piątek, 8 marca 2019

One last time... 2


Nigdy nie przepadałem za pracą w domu. Od zawsze wydawało mi się, że zbyt wiele rzeczy mnie wtedy rozprasza. Kończyło się na tym, że marnowałem czas, zamiast poświecić go na coś produktywnego. Jamie nie ma takiego problemu. Od blisko dwóch godzin całą swoją uwagę skupia wyłącznie na książce jakiegoś wybitnego profesora, którego nazwiska nie pamiętam. Jego palce bezustannie uderzają w klawisze komputera. Wypracował swój niezawodny system. Najpierw czyta niewielki fragment, który tłumaczy, a potem upewnia się, czy niczego nie pominął. Działa jak automat. Rzadko wspomaga się słownikiem. Potrafi spędzić kilkanaście godzin, wprawiając mnie w niemałe zdumienie. Podziwiam biegłość, z jaką posługuje się obcymi językami, których zna aż sześć. Jest naprawdę niesamowity.
- Kotek… Przestań.
Nie reaguję. Dobrze wiem, że zostałem przyłapany na gorącym uczynku. Zamiast tego splatam dłonie i podpieram na nich brodę, by nieskrępowanie się w niego wpatrywać. W oddali słychać tykanie zegara, przerywane jedynie szelestem kartek papieru oraz dźwiękiem naciskanych klawiszy.
- Rozpraszasz mnie…
- Wiem – przytakuję. – Kiedy skończysz?
- Wieczorem.
Wieczorem? To brzmi jak wieczność… Jamie powinien znać mnie na tyle dobrze, by wiedzieć, że taka opcja nie wchodzi w grę. Mam go przy sobie zaledwie od czterech tygodni. Nie wytrzymam tak długo!
- Jestem zazdrosny.
- Słucham? – Mój kochanek wreszcie unosi na mnie wzrok. Wydaje się nieco zaskoczony odważnym wyznaniem, które padło z moich ust.
- Jestem zazdrosny – powtarzam spokojnie, uśmiechając się przy tym od niechcenia.
- Odkąd się poznaliśmy, jesteśmy praktycznie nierozłączni. Nie sądzę więc, że dałem ci jakikolwiek powód…  – wpada w popłoch. – Bradley, nie patrz tak na mnie! Powiedz coś! –  Rzadko używa mojego imienia. Wolę, gdy zwraca się do mnie czulej. W szczególności, gdy jesteśmy sami…
Niespiesznie wstaję ze swojego miejsca i podchodzę bliżej chłopaka. Jego piękne, błękitne oczy wyrażają tak wiele emocji. Dostrzegam w nich zarówno uwielbienie, jakim mnie darzy, jak i strach, którego nie umiem z niego wyplewić. Dobrze wiem, kto zasiał w nim ten chwast. Wiem także, co należy zrobić, aby nie rozsiał się w naszym ogrodzie szczęścia.
- Zapisałeś? – upewniam się. Nie chcę zaprzepaścić jego pracy. Jestem pewny, że nie miałby mi tego za złe, ale tym samym skazałbym się na dodatkowe godziny rozłąki.
- Tak, ale…
Ta informacja mi wystarczy. Odsuwam komputer na bok i wpijam się w usta mojego wybranka. Smakuje wybornie. Pocałunek jest krótki, ale za to bardzo namiętny. Jamie oblizuje wargi, jakby nadal przeżywał chwilę ekstazy. Cieszy mnie to. Odniosłem pożądany skutek.
- Bradley… – Wpatruje się we mnie intensywnie. Nareszcie mam go tylko dla siebie i nie muszę się z nikim dzielić.
- Wolę „Kotek”. – Ponawiam słodką torturę, lecz tym razem zmuszam ukochanego, by wstał ze swojego miejsca. Owijam ciasno ramiona wokół jego ponętnego ciała, by mógł się przekonać, jak bardzo na mnie działa.
- Przecież rano…  – Jamie lekko się rumieni. Ja również wracam myślami do chwil, gdy kochaliśmy się zaraz po przebudzeniu.
- Mało mi ciebie.
- Muszę to skończyć. Przepraszam.
Niby wiem, że ma rację, ale… Gdy patrzy na mnie tak jak teraz, krew w moich żyłach buzuje. Jestem jak wulkan tuż przed erupcją. Jak…
- Pocałuj mnie jeszcze raz – proszę. Jamie chętnie rozchyla usta, mrucząc przy tym cichutko. Jest tak cholernie seksowny, że gdyby nie terminy, których musi przestrzegać, wziąłbym go na stole. A potem moglibyśmy się przenieść na sofę, a potem na dywan, a jeszcze później na łóżko.
- Kotek… Może już wystarczy? – mój uroczy wybranek dyszy ciężko, z trudem łapiąc powietrze.
- Dobrze, już dobrze – uwalniam go z żelaznego uścisku. – Wiedz, że robię to wbrew sobie – zastrzegam z góry, okazując jak bardzo jestem sfrustrowany brakiem możliwości natychmiastowego zaspokojenia licznych fantazji.
- Obiecuję, że wieczorem ci to wynagrodzę – uśmiecha się do mnie przymilnie, a ja odpowiadam tym samym.
- O nie, skarbie. Wieczorem to ja pokażę ci, jak bardzo tęskniłem. Najpierw jednak pójdziemy na kolację – przypominam szatynowi o naszych romantycznych planach.
- No tak, kolacja…  – Jamie nieco pochmurnieje.
- Nie cieszysz się? – pytam, udając niewiniątko.
- Cieszę.
- Właśnie widzę. – Bez problemu potrafię wyczytać zawód w jego oczach. Za chwilę poprosi mnie, abym odwołał rezerwację.
- Kotek… A nie moglibyśmy zostać w domu i zamówić pizzę?
- Nie, nie moglibyśmy – brutalnie gaszę iskierki nadziei w jego oczach. – To bardzo eleganckie i wyjątkowe miejsce. Serwują pyszne jedzenie, znacznie lepsze niż pizza. Spodoba ci się – zapewniam go.
- Wiem. – Jamie wzdycha cicho, po czym siada na swoim miejscu i robi smutną minę.
- Spotkamy się o dwudziestej na miejscu. Mój kierowca po ciebie przyjedzie, dobrze?
- Wychodzisz?
- Mam spotkanie – odpowiadam wymijająco. Prawda jest taka, że mógłbym zostać w domu, lecz wtedy szanse na to, że któryś z nas ukończyłby pracę, spadną do zera. – Do zobaczenia w restauracji. Nie spóźnij się – cmokam chłopaka na pożegnanie.

***

Po raz ostatni poprawiam krawat oraz krytycznym okiem zerkam na znajdującą się na stoliku zastawę. Wszystko ma być perfekcyjne. Świece. Muzyka. Kwiaty. Mój ulubiony szampan. Zależy mi na tym, by Jamie zaznał luksusu. Ma się czuć jak Kopciuszek w objęciach swojego księcia.
Nie jestem snobem, który gardzi pizzą, jedzoną w łóżku. Wprost przeciwnie. Wspólny wieczór w domowym zaciszu, byłby równie udany. Moja asystentka, Carla, musiała się naprawdę namęczyć, by zarezerwować dla nas stolik. Proponowała mi inne lokale, lecz uparłem się właśnie na ten. Przeczytałem kiedyś artykuł, że wielu mężczyzn wybiera to miejsce na oświadczyn. Romantyczna atmosfera. Piękny widok na ocean. Ta cała otoczka przesiąknięta jest miłością.
Jeśli o mnie chodzi, to nie jest za wcześnie, by myśleć o zaręczynach czy ślubie. Nie wykluczam tej opcji w niedalekiej przyszłości. Obecnie jednak mam zupełnie inny cel. Jamie był tłamszony w poprzednim związku. Jego były partner nie traktował go zbyt dobrze. Ich relacja okazała się dość toksyczna, a zakończyła czymś znacznie gorszym niż zdradą. Podejrzewam, że ten palant wyrządził mu wielką krzywdę, nie tylko emocjonalną, ale i fizyczną. Zdarza się bowiem, że niebieskooki płacze przez sen, tuląc się do mnie i szukając schronienia. Żałuję, że nie znokautowałem Roberta przy naszym pierwszym spotkaniu. Wyrzuciłem go z redakcji, lecz to niewielka satysfakcja. Najchętniej wgniótłbym go głęboko w ziemię, by już nigdy nie wypełzł na powierzchnię.
- Dobry wieczór. Czy to miejsce jest zajęte? – Mój kochanek zakradł się do mnie tak cichutko, że go nie zauważyłem. Jego twarz wydaje się całkowicie poważna. No cóż, skoro tak chcesz to rozegrać, księżniczko, nie pa problemu. Z przyjemnością się z tobą pobawię…
- Dobry wieczór – witam się równie oficjalnie. Wstaję ze swojego miejsca, po czym wyciągam rękę, zmuszając go do odwzajemnienia gestu. Jamie ściska pewnie moją dłoń, a ja wykorzystuję okazję i unoszę ją do swoich ust. Ostrożnie obracam swoją zdobycz, po czym całuję go w nadgarstek. Dobrze wiem, że to jedno z jego wrażliwszych miejsc. Otwiera szeroko oczy, zaskoczony moim postępowaniem. Jego policzki od razu ciemnieją, a on sam wydaje się zawstydzony. Przez kilka sekund pieszczę jego rękę kciukiem, dopiero wtedy pozwalam mu ją cofnąć. – Zechcesz usiąść, piękny nieznajomy?
- Bradley! – syczy na mnie, rozglądając na boki.
- Znasz moje imię? – Przednio się bawię, dając znak kelnerowi, by podał zamówionego przeze mnie szampana.
- Proszę cię! Ludzie będą się na nas gapić!
- No i co z tego? Niech się gapią. Spędzam wieczór w towarzystwie seksownego, przystojnego i niezwykle uwodzicielskiego…
- Bradley, błagam cię! – Jamie desperacko przerywa mój wywód.
- Błagać będziesz mnie później – uśmiecham się znacząco. – Kto wiem, może ci ulegnę…  – ponawiam swój uśmiech. – Odpręż się, skarbie.
- Dobry wieczór. – Pojawia się kelner, który napełnia nasze kieliszki.
- Może mały toast? – Przełamuję ciszę, która między nami zapadła. – Na przykład za nas i naszą wspólną przyszłość? – proponuję.
- Więcej nigdzie z tobą nie pójdę – odgraża się mój ukochany.
- Nie? – Posyłam znaczące spojrzenie w jego kierunku. – Kochanie, ja się dopiero rozkręcam. Mam cię dla siebie zaledwie od kilku chwil. Chcę, abyśmy się lepiej poznali. Sam wiesz, że przyjaźń i zaufanie to silny fundament na przyszłość.
- Czyżby? – Jamie rzuca w moją stronę lekko kpiące spojrzenie. – Rano mówiłeś coś innego…
- Rano mówiłem i robiłem wiele rzeczy… Z przyjemnością wszystkie je powtórzę, bo uwielbiam się z tobą kochać. Musisz przyznać, że pod tym względem idealnie do siebie pasujemy. Mamy podobny temperament.
- Bradley…  – Policzki chłopaka pąsowieją. Moje imię brzmi w jego ustach jak jęknięcie, które wydobywa się z jego ust zawsze wtedy, gdy jest bliski orgazmu.
- Napijmy się. – Liczę na to, że idealnie schłodzony szampan ostudzi nieco gorącą atmosferę.
Od chwili, w której zaprowadziłem Jamie do sypialni i oblałem jego ciało alkoholem, mógłbym bezustannie raczyć się tym smakiem. Problem polega na tym, że nie jestem pewny, czy to kosztowny trunek tak mnie uzależnił, czy też jego aksamitna skóra, której dotyku nigdy nie mam dość.
- Kazałem podać kawior na przystawkę. Może być?
- Tak, dziękuję. – Jamie bezwiednie upija kolejny łyk alkoholu. Muszę uważać, by go zbyt szybko nie upić. Sięgam więc po jego dłoń, którą nerwowo zaciska na nóżce kieliszka i splatam nasze palce. Od razu wyczuwam iskry, które pojawiają się za każdym razem, gdy przebywamy blisko siebie.
- Nie denerwuj się – szepczę. – To tylko kolacja.
- Jeszcze nie jest za późno, by wrócić do domu i zamówić pizzę…
- Nie – odpowiadam pewnym siebie tonem. – Jesteś mój. Chcę się tobą chwalić. Zabierać na randki.
- Wkurzasz się, gdy inni na mnie patrzą – zauważa rozsądnie.
- Ćwiczenie czyni mistrza, mój drogi. Powoli godzę się z tym, że patrzą. Niech patrzą, pod warunkiem, że nikt oprócz mnie cię nie dotknie.
- Bradley, dobrze wiesz, że nigdy bym ci nie zrobił czegoś takiego... – Młody tłumacz spuszcza głowę i wpatruje się w nasze połączone dłonie. Niechcący przywołałem widmo naszych byłych.
- Wiem. A czy ty wiesz? – pytam. Mięśnie mojej twarzy tężeją, oczekując na jego odpowiedź. – Ufasz mi?
- Ta-Tak…
Zawahał się. Czuję w sercu bolesne ukłucie. Długa droga przed nami.
- Wiesz dlaczego cię tu dziś zaprosiłem? – Dyskretnie zmieniam temat, by jego myśli powróciły na romantyczne tory.
- Bo lubisz jeść poza domem?
- Nie. – Śmieję się przez chwilę, rozbawiony przez jego sarkastyczne poczucie humoru, lecz równie szybko poważnieję. – Ponoć jest legenda, która mówi o tym, że La Mansion to szczególne miejsce i można do niego przyjść tylko dwa razy.
- Dlaczego?
- Otóż wyobraź sobie, że ponoć pierwszy raz ma miejsce wtedy, gdy życie obdarza nas kimś wyjątkowym. Ja znalazłem ciebie, więc uznałem, że to idealna okazja. – Sięgam po swój kieliszek szampana i upijam kilka łyków, grając na czas. Wzbudziłem zainteresowanie w tym płochliwym stworzeniu. Reszta to bułka z masłem…
- Cieszę się, że tak uważasz. – Jamie uśmiecha się do mnie czule. – A druga raz? – dopytuje, nie potrafiąc powstrzymać ciekawości.
- Gdy przyjdziemy tu po raz drugi, oświadczę ci się.
- Co? – Mój towarzysz, dla odmiany, robi się blady jak ściana.
- Dobrze słyszałeś. Poproszę cię o rękę, a ty się zgodzisz.
- Bradley, to…
- Za wcześnie. Wiem – kończę za niego zdanie. – Dlatego zrobię to dopiero za jakiś czas. Nie powiem ci kiedy, by nie psuć niespodzianki.
Z rozbawieniem obserwuję, jak szatyn sięga po swój kieliszek i opróżnia jego zawartość. Zdecydowanie za szybko go wypił.
- Dlaczego mówisz mi o tym teraz?
- Bo chcę, abyś wiedział, że traktuję nasz związek poważnie. Jeszcze nigdy nie czułem się tak, jak teraz.
- Ja też nie – wyznaje nieśmiało Jamie.
- To może powinniśmy być pionierami nowej tradycji i nie czekać? Bo wiesz, zanim się pojawiłeś, wydawało mi się, że czekanie jest czymś oczywistym, ale teraz, gdy na ciebie patrzę, to coraz bardziej kusi mnie, aby…
- Kotek, nie! – Chłopak kolejny już raz reaguje bardzo emocjonalnie.
- No trudno – wzdycham.
Pojawia się kelner z naszą przystawką. Dolewa nam także szampana do kieliszków i pyta, czy wybraliśmy danie główne.
- Tak się składa, że ja właśnie wybrałem i to najlepsza z możliwych decyzji – dobieram słowa w taki sposób, aby tylko Jamie mógł je rozszyfrować.
- A dla pana? – Kelner wyczekująco wpatruje się z mojego (prawie) przyszłego męża.
- Ja… Chciałbym… Chciałbym… To trudne! – rzuca w moją stronę z oburzeniem. Jego reakcja wywołuje we mnie ponowny atak śmiechu, za który jestem spiorunowany wzrokiem.
- Poprosimy kaczkę w pomarańczach – chrząkam, by zwalczyć rozbawienie.
Im dłużej przebywam w La Mansion, tym bardziej rozumiem magię tego miejsca. Odnoszę także wrażenie, że miłosny nastrój udzielił się i mojemu wybrankowi, który oswaja się z naszymi planami na przyszłość. Drugi kieliszek szampana pozwolił mu się zrelaksować. Raczej nie zaryzykuję i nie poczęstuję go kolejnym. Jutro cierpiałby na okropny ból głowy, który towarzyszy mu za każdym razem, gdy przekroczy ustaloną dawkę alkoholu lub mocno się denerwuje. Chcę mu tego oszczędzić. Ma być szczęśliwy i zadowolony.
Jedyną pomyłką okazuje się nasze danie główne, którym Jamie jedynie się bawi, zamiast jeść.
- Nie smakuje ci? – pytam, gotowy by wezwać kelnera i kazać mu przynieść coś innego.
- Smakuje. Przepraszam, chyba straciłem apetyt. – Chłopak odkłada srebrne sztućce oraz serwetkę. – Co będzie na deser?
- Ty – odpowiadam zgodnie z prawdą.
- Kotek, to dopiero w domu. Ja mówię o prawdziwych słodkościach. Na przykład bitej śmietanie lub truflowych pralinkach – rozmarza się.
- Każę ci je zapakować.
- Już wracamy?
- Nęcisz mnie od popołudnia. Skoro już wiesz, że chcę się oświadczyć, popracujemy nad twoją odpowiedzią – puszczam do niego oko.
- Dobrze mi z tobą – przyznaje Jamie. – Jesteś dla mnie dobry.
- Mogę być lepszy.
- To chyba niemożliwe – śmieje się pierwszy raz od dłuższej chwili. To niewiarygodne, ale zdążyłem się stęsknić za sposobem, w jaki to robi.
- Sprawdź mnie – rzucam mu wyzwanie.
Kelner przynosi mi rachunek oraz niewielkie pudełeczko pralinek, na które Jamie miał wielką ochotę. By nie tracić więcej czasu, biorę go za rękę i szybkim krokiem zmierzam w kierunku naszej limuzyny. Robi mi się gorąco, widząc jak wtulony w miękkie, skórzane siedzenie szatyn wyciąga z torebeczki truflową czekoladkę i przymyka powieki, mrucząc z zachwytu. Wyciągam z kieszeni telefon i piszę wiadomość do kierowcy, by krążył wokół domu przez jakiś czas, po czym poluzowuję krawat i pozbywam się marynarki.
- Kotek, spróbujesz? – Chłopak wyciąga w moją stronę dłoń, podając mi ręcznie zdobionego cukierka.
- Skoro nalegasz… - Łapię go za rękę i przyciągam w swoją stronę.
- Bradley, co robisz?! – Zszokowany dwudziestodwulatek piszczy zaskoczony.
- Ja też chce deser – szepczę zmysłowo, sadzając go sobie na kolanach.
- Nie możesz poczekać aż będziemy w domu?
- Nie mogę. Jesteś tak cudowny, że nie powstrzymam się ani chwili dłużej. – Chwytam za jego kark i zmuszam, by się odrobinę pochylił. Pocałunek jest wyjątkowo słodki. Smakuje drogą czekoladą oraz pożądaniem, które z każdą sekundą nas obu doprowadza do szaleństwa.
- Kotek… Nie powinniśmy… Twój kierowca… – Jamie odwraca głowę i zerka w kierunku czarnej szyby.
- Nie widzi nas i nie słyszy. Nie bój się. Twoje jęki zarezerwowane są wyłącznie dla moich uszu. A twoje ciało… –  Zaczynam rozpinać guziki jego koszuli, okazując w ten sposób jak bardzo jestem spragniony.
- Jesteś pewny?
- Znasz moją zaborczą stronę, prawda? – żartuję. – Naprawdę uważasz, że byłbym w stanie podzielić się tobą z kimś innym?
Jamie zaprzecza ruchem głowy. Jego błękitne tęczówki ciemnieją, spowite lubieżną mgłą.
- A ty, skarbie? Jesteś o mnie choć odrobinkę zazdrosny? – Droczę się z moim partnerem, rozpinając przy tym jego spodnie.
- Bradley… Nawet tak nie żartuj! – Chłopak poważnieje, zraniony moimi słowami. – Przecież wiesz, że ja… Ja… Tak bardzo… Ach! – Krzyczy, gdy sięgam po jego członka i zaciskam na nim palce.
- Kontynuuj, mój drogi. Chętnie posłucham.
- Nie mogę! Nie kiedy robisz mi coś takiego! – skarży się.
- Masz rację – chwytam go za biodra i popycham na skórzane siedzenie. – Powinienem się bardziej przyłożyć, prawda? – Pochylam się nad nim, by zacząć go pieścić niecierpliwym językiem.
- Bradley! – z ust Jamiego wydobywają się coraz intensywniejsze stęknięcia.
- Powiesz mi to teraz? A może wolisz, abym przeszedł do bardziej wyszukanych metod perswazji?
Topię się w błękicie lękliwego spojrzenia. Dobrze wiem, że nasz romans trwa zaledwie chwilę, lecz jakie to ma znaczenie? Od samego początku łamaliśmy reguły, więc ten jeden raz nie powinien robić różnicy.
- Kocham cię…
Drżący głos, niepewność. To wyznanie sporo go kosztowało, choć już od blisko trzech tygodni dzielnie ze sobą walczył. Uświadomił to sobie w czasie pobytu w domu moich rodziców. Dokładnie pamiętam tę szczególną chwilę. Siedział przy stole naprzeciwko mnie. Mama opowiadała jakąś zabawną anegdotę z czasów mojego dzieciństwa. Jamie uśmiechnął się do niej, a potem uśmiechnął się do mnie.
Nie, to nie był zwykły uśmiech… On aż promieniował szczęściem. I natychmiast przygryzł dolną wargę, zmuszając się tym samym do milczenia. Przez resztę nocy, na wszelkie możliwe sposoby, próbowałem wydobyć z niego te dwa bezcenne słowa, lecz milczał jak zaklęty. Tulił się do mnie. Dochodził, krzycząc moje imię, ale o miłości nie zająknął się ani słowem.
- Ja też cię kocham, skarbie – uśmiecham się w odpowiedzi. – Kocham cię od chwili, w której tak ufnie usiadłeś na moich kolanach. Muszę przyznać, że okoliczności nie były zbyt sprzyjające, a jednak… – posyłam chłopakowi figlarny uśmiech.
- Kotek… Dziękuję…  – Po policzkach spływają mu łzy. Nie mogę dopuścić, by płakał. Chyba, że z radości.
Postanawiam, że najpierw mój kochanek zazna odrobiny przyjemności, a z prawdziwym „świętowaniem” wstrzymamy się do chwili powrotu do domu.
Zaczynam pieścić Jamiego tak, jak lubię najbardziej, wodząc językiem po pulsującej główce. W odpowiedzi zatapia palce dłoni w moich włosach, próbując przyciągnąć mnie bliżej. Z niekłamaną przyjemnością spełniam jego zachciankę. Szatyn wypycha biodra nieco do przodu, poddając się obezwładniającej fali rozkoszy.
- Bradley… – dyszy spazmatycznie. – Weź mnie. Teraz… Potrzebuję cię…
- Jesteś pewny? – pytam, nie przestając pobudzać jego męskości dłonią.
- Proszę…
Co prawda miałem zupełnie inne plany, lecz potrzeby Jamie są na pierwszym miejscu. Z nieukrywaną satysfakcją obserwuję, jak mój kochanek wije się na fotelu, czekając na to aż w niego wejdę. Rozpinam pasek, zastanawiając się, ile razy zdołam go zaspokoić, zanim wrócimy do domu.
- Kotek, pospiesz się! – moje słodkie maleństwo zaczyna się niecierpliwić. Ściągam więc jego buty oraz spodnie i po czym pomagam mu usadowić się na swoich kolanach. – Nareszcie! – Jamie ociera się o mój wzwód, ledwo nad sobą panując.
- Spokojnie – próbuję go powstrzymać. – Nie chcę sprawić ci bólu.
- Nie będzie bolało, zobaczysz… – Wpija się we mnie, po czym unosi lekko pupę i powolnie opada, nabijając się na mnie. – O tak! – Z jego ust wydobywa się spazm czystej rozkoszy. – Kocham cię, kotek. Tak bardzo cię kocham… – Jamie odchyla głowę i chwyta mnie za ramiona. Zaczyna się poruszać, choć obawiam się, że później może tego żałować.
- Skarbie, nie tak szybko. Zwolnij odrobinę – przytulam go do siebie i zmieniam pozycję, by przejąć kontrolę nad napalonym dzieciakiem.
- Psujesz całą zabawę – obraża się na mnie, gdy unoszę jego biodra i dociskam ugięte nogi do szczupłej klatki piersiowej.
- Tak też będzie przyjemnie, czujesz? – atakuję jego czuły punkt.
- Jeszcze! Zrób tak jeszcze! – rozkazuje mi. Jest już blisko. Zależy mi, aby doszedł razem ze mną.
Kilkanaście zdecydowanych, głębokich pchnięć i mój skarb całkowicie się zatraca.
- Kocham cię, Bradley…  – powtarza raz po raz, oddychając płytko. 


***

Mija tydzień od wizyty w La Mansion.
Siedem dni… Siedem najwspanialszych i najsłodszych dni w całym moim dotychczasowym życiu. Nie przypuszczałem, że spotkanie tej właściwiej osoby może wszystko przewartościować. Jestem szczęśliwy. Kocham i jestem kochany. Jak się okazuje, prawdziwa miłość znacznie różni się od moich wyobrażeń. Objawia się w codziennych drobiazgach, takich jak budzenie się u boku ukochanego, niecierpliwe spojrzenia na tarczę zegara, gdy spotkania w pracy przeciągają się w nieskończoność, rozmowy do bladego świtu. Pierwszy raz chcę budować z kimś nie tylko swoją teraźniejszość, ale i przyszłość.
A skoro mówimy o przyszłości… Muszę jak najszybciej powiedzieć ukochanemu, że najbliższy weekend będzie pierwszym, który spędzimy osobno. Ciężko mi z myślą, że Jamie i ja rozstaniemy się na czterdzieści osiem godzin. On musi być obecny na konferencji, na którą zaproszono autora książki, którą obecnie tłumaczy, a ja… Czekają mnie wyjątkowo stresujące negocjacje. Chciałbym kupić jeszcze jedną gazetę, która w ostatnich dwóch latach nieco podupadła. Całkowita reorganizacja jest łatwiejsza, gdy ma się do czynienia ze znanym na rynku tytułem. Jestem pewny, że podołam temu zadaniu, a dodatkowo nieźle się na nim wzbogacę.
- Nie chcę wyjeżdżać – niepocieszony Jamie siedzi właśnie na moich kolanach. Przytula się tak, jakbyśmy mieli się nie widzieć co najmniej przez kolejny kwartał.
- Możesz zostać ze mną w domu – kuszę ukochanego.
- Sęk w tym, że nie mogę. Dobrze wiesz, że profesor osobiście poprosił, abym był obecny. Ma obsesję na punkcie swojej książki.
- O której godzinie kończy się bankiet?
- Podejrzewam, że dość późno. W niedzielę jest konferencja z udziałem innych lekarzy, na której także  muszę zostać – wzdycha.
- Za to wieczorem będziesz tylko mój – uśmiecham się do chłopaka, by jakoś go udobruchać.
- Nie zasnę, jeśli mnie nie przytulisz… Uzależniłem się od ciebie tak mocno, że aż się tego boję.
- To może prywatny odrzutowiec? – ponawiam moją propozycję, na którą Jamie nie chce przystać. Uważa, że to wyłącznie strata czasu i pieniędzy. Nie zbiednieję, zapewniając mu luksusową podróż do domu. Jedynie nad czasem nie mam żadnej władzy.
- Kotek, rozmawialiśmy już o tym. Odrzutowiec wystartuje w tym samym czasie, co zwykły samolot.
- Chcę, abyś jak najszybciej wrócił – upieram się przy swoim zdaniu.
- Wiedzieliśmy, że prędzej czy później nastąpi ten przykry moment. Żyliśmy jak w bańce, ale w końcu trzeba stawić czoła rzeczywistości.
- Skarbie, uwielbiam twój realizm, ale w jednym się mylisz. Kocham cię tak bardzo, że nigdy, przenigdy nie opuszczę naszej bańki. Tobie także na to nie pozwolę.
- Nasze pierwsze rozstanie… – Jamie mocno to przeżywa.
- Pomyśl raczej o tym, jak namiętnie będziemy się żegnać i witać. – Moja uwaga sprawia, że mój partner zaczyna się wesoło śmiać. Tak łatwo sprawić mu przyjemność. Nie chce ode mnie drogich prezentów. Nie zgodził się na porzucenie pracy. Zabiega wyłącznie o mnie. Czuję, że stanowię epicentrum jego świata. Życie nie mogłoby być lepsze.

***

Sobotni poranek rozpoczynam wyjątkowo wcześnie. Jamie słodko śpi, ciasno we mnie wtulony. Za dwie godziny musi być na lotnisku. Szofer ma go odwieźć i dyskretnie dopilnować, by nie zgubił się w drodze do terminala odlotów. Choć pół nocy próbowałem się nim nasycić, nadal jest mi go mało. Mój członek domaga się, by jak najszybciej znaleźć się w jego ciasnym wnętrzu i po raz ostatni przypomnieć,  że należy wyłącznie do mnie. Przesuwam więc dłońmi po nagim ciele kochanka. Rozsuwam szeroko jego uda i zaczynam ostrożnie drażnić wejście.
- Kotek… Nie mam siły na kolejny raz… – Niebieskooki mamrocze sennie, odwracając się ode mnie, jak od natrętnej muchy.
- Ale ja muszę! – Ledwo panuję nad podnieconym ciałem.
- To chodź – leniwie unosi powieki, po czym kładzie się na plecach. Przygniatam go swoim ciężarem. Jamie obejmuje mnie ciasno nogami, po czym całuje w usta. Uśmiecha się. Doskonale rozumie, że potrzebuję go bardziej niż tlenu.
Rozstanie boli. Gdy moja druga połówka odjeżdża, jeszcze przez kilka minut wpatruję się o okno, do ostatniej chwili odprowadzając samochód wzrokiem. Jutro… Jutro znowu będziemy razem.
Do firmy jadę taksówką. Carla podaje mi kawę. Na jej twarzy maluje się ekscytacja. Współpracownicy po raz ostatni sprawdzają wszystkie dokumenty. Jesteśmy przygotowani na ciężką harówkę, bo właściciel gazety, którą chcę przejąć, nie odda jej bez walki. Będzie próbował wymóc na mnie podpisanie dodatkowych kontraktów, aby w dalszym ciągu czerpać zysk chociażby z reklam, co uszczupli mój zysk o kilkanaście procent.
Uzbrojony w szereg wydruków oraz w otoczeniu swojej świty, udaję się do ekskluzywnej sali konferencyjnej, która mieści się w jednym z najznamienitszych hoteli w centrum. Celowo wybrałem to miejsce. Jest neutralne. Miła obsługa oraz bliskość restauracji, gdzie zjemy wspólny obiad, a także kolację, łagodzi napiętą atmosferę.
Rozsiadam się wygodnie w jednym z foteli, czekając na przybycie gościa honorowego. Kilka minut przed trzynastą pojawia się o w towarzystwie syna, prawnika, sekretarki, a także mojego byłego kochanka…
Krew momentalnie się we mnie gotuje na widok tego zdradzieckiego padalca! Byliśmy ze sobą prawie cztery lata, nie licząc przerw, spowodowanych rozstaniami i kłótniami. Kochałem go. Zależało mi na naszym związku. Pozwalałem mu wodzić się za nos, choć wielokrotnie zranił mnie do żywego. Szarpałem się sądząc, że wszystkie związki właśnie tak wyglądają. Moi rodzice kochali się i nienawidzili. Małżeństwo mojej siostry również przeżywało wzloty i upadki. Nic więc dziwnego, że związek z drugim mężczyzną nie mógł być usłany wyłącznie różami.
Jednak zdrada… Zdrada była jak cios w serce, przed którym ochronił mnie tajemniczy nieznajomy. Jamie dosłownie spadł mi jak z nieba. Wkroczył do mojego gabinetu, wyglądając jak siedem nieszczęść. Mizerny, blady, z nieco podpuchniętymi i zaczerwienionymi powiekami. W dodatku przeraźliwie chudy. Wysypał zdjęcia na blat stołu, a mnie interesowało wyłącznie to, czy chłopak nie osunie się nieprzytomny na ziemię. Wydał mi się tak kruchy, eteryczny i oszałamiająco piękny. Nawet gdyby przyszedł do mnie w jakiejkolwiek innej sprawie podejrzewam, że w przeciągu kilku kolejnych dni rzuciłbym wszystko, by go odszukać i uwieść. Tymczasem on sam wpadł w moje ramiona.
Mając na uwadze to wszystko, co działo się w ciągu ostatnich kilku tygodni, a także niegodziwość ze strony Santiago, mam ochotę podbiec do niewiernego byłego i strzelić go w twarz. Blondyn zna mnie na tyle, by wiedzieć, jakiego typu myśli kotłują się właśnie w mojej głowie, bo uśmiecha się przepraszająco.
W przeciągu kolejnych godzin okazuje się, że zostałem zdradzony nie tylko fizycznie i emocjonalnie. Santiago posunął się o krok dalej. Jako jeden z nielicznych znał szczegóły moich planów względem kupna kolejnej gazety. Podpisanie kontraktu, które z założenia miało być przebrnięciem przez zapisy prawne oraz wypracowaniem kompromisu dotyczącego przyszłości podupadającego tytułu, zmienia się w farsę.
Około godziny dwudziestej trzeciej jestem już tak zmęczony bezustannym skakaniem sobie do gardeł, że postanawiam odstąpić od zakupu. Poprzedni właściciel przez dłuższą chwilę udaje zawiedzionego, po czym grozi mi wytoczeniem procesu.
Moi współpracownicy są równie zmęczeni i wściekli jak ja. Kilka miesięcy wytężonej pracy, przygotowań, planów – przepadło.
Wyczerpany emocjonalnie, a przede wszystkim fizycznie, idę do baru. Mam wielką ochotę na coś mocniejszego niż kieliszek szampana. Rozsiadam się wygodnie naprzeciwko barmana, który uczynnie przygotowuje dla mnie drinka. Wyciągam telefon, by sprawdzić, czy Jamie do mnie dzwonił. Mam jedno nieodebrane połączenie dosłownie sprzed kilku minut. Gdy próbuję oddzwonić, odpowiada jedynie poczta głosowa.
- Świetnie… Tylko tego brakowało mi do szczęścia… – komentuję pod nosem. Przez chwilę waham się, czy nie zadzwonić do Carli i nie poprosić, by zarezerwowała mi lot. Chcę jak najszybciej przytulić narzeczonego i poszukać ukojenia w jego ramionach.
- Mogę się przysiąść? – Ten głos… Santiago czeka na moją odpowiedź, wpatrując się we mnie z troską. Ma rozpiętą marynarkę, z kieszeni której wystaje odwiązany krawat.
- To zależy – warczę w odpowiedzi. – Jeśli nie boisz się, że w każdej chwili mogę cię zabić, to siadaj. – Sięgam po szklaneczkę wypełnionym złocistym płynem, który ma za zadanie nieco mnie uspokoić i odprężyć. Opróżniam jej zawartość jednym haustem z zamiarem odejścia.
- Dziękuję – mężczyzna z gracją zajmuje miejsce po mojej lewej stronie. Uśmiecha się do barmana i zamawia dla nas kolejne drinki. Postanawiam go ignorować. W tym celu wykorzystuję telefon, za pomocą którego próbuję dostać się na stronę internetową lotniska.
- Żegnam. – Zmierzam w kierunku wyjścia.  Mój były łapie mnie za ramię.
- To nie jest dobry pomysł.
- Nie pytałem cię o zdanie – ucinam temat. Nie mam ochoty na zjadliwe wymiany „uprzejmości”. Chcę być z Jamie.
- Zostań, proszę. – Santiago wzmacnia swój uścisk. Dotyk jego palców przyprawia mnie o mdłości.
- Puszczaj! – szarpię się, strącając jego rękę. – Nigdy więcej mnie nie dotykaj! – syczę.
- Bradley, wiem, że to był dla ciebie ciężki dzień, ale proszę, nie odchodź. Porozmawiajmy.
- Nie mamy o czym – rzucam wściekle.
- Byliśmy ze sobą kilka lat. Naprawdę nie chcesz wiedzieć dlaczego cię zdradziłem?
- Szczerze? – parskam. – Mało mnie to obchodzi.
- Kłamiesz – blondyn uśmiecha się z pobłażaniem. – Spieszysz się do domu? Do niego? – dopytuje.
- To nie twoja sprawa – powtarzam znacznie spokojniej. Na samo wspomnienie Jamie moje serce bije znacznie szybciej.
- Więc jednak…  – Santiago od razu domyśla się prawdy. Potrafi ze mnie czytać jak z otwartej książki. – Mam nadzieję, że jesteś z nim szczęśliwy.
- Jestem – potwierdzam. – Dał mi więcej w miesiąc, niż ty przez kilka lat – dodaję kąśliwie.
- Cieszę się. – Mój były kochanek niespodziewanie uśmiecha się słysząc moje słowa. – Naprawdę cieszę się waszym szczęściem.
- To wzruszające – ironizuję. – Cześć – próbuję się pożegnać i wyjść, lecz on po raz kolejny staje na mojej drodze.
- Proszę, pozwól mi wytłumaczyć. Byliśmy ze sobą szmat czasu…
- Byliśmy – z naciskiem powtarzam po nim to słowo. – A teraz nie jesteśmy.
- Zajmę ci najwyżej kilka minut. To dla mnie ważne.
- Tak samo ważne, jak zaprzepaszczenie kilku miesięcy pracy? – odpowiadam pytaniem na jego pytanie.
- Należało ci się za to, jak mnie traktowałeś – jasnowłosy celuje palcem wskazującym w moją klatkę piersiową. Udaje opanowanego, choć to tylko maska, pod którą ukrywa niechęć oraz gniew.
- Tak czy inaczej, jesteśmy kwita, nie sądzisz? Zdradziłeś mnie dwa razy. Czy to wyrównuje rachunki?
- Nie zrobiłbym tego, gdybyś mnie nie sprowokował.
- Więc to wszystko moja wina, tak? – Z niedowierzaniem kręcę głową.
- Jeśli poświęcisz mi odrobinę swojego bezcennego czasu, udowodnię ci, że miałem rację. Przeprosisz mnie i wtedy uznamy, że rozstaliśmy się w zgodzie. Co ty na to?
Propozycja Santiago wydaje mi się absurdalna. To sabotażysta, który najpierw zrujnował nasze wspólne życie, potem zaprzepaścił interes, na którym zarobiłbym krocie, a teraz śmie patrzeć mi prosto w oczy i mówić, że to moja wina?!
- Dobrze… Niech ci będzie – opadam ciężko na barowy stołek. – Śmiało, wylewaj swoje żale, ty niewdzięczny dupku!
- Dziękuję. – Santiago uśmiecha się triumfująco, po czym zajmuje miejsce obok mnie. – Poprosimy jeszcze raz to samo – zwraca się do barmana. 

***

Budzi mnie czyjś krzyk, który wdziera się za ciężką kurtynę mojej znieczulonej świadomości. Głowa pęka mi z bólu. Mdli mnie i mam silne zawroty. Z trudem unoszę ołowiane powieki, które zdają się płonąć od zbyt jasnego światła. Oszołomiony, rozglądam się po pomieszczeniu. Łóżko? Jestem w domu? Na wprost mnie stoi Jaimie. Jego wzrok błądzi po moim nagim ciele. Z jego gardła wydobywa się kolejny niekontrolowany jęk rozpaczy, który próbuje powstrzymać, zasłaniając usta dłonią.
- Skarbie… – udaje mi się wychrypieć. Pomimo bólu, wyciągam rękę w kierunku ukochanego, lecz ten, nie wiedzieć czemu, cofa się kilka kroków do tyłu. Po jego policzkach spływają łzy. W końcu Jamie dopada do drzwi. Przez kilka długich sekund szamocze się z klamką, a następnie wybiega z naszej sypialni. – Poczekaj… – wołam za nim.
Serce w alarmujący sposób daje mi znać, że dzieje się coś niedobrego. Nie powinienem być w domu. Ostatnie, co pamiętam, to bar w hotelu, gdzie rozmawiałem z Santiago, który miał mi wytłumaczyć…
Jamie, gdzie jest Jamie? Muszę go natychmiast odnaleźć!
Nieporadnie usiłuję wyplątać się z pościeli, lecz coś mnie powstrzymuje. Ze wszystkich sił staram się zrzucić z siebie przygniatający ciężar, który okazuje się być równie nagi, jak ja.
- Nie… – szepczę zatrwożony.
- Zemsta, kotek…  – Wtulony we mnie blondyn zaczyna się głośno śmiać. Odpycham go od siebie, niczym jadowitego węża, a następnie siadam, łapiąc się za głowę. Ból jest tak silny, że dosłownie rozsadza mi czaszkę. Czuję słabość, która stopniowo ogarnia moje sponiewierane ciało.
- Jamie… – mamroczę ostatkiem sił, zapadając się w ciemność.

***

Moje Drogie :)

Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet :) 
Mam nadzieję, że mój "prezent" przypadnie Wam do gustu. 
Jak się zapewne domyślacie, jak zwykle dałem się ponieść i napisałem więcej niż początkowo planowałem. Oznacza to mniej więcej tyle, że powstanie też część 3 (i miejmy nadzieję, że ostatnia). Cieszycie się? :D   
Życzę Wszystkim Paniom miłego świętowania.

Wasz Kitsune

40 komentarzy:

  1. Nieeeeee, jak to sie moglo stac?!
    W sumie, podoba mi sie te zakonczenie. Ale jednak... licze, ze kiedys znow o nich napiszesz i Jamie dowie sie prawdy. I o jakiej zemscie mowil Santiago?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, napiszę. Może na Wielkanoc? Zobaczymy. Do tego czasu nie zdradzę, jakie są moje plany względem bohaterów. W każdym razie zapowiada się dość dramatycznie.

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. No nieee!! Jak mogłeś! I jeszcze przerwać w takim momencie!? Przez ciebie będę teraz myślała przez kolejny miesiąc o tym co będzie dalej :') Zamęczysz mnieee...!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem to idealny moment. Przecież gdzieś musi być koniec :D A co będzie dalej? Niespodzianka :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Wszechświat jest nieskończony, jeśli on nie musi mieć końca to wszystko co napiszesz też nie musi mieć :)

      Usuń
    3. To miłe z Twojej strony, ale ja koniec jest jednak przydatny. Jeśli nie ukończę obecnych opowiadań, nie zacznę następnych. Jeśli o mnie chodzi, to mogę pisać bez przerwy. Nie brakuje mi pomysłów i Bezsenne Noce są tego najlepszym przykładem. Już teraz wiem, że 100 rozdziałów może być mało, abym opisał wszystko to co chcę. Lepiej tak nie ryzykować z innymi projektami i skupić się na zakończeniu. Dzięki temu zabiorę Was w nową podróż. Poznamy nowych bohaterów i rozkochamy ich w sobie :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Mam nadzieję, że tak będzie :))

      Usuń
    5. Będzie. Wiesz, że będzie :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. Tak ciesze sie ze bedzie trzecia czesc cos podejrzewalam ze ten santino cos kombinuje bylo zbyt slodko ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się nie cieszę, bo to oznacza więcej pisania... A słodko już było :D Pora na drastyczniejsze klimaty.

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. Jak on mógł zaufać byłemu, który już dwa razy go zdradził, no jak? Niby taki inteligentny, a dał się wrobić, jak dziecko. Teraz musi szybko to odkręcić, aby Jamie nie cierpiał.
    Marzy mi się scena oświadczyn, więc mam nadzieję, że się nie zawiodę ;)
    Dziękuję za Twoją pracę :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)
    P.S. Dziękuję za życzenia :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo proszę :)
      Oświadczyny? Chyba nic z tego. Kotek napsocił.

      Twój Kitsune

      Usuń
  5. Nie mogłeś się powstrzymać, prawda? Musiałeś zniszczyć ten piękny związek? Jaki ty jesteś lisku okrutny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale o co chodzi? Chciałaś wiedzieć, co będzie dalej, to wiesz :D Zakończenie może się okazać nieprzewidywalne.

      Twój Kitsune

      Usuń
  6. Jesteś okrutny!!!!
    Do świąt tak daleko!:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okrutny...? Okrutny dopiero będę :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  7. Każdy tu narzeka, że jak mogłeś Lisku a mnie satysfakcjonuje takie zakończenie :D
    Słodki początek i brutalny koniec czyli tak jak lubie ❤ ( brutalnym początkiem i końcem też nie gardze )
    Jak zwykle będę czekać na kolejny rozdział:*
    ~ Miriam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, droga Miriam :) Cieszę się, że chociaż Ty doceniasz moją "wizję" :)
      To jeszcze nie jest koniec :D Pojawi się rozdział 3, ale nie teraz. Napisanie tak długiego tekstu jest mocno wyczerpujące.

      Twój Kitsune

      Usuń
  8. Wiedziałam że ta historia jest zbyt piękna.Ale wrócą do siebie prawda ? Dzięki za życzenia i prezent w postaci rozdziału.
    Życzę weny!!!
    Ps.: Mój mąż odkrył wczoraj Twojego bloga ma moim telefonie (ciągła inwigilacja ) i się na mnie obraził. Stwierdził że zdradzamy bo z twoimi opowiadaniami :)
    Czy wszyscy faceci są tacy trudni ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogą wrócić, bo właśnie się rozstali :D A co będzie dalej? Zobaczymy :)
      Szanownego Męża pozdrawiam i zapraszam jutro, bo dopiero wtedy będziemy świętować Dzień Mężczyzn :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  9. Lisku sorki, że to powiem ale jesteś wredny, jak mogłeś!?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozumiem... Przecież gdyby wszystkie opowiadania skupiły się wyłącznie na schemacie "poznają się, zakochują, są razem", byłoby nudno. Mała zdrada nam wszystkim zrobi dobrze :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  10. Odpowiedzi
    1. Jeszcze pytasz?! Pff :) MB

      Usuń
    2. No nie wiem, to pytam :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    3. No chwalę Cię!!!! Oczywiście bandycki zwrot akcji :) Super, bo będzie rozdział trzeci :) MB

      Usuń
    4. Bandycki? A kto chciał część 2? Ja nie. To są konsekwencje Waszych wyborów :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    5. To jeśli tak, to ja wybieram jeszcze rozdział czwarty, piaty i dziesiąty... :) Nie krępuj się, śmiało :)))) MB

      Usuń
    6. Nie kuś - i mówię to z pełną świadomością.

      Twój Kitsune

      Usuń
    7. Poddaj się... świadomie :) MB

      Usuń
    8. Prawdziwi seme wie, kiedy należy się poddać, a kiedy nie ulegać szantażom, więc próbuj dalej :P

      Twój Kitsune

      Usuń
    9. Schowaj język! :D
      Ja Cię, kochanie Ty moje, nie szantażuję!!! Ja tylko chcę, żebyś się podzielił tym, co Ci po głowie chodzi. Bo chodzi. Prawda? :) MB

      Usuń
    10. Uściślijmy, czy chodzi jedynie o to opowiadanie, czy o wszystkie pomysły na opowiadania, których jeszcze nie zacząłem pisać?

      Twój Kitsune

      Usuń
  11. Oj wredota z Ciebie lubisz się mścić oj lubisz gdy rwie włosy z głowy bo nie jest słodko lukrowato pewnie pożygałbyś się tęczą gdybyś im nie dowalił prawda? Niegrzeczny Kitsuś a fe;-) No ale teraz czekam na kolejne części i przez to krótkie opowiadanko zmieni się w fajną opowieść bo sorki ale jednym a nawet dwoma rozdziałach tego nie odkręcisz.
    Oszukiwista

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to nie? Moim zdaniem 20-30 stron wystarczy :D A jak nie, zawsze można kogoś zabić :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  12. Czemu wiedziałam, że to zrobisz?

    OdpowiedzUsuń
  13. Piszesz świetnie. Nie chcę abyś tak szybko kończyła tego opowiadania, ale rozumiem. Ale proszę zostaw sobie furtkę do niego, może kiedyś wrócisz dalej go pisać.
    Jesteś naprawę super, czytam wszystkie twoje opowiadania. Pozdrawiam i życzę dużo pomysłów❤

    OdpowiedzUsuń
  14. Kiedy można się spodziewać dalszej części ��

    OdpowiedzUsuń