„Bezsenne Noce"
Spędzanie czasu w
towarzystwie moich rodziców wprawia mnie w typowo sielski humor. Pyszne
jedzenie, mocna kawa. Opowieści taty, który pomstuje z powodu niepowodzeń
sportowych ulubionych drużyn. Krzątanie się mamy, próbującej ze wszystkich sił
zadowolić Eli i dziecko.
Kulminacyjnym
momentem jest chwila, na którą moi staruszkowie najbardziej czekali. Eli siada
na sofie i pozwala zachwyconym przyszłym dziadkom dotykać brzucha.
- Pamelo, czujesz
jak kopie? – Ojciec ledwo muska ciężarnego. Pewnie się boi, że mógłby go
niechcący uszkodzić.
- Taki malutki… –
Wzruszona mama ociera łzy szczęścia.
- Ostatnio bardzo
kopie. Nawet w nocy. – Eli dzieli się swoimi odczuciami.
- Biedactwo. To
tłumaczy twój mizerny wygląd. – Tata, niczym rasowy detektyw, od razu łączy
fakty. – Powinieneś jak najwięcej odpoczywać i jeść same dobre rzeczy. Mam
nadzieję, że jesteś tego świadomy, synu – rzuca w moją stronę złowrogie
spojrzenie.
- Jestem – warczę w
odpowiedzi.
- Tato, nie bądź
dla Maxa taki surowy. Nie masz pojęcia, jaki jest wobec mnie troskliwy i opiekuńczy.
Rozpieszcza mnie, zasypuje prezentami – narzeczony bez wahania staje w mojej
obronie.
- Mam nadzieję. –
Niedźwiedź rzuca mi kolejne, podejrzliwe spojrzenie. – Pamiętaj, słowo skargi i…
- Peter!
Rozmawialiśmy już o tym, prawda? – Mama odważnie wkracza do akcji. Jednym
zdaniem potrafi usadzić wrednego męża, który pozwala sobie na zbyt wiele.
Muszę się odwrócić,
by ukryć uśmiech satysfakcji. Taki duży i silny, a musi się ugiąć.
- Żona trzyma cię
na bardzo krótkiej smyczy, co? – Zauważam od niechcenia.
- I kto to mówi… –
Ojciec wymienia z Eli porozumiewawcze spojrzenia. – Mam nadzieję, że potrafisz
wyciągnąć wnioski z tej sytuacji – żartuje, poprawiając jednocześnie bluzę
blondyna. – Mój syn już dawno stracił dla ciebie głowę, ale nie oznacza to, że
może spocząć na laurach.
- Max jest
najwspanialszym facetem, jakiego znam. Bardzo go kocham.
To jedno zdanie
wystarczy, by moje serce przepełniła miłość. Wpatruję się we fiołkowe oczy z
uwielbieniem. Eli często mówi, że mnie kocha, lecz jakże inaczej brzmi takie
wyznanie w obecności rodziców.
- Ja też cię kocham, skarbie – szepczę cicho,
bo głos odmawia mi posłuszeństwa.
- Pamelo, widzisz
to samo co ja? Nasz jedynak rumieni się jak młoda pensjonarka!
- I wiesz co?! Nie
wstydzę się tego, bo on jest dla mnie najważniejszy! – Podrywam się ze swojego
miejsca. Podchodzę do sofy. Chwytam Eli za ręce, aby pomóc mu wstać, a
następnie bardzo namiętnie całuję.
Ciężarny nieśmiało
opiera dłonie na mojej klatce piersiowej. Jego oczy robią się wielkie niczym
spodki. Mruga kilka razy, wpatrując się we mnie nieco zamglonym wzrokiem.
- Muszę… Usiąść… –
Łapie mnie za ramię, by nie stracić równowagi.
- Siadaj, kochanie
– popycham chłopaka z powrotem na sofę. – Wygodnie ci? Mam poprawić poduszki?
- Nie wiem kim
jesteś i co zrobiłeś z moim synem, ale… – Tata również wstaje. Podchodzi do
mnie, po czym ściska w typowy dla niedźwiedzi sposób. – Jestem z ciebie dumny,
synu. Wreszcie zachowujesz się jak prawdziwy Ford.
Po tym wszystkim,
co miało miejsce tuż po śniadaniu, nikogo nie dziwi fakt, że nasz wizyta nieco
się przedłuża. W dodatku mama przynosi ślubny album. Możliwość obejrzenia
pamiątek z wyjątkowego dnia rodziców sprawia Eli wielką przyjemność. Uważnie
słucha wszystkich wspomnień i rodzinnych historyjek. Z wielki zainteresowaniem
podziwia także sam album.
- Sama go zrobiłaś?
- Tak. Co prawda
kiedyś nie było takiego wyboru materiałów jak teraz. No i nie mam twoich
zdolności.
- Mamo, jesteś
niesamowita! Włożyłaś w to tyle pracy i serca!
- Tak sądzisz?
Dziękuję. Wiem, że obecnie modne jest drukowanie książek ze zdjęciami. Kto
wiem, może mój album zainspiruje cię do stworzenia podobnego z waszego ślubu.
- Z naszego ślubu? –
Eli ukradkiem zerka na zaręczynową obrączkę, z którą się nie rozstaje. – Max i
ja będziemy małżeństwem...
- Odłożyliśmy
planowanie wesela na później, ale dobrze by było, gdybyście od czasu do czasu
przejrzeli jakieś czasopisma, czy poszukali inspiracji w Internecie.
Zastanawiałeś się, jak powinien wyglądać wasz wyjątkowy dzień?
- Nie.
- Pomyśl o tym –
mama łapie Eli za rękę. – Chciałabym zorganizować dla was przyjęcie, którego
nigdy nie zapomnicie.
- Mówiąc szczerze
to nigdy się nad tym nie zastanawiałem.
- Wiem, że wolicie
poczekać na dziecko. Mimo to uważam, że teraz jest na to najlepszy moment. Gdy
maleństwo będzie z wami, skupicie się na nim, a nie na sobie.
- Nie martw się,
mamo – wtrącam się do rozmowy. – Poradzimy sobie, prawda? – Uśmiecham się do
ukochanego, aby go wesprzeć.
- Skoro jesteśmy
przy przyjęciach, chcesz zobaczyć co przygotowuję na zakończenie lata?
Odkąd się
wyprowadziliśmy, nie śledzimy na bieżąco kariery pani koordynator, która radzi
sobie coraz lepiej. Przyjęcie na zakończenie lata, które ma się odbyć za dwa
tygodnie, to jedno z najbardziej wyczekiwanych wydarzeń kulturalnych w naszym
regionie. Mama bardzo się zaangażowała. Jestem pewny, że osiągnie kolejny
sukces.
Przed moimi oczami
przewijają się sceny towarzyszące poprzedniemu przyjęciu. Wymknąłem się z niego
tylko po to, by sprawdzić, czy Eli dotrzyma słowa i będzie chodzić po domu
nago… Wstrzymuję oddech wspominając nasz pierwszy raz. Sądziłem, że mój
ukochany okaże się wstydliwy i niedoświadczony. Myliłem się względem niego.
- Mamo, jestem
pełen podziwu. Wszystko jest takie przemyślane i zaplanowane.
- Nie do końca.
Pamiętasz Nicole? Jej kuzyn jest właścicielem drukarni. Zamówiłam u niego winietki,
menu i… Szkoda się denerwować – mama jest ewidentnie zdenerwowana.
- Co się stało? –
Osiemnastolatek czeka na dalsze wyjaśnienia.
- Pokażę ci,
chociaż wolałabym to wszystko spalić!
Eli i ja spoglądamy
na siebie ze zdziwieniem. Pamela Ford to zazwyczaj oaza spokoju. Skąd wiec
pomysł na palenie winietek?
- Proszę,
obejrzyjcie sobie te paskudztwa! – Mama z impetem kładzie na stole średniej
wielkości karton. Króliczek zdejmuje pokrywę i z zainteresowaniem zagląda do
środka.
- Może nie znam się
na organizacji przyjęć, ale jak dla mnie, nie ma tu nic niezwykłego –
komentuję.
- Są brzydkie!
Miały pasować do reszty. Tymczasem spójrz! – Kobieta wyciąga jedną z wizytówek,
abym mógł ją lepiej obejrzeć.
Nadal nie wiem o co
jej chodzi. Jak dla mnie wygląda zwyczajnie. Czcionka jest czytelna. Papier
równo przycięty. Brzegi nie są poszarpane. Nie ma plam. Zagnieceń. Spoglądam na
Eli. Może on wytłumaczy mi powody tej „afery”.
- W ostatnim czasie
moja przyjaźń z Nicole przechodzi gorsze chwile. Zaczęła mnie wkurzać,
plotkując na wasz temat. W końcu nie wytrzymałam i powiedziałam jej, że mój syn
jest zakochany, więc niech nie opowiada bzdur, że wodzi za nią maślanymi oczami
i od tego się zaczęło! Drukarnia zmieniła moje zamówienie. Nawet czcionka jest
inna niż wybrałam! Ze względu na sezon ślubny, drukarnie są obłożone. Do tego
nie mogę przekroczyć budżetu. Najgorsze jest jednak to, że ta jędza liczy na
to, że w ten sposób wyprowadzi mnie z równowagi! – Wybuch mamy sprawia, że tata
dyskretnie wycofuje się w kierunku ogrodu.
- Naprawiasz
kosiarkę? – Zagaduję go nerwowo. – Pomogę ci! – Rzucam się w kierunku drzwi.
- Widzisz, właśnie
o tym mówiłam! Mąż i syn uciekają w popłochu zamiast mi pomóc!
- Mamo, spokojnie.
Za chwilę coś wymyślimy. – Króliczek pociesza moją rodzicielkę. Jest w tym
dobry, więc z pewnością sobie poradzi.
- Uratowani –
ojciec puszcza do mnie oko, chowając się w bezpiecznym odosobnieniu, gdzie mama
rzadko zagląda.
- Mogłeś nas
ostrzec przed tą dramą.
- Niby dlaczego? –
Mężczyzna układa dłonie na biodrach i pręży się dumnie. – Jesteśmy rodziną.
Powinniśmy sobie pomagać.
- Pomagać? To
nazywasz pomocą? Spychasz na nas to z czym sam sobie nie radzisz! To nie jest
pomoc. To pułapka!
- I to całkiem
niezła. Połknęliście haczyk, więc teraz tkwimy w tym razem.
- Zostawiłem
narzeczonego samego i chowam się w warsztacie! – Spoglądam smętnie w kierunku
domu.
- Eli ma dobry
wpływ na mamę. Jestem pewny, że znajdzie rozwiązanie. Poza tym to całe
zamieszanie to głownie twoja wina.
- Moja?! Przecież
nic nie zrobiłem! – Instynkt każe mi się bronić, choć nie mam pojęcia przed
czym.
- Nicole chciała
cię poznać nieco bliżej, jeśli wiesz co mam na myśli… – Tata wpatruje się we
mnie w dziwnym wyrazem twarzy. Czeka na jakąś reakcję, ale jak niby mam zareagować.
- Nicole? – Muszę
się naprawdę wysilić, aby przypomnieć sobie kto kryje się za tym imieniem.
Dopiero po chwili doznaję objawienia. – Ta Nicole?! Koleżanka mamy, którą
molestowała mnie na przyjęciu, a potem obrażała Eli?!
- Widzisz, czyli
jednak przyznajesz, że to twoja wina.
- Tato, ja ją
widziałem chyba dwa razy w życiu, a mama przyjaźni się z nią kilkanaście lat.
- Znasz kobiety.
Nie lubią przegrywać. – Ojciec zaczyna porządkować narzędzia, które
porozrzucane są na stole, przy którym zwykle majsterkuje.
- Przygrywać? O
czym ty mówisz?
- Nicole liczyła na
romans. Tymczasem Eli…
- Jego w to nie
mieszaj! – Przerywam mu ostro. – Nie jestem pieprzonym pucharem, lecz
odpowiedzialnym mężem i ojcem!
- Na razie jesteś
tylko w gorącej wodzie kąpany. Panuj nad sobą, bo nie mam ochoty przywoływać
cię do porządku. Mama rozprawiła się z Nicole i oberwała rykoszetem. Mam
nadzieję, że sprawa z tą nieszczęsną drukarnią zamknie temat.
- Max, możesz coś
dla mnie zrobić? – Do garażu wbiega rozemocjonowany Króliczek.
- Powoli. Nie
spiesz się tak – chowam mój skarb w bezpiecznych ramionach.
- Mógłbyś pojechać
do domu po moje farby? Winietki mamy potrzebują odrobiny koloru. – Na twarzy
Króliczka pojawia się słodki uśmiech.
- Jasne, już jadę.
- Dziękuję. Jesteś
kochany.
- Co dokładnie mam
przywieźć?
- Czarną kasetkę.
Wiesz którą, prawda?
- Będę za dziesięć
minut. Chyba, że chcesz jechać ze mną – kuszę ukochanego. Króliczek doskonale
rozumie podtekst ukryty w wypowiedzianych przeze mnie słowach.
- Mama obiecała mi
gofry.
- Gofry? No cóż, z
tym argumentem raczej nie wygram. – Całuję Eli w policzek. – Uciekaj do kuchni,
a ja pojadę po twoje farby.
- Dziękuję.
Przez kilka chwil
wpatruję się w narzeczonego, który pędzi niczym wiatr. Już dawno nie był aż tak
beztroski i radosny.
- Zmieniłeś się,
synu. – Prawie podskakuję na dźwięk głosu ojca. Pochłonięty widokiem Eli,
zupełnie o nim zapomniałem.
- Nie zmieniłem. On
po prostu zawładnął moim sercem i potrafi wydobyć ze mnie rzeczy, o istnieniu
których dawno zapomniałem.
- Przywieziesz te
farby? Może dzięki temu Pamela przestanie się tak dąsać, a ja nie będę musiał
przesiadywać w warsztacie.
- Już jadę.
Wierzyć mi się nie
chce, że był taki czas w moim życiu, gdy mieszkanie w sąsiedztwie rodziców uważałem
za straszny obciach. Tymczasem teraz, mieszkając dziesięć minut od nich, czuję
się szczęśliwy i bezpieczny.
Nie, tu nie chodzi
o rodziców. Szczęście Eli daje mi szczęście.
Pod domem czeka
mnie kolejna miła niespodzianka w postaci dostawy z domu towarowego.
- Pan Ford? –
Kurier otwiera tylne drzwi auta, gdzie piętrzą się papierowe torby z moim
zamówieniem. – Dobrze, że pana zastałem.
- Ja też się
cieszę. Pomogę panu.
Uśmiecham się do siebie
widząc prezenty, szczelnie wypełniające nasz niewielki salon. Powinienem zabrać
je na górę. Poczekam aż Eli się rozbierze i zacznie mierzyć nowe ubrania. Wtedy
wykorzystam to jako pretekst żeby móc samemu go rozebrać. Zaglądam do środka
jednej w toreb. Znajdują się tam równiutko poukładane swetry. Sprawdzam, czy są
wystarczająco mięciutkie, by nie drażniły wrażliwej skóry Króliczka.
- Idealne.
W takim razie
pozostaje mi jedynie podziękować przyjacielowi. Harris odbiera po pierwszym
sygnale.
- Jestem zajęty, a
jeśli pytasz o listę rezerwową, to nic się z tym temacie nie zmieniło.
Co?! Nadal tkwię na
liście rezerwowej, a on tak spokojnie do tego podchodzi?!
- Dziękuję za
przesyłkę. Eli z pewnością się ucieszy – cedzę przez zęby. Nie chcę, aby Harris
pomyślał, że jestem niewdzięczny.
- Mam nadzieję.
Dołożyłem też coś specjalnie dla ciebie. Poszukaj kartonu z różową wstążką.
Zadzwonię. – Mój przyjaciel niespodziewanie kończy połączenie.
Karton z różową
wstążką? Musiałbym przejrzeć wszystkie pakunki, aby go znaleźć. Eli czeka na
farby. Potem zajmę się poszukiwaniami.
Gdy wracam do
rodziców, atmosfera jest nieco napięta. Mama nerwowo zerka w kierunku Eli,
który porywa ode mnie farby i ucieka na górę.
- O co chodzi? –
Pytam, choć wydaje mi się, że dobrze znam odpowiedź.
- Jedliśmy gofry.
Zadzwonił telefon. Eli zaczął się śmiać, że pewnie nie możesz znaleźć kasetki z
farbami, a po chwili się popłakał. – Tata streszcza całe zajście.
- Nie mogłam go
uspokoić.
- Synu, o co
chodzi? – Peter Ford oczekuje ode mnie wyjaśnień, których nie mogę mu udzielić.
- Porozmawiam z
nim.
- Max, tylko
delikatnie. – Mama wciska mi talerz pełen gofrów. – Nic nie zjadł. Stres może
zaszkodzić dziecku.
Tak, ja też to
wiem! Wszyscy to wiedzą!
Idę na górę. Eli przygotowuje
sobie stanowisko pracy. Rozpakowuje farby. Wyciąga pędzle.
- Nie chcę o tym
rozmawiać.
- Przyniosłem gofry
– szybko zmieniam temat, by bardziej go nie drażnić.
- Nie jestem
głodny.
- A ja jestem.
Sięgam po słodkiego
wafelka i odgryzam spory kawałek.
- Pyszny – mruczę z
zadowoleniem. – Mogę z tobą posiedzieć?
- Możesz.
- Masz jakiś
konkretny plan, czy będziesz improwizować? – Wskazuję winietki.
- Mama powiedziała,
że motywem przewodnim przyjęcia będzie jesień. Pomyślałem więc, że naszkicuję
kontury liści i dodam trochę koloru.
- Dobry pomysł,
kochanie.
Odsuwam krzesło i
siadam niedaleko Eli. Praca idzie mu nadzwyczaj szybko. Jest bardzo skupiony.
Wykorzystuję więc okazję i postanawiam go pokarmić. Odłamuję niewielki kawałek
gofra i wkładam mu do ust.
- Mówiłem ci, że
nie jestem…
- Jedz – ignoruję jego
protesty.
Blondyn unosi wzrok
i przez dłuższą chwilę patrzy mi prosto w oczy. Nie musi nic mówić. Bez
problemu widzę całą gamę emocji, które odczuwa. Strach. Bezradność. Wahanie. Mruga
kilka razy, bo przegonić niechciane łzy.
- Jeszcze kawałek? –
Podtykam mu kolejnego gofra.
- Pyszny.
- Widziałem, że
zmienisz zdanie. – Uśmiecham się czule.
- Max, muszę to
skończyć.
- Z przyjemnością
ci potowarzyszę.
- Dziękuję.
- Nie dziękuj. Od
tego jestem. Zjesz jeszcze kawałek?
- Poproszę.
- Kiedy to
skończysz wracamy do domu. Czeka tam na ciebie cała masa prezentów.
- Dostawa z domu
towarowego? – Eli uśmiecha się blado i z niedowierzaniem kręci głową.
- Harris przysłał
kilka drobiazgów. Czekają w salonie.
- A rzeczy dla
dziecka?
- Nadal jestem na
liście rezerwowej – żalę się.
- To straszne! –
Mój ukochany udaje zszokowanego.
- Nie szkodzi. Sam
wiesz, że dziecko ma już praktycznie wszystko. – Podtykam Króliczkowi kolejny
kawałek gofra.
- Już nie mogę. –
Nastolatek obejmuje brzuch. Nasza luźna rozmowa niewiele pomogła. Zjadł tyle co
nic.
- Harris powiedział,
że mam poszukać kartonu z różową wstążką. – Kontynuuję pogawędkę, odstawiając
gofry na bok.
- Więc dlaczego
tego nie zrobiłeś?
- Bo to jak
szukanie igły w stogu siana – żartuję. – Liczę na twoją pomoc. – Sięgam po
drobną dłoń, na której zostawiam masę drobnych pocałunków.
- Pobrudzisz się.
- Nie szkodzi.
- Max, mamy tylko
jeden komplet winietek. Jeśli będziesz mnie rozpraszać, to cała ta akcja ratunkowa
zakończy się wielką katastrofą. Tego chcesz?
- Nie. – Niechętnie
uwalniam jego dłoń. – Ile ci to zajmie?
- Około godziny. Wytrzymasz
tyle bez dotykania?
- Postaram się.
- Dziękuję.
- Nie jesteś zły z
powodu ubrań, prawda?
- Nie, nie jestem.
Małymi kroczkami przyzwyczajam się do twojej hojności.
- Naprawdę? – W mojej
głowie zapala się wielki, świecący neon „WIĘCEJ PREZENTÓW!”. Nie daję po sobie
nic poznać, choć mam ochotę tańczyć.
- Ufam ci. Ty też
mi ufasz, tak?
- Nad życie! – Zapewniam
żarliwie.
Eli ściera mokre ślady
z policzków, po czym skupia się na malowaniu. Nic nie mówię, choć mam ochotę
chwycić go w ramiona i porządnie potrząsnąć. „Wytrzymaj!” – nakazuję sobie w
myślach. „Wytrzymaj do chwili, gdy wrócimy do domu”.
- Są piękne –
chwalę jego dzieło, gdy odkłada ostatnią winietkę do wyschnięcia.
- Dziękuję. Myślisz,
że mama będzie zadowolona?
- Nie tak jak
Nicole.
- Chciałbym
zobaczyć jej minę.
- Ja też. Ale
najpierw chcę obejrzeć prezenty od męża.
- Chodź, mój
piękny. Pora wracać do domu.
Eli pakuje swoje
farby. Prosi rodziców, by nie dotykali jego małych arcydzieł przez najbliższe
dwanaście godzin.
- Nie chcecie zostać
na podwieczorku? – Ojciec nie chce się rozstawać ze swoim przyszłym zięciem.
- Nie możemy.
Kupiłem trochę drobiazgów, które musimy rozpakować. – Łapię narzeczonego za
rękę i ciągnę w kierunku auta.
- To może… –
Niedźwiedź nie ustępuje, ale ja też tak łatwo się nie poddam.
- Peter, daj im
spokój. Są młodzi i mają swoje plany.
- Ale… Ale… – Ojcu
brakuje argumentów.
- Bawcie się
dobrze, chłopcy. Miłego wieczoru.
- Pa, mamo! –
Macham im pospiesznie, odblokowując jednocześnie drzwi.
W tej samej chwili
telefon Eli znowu zaczyna dzwonić. To moja szansa!
Nastolatek spogląda
na wyświetlacz, a następnie na mnie i znowu na wyświetlacz.
- Boję się…
Okej. Po pierwsze. Nareszcie Eli kroczek po kroczku się otwiera. Dobrze że Max nie naciska. Biedne bubu (Eli). Mam nadzieję że wszystko się ułoży. Eli będzie wreszcie mógł cieszyć się życiem, rodziną i rodzicielstwem tak ja na to zasłużył bez martwienia się bolesną przeszłością.
OdpowiedzUsuńA tak z drugiej strony nosz cholercia (przepraszam za przekleństwo ale musiał*m) wiesz jak zakończyć rozdział by zostawić czytelnika z jeszcze większą ilością pytań niż na początku. No cóż taki urok twój i tego opowiadania i oczywiście w żaden sposób nie chciał*mby zmieniać tego cudownego uroku (wiem powtórzenie) który nadaje niepowtarzalny klimat każdemu rozdziału z osobna tworząc jedno wielkie piękne opowiadanie.
Tak po trzecie (bo czemu by nie) dobrej nocy życzę tobie Lisi królu i czytelnikom których tak jak mnie użekła magia tego bloga i tych kochanych opowiadań.
Nie, nie, nie. Akcja dopiero się rozkręca :D Rozdział musi się kiedyś skończyć. Zwłaszcza, że zacząłem już kolejny. Jeśli utrzymam to tempo pracy, wkrótce poznacie dalsze losy mojego Króliczka :)
UsuńTwój Kitsune
TY POLSACIE, jesteś wirtuozem dręczenia twoich wiernych czytelników. Tak rozbudzić i zostawić? Gdzie twoje serce? Jesteś jak Hitchcock, zaczynasz od trzęsienia ziemi i dalej napięcie rośnie i rośnie - tylko ty dawkujesz po kawalątku budząc coraz większe emocje. Chapeau bas. Pozdrawiam Iason
OdpowiedzUsuńTo było całkowicie niezamierzone, ale wychodzi na to, że odpalę "bombę" w rozdziale 100 :D No cóż, tak bywa :D I to będzie długi rozdział, bo musimy to uczcić.
UsuńLecę knuć dalej. Miłego dnia i dziękuję za motywujące słowa.
Twój Kitsune
Cholera czego on się boi ... ???
OdpowiedzUsuńCoś musi sie dziać niedobrego, ktoś musi Eli grozić lub chcieć zrobić krzywdę
Uwiodłeś mnie w słowach... Piękne opowiadanie, napisane ze swobodą i wrażliwością. Jestem pod wrażeniem. Spodziewam się jeszcze zwrotów akcji, ale zakończenie, myślę, będzie szczęśliwe. Max i Eli na to zasługują. Pozdrawiam.V.
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, co za ach... Eli powoli przyzwyczaja się do tych prezentów od Maxa, uchu taki niedźwiedź z niego a jak niebezpieczeństwo się pojawia to zaraz ucieka... a moze ktoś go szantażuje Eli, może rodzice odezwali się teraz jak ma bogatego narzeczonego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika