środa, 1 stycznia 2020

mpreg 80

„Bezsenne Noce


Budzę się wcześnie rano. Kieruje mną bardziej poczucie obowiązku niż rzeczywista chęć opuszczenia ciepłego łóżka. Zwłaszcza, że trzymam w ramionach moje złotowłose szczęście, które słodko śpi, ciasne we mnie wtulone. Tak bardzo nie chcę go opuszczać, ale muszę to zrobić. Postaram się coś jeszcze posprzątać przed powrotem robotników. No i powinienem zatroszczyć się o śniadanie.
- Ostrożnie… Bardzo ostrożnie… – strofuję samego siebie podczas uwalniania się z miłosnego uścisku. Eli nawet nie drgnął. To dobrze. Niech jak najdłużej odpoczywa.
Moje poranne starania wydają się kroplą w morzu potrzeb. Najważniejsze, że kuchnia jest w perfekcyjnym stanie. Otwieram lodówkę i przyglądam się pojemniczkom z owocami. Powinienem dodać do nich coś smacznego. Na przykład ciepłe rogaliki. Wycieczka do piekarni to zaledwie kilka minut. No i mam do dyspozycji drugi samochód. Warto to wykorzystać.
Ładna pogoda, śpiew ptaków, mili ludzie i zniewalający zapach świeżego ciasta wprawiają mnie w bardzo dobry nastrój. Wracam do domu i wstawiam ekspres. Potrzebuję solidnej porcji kofeiny, by przetrwać kolejny dzień budowy. Gdy kawa jest już gotowa, częstuję nią pracujących w pocie czoła mężczyzn.
- A gdzie ten uroczy nastolatek? – dopytują, pochłaniając kolejne ciastka, które dla nich kupiłem.
- Mój narzeczony? – Udaję niewzruszonego, choć w rzeczywistości prawie zionę ogniem zazdrości. – W łóżku. Musi dużo odpoczywać ze względu na dziecko – przechwalam się.
- Syn czy córka? – Szef ekipy włącza się do rozmowy.
- Syn. Eli da mi syna.
Dobrze, że Króliczek tego nie słyszy. Wkurzyłby się na mnie za to, że nie dopuszczam do siebie myśli o córce. Głuptas z niego. Na dziewczynkę też przyjdzie czas, ale potem. Naszym pierwszym dzieckiem na milion procent będzie syn. Czuję to całym sobą. Nasz mały, wymarzony dziedzic… Nauczę go grać w piłkę, a tata z pewnością pokaże mu kilka chwytów, by umiał się nieźle bronić. Zamykam oczy, by łatwiej mi było wyobrazić sobie złotowłosego aniołka.
Jestem szczęśliwy. Bardzo, bardzo szczęśliwy.
Układam na tacy same smakołyki i zabieram je na górę. Na palcach zakradam się do sypialni, a następnie szczelnie zamykam za sobą drzwi. Podchodzę do łóżka. Mój ukochany nie ruszył się nawet o milimetr. Odkładam tacę na stół i jak na skrzydłach lecę do mojej trusi. Kładę się obok niego i wpatruję jak zahipnotyzowany w to spokojne oblicze.
- Jesteś piękny.
Eli reaguje na mój głos. Przeciąga się i kładzie na plecy. Zsuwa z siebie kołdrę, dzięki czemu dokładnie widzę jego zaokrąglony brzuszek.
- Cześć, synku – szepczę do maleństwa. – Tatuś bardzo cię kocha. Kiedy się już urodzisz pokażę ci tyle fajnych rzeczy. Będziemy chodzić na spacery i robić babki z piasku. Nauczę cię jeździć na rowerze. Masz ochotę? Znaczy wiesz, nie teraz, tylko jak już będziesz nieco starszy. Jednak zanim to nastąpi to siedź w brzuszku jak najdłużej… No, może nie bardzo długo, bo marzę o tym, aby cię przytulić. Będzie ci z nami dobrze, zobaczysz. – Odsuwam piżamę Eli nieco do góry, by móc pocałować naszą kruszynkę. – Kocham cię najbardziej na świecie. I kocham Eli. Szepnij mu o mnie jakieś miłe słówko, dobrze? Ja wiem, że on mnie kocha, ale nie chce tego przyznać. Obiecuję, że będę się o was troszczyć. Jesteście moimi najcenniejszymi skarbami. Ty i on. Zwłaszcza on, bo dał mi drugą szansę, na którą nie zasłużyłem. I da mi ciebie. Mam nadzieję, że kiedy się urodzisz, to będziesz się opiekować Eli razem ze mną i…
- Max? – Fiołkowooki unosi powieki. – Co robisz? – pyta, zasłaniając oczy przed rażącym go słońcem.
- Rozmawiam z naszym dzieckiem.
- O czym?
- Nie powiem. – Przytulam się policzkiem do jego brzucha, by być bliżej maleństwa. – To sekret – dodaję konspiracyjnie, muskając ustami aksamitną skórę.
- Sekret? – Dłoń Eli tonie w moich włosach.
- Kocham cię, dzidziusiu. I ciebie, mój przyszły… – Chciałem dodać „mężu”, lecz w tej samej chwili dłoń Eli zamiera.
- Ojej… – Z ust mojego ukochanego wydobywa się cichy jęk.
- Skarbie? – Z przerażeniem odkrywam, że Króliczek zaczyna płakać. – Eli, co się stało?! Źle się czujesz?!
- Max… – Nastolatek chowa twarz w dłoniach, by po chwili rzucić mi się na szyję.
- Proszę, powiedz mi co się dzieje – nalegam, pełen najgorszych myśli. Sam już nie wiem, czy pędzić do szpitala, czy też jakoś go uspokoić.
- Dziecko reaguje na twój głos – chlipie mój mały artysta. – Ono… Ono się rusza!
- Rusza się? Kopie cię? – Spoglądam z nadzieją na ukochanego.
- Już przedtem wydawało mi się, że dzidziuś zachowuje się inaczej, ale nic nie mówiłem, bo nie byłem pewny. Jednak teraz… Poczułem, jak to robi! –  Króliczek ponownie zalewa się łzami.
Potrzebuję kilku dłuższych chwil, by zapanować nad łkającym ciężarny. Układam chłopaka na poduszkach i mocno obejmuję. Eli splata nasze palce i dociska je do swojego brzucha. Na zmianę śmieje się i płacze. Nie sądziłem, że zareaguje tak emocjonalnie.
- Dobrze się czujesz, najdroższy? Mam zadzwonić do lekarza?
- Nie. Po prostu dzidziuś mnie zaskoczył i nie mogę dojść do siebie. Po tylu tygodniach czekania na jakiś znak…
- Bolało? – Dopytuję. – Kocham nasze dziecko, ale nie chcę, by sprawiało ci ból. Jesteś taki wrażliwy i delikatny.
- Max, przecież to normalne. Prędzej czy później każde dziecko to robi. Wiedziałem, że ono we mnie jest, ale kiedy się poruszyło, to… – Po brzoskwiniowych policzkach ponownie spływają łzy.
- Nie płacz, bo łamiesz mi serce – ostrzegam blondyna, scałowując mokre ślady.
- Daj rękę. Tak bym chciał, abyś to poczuł. – Z prawdziwym namaszczeniem ponownie przykładam dłoń do jego brzucha, lecz nic się nie dzieje. – Dzidziuś zrobił się nieśmiały. Musimy chwilę poczekać.
- Poczekamy, tylko nie płacz więcej.
- Tak bardzo was kocham – szepcze Eli, wtulając się we mnie. Gładzę go po brzuchu, a potem po włosach, aby się zrelaksował. Wydarzenia dzisiejszego poranka sprawiają, że Króliczek czuje się zmęczony. Pociąga nosem, zamyka oczy i zasypia, traktując mnie jako swoją poduszkę.
Moje serce już od kilkunastu minut działa na pełnych obrotach. Czy on ma świadomość tego, co przed chwilą powiedział? Z pewnością miał na myśli dziecko. Dziecko i mnie. Wyraźnie słyszałem „kocham was”. Chciałbym go o to zapytać, lecz z drugiej strony trochę się boję. Obiecałem, że poczekam. Eli też nie jest łatwo. Jeszcze nie tak dawno temu prosił, abym nie bawił się jego uczuciami. Tylko jak mam usiedzieć w miejscu w chwili, w której wyznał mi miłość? Czekałem. Tak długo na to czekałem, a teraz on sobie śpi, a ja zostałem sam ze swoimi myślami i solidnie podniesionym ciśnieniem.
Po czterdziestu minutach blondyn ponownie się budzi. Tym razem jego twarz rozświetlona zostaje przez najbardziej uroczy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałem. Ja także się do niego uśmiecham. Eli wpatruje się we mnie przez dłuższą chwilę, a następnie unosi głowę i przymyka powieki, żądając pocałunku. Czuję przyjemne mrowienie, gdy nasze usta ledwo się o siebie ocierają. Króliczkowi nie o to chodziło, bo przesuwa dłoń na mój kark, abym był bliżej. Z przyjemnością spełniam jego zachciankę, pogłębiając pocałunek. Zostaję nagrodzony słodkim pomrukiem, który działa niczym balsam na skołatane nerwy. Po chwili nawet to przestaje mu wystarczać. Pewnie chwyta mnie za nadgarstki i nakierowuje moje dłonie. Chce, abym go dotykał. Przesuwam opuszkami po jego żebrach. Eli mimowolnie się uśmiecha, lecz nie przerywa pocałunku. Pragnie mnie równie mocno, jak ja pragnę jego. Postanawiam więc pozbawić ubrań to ponętne ciało i… Gdy pod palcami czuję jego odstający brzuch wpadam w panikę. Dziecko się rusza. Słyszy mnie. Wie o czym rozmawiamy. Krępuję się. Nie możemy się kochać przy dzidziusiu! Delikatnie cofam ręce i odsuwam się od nastolatka.
- Dlaczego przestałeś? – Pyta, unosząc ociężałe powieki.
- Skarbie…  – Jak mam mu to wytłumaczyć? Obrazi się, gdy wspomnę o dziecku. – W domu jest pełno obcych ludzi – zwalam winę na robotników. – No i nie jadłeś jeszcze śniadania.
- Nie chcę śniadania. Wolę ciebie. – Blondyn okazuje mi swoje niezadowolenie marszcząc jasne brwi.  
- Specjalnie dla ciebie pojechałem do cukierni po słodkie rogaliki – kuszę go.
- Od pani Gertrudy?
- Nie – śmieję się. – Daleko im do zdrowej żywności. Mówimy o grubej warstwie lukru i skórce pomarańczowej.
Eli zaczyna burczeć w brzuchu. To podłe z mojej strony, że wykorzystuję jego słabości, lecz nie mam innego wyjścia. Nie będę deprawować własnego syna! Jest za malutki, aby zrozumieć, że miłość to bardziej złożone uczucie, które polega nie tylko na drobnych czułościach, lecz także aspekcie fizycznym. I chociaż uwielbiam kochać się z Eli, to nie wyobrażam sobie, abym mógł się przemóc i dotykać go tak, jak jeszcze wczoraj. Jak miałbym to potem wytłumaczyć dziecku? Zwłaszcza, że maluchy zawsze o wszystko pytają!
- Skosztujesz? – Uciekam z łóżka, by przynieść tacę z jedzeniem. Cukier odwróci jego uwagę. Chłopak cicho wzdycha. Nic nie mówi. Tym razem mi się upiekło. – Proszę – podaję mu szklankę ulubionego soku.
- Dziękuję.
- Rozmawiałem z tatą. Po południu przyjedzie jego znajomy. Obejrzy ogród. Chyba jeszcze za wcześnie na przycinanie drzew, ale za to trawa zostanie skoszona. No i może zrobi trochę miejsca na huśtawkę i hamak. – Plotę jakieś głupoty by zyskać na czasie i uwolnić się spod wpływu króliczych czarów. – Jedz – podtykam Eli rogalika.
- Pyszny!
Eli cieszy się całym sobą. Jego oczy. Mam wrażenie, że świecą jaśniej niż słońce.
- Dziękuję, Max. Jesteś taki kochany.
Nie wytrzymam! Po prostu nie wytrzymam! Zaciskam dłonie na pościeli, by się na niego nie rzucić. Nie mogę z nim zostać sam na sam. Zbyt wiele uczuć wypływa z tego małego ciałka. Najpierw dziecko dało o sobie znać. Potem to wyznanie.
- Naprawdę tak uważasz, czy tylko się ze mną drażnisz? – Wykorzystuję okazję i łapie go za słowo.
- Ja… – Eli mocno się rumieni. Napięcie między nami wzrasta z każdą sekundą.
- Śmiało, powiedz to – ponaglam go.
- Max, rozmawialiśmy już o tym. To nie fair – spuszcza głowę.
- Naprawdę? – Wyciągam rękę i unoszę jego brodę, by ponownie spojrzał mi prosto w oczy. – Uważasz, że po urodzeniu dziecka coś się zmieni? No dobrze, powiem ci jak to wygląda z mojej perspektywy. Kocham cię ponad wszystko. Kiedy urodzisz nasze maleństwo, to chyba zwariuję z nadmiaru miłości.
- Nie mów tak.
- Będę się o ciebie troszczyć, rozpieszczać i spełniać wszystkie zachcianki. Jesteś jedyną osobą na świecie, dla której zrobiłbym wszystko. Uwielbiam spędzać z tobą czas, patrzeć jak rysujesz, jak zajmujesz się domem, jak śpisz. Uwielbiam cię dotykać, karmić, rozśmieszać. Nawet kiedy się na mnie złościsz, robisz to w taki sposób, że nie umiem oderwać od ciebie wzroku. Uwielbiam w tobie wszystko. Marzyłem o tobie. Tak długo czekałem. Straciłem nadzieję, że się pojawisz, dlatego chciałem wypełnić pustkę dzieckiem – otwieram przez Eli swoje serce. – Nie przypuszczałem… Nawet w najśmielszych snach nie sądziłem, że…
- Kocham cię, Max! Bardzo! – Eli po raz kolejny zalewa się łzami.
- Chodź do mnie. – Odkopuję mojego Króliczka z pościeli i sadzam na swoich kolanach. – Mój piękny – dotykam jego twarzy. – Nie mogę znieść, gdy tak robisz – staram się go pocieszyć. – Czuję się bezsilny.
- Ale to ze szczęścia! – tłumaczy mi, ciasno obejmując.
- Nie zmienia to faktu, że oficjalnie wyczerpałeś limit łez na najbliższe lata, jasne?
- To hormony – mamrocze w moją klatkę piersiową. – Przed ciążą to mi się prawie nigdy nie zdarzało.
- Mój skarbie… Dziękuję, że jesteś i że mnie kochasz. Będę najlepszym mężem i ojcem. Zobaczysz.
- Już jesteś najlepszy. Najbardziej czuły i troskliwy. Tak mi z tobą dobrze.
- A będzie tylko lepiej, obiecuję.
- Wiem. Ufam ci. Jesteś dla mnie taki dobry. I dzidziuś… Nie masz pojęcia, jak bardzo cię kocha.
- Ja was kocham jeszcze bardziej.
- To chyba niemożliwe – Króliczek przekomarza się ze mną.
- Znowu prawie nic nie zjadłeś – przypominam mu o śniadaniu, które porzucił.
- Zjadłem rogalika.
- Jednego… Skarbie, tak nie wolno. Powinieneś zjeść znacznie więcej.
- Teraz nie mogę. Czuję się taki pełen emocji.
- Martwię się, kiedy nie jesz.
- Max, tłumaczyłem ci to setki razy. Dla mnie to są duże porcje. Naprawdę duże.
Z niedowierzaniem zerkam na talerz, gdzie własnoręcznie ułożyłem rogalikową piramidkę. Celowo sięgam po jedno z ciastek, by bliżej mu się przyjrzeć. Ile może ważyć? Czy on serio mógł się tym najeść? Wgryzam się w to słodkie, idealnie upieczone i bardzo sycące cukiernicze cudeńko. No dobrze, przyznaję, że sam miałbym problem, by sięgnąć po drugiego rogalika. Oblizuję palce z lukru, czując na sobie wygłodniałe spojrzenie ukochanego.
- Nie – od razu pozbawiam go złudzeń. – W domu jest pełno obcych, a za chwilę przyjedzie ogrodnik.  
- To ich poprosimy, aby chwileczkę poczekali. Max! – skomle, gdy zostaje posadzony na łóżku.
- Wieczorem.
Oczywiście nie powiem mu prawdy, że do tego czasu zamierzam go zmęczyć, aby szybko poszedł spać. Nie będziemy się kochać aż do porodu i kropka!
Popołudnie upływa nam w miarę spokojnie. Eli używa swojego uroku osobistego i wymaga, abym odkopał torby z jego farbami, które nadal tkwią w samochodzie. Z przyjemnością spełniam jego prośbę. Po pierwsze, koncentrując uwagę na farbach, nie rozmawia z robotnikami, a po drugie… No cóż, liczę na to, że dzięki zaangażowaniu w malowanie, będzie skonany. Zamierzam go dopingować, by się nie spieszył i ozdobił ściany pokoju dziecięcego tak jak mu się podoba. Ściana to kilkumetrowe płótno. Jeśli naprawdę zamierza namalować karuzelę, przez co najmniej tydzień będzie tym zaabsorbowany. Do tego dojdą zakupy, urządzanie domu. No i April ma wpaść z wizytą. Będzie się dużo działo. To dobrze.
Ogrodnik przyjeżdża około piętnastej. Towarzyszy mu syn, z którym zwykle współpracuje oraz mój ojciec.
- Pan Ford! – Uradowany Eli cieszy się z wizyty staruszka.
- Pan Ford? – Ojciec nie ukrywa, że jest mu przykro, słysząc te słowa. – Miałeś do mnie mówić „tato”. Zapomniałeś?
- Przepraszam, tato – blondyn od razu się poprawia.
- Jak się czujesz? Max dobrze cię traktuje? Pilnuje, żebyś odpoczywał? – Peter Ford koncentruje całą swoją uwagę na przyszłym zięciu. – Pamiętaj, że mama i ja zawsze i we wszystkim ci pomożemy. A jeśli ten nicpoń coś ci zrobi, to…
- Tato, nie uwierzysz. Poczułem, jak dziecko się rusza! – Uszczęśliwiony Eli od razu przekazuje staruszkowi dobrą wiadomość.
- Naprawdę?! Eli, to wspaniała sprawa! Musimy powiedzieć Pameli! Ucieszy się!
Obserwowanie ojca, który pełen wzruszenia streszcza mamie całe zajście przez telefon jest godne uwiecznienia na kilku zdjęciach, które pospiesznie pstrykam. Mama, zgodnie z przewidywaniami, zaczyna głośno płakać. Koniecznie chce się z nami spotkać, dlatego proponuję rodzicom, by wieczorem zjedli z nami kolację. Nie mam pojęcia, czy zdołałem się przebić ze swoją propozycją. Wokół nas panuje spory zamęt. Ogrodnik kosi trawę, budowlańcy stawiają kolejne ściany. Szlochy, krzyki… Rodzina, stajemy się prawdziwą rodziną…
- Z czego się tak szczerzysz całe popołudnie, co? – Czujny „prawie” dziadek atakuje mnie swoim pytaniem w chwili, gdy ogrodnik porywa mojego ukochanego, aby skonsultować z nim przyszłość ogrodu.
- Z niczego – odpowiadam wymijająco, podążając wzrokiem za Króliczkiem.
- Nie kłam. Przecież widzę. I nie zwalaj tego na dziecko – z góry uprzedza wymówkę, którą zamierzałem go uciszyć.
- Eli powiedział, że mnie kocha – chwalę się, pękając z dumy.
- To żadna nowość – prycha niedźwiedź, wkładając ręce do kieszeni spodni. – Nie wiedziałeś?! – Dodaje po chwili, widząc zdziwienie malujące się na mojej twarzy.
- Może wiedziałem, a może nie – urażony odwracam wzrok, by dalej przyglądać cię ciężarnemu. – Nigdy mi tego nie powiedział. Aż do dzisiaj.
- Bo jest szczęśliwy. Spójrz na niego. Wreszcie rozkwita. Cieszy się ciążą. Cieszy miłością. Po tych wszystkich przykrych przeżyciach wreszcie i dla niego zaświeciło słońce.
- Bardzo go kocham… – dukam cicho, bo mówienie o uczuciach w obecności ojca nie przychodzi mi łatwo.
- A on kocha ciebie. Wszystko dobrze się układa. Ciesz się tym. – Tata klepie mnie po ramieniu, okazując swoje wsparcie. – W ramach wdzięczności możecie nazwać dziecko Peter.
- To może być też córka – odgryzam mu się.
- Pamela też nieźle brzmi – puszcza do mnie oko.
- Twoje żarty mnie nie bawią!
- Wybraliście już imiona?
- Nie – odpowiadam zgodnie z prawdą. – Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy.
- Moje typy już znasz. Przekonaj Eli. Może się zgodzi – mężczyzna zaczyna się szczerze śmiać. – Zdecydowałeś już co robimy z tymi chaszczami? – Woła do Eli, zostawiając mnie samego.
Peter Junior? Hmm…

***

Szczęśliwego Nowego Roku :) 
Moje Gąski wybawione? Mam nadzieję, że odrobina słodyczy ze strony Maxa i Eli ukoi kaca po wczorajszych szaleństwach. 
Przed nami kolejny rok. Tyle możliwości. Tyle planów. Bierzmy się do pracy!

Wasz Kitsune