„Bezsenne Noce"
Brutalnie zrzucam z
siebie obejmującego mnie mężczyznę. Nie zważam na jego senne protesty. Robię co
w mojej mocy, by jak najszybciej wydostać się z łóżka. Muszę dogonić Eli.
Wytłumaczyć, że to co zobaczył, nic nie znaczy. Do niczego nie doszło.
Zbyt gwałtowne
ruchy powodują, że kręci mi się w głowie. Ze wszystkich sił staram się utrzymać
równowagę. Mdli mnie i głowa mi pęka, ale to nieważne. Liczy się tylko to, by
wyjaśnić to głupie nieporozumienie. Widząc nas razem w łóżku, Króliczek z
pewnością wysnuł niewłaściwe wnioski.
Robię kilka kroków
i padam na podłogę.
Świetnie. Tylko
tego mi brakowało.
Udaje mi się
doczołgać do fotela. Wykorzystuję oparcie jako podporę i ponownie wstaję. Z
większą determinacją ruszam do przodu. Uderzam przy tym stopą o framugę.
Przeszywający ból sprawia, że robi mi się ciemno przed oczami. Klnę na głos,
lecz ani myślę by się zatrzymać.
Eli. Muszę znaleźć
Eli.
Pokonanie
kilkunastu metrów, jakie oddzielają sypialnię dla gości od kuchni już zawsze
będę wspominać jako niekończącą się torturę. Na szczęście moje starania zostają
nagrodzone widokiem narzeczonego, który odwrócony do mnie tyłem, przygotowuje
śniadanie.
- Skarbie… – Cały
drżę, wyciągając ręce w jego stronę. – To nie jest tak jak myślisz. Przysięgam!
- Przeszkadzasz mi
– Eli uwalnia się z niechcianego uścisku. – Twoi rodzice nie będą zadowoleni,
jeśli zobaczą cię w takim stanie.
Beznamiętny ton.
Zero kontaktu wzrokowego. Mój marchewkowy ukochany przypomina obecnie ziejący
chłodem sopel lodu.
- Eli… Proszę,
porozmawiaj ze mną. – Jestem gotowy błagać na kolanach, aby tylko zechciał mi
wybaczyć.
- Nie zamierzam.
Śmierdzisz wódką.
- Za dużo wypiłem.
Wiem. To wszystko moja wina. Jo dał mi do zrozumienia, że jestem stary i nadaję
się tylko do udzielania kredytów. Przyniósł wino, a ja wyciągnąłem ze spiżarni
inne butelki… Sytuacja wymknęła się spod kontroli – tłumaczę się nieco
chaotycznie.
Nic. Żadnej
reakcji. Mój wybranek jest na mnie zły i wcale się z tym nie kryje. Nie mam
pojęcia co zrobić. Jak go przeprosić? Co powiedzieć, aby udowodnić moją
niewinność?
- Wybacz mi. Nie
chciałem cię zranić – szepczę, pełen skruchy.
Małolat na kilka
długich sekund unosi wzrok i patrzy mi prosto w oczy.
- Odsuń się – ponownie
odpycha mnie od siebie. – Mam sporo pracy.
- Skarbie, ja wiem,
jak to wyglądało, lecz przysięgam, że do niczego nie doszło. Jo i ja wypiliśmy za
dużo. Pomogłem mu dojść do łóżka i… – Nie
pamiętam co było potem! Jak to się stało, że zasnęliśmy ciasno w siebie
wtuleni?!
Blondyn krzyżuje
ramiona na piersi, czekając na dalszą część mojej opowieści.
- Nie pamiętasz –
bezbłędnie czyta w moich myślach.
- To o niczym nie
świadczy. Nie spałem z Jo, jasne?! – Denerwuje się, bo boląca głowa utrudnia
trzeźwe myślenie. Brakuje mi argumentów, które chowają się przede mną w szarej
mgle. Ta sama mgła spowiła część wczorajszych wspomnień, które teraz są mi tak
bardzo potrzebne, by poskładać wszystko w całość. – Znaczy spałem, ale go nie
dotknąłem, rozumiesz?! Zero intymności! Ja go nie dotykałem! To on mnie
obejmował! Przyssał się do mnie jak wielki wąż! Cholerny boa-dusiciel!
- Nie waż się mówić
do mnie takim tonem. Denerwujesz dziecko. – Fiołkowe oczy Eli nabierają jeszcze
bardziej lodowatego wyrazu.
Króliczek ma rację.
Nie powinienem podnosić głosu.
Co teraz?! Co mam
zrobić?! Co powiedzieć?!
Za chwilę przyjadą
rodzice. Wystarczy jedno spojrzenie ojca, a będę miał przechlapane na całej
linii. A co, jeśli przekona on chłopka, aby wrócił do ich domu?! Eli jest
wściekły i mocno zraniony. Jeśli okaże się też mściwy, dopiecze mi do żywego,
ostentacyjnie rzucając się ojcu na szyję i prosząc go o pomoc.
Mrożące krew w
żyłach scenariusze mnożą się niczym grzyby po deszczu. Mam ochotę wyć z
bezsilności. Czuję się okropnie. Głowę rozsadza mi od środka. Po drodze do
kuchni boleśnie obiłem stopę. Na rychłe wybaczenie nie mam co liczyć. Nawet
dziecko zdenerwowałem. Za chwile zostanę znokautowany przez własnego ojca i w
taki oto sposób zakończę mój marny żywot.
- Masz – Króliczek
podtyka mi szklankę, w której znajduje się jakaś dziwnie pachnąca, zielona
substancja. – Wypij.
- Skarbie… –
Próbuję się obronić, bo na sam widok tego specyfiku, wykręca mi wnętrzności. –
Może później.
- Pij.
Rozkaz to rozkaz.
Jasnowłosy stawia na swoim. Wstrzymuję oddech i posłusznie opróżniam szklankę.
- Dobre? – Blondyn
nie kryje złośliwości.
- Pyszne – kłamię.
- Chcesz jeszcze?
- To zależy
wyłącznie od ciebie. Jesteś jedyną osobą na świecie, która może mnie poić
trucizną.
- To nie trucizna,
tylko specjalna mikstura na kaca. Niedługo poczujesz się lepiej.
- Żałujesz? – pytam
zaczepnie. – Jak niby miałbym poczuć się lepiej, skoro nie chcesz mi wybaczyć?
Eli nie jest zbyt
ekspresyjny. Nie wywoła awantury. Nie zacznie krzyczeć, płakać, nie rzuci się
na mnie z pięściami. Będzie milczał. A jego milczenie doprowadza mnie do szału!
- Weź prysznic,
dobrze ci radzę.
Króliczek znowu ode
mnie ucieka. Czuję ogromną potrzebę, aby go przytulić. Nie robię tego. Chwilę
temu dał mi jasno do zrozumienia, że drażni go zapach alkoholu. Biorę głęboki
wdech i pokonany udaje się do naszej sypialni.
Lodowata woda oraz
to zielone coś, do wypicia czego zostałem zmuszony, dość szybko stawiają mnie
na nogi. Ubieram jeansy i koszulę. Poprawiam włosy. Odbicie w lustrze nie jest
dla mnie zbyt łaskawe.
Po co mi to było?
Czy naprawdę muszę być aż tak zazdrosny i na każdym kroku udowadniać, że wcale
nie jestem starym piernikiem? Eli jest młody. Jo jest młody. Ja nie. No trudno.
Tak czasami się układa. Serce nie sługa. Mimo to wybrał mnie. To ja będę jego
mężem.
Spoglądam na pustą
szklankę, która stoi obok umywalki. Może nie wszystko stracone? Skoro zadał
sobie trud i przygotował to zielone paskudztwo, to chyba mnie kocha, prawda? Nie
zrobiłby tego, gdyby planował okrutną zemstę. Jego serce jest czyste i szczere.
Cała ta sytuacja ma
też plusy, których przedtem nie brałem pod uwagę. Mianowicie nie dałem się Jo.
Wytrzymałem ostre tempo, chociaż nie jestem typem, który upija się do
nieprzytomności. Poza tym wstałem z łóżka, umyłem się i ubrałem, a on? Będzie
spał do wieczora. No cóż, tak to jest, gdy rzuca się wyzwanie nieodpowiedniej
osobie. Dobrze, Max. Poszło ci bardzo, bardzo dobrze. Będzie jeszcze lepiej,
gdy wybłagasz przebaczenie.
Schodząc po
schodach słyszę rodziców, którzy wesoło witają się ze swoim ulubieńcem.
- Jak się czujesz,
kochanie? – Troskliwa mama ściska Króliczka, całując go przy tym w policzek.
- Dobrze –
odpowiada Eli. Ton jego głosu pozbawiony jest radości, która zwykle go
przepełnia. Skoro ja to słyszę, rodzice też zauważą.
- Na pewno?
Wydajesz się odrobinę blady. – Tak jak podejrzewałem, mama od razu wyłapuje
subtelną zmianę w zachowaniu ciężarnego.
- Ja wiem co
poprawi mu humor – wtrąca się ojciec. – Zobacz, co dla ciebie mam – wskazuje na
drewnianą skrzynię, wypełnioną warzywami. – Ekologiczne. Bez nawozów – zaznacza
od razu.
- Dziękuję, tato. –
Lekki uśmiech Eli sprawia, że Peter Ford rozpływa się ogrzany komplementem.
- Gdzie mam to
postawić, Pete? – Za plecami mojego ojca pojawia się wesoły niczym szczygiełek
Jo. W silnych dłoniach dumnie dzierży kolejną skrzynię. – Pam, świetna fryzura.
Wpatruję się w
młodego stolarza z niedowierzaniem. Ja wyglądam jak skacowana ofiara
przejechana przez walec drogowy, a on? Uśmiechnięty. Opalony. Pręży mięśnie i
nazywa mojego ojca „Pete”, a mamę „Pam”?!
- Do kuchni –
ordynuje „Pete”. – Mam nadzieje, że wybierzesz sobie coś pysznego na śniadanie,
skarbeczku – zwraca się do Króliczka.
- Zamiast tej
zieleniny wolałbym posmakować twojej sławnej jajecznicy, Pete. – Jo bierze ojca
pod włos. Nie mam pojęcia skąd wie, że niedźwiedź szczyci się swoją jajecznicą.
W każdym razie na reakcję tego drugiego wcale nie trzeba długo czekać.
- Z przyjemnością
mogę ją dla was przygotować, chłopcy.
- Więc mamy
prawdziwego farta, prawda Króliczku? – Jo szturcha Eli w bok. Fiołkowooki
mamrocze coś w odpowiedzi.
Wesolutki ojciec od
razu rzuca się w wir pracy. Odstawia skrzynie na blat, po czym odkręca wodę,
podwija rękawy i zaczyna myć ręce.
- Przywiozłem
wiejskie jajka i bekon – przechwala się. – Eli, nie masz nic przeciwko, prawda?
A może dla odmiany skusisz się na kawałek mięsa? Dziecku to z pewnością nie
zaszkodzi.
- Dziękuję, ale
nie. Za to chętnie popatrzę jak gotujesz, tato. Albo przygotuję sałatkę.
- Nie słuchaj go,
Pete. On do wszystkiego dodaje czekoladę. Powinieneś schować przed nim bekon. –
Jo próbuje ostrzec staruszka przed dziwnymi zwyczajami kulinarnymi swojego
przyjaciela.
- Sałatka z sosem
czekoladowym jest pyszna. – Tata już dawno docenił zdolności kulinarne
przyszłego zięcia. Odrobina czekolady nie jest mu obca.
Peter Ford to pewny
siebie, choć nieco niezdarny szef kuchni. Zyskuje wiernego pomocnika, który
uważnie obserwuje każdy jego ruch. Jest też mama, która rzuca ukradkowe
spojrzenia w kierunku ciężarnego. Eli i ja zostaliśmy wypchnięci na tyły, by
nakryć do stołu. Próbuję wykorzystać okazję, by przełamać barierę lodową, która
się między nami pojawiła. Najpierw nieśmiało sięgam po rękę zamyślonego Eli i
unoszę ją do ust. Ciężarny od razu reaguje i zabiera mi moją zdobyć, obdarzając
przy okazji chłodnym spojrzeniem.
- Od kiedy tata i
Jo tak dobrze się znają? – Przerywam ciszę miedzy nami, nakierowując rozmowę na
totalnie neutralny temat. – Wydają się sobie bardzo bliscy, a przecież to ich
pierwsze spotkanie.
- Zaprzyjaźnili się
kiedy leżałem w szpitalu. Jo dzwonił ze statku kilka razy dziennie. Jeśli
spałem, telefon odbierał tata. Nie odstępował mnie na krok. Właśnie tak się
poznali.
Historia, którą
właśnie usłyszałem, pogłębia poczucie winy. Czuję się tak, jakbym zjechał do
wnętrza ziemi super szybką windą tylko po to, aby ciężar moich win mocniej mnie
docisnął. Straszne uczucie.
Z wielkim trudem
przełykam każdy kęs ojcowskiej jajecznicy. Drażnią mnie zachwyty Jo. Drażni
mnie, że mamy w domu gości, których nie da się wystawić za drzwi. Muszę wykazać
się cierpliwością, by na spokojnie porozmawiać z Eli i spróbować się przed nim
wytłumaczyć. W głębi serca wiem, że mój Króliczek szczerze mnie kocha. Dzięki
temu dostanę szansę, aby naprawić to co zepsułem i udowodnić mu, że jest dla
mnie najważniejszy.
- Nie smakuje ci,
Max? – Młody stolarz odrobinkę się nade mną pastwi. Nie wiem, jak to zrobił, lecz
on z pewnością nie walczył z porannym kacem. A nawet jeśli jest inaczej,
świetnie ukrywa złe samopoczucie.
- Wprost przeciwnie
– dukam cicho, topiąc smutki w kolejnym kubku kawy.
- Wczoraj trochę
zabalowaliśmy. – Baker dość oględnie rzuca nieco światła na wczorajsze
„zacieśnianie więzi” między nami. – Max chyba nie czuje się najlepiej.
- Spiłeś mojego
syna? – Papa Ford jest pełen podziwu. W ramach uznania, nakłada Jo kolejne
kawałki smażonego bekonu na przepełniony talerz.
- Nie spiłem. Sam
mi się podłożył. Bo wiesz, Max – zwraca się do mnie. – Praca na statku wymaga naprawdę mocnej głowy
– szczerzy zęby, zadowolony. Cieszy go, że odrobinę mnie pognębił? Co za wredna
szuja!
- Nic mi nie jest –
kłamię, udając niewzruszonego.
- Eli mówił coś
innego – docina mi, jednocześnie szukając wsparcia u zamyślonego przyjaciela.
Wywołany do
odpowiedzi Króliczek nie reaguje. Od dłuższego czasu bawi się jedzeniem,
pastwiąc się nad swoją sałatką, której chyba nawet nie skosztował.
- Skarbeczku, co
się dzieje? Dobrze się czujesz? Nic nie zjadłeś. – Uwaga mamy sprawia, że
ciężarny znajduje się z centrum uwagi.
- Za dużo wrażeń.
Nie jestem głodny – Eli chowa swoje zmartwienia za maską uśmiechu.
- Jesteś pewny, że
chodzi tylko o to? Wydajesz mi się nieco blady i zmartwiony. – Pamela Ford, jak
na złość, postanawia drążyć temat.
- Kiepsko spałem.
Tyle się wczoraj działo. Zresztą jak zobaczycie pokój dziecka to…
- To wina Maxa,
prawda? – Tata nie bawi się w konwenanse. Od razu znajduje winnego. – Pokłóciliście
się?
Rodzice w napięciu
oczekują na odpowiedź. Eli robi pauzę i uważnie dobiera słowa. On także nie
chce, aby ta wścibska dwójka mieszała się w nasze sprawy.
- Max? Max miały
zrobić mu coś złego? – Jo nie kryje zdziwienia zarzutami ojca. – Pete, ty chyba
sam nie wierzysz w to co mówisz. On przy nim skacze jak tresowany. Nosi na
rękach i obrzuca prezentami. Widzisz? – Wskazuje ojcu nadgarstki Eli, na
których nadal znajdują się złote bransoletki.
- Pokaż? – Mama od
razu chce się przyjrzeć biżuterii, którą podarowałem narzeczonemu. – Są piękne
– chwali mój wybór. – Zazdroszczę ci, skarbeczku. Ja też bym takie chciała –
puszcza oko do ojca, który robi się czerwony na twarzy.
- Pamelo… Nie
wiedziałem… Ja… Pamelo… – Tata zaczyna się jąkać. Nie lubi publicznego
wyznawania uczuć. Kocha mamę jak szalony, ale tego typu sytuacje zawsze go
zawstydzają. Jo i Eli zaczynają się śmiać, rozładowując napięcie.
Po śniadaniu
przenosimy się na górę. Eli pokazuje rodzicom pokój dziecięcy. Zachwytom i łzom
nie ma końca. Mama robi kilka zdjęć, które natychmiast wysyła pani Gertrudzie. Przyjaciółka
rodziców szlocha do słuchawki ze wzruszenia. Mama i Eli zapraszają ją do nas na
obiad. Pani Gertruda obiecuje, że przyjedzie po pracy. Straszy, że tak
wyjątkowa okazja wymaga, abyśmy wspólnie rozkoszowali się jej nowym deserem,
który „bije rekordy sprzedaży”. Na samą myśl o otrębach, które do wszystkiego
dodaje, znowu robi mi się niedobrze.
Z każdą godziną
czuję się coraz większą panikę. Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się być
perfekcyjne. Miła atmosfera, pyszne jedzenie, zadowoleni goście. Eli siedzi na
sofie. Boję się do niego podejść, bo nie chcę go dodatkowo denerwować. Stoję po
drugiej stronie pokoju, pijąc dziesiątą kawę. Co pewien czas wymieniamy
spojrzenia i na tym koniec.
Wieczór. Żegnamy
rodziców i panią Gertrudę. Eli postanawia dokończyć wizytówki dla Jo, a ja
zajmuję się porządkowaniem salonu oraz kuchni. Baker nawet trochę mi pomaga.
Irytuje mnie jego ciągłe gadanie, więc spławiam go przy pierwszej okazji proponując,
aby towarzyszył Króliczkowi. Mam dość swoich problemów. Słuchanie peanów na
cześć „wspaniałego Peta” jest ponad moje siły. Dodatkowo „wspaniały Pete”
obiecał mu wspólny seans sportowy w postaci najciekawszych fragmentów walk,
które odbył w czasach świetności. Idę o zakład, że ojciec spędzi noc polerując
medale, którymi jutro będzie się chwalił.
Gdy porządki
dobiegają końca, zostaję w salonie, podczas gdy Eli i Jo bawią się w najlepsze
w naszej sypialni. Po wizytówkach przychodzi czas na stronę internetową.
Spoglądam na zegarek. Dochodzi dwudziesta trzecia. Wzdycham ciężko. Nie
wyproszę intruza z sypialni, bo to tylko zaogni napiętą atmosferę. Podpieram
głowę i wpatruję się w ciemność. Powinienem opracować jakiś plan. Przygotować przemowę,
za pomocą której odzyskam zaufanie. Nie chcę, aby narzeczony patrzył na mnie jak na obcego. Niech patrzy
tak jak zawsze – z uczuciem i miłością.
- Max, nie
kładziesz się? – Jo z troską dotyka mojego ramienia. – Siedzisz tu
naprawdę długo.
- Straciłem poczucie
czasu – przyznaję.
- Czyżbyś nadal
miał kaca?
- Tylko moralnego.
- Daj spokój.
Przecież musieliśmy się lepiej poznać, nie? – Mężczyzna szczerzy białe zęby.
- Eli widzi to
nieco inaczej. – Markotnieję na samo wspomnienie poranka.
- Gniewa się na
ciebie? – Wydaje się szczerze zdziwiony. – Nic mi nie mówił. Zachowywał się tak
jak zawsze.
- Nie miał ci za
złe, że tak się spiliśmy? – Dziwię się.
- Wprost
przeciwnie. Cieszył się, że dobrze się dogadujemy.
- Co?! – Jestem w
szoku słysząc jego słowa.
- Max, nie
zrobiliśmy nic złego. Może to przez ciążę stałeś się przewrażliwiony, co
tatuśku?
Czuję się nieco skołowany. Dlaczego tylko ja
ponoszę winę za całą sytuację? Jo nie usłyszał ani jednego słowa reprymendy, a
przecież to on mnie obłapiał i obściskiwał!
- Idę spać. Jutro
ważny dzień. Pamiętaj, że rano wyjeżdżamy. Pete przed chwilą do mnie napisał.
Ponoć szykuje coś ekstra. Pochwaliłem się znajomym, że wrzucimy wspólne fotki.
Nie uwierzyli mi. To się jutro zdziwią, jak nas razem zobaczą. Mistrz i cała
ściana pucharów. – Młody stolarz nieco się wzrusza.
- To świetnie.
Cieszę się twoim szczęściem. Gdzie jest Eli?
- Pewnie już śpi.
Miał wziąć prysznic i nastawić budzik. – Jo dostaje kolejną wiadomość od mojego
ojca. Odczytuje ją z zadowoleniem, po czym od razu coś mu odpisuje. – Do jutra –
rzuca na pożegnanie, oddalając się w kierunku sypialni dla gości.
Jeśli o mnie chodzi
to także jestem w bojowym nastroju. Pomimo późnej pory muszę porozmawiać z
narzeczonym. I to poważnie porozmawiać. Tak, upiłem się, ale to moje jedyne
przewinienie. Za całą resztę odpowiada Baker.
Biegnę na górę.
Drzwi do sypialni są lekko uchylone. Na szczęście łóżko jest puste. Eli nadal
przebywa w łazience. To dobrze. Nie będę musiał go budzić. Zaglądam do
łazienki. Mój ukochany właśnie się rozbiera. Rzucił na podłogę tunikę. Odpina
spodnie, które zsuwa ze swojej kształtnej pupy. Przestaję oddychać, widząc
satynowe, złote, mocno wycięte majtki. Ich widok hipnotyzuje. Robi mi się
gorąco i mam wielką ochotę, aby natychmiast podejść do blondyna. Tortury trwają
w najlepsze, gdy moja trusia porzuca bieliznę, a następnie idzie wprost do kabiny
prysznicowej. Przekręca kurek. Odchyla głowę. Jego złote włosy rozsypują się po
nagich plecach i powolnie nasiąkają wodą. Skóra mieni się srebrem od wodnych
kropli. Opieram się o framugę, chłonąc ten niezwykły widok. Niespodziewanie Eli
obraca głowę i patrzy wprost na mnie. Rozchyla usta, jakby chciał coś
powiedzieć, po czym przygryza dolną wargę, powstrzymując się. Jego drobne
dłonie suną od szyi, przez klatkę piersiową aż na brzuch.
- Rozmowa… Musimy
porozmawiać… – Mamroczę do siebie pod nosem.
Zmuszenie się do
opuszczenia łazienki to nie lada wyzwanie. Rozbudzona wyobraźnia, jak na złość,
podsuwa obraz krągłych pośladków, osłoniętych miękką satyną. Krople wody
mieniły się na nim niczym diamenty. Boże, jak ja go kocham.
Krążę po sypialni
niczym zły duch. Eli nie spieszy się, by do mnie dołączyć. Bierze prysznic.
Następnie suszy włosy. Smaruje ciało ulubionym olejkiem. Ubiera piżamę. Nie
muszę go widzieć, by to wiedzieć. Moje nozdrza doskonale wyłapują niezwykły
aromat, który codziennie go otacza. Przez chwilę układam w myślach list do
firmy kosmetycznej, która produkuje to cudo. Odczuwam wielką potrzebę, aby im
podziękować. Już zawsze będziemy kupować ich olejek.
Długie trzydzieści
minut później Eli wyłania się z łazienki. Mój widok nieco go dziwi.
- Skarbie… –
Zaczynam ostrożnie swoją przemowę.
- Jestem zmęczony –
blondyn żali się na swój los. Te dwa słowa odmieniają dynamikę między nami. Konfrontacja
zmienia się w otulenie fiołkowookiego kołdrą i zgaszenie światła.
- Wygodnie? – Dopytuję,
prostując nieistniejące zagniecenia na pościeli.
- Tak.
- Mogę z tobą spać?
– Zadaję to jakże trudne pytanie, na które boję się usłyszeć odpowiedź. – Jeśli
wolisz być sam, powiedz.
- Max, jesteś moim
mężem. Przestań się wygłupiać i idź się umyć.
Mąż. Wciąż jestem
mężem. Poczucie wielkiej ulgi zalewa mnie od środka.
Nieświadomie znowu
robię co mi każe. Biorę prysznic i kładę się do łóżka. Eli nie śpi. Za to
wpatruje się we mnie intensywnie. Leży tak blisko. Nie wiem, czy wolno mi go
dotknąć. Chciałbym go przytulić, lecz jakaś część mnie wciąż boi się
odrzucenia.
- Pocałuj mnie –
szept Króliczka elektryzuje całe moje ciało.
Mrugam kilka razy,
nieśmiało zmniejszając odległość między naszymi ustami. Przymykam powieki,
delikatnie ocierając się ustami o jego usta.
- Jeszcze raz –
nastolatek ponawia prośbę. Nie rozchyla warg. Jego głowa nadal znajduje się na
sąsiedniej poduszce, a ponętne ciało schowane jest pod ciepłą kołdrą. Mimo to
uważam go za ucieleśnienie piękna.
- Kocham cię. – Nie
umiem się dłużej powstrzymać. Czuję bolesny ucisk w sercu. Oto osoba, która
jest dla mnie najważniejsza. Króliczek, który trzyma moje serce w swoich dłoniach.
Zraniłem go, a tak bardzo tego nie chciałem.
- Jeszcze raz, Max.
Jeszcze raz…
Śliczności, wyrzuty sumienia to straszna rzecz. Pozdrawiam .Iason
OdpowiedzUsuńWszystko zależy od przewinienia. Max nabroił, musi to naprawić.
UsuńTwój Kitsune
Miał być Eli, więc jest :)
OdpowiedzUsuńTwój Kitsune
Trochę tu brak logiki. Skoro Eli był zły na Maxa powinien być zły także na Jo, na niego nawet bardziej. I ta nagła zmiana nastroju w łóżku
OdpowiedzUsuńCiąża i logika? To się wyklucza. Poza tym nowy rozdział to wszystko wyjaśni. A może skomplikuje? Zobaczymy już niedługo.
UsuńTwój Kitsune
Próbuję rozgryźć o co Eli był zły - skoro nic się nie wydarzyło, a Maks się z Jo dogadał to chyba powinien się cieszyć? Może samotna noc dała mu w kość?
OdpowiedzUsuńObstawiam sam fakt przesadzenia z alkoholem 0.0 Króliczkowi zapewne źle się kojarzy ;V
UsuńCzekam i czekam i nie mogę się doczekać ...
OdpowiedzUsuńDrogi Lisku cudnie piszesz ��
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, jaki nasz króliczek zraniony, no właśnie Jo nie dostaje żadnej bury za to, ale czy właśnie zdaje sobie sprawe że on i max spali razem... ha Max się cieszy że to on chociaż wstał, umy i ubrał się, a Jo będzie spać... a tutaj spotyka go taka niespodzianka... Jo tryska chumorem, i komitywa się zrodziła jak widać...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika