czwartek, 29 sierpnia 2019

??


Moje Gąski, co Was uszczęśliwi? Chcecie kolejny rozdział Bezsennych Nocy? A może wolicie Humory króla? Dajcie znać :)

Wasz Kitsune

wtorek, 27 sierpnia 2019

mpreg 75

„Bezsenne Noce


Przez większość nocy rzucam się z boku na bok, nie umiejąc znaleźć sobie wygodnej pozycji. Śni mi się konfrontacja z ojcem. Raz nasza rozmowa przebiega dość pomyślnie, a po chwili tracę Eli. Tata zagarnia go do siebie, zamykając mi przy tym drzwi przed nosem. Kilka minut przed siódmą rano decyduję, że mam już dosyć takiego „spania”. Rozpoczynam więc dzień od bólu głowy. Chcę go rozproszyć słodkim pocałunkiem ukochanego, lecz łóżko okazuje się puste.
- Gdzie się podziałeś o tak wczesnej porze? – mamroczę pod nosem, wygrzebując się z pościeli.
Poszukiwania rozpoczynam od łazienki. Po drodze zauważam, że pracowita mróweczka zdążyła zapełnić kilka półek albumami, które mu sprezentowałem. Akurat dzisiaj mógł pospać dłużej. Potrzebuję go.
Po przeszukaniu piętra, schodzę do kuchni. Zapach świeżo zaparzonej kawy przyjemnie drażni moje zmysły.
- Kochanie? – wołam, coraz bardziej zdenerwowany.
- Jestem w salonie – odpowiada.
- A czemu nie w łóżku? – pytam, podążając za jego głosem.
Przekraczając próg salonu przecieram oczy ze zdziwienia.
- Chyba zabłądziłem…
- Nie zabłądziłeś – Eli zaczyna chichotać. – Trochę tu posprzątałem.
- Trochę? – Wciąż nie mogę uwierzyć, że nasz salon przeszedł tak drastyczną metamorfozę w zaledwie kilka godzin. – Gdyby nie twoje obrazy, to pomyślałbym, że jestem w obcym domu. Jak tego dokonałeś?
- Mówiłeś, że mam przejrzeć zawartość kartonów. Wstałem wcześnie i tak jakoś wyszło…  – Króliczek beztrosko wzrusza ramionami. – Podoba ci się?
- Bardzo – doceniam jego ciężką pracę.
- Na ciebie też czeka małe zadanie. Trzeba przesunąć sofę.
- Nie ma problemu – jestem od razu gotowy do pracy.
- Nie teraz – Eli podchodzi bliżej mnie, po czym wspina się na palce. – Najpierw mnie pocałujesz – decyduje.
- Powinienem się ogolić i umyć zęby.
- Tak? – Nastolatek przytula się do mnie, głuchy na moje argumenty.
- Skarbie… – Zdradliwe ramiona oplatają smukłe ciało niczym bluszcz. – Twoja obecność działa kojąco na moje zszargane nerwy.
- Biedactwo… – Eli okazuje mi współczucie, gładząc dłonią po twarzy. – Kawa z pewnością poprawi ci humor. Masz ochotę?
- Mam ochotę zabrać cię z powrotem do łóżka. Rozebrać… – przesuwam wzrokiem po ubraniach, które na sobie ma. – Niepotrzebnie się ubierałeś – unoszę ukochanego, który natychmiast to wykorzystuje, zarzucając mi ręce na szyj i przytulając się do mnie.
- Nie z tego, Max. Idziemy do twoich rodziców, pamiętasz?
- Nie chcę tego pamiętać – opadam na miękką sofę zadowolony, że mam Eli tak blisko. Wykorzystuję okazję i zaczynam pieścić jego nagie plecy, zakradając się palcami pod bawełniany T-shirt. Eli wcale nie jest mi dłużny. Przymyka powieki i prowokuje delikatny pocałunek, lekko muskając moje wargi swoimi. Mruczy przy tym zmysłowo zadowolony, że wreszcie osiągnął swój cel.
- Zjesz ze mną śniadanie? – udaje niewiniątko, nie przestając mnie całować.
- Zjem ciebie, bo jesteś słodki – szepczę, próbując ściągnąć z niego zbędne odzienie.
- Nie rób tak – ciężarny wykazuje się sporym refleksem. Łapie mnie za nadgarstki i nie pozwala kontynuować. – Mamy inne plany.
- Króliczku, nie bądź taki… Obiecuję, że nie pożałujesz – kuszę go, licząc na to, że rozniecę płomień pożądania w jego wnętrzu.
- Dziecko jest głodne – oświadcza blondyn, kończąc tym samym moje erotyczne podboje. Potrzeby małego bąbelka są na pierwszym planie. Obydwaj doskonale o tym wiemy.
Siedzę przy kuchennym stole, rozkoszując się smakiem gorzkiej kawy. Jej bogaty aromat oraz intensywny smak przegania resztki snu. Co prawda wolałbym, by ten poranek zaczął się w przyjemniejszy sposób, ale skoro Eli nie chce się kochać, muszę uszanować jego decyzję. Jeść chyba też nie chce, bo przygotował sobie miniaturową porcję owsianki z owocami z puszki. Ich widok przypomina mi o tym, że powinienem jak najszybciej odzyskać samochód i wybrać się na zakupy.
- Od razu lepiej, prawda? – zwraca się do dziecka, czule obejmując brzuszek.
- Nie powiesz mi, że dziecko najadło się tak malutką porcją – prycham. Jego dziwne zwyczaje żywieniowe od samego początku mocno podnoszą mi ciśnienie.
- Max, znowu zaczynasz? To nie moja wina, że nie jestem w stanie zjeść więcej.
- Nie o to mi chodzi – od razu spuszczam z tonu. – Jeszcze chwilę i dzidziuś będzie z nami, a nic po tobie nie widać!
- Jak to nie widać? – nastolatek gniewnie nadyma usta.
- No nie widać – wykłócam się. – Jesteś bardzo chudy.
- Przytyłem prawie sześć kilo.
- Niemożliwe!
- Ach tak? – Eli wstaje z krzesła. – Teraz lepiej widzisz? – ustawia się bokiem. Z tej perspektywy rzeczywiście jest dosyć mocno zaokrąglony.
- Nic z tego nie rozumiem. Kiedy cię dotykam, wydajesz mi się taki drobny, a teraz… – wymachuję rękami, nie wiedząc, jak dobrać odpowiednie słowa. – Zaskoczyłeś mnie. Masz taki śliczny brzuszek i…
- Max! – Króliczek zaczyna się wesoło śmiać. – Przy tobie każdy wydaje się drobny. Jesteś wysoki. Uprawiasz sport – wylicza. – Tymczasem ja… Zawsze tak wyglądałem. Do tego schudłem na początku ciąży, co czasami się zdarza – złotowłosy dyplomatycznie kończy temat, zaczynając sprzątać naczynia ze stołu.
- Moim zdaniem jesteś idealny – znienacka obejmuję go od tyłu ramionami. – Najpiękniejszy na świecie.
- Najpierw odwiedzimy twoich rodziców – przypomina mi o przykrych obowiązkach. – A potem… – obraca się w moich ramionach i wpija prosto w usta, obdarzając gorącym, namiętnym pocałunkiem. – Potem będę tylko twój. Przez długie, długie godziny…
- Króliczku… – jęczę z frustracji.
- Nie martw się. Znajdę ci jakieś zajęcie, abyś mógł się skupić na czymś pożytecznym – chichocze złośliwie.
Mój ukochany nie żartował. Po śniadaniu od razu zagnał mnie do pracy, każąc przestawiać, skręcać i przenosić cięższe meble. Dzięki naszym wspólnym staraniom do jedenastej salon oraz kuchnia przestały straszyć i stały się „zasiedlone”.
- Nie wiem jak to robisz, ale otoczenie zmienia się z minuty na minutę – chwalę Eli, który odpoczywa na wielkiej sofie.
- Doprowadzenie wszystkiego do porządku potrwa co najmniej trzy dni. Potem chciałbym się zająć malowaniem ścian w pokoju dziecięcym.
- Zdecydowałeś już, co to będzie?
- Jeszcze nie. – Chłopak uśmiecha się w bardzo specyficzny sposób. Myśli o naszym maleństwie. Siadam obok niego i nieśmiało dotykam brzucha. – Zawieziesz mnie do sklepu z farbami?
- Zrobię co tylko zechcesz – zapewniam go. – Możesz mnie uznać za swojego osobistego niewolnika i wykorzystywać bez przeszkód.
- Idź się umyć, bo się spóźnimy.
- Chodź ze mną – proszę, licząc na to, że się złamie i ustąpi.
- Nie –  Eli groźnie marszczy brwi.
- Dobrze, już dobrze – oddalam się na piętro, rozumiejąc jego aluzje.
Przed południem wychodzimy z domu. Wierzyć mi się nie chce, że minęło zaledwie kilka dni od chwili, w której przeniosłem Eli przez próg. Kilkadziesiąt godzin wystarczyło, aby nasza relacja uległa całkowitej zmianie. Staliśmy się sobie bliżsi. Planujemy przyszłość. Nie jest ona pisana patykiem na wodzie. Zaręczyny i ślub to poważna sprawa. Wystarczy więc, że rodzice zaakceptują ten stan rzeczy, a wszyscy będą szczęśliwi.
- Denerwujesz się? – Eli przygląda mi się uważnie, gdy korzystamy z tajnego przejścia w płocie, by nie naddawać drogi.
- Nie – kłamię, odsuwając poluzowane elementy ogrodzenia, by Króliczek mógł przejść. – A ty się denerwujesz? – odwracam sytuację, by poznać jego myśli.
- Nie. Stres szkodzi dziecku.
Odpowiedź ukochanego nieco mnie otrzeźwia. Eli jest bardzo wrażliwy. Nie chcę, by odbiła się na nim moja psychoza. Jeszcze pomyśli, że to z jego winy boję się konfrontacji z własnym ojcem. By odwrócić jego uwagę, zmieniam temat na bardziej ogólny. Mianowicie proponuję wycieczkę do wielkiego centrum handlowego, abyśmy mogli uzupełnić braki w wyposażeniu naszego gniazdka. Pochłonięci szczegółami wyprawy nawet nie zauważamy, gdy  zatrzymujemy się przed drzwiami, które mama szeroko dla nas otwiera.
- Nareszcie jesteście! Tak się martwiłam! – Te słowa skierowane są głównie do Eli. W tej bajce przydzielono mi rolę złego wilka, który tylko czeka, by rozszarpać malutką trusię…
- Nic mu nie jest – cedzę przez zęby. – Nie doznał uszczerbku na zdrowiu, gdy był pod moją opieką.
- To się jeszcze okaże… – z wnętrza domu rozlega się donośny głos ojca. Czuję nieprzyjemne dreszcze. – Jak się czujesz, mój drogi? – Niedźwiedź postanawia ruszyć się ze swojego fotela, by osobiście dokonać inspekcji.
- Dobrze, proszę pana – odpowiada Eli, śmiało kierując się w stronę salonu.
- Mam podać szkło powiększające? – drwię, widząc skanujący wzrok ojca, którym bada, czy na ciele nastolatka nie pojawiło się choćby draśnięcie.
- Widziałem cię w akcji, więc wolę dmuchać na zimne – tata ostro kontratakuje. – Może coś zjesz? – zwraca się do Eli. – Kupiłem twoje ulubione mango. Jest wyjątkowo słodkie.
- W takim razie bardzo chętnie – odzywa się blondyn.
Atmosfera w salonie gęstnieje. Tata karmi Eli owocami, wypytując o wnuka. W zamian za to uzyskuje pozwolenie, by dotknąć brzucha. Króliczek nie lubi takiego spoufalania. Jest bardzo nieufny. Jednak osobisty obrońca od zawsze ma specjalne prawa.
- Chyba trochę urosłeś! Pamelo, widziałaś, jaki się zrobił okrąglutki? Dziadek bardzo cię kocha i zadba, by niczego ci nie brakowało. – Mam wrażenie, że żyłka mi pęknie. Kto by pomyślał, że nawet o własnego ojca będę zazdrosny… – Jutro też dostaniesz mango. Zamówiłem całą skrzynkę, specjalnie dla ciebie.
- Bardzo dziękujemy – Eli uśmiecha się promiennie, owijając sobie seniora Forda wokół małego palca.
- Och ty! – Tata czerwieni się jak młoda panienka.
- Musimy porozmawiać! – Wkraczam do akcji, zanim na serio nie dostanę ataku serca.
Chwilę później siedzę na sofie obok Eli. Bazyliszkowaty wzrok ojca sprawia, że nie mam pojęcia od czego zacząć. On może liczyć na wsparcie mamy, ale ja… Jestem zupełnie sam. W dodatku odpowiadam nie tylko za siebie, ale i za moje najukochańsze skarby.
- No więc? O czym chcesz z nami rozmawiać? – Peter Ford celowo dolewa oliwy do ognia, bawiąc się moim kosztem.
- Ja… To znaczy my… – jąkam się. Nie wiem, czy najpierw powiedzieć rodzicom o zaręczynach, czy może lepiej zacząć od wyprowadzki.
- Tak? – Mój przeciwnik perfekcyjnie gra swoją rolę, czekając na dalszy rozwój wypadków.
Gdy wydaje mi się, że zemdleję ze stresu, Eli bez uprzedzenia kładzie swoją lewą dłoń na mojej, dodając mi w tej sposób otuchy.
„Max, czy ty do reszty oszalałeś?!” – rugam samego siebie. „Jesteś dorosłym facetem. Podjąłeś życiowe decyzje. Po prostu podziel się nimi z bliskimi!”
- Poprosiłem Eli o rękę – przełamuję ciszę. Wypowiadane przeze mnie słowa brzmią pewnie i spokojnie. Idzie mi lepiej, niż się spodziewałem. – Zgodził się – uśmiecham się dumny z siebie, wskazując na diamentową obrączkę.
- Naprawdę?! – Oczy mamy zachodzą łzami. – Kochanie, tak się cieszę!
- Poczekaj, Pamelo – tata powstrzymuje euforyczny wybuch swojej małżonki. – Najpierw chcę poznać wersję Eli – wskazuje na mojego narzeczonego. – Poprosił cię o rękę, czy zmusił, abyś się zgodził? Przysięgam, że złamię mu kark, jeśli posunął się do szantażu!
- Nie ma takiej potrzeby, proszę pana. Max zrobił mi niespodziankę. Zupełnie się tego nie spodziewałem. Przyjąłem jego oświadczyny, bo obiecał, że będzie dobrym mężem i ojcem. – Tym razem Eli uśmiecha się wyłącznie do mnie. Jego fiołkowe oczy promienieją. Jest szczęśliwy.
- Mam nadzieję – prycha niedźwiedź. Nie wygląda na przekonanego. – Kiedy ślub?
- W grudniu – dzielę się z najbliższymi kolejną, ważną informacją.
- W grudniu? A czemu nie teraz? – pyta przejęta mama, nadal walcząc z niechcianymi łzami.
- To nasza wspólna decyzja. Prosimy, abyście ją uszanowali. Chcemy skończyć urządzanie domu oraz nacieszyć się ciążą, prawda kochanie? – zwracam się do narzeczonego.
- Dom? – Pani koordynator od razu wykazuje się refleksem.
- Będziemy sąsiadami! – Tym razem to ja udaję sztuczny entuzjazm. – Zajmiesz się organizacją naszego wesela?
- Z przyjemnością! – Mama zaczyna szlochać. – Zrobię to pod warunkiem, że Eli będzie nas traktował jak prawdziwych rodziców i zacznie się do nas zwracać „mamo” i „tato”. Zgadzasz się, skarbeczku?
- To bardzo dobry pomysł, Pamelo – wtrąca się ojciec. – Zawsze marzyliśmy o kolejnym synu.
- Widzisz, wszystko dobrze się układa – szepczę do blondyna, obejmując go ramieniem.
Z racji tego, że mama na dziś wolniejszy dzień, a my zasypaliśmy rodziców gradem dobrych wiadomości, postanawiamy spędzić wspólnie popołudnie. Tata chce uczcić zaręczyny oraz „adopcję” nowego syna obiadem w restauracji, ale Elu woli zostać w domu. Udaje mu się nakłonić ojca do zmiany decyzji obiecując mu ugotowanie jego ulubionej zupy.
Gdy miłość mojego życia zajmuje się krojeniem warzyw, ja udaję się na górę, by spakować rzeczy. Kończę opróżniać szafę, wrzucając wszystko do wielkiej torby, by jak najszybciej uporać się z „przeprowadzką”. Przy okazji pakuję także ubrania Eli.
- Tutaj jesteś – zadowolony z siebie Peter Ford wkracza do niewielkiej sypialni. – A jaki pomocny… – komentuje, widząc efekt moich starań.
- Staram się, jak mogę – pozwalam sobie na drobną uszczypliwość.
- Właśnie widzę – mężczyzna zaczyna się śmiać. – Gdyby nie ja, nic by nie wyszło z twoich planów.
- Co masz na myśli? – pytam, nie kryjąc zainteresowania. Intuicja podpowiada mi, że będę tego żałować, ale męska duma rządzi się swoimi prawami.
- Chociażby zaręczyny.
- Nie było cię obok, gdy prosiłem Eli o rękę. Dlaczego uważasz, że masz w tym swój wkład?
- Bo gdyby nie ja i mój przebiegły plan, pewnie do teraz jedynie śliniłbyś się na jego widok, nie podejmując żadnego działania.
- Słucham?! – Stoję na środku pokoju w szeroko otwartymi oczami. Czy ja się nie przesłyszałem? O czym on do mnie mówi?
- Nie patrz tak, synu. Po prostu takie są fakty – mężczyzna układa dłonie na biodrach podkreślając, jaki jest zadufany w sobie. – Maksymalnie wykorzystałem okazję, która się pojawiła. Powinieneś mi za to podziękować.
- Nadal nie wiem o czym mówisz – dyszę ciężko, coraz bardziej zdenerwowany.
- Wierzyć mi się nie chce, że piszesz niezłe kryminały, a sam jesteś taki niedomyślny… No trudno – wzdycha ojciec, siadając na wolnym krześle. – Pamiętasz swoją wycieczkę do wydawnictwa?
- Nigdy jej nie zapomnę! Musiałem wszystko rzucić i w środku nocy szukać ciężarnego ukochanego na opustoszałym polu kempingowym! Jak ostatni kretyn powierzyłem go tobie, bo wydawało mi się, że pod twoją opieką będzie bezpieczny! – wyrzucam z siebie od dawna skrywany żal.
- I był bezpieczny – ojciec uśmiecha się beztrosko, ignorując moje argumenty. – Freddy o to zadbał.
- Freddy?! Oddałeś go pod opiekę mojemu największemu wrogowi! Bawi cię to?!  Przeżyłem piekło!
- Nie krzycz – upomina mnie. – Niepotrzebnie zdenerwujesz swojego chłopaka.
- To nie jest mój chłopak, a narzeczony, który wkrótce zostanie moim mężem!
- Musisz przyznać, że długo trwało, abyś poszedł po rozum do głowy. Mama już dawno przekreśliła twoje szanse, ale ja… Zawsze w ciebie wierzyłem, synku – tata udaje wzruszenie, nieudolnie naśladując wcześniejsze zachowanie swojej małżonki. – Masz szczęście, że tatuś od początku trzymał rękę na pulsie i zabawił się w Kupidyna.
- W Kupidyna? Ty? – Jaką on ma lichą pamięć. Wydaje mu się, że jest rzymskim bożkiem miłości? A o kłodach rzucanych pod nogi raczył zapomnieć... Typowe…
- Nie masz pojęcia jak ciężki było nakłonić Freddiego, by zabrał Eli na biwak.  Bał się, że przy tak niepewnej pogodzie Eli z pewnością się przeziębi, a ty go zabijesz.
- Miał rację. Byłem bardzo blisko – przytakuję.
- A potem zabrałeś chłopca do hotelu i od tamtej chwili byliście nierozłączni. – Niedźwiedź perfekcyjnie łączy fakty. Natomiast ja… Mam ochotę zakopać się z zażenowania pod ziemię. – Czy to był ten moment, w którym zdałeś sobie sprawę, jesteś do szaleństwa zakochany?
- Nie. Wiedziałem o tym znacznie wcześniej.
- Czyli wtedy tylko go uwiodłeś…
- Nie uwiodłem! – bronię się. – Od samego początku miałem wobec Eli poważne plany! Kupiłem dom w sekrecie i…
- W sekrecie? Dalej się łudzisz, że o niczym nie wiedziałem?
- Wiedziałeś?! – Tym razem to ja muszę usiąść, bo nogi odmawiają mi posłuszeństwa.
- Max, to mała miejscowość. Moi przyjaciele w urzędzie pomogli ci z formalnościami. Robotnicy, których zatrudniłeś…
- Rozumiem! – przerywam mu. – Już wszystko rozumiem! Wszędzie masz swoich szpiegów! Jesteś w stanie zajrzeć nawet pod naszą kołdrę.
- Bez przesady. Tak daleko bym się nie posunął. Szanuję prywatność Eli.
- No jasne. Eli zasługuje na prywatność, ale ja nie.
- Od początku wiedziałem, że Eli zasługuje na dużo więcej, ale ty byłeś uparty jak osioł. Mówiłem ci tysiące razy, że jest młodziutki i przestraszony. W dodatku ciąża... Wiedziałem, że marzysz o dziecku. Nie sądziłem jednak, że prawdziwy związek przerasta twoje możliwości. Nie masz pojęcia jak ciężko mi było stać z boku i patrzeć na twoje szaleństwa. Eli nie powie tego głośno, ale ja wiem, że czuje się samotny i opuszczony. Przy jego boku powinien stać prawdziwy facet! Ktoś, na kim będzie mógł się oprzeć. Tymczasem los zesłał mu ciebie – najbardziej niezdecydowanego i marudnego kawalera w okolicy! Nie wiesz nawet jakie to szczęście, że mama i ja przejęliśmy kontrolę nad sytuacją! Jeśli to teraz spieprzysz… Jeśli skrzywdzisz Eli, nigdy ci tego nie wybaczymy. Od samego początku traktujemy go jak syna. Nasz dom zawsze już będzie jego domem. Zapłacimy za jego studia…
- To nie będzie konieczne – przerywam ojcu. – Przecież wiesz, że mam pieniądze.
- Zaczynasz działać dopiero wtedy, gdy zmuszają cię do tego okoliczności – fuka na mnie ojciec. – Gdyby nie mój perfekcyjny, dopracowany w najmniejszych szczegółach plan działania, to pewnie dalej snułbyś się za nim jak cień, wzdychając i z oddali podziwiając jego urodę i zaradność.
- To nie do końca jest tak. Robię postępy – przyznaję nieco zawstydzony. – Postaraj się mnie zrozumieć. Wiadomość o ciąży spadła na mnie jak grom z jasnego nieba, a Eli… Jest taki młody… Bałem się. Nie chciałem zniszczyć mu życia. Dopiero później uzmysłowiłem sobie, że kocham go tak bardzo, że bez niego to wszystko nie ma sensu.
- Właśnie o tym mówię! – cieszy się ojciec. – Podziękuj i po sprawie.
- Tato, ja…
Czy on oszalał? Do czego doszło? Mam dziękować za to, że wysłał Eli z Freddym na biwak tylko po to, abym ruszył na ratunek mojej małej trusi?! Prawdą jest, że tamta noc wszystko między nami odmieniła. Narodziła się bliskość. Intymność. Odwaga, by wyznać miłość i być w końcu razem.
- Dziękuję, tato.

czwartek, 22 sierpnia 2019

mpreg 74

„Bezsenne Noce


Mały artysta przez wiele godzin rozpakowuje książki. Przed północą udaje mu się przejrzeć zawartość zaledwie połowy kartonów przysłanych przez April. Serce mi rośnie na samą myśl, że sprawiłem mu tak wiele przyjemności. Radość jest tym większa, że stolarz ledwo zdążył z budową półek. Stabilna konstrukcja znajduje się na wprost naszego łóżka i zajmuje całą ścianę. Jego bezcenne albumy będą się pięknie prezentować.
- A twoje książki? – pyta sennym głosem, gdy prawie siłą kładę go do łóżka. Przed chwilą wmusiłem w niego kanapkę z masłem orzechowym. Był tak zaaferowany wielkimi malarzami, że zupełnie zapomniał o jedzeniu.
- Moje książki? – dziwię się.
- Chciałbym je przeczytać – ziewa, układając się na poduszce. – Dlaczego je ukrywasz?
- Nie ukrywam – bronię się, próbując jakoś wybrnąć z kłopotliwej sytuacji. Kryminały zawierające szczegółowe opisy krwawych mordów nie są odpowiednią lekturą dla ciężarnych nastolatków.
- Nie powiedziałeś mi nawet ile ich jest – Eli wierci mi dziurę w brzuchu, nie chcąc ustąpić.
- Dużo. Śpij – z czułością odgarniam dłuższe pasma rozpuszczonych włosów, by móc bez przeszkód patrzeć na anielską twarz mojego wybranka.
- Dużo? Czyli ile?
- Wszystkich razem? Podejrzewam, że około setki.
- Aż tyle? – Fiołkowooki unosi powieki, wpatrując się we mnie z nieukrywanym podziwem.
- Nudziłem się bez ciebie – całuję narzeczonego w policzek.
- Max, wiesz, że teraz tym bardziej chcę je przeczytać. Nie możesz mi tego zabronić!
- Skarbie, niczego ci nie zabraniam.
- Może są w kartonach? – Króliczek smętnym wzrokiem omiata porozrzucane po pokoju pudła.
- Nic z tego, mój piękny – obejmuję go ramieniem, by uniemożliwić ucieczkę. – Miałeś pójść spać, pamiętasz?
- Czyli jednak tam są?! – Blondyn ponownie próbuje mi się wymknąć.
- Nie ma. April przysłała wyłącznie książki o malarstwie.
- Powinienem do niej zadzwonić i podziękować. – Mały spryciarz… Naprawdę sądzi, że pozwolę mu spiskować z April za moimi plecami?
- Wysłałem jej kwiaty. Była zadowolona.
- Ale… Puść, proszę! – Eli wije się w moich ramionach. – Muszę sprawdzić resztę kartonów.
- Bądź grzeczny, bo spacyfikuję cię w inny sposób – ostrzegam chłopaka, całując go po szyi.
- Łaskoczesz – ciężarny chichocze. Wtula się ciasno w moje ramiona i przymyka powieki.
- Śpij. Jesteś zmęczony.
- Nie jestem. Nie miałbym nic przeciwko, gdybyś mnie rozebrał i…
- Nie licz na to! – przerywam mu. – Jutro rano czeka nas spotkanie z moimi rodzicami. Boje się pomyśleć co mi zrobią, jeśli zobaczą sińce pod twoimi oczami. Masz być wypoczęty. Wiele zależy od twojego nienagannego wyglądu.
- Już wiem! Porozmawiam z twoim tatą. On z pewnością pożyczy mi którąś z twoich książek. – Uradowany nastolatek uśmiecha się do mnie wesoło.
- Staruszek ma do ciebie słabość, ale to nie oznacza, że powinieneś ją tak bezwstydnie wykorzystywać!
- Nie dajesz mi wyboru, skoro inne metody perswazji zawiodły… – Eli wzdycha, udając bezradnego.
- Skoro rozmawiamy już o moich rodzicach, to obiecaj mi coś – poważnieję, spoglądając narzeczonemu prosto w oczy. – Jestem pewny, że nasza wyprowadzka nie przypadnie im do gustu. Zwłaszcza ojcu – nakierowuję go na właściwe tory. – Skarbie, mam świadomość, że to wszystko jest dla ciebie nowe i nieco stresujące. Zafundowałem ci wiele przykrych wspomnień. Zamiast stopniowo zdobywać twoje względy, od razu rzuciłem cię na głęboką wodę. Niedawno byliśmy na pierwszej randce, a teraz mamy dom i planujemy ślub.
- Max… – Eli ucieka wzrokiem, chowając przede mną swoje uczucia. Nie jest gotowy na tego typu rozmowę.
- Kocham cię. Chcę spędzić z tobą resztę życia. Wychowywać razem nasze dzieci. Patrzeć jak dorastają – rozmarzam się. – Tempo jest szaleńcze, ale to o niczym nie świadczy. Dziś, jutro, za rok, za dziesięć lat… Zawsze będę cię kochać równie mocno – muskam opuszką palca wskazującego brzoskwiniowy policzek mojej miłości. – Ojciec z pewnością wypomni wszystkie moje grzechy. Będzie do znudzenia powtarzać, że jestem nieodpowiedzialny i nie zasługuję na twoje zaufanie. Zaneguje wszystko, co jest dla mnie cholernie ważne. Powie, że oświadczyłem się w nieodpowiednim momencie. Skrytykuje nasz dom.
- Twój tata taki nie jest. Kocha cię i chce dla ciebie dobrze. – Tak jak podejrzewałem, Eli od razu staje w obronie niedźwiedzia. Ma za dobre serce. Nie dopuszcza do siebie myśli, że Peter Ford może mieć rację.
- Poruszy niebo i ziemie, by cię przede mną ochronić – kontynuuję przerwany wątek. – Rozumiem go, bo na jego miejscu zrobiłbym dokładnie tak samo.
- Max, o czym ty mówisz? – Eli wydaje się nieco zagubiony. Nie nadąża za moim wywodem, choć prawda jest taka, że wszystkie te skomplikowane szczegóły układają się w dość prostą całość.
- Proszę, zaufaj mi. Wspólny dom, zaręczyny… To są ważne rzeczy. Czasami potrzeba długich lat, aby to wszystko poukładać, dojrzeć do zmian. Ten etap nas ominie. A właściwie nie nas, a ciebie. Jesteś bardzo młody.
- To nie ma nic do rzeczy. – Eli wywraca oczami. Nie lubi, gdy wypominam mu wiek.
- Ty to wiesz i ja to wiem, ale mój ojciec… Skarbie… – biorę głęboki oddech. – Tak długo, jak tu jesteśmy, wszystko idealnie się układa, prawda? Pasujemy do siebie. Potrafimy wypracować kompromis.
- Boisz się, że twoi rodzice nie będą zadowoleni z zaręczyn? – Jasnowłosy dość szybko odczytuje moje myśli.
- Boję się, że naopowiadają ci jakiś bzdur. Powiedzą, że jestem nieodpowiedzialny i porywczy, a ty dla dobra dziecka powinieneś mieszkać z nimi, a nie ze mną – odsłaniam mroczne sekrety, które nie dają mi spokoju. –Wiem, że z nim czułeś się bezpiecznie. Przynajmniej do czasu wycieczki z Freddym, ale teraz – sięgam po drobną dłoń, którą od razu splatam z moją. – Kocham cię. Nie zrobię niczego, co mogłoby cię skrzywdzić. Wprost przeciwnie. Zależy mi na tym, abyś mi zaufał. Otworzył przede mną swoje serce.
- Max… – Oczy Eli zachodzą łzami.
- Tata z pewnością powie, że mamy się nie spieszyć, a ty wszystko dokładnie przemyśleć – dzielę się z ukochanym najczarniejszymi wizjami.
- Boisz się, że się wycofam? O to ci chodzi?
- Boję się, że pod jego wpływem stwierdzisz, że on ma rację. Nie chcę, aby mi ciebie odebrał – szepczę. – Tu jest nasz dom – dodaję z naciskiem.
Nastaje chwila ciszy. Emocje sięgają zenitu. Nie mogę narzucić Eli swojego zdania. Jeśli naprawdę czuje się tu nieswojo i będzie wolał wrócić do domu rodziców, nie zabronię mu tego. Wprost przeciwnie. Zacisnę zęby i przeniosę się razem z nim. Nie wyobrażam sobie, abym miał się z nim rozstać. Muszę go mieć blisko. W przeciwnym wypadku szaleję.
- Twoi rodzice bardzo mi pomogli.
Zaczyna się. Bańka mydlana za chwile pryśnie.
- Jesteś mi potrzebny bardziej niż tlen – przytulam go do siebie zaborczo.
- To twój koronny argument? Udusisz mnie! – nastolatek zaczyna się śmiać.
- Nic na to nie poradzę. Jesteś tak słodki, że nie potrafię się opanować – tłumaczę moje zachowanie.
- Lubię twoich rodziców. To cudowni ludzie. Pełni ciepła i miłości.
- Wiem – przyznaję niechętnie. Mentalnie przygotowuję się na cios. Eki urabia grunt, aby jak najszybciej uciec pod ich opiekuńcze skrzydła. – Chcesz do nich wrócić, tak?
- Nie. Chcę zostać tutaj. Razem z tobą.
- Naprawdę? – Moje serce jest bliskie eksplozji, bo nie umie sobie poradzić z uczuciami, które to puchate stworzenie we mnie wywołuje.
- Możemy spać w jednym łóżku, albo rozmawiać tak jak teraz nie martwiąc się, że zachowujemy się zbyt głośno.
- Nie wyobrażam sobie, abym było inaczej.
- Zawsze dbasz, by było mi ciepło i wygodnie – na twarzy Eli pojawia się uroczy uśmiech. – Podarowałeś mi wymarzone albumy. Karmisz samymi smakołykami. Dobrze mi z tobą – wylicza.
- Mi z tobą też.
- Czujesz presję, bo chciałbyś zaimponować swojemu tacie. Moim zdaniem niepotrzebnie się zadręczasz. On już jest z ciebie bardzo dumny. Nie zostałeś sportowcem, nie spotkałeś na swojej drodze pięknej Pameli. Nasze dziecko będzie obecne na naszym ślubie. To wszystko nie ma znaczenia. Nie masz być jego kopią. Kocha cię właśnie za to, że nie jesteś idealny.
- Skarbie, jesteś taki mądry – chwalę narzeczonego. – Los jest dla mnie zbyt łaskawy.
- Przystojny, utalentowany, wrażliwy…
- Znowu ze mnie kpisz! – oburzam się, łaskocząc mojego Króliczka.
- Jeśli nie czujesz się gotowy na spotkanie z rodzicami, możemy to przełożyć.
- Nie możemy. Po pierwsze, chcę się pochwalić zaręczynami. – Sięgam po drobną dłoń, ozdobioną diamentową obrączką. - Powinniśmy też wspomnieć co nieco o ślubie. Mama będzie zachwycona, jeśli pozwolimy jej zorganizować przyjęcie weselne. Zawsze o tym marzyła.
- Max, to jeszcze nic pewnego. Mówiłem ci wiele razy, że poród jest priorytetem. Dopiero potem zdecydujemy…
- Za późno. Powiedziałeś „tak”. Wystarczy, że to powtórzysz w obecności urzędnika i rodziny. Mama zajmie się szczegółami ceremonii. Uwielbia przyjęcia.
- Max…
- Nie panikuj! – uciszam dalsze protesty pocałunkiem. – Zaufaj mi. Grudzień to idealny miesiąc na ślub.
- Czyżby, panie ekspercie?
- W tej kwestii jestem równie zielony jak i ty. Zrobię to raz, w twoim towarzystwie – puszę się dumnie. – A potem postaramy się o kolejne dziecko.
- Akurat o tym nie powinieneś mówić rodzicom – Eli lekko się rumieni.
- Nie powiem – obiecuję mu. – To będzie nasz sekret.
- Dziękuję.
- Drobiazg, kochanie.
- Max? – Króliczek odciąga mnie od uroczych wizji, w których bawimy się z gromadką złotowłosych pociech.
- Tak?
- Już nic.
- Powiedz mi – nalegam.
- Jutro. Teraz jestem zbyt zmęczony – zamyka oczy, praktycznie od razu zasypiając. Przez kilka minut głaszczę go po głowie, zastanawiając się nad słowami, które od niego usłyszałem. Miał rację mówiąc, że moim celem jest zaimponowanie ojcu. Chciałem być taki jak on. Podążać jego ścieżkami. Zasłużyć na akceptację. Tymczasem wszystko się pokomplikowało. Na szczęście jestem na dobrej drodze i nie zamierzam zbaczać z obranego kursu.

środa, 7 sierpnia 2019

co piszemy? :D

Moi Drodzy :)

Wrzuciłem 2 nowe rozdziały Humorów króla. Zastanawiam się co dalej. Pomóżcie mi podjąć decyzję :

- Humory króla
- Uparty jak Gilbert
- Bezsenne noce

Decydujcie, a ja biorę się do pracy.

Wasz Kitsune 

poniedziałek, 5 sierpnia 2019

Ebook jest na allegro :)

Moi Drodzy :)

Okazało się, że mogę świętować kolejny sukces - mój ebook dostępny jest także w serwisie allegro. Wkleiłem Wam linka. Jeśli macie problem, aby go otworzyć, wystarczy wejść na stronę allegro i w wyszukiwarce wpisać Romantyczne opowiadania homoerotyczne. 

https://allegro.pl/listing?string=romantyczne%20opowiadania%20homoerotyczne&bmatch=engag-global-var-cl-n-dict4-eyesa-bp-uni-1-3-0730

Taka mała rzecz, a jak cieszy :)

Wasz Kitsune

Humory króla - rozdział 12


Simon

Miłość to dom, który buduje się kamień po kamieniu. Wymaga poświecenia, pracy, wysiłku, wzajemnego oddania oraz szacunku. Wymaga także, by przytulić ukochanego.
Leżę wtulony w szarookiego. Eryk pozwolił pogłaskać się po włosach, lecz to mi nie wystarczy. Chcę dotknąć jego skóry. Poczuć pod palcami bicie jego serca. Dopiero wtedy poczuję się usatysfakcjonowany.
Nieśmiało wsuwam rękę pod jego ubrania. Skóra Eryka jest dziś wyjątkowo ciepła i… umięśniona?
Otwieram oczy i z przerażeniem odkrywam, że leżę w łóżku razem z Vee!
- Co tu robisz?! Wynoś się! – próbuję go odepchnąć, lecz przypomina ołowiany posąg.
- Dlaczego przestałeś? Gdybyś posmyrał mnie jeszcze przez chwilę…
- To moje ostatnie ostrzeżenie! Zrób tak jeszcze raz, a przysięgam, że pożałujesz – warczę wściekle, mierząc niebieskookiego pogardliwym spojrzeniem.
- Simon, Simon, Simon… – cmoka z niezadowoleniem. – Jeśli mnie pamięć nie myli, masz zakaz macania naszego królewskiego potomka, prawda? – Mężczyzna parska cichym śmiechem po czym szybko ucieka z łóżka, unikając ciosu poduszką. – Zaproponowałbym, abyś popracował nad celnością, ale nie jesteś już osobistym ochroniarzem.
- Gdzie Eryk? – rozglądam się po obszernej sypialni, poszukując mojej słodkiej zguby. Przez chwilę boję się, że mogłem go przypadkowo przygnieść.
- Wdusiłem w niego kawałek tortu, a teraz pewnie bawi się z doktorem. Gdy skończą, pojadę po jego ciotkę. Anna i Konrad nalegają na spotkanie.
- Mogłeś mnie obudzić. Przypilnowałbym go lub pomógł ci w pracy – ściągam z siebie kołdrę i rozglądam się za telefonem. Jestem pewny, że położyłem go wczoraj na szafce przy łóżku, lecz zniknął.
- Dobrze wiesz, że niańczenie małego nie sprawia mi żadnego problemu – Vee krzyżuje ramiona na piersi przyglądając się mojej nieskładnej krzątaninie.
- Wiem – odpowiadam ponuro. Dręczy mnie myśl, że jest znacznie bardziej przydatny ode mnie. Rano zdążył pomóc Erykowi przy kąpieli i ubieraniu. Przedpołudnie także spędzili razem. Jak to możliwe, że ich nie słyszałem? – Która godzina?
- Dochodzi trzynasta – odpowiada z uśmiechem.
- Trzynasta… Świetne… – nie potrafię ukryć rozczarowania własnym postępowaniem.
- Wróciłem w samą porę, by uwolnić Eryka z twojego żelaznego uścisku. Musisz bardziej uważać – karci mnie.
- Wiem – pocieram twarz, próbując przegonić resztki snu. – Swoją drogą któryś z was mógł mnie obudzić – mam wyrzuty sumienia z powodu mojego nocnego zachowania. Nie chcę, by osoba, którą kocham najmocniej na świecie, cierpiała.
- Chciałem, wierz mi – śmieje się Vee – ale mały ciągle powtarza, że jesteś przemęczony i musisz odpocząć.
- Odpocznę, gdy on poczuje się lepiej.
- Dzięki tobie przespał kilka godzin.
- Rozmawiałeś z lekarzem? Mówił coś?
- Niewiele. Mamy pilnować, by się nie denerwował. Może być trudno. Czeka go pogrzeb rodziców, ale cóż. Coś wymyślimy.
- Nie mamy innego wyjścia – wzdycham ciężko. – Przepraszam. W niczym ci nie pomagam.
- Wystarczy, że będziesz słuchał moich poleceń. Wiesz już o ochronie? – Vee wsuwa ręce do kieszeni swoich czarnych spodni. Mierzy mnie przy tym uważnym spojrzeniem.
- Zgodziłem się. – Markotnieję na samą myśl, że jacyś obcy ludzie będą dbać o moje bezpieczeństwo. Jak dotąd to była moja praca. Eryk wspomniał, że kazał zatrudnić kilka osób. Tylko tego brakowało mi do szczęścia…
- Nie masz innego wyjścia. Moi ludzie zaczną pracę na pełen etat dopiero po pogrzebie. Do tego czasu nie możesz opuszczać apartamentu bez mojej zgody, jasne?
- Dzięki. Marzyłem o takim wyróżnieniu – nie potrafię ukryć sarkazmu. – Przekonaj go, że to bez sensu. Może ciebie posłucha. – Zmiękczenie Vee to moja jedyna szansa. On z pewnością rozumie, że ktoś taki jak ja sam potrafi o siebie zadbać.
- Przykro mi, ale nie tym razem. Uważam, że Eryk ma rację – mój partner uśmiecha się smutno.
- Więc wbijanie sobie noża w plecy nazywasz „trzymaniem się razem”, tak? – atakuję blondyna, bo mam już serdecznie dość tego, że uważa się za lepszego ode mnie. – Nie jestem żółtodziobem, do jasnej cholery!
- Ciszej. Eryk cię usłyszy – Vee podchodzi bliżej mnie. Jego lodowate spojrzenie powoduje, iż czuję nieprzyjemne mrowienie wzdłuż kręgosłupa. – Tak się składa, że jesteś obecnie jedyną bliską mu osobą. Na twoim miejscu bezustannie przypominałbym sobie ten fakt. Niedługo się stąd przeprowadzimy. W nowym miejscu mam przygotowany specjalny pokój tortur, do którego z przyjemnością cię zamknę i będę bezustannie monitorować każdy twój oddech, jeśli tylko dzięki temu Eryk będzie spokojniejszy. Radzę ci ze mną współpracować i wykonywać polecenia. W przeciwnym wypadku mogę być bardzo, ale to bardzo nieprzyjemny…
- Ty draniu, myślisz, że pozwolę się zastraszyć?! Ja… ! – W tej samej chwili Vee wykręca mi rękę do tyłu i przypiera do jednego z okien. Dociska prawą stronę mojej twarzy do zimnej szyby i pochyla się, by szeptać mi do ucha.
- Simon, on już raz próbował się zabić, rozumiesz? Bądź grzeczny i pozwól mi działać, a wszystko będzie dobrze. – Mężczyzna, słysząc, że ktoś naciska na klamkę, od razu puszcza moją rękę i błyskawicznie obraca mnie twarzą do siebie. Spogląda w kierunku drzwi na nieco zaskoczonego Eryka. – Co tam, mały? – zagaduje króla, zostawiając mnie samemu sobie. Dyskretnie staram się rozmasować obolałe ramię. Mój ukochany lustruje wzrokiem najpierw Vee, a potem całą uwagę skupia na mnie. – Odpocznij trochę. Za dwie godziny będziemy mieli gości.
- Znowu się biliście? – Eryk bezbłędnie wychwytuje napiętą atmosferę.
- Nic z tych rzeczy. Wtajemniczam właśnie Simona w nowe obowiązki, prawda? – Vee szuka u mnie wsparcia, a ja przytakuję. – Połóż się. Każę, by pan Moor przyniósł ci herbatę.
- Dziękuję – Eryk również jest nadzwyczaj posłuszny, lecz omija nasze łóżko szerokim łukiem. Kieruje się do pokoju z fortepianem.
- Nie prowokuj go – przypomina mi Vee. – Musi jak najwięcej odpoczywać.
- Dobrze, zajmę się nim.
- Widzisz – klepie mnie po ramieniu – jak chcesz, to jednak potrafisz.
- Nie przeciągaj struny… – odpowiadam zaczepnie.
- Mam dla ciebie nowy telefon i zegarek. Pan Moor wkrótce ci je dostarczy. Gdyby coś się działo, od razu do mnie dzwoń. Jadę po naszych gości. Do tego czasu jest wyłącznie twój – mężczyzna obdarza Eryka ostatnim spojrzeniem, po czym zostawia nas samych. Od razu idę do mojego ukochanego. Wiem, że nie wolno mi go dotykać, więc siadam tuż obok niego na miękkiej sofie. Jego wysokość przegląda jakieś dokumenty, które porozrzucane się na stoliku.
- Skarbie? – zwracam się poufale do króla. – Spójrz na mnie.
- Jestem zajęty.
- A ja stęskniony… Proszę, spójrz na mnie – przymilam się.
- Prosiłem, abyś mnie nie dotykał. – Ton Eryka jest opanowany i formalistyczny. Nie pierwszy raz traktuje mnie w taki sposób. Spędziłem z nim sporo czasu. Dobrze wiem, że to tylko poza.
- Potrzebowałeś mnie – bronię się. – Nie mogłem postąpić inaczej.
- Następny razem poczekaj aż sam cię o to poproszę – upiera się przy swoim zdaniu.
- Zrobię co w mojej mocy, obiecuję.
Naszą rozmowę przerywa ciche pukanie do drzwi.
- Dzień dobry – wita się z nami pan Moor. Ma w rękach srebrną tacę, a na niej równiutko ustawione porcelanowe filiżanki, a także talerz, na którym piętrzy się piramida z kanapek. Na ich widok zaczyna mi burczeć w brzuchu. – Przespałeś śniadanie, więc pewnie jesteś głodny.
- Bardzo – przytakuję.
- Wasza wysokość, podać ciasto? – Lokaj liczy na to, że uda mu się wepchnąć w Eryka dodatkowy kawałek tortu.
- Nie, dziękuję. – Odpowiedź srebrnookiego była do przewidzenia.
- Życzę smacznego. Będę w kuchni, gdybym był potrzebny.
- Uwielbiam pana Moor’a – szepczę do króla, gdy odbiera ode mnie filiżankę.
- Vee także. Pan Moor często przygotowuje mu ulubiony makaron. Ponoć smakuje lepiej niż we Włoszech.
- Vee jest Włochem? – zgaduję.
- Nie.
Mój ukochany moczy usta w herbacie, po czym traci nią zainteresowanie i odstawia filiżankę na stolik. Opiera się o ozdobne poduszki. Zamyka oczy. Najważniejsze, że jest blisko. Opycham się kanapkami zadowolony, że mogę spędzić z nim trochę czasu.
- Zjedz chociaż jedną – proszę, licząc na to, że mi ulegnie.
- Nie jestem głodny.
- Bardzo schudłeś.
- Wydaje ci się – Eryk bagatelizuje problem.
- Skarbie…
- Nie. – Uparty monarcha lubi mieć ostatnie zdanie. Jest zdenerwowany i obolały. Na pierwszy rzut oka widać, że nie czuje się zbyt dobrze.
- Chcesz się położyć? Mogę cię zanieść do łóżka?
- Wolałbym, abyś zrobił coś innego. – Eryk unosi powieki i wpatruje się w moje oczy, hipnotyzując mnie.
- Spełnię każdą twoją zachciankę. Wystarczy, że mi o niej powiesz.
- Zadzwoń do Vee i poproś go, aby odwołał przyjazd gości.
- Myślałem, że ucieszy cię rozmowa z bliskimi… – Zaskoczony jego prośbą, nie mam pojęcia jak zareagować. Wydawało mi się, że jest blisko związany z Anną, Konradem i ich dziećmi. Sama obecność rodziny powinna podnieść go na duchu. – Idę po telefon. Odpoczywaj – podnoszę się ze swojego miejsca i podążam do kuchni, gdzie pan Moor przeciera blat lnianą ściereczką.
- Jesteś jeszcze głodny? – pyta, nie przerywając swojej pracy.
- Potrzebuję telefonu. Muszę skontaktować się z Vee.
- Jego wysokość źle się czuje? Doktor Arim jest na dole. Jego żona przyjechała. Powiadomię ochronę, by sprowadzili go z powrotem.
- Nie, nie. Proszę mu nie przeszkadzać. Chodzi o wizytę krewnych Eryka. Prosi, abyśmy ją odwołali.
- Twój telefon jest tutaj. – Mężczyzna otwiera jedną z kuchennych szafek, z której wyjmuje tak pożądane przeze mnie urządzenie. – Proszę – wręcza mi smartfona oraz nowiutki zegarek.
- Zbyt szpanerski, jak na mój gust – komentuję z niesmakiem. Nie gustuję w tego typu rzucających się w oczy „drobiazgach”.
- W środku jest nadajnik.
Niechętnie zapinam nową błyskotkę na lewym nadgarstku, po czym od razu odblokowuję ekran telefonu.
- Mamusiu, już tęsknisz? – Vee odbiera jeszcze przed pierwszym sygnałem. Jest niesamowicie szybki.
- Eryk chce odpocząć. Poproś gości, by wpadli innym razem.
- Dopiero teraz mi o tym mówisz? – Tleniony nie wydaje się zadowolony ze zmiany planów.
- Jestem tylko posłańcem – tłumaczę się.
- No dobrze. Odkręcę to – rozłącza się.
Wracam do Eryka, by przekazać mu dobre wieści. Mój ukochany leży na sofie, zwinięty w kłębek.
- Kochanie, pomogę ci się przebrać w piżamę. Będzie ci wygodniej – proponuję.
- Chcę zostać sam.
- Odtrącasz mnie? – siadam obok niego.
- Nie dotykaj – król uprzedza mój kolejny ruch, gdy próbuję położyć jego głowę na swoich kolanach.
- Żałuję, że złożyłem tak nieprzemyślaną obietnicę. To gorsze niż tortury… – żalę się.
- Zawsze możesz odejść – prowokuje mnie.
- Odejść? Ciało nie może żyć bez serca – szepczę.
- Vee niedługo wróci. Przedstawi ci twoich ochroniarzy, którzy będą cię pilnować w dzień i w nocy.
- Niech pilnują – przeciągam się leniwie. – Zrobię co zechcesz. Kocham cię. Nie dbam o to co było i co będzie. Liczy się wyłącznie to co jest teraz. A teraz chcę być przy tobie. Wspierać cię. Opiekować się tobą.
- Nie mam ochoty na rozmowę. Chcę pobyć sam.
Pomimo jego wyraźnej prośby, nie ruszam się ze swojego miejsca. Trwamy przez jakiś czas w milczeniu. Po około kwadransie dołącza do nas Vee.
- Mam dobre wieści, panie – mężczyzna podchodzi bliżej. Przysuwa sobie jeden z foteli, by być bliżej Eryka. – Samolot właśnie startuje. Będzie na miejscu za kilka godzin. – Srebrnooki unosi głowę, by spojrzeć mu prosto w oczy. – Mówiłeś Simonowi?
- Jeszcze nie.
- To może powiecie mi teraz? Mam dość bezustannych sekretów! – Nieco podminowany, domagam się od dwójki spiskowców jakiś konkretów. Nienawidzę, gdy wypychają mnie poza nawias!
- Chodzi o twoją rodzinę – Vee wyłamuje się jako pierwszy. – Eryk zdecydował, że przydadzą się im wakacje.
- Moją rodzinę? – dziwię się.
- Przez swój występ w sali tronowej, stałeś się dosyć popularny – Vee puszcza do mnie oko. Zabiłem człowieka na wizji. Ta historia z pewnością jeszcze przez jakiś czas będzie przewijać się w światowych serwisach informacyjnych.
- Moja rodzina nie ma z tym nic wspólnego! – Nie wiedzieć czemu, robię się bardzo zdenerwowany. Operacja oraz pobyt mojego ukochanego w szpitalu sprawił, że nie miałem czasu na dłuższą rozmowę z mamą i tatą.
- Nie martw się. Zapewniliśmy ochronę twoim bliskim. Czekają ich rajskie wakacje, prawda? – Ochroniarz zwraca się do króla.
- Wysyłamy ich do Włoch – Eryk włącza się do dyskusji. – Będą mieszkać w naszym domu do czasu aż wszystko się uspokoi.
- I nic mi nie powiedzieliście?!
- Twoja rodzina nie ma nic przeciwko chwilowej przeprowadzce. Ponoć jeszcze nigdy nie byli we Włoszech. No i koniecznie chcą się z tobą spotkać. To był ich jedyny warunek. Ze względów bezpieczeństwa nie możemy zaprosić ich tutaj, więc…
- Chwileczkę! – przerywam Vee jego wesoły wywód. – Jak to tutaj?! I skąd wiesz o Włoszech?
- Jak to skąd? – dziwi się mój wspólnik. – Jesteśmy w stałym kontakcie telefonicznym.
- Co takiego?! – otwieram usta, nie wiedząc jak skomentować tak zaskakujące informacje. – Ty i moi rodzice?!
- Przemili ludzie. Bardzo ugodowi. Twój brat miał większe opory, ale doszliśmy do porozumienia. Szybko zrozumiał, że dobro dzieci…
- Dość tych bredni! – zrywam się ze swojego miejsca, nie panując nad emocjami. – Dlaczego mieszasz w to wszystko moich bliskich?!
- Tak się składa, panie Bond, że odkąd twoja facjata pojawiła się w mediach, a Alan uciekł, nikt nie jest bezpieczny. Dotarło? – Lodowate oczy Vee oraz jego zaciśnięte w wąską linię usta świadczą o tym, że żarty się skończyły. – Widziałeś co spotkało rodziców Eryka? A może chciałbyś, by ci sami psychopaci odwiedzili i twoich krewnych?
- Nie o to mi chodzi! Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej?! Dlaczego o tak ważnych sprawach decydujesz za moimi plecami?! – wybucham.
- To pomysł Eryka – Vee zgrabnie przerzuca winę na mojego ukochanego.
- Skarbie? – wpatruję się w młodego monarchę, licząc na to, że jakoś mnie uspokoi.
- Prosiłem, abyś odszedł – szepcze Eryk, zapadając się głębiej w ozdobnych poduszkach.
- Nie odwracaj kota ogonem! – warczę na niego. – Byłem przy tobie cały czas! Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
- Simon, nie krzycz – upomina mnie Vee. – Jeśli nasze tempo pracy jest dla ciebie za szybkie, może rzeczywiście powinieneś jeszcze raz przemyśleć swoją decyzję.
- Nie licz na to! – syczę, gotowy rzucić mu się do gardła.
- Twoja rodzina dotrze do królestwa jutro po południu. Ochrona zawiezie cię na lotnisko – instruuje mnie.
- Jutro? A pogrzeb? – Nie wyobrażam sobie, abym w tak trudnej chwili zostawił miłość mojego życia samemu sobie.
- Nie pojedziesz z nami – Vee ograbia mnie z marnych resztek złudzeń.
- Eryku? – zwracam się do ukochanego. – To także twój genialny pomysł?
- Przykro mi – król spuszcza głowę. Jest przytłoczony. Palce jego prawej dłoni bezwiednie krążą wokół serca. Nie wolno mi go denerwować.
- Zrobię co zechcesz – szybko zmieniam taktykę. Potulny i ugodowy ton ma za zadanie uśpić czujność uroczego władcy.
- Chciałbym poznać twoich bliskich, ale w obecnej sytuacji to niemożliwe. Z mojej winy mogłoby się im stać coś złego. – Eryk kolejny raz dotyka serca.
- Nie szkodzi. Będą inne okazje – uśmiecham się blado, choć od środka trawi mnie ogień. Mam ochotę wyżyć się na czymś lub na kimś. Tak się szczęśliwie składa, że Vee znajduje się w zasięgu mojego wzroku.
- Mam jeszcze sporo pracy, więc jeśli nie jestem ci potrzebny – Vee zerka znacząco na Eryka – to porwę Simona na chwilę, dobrze? Najwyższa pora, aby poznał swoje nowe cienie.