wtorek, 7 maja 2024

Wpadka - Epilog

 

Nasi synkowie kończą dziś pięć miesięcy. Małe urwisy rosną jak na drożdżach. Dzieci są wymagające i płaczliwe. Potrafią bezustannie grymasić bez powodu, bylebyśmy tylko nosili je na rękach. Nie pamiętam już jak to jest, gdy można przespać całą noc nie będąc kilka razy budzonym. Za każdym razem, gdy jeden z chłopców uśnie, drugi od razu zaczyna dokazywać. I zabawa zaczyna się od nowa. Mimo to nie narzekam. Choć bywa trudno, to za nic w świecie nie powiem tego głośno. Bliźnięta są spełnieniem moich marzeń.

Wracając do domu kupiłem im prezenty – wielkie pluszowe niedźwiedzie. Mają niebieskie oczy oraz czerwone kokardy zawiązane na szyi. Wnoszę je na górę do pokoju dziecinnego. Nikogo w nim nie ma. Zaglądam do sypialni Samuela. Oba maluchy słodko śpią, leżąc na środku łóżka. Obok nich śpi mój ukochany. Wyciągam telefon i robię kilka zdjęć, by uwiecznić ten rzadki widok.

Samuel nadal ma żal zarówno do mnie, jak i do dzieci. Zwłaszcza do mnie, bo przy maluchach pomaga. Zabiera je na spacer, karmi, przewija. Jest bardzo troskliwy. Chłopcy to czują i częściej się do niego uśmiechają. Być może próbują wynagrodzić mu przykre chwile, których nie poskąpili mu w czasie ciąży. Proces leczenia złamanego serca przebiega powoli. Ciężko mi z tego powodu. Wiem, że nagrzeszyłem i nie mogę się spodziewać, że omega z dnia na dzień zapomni o całej sprawie. Po prostu czuję, jak odgrodził się zarówno ode mnie, jak i od naszych synków. Często bywa zamyślony. Czasem smutny. Chociaż codziennie zapewniam go o miłości i oddaniu, jak na razie nie wykazał chęci, aby się ze mną połączyć. Spina się, gdy próbuję go przytulić lub pocałować. Doktor Ivette twierdzi, że to depresja poporodowa. Mam dać mu czas, którego potrzebuje. Nie naciskać. Nie przymuszać. Cierpliwie czekać aż odzyska równowagę i dojdzie do siebie.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że serce omegi wciąż przypomina porwane strzępy. Jest niczym jątrząca się rana, promieniująca bólem, na który nie ma lekarstwa. Gdybym mógł bardziej się do niego zbliżyć… Gdyby mi pozwolił zaopiekować się sobą, zaufał w równym stopniu, w jakim ja ufam jemu… Do teraz mam przed oczami roztrzęsionego Samuela, stojącego na gzymsie dwudziestopiętrowego budynku… Ta scena często śni mi się po nocach, powracając jako najgorszy z możliwych koszmarów. Nie potrafię o tym zapomnieć. Zazwyczaj zrywam się z łóżka i biegnę sprawdzić, czy z moim ukochanym wszystko w porządku.

Bez namysłu rzucam misie na fotel, a sam kładę się przy moim skarbie i mocno go przytulam.

- Jeremy? Jak było w pracy? – Piwnooki zadaje to pytanie zaspanym głosem. Jest rozkoszny, a ja tak dawno nie tuliłem go w swoich ramionach.

- Dobrze. Tata cię pozdrawia. Powiedział, że wpadną z mamą w weekend na obiad – streszczam chłopakowi przebieg mojego dnia.

- Lubię twojego tatę. Jest bardzo miły.

- Zauważyłem… – Zazdrość robi swoje. Zaborczo walczę o uwagę, bo nie podoba mi się, że mój omega tak ciepło wypowiada się o przyszłym teściu, który w dodatku ma do niego wielką słabość. Ojczulek przejął się losem mojego wybranka. Zachowuje się tak, jakby nagle adoptował drugiego syna. Bezustannie do niego dzwoni. Kupuje prezenty. – Gdyby nie mama to zacząłbym podejrzewać, że coś was łączy – komentuję sytuację lekko obrażonym tonem.

- Bardzo śmieszne – omega prycha rozbawiony. Wykorzystuję okazję, że mnie nie odtrącił i kładę go na plecach, by chociaż na chwilę zawładnąć miękkimi wargami.

- Kocham cię. Kocham cię tak cholernie mocno – szepczę między delikatnymi pocałunkami, z całych sił lgnąc do jego ciała.

Samuel nie odpowiada. Ma zamknięte oczy i nieco przyspieszony oddech. Znowu wydaje się zimny i niedostępny.

- Błagam, nie torturuj mnie więcej. Otwórz dla mnie swoje serce. Bądź tylko mój – proszę.

- Jeremy… – wzdycha cichutko. Idę o zakład, że za chwilę powie coś typu „potrzebuję więcej czasu”, albo „powinniśmy zająć się dziećmi”.

- Spójrz na mnie – przesuwam opuszkami po jego policzku. W końcu unosi powieki, hipnotyzując mnie swoimi niezwykłymi tęczówkami. – Zrobię dla ciebie wszystko. Dobrze wiesz, że moje uczucia są szczere.

- Mówisz tak przez wzgląd na maluchy.

- Nieprawda! – Jak lew bronię swojego zdania. – Wsłuchaj się w moje serce. Ono bije tylko dla ciebie!

- Jeremy… – Oczy blondyna zachodzą łzami. – Ja tak bardzo się boję…

- Czego się boisz, najdroższy?

- Ciebie.

- Mnie? – dziwię się.

Przyznaję, że jego odpowiedź jest zaskakująca, choć nie pozbawiona sensu. Na jego miejscu ja także bym się bał. Przez całą ciążę zdany był wyłącznie na siebie. Wielokrotnie go odtrącałem, odpychałem, szydziłem z jego uczuć. Byłem w tej roli na tyle przekonywujący, że nasze dzieci od razu mi uwierzyły.

- Chodź do mnie – biorę ukochanego na ręce i zamierzam zabrać gdzieś, gdzie będziemy mogli pobyć sami, z daleka od domu i problemów.

- Bliźniaki nie mogą zostać na łóżku! – protestuje zapobiegliwy tatuś.

- Ja się nimi zajmę – wtrąca się Dorothy, która niespodziewanie pojawia się
w pokoju.

- Dziękuję! Jesteś aniołem! – rzucam szybko do kobiety. – Nie wiem kiedy wrócimy – dodaję, kierując się w stronę drzwi.

- Nie szkodzi. Proszę się nie spieszyć i załatwić wszystko tak, jak trzeba! – Gosposia już od bardzo dawna kibicuje naszej miłości. Przy jej udziale rozpieszczam Samuela na każdym kroku. Podtykamy my smakołyki
i próbujemy odrobinę utuczyć. Dopiero niedawno jego anemia dała się okiełznać. Niemniej jeszcze długo będzie musiał zażywać witaminy i poddawać się badaniom kontrolnym. Rygorystycznie ich pilnuję, bo jego zdrowie to mój najważniejszy priorytet.

- Owinąłeś sobie wszystkich wokół palca – chwalę miłość mojego życia.

- Gdzie jedziemy? – pyta piwnooki. „Porwanie” wprawia go w znacznie lepszy humor. Gdybym wiedział, że na to czeka, już dawno wprowadziłbym odrobinę szaleństwa do naszego codziennego życia. Starałem się postępować subtelnie, by go zbytnio nie płoszyć. Nie podobało mi się, gdy stanowczo zażądał osobnej sypialni, do której praktycznie codziennie próbowałem się zakradać. Nie skomentowałem jego decyzji ani jednym słowem, czekając aż będzie gotowy na związek ze mną. Nie chciałem seksu. Chodziło mi wyłącznie o bliskość, zapach. Trudno jest zachowywać się powściągliwie, gdy druga osoba jest nam potrzebna do życia bardziej niż tlen. Tak właśnie postrzegam naszą relację.

- Co powiesz na kolację w hotelu? Z pewnego źródła wiem, że twoje ulubione ciastko podają razem z gorącą czekoladą oraz lodami waniliowymi i bitą śmietaną – kuszę, bo sernik to wciąż jedyna rzecz, do której ma słabość.

- To nie fair! – oburza się, słysząc składniki tajemnego menu, które ewidentnie działa na jego zmysły.

- Skarbie, to dopiero początek – zapewniam, szczerze się przy tym uśmiechając.

 

***

 

Apartament, który wynająłem jest przestronny i elegancki, choć nie należy do najdroższych. Te ostatnie znajdują się na najwyższym piętrze. Z wiadomych względów mam uraz do dużych wysokości. Liczę, że Samuel to rozumie i nie pomyśli o mnie jak o sknerze. Luksusowe wnętrze składa się ze sporego salonu oraz dwóch sypialni. W jednej z nich jest kominek i to tam decydujemy się spędzić wieczór.

Omegi nie ekscytuje wizja upojnych chwil w wielkim łożu z baldachimem. Zamiast tego rozkłada koc tuż przy skwierczącym ogniu i wpatruje się
w czerwonawe płomienie. Kładzie się na brzuchu i podpiera głowę ręką. W jego dwubarwnych oczach pojawia się żar, który topi moje serce.

- Masz pojęcie, jaki jesteś piękny? – pytam chłopaka, nie potrafiąc oderwać od niego wzroku. Blada skóra na jego twarzy nabiera rumieńców. Usta są lekko rozchylone. A jego zapach… – Odurzasz mnie…

- No trudno. – Dwudziestolatek próbuje ukryć przede mną zdradziecki uśmieszek. – Będziesz musiał jakoś to znieść.

- Dobrze wiesz, że nie należę do osób cierpliwych. Nie panuję nad sobą! Proszę, pozwól mi się kochać!

Moja gorliwa przemowa nie robi na nim żadnego wrażenia. Skubany,  ma mnie w garści. Co zrobię, jeśli będzie mnie tak zwodził jeszcze długie tygodnie?

- Gdzie sernik? Obiecałeś mi lody i czekoladę… – Zniecierpliwiony blondyn zaczyna nawijać dłuższe kosmyki włosów na palce. – Mam wielką ochotę na coś słodkiego – kokietuje mnie.

- Nie ma nic słodszego od ciebie.

- Tak uważasz? – drażni się ze mną, wykorzystując przewagę, jaką nade mną zyskał w ostatnim czasie.

- To już bezwstydny flirt! – Czuję, jak krew w moich żyłach gotuje się
z powodu namiętności i ognia, od którego jest mi zbyt gorąco.

Gehenna trwa w najlepsze. Omega wyjątkowo wolno delektuje się ciastkiem. Podejrzewam, że to jego pierwszy posiłek dzisiejszego dnia.

- Pyszny. – Mruży oczy i zmysłowo oblizuje łyżeczkę z resztek czekolady. Dłużej tego nie zniosę!

- Naprawdę? – Uśmiecham się do niego, podnosząc ze swojego miejsca.

Potrzebuję dokładnie dwóch i pół sekundy, by dopaść do mojej ofiary. Zanoszę chłopaka na łóżko i rozkładam na samym środku.

- Jeremy, co robisz? – Mój ukochany unosi się na łokciach, by obserwować, jak ściągam z siebie sweter oraz koszulę.

- Powiedziałeś, że jest pyszny. Pozwól, że sam to ocenię.

Usta Samuela smakują nieziemsko. Gorzka czekolada, wanilia oraz najbardziej uzależniający na świecie smak omegi, z którym za chwilę będę się kochać. Naśladuję powolne ruchy jego języka, prowokując go do zabawy. Gdy z gardła mojego wybranka wydobywa się seksowny pomruk, obejmuję go wyjątkowo mocno. Najchętniej chciałbym stopić się z nim w jedną całość, by już zawsze był tak blisko.

- Jesteś całym moim światem. Uwielbiam cię tak bardzo, że mógłbym cię zjeść.

- Jeremy! – Samuel wybucha szczerym śmiechem, więc dodatkowo zaczynam go łaskotać, zostawiając drobne pocałunki na smukłej szyi. – Kochasz mnie?
– Poważnieje na chwilę, zadając mi to pytanie.

- Bardziej niż sądzisz. Jesteś dobry, wrażliwy, czuły. Cudowny. W dodatku nikt inny nie działa na mnie w łóżku tak jak ty.

- W to akurat jestem skłonny uwierzyć. – Piwnooki zmniejsza odległość między nami i muska moje wargi swoimi.

- Więc mi się poddaj. Połącz się ze mną na zawsze. Bądź tylko mój.

- Tylko twój… – Samuel przymyka powieki i wyjątkowo nieśmiało otwiera przede mną swoje serce. Wyraźnie czuję niepewność oraz strach, które w sobie nosi. Tak wiele przeszedł. Jednak ani na chwilę nie przestał mnie kochać. Jestem wzruszony i zaszczycony, że wybrał właśnie mnie. Nasze dusze przyciągają się do siebie aż w końcu zostają splecione w jedną całość. Oto więź, której nic nie jest w stanie zerwać.

Kilka godzin później, gdy za oknami powoli zaczyna świtać, zmęczony i senny narzeczony mości się w moich ramionach. Marszczy lekko czoło, zdradzając,
że intensywnie o czymś myśli.

- Już żałujesz? – zgaduję, całując go po skroni.

- Nie. Po prostu zdałem sobie sprawę, że robiliśmy to bez zabezpieczenia. A co, jeśli znowu zajdę w ciążę?

- Masz rację… – pochmurnieję na samo wspomnienie trudnych miesięcy, które za sobą mamy. Gdybym nie zachowywał się tak okropnie, wszystko wyglądałoby inaczej. Omega nie spędziłby pół roku w obskurnej klinice, nie nabawiłby się anemii i wyziębienia organizmu.

- Nie rozmawialiśmy nigdy o tym, czy chcemy mieć więcej dzieci – zauważa rozsądnie.

- Jesteś mój dopiero od kilku godzin. Pozwól mi nacieszyć się tym uczuciem. Kiedyś z pewnością wrócimy do tego tematu, ale teraz…

- Chciałbyś mieć więcej dzieci? – zostaję przyparty do muru. Co mam mu odpowiedzieć? Prawdę o tym, że w mojej podświadomości od samego początku kiełkuje  myśl, że może za kilka lat, gdy chłopcy będą starsi… Jednak teraz… To chyba za wcześnie. Nie miałem okazji, by się nim nacieszyć. Rozpieszczać. Pokazać, jaki jest dla mnie wyjątkowy i ważny. Z drugiej jednak strony skłamałbym przyznając, że nie marzę o powiększeniu rodziny. Bycie ojcem jest cudowne, zwłaszcza jeśli dzielę to doświadczenie z przeznaczonym
mi mężczyzną.

- Z tobą? Zawsze! – Śmieję się. – Możemy mieć całą drużynę piłkarską, jeśli to cię uszczęśliwi.

- Moglibyśmy również adoptować jakiegoś maluszka… – Samuel spogląda na mnie z nadzieją. Od dawna wiem, że jego wrażliwe serce bardzo chce zrewanżować się za to, że został przygarnięty przez Reedów. Ostatecznie nie każdy miał tyle szczęścia. Nic w tym dziwnego, że mój najdroższy omega pragnie przyjąć do rodziny kogoś, z kim nie łączą nas więzi krwi.

- To bardzo dobry pomysł, kochany.

- Naprawdę się zgadzasz?! – Dwubarwne oczy rozświetla radość, której tak dawno u niego nie widziałem.

- Mówiłem ci już, że zrobię, co tylko zechcesz. – Całuję chłopaka w czubek nosa. Ma nade mną tak silną władzę, że nie odmówiłbym mu nawet gwiazdki
z nieba.

- Wszystko co zechcę? – Unosi do góry jedną ze swoich brwi, łapiąc mnie
za słowo. – W takim razie nie czekajmy ani chwili dłużej i zacznijmy starania
o córeczkę.

KONIEC


***

Moi Drodzy, 

Dziękuję za czas, który poświęciliście na przeczytanie Wpadki. Było miło, ale się skończyło. 

Nie wiem jak Wy, ale ja mam ochotę podręczyć Maxa.

Wasz Kitsune