wtorek, 27 sierpnia 2019

mpreg 75

„Bezsenne Noce


Przez większość nocy rzucam się z boku na bok, nie umiejąc znaleźć sobie wygodnej pozycji. Śni mi się konfrontacja z ojcem. Raz nasza rozmowa przebiega dość pomyślnie, a po chwili tracę Eli. Tata zagarnia go do siebie, zamykając mi przy tym drzwi przed nosem. Kilka minut przed siódmą rano decyduję, że mam już dosyć takiego „spania”. Rozpoczynam więc dzień od bólu głowy. Chcę go rozproszyć słodkim pocałunkiem ukochanego, lecz łóżko okazuje się puste.
- Gdzie się podziałeś o tak wczesnej porze? – mamroczę pod nosem, wygrzebując się z pościeli.
Poszukiwania rozpoczynam od łazienki. Po drodze zauważam, że pracowita mróweczka zdążyła zapełnić kilka półek albumami, które mu sprezentowałem. Akurat dzisiaj mógł pospać dłużej. Potrzebuję go.
Po przeszukaniu piętra, schodzę do kuchni. Zapach świeżo zaparzonej kawy przyjemnie drażni moje zmysły.
- Kochanie? – wołam, coraz bardziej zdenerwowany.
- Jestem w salonie – odpowiada.
- A czemu nie w łóżku? – pytam, podążając za jego głosem.
Przekraczając próg salonu przecieram oczy ze zdziwienia.
- Chyba zabłądziłem…
- Nie zabłądziłeś – Eli zaczyna chichotać. – Trochę tu posprzątałem.
- Trochę? – Wciąż nie mogę uwierzyć, że nasz salon przeszedł tak drastyczną metamorfozę w zaledwie kilka godzin. – Gdyby nie twoje obrazy, to pomyślałbym, że jestem w obcym domu. Jak tego dokonałeś?
- Mówiłeś, że mam przejrzeć zawartość kartonów. Wstałem wcześnie i tak jakoś wyszło…  – Króliczek beztrosko wzrusza ramionami. – Podoba ci się?
- Bardzo – doceniam jego ciężką pracę.
- Na ciebie też czeka małe zadanie. Trzeba przesunąć sofę.
- Nie ma problemu – jestem od razu gotowy do pracy.
- Nie teraz – Eli podchodzi bliżej mnie, po czym wspina się na palce. – Najpierw mnie pocałujesz – decyduje.
- Powinienem się ogolić i umyć zęby.
- Tak? – Nastolatek przytula się do mnie, głuchy na moje argumenty.
- Skarbie… – Zdradliwe ramiona oplatają smukłe ciało niczym bluszcz. – Twoja obecność działa kojąco na moje zszargane nerwy.
- Biedactwo… – Eli okazuje mi współczucie, gładząc dłonią po twarzy. – Kawa z pewnością poprawi ci humor. Masz ochotę?
- Mam ochotę zabrać cię z powrotem do łóżka. Rozebrać… – przesuwam wzrokiem po ubraniach, które na sobie ma. – Niepotrzebnie się ubierałeś – unoszę ukochanego, który natychmiast to wykorzystuje, zarzucając mi ręce na szyj i przytulając się do mnie.
- Nie z tego, Max. Idziemy do twoich rodziców, pamiętasz?
- Nie chcę tego pamiętać – opadam na miękką sofę zadowolony, że mam Eli tak blisko. Wykorzystuję okazję i zaczynam pieścić jego nagie plecy, zakradając się palcami pod bawełniany T-shirt. Eli wcale nie jest mi dłużny. Przymyka powieki i prowokuje delikatny pocałunek, lekko muskając moje wargi swoimi. Mruczy przy tym zmysłowo zadowolony, że wreszcie osiągnął swój cel.
- Zjesz ze mną śniadanie? – udaje niewiniątko, nie przestając mnie całować.
- Zjem ciebie, bo jesteś słodki – szepczę, próbując ściągnąć z niego zbędne odzienie.
- Nie rób tak – ciężarny wykazuje się sporym refleksem. Łapie mnie za nadgarstki i nie pozwala kontynuować. – Mamy inne plany.
- Króliczku, nie bądź taki… Obiecuję, że nie pożałujesz – kuszę go, licząc na to, że rozniecę płomień pożądania w jego wnętrzu.
- Dziecko jest głodne – oświadcza blondyn, kończąc tym samym moje erotyczne podboje. Potrzeby małego bąbelka są na pierwszym planie. Obydwaj doskonale o tym wiemy.
Siedzę przy kuchennym stole, rozkoszując się smakiem gorzkiej kawy. Jej bogaty aromat oraz intensywny smak przegania resztki snu. Co prawda wolałbym, by ten poranek zaczął się w przyjemniejszy sposób, ale skoro Eli nie chce się kochać, muszę uszanować jego decyzję. Jeść chyba też nie chce, bo przygotował sobie miniaturową porcję owsianki z owocami z puszki. Ich widok przypomina mi o tym, że powinienem jak najszybciej odzyskać samochód i wybrać się na zakupy.
- Od razu lepiej, prawda? – zwraca się do dziecka, czule obejmując brzuszek.
- Nie powiesz mi, że dziecko najadło się tak malutką porcją – prycham. Jego dziwne zwyczaje żywieniowe od samego początku mocno podnoszą mi ciśnienie.
- Max, znowu zaczynasz? To nie moja wina, że nie jestem w stanie zjeść więcej.
- Nie o to mi chodzi – od razu spuszczam z tonu. – Jeszcze chwilę i dzidziuś będzie z nami, a nic po tobie nie widać!
- Jak to nie widać? – nastolatek gniewnie nadyma usta.
- No nie widać – wykłócam się. – Jesteś bardzo chudy.
- Przytyłem prawie sześć kilo.
- Niemożliwe!
- Ach tak? – Eli wstaje z krzesła. – Teraz lepiej widzisz? – ustawia się bokiem. Z tej perspektywy rzeczywiście jest dosyć mocno zaokrąglony.
- Nic z tego nie rozumiem. Kiedy cię dotykam, wydajesz mi się taki drobny, a teraz… – wymachuję rękami, nie wiedząc, jak dobrać odpowiednie słowa. – Zaskoczyłeś mnie. Masz taki śliczny brzuszek i…
- Max! – Króliczek zaczyna się wesoło śmiać. – Przy tobie każdy wydaje się drobny. Jesteś wysoki. Uprawiasz sport – wylicza. – Tymczasem ja… Zawsze tak wyglądałem. Do tego schudłem na początku ciąży, co czasami się zdarza – złotowłosy dyplomatycznie kończy temat, zaczynając sprzątać naczynia ze stołu.
- Moim zdaniem jesteś idealny – znienacka obejmuję go od tyłu ramionami. – Najpiękniejszy na świecie.
- Najpierw odwiedzimy twoich rodziców – przypomina mi o przykrych obowiązkach. – A potem… – obraca się w moich ramionach i wpija prosto w usta, obdarzając gorącym, namiętnym pocałunkiem. – Potem będę tylko twój. Przez długie, długie godziny…
- Króliczku… – jęczę z frustracji.
- Nie martw się. Znajdę ci jakieś zajęcie, abyś mógł się skupić na czymś pożytecznym – chichocze złośliwie.
Mój ukochany nie żartował. Po śniadaniu od razu zagnał mnie do pracy, każąc przestawiać, skręcać i przenosić cięższe meble. Dzięki naszym wspólnym staraniom do jedenastej salon oraz kuchnia przestały straszyć i stały się „zasiedlone”.
- Nie wiem jak to robisz, ale otoczenie zmienia się z minuty na minutę – chwalę Eli, który odpoczywa na wielkiej sofie.
- Doprowadzenie wszystkiego do porządku potrwa co najmniej trzy dni. Potem chciałbym się zająć malowaniem ścian w pokoju dziecięcym.
- Zdecydowałeś już, co to będzie?
- Jeszcze nie. – Chłopak uśmiecha się w bardzo specyficzny sposób. Myśli o naszym maleństwie. Siadam obok niego i nieśmiało dotykam brzucha. – Zawieziesz mnie do sklepu z farbami?
- Zrobię co tylko zechcesz – zapewniam go. – Możesz mnie uznać za swojego osobistego niewolnika i wykorzystywać bez przeszkód.
- Idź się umyć, bo się spóźnimy.
- Chodź ze mną – proszę, licząc na to, że się złamie i ustąpi.
- Nie –  Eli groźnie marszczy brwi.
- Dobrze, już dobrze – oddalam się na piętro, rozumiejąc jego aluzje.
Przed południem wychodzimy z domu. Wierzyć mi się nie chce, że minęło zaledwie kilka dni od chwili, w której przeniosłem Eli przez próg. Kilkadziesiąt godzin wystarczyło, aby nasza relacja uległa całkowitej zmianie. Staliśmy się sobie bliżsi. Planujemy przyszłość. Nie jest ona pisana patykiem na wodzie. Zaręczyny i ślub to poważna sprawa. Wystarczy więc, że rodzice zaakceptują ten stan rzeczy, a wszyscy będą szczęśliwi.
- Denerwujesz się? – Eli przygląda mi się uważnie, gdy korzystamy z tajnego przejścia w płocie, by nie naddawać drogi.
- Nie – kłamię, odsuwając poluzowane elementy ogrodzenia, by Króliczek mógł przejść. – A ty się denerwujesz? – odwracam sytuację, by poznać jego myśli.
- Nie. Stres szkodzi dziecku.
Odpowiedź ukochanego nieco mnie otrzeźwia. Eli jest bardzo wrażliwy. Nie chcę, by odbiła się na nim moja psychoza. Jeszcze pomyśli, że to z jego winy boję się konfrontacji z własnym ojcem. By odwrócić jego uwagę, zmieniam temat na bardziej ogólny. Mianowicie proponuję wycieczkę do wielkiego centrum handlowego, abyśmy mogli uzupełnić braki w wyposażeniu naszego gniazdka. Pochłonięci szczegółami wyprawy nawet nie zauważamy, gdy  zatrzymujemy się przed drzwiami, które mama szeroko dla nas otwiera.
- Nareszcie jesteście! Tak się martwiłam! – Te słowa skierowane są głównie do Eli. W tej bajce przydzielono mi rolę złego wilka, który tylko czeka, by rozszarpać malutką trusię…
- Nic mu nie jest – cedzę przez zęby. – Nie doznał uszczerbku na zdrowiu, gdy był pod moją opieką.
- To się jeszcze okaże… – z wnętrza domu rozlega się donośny głos ojca. Czuję nieprzyjemne dreszcze. – Jak się czujesz, mój drogi? – Niedźwiedź postanawia ruszyć się ze swojego fotela, by osobiście dokonać inspekcji.
- Dobrze, proszę pana – odpowiada Eli, śmiało kierując się w stronę salonu.
- Mam podać szkło powiększające? – drwię, widząc skanujący wzrok ojca, którym bada, czy na ciele nastolatka nie pojawiło się choćby draśnięcie.
- Widziałem cię w akcji, więc wolę dmuchać na zimne – tata ostro kontratakuje. – Może coś zjesz? – zwraca się do Eli. – Kupiłem twoje ulubione mango. Jest wyjątkowo słodkie.
- W takim razie bardzo chętnie – odzywa się blondyn.
Atmosfera w salonie gęstnieje. Tata karmi Eli owocami, wypytując o wnuka. W zamian za to uzyskuje pozwolenie, by dotknąć brzucha. Króliczek nie lubi takiego spoufalania. Jest bardzo nieufny. Jednak osobisty obrońca od zawsze ma specjalne prawa.
- Chyba trochę urosłeś! Pamelo, widziałaś, jaki się zrobił okrąglutki? Dziadek bardzo cię kocha i zadba, by niczego ci nie brakowało. – Mam wrażenie, że żyłka mi pęknie. Kto by pomyślał, że nawet o własnego ojca będę zazdrosny… – Jutro też dostaniesz mango. Zamówiłem całą skrzynkę, specjalnie dla ciebie.
- Bardzo dziękujemy – Eli uśmiecha się promiennie, owijając sobie seniora Forda wokół małego palca.
- Och ty! – Tata czerwieni się jak młoda panienka.
- Musimy porozmawiać! – Wkraczam do akcji, zanim na serio nie dostanę ataku serca.
Chwilę później siedzę na sofie obok Eli. Bazyliszkowaty wzrok ojca sprawia, że nie mam pojęcia od czego zacząć. On może liczyć na wsparcie mamy, ale ja… Jestem zupełnie sam. W dodatku odpowiadam nie tylko za siebie, ale i za moje najukochańsze skarby.
- No więc? O czym chcesz z nami rozmawiać? – Peter Ford celowo dolewa oliwy do ognia, bawiąc się moim kosztem.
- Ja… To znaczy my… – jąkam się. Nie wiem, czy najpierw powiedzieć rodzicom o zaręczynach, czy może lepiej zacząć od wyprowadzki.
- Tak? – Mój przeciwnik perfekcyjnie gra swoją rolę, czekając na dalszy rozwój wypadków.
Gdy wydaje mi się, że zemdleję ze stresu, Eli bez uprzedzenia kładzie swoją lewą dłoń na mojej, dodając mi w tej sposób otuchy.
„Max, czy ty do reszty oszalałeś?!” – rugam samego siebie. „Jesteś dorosłym facetem. Podjąłeś życiowe decyzje. Po prostu podziel się nimi z bliskimi!”
- Poprosiłem Eli o rękę – przełamuję ciszę. Wypowiadane przeze mnie słowa brzmią pewnie i spokojnie. Idzie mi lepiej, niż się spodziewałem. – Zgodził się – uśmiecham się dumny z siebie, wskazując na diamentową obrączkę.
- Naprawdę?! – Oczy mamy zachodzą łzami. – Kochanie, tak się cieszę!
- Poczekaj, Pamelo – tata powstrzymuje euforyczny wybuch swojej małżonki. – Najpierw chcę poznać wersję Eli – wskazuje na mojego narzeczonego. – Poprosił cię o rękę, czy zmusił, abyś się zgodził? Przysięgam, że złamię mu kark, jeśli posunął się do szantażu!
- Nie ma takiej potrzeby, proszę pana. Max zrobił mi niespodziankę. Zupełnie się tego nie spodziewałem. Przyjąłem jego oświadczyny, bo obiecał, że będzie dobrym mężem i ojcem. – Tym razem Eli uśmiecha się wyłącznie do mnie. Jego fiołkowe oczy promienieją. Jest szczęśliwy.
- Mam nadzieję – prycha niedźwiedź. Nie wygląda na przekonanego. – Kiedy ślub?
- W grudniu – dzielę się z najbliższymi kolejną, ważną informacją.
- W grudniu? A czemu nie teraz? – pyta przejęta mama, nadal walcząc z niechcianymi łzami.
- To nasza wspólna decyzja. Prosimy, abyście ją uszanowali. Chcemy skończyć urządzanie domu oraz nacieszyć się ciążą, prawda kochanie? – zwracam się do narzeczonego.
- Dom? – Pani koordynator od razu wykazuje się refleksem.
- Będziemy sąsiadami! – Tym razem to ja udaję sztuczny entuzjazm. – Zajmiesz się organizacją naszego wesela?
- Z przyjemnością! – Mama zaczyna szlochać. – Zrobię to pod warunkiem, że Eli będzie nas traktował jak prawdziwych rodziców i zacznie się do nas zwracać „mamo” i „tato”. Zgadzasz się, skarbeczku?
- To bardzo dobry pomysł, Pamelo – wtrąca się ojciec. – Zawsze marzyliśmy o kolejnym synu.
- Widzisz, wszystko dobrze się układa – szepczę do blondyna, obejmując go ramieniem.
Z racji tego, że mama na dziś wolniejszy dzień, a my zasypaliśmy rodziców gradem dobrych wiadomości, postanawiamy spędzić wspólnie popołudnie. Tata chce uczcić zaręczyny oraz „adopcję” nowego syna obiadem w restauracji, ale Elu woli zostać w domu. Udaje mu się nakłonić ojca do zmiany decyzji obiecując mu ugotowanie jego ulubionej zupy.
Gdy miłość mojego życia zajmuje się krojeniem warzyw, ja udaję się na górę, by spakować rzeczy. Kończę opróżniać szafę, wrzucając wszystko do wielkiej torby, by jak najszybciej uporać się z „przeprowadzką”. Przy okazji pakuję także ubrania Eli.
- Tutaj jesteś – zadowolony z siebie Peter Ford wkracza do niewielkiej sypialni. – A jaki pomocny… – komentuje, widząc efekt moich starań.
- Staram się, jak mogę – pozwalam sobie na drobną uszczypliwość.
- Właśnie widzę – mężczyzna zaczyna się śmiać. – Gdyby nie ja, nic by nie wyszło z twoich planów.
- Co masz na myśli? – pytam, nie kryjąc zainteresowania. Intuicja podpowiada mi, że będę tego żałować, ale męska duma rządzi się swoimi prawami.
- Chociażby zaręczyny.
- Nie było cię obok, gdy prosiłem Eli o rękę. Dlaczego uważasz, że masz w tym swój wkład?
- Bo gdyby nie ja i mój przebiegły plan, pewnie do teraz jedynie śliniłbyś się na jego widok, nie podejmując żadnego działania.
- Słucham?! – Stoję na środku pokoju w szeroko otwartymi oczami. Czy ja się nie przesłyszałem? O czym on do mnie mówi?
- Nie patrz tak, synu. Po prostu takie są fakty – mężczyzna układa dłonie na biodrach podkreślając, jaki jest zadufany w sobie. – Maksymalnie wykorzystałem okazję, która się pojawiła. Powinieneś mi za to podziękować.
- Nadal nie wiem o czym mówisz – dyszę ciężko, coraz bardziej zdenerwowany.
- Wierzyć mi się nie chce, że piszesz niezłe kryminały, a sam jesteś taki niedomyślny… No trudno – wzdycha ojciec, siadając na wolnym krześle. – Pamiętasz swoją wycieczkę do wydawnictwa?
- Nigdy jej nie zapomnę! Musiałem wszystko rzucić i w środku nocy szukać ciężarnego ukochanego na opustoszałym polu kempingowym! Jak ostatni kretyn powierzyłem go tobie, bo wydawało mi się, że pod twoją opieką będzie bezpieczny! – wyrzucam z siebie od dawna skrywany żal.
- I był bezpieczny – ojciec uśmiecha się beztrosko, ignorując moje argumenty. – Freddy o to zadbał.
- Freddy?! Oddałeś go pod opiekę mojemu największemu wrogowi! Bawi cię to?!  Przeżyłem piekło!
- Nie krzycz – upomina mnie. – Niepotrzebnie zdenerwujesz swojego chłopaka.
- To nie jest mój chłopak, a narzeczony, który wkrótce zostanie moim mężem!
- Musisz przyznać, że długo trwało, abyś poszedł po rozum do głowy. Mama już dawno przekreśliła twoje szanse, ale ja… Zawsze w ciebie wierzyłem, synku – tata udaje wzruszenie, nieudolnie naśladując wcześniejsze zachowanie swojej małżonki. – Masz szczęście, że tatuś od początku trzymał rękę na pulsie i zabawił się w Kupidyna.
- W Kupidyna? Ty? – Jaką on ma lichą pamięć. Wydaje mu się, że jest rzymskim bożkiem miłości? A o kłodach rzucanych pod nogi raczył zapomnieć... Typowe…
- Nie masz pojęcia jak ciężki było nakłonić Freddiego, by zabrał Eli na biwak.  Bał się, że przy tak niepewnej pogodzie Eli z pewnością się przeziębi, a ty go zabijesz.
- Miał rację. Byłem bardzo blisko – przytakuję.
- A potem zabrałeś chłopca do hotelu i od tamtej chwili byliście nierozłączni. – Niedźwiedź perfekcyjnie łączy fakty. Natomiast ja… Mam ochotę zakopać się z zażenowania pod ziemię. – Czy to był ten moment, w którym zdałeś sobie sprawę, jesteś do szaleństwa zakochany?
- Nie. Wiedziałem o tym znacznie wcześniej.
- Czyli wtedy tylko go uwiodłeś…
- Nie uwiodłem! – bronię się. – Od samego początku miałem wobec Eli poważne plany! Kupiłem dom w sekrecie i…
- W sekrecie? Dalej się łudzisz, że o niczym nie wiedziałem?
- Wiedziałeś?! – Tym razem to ja muszę usiąść, bo nogi odmawiają mi posłuszeństwa.
- Max, to mała miejscowość. Moi przyjaciele w urzędzie pomogli ci z formalnościami. Robotnicy, których zatrudniłeś…
- Rozumiem! – przerywam mu. – Już wszystko rozumiem! Wszędzie masz swoich szpiegów! Jesteś w stanie zajrzeć nawet pod naszą kołdrę.
- Bez przesady. Tak daleko bym się nie posunął. Szanuję prywatność Eli.
- No jasne. Eli zasługuje na prywatność, ale ja nie.
- Od początku wiedziałem, że Eli zasługuje na dużo więcej, ale ty byłeś uparty jak osioł. Mówiłem ci tysiące razy, że jest młodziutki i przestraszony. W dodatku ciąża... Wiedziałem, że marzysz o dziecku. Nie sądziłem jednak, że prawdziwy związek przerasta twoje możliwości. Nie masz pojęcia jak ciężko mi było stać z boku i patrzeć na twoje szaleństwa. Eli nie powie tego głośno, ale ja wiem, że czuje się samotny i opuszczony. Przy jego boku powinien stać prawdziwy facet! Ktoś, na kim będzie mógł się oprzeć. Tymczasem los zesłał mu ciebie – najbardziej niezdecydowanego i marudnego kawalera w okolicy! Nie wiesz nawet jakie to szczęście, że mama i ja przejęliśmy kontrolę nad sytuacją! Jeśli to teraz spieprzysz… Jeśli skrzywdzisz Eli, nigdy ci tego nie wybaczymy. Od samego początku traktujemy go jak syna. Nasz dom zawsze już będzie jego domem. Zapłacimy za jego studia…
- To nie będzie konieczne – przerywam ojcu. – Przecież wiesz, że mam pieniądze.
- Zaczynasz działać dopiero wtedy, gdy zmuszają cię do tego okoliczności – fuka na mnie ojciec. – Gdyby nie mój perfekcyjny, dopracowany w najmniejszych szczegółach plan działania, to pewnie dalej snułbyś się za nim jak cień, wzdychając i z oddali podziwiając jego urodę i zaradność.
- To nie do końca jest tak. Robię postępy – przyznaję nieco zawstydzony. – Postaraj się mnie zrozumieć. Wiadomość o ciąży spadła na mnie jak grom z jasnego nieba, a Eli… Jest taki młody… Bałem się. Nie chciałem zniszczyć mu życia. Dopiero później uzmysłowiłem sobie, że kocham go tak bardzo, że bez niego to wszystko nie ma sensu.
- Właśnie o tym mówię! – cieszy się ojciec. – Podziękuj i po sprawie.
- Tato, ja…
Czy on oszalał? Do czego doszło? Mam dziękować za to, że wysłał Eli z Freddym na biwak tylko po to, abym ruszył na ratunek mojej małej trusi?! Prawdą jest, że tamta noc wszystko między nami odmieniła. Narodziła się bliskość. Intymność. Odwaga, by wyznać miłość i być w końcu razem.
- Dziękuję, tato.

12 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. To 75 rozdział. I tak jest tego za dużo... :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Ale krótko i mało. Czuję niedosyt haha

      Usuń
    3. Napisałem 2 razy dłuższy rozdział niż ostatnio. Serio :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Kochany Lisku tego nigdy nie jest za dużo. Dla nas zawsze jest i będzie za mało... ��
      F :)

      Usuń
    5. Nieprawda. Zwykle macie dość, gdy ktoś umiera :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. Nie mogę uwierzyć, że pan Ford maczał w tym palce ! To jest po prostu szok, a jednak szczerzyłam się podczas gdy on opowiadał o swoim planie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pan Ford odgrywa wyjątkowo ważną rolę w tym opowiadaniu. Wychowuje Maxa :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. Mam pytanie. W którym miesiącu ciąży jest Eli?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę zerknąć do mojego pamiętniczka, gdzie mam spisane wszystkie niezwykle istotne fakty z życia Eli. Jak tylko ustalę, gdzie on jest (chętni do posprzątania w moim pokoju mogą się zgłaszać na maila :D), dam znać :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. Wow po prostu brak mi słów. Nie mogę się doczekać co będzie dalej. Życzę dużo weny i powodzenia w dalszym pisaniu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Wena ma się dobrze. Pytanie brzmi - co dalej? Co mam napisać?

      Twój Kitsune

      Usuń