środa, 10 czerwca 2020

mpreg 91

„Bezsenne Noce"


- Nareszcie! – Eli kładzie się na ogrodowej huśtawce i głośno wzdycha.

- Odwaliliśmy kawał dobrej roboty – przytakuję, zajmując miejsce po drugiej stronie. – W rekordowym czasie dokończyliśmy urządzanie domu. Złożyliśmy wszystkie meble. No i wreszcie pozbyliśmy się tych okropnych kartonów, które były porozrzucane prawie w każdym kącie, szpecąc i strasząc.

- Kartony były najgorsze.

- Tak? – Parskam śmiechem na widok zmarszczonych, jasnych brwi. – To dziwne, bo z tego co pamiętam, najbardziej narzekałeś na ubrania.

Króliczek unosi powieki i piorunuje mnie fiołkowym spojrzeniem.

- Masz zakaz kupowania czegokolwiek przez najbliższe dziesięć lat! – Grozi mi palcem.

- Możesz uznać za sukces, jeśli wytrzymam do końca tygodnia – mruczę się z satysfakcją, wyciągając na huśtawce.

- Max, ja nie żartuję! – Wojowniczy gryzoń chce mi narzucić swoje zdanie.

- Skarbie, przecież wiesz, że nie złożę tak niedorzecznej obietnicy. To byłoby pogwałcenie wszystkich zasad, które…

- Pogwałcenie? – przerywa mi. – Skoro tak stawiasz sprawę, przyjmuję wyzwanie. – Mój ukochany uśmiecha się przebiegle, obejmując brzuszek.

- Znam to spojrzenie. Myślisz o seksie, prawda? – demaskuję go.

- Może...

- Zanieść cię do sypialni?

- Za chwilę. Przez ostatnie kilka dni praktycznie nie wychodziliśmy z domu. Chcę się nacieszyć piękną pogodą i słońcem.

- To twoja wina. Uparłeś się na wielkie porządki.

- Rano spodziewamy się gości. – Eli ze spokojem obala wszystkie moje argumenty.

- To także twoja wina. Prosiłem cię tysiąc razy, abyś pozwolił mi to odkręcić. – Sięgam po dłoń ukochanego i zaczynam bawić się jego palcami. – Wciąż nie jest za późno, abyśmy to odwołali – przymilam się.

- Sądzisz, że April da się zbyć byle czym?

- Nie – ze smutkiem w głosie przyznaję mu rację. – Jest zdeterminowana, aby cię poznać.

- Moim zdaniem chodzi jej bardziej o ciebie.

- O mnie? – dziwię się. – Zapewniam cię, że ja nie mam z tym nic wspólnego.

- Nie bądź taki skromny. Jesteś jej ulubieńcem. Sam wielokrotnie powtarzałeś, że spośród wszystkich podopiecznych, to właśnie ciebie najbardziej hołubi.

- To już przeszłość, wierz mi. April nie spędzi kilku godzin w samochodzie, by wypić ze mną kawę i porozmawiać o literaturze. Jej celem jest ktoś inny… – Celowo robię pauzę, by wprowadzić więcej dramatyzmu. Pochylam się nad Eli i spoglądam na niego z góry. – To nie są żarty, skarbie. Przygotuj się na prawdziwą wojnę!

- W przeciwieństwie do ciebie, nie mogę się doczekać jutrzejszego spotkania.

- Dlaczego?

- Jak to dlaczego? – Eli wyciąga rękę i dotyka mojego policzka. – Chcę zobaczyć na własne oczy, jak tobą steruje. Może dzięki temu spotkaniu nauczę się o tobie czegoś nowego.

- Ty mały, wredny… – Bez ostrzeżenia zaczynam łaskotać ciężarnego, który zanosi się od śmiechu.

- Przestań, proszę – Eli próbuje mnie powstrzymać. Ustępuję mu, choć niezbyt chętnie. Uwielbiam go dotykać, nawet z najbardziej błahego powodu.

- Kiedyś rzeczywiście tak było, że April miała na mnie dość silny wpływ. To głównie dzięki niej osiągnąłem sukces. A potem pojawiłeś się ty i wywróciłeś cały mój świat do góry nogami. Książki przestały być najważniejsze. Znalazłem im godne następstwo. Jesteś jedyną osobą, dla której zrobiłbym wszystko – wyznaję, gładząc Eli po włosach.

- Hmm… Nie wierzę, że pozwoliłeś jej decydować. Lubisz mieć ostatnie zdanie w wielu kwestiach.

- To prawda – puszę się dumnie. – Czasami nawet ciebie udaje mi się przekonać do uległości – przechwalam się, wspominając jednocześnie chwile, gdy za pomocą pieszczot sprawiłem, że zmienił zdanie i grzecznie zapełnił półki w szafie.

- Mówiąc takie rzeczy dajesz mi do zrozumienia, że spałeś z April. Wiesz o tym?

- Co?! Nigdy! Skarbie, nie wiesz o czym mówisz! Ta kobieta to demon!

- Demon? – Eli parska śmiechem. – Co znaczy jeden demon dla pogromcy królików?

- Śmiej się, śmiej. Jutro zmienisz zdanie. A do tego czasu – zmniejszam odległość między naszymi ustami – skupimy się na przyjemnościach.

- Przyjemnie byłoby wtedy, gdybyś przyniósł lody z zamrażalnika. – Króliczek kładzie palec wskazujący na moich warach.

- Truskawkowe? – Pytam, całując ukochanego w policzek.

- Kocham cię, mężu.

Większej zachęty nie potrzebuję. Niczym na skrzydłach pędzę do domu, by spełnić zachciankę blondyna. Dopadam do zamrażalnika, z którego wyciągam upragnionego loda, którego od razu odpakowuję. Owocowy sorbet w rożku to nowa miłość ciężarnego nastolatka. Cieszę się, że udało mi się kupić coś, co mu smakuje. Rożek nie pochodzi z pensjonatu, który uważam za siedlisko zła. To lokalny smakołyk, który poleciła nam pani Gertruda. W dodatku udało się jej zdobyć cały karton tych pyszności. Szczelnie wypełniają największą szufladę w naszej chłodziarce.

- Jedz, bo się rozpuści. – Dotykam ramienia złotowłosego, który nie reaguje na trzymany przeze mnie desre. – Zdążyłeś zasnąć w trzy minuty? – Z czułością okrywam kocem moje najdroższe szczęście.

Siadam na fotelu i przez dłuższą chwilę przyglądam się ukochanemu.

- Pora wrócić do uprawiania sportu – śmieję się do loda, którego przyszło mi zjeść.

Po mniej więcej godzinie biorę Eli na ręce i zanoszę do sypialni.

- Będziesz spać aż do rana, co? – szepczę, by go nie obudzić. – Wiem, że to przez dziecko, ale akurat dzisiaj… – wzdycham. – Potrzebuję cię, Króliczku. W dodatku trzeba cię rozebrać. Nie ułatwiasz mi.

Gdy udaje mi się uporać z ubraniami Eli, biorę prysznic i przynoszę laptopa do łóżka. Nie ma szans, abym zasnął o tak wczesnej porze. Postanawiam więc trochę popisać. Nowy rozdział odwróci uwagę April. Stresuje mnie jutrzejsza konfrontacja.

April będzie chciała wymusić na Eli podpisanie kontraktu. Każe mu zaprojektować okładkę na nową książkę. Jestem pewny, że na samej okładce z pewnością nie poprzestanie. Tymczasem Eli… On nie jest gotowy na tego typu wyznania. Szybko się męczy. Potrzebuje ciszy, spokoju i odpoczynku. Będę go bronił jak lew, jeśli zajdzie taka potrzeba.

Odkładam komputer kilka minut po czwartej rano. Jestem zmęczony bezustannym rozważaniem setek scenariusz. Do tego napisałem aż dwa nowe rozdziały. Gaszę lampkę i zakopuję się pod kołdrą. Leżę dłuższą chwilę w ciszy. Sen omija mnie szerokim łukiem. Przytulam się do pleców narzeczonego, a mimo to nie znajduję ukojenia. Pragnę go. Kilkudniowa abstynencja spowodowana porządkowaniem domu oraz frustracja z powodu zachowania nadgorliwej agentki, potęgują rozdrażnienie. Wszystko jest nie tak! Trzeba było zabrać Króliczka i uciec na inny kontynent. Z pewnością doceniłby jakąś egzotyczną wyspę, gdzie mógłby całe dnie wylegiwać się na hamaku, otoczony białym piaskiem, turkusowym oceanem oraz pysznymi owocami. Czy dałbym radę zorganizować nasz przed przyjazdem April? Wystarczyłoby kupić bilety. Tylko jak przekonać Eli? Długa podróż samolotem może być dla niego dość męcząca. Najbliższe lotnisko nie dysponuje odrzutowcem o wysokim standardzie. Musieliby najpierw ściągnąć tu samolot. Eli zrobi awanturę. Będzie marudzić, że wydaję za dużo pieniędzy. Nie rozumie, że to dla jego dobra. Gdybym mógł… Gdybym tylko mógł… Zaczyna padać. Moje obawy i zmartwienia mieszają się z dziwnymi wizjami sennymi, które wywołują silny ból głowy. Umęczony zasypiam tuż przed piątą.


*** 

Ciche pomruki burzy za oknem sprawiają, że od razu staram się zagarnąć Króliczka w swoje bezpieczne ramiona. Wyciągam rękę, lecz natrafiam jedynie na poduszkę, która leży tuż obok mnie. Niechętnie otwieram oczy. Jestem niewyspany. Boli mnie głowa i najchętniej zakopałbym się w pościeli, ale nie mogę. Z niedowierzaniem stwierdzam, że jest już po dziesiątej. Okropny początek dnia.

Udaje mi się doczłapać do kuchni, gdzie jestem witany słodkim uśmiechem.

- Dzień dobry. Mam dla ciebie kawę. – Eli naciska guzik, aby uruchomić ekspres.

- Nie chcę kawy. Wolę ciebie.

Łapię Króliczka. Nie stawia oporu. Pozwala się przytulić i pocałować, chociaż jeszcze się nie goliłem.

- Lepiej? – Eli przygląda mi się z troską.

- Nie.

- Kiepsko wyglądasz, mężu.

- Ucieknij ze mną.

- Nic z tego. Jakoś przetrwasz ten dzień. Proszę. – Narzeczony ucieka ode mnie, by podać mi kubek.

- Tym razem sama kawa to za mało – żalę się na swój ciężki los.

- Śniadanie? – Niestrudzony złotowłosy zgaduje dalej.

- O której wstałeś? – Szybko zmieniam temat, by dalej nie drążył. Jeśli mu powiem, że myślę wyłącznie o tym, by zanieść go na górę, nie będzie zadowolony.

- Nie wiem. Wcześnie. Za to nie pamiętam w jaki sposób znalazłem się w łóżku. Zasnąłem w domu czy w ogrodzie?

- W ogrodzie.

- Prawda. Miałeś mi przynieść lody truskawkowe. – Eli powoli składa wczorajsze wydarzenia w spójną całość.

- Przyniosłem. A potem musiałem je zjeść.

- Nie narzekaj. Są pyszne.

- Od jutra wracam do biegania – odgrażam się, dotykając swojego brzucha. – Przeprowadzka na wieś sprawiła, że jestem bez formy.

- Moim zdaniem wyglądasz bardzo dobrze.

- Teraz tak mówisz, ale za parę miesięcy zmienisz zdanie. Poza tym ostatnio twierdziłeś, że podobają ci się moje mięśnie.

- Zrezygnujesz z porannego wylegiwania się ze mną w łóżku na rzecz mięśni? – Nastolatek przechyla głowę na bok. Przygryza zębami dolną wargę. Wpatruje się w niego jak zahipnotyzowany.

- To już bezwstydny flirt – zwracam mu uwagę, pociągając przy tym spoty łyk gorzkiej kawy. Tym razem to nie ona działa na mnie orzeźwiająco, lecz to wredne chuchro, bawiące się moim kosztem.

- Podoba ci się – chichocze fiołkowooki.

- Ty mi się podobasz. I bardzo ładnie dziś wyglądasz.

- Naprawdę? Dziękuję.

Eli obraca się w koło, prezentując mi swój dzisiejszy strój. Składa się on w ciemnogranatowego, jeansowego kombinezonu, który podkreśla jego zaokrąglony brzuch. Nowoczesny krój sprawia, że wygląda seksownie. Lekkie marszczenia na bokach oraz nieco luźniejsze rękawy oraz nogawki balansują całość. Niby widać ciążę, ale nie jest ona na pierwszym planie. Drapieżności dodają mu także związane, jasne włosy oraz nieco wymodelowana, postrzępiona grzywka, miękko okalająca jego anielską twarz.

- Skarbie… – Gryzę się w język, by nie powiedzieć, że przez samo patrzenie robię się twardy.

- Tak?

- Już nic. – Cofam się do tyłu i opieram o kredens, który blokuje mi drogę ewakuacyjną. – Idę pod prysznic – decyduję spontanicznie, odstawiając kubek z niedopitą kawą na blat.

- Stój! – Eli jednym słowem unieruchamia moje ciało. Robię się coraz bardziej niespokojny obserwując, jak zakrada się do mnie z chytrym uśmieszkiem. – Uciekasz ode mnie?

- Nie uciekam. – Zasycha mi w gardle. Nastolatek staje tuż przede mną i wpatruje się w moje oczy. Ma nieodgadniony wyraz twarzy, który potęguje emocje, nad którymi przestaję panować.

- Jesteś spięty – drażni się ze mną, zaczynając rysować palcem po mojej klatce piersiowej. Na szczęście nie dotyka nagiej skóry. Gdyby nie piżama, miałbym przechlapane.

- To przez April i Jeffa. Zastawili na nas pułapkę i…

Eli łapie mnie za pobudzonego członka, którego ostrożnie pociera palcami.

- Pułapkę? Serio? – Udaje niewzruszonego sytuacją, zupełnie jakbyśmy rozmawiali o pogodzie.

- Skarbie, nie rób tak – chwytam go za nadgarstek, ale Eli na to także jest gotowy. Z niezadowoleniem unosi jasne brwi zmuszając mnie tym samym, abym się wycofał.

- Zbyt wiele myśli poświęcasz April, mężu. Koniecznie chcesz, abym był zazdrosny?

- Zazdrosny? Ty? Nie daję ci żadnych powodów do zazdrości. Kocham tylko ciebie! – Niesforny małolat pociąga za gumkę i dziecinną łatwością zsuwa spodnie od piżamy z moich bioder. – Ach… – syczę z przyjemności. Eli pozbywa się przeszkody w postaci bawełnianej bariery. Dzięki temu wyraźnie czuję jego dotyk.

- To, że nie okazuję zazdrości w tak zaborczy sposób jak ty nie oznacza, że jest mi ona zupełnie obca. Jesteś zbyt rozkojarzony. Najwyższa pora, abym przypomniał ci, że masz myśleć wyłącznie o mnie.

- Skarbie… – Z mojego gardła wydobywa się jedynie stęknięcie. Nie wiem co się dzieje. Jeszcze kilka sekund temu pochłaniały mnie zupełnie inne problemy, ale teraz… Teraz…

- Właśnie tak, Max. Skup się na wyłącznie na mnie.

Króliczek celowo oblizuje usta, a następnie osuwa się w dół, kusząco ocierając o moje nogi. Gdy klęka na podłodze, posyłając mi wyjątkowo uwodzicielskie spojrzenie, w pierwszej chwili chcę go powstrzymać, ale nie mogę. Stoję jak wmurowany. Wstrzymuję oddech, gdy chłopak odsuwa głowę nieco do tyłu, abym dokładnie widział co będzie ze mną robić.

- Nie możesz – mamroczę, ciężko dysząc.

- Mogę. – Czubkiem języka dotyka nabrzmiałej główki. Uśmiecha się przy tym, jak na prawdziwego psotnika przystało. Z premedytacją patrzy mi w oczy, rozchylając szerzej usta.

Kręci mi się w głowie i słyszę jedynie dudnienie własnego serca. Klęczący przede mną Eli to najbardziej erotyczny widok, jaki widziałem w całym swoim dotychczasowym życiu. Bawi się ze mną, przesuwając językiem po pulsującej nasadzie. Jego drobne dłonie opierają się o moje biodra. Niespodziewanie zaciska wargi i przesuwa nimi od połowy długości aż po sam czubek, doprowadzając mnie prawie do orgazmu i zawału jednocześnie.

Słodkie tortury trwają w najlepsze. Mój przyszły mąż doskonale wie, co robi. Nie sądziłem, że kiedykolwiek posunie się tak daleko. Ja nie miałem oporów, by pieścić go w taki sposób, lecz nie oznaczało to, że wymagałem rewanżu. Wprost przeciwnie. Tymczasem teraz, gdy jego zwinny język… Boję się do czego jeszcze jest w stanie się posunąć.

- Nadal myślisz o April? – Pyta nagle, pomagając sobie dłonią w dalszym pastwieniu się.

April? Kim jest April? Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Marzę wyłącznie o tym, by dojść.

- Proszę, przestań… – jęczę, ledwo nad sobą panując.

- Max, ja się dopiero rozkręcam – odpowiada nieco obrażony. By bardziej mi dopiec, dmucha na nieco wilgotną skórę, wywołując falę dreszczy. Po chwili moja męskość prawie niknie w jego ustach, wessana głęboko do środka.

- O bogowie! – prawie krzyczę. Resztkami sił staram się zapanować nad własnymi biodrami, by przypadkiem nie poddusić Króliczka, który jest całkowicie nieświadomy zagrożenia.

- Złap mnie za włosy, Max – żąda nagle, pieszcząc mnie intensywnie palcami.

Nie odpowiadam.

Nie twierdzę, że wcześniej o tym nie fantazjowałem. Nie oznacza to jednak, że mógłbym zrobić coś takiego. Nie z nim. To nie jest jego bajka. A przynajmniej nie była aż do dzisiejszego poranka.

- Związałem je celowo, z myślą o tobie. Chcę tego. Chcę, żebyś złapał mnie za włosy – powtarza. – Sama myśl o tym, że to robisz, mocno cię nakręca. Śmiało, Max. Zrób to… - ponagla mnie.

Nie mam pojęcia co przeważyło. Czy fakt, że nie kochaliśmy się od kilku dni, czy też rychła wizyta niechcianych gości. A może to, że odkrywam zupełnie nieznane oblicze mojego ukochanego – cholernie wyuzdane i gorące oblicze, które bardzo, ale to bardzo mi się podoba. Jadę jak na autopilocie. Po prostu robię to, co mi kazał. Oplatam złote pasma wokół dłoni i przejmuję kontrolę nad naszym kuchennym zbliżeniem. Eli mi ufa. Wie, że przez cały czas go obserwuję i nie pozwolę na ty, by nasza zabawa wymknęła się spod kontroli. Z drugiej strony całkowicie się zatracam, zatapiając w gorącym i śliskim wnętrzu jego ust. Poruszam biodrami, bliski spełnienia. Nastolatek pozwala mi na spełnienie najbardziej mrocznej fantazji, której potem być może będę się wstydził. Jedno jest pewne. Nigdy wcześniej nie czułem się tak, ja teraz.

W ostatniej chwili puszczam splątane włosy Eli, które przepływają mi między palcami, aby dać mu tym samym czas na odsunięcie się. Mimo to mały uparciuch nawet nie myśli, aby przestać. W jego oczach dostrzegam jedynie dziką satysfakcję, gdy pozwala mi dojść z swoich ustach. Mruga kilka razy, walcząc z niechcianymi łzami. Głaszczę go po policzku, ledwo łapiąc oddech.

Potrzebuję kilku chwil, by dojść do siebie po trzęsieniu ziemi, jakie mi zafundował. Chociaż ledwo stoję na nogach, znajduję w sobie dość siły, by unieść chłopaka z podłogi i posadzić go na przeciwległej wyspie. Obejmuję go mocno i całuję bardzo zaborczo, dając mu tym samym do zrozumienia, że kocham go ponad wszystko.

Eli wtula twarz w moją szyję i przymyka powieki.

- Kocham cię – szepcze.

- Nie da się ukryć – śmieję się, gładząc go po plecach. – Nie wiem co w ciebie wstąpiło. Zwykle jesteś taki opanowany i…

- Prosiłem, abyś mnie nie prowokował, prawda? – Eli zwinnie unika odpowiedzi. – Poza tym jest jeszcze dziecko. Kiedy maleństwo będzie już z nami, poznasz mnie od zupełnie innej strony.

- Nie mogę się doczekać – szepczę, opierając się czołem o jego czoło.

- No dobrze, pobawiliśmy się, a teraz pora zając się obowiązkami. – Blondyn odpycha mnie od siebie i zeskakuje z blatu. – Idź się przebrać, a ja skończę nakrywać do stołu.

- Chodź ze mną – kuszę go, ponownie do siebie przyciągając. Eli zaplata ramiona wokół mojej szyi i pozwala całować się po szyi.

- Jaki niecierpliwy… Przykro mi mężu, ale jest już późno. Nie chcesz przecież, aby April nakryła nas w łóżku, prawda?

- Nic mnie to nie obchodzi – warczę, łapiąc go za pośladki, bo wiedział, że znowu go pragnę. – Nie chcę czekać. Pragnę cię.

- Cierpliwości, Max. Obiecuję, że wrócimy do tematu.

- Kiedy? – Drążę temat, by nie tracić cennych minut.

- Wieczorem.

- Wieczorem będziesz zmęczony.

- Nie będę. A teraz idź na górę i się ubierz, bo wyglądasz nieprzyzwoicie seksownie.

- Skarbie… – Po raz ostatni próbuję coś wskórać, ale Eli jest nieugięty. Po jego minie widzę, że uznał temat za zakończony. Pozostaje mi jedynie czekać.

- Jeśli dziś zaśniesz, obudzę cię – ostrzegam go przed opuszczeniem kuchni.

- Nie licz na to.
***
Kochani, długo mnie nie było. Wiem, że tęskniliście. Ja także nie mogłem się doczekać aż wygospodaruję trochę czasu na pisanie. Niestety, zbliża się sesja. Mam za sobą połowę egzaminów, które potrwają do końca czerwca. Mimo to postarałem się o nowy rozdział :) Jeśli nie zmienią mi planu na weekend, to jest spora szansa, że w tym tygodniu wrzucę coś jeszcze. 

Miłego popołudnia :)

Wasz Kitsune