niedziela, 3 marca 2019

mpreg 63

„Bezsenne Noce


Przed siódmą rano wyraźnie słyszę kroki ojca, który wspina się po schodach, kierując do naszej sypialni. Powolutku uchyla drzwi. Przyszedł obudzić Eli. Nic z tego. Króliczek zostanie w łóżku. Wciąż jest ciasno wtulony w moje bezpieczne ramiona. Przez całą noc głaskałem go po włosach. Ten prosty gest działa na niego terapeutycznie. Uspokoił się. Odprężył. Niech sobie odpoczywa. Najwidoczniej jest mu to potrzebne.
- Eli śpi? – Peter Ford obdarza mnie karcącym spojrzeniem. Pewnie uważa, że niepotrzebnie mącę ciężarnemu w głowie, narzucając się tak dosadnie.
- Nie budź go – syczę ostrzegawczo.
- Obiecałem Gertrudzie, że przyjedziemy z samego rana – tata zerka na swój zegarek.
- Ja go przywiozę. Miał ciężką noc. Śnił koszmary.
- Tylko przypilnuj, żeby zjadł śniadanie – grozi mi palcem przed wyjściem.
Dziesięć minut później moi rodzice wyjeżdżają z domu. Zostajemy sami. Uśmiecham się do siebie, zadowolony z takiego stanu rzeczy. Króliczek może spokojnie odpoczywać, a ja cieszyć się jego bliskością.
Lubię spędzać czas w towarzystwie ukochanego. Za oknem świeci słońce. Ptaki śpiewają. Staram się ze wszystkich sił odepchnąć od siebie mordercze myśli, które rozwiercają mój mózg. Eli we śnie powiedział „nie pozwól mu”. Czy chodziło mu o Edmunda? Jeśli ten nic nie warty złodziej ośmielił się wyrządzić mu jakąś krzywdę… Własnoręcznie uduszę tę fałszywą kanalię! Co więcej, zrobię to z niekłamaną przyjemnością!
Z drugiej jednak strony Edmund nie krył żalu, że Eli ani razu go nie pocałował. Bredził coś o tym, że traktował go jak bóstwo. Sypiali ze sobą – to pewne. Mimo to Króliczek trzymał dystans i nie uczynił wyjątku. Dlaczego? Bo go nie kochał? O to mu chodziło? Być może zyskał jedynie jego podziw. Poll imponował mu, bo był starszy i studiował sztukę. Skoro już wtedy nie pozwalał na pocałunki, to znaczy, że musiał być ktoś jeszcze… Edmund uważał się za „nauczyciela” Eli, co do tej pory napawa mnie obrzydzeniem. I poznali się, gdy ten nie miał już domu…
- Max? – Osiemnastolatek nieśmiało unosi powieki. Mruga kilka razy, wpatrując się w moje oczy nieco spłoszonym wzrokiem.
- Dobrze się czujesz, kochany? – pytam z troską, odsuwając potargane kosmyki grzywki chłopaka na bok, by odsłonić jego twarz.
- Dlaczego jestem w twoim łóżku? Przecież…
- Śnił jakieś koszmary – uprzedzam jego dalsze pytania. – Chciałeś, abym cię przytulił. Powiedziałeś także, że już zawsze chcesz ze mną spać, a ja stwierdziłem, że to bardzo dobry pomysł. – Nieco podkoloryzowałem nocne wydarzenia, ale jakie to ma znaczenie? – Już nigdy nie wypuszczę cię z moich objęć. – Na potwierdzenie swoich słów ściskam moją kruszynkę jeszcze mocniej.
- Ja tak powiedziałem? Niemożliwe… – Urocze wahanie w głosie ukochanego sprawia, że moja miłość wzrasta o milion jednostek.
- Powiedziałeś także, że mam cię często przytulać i pieścić. Tego też nie pamiętasz? – droczę się z nim, muskając opuszkami nagą skórę na jego lędźwiach.
- Max… – Chłopak mruczy cicho, wtulając się we mnie. – Nie wierzę w ani jedno twoje słowo.
- Nie szkodzi – bagatelizuję problem. – Liczy się wyłącznie to, że ja zawsze dotrzymuję słowa. Obiecałem, że się tobą zaopiekuję, prawda?
- Obietnica! Pani Gertruda! – Eli gwałtownie siada, a ja zaczynam się śmiać. – Która jest godzina?! – Mój artysta rozgląda się za swoim telefonem. Jest tak zaaferowany, że nie zwraca uwagi na nowy sprzęt, który mu wczoraj dałem. Zapomniał, że jego smartfon wygląda teraz inaczej.
- Skarbie, niczym się nie martw. Zjesz śniadanie, a ja odwiozę cię na miejsce. – Jak na zawołanie, Eli zaczyna burczeć w brzuchu. – Widzisz, nasz dzidziuś właśnie przyznał mi rację – triumfuję.
- Jestem spóźniony! – nastolatek głośno lamentuje. Sam nie wie, czy powinien się najpierw ubrać, czy raczej nakarmić dziecko.
- Nie przejmuj się. Tata przejął dowodzenie. Dyrygowanie dostawcami wprawi go w doskonały humor. Uwielbia takie akcje.
- Tak sądzisz? – Eli wygląda na strapionego. Podchodzę więc do niego i bez najmniejszego problemu unoszę w górę. Blondyn automatycznie obejmuje mnie nogami, przywierając ciałem do mojej klatki piersiowej.
- Mówiłem ci już, że nie musimy się spieszyć. Mamy dom tylko dla siebie. Najpierw nakarmimy maleństwo, a potem wrócimy do łóżka – proponuję.
- Nie. Po śniadaniu zawieziesz mnie do sklepu pani Gertrudy.
- Króliczku… Czemu jesteś taki oziębły? – skarżę się. – Proszę, nie odtrącaj mnie.
- Nie odtrącam… – Eli ponownie spuszcza wzrok.
- Unikasz mnie, a ja chcę wiedzieć dlaczego? Bolało, gdy kochaliśmy się ostatnim razem? – Wyciąganie z niego prawdy to trudne wyzwanie, ale ktoś musi się go podjąć.
- Nie.
- Wiem, że trochę mnie poniosło. Obiecuję, że będę delikatniejszy.
- Max, nie o to chodzi. – Mój ukochany wydaje się nieco zniecierpliwiony. Z pewnością wolałby uciec ode mnie jak najdalej, lecz nie dam mu takiej możliwości.
- Skarbie… Spójrz na mnie – proszę. Eli przygryza dolną wargę. Broda lekko mu się trzęsie. – Hej, co się dzieje? – pytam, siadając na krześle. Z czułością dotykam jego twarzy. W kącikach fiołkowych oczu pojawiają się łzy. – Króliczku… – Zmartwiony tak emocjonalną reakcją nie bardzo wiem, jak powinienem zareagować.
- Max! – Nastolatek niespodziewanie rzuca mi się na szyję i zaczyna głośno szlochać. – Boję się! Tak bardzo się boję!
- Kochanie, nie płacz… Błagam, zrobię co zechcesz, tylko nie płacz… –  Podłamany, zaczynam głaskać Eli po plecach, by jakoś go uspokoić. Chłopak wtula się we mnie tak, bardzo, jakby od tego zależało jego życie. – Już dobrze… Wszystko będzie dobrze… Mój mały, kochany króliczek… – mamroczę w jego włosy.
Mija kilka długich minut. Łzy Eli powoli wysychają. Blondyn zaczyna miarowo oddychać, lecz nadal nie chce mnie puścić. Nie mam pojęcia co spowodowało jego chwilowe załamanie, ale jeśli liczy, że zamieciemy ten temat pod dywan, to grubo się myli.
- Lepiej się czujesz? – pytam ukochanego, który chowa przede mną twarz. – Skarbie…
- Chciałbym ci zaufać – przerywa mi Eli. – Mam wrażenie, że z każdą chwilą coraz mocniej się do ciebie przywiązuję… Zależy mi na tobie. Dziecku także. Uwielbia, gdy jesteś blisko nas. – Fiołkowooki wreszcie decyduje się otworzyć przede mną swoje serce. Siedzę jak na szpilkach. W napięciu oczekuję tego, co powie. – Im bardziej się do mnie zbliżasz… Przeraża mnie to! – W jego głosie słychać strach i pretensje. – Boję się nawet w tej chwili… Jest mi dobrze, a jednocześnie chcę jak najszybciej uciec…
Eli milknie. Po jego policzkach spływają kolejne łzy, wobec których jestem całkowicie bezsilny.
- W ciąży wszystko jest trudniejsze. Nie umiem zapanować nad emocjami… Jeśli to wszystko jest iluzją… Jeśli robisz to po to, by zabawić się moim kosztem… – Nastolatek zaczyna ponownie łkać.
- Nigdy, przenigdy cię nie skrzywdzę – zapewniam go. – Jesteś dla mnie najważniejszy. Wierzysz mi? – Poluzowuję nieco uścisk, by unieść brodę Eli do góry i spojrzeć mu prosto w oczy.
- Max… Kiedy tak na mnie patrzysz, serce podpowiada mi, że jesteś szczery i masz dobre intencje. Ale… – Eli bierze głęboki oddech i z trudem wypuszcza powietrze.
- Ale? – ponaglam go, by mówił dalej.
- Rozsądek podpowiada, że ze względu na dziecko, powinienem trzymać się od ciebie z daleka, bo w każdej chwili możesz mnie zniszczyć. Jestem naiwny i łatwowierny. Nie masz pojęcia jakie to straszne uczucie, gdy ktoś bliski okazuje się niegodziwym draniem, który… – Eli ponownie przerywa. – Zależy ci na dziecku, prawda? – Ciężarny nie czeka na to, abym przytaknął. Kontynuuje swoją wypowiedź. – Proszę, nie traktuj mnie jak zabawki. Nie teraz, gdy mam w sobie nasze maleństwo… Jeśli robisz to wszystko, by się na mnie odegrać za to, że ten głupi lekarz…
- Odegrać? Króliczku o czym ty mówisz? Jesteś moją drugą połówką. Chcę z tobą spędzić resztę życia! Nigdy cię nie skrzywdzę. Rozprawię się z każdym, kto spróbuje wyrządzić ci jakąś krzywdę! Nie bój się, mój najdroższy. I nie płacz – ścieram palcami mokre ślady łez. – Jesteś mój, a ja jestem twój. Tylko to się liczy – uśmiecham się.
- Max! – Eli ponownie rzuca mi się na szyję. Znowu płacze, lecz inaczej. Pozbył się okropnego ciężaru, który go przytłaczał.
- Już dobrze. Mamy siebie i nasze dziecko. Będziemy bardzo szczęśliwi.
- Obie-Obiecujesz? – Mój wybranek ma czerwone oczy i nos. Wygląda jak kupka nieszczęść, a jednak nigdy nie wydawał mi się piękniejszy.
- Nie muszę. Ja to wiem – odpowiadam dumnie. – Ty też to wiesz. – Sięgam po jego dłoń i układam ją na swoim sercu. – To jest twoje. A to – przykładam rękę do jego serca – moje.
- A to – Eli splata palce naszych dłoni i przykłada je do swojego brzuszka – nasze… – Delikatny uśmiech pojawia się na jego twarzy.
- Nasze… – powtarzam po nim, wzruszony. Jak tak dalej pójdzie, sam zacznę płakać. Na szczęście mojemu ukochanemu zaczyna buczeć w brzuchu. – I głodne – dodaję znacznie weselszym tonem. – Idziemy na śniadanie.
Zanoszę Eli do kuchni i  sadzam przy stole. Nalewam mu szklankę soku jabłkowego, który nadal bardzo lubi, a następnie wyciągam z zamrażalnika jogurt malinowy.
- Hmm… – Otwieram lodówkę i krytycznie oceniam jej zawartość. Co uszczęśliwi dziecko? Może owsianka z owocami? Tylko jak gotuje się owsiankę? I gdzie mama ją trzyma? – Na co masz ochotę?
- Pani Gertruda czeka – przypomina mi.
- Bez śniadania nie wyjdziesz z domu – grożę mu palcem, odwzorowując zachowanie własnego ojca.
- Zjem kanapkę z masłem orzechowym i możemy jechać.
Eli zachowuje się dziwnie. Z trudem przełyka małe kęsy chleba tostowego. Płacz pozbawił go tarczy, za którą zwykle się chował. Nie szkodzi. Ma mnie, a ja go obronię.
Droga do cukierni nie zabiera nam wiele czasu. Pokonujemy ją w milczeniu. Kilka razy próbowałem wciągnąć ciężarnego w rozmowę, ale na niewiele się to zdało. Cisza między nami ma charakter symboliczny. Nie oznacza, że każdy z nas ucieka do swojego świata, pozostawiając drugiego samemu sobie. Jest wprost przeciwnie. Uczymy się być razem. Poza tym blondyn co kilka chwil zerka z moją stronę, jakby potrzebował się upewnić, że jestem obok.
- No nareszcie! – Tata rzuca mi wymowne spojrzenie. – Już się bałem, że zgubiłeś się bez mapy – drwi ze mnie.
- Przepraszam, to moja wina. – Eli niespodziewanie staje w mojej obronie. – Max dał mi nowy telefon i zapomniałem nastawić alarm. Postaram się nadrobić stracony czas.
Mój narzeczony przygotowuje farby, a Peter Ford odchodzi, mrucząc coś pod nosem. Na stole leżą szkice, które służą Króliczkowi za wskazówki. Chłopak najpierw ocenia wielkość ściany, a następnie zaznacza na niej jakieś punkty ołówkiem. W pewnej chwili obraca się w moją stronę. Podświadomie czuje, że  intensywnie się w niego wpatruję.
- Jedziesz już? – pyta cichutko.
- Nie – odpowiadam, uśmiechając się przy tym wesoło. – Zostaję z tobą.
- Będę zajęty przez kilka godzin.
- Nie szkodzi. Poczekam. – Nonszalancko wkładał dłonie do kieszeni moich seansowych szortów, opierając się przy tym plecami o jeden z regałów.
- Max, a twoja praca?
- Aż tak bardzo chcesz się mnie pozbyć? – udaję obrażonego.
Króliczek nadal sprawia wrażenie wyjątkowo bezbronnego. Obnażył przede mną swoją słabość. Nic więc dziwnego, że pożąda mojego towarzystwa znacznie bardziej niż zwykle.
- Nie.
Jest dokładnie tak, jak przypuszczałem. Jestem mu potrzebny.
- W takim razie zostaję.
- Dziękuję. – Eli uśmiecha się lekko, choć nadal wygląda na zaskoczonego i niepewnego.
- Nie dziękuj. Mówiłem ci już, że zrobię co zechcesz. Wystarczy, że mi o tym powiesz.
- Max, ja… – Małolat lustruje mnie przez kilka długich sekund. Jego oczy wciąż są spuchnięte i zaczerwienione.
- Maluj. Chętnie popatrzę.
Obserwowanie uzdolnionego artysty to niesamowite doświadczenie. Zawsze wiedziałem, że Eli jest pracowity. Jednak szkice na kartce papieru w żaden sposób nie dorównają farbom i pędzlom. Jego zaangażowanie, pasja, talent… To wszystko sprawia, że gapię się na złotowłosego całkowicie urzeczony.
Mama i pani Gertruda zajęte są plotkowaniem. Połączyły siły, by wspólnie zorganizować wielkie otwarcie. Śmieją się przy tym i chichoczą, jak dwie nastolatki.
Jedynie ojciec jest bez humoru. Od czasu do czasu wpada na „kontrolę”. Nie bardzo ma się do czego przyczepić, bo ciężarny wzorowo wywiązuje się ze swojego zadania, a ja mu w tym nie przeszkadzam.
Około szesnastej „obraz” jest już gotowy.
- Jesteś niesamowity – chwalę ukochanego, który kończy myć pędzle, a następnie wyciera je szmatką.
- Raczej zmęczony, a muszę jeszcze zaprojektować wizytówki i poprawić projekt plakatów. Z poprzednich nie jestem zadowolony.
- To może w ramach relaksu wybierzemy się na obiad do pensjonatu?
- Obiad? – Eli obejmuje brzuszek. Zachowuje się tak, jakby konsultował podjęcie decyzji z naszym synkiem.
- Po twojej minie widzę, że wolisz słodycze – wzdycham, ogłaszając tym samym kapitulację. – Nie możesz żyć wyłącznie na cukrze.
- Uwagi i reklamacje zgłaszaj tutaj – złotowłosy wskazuje na dziecko.
- W bagażniku mamy spory zapas ciastek. Co powiesz na piknik? – uśmiecham się do ukochanego, ciekawy jego opinii.
- Pojedziemy nad jezioro? – dopytuje Eli.
- Gdzie tylko zechcesz.
- Powinniśmy powiedzieć pani Gertrudzie i twoim rodzicom.
- Nie, nie powinniśmy. Zrobiłeś swoje. Ja też – wskazuję na poskręcane i poustawiane meble. – Idziemy do samochodu! – decyduję, jak na prawdziwą głowę rodziny przystało.
Cieszy mnie perspektywa spędzenia ciepłego, słonecznego popołudnia z narzeczonym. Wybieram zacienione miejsce, rozkładam koc i z przyjemnością obserwuję, jak Eli korzysta z wolnego popołudnia. Brodzi sobie w wodzie, obejmując czule swój brzuszek. Jest uśmiechnięty. Zrelaksowany. Za rzadko wychodzimy z domu.
- Zadowolony? – pytam chłopaka, karmiąc go jednocześnie ulubionymi herbatnikami.
- Teraz tak. – Eli przymyka powieki i kładzie głowę na moich kolanach.
- Zjesz jeszcze jedno? – podsuwam mu do ust czekoladowe ciasteczko.
- Wolałbym lizaka.
- Lizak… Lizak… Gdzieś tu powinien być…  – Przesuwam opakowania z ciastkami, by odnaleźć pożądaną zgubę. Odwijam folię zabezpieczającą i zaczynam wodzić wiśniową kulką po zakazanych wargach.
- Oddaj – Eli próbuje przejąć władzę nad landrynką na patyku, ale ja nie poddam się bez walki.
- Nie – zaczynam się śmiać, widząc jego groźną minę.
- Jesteś okropny – wyrokuje blondyn, ostentacyjnie odwracając głowę i koncentrując swoją uwagę na widoku. By jakoś się zrehabilitować, oddaję mu lizaka.
- Mogę? – Wplatam palce w jego związane włosy. Chcę się pozbyć gumki, bo uwielbiam, gdy są rozpuszczone.
- Możesz.
Króliczek mruczy cichutko. Lubi być głaskanym. Ja też to lubię.
- Widzisz, wcale nie jestem taki okropny – ciągnę temat, bo brakuje mi atencji z jego strony.
- A jaki jesteś? – przekorne stworzenie doskonale wie, jak posiąść pełnię mojej uwagi.
- Zauroczony. Całkowicie zniewolony. Szczęśliwy.
- Zawsze wiedziałem, że masz zadatki na masochistę.
- Ach tak? – Korzystam z okazji i zabieram mu lizaka, którego natychmiast wkładam do ust. – Pyszny! – droczę się, czekając na jego reakcję.
- Możesz go sobie zatrzymać, skoro aż tak ci smakuje.
- Nie chcesz go? – dziwię się.
- Muszę się chwilę zdrzemnąć. Oczy same mi się zamykają… – Blondyn ziewa, zasłaniając usta dłonią, którą następnie podkłada sobie pod głowę.
- Śpij, skarbie – zachęcam go do odpoczynku.
- Możesz wracać, jeśli chcesz. Ja tu jeszcze zostanę.
- Nie chcę. Wolę pilnować, by nikt mi cię nie ukradł – żartuję.
Eli nie śpi długo. Przeszkadza mu w tym zgraja nastolatków, którzy przyszli nad jezioro, by poszaleć. Rozkładają swój koc kilka metrów od naszego. Głośno się śmieją i rozmawiają, budząc we mnie mordercze zapędy. Nie bardzo mam jak zwrócić im uwagę, by zachowywali się ciszej, a przekrzykiwać się z nimi z pewnością nie będę. Tak jak się spodziewałem, ciężarny zaalarmowany hałasem, od razu unosi powieki.
- Potopię gnojków…  – warczę, gotowy by spełnić groźbę, lecz mój Króliczek patrzy na mnie z politowaniem.
- To tylko dzieci.
- Dzieci? – kpię. – Nasze dzieci nie będą się tak zachowywać.
- Max… Nie rozumiesz, że w ten sposób odreagowują sztywne reguły, narzucone przez rodziców? Poza tym będziemy mięli jedno dziecko, a ty od pewnego czasu używasz liczby mnogiej.
- Skarbie, bo ja myślę perspektywicznie. Najpierw urodzi się nasz synek, a potem…
- O nie, na to nie licz! – Eli parska śmiechem. Nie podoba mu się moja wizja perfekcyjne przyszłości? Jeszcze zmieni zdanie. To tylko kwestia czasu.
- Nasz syn nie może być jedynakiem. Potrzebuje rodzeństwa – próbuję zasiać w ukochanym ziarno prokreacji, które zaowocuje dalszymi pociechami.
- Jeszcze nie wiemy, czy to jest syn, prawda?
- Nie wiemy? – mamroczę pod nosem. – Mów za siebie. Zresztą za kilka miesięcy sam się przekonasz – dodaję uroczyście, jakby to była jakaś wiążąca obietnica między nami. – W każdym razie już teraz powinieneś zacząć oswajać się z myślą, że to nie będzie nasze jedyne maleństwo.
- Max… – Eli kręci głową. Nie chce komentować moich słów.
- Jedyna różnica polega na tym, że następnym razem sam zajmę się zapłodnieniem – szepczę mu do ucha. – Żadnych klinik i lekarzy. Tylko ty i ja – pochylam się, by cmoknąć Króliczka w nos.
- Chcesz mieć ze mną więcej dzieci? – Oczy Eli robią się duże niczym spodki.
- Oczywiście, że tak! Dlaczego jesteś taki zaskoczony?
- Bo ja… To się dzieje za szybko.
- Za szybko? Raczej za wolno. Czekałem na ciebie ponad trzydzieści lat! – żalę się.
- Słońce ewidentnie ci szkodzi.
- Tak sądzisz? A może dalej się boisz? Kochanie… – Wracam wspomnieniami do dzisiejszego poranka oraz tego okropnego wyznania. – Już zapomniałeś, że należysz wyłącznie do mnie?
- Nie.
- Nie martw się. Będę ci o tym często przypominał.

26 komentarzy:

  1. To jest tak genialnie napisane, że będę bardzo szczęśliwa jeśli będziesz je wrzucał jak najczęściej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Czasami czuję przesyt i tęsknię za wampirami. I o Ally chciałbym napisać, a nie mam kiedy.

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. Nie jestem zmęczony... wręcz przeciwnie tryskam energią i zawsze gdy widzę u Ciebie rozdział mam wrażenie jakby ktoś naładował mi bateryjkę...

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki temu rozdziałowi mogę robić notatki całą noc... Bateria naładowana...
    A tak na poważnie bardzo lubie to opowiadnia i za każdym razem czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały, zaglądając tu do ciebie nawet po cztery razy dziennie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wina Eli! To on tak uzależnia! Pomyśl, jak ja cierpię. Jestem w nim do szaleństwa zakochany :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Wyobrażam sobie jak cierpisz... Też mam takich uzależniających bohaterów z opowiadań... Chociaż oni to już coś jak część mnie... A potem dziwisz się, że zaczynasz mieć odjazdy... To opowiadanie lubię najbardziej ze wszystkich które stworzyłeś...

      Usuń
    3. Nie znasz wszystkich, które stworzyłem :D Ale jak mówią - na wszystko przyjdzie czas :) A Eli jest wyjątkowy. I jeszcze długo będę o nim pisać :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. Cudo. Inaczej tego rozdziału opisać nie umiem. Z niecierpliwością czekam na więcej.
    Zwłaszcza aż króliczek dowie się o galerii... ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O galerii, o tatuażu... Max nie jest święty. Też ma swoje "sekrety" :D
      Nowy rozdział? Ten był długi. Musi wystarczyć na jakiś czas :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. Mówisz tak, bo nie czytałaś 64 :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  6. Rozpływam się... nie mam słów do tego rozdziału, przecudny i tyle <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Właśnie przeczytałam resztę komentarzy i widzę ,że słowo cudny i mu pokrewne dominują przy opisywaniu tego rozdziału xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę się nie topić i dotrwać do kolejnego rozdziału! To rozkaz! Tym bardziej, że nie dostarczyłem jeszcze powodów do rozpływania. Właśnie nad nimi pracuję :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. O boże! Tak jest!
      Już się zbieram do kupy Królu lisku xD
      Nie karz tylko poddanym długo cierpieć z braku tego narkotyku :D

      Usuń
    3. Nie pisałbym nocami, gdyby zależało mi na torturowaniu poddanych :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  8. Owwwww, jak słodziasznie :DTo ja czekam na dalszy ciąg :D Pisz Lisku, pisz :D

    Kiedy reakcja króliczka, na króliczka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie wiem. Jak się domyślasz, to będzie niespodzianka :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  9. Pierwszy rozdział na którym się popłakałam, to było bardzo wzruszające...mam nadzieję, że niedługo dowiemy się więcej o przeszłości Eli...??
    Oby takich rozdziałów było więcej, dziękuję, że w tak krótkim czasie dajesz nam tyle rozdziałów:*
    Oby wena trwała jak najdłużej, już nie mogę doczekać się następnych rozdziałów!:)
    Powodzenia:****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę nie płakać. Na to jeszcze przyjdzie czas :D
      Nowy rozdział mam prawie skończony, ale wrzucę go dopiero po Dniu Kobiet.

      Twój Kitsune

      Usuń
  10. No tak wszystko można walić na słoneczko:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczekaj, ja jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa w tym temacie :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  11. Tyle cukru jeszcze nie było :D
    Za szybko się czyta, a co za tymi idzie za szybko się kończy :( co nie bardzo mi się podoba :)
    Świetny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Moja rada na przyszłość - czytaj wolniej :D A tak na poważnie, to nowy rozdział już niedługo. Obecnie piszę dla Was coś na Dzień Kobiet.

      Twój Kitsune

      Usuń
  12. Chyba mój ulubiony rozdział ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  13. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, najwspanialszy chyba rozdział ze wszystkich Eli taki niepewny płaczacy to pokazuje że jednak wiele w życiu przeżył i nie chce stracić tego co ma teraz...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń