sobota, 20 lutego 2021

mpreg 101

 

„Bezsenne Noce"

Nie wiem czy dobrze robię zostawiając Eli samego. Z jednej strony wolałbym wsunąć się obok niego pod kołdrę i patrzeć, jak spokojnie śpi, a z drugiej… Alarm to coś, co zapewni mu poczucie bezpieczeństwa, którego obecnie bardzo potrzebuje. Szczerze wątpię, że gwałciciel pofatyguje się aż tutaj. Mieszkamy na totalnym zadupiu. Jeśli jednak to zrobi… Nie ukrywam, że chciałbym się z nim spotkać. Najlepiej sam na sam.

Zaciskam ręce na kierownicy i staram się ze wszystkich sił odsunąć od siebie kotłujące myśli. Czemu nikt mu nie pomógł? Jego siostra wiedziała o gwałcie. Jak mogła nie zareagować? Jak mogła wmówić mężowi, że to Eli miał romans z jej kochankiem? Nie pisnęła słówkiem, gdy ten zwyrodnialec kręcił się wokół ich domu czy szkoły. A jakby tego było mało, pozwoliła nieletniemu bratu na wyprowadzkę! Czy kiedykolwiek pofatygowała się, aby sprawdzić, czy Eli ma dach nad głową? Albo czy żyje? Jak można być tak bezdusznym?!

Natrętne myśli chodzą na dalszy plan, gdy muszę się zająć alarmem. Formalności w firmie ochroniarskiej przeciągają się w nieskończoność. To w sumie moja wina, bo upieram się przy dosyć nowoczesnym systemie, złożonym z kamer i czujników ruchu. Pracownicy zadają mi masę pytań o to, czy w domu znajduje się sejf, kosztowności lub wyjątkowo cenne antyki. Kiedy zaprzeczam, próbują wcisnąć mi pakiet podstawowy. Nie rozumiemy się. Sprowadzają także przedstawiciela firmy zajmującej się ubezpieczeniem mienia oraz kogoś, kto ma sprawdzić ogrodzenie. Eli nie będzie zadowolony, jeśli wokół domu pojawi się gruby mur i zasłoni widok. Osobiście nie miałbym nic przeciwko. Niestety, takich decyzji nie powinno się podejmować bez konsultacji z ukochanym.

Po nużącej przeprawie z alarmami jadę prosto do centrum handlowego, gdzie udaje mi się kupić całkiem niezły telefon. Sprzedawca dwoi się i troi zapewniając, że to najnowszy model. Tym razem ważniejszy jest dla mnie zastrzeżony numer, który celowo rejestruję na swoje nazwisko.

To nie jedyne środki ostrożności, które przedsięwziąłem. Zabrałem Eli kartę kredytową. Właściwie nie zabrałem. Podmieniłem. Jego kartę schowałem w swoim portfelu i zastąpiłem ją nową, którą niedawno przysłali z banku. Tego niecnego występku dopuściłem się przed wyjściem z domu. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Uważam, że to jedyne słuszne wyjście. Kartę można łatwo namierzyć. Lepiej więc będzie, jeśli Eli nie będzie z niej korzystać.  

Spoglądam na zegarek. Dochodzi pierwsza. Powinienem zrobić zakupy. Trzeba uzupełnić zapas sałaty i owoców.

Mój wypad do miasta nieco się przedłuża. Niby miałem już wszystko i szedłem w kierunku parkingu, ale… No właśnie, zawsze jest jakieś „ale”. Eli znowu się wkurzy się, gdy zobaczy co dla niego mam. Zanim odpalam silnik, sięgam do papierowej torebki i wyciągam z niej welurowe pudełeczko. W środku znajdują się bransoletki, które będą idealnie pasować na nadgarstki mojego Króliczka. Przez cała drogę do domu rozważam, czy powinienem dać mu je od razu? A może poczekać aż zaśnie, założyć i po sprawie? A randka? Moglibyśmy pójść na romantyczną kolację. Podczas eleganckiej kolacji nie odmówi przyjęcia prezentu. Zwłaszcza, że są jedyne w swoim rodzaju. Złotnik, który je wykonał, to młody chłopak, który dopiero rozpoczyna karierę pod czujnym okiem dziadka oraz ojca. Jego autorska kolekcja składała się z kilku naprawdę interesujących drobiazgów. Były wśród nich wysadzana kamieniami broszka, spinka do włosów, która naprawdę mi się podobała. Nie kupiłem jej, bo wiem, że Eli pewnie by jej nie nosił. Były też kolczyki, pierścionki, wisiorek. Jednak gdy zobaczyłem te dwie bransoletki od razu musiałem je kupić. Są wyjątkowe.

Gdy jestem już blisko domu, dzwoni mój telefon. Na wyświetlaczu pojawia się numer, którego nie znam. Nerwowo przyciskam ikonkę z zieloną słuchawką. Mam nadzieję, że u Eli wszystko w porządku.

- Max… – Próbuję się przedstawić, lecz mój rozmówca ma inny plan.

- Co mu zrobiłeś, draniu?! Pożałujesz, jeśli stało mu się coś złego, zobaczysz! – Obcy mężczyzna zaczyna połączenie od krzyków i gróźb.

- To pomyłka.

- Pomyłka?! Nie prowokuj mnie!

- Przepraszam, ale nie rozumiem.

- Nie rozumiesz?! Poczekaj aż cię dorwę, ty podła kanalio! Gdzie on jest?!

- O kim pan mówi? – Staram się zachować spokój, bo cała ta sytuacja wydaje mi się wprost absurdalna.

- O kim?! A jak sądzisz, ty mierny pisarzu od siedmiu boleści! Jeśli Eli lub dziecku coś się stało, to wyrwę ci flaki i…

- I co?! – Ostro przerywam potok obelg którymi jestem atakowany.

- Tak cię załatwię, że rodzona matka cię nie pozna.

- To się jeszcze okaże, cholerny prześladowco! – Ostatnie słowo wypowiadam z wielką pogardą. Adrenalina napędza mnie tak bardzo, że z piskiem opon skręcam w naszą ulicę.

- Kogo nazywasz prześladowcą?!

- Ciebie! Myślisz, że nie wiem co zrobiłeś, gwałcicielu!

- Gwałcicielu?! Odbiło ci do reszty?! – Mężczyzna wydaje się mocno zdziwiony moimi słowami. – Eli powiedział ci o gwałcie?

- Nic ci do tego o czym rozmawiam z moim narzeczonym!

- Gdzie Eli?! – Wracamy do punktu wyjścia.

- Wpadnij w odwiedziny, to może ci powiem. – Celowo prowokuję mojego rozmówcę. Oczami wyobraźni widzę już nasze starcie. Rozniosę go na miazgę, zabiję, a potem znowu zabiję! I tak bez końca. Będę się rozkoszował każdą sekundą zemsty, jaka…

- Znam twój adres, więc możesz być pewny, że za kilka godzin z pewnością się spotkamy. Daję ci wybór. Powiedz mi gdzie on jest i dlaczego nie odbiera telefonu. W przeciwnym wypadku zawiadomię policję, że znęcasz się nad ciężarnym. Nie wywiniesz się z tego. Nawet znajomości tatusia nie pomogą ci tego odkręcić!

- Skąd wiesz o moim ojcu? – Dziwię się.

- Wiem o wielu rzeczach, Max. O twojej matce, która jest koordynatorem regionu. Albo o jej najlepszej przyjaciółce, która niedawno otworzyła cukiernię. To jak będzie? Powiesz mi, gdzie jest Eli, czy wolisz pogadać z chłopakami w mundurach?

Nagle wszystkie elementy łamigłówki układają się w jedną całość. Szczęście się do mnie nie uśmiechnęło. Ten irytujący gość po drugiej stronie nie jest tym, za kogo go brałem.

- Jo… – syczę z wściekłością.

- Bingo, palancie. Teraz już wiesz, że nie żartuję?

- Eli jest w domu – odpowiadam nieco rozczarowanym tonem.

Chociaż bardzo bym chciał, nie ma opcji, aby rozprawienie się z tym dupkiem przyniosło jakiekolwiek korzyści. Jo jest najlepszym przyjacielem Eli. Jeśli wyrządzę mu krzywdę, Króliczek będzie miał mi to za złe.

- Skoro jest w domu, to czemu nie odbiera telefonu? Pisałem i dzwoniłem setki razy!

- Może nie chce z tobą rozmawiać?

- Od ponad trzech lat nie ma dnia, abym się z nim nie kontaktował, więc przestań pieprzyć bzdury, bo nic o nas nie wiesz! Liczę do dziesięciu, a potem dzwonię na policję.

- Na twoim miejscu bym tego nie robił. Ostatnią rzeczą, jakiej Eli w tej chwili potrzebuje, jest bezpodstawne aresztowanie narzeczonego.

- Daj go do telefonu i po sprawie.

- Eli za chwilę do ciebie oddzwoni. Kupiłem mu nowy telefon. Jak tylko dojadę do domu powiem mu, że czekasz na wiadomość.

- Nic z tego, kowboju. Nie dam się nabrać na tanie sztuczki, Ford. Poczekam. Nigdzie mi się nie spieszy.

- Jak chcesz.

Zapada niezręczna cisza. Przez kilka chwili słyszę jedynie równy oddech Jo, który nie pozwala zapomnieć o swoim istnieniu. Parkuję auto przed domem i wyłączam silnik.

- Jestem na miejscu – informuję intruza.

- To zawołaj Eli – bez przerwy powtarza jedno i to samo zdanie.

- Byłbym wdzięczny, gdybyś go nie denerwował. Na mnie możesz się wyżywać bez przeszkód, ale od niego wara. Zrozumiałeś?

Jo nie odpowiada. Ignoruje mnie.

Odpinam pasy i wysiadam z mercedesa. Korzystam ze swoich kluczy i otwieram drzwi.

- Kochanie? – Wołam jasnowłosego.

Zaglądam do salonu oraz kuchni, lecz bez rezultatu. Pewnie jest na górze.

Wspinam się po schodach. Mam wielką ochotę pozbyć się swojego telefonu, który ciąży mi niczym wielki głaz i rzucić się przed siebie, by jak najszybciej przytulić ukochanego.

Tak jak podejrzewałem, Eli jest w naszej sypialni. Wokół niego piętrzą się stosy nowych ubrań, które mu kupiłem.

- Max, wróciłeś! – Nastolatek uśmiecha się do mnie radośnie. – Zobacz, podoba ci się? – Wskazuje na nowy sweter w odcieniu szarości, który właśnie przymierza.

- Ślicznie wyglądasz – przytakuję. – Proszę, to do ciebie – oddaję Króliczkowi swój telefon. – Idę rozpakować zakupy. – Całuję chłopka w policzek, po czym opuszczam sypialnię i zamykam za sobą drzwi, o które opieram się plecami.

- Jo?! To ty?! Tak się cieszę! – Wesołe szczebiotanie działa niczym balsam na moje zszargane nerwy. – Tak, wiem. Popsuł mi się telefon i Max pojechał kupić nowy. Oczywiście, że dobrze się czuję. Co robię? Przymierzam prezenty! Max znowu kupił mi tyle ładnych rzeczy!

Uśmiecham się do siebie słysząc, jaki jest zadowolony. Mój Króliczku, nie ma rzeczy, której bym dla ciebie nie zrobił.

Eli potrzebuje mniej więcej pół godziny, by przekonać Jo, że nie dzieje mu się żadna krzywda. W tym czasie zdążyłem upchnąć jedzenie do lodówki, a także uruchomiłem nowy telefon i zainstalowałem kilka aplikacji. Zrobiłem też sobie wyjątkowo mocną kawę. Rozglądam się po domu, szukając kolejnego zajęcia. Potrzebuję czegoś, co odepchnie ode mnie złe myśli i pozwoli chociaż na chwilę zapomnieć.

- Tutaj jesteś – uśmiechnięty nastolatek wbiega do kuchni. Odkłada mój telefon na stół, a następnie sadowi się na moich kolanach. – Tęskniłem za tobą.

- Ja za tobą też. – Przytulam moje szczęście. – Jak się czujesz?

- Dobrze. Wyspałem się i już mi lepiej.

- Cieszę się, skarbie, bo czeka nas podjęcie kilku ważnych decyzji. Firma ochroniarska namawia nas na zmianę ogrodzenia wokół domu. Na wstępnie zaproponowali betonowy mur.

- Mur? – Ciężarny marszczy jasne brwi.

- Powiedziałem, że musimy to przemyśleć. W każdym razie jutro odwiedzi nas fachowiec, który…

- Mur to nasza jedyna opcja?

- Pewnie nie. Możemy wybrać jeszcze siatkę lub zlecić naprawę obecnego ogrodzenia.

- Nie chcę rozmawiać o murach. Zjemy coś?

Nastolatek podchodzi do lodówki, z której wyciąga kokosowy deser.

- Ugotowałem obiad, ale nie mogę oprzeć się pokusie.

Obserwuję, jak otwiera pojemniczek i sięga po łyżeczkę. Mruży oczy, wkładając ją do ust.

- Taki dobry – uśmiecha się.

- Mógłbym bez przerwy patrzeć jak jesz.

- Chcesz mnie podtuczyć, bo podoba ci się, że mam większy tyłek.

- Wszystko mi się w tobie podoba.

Nie śmiem przyznać mu racji, bo czasami bywa drażliwy na tym punkcie. Kiedy go poznałem, był chudy jak patyk. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby odrobinkę się zaokrąglił. Dodatkowe kilogramy sprawiły, że wygląda zdrowiej. Nie mówiąc już o jego pupie, z którą z pewnością się nie rozstanę. Nie pozwolę mu schudnąć. Jeśli sytuacja okaże się patowa, drugie dziecko przechyli szalę zwycięstwa na moją stronę.

- A ty nie jesteś głodny?

- Na razie nie. Proszę – wręczam Eli nowy telefon. – Jest zabezpieczony, więc nikt obcy nie będzie cię niepokoić.

- Dziękuję. Muszę napisać wiadomość do Jo. I do twoich rodziców.

- Drobiazg, skarbie.

- Ja też mam dla ciebie dobrą wiadomość. Znalazłem karton, o którym wspominałeś.

- Karton?

- Od Harrisa. Nie pamiętasz?

Rzeczywiście, wspominałem Eli, że Harris kazał mi poszukać jakiegoś kartonu wśród rzeczy z domu towarowego.

- Nie chcesz wiedzieć co jest w środku?

- Ubrania, zgadłem?

- Tak. – Na twarzy Eli pojawia się tajemniczy uśmiech. – Chciałbyś je obejrzeć?

- Ufam Harrisowi. Cokolwiek przysłał, powinno pasować. Wrzuć to gdzieś do garderoby. Podziękuję mu przy najbliższej okazji.

- Jak chcesz. – Króliczek dalej bawi się nowym telefonem. – Ma niesamowity aparat.

- Cieszę się, że ci się podoba.

- Jesteś kochany. Wiesz o tym?

- Kocham cię, Króliczku. Nic nie sprawia mi większej radości niż możliwość obsypywania cię prezentami.

- Proszę, nie kupuj więcej ubrań. Garderoba pęka w szwach.

- Podobają ci się, prawda? – Upewniam się, że Harris nie zawiódł i przysłał rzeczy, które przypadły do gustu mojemu narzeczonemu.

- Są piękne. I leżą idealnie. Bardzo dziękuję.

- Ty jesteś piękny.

- Max, chodź ze mną na górę.

W pierwszej chwili mam wrażenie, że Eli ma na myśli seks. Z niekłamaną przyjemnością zdarłbym z niego zbędne ubrania i kochał się z nim tu i teraz.

Po kilku sekundach przytomnieję. Seks na podłodze w kuchni nie wchodzi w grę. Eli ma za sobą ciężkie chwile. Potrzebuje czułości i zrozumienia. Jestem pewny, że wyznanie prawdy było nie lada wyzwaniem. Do tego ciąża. Dziś rano kiepsko wyglądał. Powinien więcej odpoczywać.

- Skarbie, nie znam się na układaniu ubrań. Zadzwoń do mamy. Ona z pewnością ci pomoże. Ja muszę popracować.

Zabieram kawę i uciekam z kuchni do salonu. Siadam przy stole i spoglądam na swój komputer. Nie mam ochoty na pisanie. Najpierw gwałciciel. Potem Jo. Strach pomyśleć, co będzie jutro.

- Jesteś smutny. Coś się stało? – Eli odsuwa krzesło i siada obok mnie. Skąd się tu wziął? Sądziłem, że wróci na górę.

- Nie, wszystko w porządku – kłamię.

- Chodzi o Jo, prawda? Pokłóciliście się.

Po raz kolejny mam okazję podziwiać niesamowity talent mojego narzeczonego, którego intuicja nigdy nie zawodzi. Jak on to robi? Nic się przed nim nie ukryje?

- Nie – zaprzeczam. Nie chcę mówić o małej wymianie zdań, która zaszła między nami w samochodzie, bo wiem, że Eli źle to odbierze. Oczerniając jego najlepszego przyjaciela zmuszę go, aby wybrał jedną ze stron. Wolę więc przemilczeć fakt, że Jo straszył mnie policją.  

- Jo o wszystkim mi powiedział.

- Tak? – Udaję niewzruszonego sytuacją.

Eli wstaje z krzesła i kolejny raz sadowi się na moich kolanach.

- Powiesz mi co się stało? – Przebiegłe stworzenie dalej zamierza wiercić mi dziurę w brzuchu.

- Po co mam ci mówić, skoro o wszystkim wiesz od niego? – Odpowiadam pytaniem na jego pytanie.

- Chcę poznać twoją wersję wydarzeń.

- Skarbie, tu nie ma żadnych wersji. Zadzwonił. Odebrałem. Zapytał co się dzieje z twoim telefonem. Powiedziałem mu, że jest zepsuty i że za chwilę do niego oddzwonisz. Byłem już blisko domu, więc Jo wolał od razu z tobą porozmawiać.

- Ta rozmowa miała nieco inny przebieg, a ty jesteś zazdrosny.

- Ja? Zazdrosny? O niego? – Próbuję się bronić, lecz po minie Eli widzę, że nie kupi moich wymówek.

- Kiedy wspomniałem o Jo, mocniej mnie przytuliłeś.

- Przepraszam. Nie chciałem – od razu cofam ręce, bo boję się, że mógłbym sprawię Eli ból.

- Dlaczego to zrobiłeś? Było mi tak wygodnie. – Ciężarny ciasno się we mnie wtula.

- Skarbie…

Nie wiem co mam mu powiedzieć. Zbyt dużo rzeczy złych rzeczy nagle się we mnie skumulowało. Wiadomość o tym, że Eli został zgwałcony. Konieczność otoczenia domu zasiekami z drutu kolczastego. Oskarżenia jego przyjaciela, który sugerował, że naśle na mnie policję.

- Max, nie odpychaj mnie. Jesteś mi potrzebny. Nie było cię pół dnia.

- Nie odpycham. Po rozmowie z Jo uświadomiłem sobie, że jeśli przez przypadek ścisnę cię zbyt mocno i zostanie jakiś ślad na twojej skórze…

- Przestań! Jo wcale tak nie myślał. Kiedy wszystko mu wytłumaczyłem, kazał cię przeprosić.

- Przeprosić? Trochę na to za późno – mamroczę pod nosem.

- Wyjaśnicie to sobie w piątek.

- W piątek?

- Zapomniałeś, że go zaprosiłem?

Wstrzymuję oddech, nie wiedząc, jak powinienem się zachować. Jo do nas przyjeżdża za trzy dni, tak? Do naszego domu? To chyba żart!

- Skarbie, nie chcę, abyś źle odebrał moje słowa, lecz jeśli jakimś cudem Jo przekroczyłby teraz próg naszego domu, to…

Eli nie czeka na resztę moich gróźb. Zamyka mi usta pocałunkiem. Obejmuje mnie za szyję. Przesuwa językiem po dolnej wardze, abym rozchylił wargi. Przymyka powieki.

- Kocham cię – szepcze cichutko.

- Króliczku, udusisz mnie – żartuję.

- Lepiej? – Pyta po chwili.

- Tak – przyznaję zgodnie z prawdą.

- Max, ja wiem, że nigdy byś mnie nie skrzywdził. Zawsze jesteś czuły i delikatny. Jo sam doszedł do wniosku, że posunął się za daleko. Był zdenerwowany. Przeprosił, gdy z nim rozmawiałem.

- To nie ma znaczenia.

- Przeprosi cię osobiście, gdy do nas przyjedzie.

- Nie chcę jego przeprosin! Może sobie o mnie myśleć co chce! Dla mnie liczy się wyłącznie twoje zdanie. Jestem od ciebie znacznie większy i silniejszy i…

- Max, dość! Nie chcę tego słuchać! – Eli ponownie mnie całuje. Tym razem jest znacznie bardziej namiętny. Jego zaangażowanie i szczerość sprawiają, że na chwilę zapominam o całym świecie. Znikają wszystkie problemy. Znowu jesteśmy tylko my.

- Nie wiem jak to robisz, ale nigdy nie przestawaj – szepczę.

- Mi też się podobało. Skoro wszystko sobie wyjaśniliśmy, pozwolę ci popracować. – Króliczek uwalnia się z mojego uścisku. – Ty zajmiesz się książką, a ja dokończę porządki. Wieczorem zapalimy świeczki, nalejemy wody do wanny i będziemy odpoczywać, dobrze?

- Dobrze – uśmiecham się pierwszy raz od dłuższego czasu. Wspólna kąpiel to idealna okazja, by obsypać ukochanego diamentami.

- Nie będę przeszkadzać. Pracuj, mężu.

- Dziękuję, skarbie.

Eli przesyła mi całusa i idzie na górę. Uskrzydlony wizją romantycznego wieczoru, otwieram plik z tekstem i przeglądam ostatnie akapity, aby przypomnieć sobie na czym skończyłem.

Mniej więcej po dwóch godzinach dostaję wiadomość. Zerkam na ekran telefonu. Eli do mnie napisał? To miłe. W załączniku jest także zdjęcie.

„Poradziłem sobie przy niewielkiej pomocy Mamy. Jesteś ze mnie dumny?”

Nasza garderoba jest tak perfekcyjnie zorganizowana, że kopiuję zdjęcie i wywyłam je Harrisowi. Mam nadzieję, że w ten sposób zdobędę u niego dodatkowe punkty.

„Jestem z Ciebie bardzo dumny, Kochanie

Odpowiadam, wysyłając wiadomość.

„Mam ochotę przymierzyć coś z białego kartonu. 

Chcesz zobaczyć jak wyglądam?”

Zaintrygowany, od razu odpisuję, że tak. Harris wyraźnie wspominał, że tajemniczy karton to prezent dla mnie. Eli również zwrócił na niego uwagę. Co kryje się w jego wnętrzu?

Rozwiązanie zagadki przerasta moje najśmielsze oczekiwania…


niedziela, 14 lutego 2021

Marchewkowe Czary

 

Czy miłość naprawdę istnieje? Zdaniem niektórych to wyłącznie reakcja chemiczna. Zdaniem innych – magia. Jeśli o mnie chodzi, to nie wierzyłem w żadną z tych teorii. Do chwili aż poznałem męża.

Maxwell Ford dopiero za jakiś czas zostanie moim mężem w pełni tego słowa znaczeniu. Wymienimy przysięgę. Podpiszemy dokumenty.

Nie jestem sławnym pisarzem. Nie umiem pięknie składać słów. Nie napiszę poematu, sławiącego naszą miłość. Nie muszę. Patrząc na tego mężczyznę mam pewność, że jesteśmy sobie przeznaczeni.

Chemia czy magia? Co sprawiło, że jesteśmy razem?

Podczas naszego pierwszego spotkania chemia z pewnością nie zadziałała. Ja wciąż byłem w szoku, próbując oswoić się z myślą, że w moim brzuchu znajduje się dziecko, a on? Max od zawsze ma skłonność do przesady.

Słyszałem jego krzyki zmierzając w kierunku gabinetu lekarskiego. Odgrażał się, że mnie zniszczy. Mówił wiele strasznych rzeczy. A potem robił coś zupełnie odwrotnego.

Dziecko… Moje dziecko… Obejmuję brzuch. Maluszek od razu reaguje, dając mi znać kopniakiem, że u niego wszystko dobrze i nie muszę się martwić. Mam spokojnie leżeć i odpoczywać. To właśnie zamierzam robić. Rozsiadam się na sofie w salonie. Niedaleko mnie znajduje się mój mąż, który pochłonięty jest pracą. Spoglądam na niego ukradkiem. Wydaje się taki skupiony i poważny. Pozory mylą. Tak naprawdę to najbardziej czuły i uroczy człowiek, jakiego znam. W jego wypadku pierwsze wrażenie z pewnością zawiodło. Oceniłem go jako nadętego dupka. Kolejne tygodnie pokazały, że to były trafne spostrzeżenie. A potem coś się w nim zmieniło. Ze zbędnego inkubatora, który bezprawnie przechwycił jego własność, stałem się kimś bliskim. Ukochanym. Pożądanym.

Nigdy mu tego nie powiedziałem, lecz poczułem do niego coś więcej już w czasie naszego pierwszego spotkania. „Przystojny i pociągający”. Świat walił mi się na głowę. Traciłem grunt pod nogami. Oszczędności przepadły. Zostałem pozbawiony mieszkania. Musiałem zrezygnować z pracy. Fatalnie się czułem. A mimo to moje serce szalało, gdy tylko znajdował się blisko.

Czy to magia? Wątpię. Ja się po prostu zakochałem. Spodobał mi się, bo był przystojny i pewny siebie. Poza tym dziecko kochało go równie mocno, jak mnie. Obydwoje chcieliśmy, aby się nami zaopiekował. Przytulił. Zadbał o nas, bo bardzo tego potrzebowaliśmy. A on był taki uparty i przekonany o swoich racjach.

Postanowiłem więc odrobinkę dopomóc szczęściu. Spojrzałem na niego raz. Potem drugi. Patrzyłem tak, aby wiedział, że się nim interesuję. Być może go uwiodłem. Sam nie wiem. W każdym razie nie czuję się winny. Wprost przeciwnie.

- Mój piękny, nad czym tak dumasz?

Max siada obok mnie na sofie i od razu poprawia koc, którym jestem okryty. Niby wie, że jest mi ciepło i wygodnie, lecz musi to sprawdzić. Krąży wokół mnie niczym satelita. Jestem jego Słońcem, a on moim Księżycem. Należymy do siebie.

- Myślałem o tobie – zdradzam swój sekret.

- O mnie? – Mój mąż udaje zaskoczonego, choć dobrze wiem, że w środku cieszy się jak mały chłopiec. Widzę to w jego oczach. Potrafię z nich wszystko wyczytać. W tej chwili maluje się w nich nieopisana wręcz radość i ekscytacja, nad którą trudno mu zapanować.

Odkładam album o impresjonizmie na bok i cierpliwie czekam. Za chwilę nie wytrzyma napięcia i podzieli się ze mną dobrymi wiadomościami. Kilka sekretnie wymienionych wiadomości z przyjacielem, który pracuje w domu towarowym. Droga i całkowicie zbędna świąteczna kolekcja ubranek dziecięcych. Lista rezerwowa, która spędza mu sen z powiek. Wszystkie te elementy składają się w jedną całość, którą Max interpretuje jako szeroko rozumiane „rozpieszczanie”.

- Proszę, nie patrz tak – zaczyna się nerwowo uśmiechać.

- Jak? – Tym razem to ja udaję zaskoczonego. – Jak mam na ciebie nie patrzeć?

- Eli…

- Chciałbym soczek. Mógłbyś mi przynieść? – Szybko zmieniam temat, by odrobinę dłużej dręczyć mojego mężczyznę.

- Soczek? Oczywiście, kochanie. Już przynoszę. – Tak jak podejrzewałem, Max od razu gotowy jest spełnić moją zachciankę. – Na jaki soczek masz ochotę?

- Poproszę marchewkowy. – Utrzymanie kamiennego wyrazu twarzy kosztuje mnie naprawdę sporo wysiłku. Jednak możliwość obserwowania jego reakcji warta jest poświęcenia.

- Marchewkowy? – Staje się odrobinę podejrzliwy. – Nigdy nie pijesz marchewkowego.

- Może powinienem zacząć? – Rozważam na głos. – Jest świeżo wyciskany i zawiera wiele witamin.

- Króliczek i marchewki… – mamrocze pod nosem.

- Pasuje idealnie, nie sądzisz? – Parskam.

- Ty mały, wredny, złośliwy… - Max rzuca się na mnie niczym prawdziwa bestia. Wybucham głośnym śmiechem. – Pożałujesz, zobaczysz! – odgraża się, wciskając mnie w miękkie poduszki.

- Nic mi nie zrobisz – ignoruję niebezpieczeństwo, przymykając powieki.

- Jesteś zbyt pewny siebie, wiesz o tym? Powinieneś się mnie bać, chociaż odrobinkę – dodaje znacznie ciszej.

- Niby dlaczego? Oswoiłem cię. – Na potwierdzenie moich słów wyciągam rękę i muskam palcami jego policzek. Pod opuszkami czuję delikatny ślad zarostu.

Mój ukochany od razu wykorzystuje okazję. Łapie mnie za nadgarstek, który z namaszczeniem całuje. To mu jednak nie wystarczy. Obsypuje więc delikatnymi pocałunkami każdy milimetr mojej skóry, a potem przenosi się na palce.

- Małe króliczki nie powinny igrać z przeciwnikami większymi od siebie – mruczy seksownie, kontynuując naszą zabawę.

- Może i jestem mały, ale wkrótce to się zmieni – wskazuję na swój brzuch. – Jeszcze kilka tygodni i będę ważyć więcej od ciebie. – Muszę się położyć na boku, bo tak jest mi niewygodnie.

- Przepraszam, skarbie. Nie chciałem cię przygnieść.

- Nie przygniotłeś.

Mimo moich zapewnień, Max próbuje się ode mnie odsunąć.

- Już uciekasz? Zostań – kuszę go, odsuwając się, aby zrobić mu więcej miejsca. Na szczęście sofa jest całkiem spora i bez problemu powinniśmy się zmieścić.

- Zostanę, ale nie za darmo.

- To negocjacje? – Unoszę część koca, aby Max położył się obok mnie. Potrzebuję go. Jego bliskość sprawia, że czuję się kochany i bezpieczny.

- Raczej kompromis. Ja zrobię coś dla ciebie, a ty dla mnie. Może być?

- Widzę, że jesteś zdeterminowany. Czyżby chodziło o kolekcję świąteczną?

- Harris przepchnął mnie na główną listę! – Mój mąż wreszcie ma szansę, aby podzielić się ze mną swoim „sekretem”. – Tak długo na to czekałem!

- Nie wątpię – igram z ogniem, by dalej móc go prowokować.

- Harris mówił, że się stara, ale sam widziałeś, że te wszystkie formalności trwały wieki. A co by było, gdyby mu się nie udało? Zostawiłby nas na lodzie, mamiąc obietnicami bez pokrycia.

- To straszne! Bez tych ubranek nasze dziecko z pewnością byłoby nagie! – drwię.

- Sam widzisz, jakie to wszystko jest ważne. – Max intensywnie przytakuje. Bierze moje słowa na poważnie.

- Jeśli dobrze pamiętam, w razie czego miałeś dostać sporą paczkę na otarcie łez… - Prześwietlam męża wzrokiem. – Rozumiem, że to zamówienie zostało anulowane, tak?

- Anulowane? No więc ja… Nie anulowałem go!

- Co? – Z moich ust wydobywa się jęk frustracji. – Dlaczego?

- Kochanie, ty i ja należymy teraz do grona ekskluzywnych klientów. Dom towarowy będzie nas traktować w wyjątkowy sposób.

- Nie chcę tego słuchać – zatykam uszy rękoma.

- Będziemy mogli zamawiać rzeczy z limitowanych kolekcji. Trafimy też pod opiekę konsultanta dostępnego przez całą dobę. – Moje argumenty trafiają w próżnię.

- Max… - Nawet nie wiem, jak powinienem to skomentować.

- Nie złość się na mnie, Króliczku. Zrobiłem to dla ciebie. Chcę, abyś był szczęśliwy.

Wzrok małego szczeniaczka. Kolejna porcja pocałunków. Mój facet z pewnością wie, jak mnie udobruchać.

- A co z pracą? Czy nie mówiłeś, że zamierzasz pisać aż do wieczora? Nawet zmusiłeś mnie, abym tu z tobą siedział. Moje poświecenie poszło na marne… - wzdycham teatralnie.

- To nieprawda. Napisałem naprawdę sporo.

- Czy twoje „sporo” zadowoli April?

Zapada cisza. Max waha się nad odpowiedzią.

- Bardzo cię kocham – szepcze, całując mnie w policzek.

- Ja ciebie też. I nie, nie obronię cię, jeśli twoja agentka zadzwoni z pretensjami – grożę mu palcem.

- Nie musisz. Twoje poświęcenie wymaga szczególnego prezentu.

- Też tak uważam, mężu – przytakuję. – Uważam, że należy mi się prezent.

- Skarbie, wreszcie mnie rozumiesz! Powiedz, powiedz czego pragniesz – zachęca mnie.

- Mogę poprosić o coś wyjątkowego? – Uśmiecham się nieśmiało. Max reaguje w przeciągu sekund. Przyciąga mnie do siebie i namiętnie całuje. Oto chwila, na którą od dawna czekałem. Cierpliwość jest cnotą, jak mawiali mędrcy… - Mężu – duszę ciężko, próbując zapanować na oddechem. – Nie pomagasz mi, wiesz? Poza tym to miał być prezent dla mnie, a nie dla ciebie.

- Zapomniałem – żali się, wsuwając dłonie pod moje ubranie. Wstrzymuję oddech. – Lubisz, gdy cię dotykam?

- Bardzo – odpowiadam nieco rozmarzonym głosem, bo wyobraźnia podsuwa mi różne scenariusze, które z łatwością mogą zmienić zwyczajne popołudnie w bardzo ogniste popołudnie. Nie muszę się specjalnie starać. Wystarczy, że nie zaprotestuję, gdy będzie mnie rozbierać. A wszystko wskazuje na to, że będzie.

- Króliczku, co powiesz na to, żebyśmy poszli już spać? – Max nie czeka na moją zgodę. Ucieka spod ciepłego koca. Zanim orientuję się w sytuacji, porywa mnie w ramiona razem z miękkim okryciem.

- Spać? Jeszcze wcześnie. A prezent?

- Dobrze, przyznaję. Prezent miał odwrócić twoją uwagę. Ze spaniem możemy się jeszcze chwilę wstrzymać.

- Czy mi się wydaje, czy też zamierzasz mnie przekonać do swoich niecnych planów za pomocą seksu?

- Ja?! Nie. Uznałem, że w łóżku będzie nam wygodniej.

- Nam, czyli tobie?

- W salonie jest fajnie, ale w sypialni jeszcze lepiej.

Prawda wygląda nieco inaczej. Max woli mnie zanieść do łóżka, bo jest ono znacznie większe. Obchodzi się ze mną niczym z jajkiem. Mój komfort jest jego priorytetem.

Miłość…

Mój mąż często nazywa mnie Królikiem. Uważa także, że praktykuję pradawne Marchewkowe Czary, które sprawiają, że mężczyźni (tylko jeden, za to wyjątkowo zaborczy, przy którym z pewnością nie użyję liczby mnogiej, bo siła rażenia jego zazdrości dorównuje zasięgowi bomby atomowej) tracą dla mnie głowę.

On z pewnością ją stracił. Zresztą nie tylko głowę. W komplecie dostałem też serce.

Nie napoiłem go miłosnym eliksirem. Nie użyłem czarodziejskiej różdżki. A mimo to udało mi się sprawić, że pewnego deszczowego popołudnia poprosił mnie o rękę.

Przyjąłem oświadczyny. Nie śmiałbym odmówić. Patrzył na mnie w taki sposób… Patrzył z miłością. Oddaniem. Patrzył tak, jakby ubóstwiał mnie wzrokiem.

Małżeństwo to poważna decyzja. Dobrze ją przemyślałem. Starałem się nie kierować wyłącznie miłością, czy dobrem naszego dziecka. Zanim na moim palcu pojawiła się brylantowa obrączka wiedziałem, że chcę z nim być. Tylko z nim. Słodki stan miłosnego upojenia to za mało, jeśli poważnie podchodzi się do przyszłości. Zwłaszcza, jeśli nasz partner ma na koncie mniejsze i większe szaleństwa. Najważniejsze, że jestem przez niego kochany. Mogę śmiało powiedzieć, że moje marzenie się spełniło.