wtorek, 22 września 2020

Humory Króla - rozdział 19

 

Simon

Gdy opuszczaliśmy „Twierdzę” zegar wskazywał kilka minut po dwudziestej pierwszej. Ile czasu Eryk spędził z Alanem? O czym rozmawiali? Starszy brat musiał mieć jakiś konkretny cel, skoro zadał sobie aż tyle trudu i pojawił się osobiście. Wiedział o zabezpieczeniach. Wiedział, jak dostać się bezpośrednio do apartamentu. Nie przyszedł zabijać. Torturował Eryka, bo chciał coś na nim wymusić. Tylko co? Może liczył na to, że Eryk odda mu koronę? A może po prostu lubi zadawać mu ból? Cokolwiek to było, posunął się za daleko. O wiele za daleko.

- Przestań się wiercić, bo mnie denerwujesz! – Blondyn wyraża swoje niezadowolenie. Przeszkadzam mu, że bez przerwy się obracam. 

- Przesiądę się. – Korzystam z okazji i od razu odpinam pasy.

- Nawet o tym nie myśl – złowrogi syk pozbawia mnie złudzeń.

- Dlaczego nie pozwalasz mi przy nim być? On mnie potrzebuje!

- W tej chwili potrzebuje wyłącznie spokoju i odpoczynku.

- Pan wszechwiedzący się znalazł, który wszystko wie najlepiej – szydzę.

- Gdybyś śledził poczynania Alana to wiedziałbyś, jak działa specyfik, który podał Erykowi – odpowiada ze spokojem, ignorując moją zaczepkę.

- Skoro ty to wiesz, czemu więc Eryk jest w tak złym stanie?!

- Zrobiłem tyle, ile mogłem. Teraz musimy czekać.

- Na co? – prycham.

- Aż jego organizm rozłoży związek chemiczny, który… –  Vee rzuca mi pojedyncze spojrzenie, po którym kręci jedynie głową. – W sumie po co mam ci to tłumaczyć? I tak nie zrozumiesz. Nie znasz się na tym.

- Za to umiem się całkiem nieźle bić i jeśli nie przestaniesz mnie prowokować, to… – Przerywam swoją wypowiedź, bo z ust mojego ukochanego wydobywa się ciche jęknięcie. Ponownie odpinam pasy. Może uda mi się prześlizgnąć między fotelami.

- Nie dotykaj go! – Vee zdaje się czytać w moich myślach. Jak inaczej wytłumaczyć fakt, że przewidział co chcę zrobić? Opiera rękę o mój fotel, zagradzając przejście.

- Potrzebuje mnie! – Wykłócam się o swoje prawa.

- Narkotyk Alana potęguje ból. Eryk został pobity i pocięty. Każde, nawet najmniejsze muśnięcie sprawia, że cierpi. Im mniej go dotykamy, tym lepiej.

- Zabiję drania… Zabiję gołymi rękami… – odgrażam się. Trudno jest mi zapanować nad falą bezsilności połączonej z dziką furią. Na samą myśl, że ten zwyrodnialec znowu skrzywdził Eryka… Najchętniej bym go zabił! I pomyśleć, że był czas, gdy ślepo wierzyłem Alanowi… Ba, ja go nawet kochałem! Brzydzę się samym sobą i łatwowiernością, która obróciła się przeciwko mnie.

- Nie zabijesz, bo to ja dopadnę go pierwszy – Vee studzi moje mordercze zapędy.

- Ty?! Twoi ludzie wpuścili drania do apartamentu! – Oskarżanie to ślepy zaułek, ale muszę się na kimś wyładować.

- Dopiero teraz na to wpadłeś? Wysłałem mu zaproszenie oraz klucze. Nie wiedziałeś? – Blondyn stara się zachować spokój. Zacisnął dłonie na kierownicy tak mocno, że pobielały mu palce. Nie zdziwię się, jeśli rzucimy się sobie do gardeł.

- Nie… – Z ust Eryka wydobywa się kolejne jęknięcie.

- Śpij, skarbie. Wszystko będzie dobrze.

To jedno słowo, wypowiedziane przez mojego ukochanego, całkowicie zmienia dynamikę między naszą trójką. Vee i ja przestajemy się kłócić. Łączy nas wspólny cel. Tylko ściśle ze sobą współpracując będziemy mogli przeciwstawić się niebezpieczeństwom.

- Szefie? – Ciszę w aucie przerywa telefon od Zoe.

- Mów – mój partner chce jak najszybciej poznać odpowiedzi.

- Narkotyk to zupełna nowość na rynku. W porównaniu z próbką, którą dostarczył nam nasz człowiek, skład tabletek z apartamentu nieco się różni. Na chwilę obecną mogę jedynie potwierdzić, że powinien zostać zneutralizowany w przeciągu czterdziestu ośmiu godzin.

- Przyślij mi pełną analizę chemiczną, gdy tylko będzie gotowa.

- Tak jest.

- Zbadaliście nóż?

- Jest czysty. Poza śladową ilością krwi króla, nic na nim nie ma.

- Niemożliwe! – krzyczy Vee, ignorując fakt, że jego zachowanie może się odbić na śpiącym Eryku. – Za co wam płacę, do cholery! Macie go dokładnie obejrzeć! Milimetr po milimetrze!

- Szefie, robimy co w naszej mocy, ale wszystko wskazuje na to, że książę Alan celowo pozbył się śladów. Nawet na szklance, z której pił, nie ma jego DNA. Technicy sprawdzają apartament. Szukają mikrośladów, włosów, grudek błota…

- Dowiedziałaś się, w jaki sposób ominął zabezpieczenie?

- Jeszcze nie – dziewczyna smętnie wzdycha. – Za to wiem, jak się wydostał. Użył silnego ładunku wybuchowego. Podłożył go w idealnym miejscu. Musiał wiedzieć, że akurat tam filary wykonane były w cieńszych materiałów. Wysadził więc szklaną ścianę, a gdy wybuch spowodował wyrwę, bez problemu wyszedł.

- Zoe, nie irytuj mnie! Gdzie niby wyszedł?! Skoczył w dół?! A może ześlizgnął się po elewacji?!

- Mógł mieć ze sobą spadochron lub ktoś mu pomagał. Obraz z kamer został wyłączony. Sprawdzamy, czy urządzenia działały. Jeśli tak, to przekierowano nagrywanie na inny serwer, a wtedy…

- Żądam odpowiedzi. Szczegóły bez znaczenia możesz zostawić dla siebie. Rusz tyłek i zacznij działać! – Vee kończy połączenie.

Mija godzina naszej podróży. Kręcimy się bez celu, jeżdżąc mniej uczęszczanymi uliczkami po obrzeżach miasta. Obracam się, by sprawdzić, czy z Erykiem wszystko w porządku. Podłączona przez Vee kroplówka powoli się kończy. Szarooki jest blady niczym papier. Jego oddech wciąż wydaje mi się płytki. Nie rozumiem także, dlaczego Vee woli męczyć króla w samochodzie, zamiast zawieźć w jakieś bezpieczne miejsce. Niedawno chwalił się, że Eryk ma kilka „domów”. Nie wątpię, że to prawda. Czemu więc nie pojedziemy do jednego z nich? Czy przejażdżka z nieprzytomnym, owiniętym w ręcznik monarchą kuloodpornym samochodem to obecnie szczyt naszych możliwości?

- Jeśli chcesz coś wiedzieć, zapytaj. – Vee przerywa ciszę miedzy nami.

- Nagle jesteś chętny do udzielania odpowiedzi? – Udaję zdziwionego. Blondyn nie reaguje, więc postanawiam wykorzystać okazję. – Gdzie jedziemy?

- Jeszcze nie wiem.

- Nie wiesz? – parskam.

- Rozważam różne opcje.

- Rozważaj je szybciej. Nie będziemy przecież zwiedzać miasta w nieskończoność, prawda?

- Dlaczego? Źle się bawisz?

- To nie jest śmieszne! – Kolejny raz tracę nad sobą panowanie. – Jedźmy gdzieś, gdzie jest bezpiecznie!

- Eryk tylko przy nas czuje się bezpieczny. Poza tym lubi, gdy prowadzę. To go uspokaja.

- Vee, nie przeciągaj struny. Jeśli nie chcesz mi nic powiedzieć, to nie mów, ale przestań mnie prowokować!

- Nie prowokuję cię. Pojedziemy za miasto. Musimy pokręcić się po okolicy, aby mieć pewność, że nikt nas nie śledzi.

- Kroplówka się kończy.

- Wiem. Za chwilę wymienię ją na nową.

Blondyn zatrzymuje auto praktycznie na środku drogi. Nie gasi silnika. Za to popisuje się umiejętnościami medycznymi, których coraz bardziej mu zazdroszczę.

- Świetnie sobie radzisz – rzucam od niechcenia. – Gdzie się tego nauczyłeś?

- Chciałem być lekarzem, ale nie wyszło – puszcza do mnie oko. Po chwili koncentruje całą swoją uwagę na Eryku. Bardzo delikatnie odgarnia dłuższe pasmo jego włosów, które opadało na blady policzek. – Śpij, mały – szepcze.

***

Nastaje noc. Jakiś czas temu wyjechaliśmy z miasta. Wciąż nie mam pojęcia gdzie jedziemy. Vee z pewnością za chwilę się zatrzyma. Kroplówka znowu nadaje się do wymiany. Tym razem miejscem naszego postoju okazuje się malutka stacja benzynowa. Mój partner skupiony jest na potrzebach Eryka. Dla mnie także znajduje zadanie.

- Zapłać za benzynę i kup nam coś do jedzenia. Gotówka jest w schowku.

- Ok – przytakuję, niechętnie oddalając się od samochodu.

Wchodzę do budynku, gdzie zastaję przysypiającego młodego chłopaka. Dzieciak wydaje się nieco zdziwiony moim widokiem. Najwidoczniej niewielu klientów odwiedza to zadupie w środku nocy. Nic nie mówi. Niezgrabnie zsuwa się ze swojego stołka. Zgarnia banknoty, które rzuciłem na ladę.

Vee kazał mi kupić jakiś prowiant, lecz tym razem chyba nieco się przeliczył. Poza piwem, lekami i innymi zbędnymi drobiazgami, udaje mi się wypatrzeć jedynie karton wypełniony czekoladowymi batonikami. Sięgam więc w jego kierunku i nabieram garść łakoci.

- Jeszcze to. I wodę – dodaję, licząc na to, że nastolatek szybko się uwinie.

- Z napojów została już tylko cola w puszkach. No i kawa – wskazuje na ekspres.

Kawa? Mają tu kawę? Ktoś u góry jednak się o mnie troszczy.

Z prawdziwą wdzięcznością zabieram z lady papierową torbę oraz dwa plastikowe kubki i wracam do samochodu.

- Chcesz zobaczyć magiczną sztuczkę? – Vee odpala silnik i podjeżdża do znajdującej się na tyłach myjni bezdotykowej.

- A mam inny wybór? – Pytam, przełykając jednocześnie najbardziej obrzydliwą kawę, jaką kiedykolwiek piłem. – Paskudztwo! – Otwieram okno i wrzucam kubek do metalowego kosza na śmieci.

- Tą też wyrzuć – wskazuje na drugi kubek. Nie raczył nawet spróbować. Znacznie bardziej interesują go batoniki. Niezdarnie pozbywa się opakowania i odgryza spory kęs. Nie należy do fanów czekolady. Za tortami także nie przepada. Dba o formę? A może to wina Eryka? Odkąd zamieszkaliśmy w apartamencie, mój ukochany żywił się prawie wyłącznie biszkoptem z owocami.

Blondyn wysiada z samochodu. Wrzuca kilka monet do automatu i sięga po myjkę ciśnieniową. Pod wpływem wody, kolor lakieru zmienia się z czarnego na srebrny. Woda zmienia także numer rejestracyjny.

- Przyznaj, że tego się nie spodziewałeś, co? – Zadowolony z siebie, uśmiecha się przelotnie. – Za jakieś trzy godziny będziemy na miejscu.

- Powiesz mi, gdzie jedziemy? – Nie tracę nadziei, że w końcu mi zaufa.

- Nie.

- Niepotrzebnie się łudziłem – wzdycham do siebie.

- Simon, rozmawialiśmy już o tym. Cokolwiek się stanie, masz być po mojej stronie. Nie podam ci współrzędnych, bo ich nie znam. Sam widzisz, że nie korzystam z mapy. Kupiłem mały domek na odludziu. W obecnej sytuacji to chyba najlepsze rozwiązanie – wreszcie wtajemnicza mnie w swój plan. Chciałbym nauczyć się ufać jego słowom. Chciałbym także stać się godny jego zaufania. To wiele by nam ułatwiło.

Tankowanie na obskurnej stacji to nasz ostatni postój. Mając pewność, że nikt nie siedzi nam na ogonie, niebieskooki znacznie przyspiesza. Nie zwraca uwagi na żadne znaki drogowe, zwłaszcza te mówiące o ograniczeniu prędkości. Nic nie mówię. To i tak nie miałoby większego sensu. Pochłaniają mnie wydarzenia dzisiejszego dnia, który okazał się wyjątkowo długi i męczący. A najgorsze jest to, że jeszcze się nie kończy. Za oknem robi się szaro. Mogę podziwiać kolorowe domki, porozrzucane po okolicy. Mniejsze i większe osady oddzielone są od siebie niekończącymi się połaciami lasów. Drewno jest niezwykle ważnym materiałem eksportowym dla królestwa. To właśnie z niego produkowane są ołówki. Eryk uratował fabrykę. Gdyby nie jego odwaga i determinacja, Alan do spółki ze starym księciem pozbyliby się fabryki bez mrugnięcia okiem. Zaprzepaściliby bezcenne dziedzictwo. Zerkam na śpiącego króla.

- Simon, przestań się zamartwiać. Nic mu nie będzie.

- W ciągu ostatniego miesiąca trzy razy próbowano go zabić.

- Potem się tym zajmiemy – mężczyzna skręca w polną drogę. – Jesteśmy na miejscu – oświadcza, uśmiechając się.

Mam wielką ochotę jakoś skomentować jego ostatnią uwagę, lecz gryzę się w język. Moim oczom ukazuje się spory dom, ukryty przed wścibskimi spojrzeniami za masywną bramą, porośniętą bluszczem, która otwiera się automatycznie. Vee parkuje na podjeździe, tuż przed samym wejściem. Wysiada z auta i spogląda na wszystko dość krytycznym wzrokiem.

- Piękny, prawda? Z drugiej strony jest jezioro oraz prywatna plaża. Eryk będzie zachwycony, gdy się obudzi. Weź go na ręce. Tylko ostrożnie – przypomina.

Akurat o to nie musi się martwić. Staram się delikatnie objąć ukochanego. Vee podał mu całe mnóstwo różnych leków, lecz idę o zakład, że szarooki nadal odczuwa działanie narkotyku.

- Jego pokój jest na piętrze – informuje mnie, otwierając drzwi na oścież.

Nasze kroki odbijają się echem od drewnianego parkietu. Ku mojemu zdziwieniu, na górę prowadzą dwie pary schodów. Nie są one usytuowane na samym środku, lecz po bokach i wyłożone brązową wykładziną. Vee wybiera te prowadzące na prawo. Podążam za nim. Nie podziwiam widoków za oknami, nie interesuje mnie wystrój wnętrz. Wpatruję się w twarz wtulonego we mnie Eryka, który marszczy jasne brwi. Wiem, że cierpi. Przykro mi, że to ja sprawiam mu ból. Uważam jednak, że nie powinien spać w samochodzie. W łóżku będzie wygodniej. No i Vee będzie miał większe pole manewru.

Zawiasy lekko skrzypią, gdy blondyn przekręca klamkę. Sypialnia króla okazuje się być niezbyt dużym pomieszczeniem. Centralną część zajmuje masywne, ciemnobrązowe łóżko z rzeźbioną ramą. Obok łóżka stoi fotel oraz malutki, okrągły stolik. Po drugiej stronie znajduje się sporych rozmiarów szafa, a także biurko. Wszystko to stanowi komplet i przywodzi  mi na myśl ferie zimowe, które spędzałem z rodzicami w nadmorskich pensjonatach.

- Zdejmij jego buty i zasłoń okna.

Zaciągam aksamitne zasłony. Vee kończy opróżnianie strzykawki. Wrzuca puste fiolki do torby, z którą się praktycznie nie rozstaje. Eryk jęczy cicho, gdy dotykam jego obolałego ciała.

- Już dobrze – szepczę.

- Za trzy godziny podam kolejną porcję leków. Dopiero wtedy będę mógł dokładniej przyjrzeć się ranom na rękach.

- Dobrze – przytakuję automatycznie, nie odwracając wzroku od mojego skarbu.

- Chodź.

- Dokąd? 

- Eryk potrzebuje ciszy.

- Posiedzę przy nim.

- Ja bardziej cię potrzebuję.

- Ty? – Czuję przypływ wiatru w żagle, na który tak długo czekałem. Wiedziałem, że w końcu zacznie traktować mnie poważnie i przydzieli jakieś odpowiedzialne zadanie. Mogę mu pomóc w tak wielu rzeczach.

Pełen entuzjazmu, podążam za królewskim opiekunem z powrotem na parter. Schodzimy tymi samymi schodami, którymi weszliśmy na górę. Mężczyzna prowadzi mnie do przestronnej kuchni. Odkłada torbę z lekami na stół. Odsuwa jedno z krzeseł, po czym wyjmuje z kieszeni telefon.

- Co mam zrobić? – pytam.

- Jestem głodny, a mały mówił, że umiesz gotować.

- Żartujesz?! – Prawie się krztuszę własną śliną.

- Nie – Vee jest śmiertelnie poważny.

Wpatruję się w niebieskie oczy przeklinając dzień, gdy nasze drogi się skrzyżowały. Wiem, że tylko mnie podpuszcza, lecz wybrał sobie naprawdę kiepski moment na tego typu żarty.

- Pospiesz się. Mam mało czasu. Za pół godziny rozpocznie się telekonferencja.

- Nie jestem twoim służącym!

- Masz za słabe kwalifikacje. Mimo to będę wspaniałomyślny i przymknę na to oko. Lodówka jest pełna.

Waham się, czy najpierw go udusić, czy zastrzelić. To wredny, impertynencki, wyjątkowo złośliwy i pewny siebie dupek!

- Simon, nie podważam twoich kompetencji. Wiem, że stać cię na wiele więcej. Niestety, nie mam obecnie czasu, aby wprowadzić cię w nowe obowiązki. Sądziłem, że to rozumiesz. Jeśli nie chcesz mi pomagać, nie pomagaj. Sam sobie poradzę.  – Vee spogląda na zegarek. Jego telefon nie przestaje wibrować, informując o nowej korespondencji. Dzwoni też Zoe, która zaczyna omawiać raport toksykologiczny.

- Jak się czuje Moor? – Vee odkłada telefon na blat. Włącza głośnik, abym mógł słyszeć wieści przekazywane przez jego podwładną.

- Zdaniem doktora Arima operacja przebiegła pomyślnie. Pan Moor spędzi kilka najbliższych dni w szpitalu.

Zapomniałem, że pan Moor został postrzelony.

- Oby szybko doszedł do siebie. Jest mi potrzebny. Ktoś musi nadzorować prace nad naszym nowym lokum.

- Nasi ludzie zajęli się pałacem. Będzie gotowy za trzy tygodnie. Za godzinę raport z Twierdzy powinien być już gotowy. Wybuch nie uszkodził fundamentów. Naprawa zniszczeń potrwa do końca przyszłego tygodnia.

- Przypilnujcie, aby prasa milczała na ten temat.

- Już się tym zajęłam.

- Czy Jane rozesłała podziękowania za kondolencje? – Vee bardzo dba o nienaganny wizerunek Eryka na arenie międzynarodowej.

- Tak.

- W razie jakiś niejasności, poproś o pomoc lady Annę.

- Rada Korony domaga się spotkania z królem.

- Tak szybko? – Ta wiadomość nieco przygnębia Vee.

Rada Korony to najbliżsi współpracownicy króla. Ich rola polega na doradzaniu w kwestiach polityki zagranicznej oraz krajowej. Obecnie Rada to dziesięciu przedstawicieli wywodzących się z najznamienitszych rodów. Część z nich w sposób otwarty wypowiedziała się negatywnie na temat objęcia rządów przez Eryka. Co prawda król nie musi liczyć się z ich zdaniem. Mimo to wrogość ze strony członków Rady nie wróży najlepiej na przyszłość.

- Zajmę się tym po konferencji. Potrzebuję raport z najnowszymi danymi dotyczącymi cukrowni, którą ostatnio przejęliśmy.

- Ważniejszy jest plan naprawczy fabryki ołówków.

- Eryk jeszcze go nie ukończył. Będziemy improwizować do czasu aż poczuje się lepiej.

Czuję silne wyrzuty sumienia przysłuchując się ich rozmowie. Gdyby nie Vee, Eryk naprawdę straciłby koronę. Szczerze wątpię, że byłby w stanie podołać tak licznym obowiązkom. Postanawiam więc zakasać rękawy, schować dumę do kieszeni i jakoś go wspomóc. Podchodzę do lodówki, skąd wyciągam niezbędne produkty spożywcze. Mam nadzieję, że lubi jajecznicę.

niedziela, 6 września 2020

Humory króla - rozdział 18

 

Simon

- Eryk włączył alarm. Mam nadzieję, że zdążymy na czas.

- Alarm?! Jaki znowu alarm?! O czym ty mówisz?! – Atakuję Vee, be zechciał podzielić się ze mną szczegółami.

- Moor! – Vee wybiera głosowo numer do opiekuna, który pozostał z Erykiem w apartamencie. Kilka sekund czekamy w napięciu, lecz nic się nie dzieje.

- Powiesz mi o co chodzi?! – Jestem coraz bardziej zdenerwowany. Mój towarzysz także reaguje dosyć nerwowo. Rozpędza auto do niebotycznej szybkości. Gdyby nie pasy bezpieczeństwa, chyba wyleciałbym przez przednią szybę podczas jego manewrów.

- 0725! – Vee wybiera kolejny numer.

- Centrala – odzywa się kobiecy głos.

- Sprawdź „Twierdzę”! – rozkazuje kobiecie.

- „Twierdza” została odcięta. Naprawiamy łącze.

- Czemu nikt mi o tym nie powiedział?! – syczy blondyn.

- Połączenia nie są bezpieczne. Na wszelki wypadek wysłałam tam naszych ludzi. Daj znać, jak będziesz na miejscu – rozłącza się bez pożegnania.

- Vee! – Domagam się jego uwagi.

- Co niby mam ci powiedzieć?! Módl się, żebyśmy zdążyli na czas!

- Nie możesz jechać szybciej?! – Popędzam blondyna, choć wiem, że daje z siebie wszystko.

- Będziemy na miejscy maksymalnie za osiem minut.

Osiem minut… Nie bój się, ukochany. Za chwilę będę przy tobie…

- Przygotuj broń, łącznie z tą, która jest w schowku.

Bez słowa wykonuję polecenie. Moje ruchy są pewne. Nie zdradzają, że w środku cały się trzęsę. Jeszcze chwilę… Jeszcze dosłownie chwilę…

Rośnie także mój podziw dla umiejętności Vee. Otoczenie zdaje się być jedynie rozmytą plamą przypadkowych kolorów. Mimo to świetnie zna drogę, jakby miał wbudowany wewnętrzny GPS, który mówi mu, kiedy i gdzie skręcić, jak ominąć ewentualne przeszkody.

- Szefie?! – Na monitorze pojawia się imię Zoe. – Gdzie jesteś?!

- Sprawdź apartament! – Opiekun króla krzyczy na dziewczynę, dając się ponieść emocjom. Jednak nie jest robotem, o co czasami go posądzałem. Ma w sobie resztki uczuć, które przelewa na Eryka, traktując go jak młodszego brata lub syna.

- Alarm został włączony. Podejrzewamy, że to ktoś z zewnątrz uruchomił zabezpieczenie. Dasz wiarę, że jacyś nieudacznicy próbowali sforsować nasze zabezpieczenie?! – Zoe nie kryje zdumienia.

- To niemożliwe – Vee od razu sprostowuje jej przypuszczenia. – Bariera jest nie do ruszenia.

- Masz kontakt z Erykiem? – Pytam, bo to jedna rzecz, jaka mnie interesuje.

- Jeszcze nie. Właśnie nad tym pracuję. Teren jest czysty. Chłopaki osobiście wszystko sprawdzili. Atak był wyłącznie wirtualny. Mam dostęp do obrazu z kamery. Na górze nic się nie dzieje. Nikt oprócz was nie wchodził i nie wychodził z tego poziomu. Windy nie były używane. Na wszelki wypadek obstawiliśmy cały teren.

- Spróbuj złamać kod do apartamentu! – rozkazuje kobiecie.

- Staram się, szefie, ale to nie takie proste…  – Wzdycha Zoe. – Jest skomplikowany.

- Będę za dwie minuty! – Vee niespodziewanie kończy połączenie. – Moor! – Nie tracąc czasu ponownie próbuje nawiązać kontakt z osobistym lokajem króla, lecz ponownie odpowiada mu cisza.

- Dlaczego Zoe nie może złamać kodu? – zagaduję Vee, licząc na to, że wyciągnę z niego cokolwiek. Niestety, mój partner milczy. – Pan Moor z pewnością jest z Erykiem. Kiedy Zoe upora się z zabezpieczeniami…

- Na twoim miejscu nie martwiłbym się tym cholernym kodem! Skoro Eryk go użył, musiał mieć powód!  I ten powód nazywa się Alan. Bierz broń. Idziemy na górę.

Vee ostro hamuje, wjeżdżając do podziemnego garażu. Między zaparkowanymi samochodami kręcą się uzbrojeni ludzie.

- Teren czysty, szefie – melduje jeden z nich, podając nam kamizelki kuloodporne.

- Przechodzimy do trybu czwartego. Zajmijcie pozycje! – Blondyn wydaje rozkaz.

Wsiadamy do windy. Jadąc na górę, słyszę jedynie bicie swojego serca. W ekspresowym tempie zakładam na siebie kamizelkę. Vee odbezpiecza broń. Wyciąga również swoją kartę magnetyczną, którą przykłada do ściany windy, powyżej panelu sterującego. Za jej pomocą otwiera skrytkę, w której znajduje się mini arsenał. Kilka pistoletów, lina, noże oraz średniej wielkości karabin maszynowy, po który sięga. Do tylnych kieszeni spodni upycha dodatkowy magazynek. Decyduje się także zabrać niewielki ładunek wybuchowy. Obserwuję, jak ustawia zegar.

- Zamierzasz wysadzić drzwi?! – wpadam w panikę. – Za pomocą tego cacka wywalisz dziurę co najmniej na trzy piętra!

- Masz lepszy pomysł? – warczy na mnie, posyłając przy okazji złowrogie spojrzenie. – Nie będę czekać godzinami aż ta idiotka złamie ten cholerny szyfr! Za niecałą minutę będzie po wszystkim.

Spoglądam na elektroniczny zegar. 44… 43… 42… Czas zdaje się płynąć wolniej niż zwykle. Jeszcze chwilę, jeszcze dosłownie chwilę i będę przy tobie…

W tym samym momencie słyszymy potężny huk. Winda lekko się chwieje. Gaśnie światło. Vee zachowuje zimną krew, pewnie ściskając bombę, którą zdążył odbezpieczyć.

- Widzisz, Alan nie próżnuje. Najwyższa pora, abyśmy mu wytłumaczyli, gdzie jest jego miejsce w szeregu!

Winda dociera na ostatnie piętro. Pociągam za dźwignię, bo drzwi nie otwierają się automatycznie. Vee od razu podbiega do przeciwległej ściany i przymocowuje do niej ładunek. Następnie sięga po broń i cofa się. Podążam za nim aż na sam koniec korytarza.

- Padnij i zatkaj uszy! – rzuca szybko.

Tak jak podejrzewałem, eksplozja jest naprawdę silna. Solidna ściana sypie się niczym domek z kart. Wokół nas kłębią się tumany kurzu. Wchodzimy do środka, depcząc po gruzach.

- Eryku?! – Vee głośno woła swojego podopiecznego.

- Jest… Jest w saloniku… – szepcze pan Moor. – Książę Alan… – słowa mężczyzny urywają się. Prawdopodobnie stracił przytomność. Trudno mi to stwierdzić, bo widzę jedynie jego cień. Chciałbym sprawdzić, jak się czuje, ale nie mogę. Jeśli Alan nadal przebywa w apartamencie, musimy go schwytać.

Blondyn otwiera drzwi i wchodzi do sypialni, a właściwie jej resztek. Meble są poprzewracane. W powietrzu unoszą się pióra. Czuć proch i spaleniznę. Przeszklona ściana, którą zawsze podziwiałem, została rozbita w drobny mak. Brakuje także sporej części elewacji. Nasze ubrania przemakają od wody, która rozpylana jest przez zraszacze zainstalowane w suficie. Gasi ona resztki płomieni, pożerających tapicerowane łóżko i znajdującą się na nim pościel.

Vee wskazuje dłonią na drzwi prowadzące do pokoju z fortepianem. Ubezpieczam go. Mężczyzna popycha je nogą, bo są jedynie przymknięte. W ciemności słyszę jego wyrównany oddech. Obydwaj trzymamy nerwy na wodzy, choć żądza mordu za zniszczenie miejsca, które szarooki uważał za swój dom, jest ogromna.

Nagle robi się jasno. Podejrzewam, że Zoe odzyskała kontrolę nad systemem. W pierwszej chwili mam ochotę zasłonić oczy, które zdążyły przyzwyczaić się do ciemności. Mrugam kilka razy, by odzyskać ostrość widzenia. W tej samej chwili moje serce przestaje bić.

- Eryku! – Biegnę do ukochanego, który leży skulony obok fortepianu.

- Sprawdź puls! – Polecenie Vee mrozi mi krew w żyłach.

Obracam chłopaka na plecy. Jest nieprzytomny. Jego ręce i koszula przesiąknięte są krwią.

- Skarbie? – Dotykam zimnej skóry. Wstrzymuję oddech, przykładając palce do tętnicy szyjnej. – Puls jest słaby – informuję Vee. Z wielką ulgą stwierdzam także, że wątła klatka piersiowa unosi się i opada, świadcząc o płytkim oddechu.

Blondyn zajęty jest bardziej przyziemnymi rzeczami. Sprawdza otoczenie, gdzieś dzwoni. W końcu znika w łazience, skąd przynosi sporych rozmiarów apteczkę.

- Odsuń się – odpycha mnie na bok. – Eryku, ocknij się! – uderza króla po twarzy. – Słyszysz?! Otwórz oczy!

Szarooki mruży powieki. Jego twarz jest blada i zbolała. Vee odkłada broń i podnosi chłopaka z podłogi. Zabiera Eryka do łazienki, gdzie próbuje postawić go na nogach. Król nie reaguje. Obejmowany w pasie przez masywne ramię ochroniarza, wisi w powietrzu niczym szmaciana lalka. Mężczyzna wolną ręką odchyla mu głowę. Następnie wpycha palce do jego gardła.

- Co robisz?! – Krzyczę na niego, widząc jak Eryk zaczyna się dusić.

- Sprawdź co z Moorem.

- Przestań! On nie może oddychać!

- No mały, wypluj to co połknąłeś – blondyn zachęca swojego podopiecznego do współpracy, prowokując wymioty.

Eryk zaczyna z nim walczyć, szarpiąc się, lecz na niewiele się to zdaje. W końcu Vee udaje się dopiąć swego. Łapie chłopaka za włosy i nakierowuje jego głowę nad umywalkę.

- Już dobrze. Oddychaj. – Chwali młodego monarchę. – Simon, rusz się. Zobacz co z Moorem.

Potrzebuję kilku sekund, by moje nogi zechciały się ruszyć. Wracam do salonu. Pan Moor siedzi na podłodze, oparty o sofę. Jest nieprzytomny. I ranny. Został postrzelony. Odpinam jego marynarkę. Kula nadal tkwi w ciele, tuż pod obojczykiem. Ramie też zostało draśnięte.

- Simon? – Lokaj z trudem unosi ociężałe powieki.

- Lekarz za chwilę się panem zajmie – staram się go uspokoić.

- A król? Żyje?

- Tak.

Po moich słowach mężczyzna traci ponownie przytomność.

Wstaję z podłogi i podchodzę do szafek, gdzie przechowywane są najpotrzebniejsze drobiazgi. Wyciągam z dolnej szuflady kilka lnianych ściereczek. Jedną z nich owijam wokół jego ramienia, by powstrzymać krwawienie. Podkładam mu także poduszkę pod głowę, by było mu wygodniej.

- Simon?! Co z Moorem?!

Biegnę go Vee, by sprawdzić, jak sobie radzi.

- Został postrzelony, ale nic mu nie będzie. Wezwałeś pomoc?

- Jeszcze nie. Eryk jest ważniejszy.

Vee przyniósł króla z powrotem do salonu. Ułożył go na miękkim dywanie i założył wenflon. Z apteczki wyciąga jakieś fiolki, które zaczyna pospiesznie otwierać.

- Weź jeden z pojemników i pozbieraj do niego tabletki. A do innego włóż te, które nadal są w zlewie. Musimy ustalić, czym próbował go otruć.

- A jego ręce? – Zwracam uwagę na rany, które znajdują się na drobnych przedramionach.

- Nie wymagają szycia.

Zbierając porozrzucane tabletki, obserwuję Vee, który działa jak w transie. Radzi sobie równie dobrze jak Arim, którego pomoc z pewnością bardzo by się nam teraz przydała.

- W garderobie, po prawej stronie, jest niewielka torba. Przynieś ją. Weź też jego skrzypce.

- Po co? – dziwię się.

- Bo wyjeżdżamy. – Niebieskooki opróżnia ostatnią strzykawkę i zabezpiecza wenflon koreczkiem. Przygotowuje kroplówkę, którą układa obok apteczki. Resztę leków zagarnia na oślep i zamyka torbę. – Przynieś też koc – każe.

- Powiadomiłeś Arima, że jedziemy do szpitala?

- Nie jedziemy do szpitala.

- Eryk jest nieprzytomny! Nie sądzisz, że…

- Simon, tracisz cenny czas – Vee sięga po broń, którą celuje prosto w moją kratkę piersiową. – Jedziesz z nami czy zostajesz? Wybieraj.

Chociaż mam setki pytań, skupiam się wyłącznie na swoich zadaniach. Jeśli Vee chce wyjechać, będziemy musieli przenieść Eryka do auta. Odnajduję torbę, którą kazał mi zabrać oraz skrzypce. Najwięcej problemów mam z kocem. W tym bałaganie nie mogę nigdzie znaleźć zapasowego, więc wracam do łazienki, skąd przynoszę duży ręcznik kąpielowy. Rozkładam go na podłodze i obserwuję, jak Vee ostatni raz sprawdza ciśnienie króla, a następnie owija poranione ręce bandażem.

- Chłopcy, co z Erykiem?! – W pokoju pojawia się zdyszany i zdenerwowany Arim.

- Proszę się zająć Moorem. Opanowałem sytuację – Vee wskazuje na nieprzytomnego Eryka.

- Nic wam nie jest? – Lekarz wpatruje się w nas z troską. Nie doczekawszy się odpowiedzi, rusza na ratunek rannemu lokajowi.

- Szefie? – Zoe oraz Nico również czekają na rozkazy.

- Chcę wiedzieć, jak Alan tu wszedł i jak stąd wyszedł. Macie też zbadać tabletki, które są we fiolkach. Za pół godziny chcę znać szczegóły.

- Tak jest! – Nico wkłada fiolki do kieszeni. Z kolei jego partnerka pomaga mi przy pakowaniu. Umieszcza futerał ze skrzypcami w torbie, którą Vee kazał mi zabrać z garderoby. Poluzowuje pasek, abym mógł ją założyć na ramię. Upycha do środka rzucony na podłogę komputer, którego Eryk używa do pracy.

- Weź go na ręce, dobrze? – Mój partner w końcu pozwala mi przytulić ukochanego. – Winda wciąż działa?

- Tak. System jest w pełni sprawny. Połączenia na nowo zabezpieczone.

- Szybko się uwinęłaś – Vee jest pełen podziwu dla umiejętności dziewczyny.

- Ryś mi pomagał.

- Miał się uczyć, a nie uczestniczyć w… – Vee przerywa swoją wypowiedź. Wypatrzył coś, co skradło jego uwagę i oszczędziło wymówek należących się Zoe za to, że włączyła do akcji małego Rysia. – Podaj mi plastikową torebkę – zwraca się do Nico.

- Szefie, czy to jest… – Oczy młodego ochroniarza robią się wielkie niczym spodki.

- Ale numer… – z ust Zoe wydobywa się gwizdnięcie.

- Książę Alan przyniósł ze sobą bardzo interesujący prezent – mamrocze pod nosem Vee.

Jasnowłosy przenosi znaleziony przez siebie nóż do plastikowej torebki. Nawet z pewnej odległości dostrzegam na nim ślady krwi. Biedny Eryk… Ten drań zapłaci za wszystkie jego cierpienia… Już moja w tym głowa.

- Szefie? – Nico wyciąga rękę, lecz Vee ignoruje jego gest. Wpatruje się w nóż jak zahipnotyzowany. – Szefie?

- Tabletki i sztylet – Vee niechętnie rozstaje się z plastikową torebką. Jego oczy zioną chęcią mordu. Nigdy wcześnie nie widziałem u niego tak straszliwego spojrzenia.

- Będziemy cię na bieżąco o wszystkim informować.

- Jeśli to spieprzycie, osobiście was zabiję, jasne?! Mam dość wpadek jak na jeden dzień. I jeszcze jedno – zwraca się do swoich ludzi. – Sprawdźcie wszystkich, którzy przebywali dziś w hotelu. Jeśli ktoś z nich wyda się wam podejrzany, ma zostać natychmiast wyeliminowany. Alan jakoś się tu przedostał. Nie zrobiłby tego, gdyby nie miał wsparcia z wewnątrz.

- Tak jest! – Nico nie jest zdziwiony słowami swojego przełożonego. Najwidoczniej nie jest to pierwszy raz, gdy Vee roztacza wokół siebie aurę śmierci.

- Idziemy! – Zwraca się do mnie, opuszczając zgliszcza. Tylko tyle zostało z bezpiecznego schronienia.

Wsiadamy do windy. Spoglądam na nieprzytomnego Eryka, którego trzymam w ramionach. Przygryzam dolną wargę prawie do krwi. Gdybym mógł, zacząłbym walić gołymi pięściami w ścianę. Czuję się podle wiedząc, że podczas mojej nieobecności doszło do takiej tragedii. Podejrzewam, że Vee walczy z podobnymi myślami. Jego twarz przypomina kamienną maskę, lecz mnie nie oszuka. Wyraźnie widzę jego oczy, które wyrażają więcej niż tysiące słów, a są to słowa mówiące wyłącznie o zemście.

Prywatna część podziemnego parkingu jest całkowicie opustoszała. Być może Vee wycofał swoich ludzi, by nie widzieli, że wyjeżdżamy. Za ścianą słychać syreny straży pożarnej i policji, które kierują ewakuacją hotelowych gości. Męski głos każe wszystkim zachować spokój, wydając instrukcje przez megafon.

Nasze kroki odbijają się głuchym echem od betonowej posadzki. Nie mam pojęcia, który samochód wybierze Vee, więc podążam za nim w ciszy. Zatrzymujemy się obok czarnego suv’a. Mężczyzna otwiera tylne drzwi i pomaga mi położyć Eryka na skórzanej kanapie. Podłącza kroplówkę, którą wcześniej przygotował, zahaczając plastikową butelkę na specjalnym haczyku, który ukryty był w tapicerce. Podejrzewam, że samochody Vee mają wiele „unowocześnień”, których nie oferują oficjalni dilerzy.

- Włóż torbę do bagażnika. Tylko uważaj na skrzypce. Wpadnie w szał, jeśli zostaną uszkodzone – instruuje mnie.

Kręcę głową w odpowiedzi. Dobrze znam wartość skrzypiec. Władca mojego serca wspomniał kiedyś, że jest w nich zaklęta jego dusza. Podejrzewam, że mówił prawdę. Czeka mnie ciężkie zadanie. Chciałbym, aby podarował mi choć niewielką cząstkę tego skarbu.

- Wsiadaj – na ziemię sprowadza mnie nowy rozkaz.

- Wolałbym… – walczę o miejsce obok ukochanego.

- Zostaw go! Musi spać!

Vee odpala silnik, który cicho mruczy. Opuszczamy podziemny garaż. Przed oczami migają mi skrawki wspomnień, związanych z wydarzeniami w „Twierdzy”. Determinacja, aby znaleźć ukochanego, który uciekł ze szpitala. Jego błogi uśmiech, gdy objadał się ulubionym ciastem. Wreszcie spojrzenie pełne miłości, gdy kochaliśmy się po raz pierwszy.

Alan skalał te wspomnienia. Przekroczył granicę. Nie tylko on potrafi zamienić życie innych w koszmar.


***

Kochani, jak zwykle przytrafił mi się mały poślizg. W każdym razie opuszczamy "Twierdzę" i pędzimy dalej :D Dokąd? To już zależy od Was. Mogę Was zabrać do króliczej nory lub na wycieczkę, którą zorganizował Vee. Dajcie znać, która opcja bardziej Was interesuje.

Miłej niedzieli :)

Wasz Kitsune