sobota, 23 marca 2019

mpreg 65

„Bezsenne Noce


Eli omawia z panią Gertrudą ostatnie poprawki, których dokonuje bezpośrednio na tablecie. Zaaferowana kobieta, z wypiekami na twarzy, przygląda się jego pracy. Rozważa właśnie, jaki odcień różu będzie najlepiej korespondował z jej nowym biznesem.
Ja również nie próżnuję. Pomogłem poustawiać wszystkie meble, a teraz stoję na wprost ciężarnego, którego ani na chwilę nie spuszczam z oczu. Wyjątek stanowi kilka minut, których potrzebowałem, by przejrzeć ofertę najbliższych hoteli. Uśmiecham się do swoich myśli, gdyż zarezerwowałem naprawdę uroczy pokój. Eli będzie zadowolony. Nie odstrasza nowoczesnością, a jednocześnie w niczym nie przypomina małomiasteczkowego stylu mojej matki. No i będziemy sami, co jest największą zaletą naszego mini-wypadu.
- Skarbeczku, no doradź mi coś. Co byś wybrał na moim miejscu? – Pani Gertruda przeżywa katusze. Trochę ją rozumiem. Wygodne życie gospodyni domowej postanowiła zamienić na cukiernię. To największa rewolucja od czas śmierci jej męża, który odszedł zbyt szybko, zostawiając w banku sporo gotówki. Po sobie wiem, że posiadanie pieniędzy ułatwia pewne rzeczy, ale nie rozwiązuje wszystkich problemów.
- Ten będzie idealny. – Eli wskazuje na jeden z bardziej stonowanych, pastelowych odcieni.
- A co powiesz o tym? – Zagubiona bizneswoman kieruje wzrok na dość intensywny, a zarazem krzykliwy odcień.
- Podoba się pani? – Osiemnastolatek uśmiecha się lekko, dodając kobiecie otuchy.
- Sama nie wiem… Ponoć neony są w modzie. Jest taki mocny. Aż oczy bolą.
- Na pani miejscu wybrałbym coś spokojniejszego. Proszę pamiętać, że ludzie zamawiają ciasta na różne okazje. Z doświadczenia wiem, że znacznie łatwiej będzie z neutralny logo. Przecież nie chce się pani ograniczać wyłącznie do urodzin małych dziewczynek, prawda?
- Masz rację! Moje plany są znacznie ambitniejsze! – Pani Gertruda od razu rozumie, co Eli próbuje jej przekazać. Jego fachowe porady i wsparcie są dla niej na wagę złota.
- W takim razie zmienimy kolor i zrobimy coś takiego… – Króliczek zaczyna szkicować srebrną paterę, do której dodaje elegancko udekorowane ciastka. Pracował nad nimi w domu, uciekając z łóżka. Po dzisiejszej nocy z pewnością nie ucieknie. Nie będzie w stanie…
- Genialny pomysł! – zachwyca się przyjaciółka mojej mamy. – Och, Eli… Co ja bym bez ciebie zrobiła? Jesteś takim kochanym chłopcem!
- To nic takiego, proszę mi wierzyć. – Blondyn rumieni się pod wpływem usłyszanego komplementu. Rzadko jest chwalony za swoją ciężką pracę. Za rzadko.
Czas dłuży mi się niemiłosiernie. Z poranka robi się południe, a Eli nadal coś poprawia i szkicuje. Zniecierpliwiony czekaniem, siadam obok ciężarnego. Kładę dłoń na blacie, a następnie bardzo ostrożnie przesuwam ją w kierunku narzeczonego. Króliczek uśmiecha się do mnie, gdy muskam jego palce swoimi.
- Skarbie… – próbuję zwrócić na siebie jego uwagę. – Mogę cię już porwać?
- Potrzebujesz do tego mojej zgody? – dziwi się blondyn.
- Nie. – Przejmuję władzę nad lewą ręką Króliczka. Nieco ją obracam, by łatwiej mi było wyczuć jego puls.
- Max…  – Z ust chłopaka wydobywa się ciche jęknięcie. – Proszę, nie rób tak. Rozpraszasz mnie.
- Wiem. – Eli na krótką chwilę unosi wzrok i wpatruje się we mnie. Na jego twarzy maluje się rozmarzenie. Po krótkiej chwili przygryza dolną wargę. – Doprowadzasz mnie do szaleństwa – szepczę, by tylko on mnie słyszał.
- Wiem. – Nastolatek celowo się ze mną droczy, powtarzając to samo słowo.
- Proszę, chodźmy stąd. – Coraz mocniej naciskam, by w końcu mi uległ.
- Jeszcze nie skończyłem… – żali się, zerkając w kierunku zaaferowanej pani cukiernik.
- No i co z tego? Nie mogą nas zmusić, abyśmy tu zostali.
- Obiecałem, że pomogę. Nie wypada porzucać pracy tuż przed końcem.
- Ale to tak długo trwa! – marudzę.
- Nic na to nie poradzę.
- Proszę, chodź ze mną. Potrzebuję cię bardziej niż ona.
- Przydałaby się jakaś wymówka… - Eli czeka aż coś wymyślę.
- Powiemy, że jesteś głodny i po sprawie – podpowiadam.
- Bo jestem. – Ciężarny uwalnia swoją dłoń i z czułością układa ją na brzuszku.
- Tym lepiej – cieszę się. – Co powiesz na gofry z czekoladą i lodami? – Pospiesznie wstaję ze swojego miejsca, by jak najszybciej pomóc Eli spakować rzeczy.
- Czytasz w moich myślach. – Słodki uśmiech rozjaśnia twarz mojego ukochanego. To miła niespodzianka. Spodziewałem się, że będę musiał go błagać, a tu proszę. Jestem pewny, że to dzięki naszemu synkowi tak szybko ustąpił. Dziecko ewidentnie chce być rozpieszczane. Moja w tym głowa, aby tak właśnie było.
- Gotowy? – pytam Króliczka, wyciągając jednocześnie kluczyki z kieszeni spodni.
- Tak.
Rozglądam się po otoczeniu. Pani Gertruda nadal z kimś rozmawia, a mój ojciec instruuje pracowników firmy oświetleniowej, którzy rozkładają sprzęt. Będę montować neon.
- Nie nawiązuj z nikim kontaktu wzrokowego i idź prosto do auta.
- Max, nie przesadzasz trochę? – Fiołkowooki śmieje się ze mnie, lecz szybko poważnieje, widząc moją zdeterminowaną minę. Oczami wyobraźni jestem już w hotelu, a on leży nagi na białej pościeli i tylko czeka aż zacznę go dotykać…
- Prosto do auta, zrozumiałeś? – upieram się przy swoim zdaniu.
- Zrozumiałem. – Eli z niedowierzaniem kręci głową, lecz wykonuje moje polecenie.
Otwieram drzwi od lokalu. Mój ukochany podąża krok za mną. Przyciskam guzik na pilocie, by odblokować alarm w mercedesie, od którego dzieli nas kilkanaście metrów. Łapię złotowłosego za rękę, bo wydaje mi się, że się wlecze. Osiemnastolatek prawie biegnie. Splata swoje palce z moimi, śmiejąc się pod nosem. Jest szczęśliwy, a gdy on jest szczęśliwy to…
- Max?! – Głos ojca mrozi mi krew w żyłach. – Dokąd się wybieracie?
- I co teraz? – Eli posyła mi pytające spojrzenie.
- Niedługo wrócimy – odpowiadam pewnym siebie tonem.
- Niedługo to znaczy kiedy? Obiecałeś, że pomożesz mi z wyładunkiem. – Ojciec zostawia robotników samych sobie i zmierza w naszą stronę.
- Eli potrzebuje przerwy, a dziecko drugiego śniadania. Sam rozumiesz – zgrywam bezradnego wobec potrzeb maleństwa.
- Skarbeczku, jesteś głodny? Dlaczego nic nie powiedziałeś? - Pani Gertruda żwawym krokiem zmierza w naszą stronę. – Przygotowałam dla ciebie przepyszne, bezglutenowe muffinki. Bardzo zdrowe. Bez cukru i słodzików. Chodź, chodź, mój drogi. – Kobieta dopada do biednego Króliczka i porywa go w swoje bezlitosne szpony. Ciężarny puszcza moją rękę i potulnie daje się prowadzić jak na ścięcie. – Upiekła je dzisiaj rano specjalnie dla ciebie. Mam ich całe mnóstwo. Dodałam do nich jarmuż, siemię lniane – zaczyna wyliczać, nie zważając na jego skwaszoną minę.
- A czekoladę? – Biedaczek, do ostatniej chwili nie traci nadziei.
- Żartowniś z ciebie, skarbeczku. Peter mówił, że nie możesz jeść cukru. Nie chcę ci zaszkodzić. – Przyjaciółka mamy szczypie Eli pieszczotliwie w policzek. W odpowiedzi chłopak uśmiecha się smutno.
Obserwowanie, jak pani Gertruda z mocno świecącymi oczami wpatruje się w jedzącego Eli, który z trudem przełyka poszczególne kęsy jest dla mnie sporym wyzwaniem. Powinienem ruszyć mu na ratunek, ale co mogę zrobić? Jeśli zacznę krzyczeć, że truje go tym paskudztwem, śmiertelnie się na mnie obrazi. W dodatku to najbliższa przyjaciółka rodziców. Wyklną mnie, jeśli będę dla niej niemiły. Króliczek także jest świadomy powagi sytuacji, dlatego nic nie mówi i cierpliwie znosi te kulinarne tortury.
- Już nie mogę – broni się, gdy kobieta podsuwa mu trzecią muffinkę.
- Skarbeczku, jesz jak ptaszek. Powinieneś się bardziej postarać. Dla dobra dziecka – dodaje wymownie, spoglądając w kierunku niewielkiej wypukłości. Na szczęście pojawia się ojciec i pani Gertruda wychodzi przed budynek, by zaakceptować finalny efekt przyszłej instalacji świetlnej.
Eli układa głowę na blacie.
- Źle się czujesz? – pytam, zaalarmowany jego zachowaniem.
- Zostaw mnie w spokoju – warczy, strącając moją rękę, którą położyłem na jego ramieniu.
- Skarbie, nie gniewaj się na mnie – próbuję go jakoś obłaskawić. – To nie moja wina, że…
- Nie twoja? – nastolatek parska, rozjuszony tym, co właśnie usłyszał. – Posłuchałem cię i teraz mam za swoje! – syczy.
- Przecież wiesz, że nie chciałem, by tak wyszło.
- Więc trzeba było poczekać aż skończę, albo mi pomóc, a ty nic nie zrobiłeś!
- Wynagrodzę ci to, zobaczysz. Dostaniesz tony gofrów i czekolady – obiecuję.
- Nie waż się więcej mówić o jedzeniu – ostrzega mnie. – Moje maleństwo. Już dobrze. – Chłopak skupia całą swoją uwagę na naszym synku. – Niedługo wrócimy do domu.
- Mieliśmy jechać do hotelu – przypominam mu o romantycznych planach.
- Nigdzie z tobą nie jadę. Mam dość atrakcji jak na jeden dzień. – Obrażony Eli odwraca ode mnie zdegustowany wzrok.
- Skarbie… - Podejmuję kolejną próbę przytulenia mojego ukochanego, ale nie daje się tknąć. Króliczek jest obecnie zbyt wkurzony, więc postanawiam poczekać aż przejdzie mu atak złości. Wycofuję się na tyły. Gdy nieco ochłonie będzie bardziej skory do wybaczenia. W międzyczasie idę do ojca, by przydzielił mi jakieś zajęcie. Im szybciej skończymy pracę w cukierni, tym lepiej.
- Tato? – rozglądam się za swoim staruszkiem, który bawi się właśnie telefonem, popijając przy tym colę z puszki.
- Za chwilę przyjadą kartony. – Peter Ford, jak nikt, potrafi czytać w myślach. – Rozładujesz je i jesteście wolni.
- Dziękuję. – Zadowolony z takiego obrotu spraw, w napięciu wypatruję ciężarówki. – To porcelana, prawda? – Staram się podtrzymać rozmowę, udając przy tym szczerze zatroskanego o cukierniczy biznes pani Gertrudy.
- Tak mi się wydaje. Gdzie Eli?
- W środku. Poprawia plakaty.
- Dzwoniłem do drukarni. Powiedzieli, że mamy wysłać projekty mailem, a oni do końca tygodnia powinni wszystko wydrukować.
- To dobrze – przytakuję z grzeczności.
- Też tak uważam.
- O, mama przyprowadziła pomoc. – Niedźwiedź wskazuje na kobietę, która towarzyszy mojej rodzicielce. Nieznajoma macha do nas wesoło. Mam niejasne wrażenie, że gdzieś ją już widziałem, ale gdzie?
- Max, cześć! – Platynowa piękność wita się ze mną szerokim uśmiechem, a ja czuję ciarki, biegnące wzdłuż kręgosłupa.
- Kto to jest? – szepczę do ojca, żebrząc u niego o podpowiedź.
- Nie pamiętasz Nicole? – Mężczyzna odstawia swój napój, po czym odpowiada uśmiechem na uśmiech mamy. – Nareszcie jesteście!
Nicole… Nicole… Nie kojarzę żadnej Nicole…
- Maxwell, dawno się nie widzieliśmy! – „Dawna znajoma” rzuca mi się na szyję i mocno obejmuje. Gdy jej ręka zsuwa się niebezpiecznie blisko moich pośladków, doznaję olśnienia.
Nicole to przecież Nicki, która zaproponowała, abyśmy poszli do jej domu w czasie przyjęcia mamy! Jak mogłem jej nie poznać?! Podejrzewam, że to wina nowego koloru włosów. Przedtem były znacznie ciemniejsze, a teraz są platynowe. Do tego obcisła, dopasowana sukienka w odcieniu morelowym i wysokie szpilki.
Mam poważnie przechlapane…
- Dzień dobry – dukam, łapiąc jednocześnie za nadgarstek pijawki. Molestowanie to ostatnia rzecz, na jaką mam ochotę.
Gdy próbuję się uwolnić z niechcianych objęć, dostrzegam drobną postać Eli, który stoi przy szybie wewnątrz cukierni, skąd obserwuje całe zajście. Po jego minie wnioskuję, że nie jest zadowolony. Moja lista przewinień zaczyna się wydłużać w zastraszającym tempie!
- Mój drogi, nie bądź taki oficjalny. Na przyjęciu tak cudownie się razem bawiliśmy, prawda? – Tleniona piękność uwiesza się na mojej szyi, a następnie soczyście całuje w oba policzki.
- Raz z panią zatańczyłem – bronię się wytrwale, lecz czuję, że powinienem powoli pogodzić się z przegraną. Nicole z pewnością nie da się zbyt łatwo spławić.
- Mój drogi, sam wiesz, że taniec był wstępem. Mieliśmy znacznie poważniejsze plany…
- Serio? – Z trudem przełykam ślinę. Doskonale wiem, do czego ona pije, ale szybciej powiem ojcu o sztucznym zapłodnieniu niż pójdę z nią do łóżka.
Rodzice i pani Gertruda chwalą się dotychczasowymi pracami. Na koniec zostawiają to, co najlepsze, czyli wielkie malowidła Eli. Wyraźnie widzę, że nastrój starszej wersji Marylin Monroe nieco się zmienia. Najpierw obdarza dość zimnym spojrzeniem ściany, a następnie kieruje wzrok w stronę autora.
- Dzień dobry. – Króliczek uśmiecha się niepewnie na widok gościa.
- Więc to ty… - Nicki z niesmakiem zerka na ledwo widoczny brzuch ciężarnego. Eli wzdycha cicho i spuszcza wzrok. Jest przyzwyczajony do podobnego traktowania. Mieszkamy w niewielkiej miejscowości, więc szczegóły naszego związku są powszechnie znane.
- Dostawa przyjechała! – Tata daje mi znać, abym zajął się kartonami z porcelaną. Wybiegam na zewnątrz jak poparzony, ciesząc się przy tym, że udało mi się uniknąć dalszego podszczypywania. Praca nie trwa długo, lecz pakunki są dość ciężkie, a na zewnątrz gorąco. Razem z dostawcami potrzebowaliśmy ponad godziny, by uporać się z zamówionymi przez panią Gertrudę rzeczami.
- Skończyłem – oświadczam dumnie ojcu, który nadal zajmuje się oświetleniem.
- To świetnie, synu. – Mężczyzna nawet na mnie nie patrzy. Przykręca właśnie obudowę metalowej skrzynki, którą musiał zdemontować, aby nie doprowadzić do spięcia.
- Potrzebujesz pomocy? – pytam, zerkając mu przez ramię.
- Nie znasz się na tym.
- Trochę się znam – odcinam się urażony jego brakiem wiary w moje umiejętności.
- Trochę… - Niedźwiedź prycha ze śmiechu, pusząc się swoją wiedzą. – Możecie jechać. Macie swoje plany, tak?
- Skąd wiesz? Eli ci powiedział? – Szczęka opada mi ze zdziwienia, słysząc jego słowa.
- Nie. On zawsze jest powściągliwy i milczący. Za to ty… - Ojciec zaczyna dźgać mnie śrubokrętem w klatkę piersiową. – Aż wibrujesz od nadmiaru emocji.
- Wcale nie! – Zawstydzony, uciekam wzrokiem, by nie chlapnąć czegoś głupiego.
- No dobrze, powiedzmy, że dałem się nabrać. No już, uciekaj, skoro tak ci się spieszy.
- Dzięki, tato. – Już mam ruszyć przed siebie, lecz coś mi się przypomina. – Nie zdziw się, jeśli nie wrócimy na noc do domu.
- Max, nie szalej. On jest w ciąży… - Ojciec ponownie grozi mi palcem.
- Wiem, że jest w ciąży. Przecież to moje dziecko. W każdym razie nie dzwoń po wojsko i FBI, ok? Porywam go tylko na trochę.
Zadowolony z siebie, wkraczam do cukierni po mojego księcia, który siedzi przy stole w towarzystwie Nicole. Mama zajęta jest rozmawianiem przez telefon, a pani Gertruda walczy właśnie z nowym ekspresem do kawy, który tata niedawno jej podłączył.
- Max, no nareszcie jesteś. Twój kolega nie jest zbyt rozmowny. – Nicki wskazuje na Eli, który uparcie wpatruje się w swoje splecione palce.
- On nie jest moim kolegą, lecz narzeczonym – poprawiam kobietę. – Skarbie? – Próbuję zmusić ukochanego, by spojrzał mi w oczy.
- Możesz… Możesz mnie zawiść do domu? Chciałbym się położyć. - Króliczek wstaje od stołu i odchodzi, nie czekając na to, czy za nim pójdę.
- Już jedziemy – wołam za nim, zabierając torbę z tabletem, o której zapomniał.
- Jaki niewychowany! – oburza się Nicole. – Nawet się nie pożegnał – komentuje w kierunku Gertrudy.
- Do zobaczenia – macham głównie do mamy, po czym wychodzę przed budynek. Eli czeka na mnie obok samochodu. Odblokowuję alarm, by mógł wsiąść do środka.
Nastolatek bez słowa zajmuje swoje miejsce, a następnie obejmuje się ściśle ramionami.
- Zapomniałeś torby – wskazuję na jego zgubę.
- Dziękuję. – Chłopak zabiera ode mnie swoją własność, lecz nadal unika mojego wzroku. – Możemy już jechać?
- Oczywiście – uśmiecham się. – Za godzinę będziemy na miejscu.
- Chcę do domu.
- A hotel? Nie masz ochoty na gofry i długą kąpiel? – Kuszę go przyjemnościami, które na nas czekają.
- Może inny razem.
- Eli, nie gniewaj się na mnie. Przecież wiesz, że gdybym powiedział prawdę o jej okropnych ciastkach, wywiązałaby się wielka awantura.
- Nie gniewam się. Chcę po prostu wrócić do domu.
- Nie bądź uparty. Zależy mi, by pobyć z tobą sam na sam.
- Poproszę twojego tatę… - Eli sięga w kierunku klamki. W ostatniej chwili udaje mi się zablokować drzwi, aby nie uciekł z auta.
- Skarbie, co się dzieje? – Wyciągam rękę w jego stronę, ale Eli ewidentnie nie chce mojego dotyku.
- Proszę, zabierz mnie do domu. – Gdy oczy chłopaka zachodzą łzami, bez słowa odpalam silnik.
Droga do domu mija nam w milczeniu. Nastolatek zapatrzony jest w okno. Dyskretnie wyciera mokre oczy. Zaciskam dłonie na kierownicy, by jakoś się opanować. Z jednej strony o niczym nie marzę tak bardzo jak o tym, by przyprzeć go do muru i zmusić, by podzielił się ze mną swoimi smutkami. Wiem jednak, że Eli nie jest zbyt wylewny. Jeśli zechce, sam o wszystkim mi opowie. Muszę jedynie uzbroić się w cierpliwość, a to cholernie trudne.
Parkuję na podjeździe. Mój kochanek prawie w biegu opuszcza mercedesa i ucieka na górę. Ściąga buty, po czym kładzie się na swoim łóżku i zwija w kłębek. Nie mam pojęcia, jak powinienem się zachować. Miotam się kilka minut, a następnie idę pod prysznic. Gdy wracam z łazienki, Eli zdążył zasnąć.

niedziela, 17 marca 2019

Kiedy będą rozdziały?


Moi Drodzy :)

Spokojnie, nie zapomniałem o Was. Po prostu nie mam czasu na pisanie. Rozgrzebałem 3 różne rozdziały, ale żadnego nie dokończyłem. Nie chcę wrzucać byle czego i krótkiego, więc musicie uzbroić się w cierpliwość. W przyszłym tygodniu z pewnością będzie lepiej.

Dziękuję Wszystkim, którzy wykazali się odwagą i odnaleźli mnie na Instagramie. Zdążyłem się obnażyć jako kiepski fotograf oraz fan BTS.  Jeśli chodzi o zdjęcia, to jest mi przykro, ale ich żenująco niski poziom to mój znak rozpoznawczy.
Większy problem mam z kpopem... No podoba mi się :D 

To jednak nie koniec niespodzianek. Od pewnego czasu czekam na coś, czym bardzo, ale to bardzo chciałbym się z Wami podzielić :) Zrobiłem coś szalonego. Z jednej strony jestem z siebie dumny, a z drugiej bardzo się boję i zastanawiam, po co mi to było. Zresztą sami zobaczycie. Podejrzewam, że to kwestia najbliższych dni :)

Życzę wszystkim miłego wieczoru,

Wasz Kitsune

niedziela, 10 marca 2019

mpreg 64

„Bezsenne Noce


Nasz dzień powoli dobiega końca. Króliczek projektuje dla pani Gertrudy wyjątkowo eleganckie i zabawne wizytówki. Chciałby także zająć się plakatami, ale zaganiam go do łóżka. Jest późno. Obydwaj potrzebujemy nieco się wyciszyć.
- Zapraszam – odkrywam kołdrę, by Eli mógł się wygodnie położyć w moim łóżku. Po sposobie w jaki na mnie patrzy widzę, że nieco się waha. – Jesteś mój i śpisz wyłącznie ze mną – przypominam mu.
- Dobrze, już dobrze… Nie musisz być taki władczy.
Nie powiem tego głośno, bo nie chcę go denerwować, lecz prawda jest taka, że muszę. Eli potrzebuje kogoś, kto nad nim zapanuje. Kogoś, kto zdoła go sobie podporządkować. Komu ulegnie. Świetnie odnajduję się w tej roli i to jest właśnie klucz do sukcesu.
Króliczek tradycyjnie wtula się w mój bok i kładzie głowę na piersi. Jest trochę jak bluszcz. Nawet nogi mamy splątane. Gorąco mi, jednak nie narzekam na swój los. Wprost przeciwnie.
Mija godzina, a ciężarny nadal nie może zasnąć. Leży cichutko, pogrążony w swoich myślach.
- Porozmawiamy, czy dalej będziesz udawać, że nic się nie dzieje? – przerywam ciszę. Bezustannie łaknę jego bliskości. Nienawidzę, gdy między nami pojawiają się tego typu „bariery”. Zazwyczaj chodzi o drobiazgi. – Wspólnymi siłami znacznie szybciej znajdziemy rozwiązanie.
- Nie szukam rozwiązania. Po prostu jest mi niewygodnie.
- Niewygodnie? – dziwię się. Skoro jest mu niewygodnie, to czemu nic nie powiedział? Leży tak spokojnie i się nie odzywa. – Chcesz dodatkową poduszkę? A może…
- Pozbądź się tego – odpowiada enigmatycznie.
- Czego? – unoszę nieco głowę, by sprawdzić, co przeszkadza mojemu ukochanemu w odpoczynku.
- Zdejmij to – Eli wskazuje na mój bawełniany T-shirt, po czym niespiesznie odsuwa się ode mnie. Czeka, aż spełnię jego zachciankę.
- Skoro chcesz. – Jego prośba, choć zupełnie niespodziewana, mile mnie zaskakuje. Rozebrany próbuję wyczytać coś z jego twarzy, lecz panująca w pokoju ciemność mocno mi to utrudnia. - Co jeszcze mam zrobić? – pytam, gotowy by przyjąć warunki jego gry.
- Połóż się.
Podekscytowany do granic możliwości, układam się na pościeli. Eli również zajmuje swoje ulubione miejsce. Jedyna różnica polega na tym, że przytula twarz do nagiej skóry. Czuję przyjemne mrowienie we wszystkich miejscach których dotyka.
Mija kilka długich minut. Oddech chłopaka jest głęboki i wyrównany. Zasnął? W sumie powinien. Jest środek nocy. Nie ma w tym nic niezwykłego. Przełykam gorzkie rozczarowanie i postanawiam pójść w jego ślady. Szczerze wątpię, że zdołałbym go namówić na seks. Poza tym on potrzebuje mojej bliskości. Opieki. Gdy poczuje się pewniej, bardziej mi zaufa i zacznie na mnie polegać, łatwiej mi będzie rozbudzić w nim pożądanie.
Uspokoiwszy emocje, przysypiam. Spanie utrudniają zbłąkane opuszki, które bezwiednie rysują wzory na mojej skórze. Najpierw badają fakturę na prawej piersi, potem przenoszą się na mostek. Gdy Eli przesuwa dłoń niżej i dociera do brzucha, zaznaczając kontur mięśni, jestem już całkowicie rozbudzony.
- Nie możesz zasnąć? – pytam troskliwie, choć doskonale znam odpowiedź.
- Nie mogę. A ty możesz? – Blondyn odpowiada pytaniem na moje pytanie.
- Nie, kiedy dotykasz mnie w taki sposób.
- Mam przestać? – By dobitnej podkreślić znaczenie swoich słów, jego dłoń zsuwa się jeszcze niżej.
- Eli… – wstrzymuję oddech czując, jak wsuwa jeden z palców pod ściągasz mojej piżamy. Celowo mnie drażni, dotykając włosków na moim podbrzuszu.
- Tak? – Fiołkowooki zachowuje zimną krew. Udaje niewiniątko, choć obydwaj wiemy, jak kończą się takie „zabawy”.
- Mam nadzieję, że wiesz, co robisz… – ostrzegam go przed konsekwencjami.
- A co ja robię?
- Prowokujesz mnie do… – Dłoń nastolatka bezwstydnie przemieszcza się jeszcze niżej. – Skarbie, przestań, bo…
- Bo?
- Jeszcze chwilę i stracę nad sobą panowanie…
- Mówiłeś, że jesteś mój. – W głosie Eli słychać dziecięce rozdrażnienie. – Nie chcesz, żebym cię dotykał?
- Nie o to mi chodziło – bronię się. – Po prostu pamiętaj o konsekwencjach.
- A jakie są konsekwencje?
- Poważne…  – syczę, z trudem panując nad oddechem.
- Powinienem się bać? Jak sądzisz? – Chłopak śmieje się cicho, po czym przesuwa palcami po moim członku z taką samą delikatnością, z jaką dotykał mojego brzucha. Drżę z rozkoszy, nie umiejąc zapanować nad reakcjami swojego ciała.
- Powinieneś… Powinieneś się przygotować na to, że skończysz pode mną nagi i zaspokojony. Eli! – nabieram gwałtownie powietrza, gdy jego dłoń zaciska się pewnie wokół mojej męskości.
- Mam przestać?
- Nie – dyszę ciężko.
Gdyby ktoś mi powiedział, że małe, puchate stworzonka, jakimi niewątpliwie są króliczki, potrafią być aż tak frywolne, chyba bym nie uwierzył. Tymczasem Eli korzysta z tego, że był we mnie wtulony. Niespodziewanie zmienia ułożenie swojego ciała. Opiera cały ciężar na jednej ręce, a drugą nie przestaje mnie pobudzać. Gdy czuję na klatce piersiowej jego rozpuszczone włosy oraz gorący język, od razu reaguję. Chwytam chłopaka za ramiona i podciągam do góry, by usiadł na moich biodrach.
- Zawsze jesteś taki niegrzeczny?
- Dobrze wiesz, że tak – chichocze. – Dopiero się rozkręcam, a ty mi przeszkadzasz. – Osiemnastolatek kołysze biodrami, ocierając się o mój wzwód.
- Twoje pięć minut dobiegło właśnie końca.
- Max, nie bądź taki sztywny. Przecież było ci dobrze, prawda? – Eli ponownie przyciska swoje pośladki do mojego krocza. Z jego gardła wydobywa się pomruk satysfakcji.
„Lubi być na górze…” – przypomina mi jadowicie Edmund Poll, którego cień zakrada się pod naszą kołdrę.
O nie, nic z tego!
Chwytam chłopaka za biodra i pewnym ruchem przewracam go na pościel, zamieniając się z nim miejscami.
- Max! – zaskoczony małolat wydaje z siebie głośny pisk, a następnie zasłania usta dłonią.
- Musisz być cichutko – upominam go. – Nie dbam o to, czy obudzisz rodziców, ale nie zarzucaj mi później, że o nich nie pamiętałeś. 
Choć jest ciemno, z wielką wprawą pozbywam się cienkiej piżamy mojego ukochanego. Nie będzie mu potrzebna. Mój plan przewidywał, że troszeczkę się nad nim poznęcam, lecz jestem tak mocno nakręcony, że muszę go jak najszybciej mieć. Sięgam więc pod poduszkę i wyjmuję malutką butelkę olejku, którą celowo tam schowałem. Wylewam jej zawartość na dłoń.
- Rozsuń nogi – instruuję Króliczka. – Szeroko – dodaję po chwili. W ciemności ton mojego głosu zadziała na niego znacznie intensywniej. Eli lubi być dominowany. Jego poprzedni kochankowie najprawdopodobniej nie mieli zielonego pojęcia o tym, jak go zadowolić. Teraz to się zmieni.
Przesuwam śliskimi palcami po jego wejściu. Chłopak lekko się spina, gdy próbuję wsunąć w niego palec. Na to także mam sposób. Pochylam się nad ciałem mojego kochanka i przesuwam językiem po jego prawym sutku.
- Skarbie…  – szepczę. – Wpuść mnie do środka.
- Max… – Złotowłosy wczepia się palcami w moje ramiona.
- Przecież mi ufasz i wiesz, że nie spotka cię nic złego. Dam ci jedynie rozkosz…  – Przy drugim podejściu Eli znacznie się uspokaja. Bez problemu mogę w niego wsunąć aż dwa palce. Wije się pode mną, gdy zaczynam nimi powoli poruszać.
- Max… To za mało…  – dopomina się o dalsze pieszczoty. Biedactwo, nadal jest taki spragniony…
- Jeszcze nie. Najpierw dojdziesz – decyduję.
- Proszę…  – Z jego gardła wydobywa się jęk, przypominający miauczenie kota. Zagubiony chłopak dociska dłoń do swoich ust, lecz jego przyspieszony oddech i tak zdradza, jak bardzo jest pobudzony. Na to właśnie czekałem.
Popycham go na poduszki, a samemu pochylam się bardziej do przodu, by ukrócić jego męki. Chciałbym pieścić go ustami szybko i mocno, lecz boje się, że zacznie krzyczeć. Muszę więc nieco złagodzić swoje plany. Eli szybko osiąga spełnienie, stymulowany zarówno przez mój język, jak i palce. Jego ciało staje się uległe i gotowe, by je posiąść.
- Chcę być na górze. – Wyrwany z błogiego odrętwienia kochanek próbuje narzucić mi swoją wolę.
- Nie, nie chcesz. – Przytrzymuję jego biodra, by nie mógł się podnieść. – Dłużej nie wytrzymam. Muszę cię mieć!
Przesuwam dłońmi po udach Eli. Jego skóra jest rozkosznie miękka i ciepła. Gdy łapię go pod kolanami, od razu wie, co planuję zrobić.
Wsunięcie się w ciasne i rozgrzane wnętrze przyprawia mnie o palpitację serca. Dociskam nogi Eli do jego boków, uważając przy tym na brzuszek i zaczynam się miarowo poruszać. Mój wybranek obejmuje mnie chciwie ramionami i wtula twarz w moją szyję.
- W porządku? – pytam go, bo przy tak drobnej budowie ciała, trzeba zachować wszelkie środki ostrożności.
- Za wolno…
- Tak musi ci wystarczyć – śmieję się złośliwie.
- Max! – Blondyn znaczy paznokciami moje plecy, okazując niezadowolenie. Unoszę jego biodra odrobinę w górę i wbijam się w niego pod takim kątem, że od razu trafiam tam, gdzie powinienem. I zostaję za to nagrodzony kolejnym jęknięciem, które tłumi za pomocą dłoni.
- Jeśli dojdziesz, pozwolę ci być na górze – licytuję się z nim, grając na czas.
- Mmm… – Z ust Eli wyrywa się jedynie jakieś niezrozumiałe westchnienie. I bez niego wiem, że jest blisko. Króliczek próbuje sobie pomóc ręką, ale go powstrzymuję.
- Nie oszukuj.
- Ale… Max… – W oczach mojego ukochanego widać desperację połączoną w wielkim pragnieniem. Ile bym dał, by go teraz pocałować… Walczę z całych sił, by nie ulec pokusie. Tak bardzo się staram, by udowodnić mu, że może obdarzyć mnie bezgranicznym zaufaniem. Nie zmarnuję ciężko wypracowanych efektów. Jeszcze nie… Zaczekam…
- Mój piękny, postaraj się. Zrób to dla mnie.
Moje słowa muszą mieć na niego choćby minimalny wpływ, bo umęczone ciało poddaje się erotycznej sugestii. Odurzony małolat spełnia moją prośbę, choć podejrzewam, że dzieje się tak wyłącznie dlatego, że jego ciało nadal spragnione jest bliskości.
- Obiecałeś… – Zdyszany Eli uśmiecha się lekko, rzucając mi wyzywające spojrzenie.
- Skoro tego właśnie chcesz – podciągam go do góry. Króliczek oplata moją szyję ramionami. Sam łapię go za pośladki, by łatwiej mu było się poruszać. Unosi biodra, a potem na mnie opada. Pomimo tego, że jest rozciągnięty, nadal wydaje mi się ciasny, a jego wnętrze rozpalone.
- Max… – pojękuje  – tak mi dobrze…  
Gdy zaczyna muskać językiem moją szyję, tracę panowanie. Ponownie rzucam go na poduszki i kocham się z nim tak intensywnie, zapominając o tym, że jest środek nocy, a my powinniśmy być cicho ze względu na moich rodziców. Dochodzę praktycznie w tej samej chwili, w której Eli ma trzeci orgazm.
- Chodź tu. – Kładę się obok niego i chowam w żelaznym uścisku. Jasnowłosy nie oponuje. Za to dość szybko zasypia, tuląc się do mnie. Okrywam nas kołdrą i przez kilka minut nasłuchuję, czy z parteru dochodzą jakieś odgłosy. Za oknem robi się szaro. Jest kilka minut po czwartej. Uśmiecham się do siebie, zadowolony z tego, że nas sekret nie ujrzy światła dziennego. – Kocham cię, Króliczku – szepczę Eli do ucha, zasypiając.
***
Budzi mnie szelest papieru. Czyżby mój ukochany coś rysował? Nie, niemożliwe. Przecież nadal leży w moich ramionach. Obejmuję go ściślej, by nacieszyć się specyficznym ciepłem, jakie wydziela jego ciało. Eli jest taki miękki i milutki. Pachnie proszkiem do prania i…
Poduszka?! Króliczku, gdzie jesteś?!
Zaniepokojony nieobecnością mojego kochanka próbuję wygrzebać się z pościeli. Nerwowo rozglądam się po pokoju. Moja zguba jakby nigdy nic, szkicuje coś przy stole. Gdy chłopak spostrzega, że już nie śpię, unosi wzrok. W kącikach jego ust dostrzegam specyficzny uśmieszek.
- Eli… Jest po szóstej – marudzę. – Czemu wstałeś tak wcześnie? Wróć do mnie.
- Już po szóstej? Ależ ten czas szybko leci… – Blondyn z niedowierzaniem zerka na zegarek.
- Proszę, wróć do łóżka – zmieniam taktykę.
- Nie mogę. Nie poprawiłem plakatów. Sam wiesz, że to ważna sprawa.
- Ważna sprawa? Skarbie… – wzdycham ciężko. – Spałeś chociaż trochę?
- Tak – pada natychmiastowa odpowiedź. – Chociaż nie było to łatwe. Było mi gorąco, a ty tak mocno mnie obejmowałeś.
- Widać nie za mocno. Jak udało ci się uciec? – dopytuję zaintrygowany.
- To sekret – Eli uśmiecha się tajemniczo, po czym ponownie pochyla nad rysunkiem.
- Powiedz mi – nalegam, traktując naszą wymianę zdań jako flirt.
- Po prostu masz wyjątkowo mocny sen.
- Czyżby? – droczę się z nim. – Powiedziałbym, że to raczej jakieś królicze czary.
- Czary? – Ciężarny parska, nie potrafiąc się pohamować. – Czy ja wyglądam na czarodzieja?
- Nie wiem. Pozwolisz, że przyjrzę się bliżej, dobrze? – Wstaję z łóżka. Z początku chcę podejść do niego nagi, lecz zmieniam zdanie i zakładam dół od piżamy. Prawdopodobnie Eli nie odkrył jeszcze mojego tatuażu. Poczekam więc na dogodniejszą okazję, by się nim pochwalić. Nie oznacza to jednak, że zrezygnuję z przytulenia ukochanego. Okrążam jego krzesło i pochylam się do przodu. – Od razu lepiej – szepczę mu do ucha, obejmując ramionami drobne ciało.
- I co? Mam w sobie magię? – pyta złotowłosy, obracając głowę w moją stronę.
- Mnie z pewnością zaczarowałeś – wyznaję szczerze. – Twoje oczy hipnotyzują, dotyk uzależnia, a zapach… - Odsuwam część złotych włosów na bok, by móc całować go po szyi i karku. – Uwielbiam cię. Wróć ze mną do łóżka, to pokażę ci, jak bardzo na mnie działasz.
- Max, nie.
- Dlaczego nie? – pytam między kolejnymi pocałunkami. – Przecież mnie pragniesz.
- Nie zaprzeczam, ale spójrz – wskazuje na szkice. – Pani Gertruda czeka aż skończę.
- Ja też na to czekam. Nie masz pojęcia, jak nieziemsko wyglądasz w czasie orgazmu.
- Nie o tym mówię. Max! – Nastolatek stanowczo odsuwa moje dłonie.
- Tęsknię za tobą. Potrzebuję cię bardziej niż tlenu…
- A ja potrzebuję jeszcze dwóch godzin, by dopracować szczegóły. Zawieziemy je do cukierni i będę cały twój.
- Króliczku, twój plan bardzo mi się podoba – chwalę ukochanego.
- Kiedy spałeś bawiłem się tabletem. Chcesz zobaczyć mój projekt? – Eli sięga po swoją nową zabawkę, a ja wykorzystuję okazję i splatam palce naszych dłoni.
- Bardzo chcę… Rozebrać cię do naga i pieścić długie godziny aż jedynym słowem, które będziesz w stanie wypowiedzieć, będzie moje imię.
- Widzę, że wszystko zaplanowałeś.
- W najdrobniejszych szczegółach – przytakuję.
- Musimy nieco zsynchronizować nasze wizje. Najpierw pójdziesz pod prysznic, a później pomyślimy o śniadaniu.
- Dzidziuś jest głodny? – zgaduję, zakradając się dłonią pod ubranie ukochanego, by popieścić słodką wypukłość.
- Odpowiedź jest łatwa do przewidzenia. – Jego wymowne spojrzenie daje mi jasno do zrozumienia, że nie zje nic poza sojowo-malinowym paskudztwem.
- Zaczynam poważnie podejrzewać, że Freddy i jego dziadek wzbogacili recepturę jogurtu o jakieś podejrzane, uzależniające składniki – dzielę się moimi konspiracyjnymi teoriami.
- Masz rację. Ten składnik nazywa się cukier. Dziecko i ja bardzo go pożądamy.
- Bardziej niż mnie? – wpadam w udawaną rozpacz. – Czy powinienem być zazdrosny?
- Powinieneś. – Eli zachowuje kamienną twarz.
- W takim razie muszę się bardziej postarać, by zdobyć twoje względy – wodzę palcem wskazującym po lekko zarumienionym policzku.
- Najpierw prysznic, a później jogurt. – Króliczek dość szybko opanowuje sztukę perswazji.
- Zrobię co zechcesz, ukochany. – Po raz ostatni całuję ciężarnego w kark i oddalam się do łazienki. 

***

Drodzy Panowie !
Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Mężczyzn :)
Cieszę się, że jesteście, bo to oznacza, że nie tylko ja mam słabość do romansów :D

sobota, 9 marca 2019

Instagram

Czy założyłem konto na Instagramie? Być może...

Czy umieściłem niewielki fragment jutrzejszego rozdziału Bezsennych Nocy w ramach pierwszego postu? No cóż, musiałem :D Ostatecznie po co komu kolejna fotka kubka z herbatą, prawda?

Zapraszam :)

Wasz @king.kitsune

PS Dla tych, którzy nie mają Insta - nie martwcie się, nie musicie od razu instalować aplikacji. Wystarczy wpisać w google instagram @king.kitsune i powinniście mnie od razu znaleźć.

piątek, 8 marca 2019

One last time... 2


Nigdy nie przepadałem za pracą w domu. Od zawsze wydawało mi się, że zbyt wiele rzeczy mnie wtedy rozprasza. Kończyło się na tym, że marnowałem czas, zamiast poświecić go na coś produktywnego. Jamie nie ma takiego problemu. Od blisko dwóch godzin całą swoją uwagę skupia wyłącznie na książce jakiegoś wybitnego profesora, którego nazwiska nie pamiętam. Jego palce bezustannie uderzają w klawisze komputera. Wypracował swój niezawodny system. Najpierw czyta niewielki fragment, który tłumaczy, a potem upewnia się, czy niczego nie pominął. Działa jak automat. Rzadko wspomaga się słownikiem. Potrafi spędzić kilkanaście godzin, wprawiając mnie w niemałe zdumienie. Podziwiam biegłość, z jaką posługuje się obcymi językami, których zna aż sześć. Jest naprawdę niesamowity.
- Kotek… Przestań.
Nie reaguję. Dobrze wiem, że zostałem przyłapany na gorącym uczynku. Zamiast tego splatam dłonie i podpieram na nich brodę, by nieskrępowanie się w niego wpatrywać. W oddali słychać tykanie zegara, przerywane jedynie szelestem kartek papieru oraz dźwiękiem naciskanych klawiszy.
- Rozpraszasz mnie…
- Wiem – przytakuję. – Kiedy skończysz?
- Wieczorem.
Wieczorem? To brzmi jak wieczność… Jamie powinien znać mnie na tyle dobrze, by wiedzieć, że taka opcja nie wchodzi w grę. Mam go przy sobie zaledwie od czterech tygodni. Nie wytrzymam tak długo!
- Jestem zazdrosny.
- Słucham? – Mój kochanek wreszcie unosi na mnie wzrok. Wydaje się nieco zaskoczony odważnym wyznaniem, które padło z moich ust.
- Jestem zazdrosny – powtarzam spokojnie, uśmiechając się przy tym od niechcenia.
- Odkąd się poznaliśmy, jesteśmy praktycznie nierozłączni. Nie sądzę więc, że dałem ci jakikolwiek powód…  – wpada w popłoch. – Bradley, nie patrz tak na mnie! Powiedz coś! –  Rzadko używa mojego imienia. Wolę, gdy zwraca się do mnie czulej. W szczególności, gdy jesteśmy sami…
Niespiesznie wstaję ze swojego miejsca i podchodzę bliżej chłopaka. Jego piękne, błękitne oczy wyrażają tak wiele emocji. Dostrzegam w nich zarówno uwielbienie, jakim mnie darzy, jak i strach, którego nie umiem z niego wyplewić. Dobrze wiem, kto zasiał w nim ten chwast. Wiem także, co należy zrobić, aby nie rozsiał się w naszym ogrodzie szczęścia.
- Zapisałeś? – upewniam się. Nie chcę zaprzepaścić jego pracy. Jestem pewny, że nie miałby mi tego za złe, ale tym samym skazałbym się na dodatkowe godziny rozłąki.
- Tak, ale…
Ta informacja mi wystarczy. Odsuwam komputer na bok i wpijam się w usta mojego wybranka. Smakuje wybornie. Pocałunek jest krótki, ale za to bardzo namiętny. Jamie oblizuje wargi, jakby nadal przeżywał chwilę ekstazy. Cieszy mnie to. Odniosłem pożądany skutek.
- Bradley… – Wpatruje się we mnie intensywnie. Nareszcie mam go tylko dla siebie i nie muszę się z nikim dzielić.
- Wolę „Kotek”. – Ponawiam słodką torturę, lecz tym razem zmuszam ukochanego, by wstał ze swojego miejsca. Owijam ciasno ramiona wokół jego ponętnego ciała, by mógł się przekonać, jak bardzo na mnie działa.
- Przecież rano…  – Jamie lekko się rumieni. Ja również wracam myślami do chwil, gdy kochaliśmy się zaraz po przebudzeniu.
- Mało mi ciebie.
- Muszę to skończyć. Przepraszam.
Niby wiem, że ma rację, ale… Gdy patrzy na mnie tak jak teraz, krew w moich żyłach buzuje. Jestem jak wulkan tuż przed erupcją. Jak…
- Pocałuj mnie jeszcze raz – proszę. Jamie chętnie rozchyla usta, mrucząc przy tym cichutko. Jest tak cholernie seksowny, że gdyby nie terminy, których musi przestrzegać, wziąłbym go na stole. A potem moglibyśmy się przenieść na sofę, a potem na dywan, a jeszcze później na łóżko.
- Kotek… Może już wystarczy? – mój uroczy wybranek dyszy ciężko, z trudem łapiąc powietrze.
- Dobrze, już dobrze – uwalniam go z żelaznego uścisku. – Wiedz, że robię to wbrew sobie – zastrzegam z góry, okazując jak bardzo jestem sfrustrowany brakiem możliwości natychmiastowego zaspokojenia licznych fantazji.
- Obiecuję, że wieczorem ci to wynagrodzę – uśmiecha się do mnie przymilnie, a ja odpowiadam tym samym.
- O nie, skarbie. Wieczorem to ja pokażę ci, jak bardzo tęskniłem. Najpierw jednak pójdziemy na kolację – przypominam szatynowi o naszych romantycznych planach.
- No tak, kolacja…  – Jamie nieco pochmurnieje.
- Nie cieszysz się? – pytam, udając niewiniątko.
- Cieszę.
- Właśnie widzę. – Bez problemu potrafię wyczytać zawód w jego oczach. Za chwilę poprosi mnie, abym odwołał rezerwację.
- Kotek… A nie moglibyśmy zostać w domu i zamówić pizzę?
- Nie, nie moglibyśmy – brutalnie gaszę iskierki nadziei w jego oczach. – To bardzo eleganckie i wyjątkowe miejsce. Serwują pyszne jedzenie, znacznie lepsze niż pizza. Spodoba ci się – zapewniam go.
- Wiem. – Jamie wzdycha cicho, po czym siada na swoim miejscu i robi smutną minę.
- Spotkamy się o dwudziestej na miejscu. Mój kierowca po ciebie przyjedzie, dobrze?
- Wychodzisz?
- Mam spotkanie – odpowiadam wymijająco. Prawda jest taka, że mógłbym zostać w domu, lecz wtedy szanse na to, że któryś z nas ukończyłby pracę, spadną do zera. – Do zobaczenia w restauracji. Nie spóźnij się – cmokam chłopaka na pożegnanie.

***

Po raz ostatni poprawiam krawat oraz krytycznym okiem zerkam na znajdującą się na stoliku zastawę. Wszystko ma być perfekcyjne. Świece. Muzyka. Kwiaty. Mój ulubiony szampan. Zależy mi na tym, by Jamie zaznał luksusu. Ma się czuć jak Kopciuszek w objęciach swojego księcia.
Nie jestem snobem, który gardzi pizzą, jedzoną w łóżku. Wprost przeciwnie. Wspólny wieczór w domowym zaciszu, byłby równie udany. Moja asystentka, Carla, musiała się naprawdę namęczyć, by zarezerwować dla nas stolik. Proponowała mi inne lokale, lecz uparłem się właśnie na ten. Przeczytałem kiedyś artykuł, że wielu mężczyzn wybiera to miejsce na oświadczyn. Romantyczna atmosfera. Piękny widok na ocean. Ta cała otoczka przesiąknięta jest miłością.
Jeśli o mnie chodzi, to nie jest za wcześnie, by myśleć o zaręczynach czy ślubie. Nie wykluczam tej opcji w niedalekiej przyszłości. Obecnie jednak mam zupełnie inny cel. Jamie był tłamszony w poprzednim związku. Jego były partner nie traktował go zbyt dobrze. Ich relacja okazała się dość toksyczna, a zakończyła czymś znacznie gorszym niż zdradą. Podejrzewam, że ten palant wyrządził mu wielką krzywdę, nie tylko emocjonalną, ale i fizyczną. Zdarza się bowiem, że niebieskooki płacze przez sen, tuląc się do mnie i szukając schronienia. Żałuję, że nie znokautowałem Roberta przy naszym pierwszym spotkaniu. Wyrzuciłem go z redakcji, lecz to niewielka satysfakcja. Najchętniej wgniótłbym go głęboko w ziemię, by już nigdy nie wypełzł na powierzchnię.
- Dobry wieczór. Czy to miejsce jest zajęte? – Mój kochanek zakradł się do mnie tak cichutko, że go nie zauważyłem. Jego twarz wydaje się całkowicie poważna. No cóż, skoro tak chcesz to rozegrać, księżniczko, nie pa problemu. Z przyjemnością się z tobą pobawię…
- Dobry wieczór – witam się równie oficjalnie. Wstaję ze swojego miejsca, po czym wyciągam rękę, zmuszając go do odwzajemnienia gestu. Jamie ściska pewnie moją dłoń, a ja wykorzystuję okazję i unoszę ją do swoich ust. Ostrożnie obracam swoją zdobycz, po czym całuję go w nadgarstek. Dobrze wiem, że to jedno z jego wrażliwszych miejsc. Otwiera szeroko oczy, zaskoczony moim postępowaniem. Jego policzki od razu ciemnieją, a on sam wydaje się zawstydzony. Przez kilka sekund pieszczę jego rękę kciukiem, dopiero wtedy pozwalam mu ją cofnąć. – Zechcesz usiąść, piękny nieznajomy?
- Bradley! – syczy na mnie, rozglądając na boki.
- Znasz moje imię? – Przednio się bawię, dając znak kelnerowi, by podał zamówionego przeze mnie szampana.
- Proszę cię! Ludzie będą się na nas gapić!
- No i co z tego? Niech się gapią. Spędzam wieczór w towarzystwie seksownego, przystojnego i niezwykle uwodzicielskiego…
- Bradley, błagam cię! – Jamie desperacko przerywa mój wywód.
- Błagać będziesz mnie później – uśmiecham się znacząco. – Kto wiem, może ci ulegnę…  – ponawiam swój uśmiech. – Odpręż się, skarbie.
- Dobry wieczór. – Pojawia się kelner, który napełnia nasze kieliszki.
- Może mały toast? – Przełamuję ciszę, która między nami zapadła. – Na przykład za nas i naszą wspólną przyszłość? – proponuję.
- Więcej nigdzie z tobą nie pójdę – odgraża się mój ukochany.
- Nie? – Posyłam znaczące spojrzenie w jego kierunku. – Kochanie, ja się dopiero rozkręcam. Mam cię dla siebie zaledwie od kilku chwil. Chcę, abyśmy się lepiej poznali. Sam wiesz, że przyjaźń i zaufanie to silny fundament na przyszłość.
- Czyżby? – Jamie rzuca w moją stronę lekko kpiące spojrzenie. – Rano mówiłeś coś innego…
- Rano mówiłem i robiłem wiele rzeczy… Z przyjemnością wszystkie je powtórzę, bo uwielbiam się z tobą kochać. Musisz przyznać, że pod tym względem idealnie do siebie pasujemy. Mamy podobny temperament.
- Bradley…  – Policzki chłopaka pąsowieją. Moje imię brzmi w jego ustach jak jęknięcie, które wydobywa się z jego ust zawsze wtedy, gdy jest bliski orgazmu.
- Napijmy się. – Liczę na to, że idealnie schłodzony szampan ostudzi nieco gorącą atmosferę.
Od chwili, w której zaprowadziłem Jamie do sypialni i oblałem jego ciało alkoholem, mógłbym bezustannie raczyć się tym smakiem. Problem polega na tym, że nie jestem pewny, czy to kosztowny trunek tak mnie uzależnił, czy też jego aksamitna skóra, której dotyku nigdy nie mam dość.
- Kazałem podać kawior na przystawkę. Może być?
- Tak, dziękuję. – Jamie bezwiednie upija kolejny łyk alkoholu. Muszę uważać, by go zbyt szybko nie upić. Sięgam więc po jego dłoń, którą nerwowo zaciska na nóżce kieliszka i splatam nasze palce. Od razu wyczuwam iskry, które pojawiają się za każdym razem, gdy przebywamy blisko siebie.
- Nie denerwuj się – szepczę. – To tylko kolacja.
- Jeszcze nie jest za późno, by wrócić do domu i zamówić pizzę…
- Nie – odpowiadam pewnym siebie tonem. – Jesteś mój. Chcę się tobą chwalić. Zabierać na randki.
- Wkurzasz się, gdy inni na mnie patrzą – zauważa rozsądnie.
- Ćwiczenie czyni mistrza, mój drogi. Powoli godzę się z tym, że patrzą. Niech patrzą, pod warunkiem, że nikt oprócz mnie cię nie dotknie.
- Bradley, dobrze wiesz, że nigdy bym ci nie zrobił czegoś takiego... – Młody tłumacz spuszcza głowę i wpatruje się w nasze połączone dłonie. Niechcący przywołałem widmo naszych byłych.
- Wiem. A czy ty wiesz? – pytam. Mięśnie mojej twarzy tężeją, oczekując na jego odpowiedź. – Ufasz mi?
- Ta-Tak…
Zawahał się. Czuję w sercu bolesne ukłucie. Długa droga przed nami.
- Wiesz dlaczego cię tu dziś zaprosiłem? – Dyskretnie zmieniam temat, by jego myśli powróciły na romantyczne tory.
- Bo lubisz jeść poza domem?
- Nie. – Śmieję się przez chwilę, rozbawiony przez jego sarkastyczne poczucie humoru, lecz równie szybko poważnieję. – Ponoć jest legenda, która mówi o tym, że La Mansion to szczególne miejsce i można do niego przyjść tylko dwa razy.
- Dlaczego?
- Otóż wyobraź sobie, że ponoć pierwszy raz ma miejsce wtedy, gdy życie obdarza nas kimś wyjątkowym. Ja znalazłem ciebie, więc uznałem, że to idealna okazja. – Sięgam po swój kieliszek szampana i upijam kilka łyków, grając na czas. Wzbudziłem zainteresowanie w tym płochliwym stworzeniu. Reszta to bułka z masłem…
- Cieszę się, że tak uważasz. – Jamie uśmiecha się do mnie czule. – A druga raz? – dopytuje, nie potrafiąc powstrzymać ciekawości.
- Gdy przyjdziemy tu po raz drugi, oświadczę ci się.
- Co? – Mój towarzysz, dla odmiany, robi się blady jak ściana.
- Dobrze słyszałeś. Poproszę cię o rękę, a ty się zgodzisz.
- Bradley, to…
- Za wcześnie. Wiem – kończę za niego zdanie. – Dlatego zrobię to dopiero za jakiś czas. Nie powiem ci kiedy, by nie psuć niespodzianki.
Z rozbawieniem obserwuję, jak szatyn sięga po swój kieliszek i opróżnia jego zawartość. Zdecydowanie za szybko go wypił.
- Dlaczego mówisz mi o tym teraz?
- Bo chcę, abyś wiedział, że traktuję nasz związek poważnie. Jeszcze nigdy nie czułem się tak, jak teraz.
- Ja też nie – wyznaje nieśmiało Jamie.
- To może powinniśmy być pionierami nowej tradycji i nie czekać? Bo wiesz, zanim się pojawiłeś, wydawało mi się, że czekanie jest czymś oczywistym, ale teraz, gdy na ciebie patrzę, to coraz bardziej kusi mnie, aby…
- Kotek, nie! – Chłopak kolejny już raz reaguje bardzo emocjonalnie.
- No trudno – wzdycham.
Pojawia się kelner z naszą przystawką. Dolewa nam także szampana do kieliszków i pyta, czy wybraliśmy danie główne.
- Tak się składa, że ja właśnie wybrałem i to najlepsza z możliwych decyzji – dobieram słowa w taki sposób, aby tylko Jamie mógł je rozszyfrować.
- A dla pana? – Kelner wyczekująco wpatruje się z mojego (prawie) przyszłego męża.
- Ja… Chciałbym… Chciałbym… To trudne! – rzuca w moją stronę z oburzeniem. Jego reakcja wywołuje we mnie ponowny atak śmiechu, za który jestem spiorunowany wzrokiem.
- Poprosimy kaczkę w pomarańczach – chrząkam, by zwalczyć rozbawienie.
Im dłużej przebywam w La Mansion, tym bardziej rozumiem magię tego miejsca. Odnoszę także wrażenie, że miłosny nastrój udzielił się i mojemu wybrankowi, który oswaja się z naszymi planami na przyszłość. Drugi kieliszek szampana pozwolił mu się zrelaksować. Raczej nie zaryzykuję i nie poczęstuję go kolejnym. Jutro cierpiałby na okropny ból głowy, który towarzyszy mu za każdym razem, gdy przekroczy ustaloną dawkę alkoholu lub mocno się denerwuje. Chcę mu tego oszczędzić. Ma być szczęśliwy i zadowolony.
Jedyną pomyłką okazuje się nasze danie główne, którym Jamie jedynie się bawi, zamiast jeść.
- Nie smakuje ci? – pytam, gotowy by wezwać kelnera i kazać mu przynieść coś innego.
- Smakuje. Przepraszam, chyba straciłem apetyt. – Chłopak odkłada srebrne sztućce oraz serwetkę. – Co będzie na deser?
- Ty – odpowiadam zgodnie z prawdą.
- Kotek, to dopiero w domu. Ja mówię o prawdziwych słodkościach. Na przykład bitej śmietanie lub truflowych pralinkach – rozmarza się.
- Każę ci je zapakować.
- Już wracamy?
- Nęcisz mnie od popołudnia. Skoro już wiesz, że chcę się oświadczyć, popracujemy nad twoją odpowiedzią – puszczam do niego oko.
- Dobrze mi z tobą – przyznaje Jamie. – Jesteś dla mnie dobry.
- Mogę być lepszy.
- To chyba niemożliwe – śmieje się pierwszy raz od dłuższej chwili. To niewiarygodne, ale zdążyłem się stęsknić za sposobem, w jaki to robi.
- Sprawdź mnie – rzucam mu wyzwanie.
Kelner przynosi mi rachunek oraz niewielkie pudełeczko pralinek, na które Jamie miał wielką ochotę. By nie tracić więcej czasu, biorę go za rękę i szybkim krokiem zmierzam w kierunku naszej limuzyny. Robi mi się gorąco, widząc jak wtulony w miękkie, skórzane siedzenie szatyn wyciąga z torebeczki truflową czekoladkę i przymyka powieki, mrucząc z zachwytu. Wyciągam z kieszeni telefon i piszę wiadomość do kierowcy, by krążył wokół domu przez jakiś czas, po czym poluzowuję krawat i pozbywam się marynarki.
- Kotek, spróbujesz? – Chłopak wyciąga w moją stronę dłoń, podając mi ręcznie zdobionego cukierka.
- Skoro nalegasz… - Łapię go za rękę i przyciągam w swoją stronę.
- Bradley, co robisz?! – Zszokowany dwudziestodwulatek piszczy zaskoczony.
- Ja też chce deser – szepczę zmysłowo, sadzając go sobie na kolanach.
- Nie możesz poczekać aż będziemy w domu?
- Nie mogę. Jesteś tak cudowny, że nie powstrzymam się ani chwili dłużej. – Chwytam za jego kark i zmuszam, by się odrobinę pochylił. Pocałunek jest wyjątkowo słodki. Smakuje drogą czekoladą oraz pożądaniem, które z każdą sekundą nas obu doprowadza do szaleństwa.
- Kotek… Nie powinniśmy… Twój kierowca… – Jamie odwraca głowę i zerka w kierunku czarnej szyby.
- Nie widzi nas i nie słyszy. Nie bój się. Twoje jęki zarezerwowane są wyłącznie dla moich uszu. A twoje ciało… –  Zaczynam rozpinać guziki jego koszuli, okazując w ten sposób jak bardzo jestem spragniony.
- Jesteś pewny?
- Znasz moją zaborczą stronę, prawda? – żartuję. – Naprawdę uważasz, że byłbym w stanie podzielić się tobą z kimś innym?
Jamie zaprzecza ruchem głowy. Jego błękitne tęczówki ciemnieją, spowite lubieżną mgłą.
- A ty, skarbie? Jesteś o mnie choć odrobinkę zazdrosny? – Droczę się z moim partnerem, rozpinając przy tym jego spodnie.
- Bradley… Nawet tak nie żartuj! – Chłopak poważnieje, zraniony moimi słowami. – Przecież wiesz, że ja… Ja… Tak bardzo… Ach! – Krzyczy, gdy sięgam po jego członka i zaciskam na nim palce.
- Kontynuuj, mój drogi. Chętnie posłucham.
- Nie mogę! Nie kiedy robisz mi coś takiego! – skarży się.
- Masz rację – chwytam go za biodra i popycham na skórzane siedzenie. – Powinienem się bardziej przyłożyć, prawda? – Pochylam się nad nim, by zacząć go pieścić niecierpliwym językiem.
- Bradley! – z ust Jamiego wydobywają się coraz intensywniejsze stęknięcia.
- Powiesz mi to teraz? A może wolisz, abym przeszedł do bardziej wyszukanych metod perswazji?
Topię się w błękicie lękliwego spojrzenia. Dobrze wiem, że nasz romans trwa zaledwie chwilę, lecz jakie to ma znaczenie? Od samego początku łamaliśmy reguły, więc ten jeden raz nie powinien robić różnicy.
- Kocham cię…
Drżący głos, niepewność. To wyznanie sporo go kosztowało, choć już od blisko trzech tygodni dzielnie ze sobą walczył. Uświadomił to sobie w czasie pobytu w domu moich rodziców. Dokładnie pamiętam tę szczególną chwilę. Siedział przy stole naprzeciwko mnie. Mama opowiadała jakąś zabawną anegdotę z czasów mojego dzieciństwa. Jamie uśmiechnął się do niej, a potem uśmiechnął się do mnie.
Nie, to nie był zwykły uśmiech… On aż promieniował szczęściem. I natychmiast przygryzł dolną wargę, zmuszając się tym samym do milczenia. Przez resztę nocy, na wszelkie możliwe sposoby, próbowałem wydobyć z niego te dwa bezcenne słowa, lecz milczał jak zaklęty. Tulił się do mnie. Dochodził, krzycząc moje imię, ale o miłości nie zająknął się ani słowem.
- Ja też cię kocham, skarbie – uśmiecham się w odpowiedzi. – Kocham cię od chwili, w której tak ufnie usiadłeś na moich kolanach. Muszę przyznać, że okoliczności nie były zbyt sprzyjające, a jednak… – posyłam chłopakowi figlarny uśmiech.
- Kotek… Dziękuję…  – Po policzkach spływają mu łzy. Nie mogę dopuścić, by płakał. Chyba, że z radości.
Postanawiam, że najpierw mój kochanek zazna odrobiny przyjemności, a z prawdziwym „świętowaniem” wstrzymamy się do chwili powrotu do domu.
Zaczynam pieścić Jamiego tak, jak lubię najbardziej, wodząc językiem po pulsującej główce. W odpowiedzi zatapia palce dłoni w moich włosach, próbując przyciągnąć mnie bliżej. Z niekłamaną przyjemnością spełniam jego zachciankę. Szatyn wypycha biodra nieco do przodu, poddając się obezwładniającej fali rozkoszy.
- Bradley… – dyszy spazmatycznie. – Weź mnie. Teraz… Potrzebuję cię…
- Jesteś pewny? – pytam, nie przestając pobudzać jego męskości dłonią.
- Proszę…
Co prawda miałem zupełnie inne plany, lecz potrzeby Jamie są na pierwszym miejscu. Z nieukrywaną satysfakcją obserwuję, jak mój kochanek wije się na fotelu, czekając na to aż w niego wejdę. Rozpinam pasek, zastanawiając się, ile razy zdołam go zaspokoić, zanim wrócimy do domu.
- Kotek, pospiesz się! – moje słodkie maleństwo zaczyna się niecierpliwić. Ściągam więc jego buty oraz spodnie i po czym pomagam mu usadowić się na swoich kolanach. – Nareszcie! – Jamie ociera się o mój wzwód, ledwo nad sobą panując.
- Spokojnie – próbuję go powstrzymać. – Nie chcę sprawić ci bólu.
- Nie będzie bolało, zobaczysz… – Wpija się we mnie, po czym unosi lekko pupę i powolnie opada, nabijając się na mnie. – O tak! – Z jego ust wydobywa się spazm czystej rozkoszy. – Kocham cię, kotek. Tak bardzo cię kocham… – Jamie odchyla głowę i chwyta mnie za ramiona. Zaczyna się poruszać, choć obawiam się, że później może tego żałować.
- Skarbie, nie tak szybko. Zwolnij odrobinę – przytulam go do siebie i zmieniam pozycję, by przejąć kontrolę nad napalonym dzieciakiem.
- Psujesz całą zabawę – obraża się na mnie, gdy unoszę jego biodra i dociskam ugięte nogi do szczupłej klatki piersiowej.
- Tak też będzie przyjemnie, czujesz? – atakuję jego czuły punkt.
- Jeszcze! Zrób tak jeszcze! – rozkazuje mi. Jest już blisko. Zależy mi, aby doszedł razem ze mną.
Kilkanaście zdecydowanych, głębokich pchnięć i mój skarb całkowicie się zatraca.
- Kocham cię, Bradley…  – powtarza raz po raz, oddychając płytko. 


***

Mija tydzień od wizyty w La Mansion.
Siedem dni… Siedem najwspanialszych i najsłodszych dni w całym moim dotychczasowym życiu. Nie przypuszczałem, że spotkanie tej właściwiej osoby może wszystko przewartościować. Jestem szczęśliwy. Kocham i jestem kochany. Jak się okazuje, prawdziwa miłość znacznie różni się od moich wyobrażeń. Objawia się w codziennych drobiazgach, takich jak budzenie się u boku ukochanego, niecierpliwe spojrzenia na tarczę zegara, gdy spotkania w pracy przeciągają się w nieskończoność, rozmowy do bladego świtu. Pierwszy raz chcę budować z kimś nie tylko swoją teraźniejszość, ale i przyszłość.
A skoro mówimy o przyszłości… Muszę jak najszybciej powiedzieć ukochanemu, że najbliższy weekend będzie pierwszym, który spędzimy osobno. Ciężko mi z myślą, że Jamie i ja rozstaniemy się na czterdzieści osiem godzin. On musi być obecny na konferencji, na którą zaproszono autora książki, którą obecnie tłumaczy, a ja… Czekają mnie wyjątkowo stresujące negocjacje. Chciałbym kupić jeszcze jedną gazetę, która w ostatnich dwóch latach nieco podupadła. Całkowita reorganizacja jest łatwiejsza, gdy ma się do czynienia ze znanym na rynku tytułem. Jestem pewny, że podołam temu zadaniu, a dodatkowo nieźle się na nim wzbogacę.
- Nie chcę wyjeżdżać – niepocieszony Jamie siedzi właśnie na moich kolanach. Przytula się tak, jakbyśmy mieli się nie widzieć co najmniej przez kolejny kwartał.
- Możesz zostać ze mną w domu – kuszę ukochanego.
- Sęk w tym, że nie mogę. Dobrze wiesz, że profesor osobiście poprosił, abym był obecny. Ma obsesję na punkcie swojej książki.
- O której godzinie kończy się bankiet?
- Podejrzewam, że dość późno. W niedzielę jest konferencja z udziałem innych lekarzy, na której także  muszę zostać – wzdycha.
- Za to wieczorem będziesz tylko mój – uśmiecham się do chłopaka, by jakoś go udobruchać.
- Nie zasnę, jeśli mnie nie przytulisz… Uzależniłem się od ciebie tak mocno, że aż się tego boję.
- To może prywatny odrzutowiec? – ponawiam moją propozycję, na którą Jamie nie chce przystać. Uważa, że to wyłącznie strata czasu i pieniędzy. Nie zbiednieję, zapewniając mu luksusową podróż do domu. Jedynie nad czasem nie mam żadnej władzy.
- Kotek, rozmawialiśmy już o tym. Odrzutowiec wystartuje w tym samym czasie, co zwykły samolot.
- Chcę, abyś jak najszybciej wrócił – upieram się przy swoim zdaniu.
- Wiedzieliśmy, że prędzej czy później nastąpi ten przykry moment. Żyliśmy jak w bańce, ale w końcu trzeba stawić czoła rzeczywistości.
- Skarbie, uwielbiam twój realizm, ale w jednym się mylisz. Kocham cię tak bardzo, że nigdy, przenigdy nie opuszczę naszej bańki. Tobie także na to nie pozwolę.
- Nasze pierwsze rozstanie… – Jamie mocno to przeżywa.
- Pomyśl raczej o tym, jak namiętnie będziemy się żegnać i witać. – Moja uwaga sprawia, że mój partner zaczyna się wesoło śmiać. Tak łatwo sprawić mu przyjemność. Nie chce ode mnie drogich prezentów. Nie zgodził się na porzucenie pracy. Zabiega wyłącznie o mnie. Czuję, że stanowię epicentrum jego świata. Życie nie mogłoby być lepsze.

***

Sobotni poranek rozpoczynam wyjątkowo wcześnie. Jamie słodko śpi, ciasno we mnie wtulony. Za dwie godziny musi być na lotnisku. Szofer ma go odwieźć i dyskretnie dopilnować, by nie zgubił się w drodze do terminala odlotów. Choć pół nocy próbowałem się nim nasycić, nadal jest mi go mało. Mój członek domaga się, by jak najszybciej znaleźć się w jego ciasnym wnętrzu i po raz ostatni przypomnieć,  że należy wyłącznie do mnie. Przesuwam więc dłońmi po nagim ciele kochanka. Rozsuwam szeroko jego uda i zaczynam ostrożnie drażnić wejście.
- Kotek… Nie mam siły na kolejny raz… – Niebieskooki mamrocze sennie, odwracając się ode mnie, jak od natrętnej muchy.
- Ale ja muszę! – Ledwo panuję nad podnieconym ciałem.
- To chodź – leniwie unosi powieki, po czym kładzie się na plecach. Przygniatam go swoim ciężarem. Jamie obejmuje mnie ciasno nogami, po czym całuje w usta. Uśmiecha się. Doskonale rozumie, że potrzebuję go bardziej niż tlenu.
Rozstanie boli. Gdy moja druga połówka odjeżdża, jeszcze przez kilka minut wpatruję się o okno, do ostatniej chwili odprowadzając samochód wzrokiem. Jutro… Jutro znowu będziemy razem.
Do firmy jadę taksówką. Carla podaje mi kawę. Na jej twarzy maluje się ekscytacja. Współpracownicy po raz ostatni sprawdzają wszystkie dokumenty. Jesteśmy przygotowani na ciężką harówkę, bo właściciel gazety, którą chcę przejąć, nie odda jej bez walki. Będzie próbował wymóc na mnie podpisanie dodatkowych kontraktów, aby w dalszym ciągu czerpać zysk chociażby z reklam, co uszczupli mój zysk o kilkanaście procent.
Uzbrojony w szereg wydruków oraz w otoczeniu swojej świty, udaję się do ekskluzywnej sali konferencyjnej, która mieści się w jednym z najznamienitszych hoteli w centrum. Celowo wybrałem to miejsce. Jest neutralne. Miła obsługa oraz bliskość restauracji, gdzie zjemy wspólny obiad, a także kolację, łagodzi napiętą atmosferę.
Rozsiadam się wygodnie w jednym z foteli, czekając na przybycie gościa honorowego. Kilka minut przed trzynastą pojawia się o w towarzystwie syna, prawnika, sekretarki, a także mojego byłego kochanka…
Krew momentalnie się we mnie gotuje na widok tego zdradzieckiego padalca! Byliśmy ze sobą prawie cztery lata, nie licząc przerw, spowodowanych rozstaniami i kłótniami. Kochałem go. Zależało mi na naszym związku. Pozwalałem mu wodzić się za nos, choć wielokrotnie zranił mnie do żywego. Szarpałem się sądząc, że wszystkie związki właśnie tak wyglądają. Moi rodzice kochali się i nienawidzili. Małżeństwo mojej siostry również przeżywało wzloty i upadki. Nic więc dziwnego, że związek z drugim mężczyzną nie mógł być usłany wyłącznie różami.
Jednak zdrada… Zdrada była jak cios w serce, przed którym ochronił mnie tajemniczy nieznajomy. Jamie dosłownie spadł mi jak z nieba. Wkroczył do mojego gabinetu, wyglądając jak siedem nieszczęść. Mizerny, blady, z nieco podpuchniętymi i zaczerwienionymi powiekami. W dodatku przeraźliwie chudy. Wysypał zdjęcia na blat stołu, a mnie interesowało wyłącznie to, czy chłopak nie osunie się nieprzytomny na ziemię. Wydał mi się tak kruchy, eteryczny i oszałamiająco piękny. Nawet gdyby przyszedł do mnie w jakiejkolwiek innej sprawie podejrzewam, że w przeciągu kilku kolejnych dni rzuciłbym wszystko, by go odszukać i uwieść. Tymczasem on sam wpadł w moje ramiona.
Mając na uwadze to wszystko, co działo się w ciągu ostatnich kilku tygodni, a także niegodziwość ze strony Santiago, mam ochotę podbiec do niewiernego byłego i strzelić go w twarz. Blondyn zna mnie na tyle, by wiedzieć, jakiego typu myśli kotłują się właśnie w mojej głowie, bo uśmiecha się przepraszająco.
W przeciągu kolejnych godzin okazuje się, że zostałem zdradzony nie tylko fizycznie i emocjonalnie. Santiago posunął się o krok dalej. Jako jeden z nielicznych znał szczegóły moich planów względem kupna kolejnej gazety. Podpisanie kontraktu, które z założenia miało być przebrnięciem przez zapisy prawne oraz wypracowaniem kompromisu dotyczącego przyszłości podupadającego tytułu, zmienia się w farsę.
Około godziny dwudziestej trzeciej jestem już tak zmęczony bezustannym skakaniem sobie do gardeł, że postanawiam odstąpić od zakupu. Poprzedni właściciel przez dłuższą chwilę udaje zawiedzionego, po czym grozi mi wytoczeniem procesu.
Moi współpracownicy są równie zmęczeni i wściekli jak ja. Kilka miesięcy wytężonej pracy, przygotowań, planów – przepadło.
Wyczerpany emocjonalnie, a przede wszystkim fizycznie, idę do baru. Mam wielką ochotę na coś mocniejszego niż kieliszek szampana. Rozsiadam się wygodnie naprzeciwko barmana, który uczynnie przygotowuje dla mnie drinka. Wyciągam telefon, by sprawdzić, czy Jamie do mnie dzwonił. Mam jedno nieodebrane połączenie dosłownie sprzed kilku minut. Gdy próbuję oddzwonić, odpowiada jedynie poczta głosowa.
- Świetnie… Tylko tego brakowało mi do szczęścia… – komentuję pod nosem. Przez chwilę waham się, czy nie zadzwonić do Carli i nie poprosić, by zarezerwowała mi lot. Chcę jak najszybciej przytulić narzeczonego i poszukać ukojenia w jego ramionach.
- Mogę się przysiąść? – Ten głos… Santiago czeka na moją odpowiedź, wpatrując się we mnie z troską. Ma rozpiętą marynarkę, z kieszeni której wystaje odwiązany krawat.
- To zależy – warczę w odpowiedzi. – Jeśli nie boisz się, że w każdej chwili mogę cię zabić, to siadaj. – Sięgam po szklaneczkę wypełnionym złocistym płynem, który ma za zadanie nieco mnie uspokoić i odprężyć. Opróżniam jej zawartość jednym haustem z zamiarem odejścia.
- Dziękuję – mężczyzna z gracją zajmuje miejsce po mojej lewej stronie. Uśmiecha się do barmana i zamawia dla nas kolejne drinki. Postanawiam go ignorować. W tym celu wykorzystuję telefon, za pomocą którego próbuję dostać się na stronę internetową lotniska.
- Żegnam. – Zmierzam w kierunku wyjścia.  Mój były łapie mnie za ramię.
- To nie jest dobry pomysł.
- Nie pytałem cię o zdanie – ucinam temat. Nie mam ochoty na zjadliwe wymiany „uprzejmości”. Chcę być z Jamie.
- Zostań, proszę. – Santiago wzmacnia swój uścisk. Dotyk jego palców przyprawia mnie o mdłości.
- Puszczaj! – szarpię się, strącając jego rękę. – Nigdy więcej mnie nie dotykaj! – syczę.
- Bradley, wiem, że to był dla ciebie ciężki dzień, ale proszę, nie odchodź. Porozmawiajmy.
- Nie mamy o czym – rzucam wściekle.
- Byliśmy ze sobą kilka lat. Naprawdę nie chcesz wiedzieć dlaczego cię zdradziłem?
- Szczerze? – parskam. – Mało mnie to obchodzi.
- Kłamiesz – blondyn uśmiecha się z pobłażaniem. – Spieszysz się do domu? Do niego? – dopytuje.
- To nie twoja sprawa – powtarzam znacznie spokojniej. Na samo wspomnienie Jamie moje serce bije znacznie szybciej.
- Więc jednak…  – Santiago od razu domyśla się prawdy. Potrafi ze mnie czytać jak z otwartej książki. – Mam nadzieję, że jesteś z nim szczęśliwy.
- Jestem – potwierdzam. – Dał mi więcej w miesiąc, niż ty przez kilka lat – dodaję kąśliwie.
- Cieszę się. – Mój były kochanek niespodziewanie uśmiecha się słysząc moje słowa. – Naprawdę cieszę się waszym szczęściem.
- To wzruszające – ironizuję. – Cześć – próbuję się pożegnać i wyjść, lecz on po raz kolejny staje na mojej drodze.
- Proszę, pozwól mi wytłumaczyć. Byliśmy ze sobą szmat czasu…
- Byliśmy – z naciskiem powtarzam po nim to słowo. – A teraz nie jesteśmy.
- Zajmę ci najwyżej kilka minut. To dla mnie ważne.
- Tak samo ważne, jak zaprzepaszczenie kilku miesięcy pracy? – odpowiadam pytaniem na jego pytanie.
- Należało ci się za to, jak mnie traktowałeś – jasnowłosy celuje palcem wskazującym w moją klatkę piersiową. Udaje opanowanego, choć to tylko maska, pod którą ukrywa niechęć oraz gniew.
- Tak czy inaczej, jesteśmy kwita, nie sądzisz? Zdradziłeś mnie dwa razy. Czy to wyrównuje rachunki?
- Nie zrobiłbym tego, gdybyś mnie nie sprowokował.
- Więc to wszystko moja wina, tak? – Z niedowierzaniem kręcę głową.
- Jeśli poświęcisz mi odrobinę swojego bezcennego czasu, udowodnię ci, że miałem rację. Przeprosisz mnie i wtedy uznamy, że rozstaliśmy się w zgodzie. Co ty na to?
Propozycja Santiago wydaje mi się absurdalna. To sabotażysta, który najpierw zrujnował nasze wspólne życie, potem zaprzepaścił interes, na którym zarobiłbym krocie, a teraz śmie patrzeć mi prosto w oczy i mówić, że to moja wina?!
- Dobrze… Niech ci będzie – opadam ciężko na barowy stołek. – Śmiało, wylewaj swoje żale, ty niewdzięczny dupku!
- Dziękuję. – Santiago uśmiecha się triumfująco, po czym zajmuje miejsce obok mnie. – Poprosimy jeszcze raz to samo – zwraca się do barmana. 

***

Budzi mnie czyjś krzyk, który wdziera się za ciężką kurtynę mojej znieczulonej świadomości. Głowa pęka mi z bólu. Mdli mnie i mam silne zawroty. Z trudem unoszę ołowiane powieki, które zdają się płonąć od zbyt jasnego światła. Oszołomiony, rozglądam się po pomieszczeniu. Łóżko? Jestem w domu? Na wprost mnie stoi Jaimie. Jego wzrok błądzi po moim nagim ciele. Z jego gardła wydobywa się kolejny niekontrolowany jęk rozpaczy, który próbuje powstrzymać, zasłaniając usta dłonią.
- Skarbie… – udaje mi się wychrypieć. Pomimo bólu, wyciągam rękę w kierunku ukochanego, lecz ten, nie wiedzieć czemu, cofa się kilka kroków do tyłu. Po jego policzkach spływają łzy. W końcu Jamie dopada do drzwi. Przez kilka długich sekund szamocze się z klamką, a następnie wybiega z naszej sypialni. – Poczekaj… – wołam za nim.
Serce w alarmujący sposób daje mi znać, że dzieje się coś niedobrego. Nie powinienem być w domu. Ostatnie, co pamiętam, to bar w hotelu, gdzie rozmawiałem z Santiago, który miał mi wytłumaczyć…
Jamie, gdzie jest Jamie? Muszę go natychmiast odnaleźć!
Nieporadnie usiłuję wyplątać się z pościeli, lecz coś mnie powstrzymuje. Ze wszystkich sił staram się zrzucić z siebie przygniatający ciężar, który okazuje się być równie nagi, jak ja.
- Nie… – szepczę zatrwożony.
- Zemsta, kotek…  – Wtulony we mnie blondyn zaczyna się głośno śmiać. Odpycham go od siebie, niczym jadowitego węża, a następnie siadam, łapiąc się za głowę. Ból jest tak silny, że dosłownie rozsadza mi czaszkę. Czuję słabość, która stopniowo ogarnia moje sponiewierane ciało.
- Jamie… – mamroczę ostatkiem sił, zapadając się w ciemność.

***

Moje Drogie :)

Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet :) 
Mam nadzieję, że mój "prezent" przypadnie Wam do gustu. 
Jak się zapewne domyślacie, jak zwykle dałem się ponieść i napisałem więcej niż początkowo planowałem. Oznacza to mniej więcej tyle, że powstanie też część 3 (i miejmy nadzieję, że ostatnia). Cieszycie się? :D   
Życzę Wszystkim Paniom miłego świętowania.

Wasz Kitsune