Simon
- Eryk włączył alarm. Mam nadzieję, że zdążymy na
czas.
- Alarm?! Jaki znowu alarm?! O czym ty mówisz?! –
Atakuję Vee, be zechciał podzielić się ze mną szczegółami.
- Moor! – Vee wybiera głosowo numer do opiekuna,
który pozostał z Erykiem w apartamencie. Kilka sekund czekamy w napięciu, lecz
nic się nie dzieje.
- Powiesz mi o co chodzi?! – Jestem coraz bardziej
zdenerwowany. Mój towarzysz także reaguje dosyć nerwowo. Rozpędza auto do
niebotycznej szybkości. Gdyby nie pasy bezpieczeństwa, chyba wyleciałbym przez przednią
szybę podczas jego manewrów.
- 0725! – Vee wybiera kolejny numer.
- Centrala – odzywa się kobiecy głos.
- Sprawdź „Twierdzę”! – rozkazuje kobiecie.
- „Twierdza” została odcięta. Naprawiamy łącze.
- Czemu nikt mi o tym nie powiedział?! – syczy
blondyn.
- Połączenia nie są bezpieczne. Na wszelki wypadek
wysłałam tam naszych ludzi. Daj znać, jak będziesz na miejscu – rozłącza się bez
pożegnania.
- Vee! – Domagam się jego uwagi.
- Co niby mam ci powiedzieć?! Módl się, żebyśmy
zdążyli na czas!
- Nie możesz jechać szybciej?! – Popędzam blondyna,
choć wiem, że daje z siebie wszystko.
- Będziemy na miejscy maksymalnie za osiem minut.
Osiem minut… Nie bój się, ukochany. Za chwilę będę
przy tobie…
- Przygotuj broń, łącznie z tą, która jest w
schowku.
Bez słowa wykonuję polecenie. Moje ruchy są pewne.
Nie zdradzają, że w środku cały się trzęsę. Jeszcze chwilę… Jeszcze dosłownie
chwilę…
Rośnie także mój podziw dla umiejętności Vee.
Otoczenie zdaje się być jedynie rozmytą plamą przypadkowych kolorów. Mimo to
świetnie zna drogę, jakby miał wbudowany wewnętrzny GPS, który mówi mu, kiedy i
gdzie skręcić, jak ominąć ewentualne przeszkody.
- Szefie?! – Na monitorze pojawia się imię Zoe. –
Gdzie jesteś?!
- Sprawdź apartament! – Opiekun króla krzyczy na
dziewczynę, dając się ponieść emocjom. Jednak nie jest robotem, o co czasami go
posądzałem. Ma w sobie resztki uczuć, które przelewa na Eryka, traktując go jak
młodszego brata lub syna.
- Alarm został włączony. Podejrzewamy, że to ktoś z
zewnątrz uruchomił zabezpieczenie. Dasz wiarę, że jacyś nieudacznicy próbowali
sforsować nasze zabezpieczenie?! – Zoe nie kryje zdumienia.
- To niemożliwe – Vee od razu sprostowuje jej
przypuszczenia. – Bariera jest nie do ruszenia.
- Masz kontakt z Erykiem? – Pytam, bo to jedna
rzecz, jaka mnie interesuje.
- Jeszcze nie. Właśnie nad tym pracuję. Teren jest
czysty. Chłopaki osobiście wszystko sprawdzili. Atak był wyłącznie wirtualny.
Mam dostęp do obrazu z kamery. Na górze nic się nie dzieje. Nikt oprócz was nie
wchodził i nie wychodził z tego poziomu. Windy nie były używane. Na wszelki
wypadek obstawiliśmy cały teren.
- Spróbuj złamać kod do apartamentu! – rozkazuje kobiecie.
- Staram się, szefie, ale to nie takie proste… – Wzdycha Zoe. – Jest skomplikowany.
- Będę za dwie minuty! – Vee niespodziewanie kończy
połączenie. – Moor! – Nie tracąc czasu ponownie próbuje nawiązać kontakt z
osobistym lokajem króla, lecz ponownie odpowiada mu cisza.
- Dlaczego Zoe nie może złamać kodu? – zagaduję Vee,
licząc na to, że wyciągnę z niego cokolwiek. Niestety, mój partner milczy. –
Pan Moor z pewnością jest z Erykiem. Kiedy Zoe upora się z zabezpieczeniami…
- Na twoim miejscu nie martwiłbym się tym cholernym
kodem! Skoro Eryk go użył, musiał mieć powód! I ten powód nazywa się Alan. Bierz broń.
Idziemy na górę.
Vee ostro hamuje, wjeżdżając do podziemnego garażu.
Między zaparkowanymi samochodami kręcą się uzbrojeni ludzie.
- Teren czysty, szefie – melduje jeden z nich,
podając nam kamizelki kuloodporne.
- Przechodzimy do trybu czwartego. Zajmijcie
pozycje! – Blondyn wydaje rozkaz.
Wsiadamy do windy. Jadąc na górę, słyszę jedynie
bicie swojego serca. W ekspresowym tempie zakładam na siebie kamizelkę. Vee
odbezpiecza broń. Wyciąga również swoją kartę magnetyczną, którą przykłada do
ściany windy, powyżej panelu sterującego. Za jej pomocą otwiera skrytkę, w
której znajduje się mini arsenał. Kilka pistoletów, lina, noże oraz średniej
wielkości karabin maszynowy, po który sięga. Do tylnych kieszeni spodni upycha
dodatkowy magazynek. Decyduje się także zabrać niewielki ładunek wybuchowy.
Obserwuję, jak ustawia zegar.
- Zamierzasz wysadzić drzwi?! – wpadam w panikę. –
Za pomocą tego cacka wywalisz dziurę co najmniej na trzy piętra!
- Masz lepszy pomysł? – warczy na mnie, posyłając
przy okazji złowrogie spojrzenie. – Nie będę czekać godzinami aż ta idiotka
złamie ten cholerny szyfr! Za niecałą minutę będzie po wszystkim.
Spoglądam na elektroniczny zegar. 44… 43… 42… Czas
zdaje się płynąć wolniej niż zwykle. Jeszcze chwilę, jeszcze dosłownie chwilę i
będę przy tobie…
W tym samym momencie słyszymy potężny huk. Winda
lekko się chwieje. Gaśnie światło. Vee zachowuje zimną krew, pewnie ściskając
bombę, którą zdążył odbezpieczyć.
- Widzisz, Alan nie próżnuje. Najwyższa pora, abyśmy
mu wytłumaczyli, gdzie jest jego miejsce w szeregu!
Winda dociera na ostatnie piętro. Pociągam za
dźwignię, bo drzwi nie otwierają się automatycznie. Vee od razu podbiega do
przeciwległej ściany i przymocowuje do niej ładunek. Następnie sięga po broń i
cofa się. Podążam za nim aż na sam koniec korytarza.
- Padnij i zatkaj uszy! – rzuca szybko.
Tak jak podejrzewałem, eksplozja jest naprawdę
silna. Solidna ściana sypie się niczym domek z kart. Wokół nas kłębią się tumany
kurzu. Wchodzimy do środka, depcząc po gruzach.
- Eryku?! – Vee głośno woła swojego podopiecznego.
- Jest… Jest w saloniku… – szepcze pan Moor. –
Książę Alan… – słowa mężczyzny urywają się. Prawdopodobnie stracił przytomność.
Trudno mi to stwierdzić, bo widzę jedynie jego cień. Chciałbym sprawdzić, jak
się czuje, ale nie mogę. Jeśli Alan nadal przebywa w apartamencie, musimy go
schwytać.
Blondyn otwiera drzwi i wchodzi do sypialni, a
właściwie jej resztek. Meble są poprzewracane. W powietrzu unoszą się pióra. Czuć
proch i spaleniznę. Przeszklona ściana, którą zawsze podziwiałem, została
rozbita w drobny mak. Brakuje także sporej części elewacji. Nasze ubrania przemakają
od wody, która rozpylana jest przez zraszacze zainstalowane w suficie. Gasi ona
resztki płomieni, pożerających tapicerowane łóżko i znajdującą się na nim
pościel.
Vee wskazuje dłonią na drzwi prowadzące do pokoju z
fortepianem. Ubezpieczam go. Mężczyzna popycha je nogą, bo są jedynie
przymknięte. W ciemności słyszę jego wyrównany oddech. Obydwaj trzymamy nerwy
na wodzy, choć żądza mordu za zniszczenie miejsca, które szarooki uważał za
swój dom, jest ogromna.
Nagle robi się jasno. Podejrzewam, że Zoe odzyskała
kontrolę nad systemem. W pierwszej chwili mam ochotę zasłonić oczy, które
zdążyły przyzwyczaić się do ciemności. Mrugam kilka razy, by odzyskać ostrość
widzenia. W tej samej chwili moje serce przestaje bić.
- Eryku! – Biegnę do ukochanego, który leży skulony
obok fortepianu.
- Sprawdź puls! – Polecenie Vee mrozi mi krew w
żyłach.
Obracam chłopaka na plecy. Jest nieprzytomny. Jego
ręce i koszula przesiąknięte są krwią.
- Skarbie? – Dotykam zimnej skóry. Wstrzymuję
oddech, przykładając palce do tętnicy szyjnej. – Puls jest słaby – informuję Vee.
Z wielką ulgą stwierdzam także, że wątła klatka piersiowa unosi się i
opada, świadcząc o płytkim oddechu.
Blondyn zajęty jest bardziej przyziemnymi rzeczami.
Sprawdza otoczenie, gdzieś dzwoni. W końcu znika w łazience, skąd przynosi sporych
rozmiarów apteczkę.
- Odsuń się – odpycha mnie na bok. – Eryku, ocknij się!
– uderza króla po twarzy. – Słyszysz?! Otwórz oczy!
Szarooki mruży powieki. Jego twarz jest blada i
zbolała. Vee odkłada broń i podnosi chłopaka z podłogi. Zabiera Eryka do
łazienki, gdzie próbuje postawić go na nogach. Król nie reaguje. Obejmowany w
pasie przez masywne ramię ochroniarza, wisi w powietrzu niczym szmaciana lalka.
Mężczyzna wolną ręką odchyla mu głowę. Następnie wpycha palce do jego gardła.
- Co robisz?! – Krzyczę na niego, widząc jak Eryk
zaczyna się dusić.
- Sprawdź co z Moorem.
- Przestań! On nie może oddychać!
- No mały, wypluj to co połknąłeś – blondyn zachęca
swojego podopiecznego do współpracy, prowokując wymioty.
Eryk zaczyna z nim walczyć, szarpiąc się, lecz na
niewiele się to zdaje. W końcu Vee udaje się dopiąć swego. Łapie chłopaka za włosy
i nakierowuje jego głowę nad umywalkę.
- Już dobrze. Oddychaj. – Chwali młodego monarchę. –
Simon, rusz się. Zobacz co z Moorem.
Potrzebuję kilku sekund, by moje nogi zechciały się
ruszyć. Wracam do salonu. Pan Moor siedzi na podłodze, oparty o sofę. Jest
nieprzytomny. I ranny. Został postrzelony. Odpinam jego marynarkę. Kula nadal
tkwi w ciele, tuż pod obojczykiem. Ramie też zostało draśnięte.
- Simon? – Lokaj z trudem unosi ociężałe powieki.
- Lekarz za chwilę się panem zajmie – staram się go
uspokoić.
- A król? Żyje?
- Tak.
Po moich słowach mężczyzna traci ponownie przytomność.
Wstaję z podłogi i podchodzę do szafek, gdzie
przechowywane są najpotrzebniejsze drobiazgi. Wyciągam z dolnej szuflady kilka
lnianych ściereczek. Jedną z nich owijam wokół jego ramienia, by powstrzymać
krwawienie. Podkładam mu także poduszkę pod głowę, by było mu wygodniej.
- Simon?! Co z Moorem?!
Biegnę go Vee, by sprawdzić, jak sobie radzi.
- Został postrzelony, ale nic mu nie będzie. Wezwałeś
pomoc?
- Jeszcze nie. Eryk jest ważniejszy.
Vee przyniósł króla z powrotem do salonu. Ułożył go
na miękkim dywanie i założył wenflon. Z apteczki wyciąga jakieś fiolki, które
zaczyna pospiesznie otwierać.
- Weź jeden z pojemników i pozbieraj do niego tabletki.
A do innego włóż te, które nadal są w zlewie. Musimy ustalić, czym próbował go
otruć.
- A jego ręce? – Zwracam uwagę na rany, które
znajdują się na drobnych przedramionach.
- Nie wymagają szycia.
Zbierając porozrzucane tabletki, obserwuję Vee,
który działa jak w transie. Radzi sobie równie dobrze jak Arim, którego pomoc z
pewnością bardzo by się nam teraz przydała.
- W garderobie, po prawej stronie, jest niewielka
torba. Przynieś ją. Weź też jego skrzypce.
- Po co? – dziwię się.
- Bo wyjeżdżamy. – Niebieskooki opróżnia ostatnią
strzykawkę i zabezpiecza wenflon koreczkiem. Przygotowuje kroplówkę, którą
układa obok apteczki. Resztę leków zagarnia na oślep i zamyka torbę. –
Przynieś też koc – każe.
- Powiadomiłeś Arima, że jedziemy do szpitala?
- Nie jedziemy do szpitala.
- Eryk jest nieprzytomny! Nie sądzisz, że…
- Simon, tracisz cenny czas – Vee sięga po broń,
którą celuje prosto w moją kratkę piersiową. – Jedziesz z nami czy zostajesz?
Wybieraj.
Chociaż mam setki pytań, skupiam się wyłącznie na
swoich zadaniach. Jeśli Vee chce wyjechać, będziemy musieli przenieść Eryka do
auta. Odnajduję torbę, którą kazał mi zabrać oraz skrzypce. Najwięcej problemów
mam z kocem. W tym bałaganie nie mogę nigdzie znaleźć zapasowego, więc wracam
do łazienki, skąd przynoszę duży ręcznik kąpielowy. Rozkładam go na podłodze i
obserwuję, jak Vee ostatni raz sprawdza ciśnienie króla, a następnie owija
poranione ręce bandażem.
- Chłopcy, co z Erykiem?! – W pokoju pojawia się zdyszany
i zdenerwowany Arim.
- Proszę się zająć Moorem. Opanowałem sytuację – Vee
wskazuje na nieprzytomnego Eryka.
- Nic wam nie jest? – Lekarz wpatruje się w nas z
troską. Nie doczekawszy się odpowiedzi, rusza na ratunek rannemu lokajowi.
- Szefie? – Zoe oraz Nico również czekają na
rozkazy.
- Chcę wiedzieć, jak Alan tu wszedł i jak stąd
wyszedł. Macie też zbadać tabletki, które są we fiolkach. Za pół godziny chcę znać
szczegóły.
- Tak jest! – Nico wkłada fiolki do kieszeni. Z
kolei jego partnerka pomaga mi przy pakowaniu. Umieszcza futerał ze skrzypcami
w torbie, którą Vee kazał mi zabrać z garderoby. Poluzowuje pasek, abym mógł ją założyć na ramię. Upycha do środka rzucony na podłogę komputer, którego Eryk
używa do pracy.
- Weź go na ręce, dobrze? – Mój partner w końcu
pozwala mi przytulić ukochanego. – Winda wciąż działa?
- Tak. System jest w pełni sprawny. Połączenia na
nowo zabezpieczone.
- Szybko się uwinęłaś – Vee jest pełen podziwu dla
umiejętności dziewczyny.
- Ryś mi pomagał.
- Miał się uczyć, a nie uczestniczyć w… – Vee
przerywa swoją wypowiedź. Wypatrzył coś, co skradło jego uwagę i oszczędziło
wymówek należących się Zoe za to, że włączyła do akcji małego Rysia. – Podaj mi
plastikową torebkę – zwraca się do Nico.
- Szefie, czy to jest… – Oczy młodego ochroniarza
robią się wielkie niczym spodki.
- Ale numer… – z ust Zoe wydobywa się gwizdnięcie.
- Książę Alan przyniósł ze sobą bardzo interesujący
prezent – mamrocze pod nosem Vee.
Jasnowłosy przenosi znaleziony przez siebie nóż do
plastikowej torebki. Nawet z pewnej odległości dostrzegam na nim ślady krwi.
Biedny Eryk… Ten drań zapłaci za wszystkie jego cierpienia… Już moja w tym
głowa.
- Szefie? – Nico wyciąga rękę, lecz Vee ignoruje
jego gest. Wpatruje się w nóż jak zahipnotyzowany. – Szefie?
- Tabletki i sztylet – Vee niechętnie rozstaje się z
plastikową torebką. Jego oczy zioną chęcią mordu. Nigdy wcześnie nie widziałem
u niego tak straszliwego spojrzenia.
- Będziemy cię na bieżąco o wszystkim informować.
- Jeśli to spieprzycie, osobiście was zabiję,
jasne?! Mam dość wpadek jak na jeden dzień. I jeszcze jedno – zwraca się do
swoich ludzi. – Sprawdźcie wszystkich, którzy przebywali dziś w hotelu. Jeśli
ktoś z nich wyda się wam podejrzany, ma zostać natychmiast wyeliminowany. Alan
jakoś się tu przedostał. Nie zrobiłby tego, gdyby nie miał wsparcia z wewnątrz.
- Tak jest! – Nico nie jest zdziwiony słowami
swojego przełożonego. Najwidoczniej nie jest to pierwszy raz, gdy Vee roztacza
wokół siebie aurę śmierci.
- Idziemy! – Zwraca się do mnie, opuszczając
zgliszcza. Tylko tyle zostało z bezpiecznego schronienia.
Wsiadamy do windy. Spoglądam na nieprzytomnego
Eryka, którego trzymam w ramionach. Przygryzam dolną wargę prawie do krwi.
Gdybym mógł, zacząłbym walić gołymi pięściami w ścianę. Czuję się podle
wiedząc, że podczas mojej nieobecności doszło do takiej tragedii. Podejrzewam,
że Vee walczy z podobnymi myślami. Jego twarz przypomina kamienną maskę, lecz
mnie nie oszuka. Wyraźnie widzę jego oczy, które wyrażają więcej niż tysiące
słów, a są to słowa mówiące wyłącznie o zemście.
Prywatna część podziemnego parkingu jest całkowicie
opustoszała. Być może Vee wycofał swoich ludzi, by nie widzieli, że wyjeżdżamy.
Za ścianą słychać syreny straży pożarnej i policji, które kierują ewakuacją
hotelowych gości. Męski głos każe wszystkim zachować spokój, wydając instrukcje
przez megafon.
Nasze kroki odbijają się głuchym echem od betonowej
posadzki. Nie mam pojęcia, który samochód wybierze Vee, więc podążam za nim w
ciszy. Zatrzymujemy się obok czarnego suv’a. Mężczyzna otwiera tylne drzwi i
pomaga mi położyć Eryka na skórzanej kanapie. Podłącza kroplówkę, którą
wcześniej przygotował, zahaczając plastikową butelkę na specjalnym haczyku,
który ukryty był w tapicerce. Podejrzewam, że samochody Vee mają wiele „unowocześnień”,
których nie oferują oficjalni dilerzy.
- Włóż torbę do bagażnika. Tylko uważaj na skrzypce.
Wpadnie w szał, jeśli zostaną uszkodzone – instruuje mnie.
Kręcę głową w odpowiedzi. Dobrze znam wartość
skrzypiec. Władca mojego serca wspomniał kiedyś, że jest w nich zaklęta jego
dusza. Podejrzewam, że mówił prawdę. Czeka mnie ciężkie zadanie. Chciałbym, aby
podarował mi choć niewielką cząstkę tego skarbu.
- Wsiadaj – na ziemię sprowadza mnie nowy rozkaz.
- Wolałbym… – walczę o miejsce obok ukochanego.
- Zostaw go! Musi spać!
Vee odpala silnik, który cicho mruczy. Opuszczamy
podziemny garaż. Przed oczami migają mi skrawki wspomnień, związanych z
wydarzeniami w „Twierdzy”. Determinacja, aby znaleźć ukochanego, który uciekł
ze szpitala. Jego błogi uśmiech, gdy objadał się ulubionym ciastem. Wreszcie
spojrzenie pełne miłości, gdy kochaliśmy się po raz pierwszy.
Alan skalał te wspomnienia. Przekroczył granicę. Nie
tylko on potrafi zamienić życie innych w koszmar.
***
Kochani, jak zwykle przytrafił mi się mały poślizg. W każdym razie opuszczamy "Twierdzę" i pędzimy dalej :D Dokąd? To już zależy od Was. Mogę Was zabrać do króliczej nory lub na wycieczkę, którą zorganizował Vee. Dajcie znać, która opcja bardziej Was interesuje.
Miłej niedzieli :)
Wasz Kitsune
Uf Uf UF O jej!!! Elegancko wybrnąłeś, Eryk żyje, napięcie w końcu nieco opadło :) ALE czemu Alan uciekł -.- miałam nadzieję, że doczekam rychłego patroszenia. Ja jak zawsze głosuję za Erykiem, królicza nora ma się dobrze a nasz król ciągle tylko po łbie dostaje, mogło by w końcu coś dobrego się mu przytrafić ;(
OdpowiedzUsuńWszystko w swoim czasie. Nie mogę w jednym rozdziale zdradzić zbyt wiele :D
UsuńEryk jeszcze żyje, to prawda. Przydałaby się odrobina wytchnienia, ale wiesz jak jest - na wojnie i w miłości nie ma zmiłuj :D
Twój Kitsune
Aaaaaa ja chcę na wycieczkę z Vee!!!!!!
OdpowiedzUsuńNo to jedziemy :D
UsuńTwój Kitsune
Mam pytanie jest szansa na romans mmm biurowy taki z typu szef pracownik lub asystent ? Bardzo bym taki poczytał w twoim wykonaniu .pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo ciężkie pytanie, bo trudno mi określić ramy czasowe. Na chwilę obecną możesz przeczytać drugą część Szkolnych opowieści - to jest tak jakby romans biurowy. W ebooku także znajduje się opowiadanie biurowe. Czy będzie ich więcej? Chciałbym. Zobaczymy co przyniesie przyszłość.
UsuńTwój Kitsune
Uuuu ciężki wybór aż chiało by się zobaczyć obie opcje 😆 .... wycieczka? Może?
OdpowiedzUsuńNie ważne wszystko będzie świetne.
Zacząłem pisać rozdział 19. Po nim zobaczymy co dalej.
UsuńTwój Kitsune
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, uff można powiedziec że uratowany jest Erick, no tylko kwestia jak Alan się dostał i wydostał niepostrzeżenie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, uratowany Erick, tylko pozostaje kwestia jak Alan dostał się do tak strzeżonego budynku i jak się wydostał z niego niepostrzezenie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza