Eryk
Leżę w łóżku zasłuchany w oddech ukochanego. W
apartamencie panuje idealna cisza. Delikatne światło nocnej lampki rozprasza
mrok.
Chciałbym zamknąć oczy i odpocząć, lecz nie umiem.
Zbyt wiele się wydarzyło. Nie potrafię wyciszyć kotłujących się myśli, wymazać
przykrych wspomnień…
Boję się.
Tak bardzo się boję. Przeraża mnie to, co ma nastąpić.
Wiem, że muszę być silny. Staram się. Naprawdę się staram. Muszę się zająć
królestwem. Zapewnić bezpieczeństwo najbliższym. Naprawić to, co zostało
zniszczone.
Żałuję, że sam jestem w totalnej rozsypce i nie mam
pojęcia, jak się pozbierać. Najchętniej wpełzłbym pod łóżko, ale nie mogę tego
zrobić. Nie mogę zawieść. Nie teraz, gdy tak wiele osób na mnie liczy.
Dociskam dłoń do klatki piersiowej. Boli. Ciągle
mnie boli.
Kilka minut przed piątą pojawia się Vee. Choć stąpa
cicho niczym kot, wyraźnie słyszę jego kroki, tłumione przez miękką wykładzinę.
Uchyla drzwi i zagląda do środka. Nie puka. Wzdycham z ulgą widząc jego poranny
uśmieszek.
Ostrożnie odsuwam się od Simona, który przez
większość nocy zaborczo tulił mnie do siebie.
- Dobrze, że jesteś – szepczę.
Mój przyjaciel podchodzi do łóżka i przygląda się
śpiącemu zielonookiemu.
- Wygląda słodko kiedy śpi.
Komentarz Vee sprawia, że ja także postanawiam
rzucić okiem na Simona.
- Jest przemęczony. – Odwracam wzrok, by dla odmiany
ocenić wygląd Vee. – Ty także. Spałeś chociaż trochę?
- Mniej więcej tyle co ty – odpowiada zaczepnie. –
Co się dzieje, Eryku?
- Nic – spuszczam głowę, wpatrując się w dywan.
- Odpoczynek jest ważny.
- Nie jestem zmęczony.
- Ja też nie. – Mężczyzna uśmiecha się do mnie, po
czym wskazuje na drzwi, prowadzące do łazienki. – Kąpiel?
- Bardzo chętnie.
Vee zdaje się czytać w moich myślach. Potrzebuję go.
Jego obecność ma w sobie coś kojącego. Poza tym to jedyna osoba, poza Arimem,
której pozwoliłem dotknąć blizn na plecach.
Na palcach skradam się do łazienki. Mój ochroniarz
podąża krok za mną. Po chwili zamyka za nami drzwi i przekręca zamek. Zdejmuje
marynarkę, którą niedbale rzuca na ozdobną pufę, a następnie podciąga rękawy
koszuli. Przez kilka sekund obserwuję jego ruchy, a także broń, którą ze sobą
nosi. Vee nigdy nie pudłuje. Wiem, że to głupie, lecz czuję ulgę.
- Pomóc ci się rozebrać? – pyta, mijając mnie.
Wyciąga rękę, by odblokować baterię. Szum wody przywraca mnie do
rzeczywistości.
- Pomoczę opatrunki – przypominam mu o niedawno
przebytej operacji.
- Nie pomoczysz. No chodź, wskakuj do wanny –
popędza mnie. W tonie jego głosu wyraźnie słyszę troskę.
Posłusznie ściągam z siebie piżamę, po czym wykonuję
jego polecenie.
- O czym myślisz? – Niebieskooki przerywa ciszę.
- O różnych rzeczach. – Zaciskam dłonie w pięści, by
ukryć zdenerwowanie.
- Obiecałem, że zapewnię mu bezpieczeństwo, prawda?
- Jesteś lepszy niż jasnowidz – komplementuję go.
- Tak sądzisz? – Mój opiekun sięga po myjkę, którą
zanurza w ciepłej wodzie, a następnie dotyka nią moich pleców. – Jestem dobrym
obserwatorem, Eryku. To cały sekret.
- Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił. – Po
policzkach spływają mi łzy.
- Mały, nie płacz – mężczyzna kolejny już raz uśmiecha
się do mnie. W jego oczach dostrzegam zrozumienie oraz wsparcie.
- Vee, jeśli mi nie pomożesz, sam sobie nie poradzę!
Błagam, nie zostawiaj mnie! – popadam w coraz większą histerię.
- Spokojnie. Nigdzie się nie wybieram - blondyn
wyciera mokre ślady z moich policzków. – Nie mógłbym cię zostawić. Jesteś dla
mnie jak brat. Wielokrotnie o tym rozmawialiśmy.
- Bo-Boję się – łkam cicho.
- Wszystko jest pod kontrolą. O nic się nie martw. I
nie płacz, bo jak Simon zobaczy cię w takim stanie to pomyśli, że zrobiłem ci
coś złego. – Vee próbuje mnie pocieszyć nakładając na mój nos odrobinę piany.
- Coś złego? Ty? – otwieram szeroko oczy ze
zdziwienia. Simon jest zazdrosny, to fakt, ale o to akurat nie powinien się
martwić.
- Nie patrz tak. Gdyby tu teraz wpadł i zobaczył, że
jesteś nagi oraz zapłakany, mógłby wyciągnąć nieodpowiednie wnioski.
- Opiekujesz się mną od dawna i wiele razy widziałeś
mnie nagiego. To nic takiego.
- Dla ciebie nie, ale dla niego… Rozszarpałby mnie
na strzępy.
- Nie lubię, gdy atakujecie się bez powodu. To
głupie. Zwłaszcza, że ty i ja… – szukam odpowiednich słów. – Ty i ja… – Zamykam
oczy i pozwalam wyobraźni, by podsunęła mi odpowiednią wizję. Czy byłbym w
stanie kochać się z Vee? Jest przystojny i wysportowany. Do tego ma ciekawą osobowość
oraz charakter. Wesoły, zabawny, inteligentny. Pomimo tylu pozytywnych cech,
nie wydaje mi się, abym był w stanie choćby go pocałować.
- Nie pożądasz mnie, zgadłem?
- Prze-przepraszam – dukam cicho, intensywnie się
przy tym czerwieniąc.
- Nie przepraszaj – Vee zaczyna się ze mnie śmiać. –
Uwiódłbym cię, gdybym chciał.
- Przed chwilą mówiłeś, że traktujesz mnie jak brata
– wypominam mu.
- I naprawdę sądzisz, że to by mnie powstrzymało?
Unoszę wzrok, by spojrzeć Vee prosto w oczy. Ich
błękit poraża. Nie ma w nich ciepła, jak u Simona. Wprost przeciwnie. Oczy Vee
zawsze są zimne. Nawet gdy się uśmiecha.
- Wasza wysokość, nie ma się czym martwić. Znalazłeś
już swoją księżniczkę. Masz koronę i pałac. Obiecuję, że zadbam o to, abyście
żyli razem długo i szczęśliwie.
- Zatrudniłeś dodatkowe osoby, by chroniły Simona?
To bardzo ważne! On musi być bezpieczny i…
- Eryku – Vee kładzie mi palec na ustach, nakazując
milczenie. – Ochroniarze twojego wybranka są już w hotelu.
- Naprawdę? – Pełen wdzięczności, ledwo panuję nad
emocjami.
- Włos mu z głowy nie spadnie. Przysięgam.
Zapewnienia Vee brzmią szczerze. Ta informacja jest
jak bezcenny promyk nadziei.
Mój opiekun wyciąga mnie z wanny, wyciera, a
następnie zakłada nowe opatrunki. Jest skupiony na swoim zadaniu. W dodatku
wyjątkowo zręczny.
- Jesteś w tym lepszy niż doktor Arim – chwalę go.
- Nie mów mu tego, bo się obrazi.
- Nie powiem.
- A Simon? Czy on wie, kim jestem?
- Nie.
- Nic mu nie powiedziałeś? – Vee chowa specjalne
plastry oraz nożyczki, których używał, do bogato wyposażonej apteczki.
- Wie tylko tyle, że byłeś moim ochroniarzem i mieszkaliśmy
razem w czasie studiów.
- Eryku, nie musisz kłamać. Wiem, ile on dla ciebie
znaczy.
- Nie kłamię – bronię się.
- Simon jest dociekliwy. Zadawał pytania, które
wymagają odpowiedzi.
- Ode mnie niczego się nie dowie. Ja również
wolałbym, aby przeszłość została wyłącznie między nami.
- Nie ufasz mu?
- Ufam. – Zapada chwila ciszy. Biorę głęboki oddech.
– Kocham go – wyznaję – ale nie jestem gotowy, by we wszystko go wtajemniczać.
Nie teraz.
- Słuszna decyzja – Vee ponownie się uśmiecha.
- Powiedziałem, że jeśli chce wiedzieć coś
konkretnego, powinien zwrócić się z tym bezpośrednio do ciebie. Przepraszam,
ale to jedyne sensowne rozwiązanie, jakie przyszło mi do głowy.
- Nie mogę się doczekać aż nasza mamusia wkroczy do
akcji – mój przyjaciel z radością zaciera ręce.
- Powiesz mu?! – posyłam w jego kierunku zaciekawione
spojrzenie.
- Kiedyś – Vee czochra mnie po włosach.
Gdyby nie pomoc mojego anioła stróża, tak prozaiczne
czynności, jak mycie, czy ubieranie, zajęłyby mi większość dnia. Przywykłem do
tego, że Vee zdarza się traktować mnie jako swoją lalkę. W dodatku zna
wszystkie moje zwyczaje. Dlatego też przynosi z garderoby białą koszulę oraz
parę ciemnych spodni. Po chwili sadza mnie na blacie, by zapiąć guziki,
wysuszyć mokre włosy, a nawet umyć zęby. W głębi duszy cieszę się, że to on, a
nie Simon wyręcza mnie w tych sprawach. Dla Vee to kolejne zadanie, które
wykonuje najlepiej jak potrafi. Nie angażuje się emocjonalnie. Z Simonem jest
odwrotnie. Najpierw zadręczałby się widokiem nowych ran na moim ciele, a potem
miałby spore pole do popisu – plecy, pogrzeb rodziców, pobyt w szpitalu i
wiele, wiele innych „problemów”, których chciałbym uniknąć. Doceniam, że jest
wrażliwym facetem. Zależy mu na mnie, to pewne. Niestety, nie umie odpuścić.
Zadawałby miliony pytań, począwszy od tego, jak się czuję. Co miałbym mu
powiedzieć? Że jestem przerażony? Przestraszony? Obolały? Tylko pogorszyłbym
sprawę. Lepiej jest milczeć. Ból w końcu minie.
- Wyglądasz znacznie lepiej – Vee ocenia wynik
swoich starań.
- To wyłącznie twoja zasługa. Dziękuję. – Próbuję ześlizgnąć
się z blatu, ale on jak zawsze jest szybszy.
- Nie dziękuj. – Znacznie silniejszy fizycznie
ochroniarz pomaga mi stanąć na własnych nogach. – Teraz coś zjesz, a potem
pogadamy z doktorkiem.
- Wolałbym, abyś przestał traktować mnie jak
dziecko. Mamy na głowie znacznie ważniejsze rzeczy.
Staram się, by ton mojego głosu brzmiał spokojnie i
profesjonalnie. Przysporzyłem Vee zbyt dużo problemów, a jutrzejszy pogrzeb to
kolejne, nieprzewidziane komplikacje. Chciałbym od nich uciec, lecz nie mam
jak. Zabroniłem sobie rozmyślać o tym, co stało się w sali tronowej. Odkąd
sięgam pamięcią, czułem się jak sierota. Rodzicom na mnie nie zależało. Wiedzieli,
że Alan regularnie mnie torturuje. Powieka im nie drgnęła na widok ran, które
mi zadawał. Wprost przeciwnie. Wmawiali mi, że oczerniam brata, niesłusznie go
oskarżając o coś, co sam sobie robiłem. Na wspomnienie zapachu krwi robi mi się
niedobrze. Zasłaniam usta dłonią. Jeśli teraz zwymiotuję, Vee odeśle mnie do
szpitala. Nie mogę okazać słabości. Wytrzymam.
- Zbladłeś.
- Nic mi nie jest – kłamię, by uśpić jego czujność.
- Arim poda ci leki przeciwbólowe. Chodź – mężczyzna
odcina mi drogę ucieczki, popychając we właściwym kierunku. Nie mam jak uciec.
Muszę się podporządkować.
Vee odblokowuje zamek. Nie jest dla mnie niespodzianką,
że po drugiej stronie drzwi wściekły Simon opiera się o framugę. Ma na sobie
jedynie dół od piżamy, w której spał. Splecione ramiona, zaciśnięte usta…
Szykuje się kolejna awantura.
- Co tam robiliście? – pyta od razu, zwracając się
do Vee.
- Nic szczególnego – odpowiada mój opiekun. Uwielbia
wykorzystywać sytuację w taki sposób. Dobrze wie, że mój ukochany będzie szaleć
z zazdrości i niepokoju. – Eryk poprosił,
abym pomógł mu w kąpieli.
- Skarbie, dlaczego mnie nie obudziłeś? – Uwaga
Simona skupia się na mnie. Wyraźnie widzę swoje mizerne odbicie w jego pięknych
oczach.
- To dla twojego dobra. Eryk chce, abyś wypoczywał. –
Vee ledwo nad sobą panuje, racząc Simona ulubionymi złośliwościami. – Skoro nie
mamy z ciebie żadnego pożytku, nadrobisz braki nienagannym wyglądem – śmiało klepie
Simona po nieogolonym policzku.
- Proszę, nie drażnij go – staję w obronie ukochanego.
Sytuację ratuje dźwięk telefonu, który dobiega z
kieszeni marynarki Vee. Mężczyzna od razu odbiera. Rozmówca po drugiej stronie
przekazuje mu jakąś krótką wiadomość.
- Będę za pięć minut – niebieskooki kończy
połączenie. – Muszę lecieć – informuje mnie. – Doktor Arim czeka w drugiej
sypialni. Ma go zbadać i podać leki. Przypilnuj, aby zjadł śniadanie. Potem ma
bezwzględnie odpoczywać, jasne? – wydaje polecenia, traktując Simona jak
swojego podwładnego. Mój ukochany kiwa głową, zgadzając się na wszystko. –
Wrócę po południu – żegna się w pośpiechu. – Dbaj o naszego pisklaka.
- Vee, nie tak się umawialiśmy! – złoszczę się. –
Mieliśmy zająć się pracą! – wołam za nim, lecz na niewiele się to zdaje.
- Porozmawiamy, jak wrócę – macha mi, po czym zapina
marynarkę i znika.
- Skarbie? – Simon wyciąga rękę. Jestem prawie
pewny, że będzie chciał mnie objąć, lecz przypomina sobie o naszej
wcześniejszej rozmowie i równie szybko rezygnuje z tego pomysłu.
- Doktor Arim na mnie czeka – niepewnie ruszam przed
siebie. Nowa fala niechcianego bólu utrudnia oddychanie. Chciałbym się położyć
do łóżka, ale w taki sposób nie przejmę władzy w królestwie.
- Poczekaj – Simon chwyta mnie za ramię. – Powolutku.
Pamiętaj, że kilka godzin temu byłeś w szpitalu.
- Nic mi nie jest – powielam kłamstwo, które zaczyna
brzmieć coraz bardziej naturalnie.
- Proszę, pozwól mi. Chcę się tobą opiekować.
- Ale ja nie potrzebuję opieki! – wyrywam mu się i
uciekam z naszej sypialni.
- Wasza wysokość – pan Moor uśmiecha się szczerze na
mój widok. – Czy mam podać śniadanie?
Jedzenie… Nie zdołam nic przełknąć, nawet jeśli będą
mnie do tego zmuszać.
- Może później – odpowiadam wymijająco.
- A herbatę?
- Poproszę – wykrzywiam twarz, by imitowała dobry
nastrój. Wyjątkowo na herbatę także nie mam ochoty.
- Pan doktor już czeka – lokaj zachęca mnie, abym
dobrowolnie udał się do sąsiedniego pokoju. Znam Vee na tyle długo, iż wiem,
czego się spodziewać. Nie zdziwię się, jeśli specjalnie dla mnie zamieniono to
pomieszczenie w kolejną klinikę. Elektrycznie sterowane łóżko oraz sterylne
warunki to ostatnie rozrywki, na jakie mam ochotę. Wolałbym działać dla dobra
innych. Jest tyle do zrobienia. Dlaczego wszyscy skupiają się wyłącznie na
mnie?
- Eryku, już nie śpisz? – Zaspany Arim pojawia się w
salonie. – Powinniśmy zmienić opatrunki.
- Vee już się tym zajął – informuję doktora.
- Pozwolisz, że sprawdzę, jak sobie poradził? –
Uparciuch wskazuje dłonią na drugą sypialnię. Przygryzam wargi, by oszczędzić mu
cierpkiego komentarza. To i tak nic by nie dało. Jest jeszcze Simon i pan Moor.
- Nic mi nie jest – mamroczę pod nosem.
- Eryku, posłuchaj pana doktora – wtrąca się Simon.
Zaciskam dłonie w pięści. Mdłości gwałtownie się
nasilają. Robi mi się duszno, a pokój zaczyna wirować. Na szczęście Arim
pojawia się przy moim boku i asekuruje do czasu aż bezpiecznie siadam.
- Oddychaj. To za chwilę minie.
- Nic mi nie jest! – syczę. Tym razem oszukuję
samego siebie.
- To nerwica – Arim bez problemu stawia diagnozę. –
Ból w klatce piersiowej, ataki duszności, mdłości – wylicza. – Środki na
uspokojenie pomogą.
- Nie! – protestuję.
- Eryku, nerwica i depresja to poważne sprawy.
- Depresji także się pan u mnie doszukał? – prycham rozdrażniony.
- W ostatnim czasie wiele się działo w twoim życiu –
doktor zauważa rozsądnie, rozsiadając się w fotelu na wprost mnie. –
Odpowiednie leki pomogłyby ci wyciszyć emocje.
- Tak jak po poprzedniej operacji?! Czułem się jak
żywy trup!
- Od czasu operacji ręki medycyna poszła do przodu.
Jestem pewny, że uda się znaleźć odpowiedni środek, po którym poczujesz się
lepiej.
- Nie chcę. Mówiłem już panu, że nic mi nie jest! –
rozjuszony, wstaję ze swojego miejsca.
- Nie denerwuj się. Chcę ci jedynie pomóc. Jesteśmy
przyjaciółmi. Nie zrobię niczego wbrew tobie. – Arim łagodzi napięcie, które
wywołał. – Muszę obejrzeć opatrunki – przypomina mi.
Niechętnie rozpinam guziki. Podłe samopoczucie coraz
mocniej się na mnie odbija. Jestem wściekły, a jednocześnie taki bezradny. Robi
mi się żal samego siebie do tego stopnia, że z trudem powstrzymuję niechciane
łzy.
- Vee, jak zawsze, świetnie się spisał – doktor chwali
mojego opiekuna. – Zadbał też i o mnie. Wiesz, że zaproponował mi przeprowadzkę
do pałacu? – zgrabnie zmienia temat naszej rozmowy. – Kusi mnie różnymi przywilejami – mężczyzna
puszcza do mnie oko. – Wyobrażasz to sobie? Moja żona do teraz jest w szoku.
Nie mówi o niczym innym.
- Vee przesadza. Nie musicie wywracać całego swojego
życia do góry nogami z mojego powodu. Jestem pewny, że…
- Zgodziliśmy się.
- Co?! – otwieram szeroko oczy, by zrozumieć sens
wypowiadanych przez Arima słów.
- Żona od rana pakuje walizki. Powiedziała, że to
spełnienie jej dziecięcych marzeń.
Nie chciałem tego, ale dłużej nie potrafię
wytrzymać. Zaczynam płakać jak dziecko zaskoczony dobrocią, jaką okazuje mi
rodzina doktora.
- Gdybym wiedział, że zareagujesz w taki sposób,
wstrzymałbym się z odpowiedzią – Arim także wygląda na wzruszonego. – Mówiłem ci
już, że więcej się nie cofnę. Jesteś dla mnie jak syn, Eryku. Pora, aby nasza
rodzina była w końcu razem – zostaję przytulony. Pocieram zapłakane oczy. Czuję
ciepło i wsparcie, którego brakowało mi przez większość życia. Skrępowany, nie
wiem jak mam się zachować. Nie pamiętam, czy ojciec kiedykolwiek przytulił mnie
w taki sposób. Ta świadomość tylko pogarsza moją depresję.
Mija sporo czasu zanim jestem w stanie wstać z
fotela i wrócić do swojego pokoju. Kładę się na łóżku, wyczerpany emocjonalnie
i fizycznie. To dla mnie za dużo. Z jednej strony spotykają mnie same tragedie,
a z drugiej obcy ludzie okazują mi tyle bezinteresownego dobra.
- Kochanie? Wszystko w porządku?
Simon kładzie się obok na łóżku. Wciąż ze sobą
walczy, aby mnie nie dotykać, ale gdy widzi co się dzieje, ulega pokusie.
- Już dobrze, Eryku. Wszystko będzie dobrze –
głaszcze mnie po włosach. Przymykam powieki, poddając się temu uczuciu.
Opuszczają mnie resztki sił. Jestem mizerną kupką nieszczęścia, która łaknie
wyłącznie jego ciepła i miłości. A on mi je daje.
Zasypiam zanim udaje mi podziękować za to, co dla
mnie robi.
***
Król Eryk powraca :) Cieszycie się? Bo ja bardzo :D
***
Król Eryk powraca :) Cieszycie się? Bo ja bardzo :D
Nareszcie! Tyle się naczekałam na Eryka i Simona <3 mam nadzieję że teraz zostaną z nami na dłużej
OdpowiedzUsuńTeż mam taką nadzieję :)
UsuńTwój Kitsune
A kiedy Bezsenne Lisku? :)
OdpowiedzUsuńNie wiem. Na razie cieszy mnie towarzystwo mojego Eryka :)
UsuńTwój Kitsune
Jestem wniebowzięta!
OdpowiedzUsuńJa też. Kończę nowy rozdział. Będzie dziś lub jutro.
UsuńTwój Kitsune
Cudownie <3 Już nie mogę się doczekać!
UsuńJuż myślałam, że ten dzień nie nadejdzie :))
OdpowiedzUsuńJednak musiałam sobie przypomnieć co się wcześniej działo, bo nic nie pamiętałam :')
Ja się cieszę, mega cieszę!
OdpowiedzUsuńDawno nie odwiedzałam Lisiego bloga (ach te wakacje i praca - w końcu trzeba zarabiać na nowe mangi i książki oraz nadrabiać kolekcje, które już mam), dzisiaj postanowiłam odwiedzić i co... nowe rozdziały Humorów! i to aż dwa! - no lepiej być nie mogło :) tęskniłam za Erykiem i Vee :)
Jeszcze tylko Bezsenne Noce muszę ogarnąć (zostawiłam je sobie na sam koniec - taka wisienka na torcie :D), a jak już zdam poprawkę z marketingu za półtorej tygodnia, to zrobię sobie prezent i kupię Homoerotycznego e-booka :D
Pozdrawiam,
mysza_polna
Cieszę się, że lubisz do mnie wracać :)
UsuńTwój Kitsune
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ej no Erick nie należy bagatelizować takich rzeczy to poważna sprawa i pozwol zaopiekować się sobą... Vee podoba mi się zawsze i wszędzie jest...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza