czwartek, 1 sierpnia 2019

Humory króla - rozdział 11


Eryk

Leżę w łóżku zasłuchany w oddech ukochanego. W apartamencie panuje idealna cisza. Delikatne światło nocnej lampki rozprasza mrok.
Chciałbym zamknąć oczy i odpocząć, lecz nie umiem. Zbyt wiele się wydarzyło. Nie potrafię wyciszyć kotłujących się myśli, wymazać przykrych wspomnień…
Boję się.
Tak bardzo się boję. Przeraża mnie to, co ma nastąpić. Wiem, że muszę być silny. Staram się. Naprawdę się staram. Muszę się zająć królestwem. Zapewnić bezpieczeństwo najbliższym. Naprawić to, co zostało zniszczone.
Żałuję, że sam jestem w totalnej rozsypce i nie mam pojęcia, jak się pozbierać. Najchętniej wpełzłbym pod łóżko, ale nie mogę tego zrobić. Nie mogę zawieść. Nie teraz, gdy tak wiele osób na mnie liczy.
Dociskam dłoń do klatki piersiowej. Boli. Ciągle mnie boli.
Kilka minut przed piątą pojawia się Vee. Choć stąpa cicho niczym kot, wyraźnie słyszę jego kroki, tłumione przez miękką wykładzinę. Uchyla drzwi i zagląda do środka. Nie puka. Wzdycham z ulgą widząc jego poranny uśmieszek.
Ostrożnie odsuwam się od Simona, który przez większość nocy zaborczo tulił mnie do siebie.
- Dobrze, że jesteś – szepczę.
Mój przyjaciel podchodzi do łóżka i przygląda się śpiącemu zielonookiemu.
- Wygląda słodko kiedy śpi.
Komentarz Vee sprawia, że ja także postanawiam rzucić okiem na Simona.
- Jest przemęczony. – Odwracam wzrok, by dla odmiany ocenić wygląd Vee. – Ty także. Spałeś chociaż trochę?
- Mniej więcej tyle co ty – odpowiada zaczepnie. – Co się dzieje, Eryku?
- Nic – spuszczam głowę, wpatrując się w dywan.
- Odpoczynek jest ważny.
- Nie jestem zmęczony.
- Ja też nie. – Mężczyzna uśmiecha się do mnie, po czym wskazuje na drzwi, prowadzące do łazienki. – Kąpiel?
- Bardzo chętnie.
Vee zdaje się czytać w moich myślach. Potrzebuję go. Jego obecność ma w sobie coś kojącego. Poza tym to jedyna osoba, poza Arimem, której pozwoliłem dotknąć blizn na plecach.
Na palcach skradam się do łazienki. Mój ochroniarz podąża krok za mną. Po chwili zamyka za nami drzwi i przekręca zamek. Zdejmuje marynarkę, którą niedbale rzuca na ozdobną pufę, a następnie podciąga rękawy koszuli. Przez kilka sekund obserwuję jego ruchy, a także broń, którą ze sobą nosi. Vee nigdy nie pudłuje. Wiem, że to głupie, lecz czuję ulgę.
- Pomóc ci się rozebrać? – pyta, mijając mnie. Wyciąga rękę, by odblokować baterię. Szum wody przywraca mnie do rzeczywistości.
- Pomoczę opatrunki – przypominam mu o niedawno przebytej operacji.
- Nie pomoczysz. No chodź, wskakuj do wanny – popędza mnie. W tonie jego głosu wyraźnie słyszę troskę.
Posłusznie ściągam z siebie piżamę, po czym wykonuję jego polecenie.
- O czym myślisz? – Niebieskooki przerywa ciszę.
- O różnych rzeczach. – Zaciskam dłonie w pięści, by ukryć zdenerwowanie.
- Obiecałem, że zapewnię mu bezpieczeństwo, prawda?
- Jesteś lepszy niż jasnowidz – komplementuję go.
- Tak sądzisz? – Mój opiekun sięga po myjkę, którą zanurza w ciepłej wodzie, a następnie dotyka nią moich pleców. – Jestem dobrym obserwatorem, Eryku. To cały sekret.
- Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił. – Po policzkach spływają mi łzy.
- Mały, nie płacz – mężczyzna kolejny już raz uśmiecha się do mnie. W jego oczach dostrzegam zrozumienie oraz wsparcie.
- Vee, jeśli mi nie pomożesz, sam sobie nie poradzę! Błagam, nie zostawiaj mnie! – popadam w coraz większą histerię.
- Spokojnie. Nigdzie się nie wybieram - blondyn wyciera mokre ślady z moich policzków. – Nie mógłbym cię zostawić. Jesteś dla mnie jak brat. Wielokrotnie o tym rozmawialiśmy.
- Bo-Boję się – łkam cicho.
- Wszystko jest pod kontrolą. O nic się nie martw. I nie płacz, bo jak Simon zobaczy cię w takim stanie to pomyśli, że zrobiłem ci coś złego. – Vee próbuje mnie pocieszyć nakładając na mój nos odrobinę piany.
- Coś złego? Ty? – otwieram szeroko oczy ze zdziwienia. Simon jest zazdrosny, to fakt, ale o to akurat nie powinien się martwić.
- Nie patrz tak. Gdyby tu teraz wpadł i zobaczył, że jesteś nagi oraz zapłakany, mógłby wyciągnąć nieodpowiednie wnioski.
- Opiekujesz się mną od dawna i wiele razy widziałeś mnie nagiego. To nic takiego.
- Dla ciebie nie, ale dla niego… Rozszarpałby mnie na strzępy.
- Nie lubię, gdy atakujecie się bez powodu. To głupie. Zwłaszcza, że ty i ja… – szukam odpowiednich słów. – Ty i ja… – Zamykam oczy i pozwalam wyobraźni, by podsunęła mi odpowiednią wizję. Czy byłbym w stanie kochać się z Vee? Jest przystojny i wysportowany. Do tego ma ciekawą osobowość oraz charakter. Wesoły, zabawny, inteligentny. Pomimo tylu pozytywnych cech, nie wydaje mi się, abym był w stanie choćby go pocałować.
- Nie pożądasz mnie, zgadłem?
- Prze-przepraszam – dukam cicho, intensywnie się przy tym czerwieniąc.
- Nie przepraszaj – Vee zaczyna się ze mnie śmiać. – Uwiódłbym cię, gdybym chciał.
- Przed chwilą mówiłeś, że traktujesz mnie jak brata – wypominam mu.
- I naprawdę sądzisz, że to by mnie powstrzymało?
Unoszę wzrok, by spojrzeć Vee prosto w oczy. Ich błękit poraża. Nie ma w nich ciepła, jak u Simona. Wprost przeciwnie. Oczy Vee zawsze są zimne. Nawet gdy się uśmiecha.
- Wasza wysokość, nie ma się czym martwić. Znalazłeś już swoją księżniczkę. Masz koronę i pałac. Obiecuję, że zadbam o to, abyście żyli razem długo i szczęśliwie.
- Zatrudniłeś dodatkowe osoby, by chroniły Simona? To bardzo ważne! On musi być bezpieczny i…
- Eryku – Vee kładzie mi palec na ustach, nakazując milczenie. – Ochroniarze twojego wybranka są już w hotelu.
- Naprawdę? – Pełen wdzięczności, ledwo panuję nad emocjami.
- Włos mu z głowy nie spadnie. Przysięgam.
Zapewnienia Vee brzmią szczerze. Ta informacja jest jak bezcenny promyk nadziei.
Mój opiekun wyciąga mnie z wanny, wyciera, a następnie zakłada nowe opatrunki. Jest skupiony na swoim zadaniu. W dodatku wyjątkowo zręczny.
- Jesteś w tym lepszy niż doktor Arim – chwalę go.
- Nie mów mu tego, bo się obrazi.
- Nie powiem.
- A Simon? Czy on wie, kim jestem?
- Nie.
- Nic mu nie powiedziałeś? – Vee chowa specjalne plastry oraz nożyczki, których używał, do bogato wyposażonej apteczki.
- Wie tylko tyle, że byłeś moim ochroniarzem i mieszkaliśmy razem w czasie studiów.
- Eryku, nie musisz kłamać. Wiem, ile on dla ciebie znaczy.
- Nie kłamię – bronię się.
- Simon jest dociekliwy. Zadawał pytania, które wymagają odpowiedzi.
- Ode mnie niczego się nie dowie. Ja również wolałbym, aby przeszłość została wyłącznie między nami.
- Nie ufasz mu?
- Ufam. – Zapada chwila ciszy. Biorę głęboki oddech. – Kocham go – wyznaję – ale nie jestem gotowy, by we wszystko go wtajemniczać. Nie teraz.
- Słuszna decyzja – Vee ponownie się uśmiecha.
- Powiedziałem, że jeśli chce wiedzieć coś konkretnego, powinien zwrócić się z tym bezpośrednio do ciebie. Przepraszam, ale to jedyne sensowne rozwiązanie, jakie przyszło mi do głowy.
- Nie mogę się doczekać aż nasza mamusia wkroczy do akcji – mój przyjaciel z radością zaciera ręce.
- Powiesz mu?! – posyłam w jego kierunku zaciekawione spojrzenie.
- Kiedyś – Vee czochra mnie po włosach.
Gdyby nie pomoc mojego anioła stróża, tak prozaiczne czynności, jak mycie, czy ubieranie, zajęłyby mi większość dnia. Przywykłem do tego, że Vee zdarza się traktować mnie jako swoją lalkę. W dodatku zna wszystkie moje zwyczaje. Dlatego też przynosi z garderoby białą koszulę oraz parę ciemnych spodni. Po chwili sadza mnie na blacie, by zapiąć guziki, wysuszyć mokre włosy, a nawet umyć zęby. W głębi duszy cieszę się, że to on, a nie Simon wyręcza mnie w tych sprawach. Dla Vee to kolejne zadanie, które wykonuje najlepiej jak potrafi. Nie angażuje się emocjonalnie. Z Simonem jest odwrotnie. Najpierw zadręczałby się widokiem nowych ran na moim ciele, a potem miałby spore pole do popisu – plecy, pogrzeb rodziców, pobyt w szpitalu i wiele, wiele innych „problemów”, których chciałbym uniknąć. Doceniam, że jest wrażliwym facetem. Zależy mu na mnie, to pewne. Niestety, nie umie odpuścić. Zadawałby miliony pytań, począwszy od tego, jak się czuję. Co miałbym mu powiedzieć? Że jestem przerażony? Przestraszony? Obolały? Tylko pogorszyłbym sprawę. Lepiej jest milczeć. Ból w końcu minie.
- Wyglądasz znacznie lepiej – Vee ocenia wynik swoich starań.
- To wyłącznie twoja zasługa. Dziękuję. – Próbuję ześlizgnąć się z blatu, ale on jak zawsze jest szybszy.
- Nie dziękuj. – Znacznie silniejszy fizycznie ochroniarz pomaga mi stanąć na własnych nogach. – Teraz coś zjesz, a potem pogadamy z doktorkiem.
- Wolałbym, abyś przestał traktować mnie jak dziecko. Mamy na głowie znacznie ważniejsze rzeczy.
Staram się, by ton mojego głosu brzmiał spokojnie i profesjonalnie. Przysporzyłem Vee zbyt dużo problemów, a jutrzejszy pogrzeb to kolejne, nieprzewidziane komplikacje. Chciałbym od nich uciec, lecz nie mam jak. Zabroniłem sobie rozmyślać o tym, co stało się w sali tronowej. Odkąd sięgam pamięcią, czułem się jak sierota. Rodzicom na mnie nie zależało. Wiedzieli, że Alan regularnie mnie torturuje. Powieka im nie drgnęła na widok ran, które mi zadawał. Wprost przeciwnie. Wmawiali mi, że oczerniam brata, niesłusznie go oskarżając o coś, co sam sobie robiłem. Na wspomnienie zapachu krwi robi mi się niedobrze. Zasłaniam usta dłonią. Jeśli teraz zwymiotuję, Vee odeśle mnie do szpitala. Nie mogę okazać słabości. Wytrzymam.
- Zbladłeś.
- Nic mi nie jest – kłamię, by uśpić jego czujność.
- Arim poda ci leki przeciwbólowe. Chodź – mężczyzna odcina mi drogę ucieczki, popychając we właściwym kierunku. Nie mam jak uciec. Muszę się podporządkować.
Vee odblokowuje zamek. Nie jest dla mnie niespodzianką, że po drugiej stronie drzwi wściekły Simon opiera się o framugę. Ma na sobie jedynie dół od piżamy, w której spał. Splecione ramiona, zaciśnięte usta… Szykuje się kolejna awantura.
- Co tam robiliście? – pyta od razu, zwracając się do Vee.
- Nic szczególnego – odpowiada mój opiekun. Uwielbia wykorzystywać sytuację w taki sposób. Dobrze wie, że mój ukochany będzie szaleć z zazdrości i niepokoju.  – Eryk poprosił, abym pomógł mu w kąpieli.
- Skarbie, dlaczego mnie nie obudziłeś? – Uwaga Simona skupia się na mnie. Wyraźnie widzę swoje mizerne odbicie w jego pięknych oczach.
- To dla twojego dobra. Eryk chce, abyś wypoczywał. – Vee ledwo nad sobą panuje, racząc Simona ulubionymi złośliwościami. – Skoro nie mamy z ciebie żadnego pożytku, nadrobisz braki nienagannym wyglądem – śmiało klepie Simona po nieogolonym policzku.
- Proszę, nie drażnij go – staję w obronie ukochanego.
Sytuację ratuje dźwięk telefonu, który dobiega z kieszeni marynarki Vee. Mężczyzna od razu odbiera. Rozmówca po drugiej stronie przekazuje mu jakąś krótką wiadomość.
- Będę za pięć minut – niebieskooki kończy połączenie. – Muszę lecieć – informuje mnie. – Doktor Arim czeka w drugiej sypialni. Ma go zbadać i podać leki. Przypilnuj, aby zjadł śniadanie. Potem ma bezwzględnie odpoczywać, jasne? – wydaje polecenia, traktując Simona jak swojego podwładnego. Mój ukochany kiwa głową, zgadzając się na wszystko. – Wrócę po południu – żegna się w pośpiechu. – Dbaj o naszego pisklaka.
- Vee, nie tak się umawialiśmy! – złoszczę się. – Mieliśmy zająć się pracą! – wołam za nim, lecz na niewiele się to zdaje.
- Porozmawiamy, jak wrócę – macha mi, po czym zapina marynarkę i znika.
- Skarbie? – Simon wyciąga rękę. Jestem prawie pewny, że będzie chciał mnie objąć, lecz przypomina sobie o naszej wcześniejszej rozmowie i równie szybko rezygnuje z tego pomysłu.
- Doktor Arim na mnie czeka – niepewnie ruszam przed siebie. Nowa fala niechcianego bólu utrudnia oddychanie. Chciałbym się położyć do łóżka, ale w taki sposób nie przejmę władzy w królestwie.
- Poczekaj – Simon chwyta mnie za ramię. – Powolutku. Pamiętaj, że kilka godzin temu byłeś w szpitalu.
- Nic mi nie jest – powielam kłamstwo, które zaczyna brzmieć coraz bardziej naturalnie.
- Proszę, pozwól mi. Chcę się tobą opiekować.
- Ale ja nie potrzebuję opieki! – wyrywam mu się i uciekam z naszej sypialni.
- Wasza wysokość – pan Moor uśmiecha się szczerze na mój widok. – Czy mam podać śniadanie?
Jedzenie… Nie zdołam nic przełknąć, nawet jeśli będą mnie do tego zmuszać.
- Może później – odpowiadam wymijająco.
- A herbatę?
- Poproszę – wykrzywiam twarz, by imitowała dobry nastrój. Wyjątkowo na herbatę także nie mam ochoty.
- Pan doktor już czeka – lokaj zachęca mnie, abym dobrowolnie udał się do sąsiedniego pokoju. Znam Vee na tyle długo, iż wiem, czego się spodziewać. Nie zdziwię się, jeśli specjalnie dla mnie zamieniono to pomieszczenie w kolejną klinikę. Elektrycznie sterowane łóżko oraz sterylne warunki to ostatnie rozrywki, na jakie mam ochotę. Wolałbym działać dla dobra innych. Jest tyle do zrobienia. Dlaczego wszyscy skupiają się wyłącznie na mnie?
- Eryku, już nie śpisz? – Zaspany Arim pojawia się w salonie. – Powinniśmy zmienić opatrunki.
- Vee już się tym zajął – informuję doktora.
- Pozwolisz, że sprawdzę, jak sobie poradził? – Uparciuch wskazuje dłonią na drugą sypialnię. Przygryzam wargi, by oszczędzić mu cierpkiego komentarza. To i tak nic by nie dało. Jest jeszcze Simon i pan Moor.
- Nic mi nie jest – mamroczę pod nosem.
- Eryku, posłuchaj pana doktora – wtrąca się Simon.
Zaciskam dłonie w pięści. Mdłości gwałtownie się nasilają. Robi mi się duszno, a pokój zaczyna wirować. Na szczęście Arim pojawia się przy moim boku i asekuruje do czasu aż bezpiecznie siadam.
- Oddychaj. To za chwilę minie.
- Nic mi nie jest! – syczę. Tym razem oszukuję samego siebie.
- To nerwica – Arim bez problemu stawia diagnozę. – Ból w klatce piersiowej, ataki duszności, mdłości – wylicza. – Środki na uspokojenie pomogą.
- Nie! – protestuję.
- Eryku, nerwica i depresja to poważne sprawy.
- Depresji także się pan u mnie doszukał? – prycham rozdrażniony.
- W ostatnim czasie wiele się działo w twoim życiu – doktor zauważa rozsądnie, rozsiadając się w fotelu na wprost mnie. – Odpowiednie leki pomogłyby ci wyciszyć emocje.
- Tak jak po poprzedniej operacji?! Czułem się jak żywy trup!
- Od czasu operacji ręki medycyna poszła do przodu. Jestem pewny, że uda się znaleźć odpowiedni środek, po którym poczujesz się lepiej.
- Nie chcę. Mówiłem już panu, że nic mi nie jest! – rozjuszony, wstaję ze swojego miejsca.
- Nie denerwuj się. Chcę ci jedynie pomóc. Jesteśmy przyjaciółmi. Nie zrobię niczego wbrew tobie. – Arim łagodzi napięcie, które wywołał. – Muszę obejrzeć opatrunki – przypomina mi.
Niechętnie rozpinam guziki. Podłe samopoczucie coraz mocniej się na mnie odbija. Jestem wściekły, a jednocześnie taki bezradny. Robi mi się żal samego siebie do tego stopnia, że z trudem powstrzymuję niechciane łzy.
- Vee, jak zawsze, świetnie się spisał – doktor chwali mojego opiekuna. – Zadbał też i o mnie. Wiesz, że zaproponował mi przeprowadzkę do pałacu? – zgrabnie zmienia temat naszej rozmowy.  – Kusi mnie różnymi przywilejami – mężczyzna puszcza do mnie oko. – Wyobrażasz to sobie? Moja żona do teraz jest w szoku. Nie mówi o niczym innym.
- Vee przesadza. Nie musicie wywracać całego swojego życia do góry nogami z mojego powodu. Jestem pewny, że…
- Zgodziliśmy się.
- Co?! – otwieram szeroko oczy, by zrozumieć sens wypowiadanych przez Arima słów.
- Żona od rana pakuje walizki. Powiedziała, że to spełnienie jej dziecięcych marzeń.
Nie chciałem tego, ale dłużej nie potrafię wytrzymać. Zaczynam płakać jak dziecko zaskoczony dobrocią, jaką okazuje mi rodzina doktora.
- Gdybym wiedział, że zareagujesz w taki sposób, wstrzymałbym się z odpowiedzią – Arim także wygląda na wzruszonego. – Mówiłem ci już, że więcej się nie cofnę. Jesteś dla mnie jak syn, Eryku. Pora, aby nasza rodzina była w końcu razem – zostaję przytulony. Pocieram zapłakane oczy. Czuję ciepło i wsparcie, którego brakowało mi przez większość życia. Skrępowany, nie wiem jak mam się zachować. Nie pamiętam, czy ojciec kiedykolwiek przytulił mnie w taki sposób. Ta świadomość tylko pogarsza moją depresję.
Mija sporo czasu zanim jestem w stanie wstać z fotela i wrócić do swojego pokoju. Kładę się na łóżku, wyczerpany emocjonalnie i fizycznie. To dla mnie za dużo. Z jednej strony spotykają mnie same tragedie, a z drugiej obcy ludzie okazują mi tyle bezinteresownego dobra.
- Kochanie? Wszystko w porządku?
Simon kładzie się obok na łóżku. Wciąż ze sobą walczy, aby mnie nie dotykać, ale gdy widzi co się dzieje, ulega pokusie.
- Już dobrze, Eryku. Wszystko będzie dobrze – głaszcze mnie po włosach. Przymykam powieki, poddając się temu uczuciu. Opuszczają mnie resztki sił. Jestem mizerną kupką nieszczęścia, która łaknie wyłącznie jego ciepła i miłości. A on mi je daje.
Zasypiam zanim udaje mi podziękować za to, co dla mnie robi. 

***

Król Eryk powraca :) Cieszycie się? Bo ja bardzo :D

11 komentarzy:

  1. Nareszcie! Tyle się naczekałam na Eryka i Simona <3 mam nadzieję że teraz zostaną z nami na dłużej

    OdpowiedzUsuń
  2. A kiedy Bezsenne Lisku? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem. Na razie cieszy mnie towarzystwo mojego Eryka :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. Jestem wniebowzięta!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też. Kończę nowy rozdział. Będzie dziś lub jutro.

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Cudownie <3 Już nie mogę się doczekać!

      Usuń
  4. Już myślałam, że ten dzień nie nadejdzie :))
    Jednak musiałam sobie przypomnieć co się wcześniej działo, bo nic nie pamiętałam :')

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja się cieszę, mega cieszę!
    Dawno nie odwiedzałam Lisiego bloga (ach te wakacje i praca - w końcu trzeba zarabiać na nowe mangi i książki oraz nadrabiać kolekcje, które już mam), dzisiaj postanowiłam odwiedzić i co... nowe rozdziały Humorów! i to aż dwa! - no lepiej być nie mogło :) tęskniłam za Erykiem i Vee :)
    Jeszcze tylko Bezsenne Noce muszę ogarnąć (zostawiłam je sobie na sam koniec - taka wisienka na torcie :D), a jak już zdam poprawkę z marketingu za półtorej tygodnia, to zrobię sobie prezent i kupię Homoerotycznego e-booka :D
    Pozdrawiam,
    mysza_polna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że lubisz do mnie wracać :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, ej no Erick nie należy bagatelizować takich rzeczy to poważna sprawa i pozwol zaopiekować się sobą... Vee podoba mi się zawsze i wszędzie jest...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń