niedziela, 24 stycznia 2021

mpreg 99

 

„Bezsenne Noce"

Spędzanie czasu w towarzystwie moich rodziców wprawia mnie w typowo sielski humor. Pyszne jedzenie, mocna kawa. Opowieści taty, który pomstuje z powodu niepowodzeń sportowych ulubionych drużyn. Krzątanie się mamy, próbującej ze wszystkich sił zadowolić Eli i dziecko.

Kulminacyjnym momentem jest chwila, na którą moi staruszkowie najbardziej czekali. Eli siada na sofie i pozwala zachwyconym przyszłym dziadkom dotykać brzucha.

- Pamelo, czujesz jak kopie? – Ojciec ledwo muska ciężarnego. Pewnie się boi, że mógłby go niechcący uszkodzić.

- Taki malutki… – Wzruszona mama ociera łzy szczęścia.

- Ostatnio bardzo kopie. Nawet w nocy. – Eli dzieli się swoimi odczuciami.

- Biedactwo. To tłumaczy twój mizerny wygląd. – Tata, niczym rasowy detektyw, od razu łączy fakty. – Powinieneś jak najwięcej odpoczywać i jeść same dobre rzeczy. Mam nadzieję, że jesteś tego świadomy, synu – rzuca w moją stronę złowrogie spojrzenie.

- Jestem – warczę w odpowiedzi.

- Tato, nie bądź dla Maxa taki surowy. Nie masz pojęcia, jaki jest wobec mnie troskliwy i opiekuńczy. Rozpieszcza mnie, zasypuje prezentami – narzeczony bez wahania staje w mojej obronie.

- Mam nadzieję. – Niedźwiedź rzuca mi kolejne, podejrzliwe spojrzenie. –  Pamiętaj, słowo skargi i…

- Peter! Rozmawialiśmy już o tym, prawda? – Mama odważnie wkracza do akcji. Jednym zdaniem potrafi usadzić wrednego męża, który pozwala sobie na zbyt wiele.

Muszę się odwrócić, by ukryć uśmiech satysfakcji. Taki duży i silny, a musi się ugiąć.

- Żona trzyma cię na bardzo krótkiej smyczy, co? – Zauważam od niechcenia.

- I kto to mówi… – Ojciec wymienia z Eli porozumiewawcze spojrzenia. – Mam nadzieję, że potrafisz wyciągnąć wnioski z tej sytuacji – żartuje, poprawiając jednocześnie bluzę blondyna. – Mój syn już dawno stracił dla ciebie głowę, ale nie oznacza to, że może spocząć na laurach.

- Max jest najwspanialszym facetem, jakiego znam. Bardzo go kocham.

To jedno zdanie wystarczy, by moje serce przepełniła miłość. Wpatruję się we fiołkowe oczy z uwielbieniem. Eli często mówi, że mnie kocha, lecz jakże inaczej brzmi takie wyznanie w obecności rodziców.

-  Ja też cię kocham, skarbie – szepczę cicho, bo głos odmawia mi posłuszeństwa.

- Pamelo, widzisz to samo co ja? Nasz jedynak rumieni się jak młoda pensjonarka!

- I wiesz co?! Nie wstydzę się tego, bo on jest dla mnie najważniejszy! – Podrywam się ze swojego miejsca. Podchodzę do sofy. Chwytam Eli za ręce, aby pomóc mu wstać, a następnie bardzo namiętnie całuję.

Ciężarny nieśmiało opiera dłonie na mojej klatce piersiowej. Jego oczy robią się wielkie niczym spodki. Mruga kilka razy, wpatrując się we mnie nieco zamglonym wzrokiem.

- Muszę… Usiąść… – Łapie mnie za ramię, by nie stracić równowagi.

- Siadaj, kochanie – popycham chłopaka z powrotem na sofę. – Wygodnie ci? Mam poprawić poduszki?

- Nie wiem kim jesteś i co zrobiłeś z moim synem, ale… – Tata również wstaje. Podchodzi do mnie, po czym ściska w typowy dla niedźwiedzi sposób. – Jestem z ciebie dumny, synu. Wreszcie zachowujesz się jak prawdziwy Ford.

Po tym wszystkim, co miało miejsce tuż po śniadaniu, nikogo nie dziwi fakt, że nasz wizyta nieco się przedłuża. W dodatku mama przynosi ślubny album. Możliwość obejrzenia pamiątek z wyjątkowego dnia rodziców sprawia Eli wielką przyjemność. Uważnie słucha wszystkich wspomnień i rodzinnych historyjek. Z wielki zainteresowaniem podziwia także sam album.

- Sama go zrobiłaś?

- Tak. Co prawda kiedyś nie było takiego wyboru materiałów jak teraz. No i nie mam twoich zdolności.

- Mamo, jesteś niesamowita! Włożyłaś w to tyle pracy i serca!

- Tak sądzisz? Dziękuję. Wiem, że obecnie modne jest drukowanie książek ze zdjęciami. Kto wiem, może mój album zainspiruje cię do stworzenia podobnego z waszego ślubu.

- Z naszego ślubu? – Eli ukradkiem zerka na zaręczynową obrączkę, z którą się nie rozstaje. – Max i ja będziemy małżeństwem...

- Odłożyliśmy planowanie wesela na później, ale dobrze by było, gdybyście od czasu do czasu przejrzeli jakieś czasopisma, czy poszukali inspiracji w Internecie. Zastanawiałeś się, jak powinien wyglądać wasz wyjątkowy dzień?

- Nie.

- Pomyśl o tym – mama łapie Eli za rękę. – Chciałabym zorganizować dla was przyjęcie, którego nigdy nie zapomnicie.

- Mówiąc szczerze to nigdy się nad tym nie zastanawiałem.

- Wiem, że wolicie poczekać na dziecko. Mimo to uważam, że teraz jest na to najlepszy moment. Gdy maleństwo będzie z wami, skupicie się na nim, a nie na sobie.

- Nie martw się, mamo – wtrącam się do rozmowy. – Poradzimy sobie, prawda? – Uśmiecham się do ukochanego, aby go wesprzeć.

- Skoro jesteśmy przy przyjęciach, chcesz zobaczyć co przygotowuję na zakończenie lata?

Odkąd się wyprowadziliśmy, nie śledzimy na bieżąco kariery pani koordynator, która radzi sobie coraz lepiej. Przyjęcie na zakończenie lata, które ma się odbyć za dwa tygodnie, to jedno z najbardziej wyczekiwanych wydarzeń kulturalnych w naszym regionie. Mama bardzo się zaangażowała. Jestem pewny, że osiągnie kolejny sukces.

Przed moimi oczami przewijają się sceny towarzyszące poprzedniemu przyjęciu. Wymknąłem się z niego tylko po to, by sprawdzić, czy Eli dotrzyma słowa i będzie chodzić po domu nago… Wstrzymuję oddech wspominając nasz pierwszy raz. Sądziłem, że mój ukochany okaże się wstydliwy i niedoświadczony. Myliłem się względem niego.

- Mamo, jestem pełen podziwu. Wszystko jest takie przemyślane i zaplanowane.

- Nie do końca. Pamiętasz Nicole? Jej kuzyn jest właścicielem drukarni. Zamówiłam u niego winietki, menu i… Szkoda się denerwować – mama jest ewidentnie zdenerwowana.

- Co się stało? – Osiemnastolatek czeka na dalsze wyjaśnienia.

- Pokażę ci, chociaż wolałabym to wszystko spalić!

Eli i ja spoglądamy na siebie ze zdziwieniem. Pamela Ford to zazwyczaj oaza spokoju. Skąd wiec pomysł na palenie winietek?

- Proszę, obejrzyjcie sobie te paskudztwa! – Mama z impetem kładzie na stole średniej wielkości karton. Króliczek zdejmuje pokrywę i z zainteresowaniem zagląda do środka.

- Może nie znam się na organizacji przyjęć, ale jak dla mnie, nie ma tu nic niezwykłego – komentuję.

- Są brzydkie! Miały pasować do reszty. Tymczasem spójrz! – Kobieta wyciąga jedną z wizytówek, abym mógł ją lepiej obejrzeć.

Nadal nie wiem o co jej chodzi. Jak dla mnie wygląda zwyczajnie. Czcionka jest czytelna. Papier równo przycięty. Brzegi nie są poszarpane. Nie ma plam. Zagnieceń. Spoglądam na Eli. Może on wytłumaczy mi powody tej „afery”.

- W ostatnim czasie moja przyjaźń z Nicole przechodzi gorsze chwile. Zaczęła mnie wkurzać, plotkując na wasz temat. W końcu nie wytrzymałam i powiedziałam jej, że mój syn jest zakochany, więc niech nie opowiada bzdur, że wodzi za nią maślanymi oczami i od tego się zaczęło! Drukarnia zmieniła moje zamówienie. Nawet czcionka jest inna niż wybrałam! Ze względu na sezon ślubny, drukarnie są obłożone. Do tego nie mogę przekroczyć budżetu. Najgorsze jest jednak to, że ta jędza liczy na to, że w ten sposób wyprowadzi mnie z równowagi! – Wybuch mamy sprawia, że tata dyskretnie wycofuje się w kierunku ogrodu.

- Naprawiasz kosiarkę? – Zagaduję go nerwowo. – Pomogę ci! – Rzucam się w kierunku drzwi.

- Widzisz, właśnie o tym mówiłam! Mąż i syn uciekają w popłochu zamiast mi pomóc!

- Mamo, spokojnie. Za chwilę coś wymyślimy. – Króliczek pociesza moją rodzicielkę. Jest w tym dobry, więc z pewnością sobie poradzi.

- Uratowani – ojciec puszcza do mnie oko, chowając się w bezpiecznym odosobnieniu, gdzie mama rzadko zagląda.

- Mogłeś nas ostrzec przed tą dramą.

- Niby dlaczego? – Mężczyzna układa dłonie na biodrach i pręży się dumnie. – Jesteśmy rodziną. Powinniśmy sobie pomagać.

- Pomagać? To nazywasz pomocą? Spychasz na nas to z czym sam sobie nie radzisz! To nie jest pomoc. To pułapka!

- I to całkiem niezła. Połknęliście haczyk, więc teraz tkwimy w tym razem.

- Zostawiłem narzeczonego samego i chowam się w warsztacie! – Spoglądam smętnie w kierunku domu.

- Eli ma dobry wpływ na mamę. Jestem pewny, że znajdzie rozwiązanie. Poza tym to całe zamieszanie to głownie twoja wina.

- Moja?! Przecież nic nie zrobiłem! – Instynkt każe mi się bronić, choć nie mam pojęcia przed czym.

- Nicole chciała cię poznać nieco bliżej, jeśli wiesz co mam na myśli… – Tata wpatruje się we mnie w dziwnym wyrazem twarzy. Czeka na jakąś reakcję, ale jak niby mam zareagować.

- Nicole? – Muszę się naprawdę wysilić, aby przypomnieć sobie kto kryje się za tym imieniem. Dopiero po chwili doznaję objawienia. – Ta Nicole?! Koleżanka mamy, którą molestowała mnie na przyjęciu, a potem obrażała Eli?!

- Widzisz, czyli jednak przyznajesz, że to twoja wina.

- Tato, ja ją widziałem chyba dwa razy w życiu, a mama przyjaźni się z nią kilkanaście lat.

- Znasz kobiety. Nie lubią przegrywać. – Ojciec zaczyna porządkować narzędzia, które porozrzucane są na stole, przy którym zwykle majsterkuje.

- Przygrywać? O czym ty mówisz?

- Nicole liczyła na romans. Tymczasem Eli…

- Jego w to nie mieszaj! – Przerywam mu ostro. – Nie jestem pieprzonym pucharem, lecz odpowiedzialnym mężem i ojcem!

- Na razie jesteś tylko w gorącej wodzie kąpany. Panuj nad sobą, bo nie mam ochoty przywoływać cię do porządku. Mama rozprawiła się z Nicole i oberwała rykoszetem. Mam nadzieję, że sprawa z tą nieszczęsną drukarnią zamknie temat.

- Max, możesz coś dla mnie zrobić? – Do garażu wbiega rozemocjonowany Króliczek.

- Powoli. Nie spiesz się tak – chowam mój skarb w bezpiecznych ramionach.

- Mógłbyś pojechać do domu po moje farby? Winietki mamy potrzebują odrobiny koloru. – Na twarzy Króliczka pojawia się słodki uśmiech.

- Jasne, już jadę.

- Dziękuję. Jesteś kochany.

- Co dokładnie mam przywieźć?

- Czarną kasetkę. Wiesz którą, prawda?

- Będę za dziesięć minut. Chyba, że chcesz jechać ze mną – kuszę ukochanego. Króliczek doskonale rozumie podtekst ukryty w wypowiedzianych przeze mnie słowach.

- Mama obiecała mi gofry.

- Gofry? No cóż, z tym argumentem raczej nie wygram. – Całuję Eli w policzek. – Uciekaj do kuchni, a ja pojadę po twoje farby.

- Dziękuję.

Przez kilka chwil wpatruję się w narzeczonego, który pędzi niczym wiatr. Już dawno nie był aż tak beztroski i radosny.

- Zmieniłeś się, synu. – Prawie podskakuję na dźwięk głosu ojca. Pochłonięty widokiem Eli, zupełnie o nim zapomniałem.

- Nie zmieniłem. On po prostu zawładnął moim sercem i potrafi wydobyć ze mnie rzeczy, o istnieniu których dawno zapomniałem.

- Przywieziesz te farby? Może dzięki temu Pamela przestanie się tak dąsać, a ja nie będę musiał przesiadywać w warsztacie.

- Już jadę.

Wierzyć mi się nie chce, że był taki czas w moim życiu, gdy mieszkanie w sąsiedztwie rodziców uważałem za straszny obciach. Tymczasem teraz, mieszkając dziesięć minut od nich, czuję się szczęśliwy i bezpieczny.

Nie, tu nie chodzi o rodziców. Szczęście Eli daje mi szczęście.

Pod domem czeka mnie kolejna miła niespodzianka w postaci dostawy z domu towarowego.

- Pan Ford? – Kurier otwiera tylne drzwi auta, gdzie piętrzą się papierowe torby z moim zamówieniem. – Dobrze, że pana zastałem.

- Ja też się cieszę. Pomogę panu.

Uśmiecham się do siebie widząc prezenty, szczelnie wypełniające nasz niewielki salon. Powinienem zabrać je na górę. Poczekam aż Eli się rozbierze i zacznie mierzyć nowe ubrania. Wtedy wykorzystam to jako pretekst żeby móc samemu go rozebrać. Zaglądam do środka jednej w toreb. Znajdują się tam równiutko poukładane swetry. Sprawdzam, czy są wystarczająco mięciutkie, by nie drażniły wrażliwej skóry Króliczka.

- Idealne.

W takim razie pozostaje mi jedynie podziękować przyjacielowi. Harris odbiera po pierwszym sygnale.

- Jestem zajęty, a jeśli pytasz o listę rezerwową, to nic się z tym temacie nie zmieniło.

Co?! Nadal tkwię na liście rezerwowej, a on tak spokojnie do tego podchodzi?!

- Dziękuję za przesyłkę. Eli z pewnością się ucieszy – cedzę przez zęby. Nie chcę, aby Harris pomyślał, że jestem niewdzięczny.

- Mam nadzieję. Dołożyłem też coś specjalnie dla ciebie. Poszukaj kartonu z różową wstążką. Zadzwonię. – Mój przyjaciel niespodziewanie kończy połączenie.

Karton z różową wstążką? Musiałbym przejrzeć wszystkie pakunki, aby go znaleźć. Eli czeka na farby. Potem zajmę się poszukiwaniami.

Gdy wracam do rodziców, atmosfera jest nieco napięta. Mama nerwowo zerka w kierunku Eli, który porywa ode mnie farby i ucieka na górę.

- O co chodzi? – Pytam, choć wydaje mi się, że dobrze znam odpowiedź.

- Jedliśmy gofry. Zadzwonił telefon. Eli zaczął się śmiać, że pewnie nie możesz znaleźć kasetki z farbami, a po chwili się popłakał. – Tata streszcza całe zajście.

- Nie mogłam go uspokoić.

- Synu, o co chodzi? – Peter Ford oczekuje ode mnie wyjaśnień, których nie mogę mu udzielić.

- Porozmawiam z nim.

- Max, tylko delikatnie. – Mama wciska mi talerz pełen gofrów. – Nic nie zjadł. Stres może zaszkodzić dziecku.

Tak, ja też to wiem! Wszyscy to wiedzą!

Idę na górę. Eli przygotowuje sobie stanowisko pracy. Rozpakowuje farby. Wyciąga pędzle.

- Nie chcę o tym rozmawiać.

- Przyniosłem gofry – szybko zmieniam temat, by bardziej go nie drażnić.

- Nie jestem głodny.

- A ja jestem.

Sięgam po słodkiego wafelka i odgryzam spory kawałek.

- Pyszny – mruczę z zadowoleniem. – Mogę z tobą posiedzieć?

- Możesz.

- Masz jakiś konkretny plan, czy będziesz improwizować? – Wskazuję winietki.

- Mama powiedziała, że motywem przewodnim przyjęcia będzie jesień. Pomyślałem więc, że naszkicuję kontury liści i dodam trochę koloru.

- Dobry pomysł, kochanie.

Odsuwam krzesło i siadam niedaleko Eli. Praca idzie mu nadzwyczaj szybko. Jest bardzo skupiony. Wykorzystuję więc okazję i postanawiam go pokarmić. Odłamuję niewielki kawałek gofra i wkładam mu do ust.

- Mówiłem ci, że nie jestem…

- Jedz – ignoruję jego protesty.

Blondyn unosi wzrok i przez dłuższą chwilę patrzy mi prosto w oczy. Nie musi nic mówić. Bez problemu widzę całą gamę emocji, które odczuwa. Strach. Bezradność. Wahanie. Mruga kilka razy, bo przegonić niechciane łzy.

- Jeszcze kawałek? – Podtykam mu kolejnego gofra.

- Pyszny.

- Widziałem, że zmienisz zdanie. – Uśmiecham się czule.

- Max, muszę to skończyć.

- Z przyjemnością ci potowarzyszę.

- Dziękuję.

- Nie dziękuj. Od tego jestem. Zjesz jeszcze kawałek?

- Poproszę.

- Kiedy to skończysz wracamy do domu. Czeka tam na ciebie cała masa prezentów.

- Dostawa z domu towarowego? – Eli uśmiecha się blado i z niedowierzaniem kręci głową.

- Harris przysłał kilka drobiazgów. Czekają w salonie.

- A rzeczy dla dziecka?

- Nadal jestem na liście rezerwowej – żalę się.

- To straszne! – Mój ukochany udaje zszokowanego.

- Nie szkodzi. Sam wiesz, że dziecko ma już praktycznie wszystko. – Podtykam Króliczkowi kolejny kawałek gofra.

- Już nie mogę. – Nastolatek obejmuje brzuch. Nasza luźna rozmowa niewiele pomogła. Zjadł tyle co nic.

- Harris powiedział, że mam poszukać kartonu z różową wstążką. – Kontynuuję pogawędkę, odstawiając gofry na bok.

- Więc dlaczego tego nie zrobiłeś?

- Bo to jak szukanie igły w stogu siana – żartuję. – Liczę na twoją pomoc. – Sięgam po drobną dłoń, na której zostawiam masę drobnych pocałunków.

- Pobrudzisz się.

- Nie szkodzi.

- Max, mamy tylko jeden komplet winietek. Jeśli będziesz mnie rozpraszać, to cała ta akcja ratunkowa zakończy się wielką katastrofą. Tego chcesz?

- Nie. – Niechętnie uwalniam jego dłoń. – Ile ci to zajmie?

- Około godziny. Wytrzymasz tyle bez dotykania?

- Postaram się.

- Dziękuję.

- Nie jesteś zły z powodu ubrań, prawda?

- Nie, nie jestem. Małymi kroczkami przyzwyczajam się do twojej hojności.

- Naprawdę? – W mojej głowie zapala się wielki, świecący neon „WIĘCEJ PREZENTÓW!”. Nie daję po sobie nic poznać, choć mam ochotę tańczyć.

- Ufam ci. Ty też mi ufasz, tak?

- Nad życie! – Zapewniam żarliwie.

Eli ściera mokre ślady z policzków, po czym skupia się na malowaniu. Nic nie mówię, choć mam ochotę chwycić go w ramiona i porządnie potrząsnąć. „Wytrzymaj!” – nakazuję sobie w myślach. „Wytrzymaj do chwili, gdy wrócimy do domu”.

- Są piękne – chwalę jego dzieło, gdy odkłada ostatnią winietkę do wyschnięcia.

- Dziękuję. Myślisz, że mama będzie zadowolona?

- Nie tak jak Nicole.

- Chciałbym zobaczyć jej minę.

- Ja też. Ale najpierw chcę obejrzeć prezenty od męża.

- Chodź, mój piękny. Pora wracać do domu.

Eli pakuje swoje farby. Prosi rodziców, by nie dotykali jego małych arcydzieł przez najbliższe dwanaście godzin.  

- Nie chcecie zostać na podwieczorku? – Ojciec nie chce się rozstawać ze swoim przyszłym zięciem.

- Nie możemy. Kupiłem trochę drobiazgów, które musimy rozpakować. – Łapię narzeczonego za rękę i ciągnę w kierunku auta.

- To może… – Niedźwiedź nie ustępuje, ale ja też tak łatwo się nie poddam.

- Peter, daj im spokój. Są młodzi i mają swoje plany.

- Ale… Ale… – Ojcu brakuje argumentów.

- Bawcie się dobrze, chłopcy. Miłego wieczoru.

- Pa, mamo! – Macham im pospiesznie, odblokowując jednocześnie drzwi.

W tej samej chwili telefon Eli znowu zaczyna dzwonić. To moja szansa!

Nastolatek spogląda na wyświetlacz, a następnie na mnie i znowu na wyświetlacz.

- Boję się…

7 komentarzy:

  1. Okej. Po pierwsze. Nareszcie Eli kroczek po kroczku się otwiera. Dobrze że Max nie naciska. Biedne bubu (Eli). Mam nadzieję że wszystko się ułoży. Eli będzie wreszcie mógł cieszyć się życiem, rodziną i rodzicielstwem tak ja na to zasłużył bez martwienia się bolesną przeszłością.
    A tak z drugiej strony nosz cholercia (przepraszam za przekleństwo ale musiał*m) wiesz jak zakończyć rozdział by zostawić czytelnika z jeszcze większą ilością pytań niż na początku. No cóż taki urok twój i tego opowiadania i oczywiście w żaden sposób nie chciał*mby zmieniać tego cudownego uroku (wiem powtórzenie) który nadaje niepowtarzalny klimat każdemu rozdziału z osobna tworząc jedno wielkie piękne opowiadanie.
    Tak po trzecie (bo czemu by nie) dobrej nocy życzę tobie Lisi królu i czytelnikom których tak jak mnie użekła magia tego bloga i tych kochanych opowiadań.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie, nie. Akcja dopiero się rozkręca :D Rozdział musi się kiedyś skończyć. Zwłaszcza, że zacząłem już kolejny. Jeśli utrzymam to tempo pracy, wkrótce poznacie dalsze losy mojego Króliczka :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. TY POLSACIE, jesteś wirtuozem dręczenia twoich wiernych czytelników. Tak rozbudzić i zostawić? Gdzie twoje serce? Jesteś jak Hitchcock, zaczynasz od trzęsienia ziemi i dalej napięcie rośnie i rośnie - tylko ty dawkujesz po kawalątku budząc coraz większe emocje. Chapeau bas. Pozdrawiam Iason

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było całkowicie niezamierzone, ale wychodzi na to, że odpalę "bombę" w rozdziale 100 :D No cóż, tak bywa :D I to będzie długi rozdział, bo musimy to uczcić.
      Lecę knuć dalej. Miłego dnia i dziękuję za motywujące słowa.

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. Cholera czego on się boi ... ???
    Coś musi sie dziać niedobrego, ktoś musi Eli grozić lub chcieć zrobić krzywdę

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwiodłeś mnie w słowach... Piękne opowiadanie, napisane ze swobodą i wrażliwością. Jestem pod wrażeniem. Spodziewam się jeszcze zwrotów akcji, ale zakończenie, myślę, będzie szczęśliwe. Max i Eli na to zasługują. Pozdrawiam.V.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    fantastycznie, co za ach... Eli powoli przyzwyczaja się do tych prezentów od Maxa, uchu taki niedźwiedź z niego a jak niebezpieczeństwo się pojawia to zaraz ucieka... a moze ktoś go szantażuje Eli, może rodzice odezwali się teraz jak ma bogatego narzeczonego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń