicami i odprowadzam ich do samochodu. Nastawiam
zmywarkę. Robię sobie kolejną kawę i idę na górę po komputer.
Ku mojemu
zdziwieniu, światło w sypialni jest zapalone. Eli już nie śpi. Siedzi na łóżku,
odwrócony do mnie plecami. Uśmiecham się do siebie. Miło by było pracować nad
książką w jego towarzystwie. Wiem, że nie będzie mi przeszkadzał. Skupi się na
szkicowaniu lub czytaniu, a ja będę mógł zająć się pracą.
- Dlaczego…
Dlaczego… – Króliczek bez przerwy powtarza to jedno słowo, pociągając przy tym
nosem.
- Skarbie? Ty
płaczesz? – Od razu do niego podbiegam. – Coś się stało? Źle się czujesz? –
Dopytuję, klęcząc na dywanie i starając się zmusić chłopaka, by na mnie
spojrzał.
- Nic mi nie jest. –
Eli unika mojego wzroku. Ściera ślady łez, lecz to i tak na niewiele się zdaje.
- Skarbie… Co się
stało? Boli cię coś? Mam zadzwonić po lekarza? – Z duszą na ramieniu czekam na
jego odpowiedź.
- Nic mi nie jest. –
Próbuje wstać. – Puść, proszę – odpycha moje dłonie, gdy nie pozwalam mu się
ruszyć z miejsca.
- Nie puszczę cię,
jeśli mi nie powiesz o co chodzi.
- To tylko zły sen.
Wiesz, że przez hormony na wszystko reaguję intensywniej niż zwykle.
- Chodź do mnie –
chcę go przytulić, ale nie daje się dotknąć.
- Proszę, zostaw
mnie samego, dobrze?
Zanim udaje mi się
wymyśleć jakąś sensowną odpowiedź, Eli znika za drzwiami łazienki. Wyraźnie słyszę,
jak leje wodę do wanny. Szanuję jego prawo do prywatności i nie przeszkadzam.
Cierpliwie czekam aż do mnie wróci.
Około dwudziestej
drugiej zaczynam się lekko niepokoić. Odkładam komputer na stół i cicho pukam.
Gdy nie odpowiada, przekręcam klamkę i uchylam drzwi.
- Króliczku? –
Szepczę cicho. – Wszystko w porządku?
- Tak.
- Mogę wejść, czy
dalej chcesz być sam.
- Możesz.
Podchodzę do wanny,
nie bardzo wiedząc, czego powinienem się spodziewać. Eli jest już znacznie
spokojniejszy, choć jego oczy są wyraźnie spuchnięte i zaczerwienione.
- Tęskniłem – żalę się,
siadając na podłodze.
- Ja też. Dołączysz
do mnie?
To kusząca
propozycja, ale nie byłbym sobą, gdybym najpierw nie sprawdził czy puchacz nie
siedzi w lodowatej wodzie.
- Nie jest ci
zimno? – Pytam, upewniając się, że przeczucie mnie nie myliło.
- Trochę jest.
Będzie cieplej, jeśli mnie przytulisz.
- Przytulę, ale w
łóżku. Chodź, mój piękny. Pora spać.
Wyciągam nastolatka
z wanny. Pomagam mu się wysuszyć oraz założyć piżamę. Zanim udaje mi się
ponownie zapytać o jego samopoczucie, Eli zasypia.