„Bezsenne Noce”
- Max… -
słyszę słodki szept, drażniący moje ucho. Nie mam najmniejszej ochoty, by
unosić powieki. Dobrze wiem, co będzie dalej. Uśmiecham się, czując subtelny
pocałunek, tuż przy kąciku ust… Więcej, chcę więcej… Ciepło jego skóry sprawia,
że zaczynam płonąć. Zaciskam dłonie na szczupłych ramionach chłopaka, by
upewnić się, że nie ucieknie, lecz on ma zupełnie inne plany. Podciąga mój podkoszulek
i zaczyna wodzić opuszkami po moim brzuchu…
- Rób tak
dalej, a pożałujesz… - ostrzegam go. Niech wie, że miał szansę, by się odsunąć.
- Rozbierz
się… - mruczy do mego ucha. – A potem rozbierz mnie. Tylko powoli. Nie będziemy
się spieszyć…
- Szkoda na
to czasu – przyciągam go do siebie i układam na pościeli. Teraz to ja jestem
górą, a jedyne, co mój Króliczek może zrobić, to ulec…
Zrywam
ubrania i po chwili jestem już w jego wnętrzu. Chcę się poruszać. Naprawdę
poruszać, lecz jego twarz wykrzywia się od bólu. Muszę być delikatny… Bardzo
delikatny… - upominam samego siebie.
- Kocham
cię, Max…
- Ja też
cię…
Łapię się za
serce i ciężko dyszę. W pokoju jest już jasno. Siedzący przy stole Eli wpatruje
się we mnie fiołkowymi tęczówkami. Dostrzegam w nich cały kalejdoskop uczuć –
od strachu, przez troskę, na drwinie kończąc.
- Wszystko w
porządku? – wstaje ze swojego miejsca i niepewnym krokiem podchodzi do łóżka.
Ma ubrany szary T-shirt oraz niebieskie, jeansowe szorty. Długie, nadal nieco
wilgotne włosy, spływają po jego ramionach.
- Tak… To
był tylko sen… - odpowiadam nieco rozczarowany, zerkając nerwowo na kołdrę.
Wolę mieć pewność, że szczelnie zasłania mój żenujący stan… Przecież jestem
dorosły! Takie rzeczy przytrafiają się głównie nastolatkom, a nie
odpowiedzialnym, poukładanym facetom, którzy wkrótce zostaną ojcami!
- Chcesz
wody? – blondyn cofa się o kilka kroków i sięga po swoją szklankę. „Jeśli się z
niej napiję, to będzie prawie jak pocałunek…” – podpowiada mi rozchwiana
emocjonalnie wyobraźnia. Nie tylko ona reaguje pozytywnie na taki scenariusz…
- Poproszę –
moja dłoń nieco drży, więc Eli musi podejść bliżej. Wyczuwam od niego subtelny
zapach mydła oraz coś jeszcze. Owo coś najbardziej działa na moje zmysły… Chcę
go… Tak bardzo go chcę…
- Lepiej? –
czuję się jak kilkuletnie dziecko. Nie, do cholery! Wcale nie jest mi lepiej!
Mogłoby być, gdybyś położył się obok mnie i pozwolił pieścić, ale na to się
pewnie nie zgodzisz…
Na szczęście
woda jest zimna i pozwala mi odzyskać zdrowy rozsądek. Wycieram usta wierzchem
dłoni. Eli nie spuszcza ze mnie wzroku. Przez ułamek sekundy mam wrażenie, że
wyciągnie rękę i dotknie mojego policzka. Jeśli to zrobi… Jeśli choćby muśnie
moją skórę swoimi palcami… Chcę go!
- Jest
bardzo wcześnie – zauważam. – Dlaczego nie śpisz? – to jedyny bezpieczny temat,
który przychodzi mi do głowy.
- Nie jestem
zmęczony. Poza tym zawsze malowałem w nocy. Ciężko mi się od tego odzwyczaić –
odbiera ode mnie szklankę i wraca na swoje miejsce. Spoglądam na zegarek. Nie
ma nawet piątej…
Chłopak odsuwa
jasne pasma swoich włosów, by nie przeszkadzały mu podczas szkicowania, a
następnie kieruje całą uwagę na powstające właśnie małe dzieło sztuki. Wybiera
z kasetki jeden z ołówków. Kładzie lewą dłoń na swoim brzuchu i uśmiecha się do
dziecka. Coś do niego szepcze, lecz jestem za daleko, by go usłyszeć. Gdyby był
blisko, najlepiej w moich ramionach, słyszałbym go głośno i wyraźnie. Po chwili
unosi na mnie roześmiane oczy. Zapiera mi dech w piesiach. Widząc moją minę,
szybko spuszcza wzrok.
Mogłem się
uśmiechnąć…
Idę do
łazienki, żeby wziąć prysznic. Powinienem kąpać się w kostkach lodu, bo
zachowanie wstrzemięźliwości wydaje mi się w tej chwili jakimś odległym mitem,
który nie ma racji bytu. Bieganie z pewnością by mi pomogło, lecz zakwasy w
mięśniach skutecznie odstraszają od tego pomysłu.
Ubrany i
znacznie spokojniejszy podchodzę do okna. Zapowiada się naprawdę piękny dzień. Udaję,
że zaczynam sprzątać, a prawda jest taka, że śledzę każdy ruch ciężarnego. Lubię,
gdy marszczy brwi lub gdy porównuje swoje rysunki upewniając się, iż nie
zapomniał o żadnym szczególe.
Gdy składam
koc, Eli zmienia ołówki i niechcący upuszcza jeden z nich na podłogę. Zanim
udaje mu się odsunąć krzesło, ja mam już jego własność w dłoni. Kucając blisko
niego, mam znacznie lepszy widok. Jasnowłosy wyciąga rękę, by odzyskać zgubę.
Ponownie patrzy mi prosto w oczy. Nasze palce się stykają. Mój puls szaleje.
Nareszcie…
- Dziękuję –
śmiało sięga po ołówek, lecz czeka go kolejna niespodzianka - nie puszczam jego
dłoni. Obejmuję ją palcami. Po raz kolejny uświadamiam sobie, że jest taki
drobniutki. Nadal patrzymy sobie w oczy. Najwidoczniej Eli czuje się zagrożony,
bo szybko próbuje się wycofać.
- Chcę
dotknąć dziecka - mamroczę pod nosem, przysuwając się jeszcze bliżej. Być może
uzna, iż jestem zbyt agresywny. Nie dbam o to. Interesuje mnie wyłącznie ciepło
jego skóry, które jest na wyciągnięcie ręki. Jeszcze kilka centymetrów i
znajdzie się w moich ramionach.
- A co ja
będę z tego mieć? – pyta przebiegle. Oczekuje gratyfikacji?
- A co byś
chciał?
- Nie
będziesz się wtrącać w to, co jem.
- Chodzi ci
o słodycze? – bez problemu odgaduję, co ma na myśli. – To nie jest dobry pomysł.
Mogą ci zaszkodzić.
- Dziecko
ich potrzebuje! – mały wojownik. Mogę się zgodzić na drobne ustępstwo raz na
jakiś czas, ale nie będę karmił synka wyłącznie słodyczami, a przecież o to
głównie mu chodzi.
- Nie kłam,
Króliczku. To ty jesteś od nich uzależniony. Zdrowie dzidziusia jest ważniejsze
niż twoje nieprawidłowe nawyki żywieniowe.
- Max, o
czym ty mówisz? Nieprawidłowe co? Ja chcę tylko kilka cukierków!
- Nie
dostaniesz ich. Rozmawialiśmy o tym setki razy – ponownie próbuję położyć dłoń
na jego brzuchu, ale mnie odpycha.
- Nie! –
obejmuje się ramionami, odgradzając mnie od maleństwa.
- Eli, nie
bądź taki… - ostro walczę o swoje, praktycznie wbijając go w oparcie krzesła.
- Przeszkadzasz
mi w pracy – robi się opryskliwy.
- Nie chcesz
dać się dotykać? W porządku… Jeszcze zmienisz zdanie - nie ukrywam, że jego
postawa bardzo mnie zirytowała. Podnoszę się z podłogi, rzucając mu
jednocześnie obrażone spojrzenie.
- Twoje
groźby nie robią na mnie większego wrażenia – odpowiada spokojnie, wracając do
szkicowania.
- Ktoś musi
być dorosły i wyznaczyć granice, a skoro ty zachowujesz się dziecinnie…
Najpierw śniadanie – decyduje, opierając ręce na biodrach, bo właśnie wpadł mi
do głowy bardzo dobry pomysł.
- Jesteś
okrutny! Nie możesz odmawiać słodyczy własnemu dziecku! – oburza się.
- Coś za
coś… Ty chcesz jeść, a ja przytulić syna - uśmiecham się złośliwie. – Więc jak
będzie?
- Nie! –
pada natychmiastowa odpowiedź.
- Mam czas.
Poczekam, aż sam do mnie przyjdziesz – czytałem, że ciężko zapanować nad
zachciankami w ciąży, a on jest zdany na moją łaskę. Jeśli będzie pożądał
słodyczy równie mocno, jak ja pożądam jego, może uda się nam wypracować jakiś
kompromis?
Przy
pierwszej okazji mówię rodzicom, że wyniki badań Eli mogłyby być lepsze. Wymaga
to naszej ścisłej współpracy, a co za tym idzie, trzeba skończyć z dokarmianiem
go czekoladą. Ta informacja nie podoba się zwłaszcza mojemu tacie, który czuje
się nieco winny. Ostatecznie to on rozpieszczał go przy każdej okazji. Przez
cały poranek zerka w kierunku złotowłosego, grając przy tym rolę prawdziwego
męczennika.
- Nie martw
się, tato. Nic mu nie będzie – staram się go pocieszyć, gdy obserwuje blondyna
przez kuchenne okna. – Gdy tylko wrócę do domu, zabiorę go na spacer.
- Wychodzisz
gdzieś? – dziwi się ojciec.
- Mam do
załatwienia pewną sprawę – odpowiadam wymijająco, by nie dzielić się z nim
szczegółami. – To nie potrwa długo. Najwyżej dwie, trzy godziny i jestem z
powrotem – obiecuję.
- Mówiłeś,
że Eli gorzej się czuje. Nie powinien być sam, a mama i ja… - Peter Ford wygląda
na mocno przejętego. Fatalnie się czuje, wykorzystując jego dobroć. Jednak
sprawy zaszły za daleko, a jak mówi stare przysłowie „na wojnie i w miłości…”
Nie wiem, czy to już miłość, lecz z pewnością wojna, którą zamierzam wygrać!
- Spójrz,
jaki jest pochłonięty pracą – przerywam jego wywód. - Nawet nie zauważy mojej
nieobecności. Ojciec mamrocze coś w odpowiedzi. Nie martw się tatku, tym razem
nie zawiodę. Obiecuję.
Tak jak
przewidywałem, chłopak przez całe przedpołudnie nie ruszył się ze swojego
miejsca. Zakradam się więc do ogrodu, by sprawdzić, jak się czuje.
Nie dziwi
mnie widok całego stosu nowych szkiców, które później dopracuje. Później… Teraz
mógłby dać się porwać na jakiś czas. A ja z wielką przyjemnością odegram rolę
porywacza.
- Co robisz?
– pytam, siadając obok niego przy stole.
- Dokładnie
to, co widzisz. Rysuję – coś mi się wydaje, że jest na mnie nieco obrażony. Nie
szkodzi. Za chwilę spróbuję zawalczyć o jego względy.
- Niedaleko
jeziora jest taka mała kawiarnia, gdzie sprzedają najlepsze lody, jakie w życiu
jadłem. Pomyślałem sobie, że moglibyśmy…
- Nie mogę
jeść lodów, Max. Jestem uczulony na mleko – przypomina mi, nie odrywając wzroku
od kartki.
-
Zapomniałem… - cały mój perfekcyjny plan szlag właśnie trafił. Przecież mówił
mi o mleku kilkanaście razy. Wyszedłem na ignoranta, który nigdy go nie słucha.
Mogę sobie pogratulować głupoty.
- Ok, żadnych
lodów. To może… - gorączkowo przeczesuję moją bazę pamięci w poszukiwaniu
czegoś, co zastąpiłoby lody.
- Nie musisz
mnie zabawiać. Nie brakuje mi atrakcji – wskazuje swoje szkice.
- Spędzamy
ze sobą za mało czasu. Powinniśmy…
- Max… - sam
sposób, w jaki wypowiada moje imię, przypomina mi nocne „koszmary”. – Wcale nie
wymagam, abyś spędzał ze mną swój cenny czas. Wiem, że dla kogoś takiego jak
ty, to byłoby wielkie poświęcenie… - ironizuje.
- Skoro nie
mogę być blisko dziecka, będę blisko ciebie – uśmiecham się triumfująco, widząc
jego skwaszoną minę.
- Zawsze
znajdziesz jakiś sposób, by choć trochę mnie podręczyć – odpiera mój atak.
- To prawda.
Zaczniemy od spaceru. Chodź – wstaję i wyciągam do niego rękę.
- Jest za
gorąco. Dostanę udaru, jeśli będę z tobą spacerować w samo południe - ten
argument brzmi zbyt rozsądnie, by się z nim nie zgodzić…
- Drażni
mnie, że ciągle masz rację – niepocieszony, obejmuję się ramionami. Chłopak
parska cichym śmiechem. Zasłania usta lewą dłonią. Jest piękny, lecz gdy się
uśmiecha, nie sposób oderwać od niego wzrok. Na jego rękach dostrzegam ślady po
wczorajszych badaniach. Nacierpiał się z mojego powodu.
- Nic na to
nie poradzę – wciąż rozbawiony moim dziecinnym zachowaniem, wraca do rysowania.
- Staram
się. Wychodzę z inicjatywą. Pomóż mi jakoś – te słowa sprawiają, że jasnowłosy
natychmiast poważnieje. Przez kilka długich sekund wpatruje się we mnie
intensywnie, by w końcu wydać wyrok.
- Możemy się
przejść wieczorem.
- Dziękuję –
zaplatam ręce na karku. Napięcie powoli opuszcza moje ciało, pozwalając mi
rozkoszować się słońcem i ciepłem. Nie było tak źle, jak zakładałem. Eli dobrze
zareagował na moją propozycję. Bałem się, że od razu odmówi. Na jego miejscu
tak właśnie bym zrobił. Zachowywałem się względem niego naprawdę okropnie. Nic
dziwnego, że stara się unikać mojego towarzystwa. Wkrótce to się zmieni.
- Zamierzasz
tu ze mną siedzieć aż do wieczora? – jego głos wyrywa mnie z zamyślenia.
- Może –
drażnię się z moim Króliczkiem. – Pójdę sobie, jeśli pozwolisz mi dotknąć
dziecka.
- Nie
pozwolę, a poza tym – nieśpiesznie wstaje – to ja muszę iść. Pora przygotować
obiad. Chyba, że chcesz mnie wyręczyć…
- A nauczysz
mnie gotować? – licytuję się z nim, ruszając w kierunku domu.
- Z
pewnością nie dzisiaj. Z tego co pamiętam, miałeś pomóc swojemu tacie
posprzątać w garażu, prawda?
- Garaż! Jak
mogłem o nim zapomnieć?! – jeśli tata odkryje, że nic nie zrobiłem, śmiertelnie
się na mnie obrazi. Odkąd pamiętam ma totalną obsesję na punkcie „wspólnej
pracy”, która zacieśnia więzi miedzy ojcem i synem. – Dzięki, Eli! Jestem twoim
dłużnikiem!
Pracowite
popołudnie bardzo szybko przechodzi w wyczekiwany przeze mnie wieczór.
Obserwuję Króliczka bardzo uważnie. Próżno doszukiwać się u niego oznak
ekscytacji, która sprawia, iż nerwowo przystępuję z nogi na nogę. Tata i mama
zajęci są sobą. To najlepszy moment, by zostawić ich samych.
- Chodźmy
już – odciągam ciężarnego od jego twórczości. Unosi na mnie swoje fiołkowe
oczy.
- Chyba nic z
tego. Szkice nie są gotowe i…
-
Dokończysz, gdy wrócimy. Proszę – odsuwam jego krzesło, by pomóc mu wstać.
- Nadal nie
rozumiem czemu tak naciskasz na wspólne spacerowanie. Przedtem tego nie
robiliśmy i też było dobrze.
Nie podoba
mi się jego nastawienie. Wiem, że w pełni zasłużyłem na brak wiary w moje nie
do końca czyste intencje, ale przecież ludzie się zmieniają. On z pewnością się
zmienił. Jest tak piękny, że aż promienieje…
- Nie
szkodzi. Chodź – oferuję mu swoją dłoń, lecz Eli ani myśli, by mnie dotknąć.
Nie ufa mi i nie rozumie, że totalnie zawrócił mi w głowie. Wzdycham ciężko,
cofając rękę i puszczając go przodem.
- Dokąd
idziemy?
- Nad
jezioro. Obejrzymy sobie zachód słońca, albo…
- Pośpiesz
się. Chcę jak najszybciej wrócić do domu – przyspiesza kroku, znacznie mnie
wyprzedzając.
Rozmowa się
nie klei. Eli wybiera jeden z pomostów i siada na deskach. Zdejmuje buty, po
czym wkłada stopy do wody. Wydaje się pochłonięty swoimi sprawami. Przełamanie
lodów jest trudne, lecz nie sądziłem, że aż tak. Liczyłem na szczerą rozmowę,
romantyczną atmosferę, nawiązanie porozumienia, wzajemne zaufanie. Przede mną
trudny orzech do zgryzienia… Dasz radę, Max. Postaraj się. To ważne.
Rozglądam
się po otoczeniu, by sprawdzić, jak radzą sobie inni. Widzę dużo rodzin z
dziećmi, spacerowiczów, zakochanych… Zwłaszcza osoby spodziewające się dzieci
przyciągają moją uwagę. Uśmiech nie schodzi im z twarzy. Radośnie oczekują
pojawienia się na świecie swoich maluszków. Wczoraj w szpitalu było podobnie.
- Jesteś
smutny… - nie ma na co czekać. Szczerość powinna pomóc.
- Hmm? –
blondyn wreszcie zwraca na mnie uwagę. – Przepraszam, mówiłeś coś?
- Co się
dzieje, Eli? – jeśli sądzisz, że spławisz mnie byle czym, to grubo się mylisz.
- Co masz na
myśli? – spogląda na mnie podejrzliwie.
- Myślałem,
że spacer sprawi ci przyjemność, ale nie wyglądasz na szczęśliwego – Do
odważnych świat należy. Albo na mnie nakrzyczy, albo się przede mną otworzy. W
najgorszej sytuacji zostanę wepchnięty do jeziora.
- Po prostu
powiedz czego chcesz, bo przecież do tego wszystko się sprowadza, prawda? –
jego słowa ranią moje ego. Ma rację.
- Niczego
nie chcę. Myślałem… - odwracam wzrok w kierunku mieniącej się tafli wody.
- Max… - o
nie, nie pozwolę na to! Jeszcze kilka sekund i znowu wyjdę na dupka.
- Zaufaj mi!
– wypalam bez zastanowienia. – Ty i ja… Żaden z nas tego nie planował, ale
stało się. Wkrótce urodzi się nasz syn…
- Albo córka
– poprawia mnie automatycznie.
- Albo córka
– z grzeczności przyznaję mu rację, choć w głębi duszy i tak wiem, że to będzie
chłopiec. – Nie zrozum mnie źle. Nie zamierzam się wybielać. Wiem, że byłem dla
ciebie okropny, ale znalazłem się w niecodziennej sytuacji. Od dawna pragnąłem
dziecka i…
- Tak, wiem.
Chcesz dziecka, a ja jestem zbędną przeszkodą – irytuje się, próbując wstać.
- Poczekaj!
– łapię go za ramię. – Daj mi dokończyć. Sam wiesz, że między nami wszystko się
zmieniło.
- Zmieniło?
Przecież nadal chcesz mi odebrać dziecko. Nie oddam ci go! Jest moje!
- Nasze. I
proszę, nie denerwuj się, bo to ci może zaszkodzić – uśmiecham się lekko, co
wzbudza w chłopaku zdumienie. Nie jest już tak skory do ucieczki. – Wiem, że to
trudne i nie oczekuję, że zaufasz mi z dnia na dzień, ale… - czuję się bardzo
zmieszany. Myśli kotłują się w mojej głowie i wydaje mi się, że mam spory
problem, by wyrażać się precyzyjnie, jednak on wydaje się mnie rozumieć i tylko
to się liczy.
- I co
teraz? – pyta, obejmując brzuszek ramionami.
- Nic.
Posiedzimy sobie, a potem wrócimy do domu. Obiecuję, że nie będę cię atakować,
jeśli ty nie będziesz atakować mnie.
- Nie
atakowałem cię, Max. Tylko się broniłem. Czasami bywasz naprawdę nieznośny.
- Potrafię
być wyjątkowo miły – bardzo ostrożnie szturcham go w bok, na co blondyn
uśmiecha się, choć niezbyt szeroko. – Nie mieliśmy jeszcze okazji, by poznać
się nieco bliżej. Na szczęście mamy sporo czasu, by nadrobić to niedopatrzenie.
Więc jak będzie? – wstrzymuje oddech, czekając na jego decyzję. – Zaufasz mi? –
wyciągam prawą dłoń w jego stronę.
- To zależy.
Zaczniesz się liczyć z moimi potrzebami? – odpowiada pytaniem na moje pytanie. Spogląda
na moją rękę, jakby była wężem. Spokojnie, Króliczku. Nie ugryzę cię. A
przynajmniej jeszcze nie teraz…
- Eli, nie
jestem zbyt domyślny. Musisz mi mówić, czego potrzebujesz, a nie zamykać się w
sobie, jak masz w zwyczaju. Sam wiesz, że zgadywanie nie jest moją mocną
stroną.
- A co jest
twoją mocną stroną? – zaskakuje mnie tym pytaniem. Czyżby chciał poznać mnie
bliżej? To miłe.
- Jestem
niezłym pisarzem – przechwalam się, dumny z moich dotychczasowych osiągnięć.
- Nie
pozwoliłeś mi przeczytać żadnej swojej książki – marszczy brwi.
- Są zbyt
brutalne, a ty jesteś wrażliwy i…
- Max, nie przesadzaj.
Nie jestem dzieckiem, tylko dorosłym mężczyzną.
- Dobrze,
już dobrze. Jesteś dorosły – i zniewalający, dodają w myślach. – Spójrz, jaki widok
– odwracam jego uwagę, wskazując na słońce, które powoli topi się w jeziorze. –
Chciałbym, abyś to namalował – rozmarzam się.
- Bez farb
olejnych? To niemożliwe… - wzdycha smętnie.
- Tęsknisz
za nimi? – odgaduję jego myśli.
- A ty byś
nie tęsknił, gdybym ci zabrał komputer?
- Zostaje
jeszcze papier i długopis – chyba zaczynam rozumieć, do czego zmierza. Szkice,
czy grafiki niezbyt mu leżą. – Chciałbym, by nasze dziecko odziedziczyło twój
talent – przyznaję otwarcie.
- A ja
chciałbym już wracać do domu. Mam wrażenie, że komary zjedzą mnie żywcem –
zakłada buty.
- Było aż
tak strasznie? – dopytuję, ciekaw jego wrażeń. Siedzieliśmy tu blisko godzinę.
Czy on także odniósł wrażenie, że minęła zaledwie chwila?
- Nie – odpowiada
enigmatycznie.
- Nie
odmówisz, jeśli poproszę o kolejny spacer? – upewniam się.
- Nie –
uśmiecha się. – Bardzo chętnie przyjdę tu ponownie.
Przez resztę
wieczoru mam wspaniały humor. Naładowany pozytywną energią w ekspresowym tempie
kończę nowy rozdział mojej krwawej sagi. Hunter, główny bohater, nawiązał w nim
więź z bratem zamordowanego mężczyzny, który obiecuje mu wspólne zwiedzanie
nawiedzonego domu. Nie jest to bezpieczne. Jego dusza może zostać zaatakowana
przez innego ducha. Tak się z resztą stanie… Napisałbym jeszcze jeden, lecz
dochodzi druga. Mój współlokator pracował na równi ze mną, a teraz oczy same mu
się zamykają.
- Eli, kładź
się, bo zaśniesz na siedząco – strofuję go.
- Za chwilę.
Muszę jeszcze…
- Już
wystarczy – biorę go za rękę i popycham w kierunku łóżka. Nie protestuje. Jest
naprawdę zmęczony. – Pójdziemy jutro na spacer? – tak bardzo kusi mnie, by już
teraz poznać odpowiedź na to pytanie.
- Na
spacer…? Nie wiem… - półprzytomny chyba nie wie, o czym mówię. Nie szkodzi. Gaszę światło i układam się na poduszce. Jest
dobrze. Jest naprawdę dobrze.
Mija kilka
długich minut, a blondyn nie potrafi ułożyć się do snu. Kręci się na łóżku,
szepcząc do dzidziusia, by dał mu spać.
- Kochanie…
Proszę cię, bądź grzecznym dzieckiem… To był taki długi dzień… Kocham cię
bardzo, ale śpij już… - niechcący zrzuca poduszkę na podłogę. Cichutko wstaję
ze swojego miejsca i podchodzę bliżej. Oddaję mu jego własność i siadam na
skraju wąskiego łóżka. Chłopak leży odwrócony do mnie plecami. Chyba się nie
zorientował, co zamierzam zrobić… Czuję nagły przypływ adrenaliny. Szumi mi w
uszach. Promieniujące ciepło jego skóry działa niczym magnes. Ostatkiem sił
odpędzam uporczywe wspomnienia wszystkich wizji, gdy kochaliśmy się namiętnie.
- Śpij, ja
zajmę się naszym dzieckiem – wstrzymuję oddech i układam dłoń na jego brzuchu.
Eli niespodziewanie kładzie się na plecach. Otwiera oczy, które pomimo
ciemności, błyszczą niczym gwiazdy. Gdybym był wędrowcem, to one wskazałyby mi
drogę do domu. A przecież to tu jest dom. Ten prawdziwy.
- Mówiłeś,
że mam ci mówić o swoich potrzebach… Wiesz, czego teraz pragnę, Max? – zagadka godna
Sfinksa…
- Cokolwiek
to jest… - przełykam głośno ślinę, bo z wrażenia zaschło mi w gardle – jest
twoje…
Łiiii, atrakcje <3 ! Najpierw pomyślałam: wesołe miasteczko (łamane przez park rozrywki), potem pokaz erotyczny ^^ Ciekawe, czy trafiłam :D
OdpowiedzUsuńChociaż znając Maxa pewnie jego atrakcje nie będą mieściły się w mojej definicji tego słowa...
UsuńP.S. oczywiście, że nie śpię, czekam <3
Pokaz erotyczny...? Mała Gąsko, cóż to za pomysł? :D To nie jest "takie" opowiadanie. Max ma być grzeczny. W przeciwnym wypadku zostanie srogo ukarany.
UsuńTwój Kitsune
No jak to, ja jestem prostolinijną gąską, a Ty wyraźnie napisałeś "atrakcje". Więc nic dziwnego, że mój umysł najpierw pokazał opcje brane dosłownie.
UsuńA że faktycznie to nie "takie" oowiadanie i Max kaszani wszystko co tylko przejdzie obok niego, to była pomyślane zaraz po tych (skromnych) marzeniach...
Eli to jeszcze dziecko. W dodatku w ciąży. Max musi być bardzo grzeczny :D A czy będzie? Zobaczymy :) Wszystko w swoim czasie :)
UsuńTwój Kitsune
Mam jakieś takie przeczucie, że te atrakcje niekoniecznie dobrze się skończą...
OdpowiedzUsuńI obeszło się bez większych spięć. Moja sadystyczna część serduszka nie jest usatysfakcjonowana >.< Za to cieszy się ta kochana część, która z całej siły trzyma kciuki za Maxa :)
UsuńNo, to teraz pytanie, co Eli będzie chciał. Stawiam na coś w stylu:
Max: "chciej seksu"
Eli: Chcę czekolady
Max: Nie!
I wracamy do kłótni xD
Aj, wredna jestem, tak im życzę xD
Moja sadystyczna część serduszka też nie jest usatysfakcjonowana. Na szczęście mam jeszcze Eryka :D
UsuńA czego będzie chciał Eli? Zobaczymy :)
Twój Kitsune
Tak jest Max!! Trzymam kciuki! Eli na pewno wymyśli coś, co z wali cię z nóg! Hahahaha cudowny rozdział :d Jak ja tęskniłam za Maksem :D
OdpowiedzUsuńPomysły Eli są niczym w porównaniu do pomysłów Maxa, ale o tym poczytacie dopiero za pewien czas :)
UsuńTwój Kitsune
Eli na swój sposób też jest wredniaczkiem, chociaż ma uzasadnienie... Max, nie poddawaj się, ale nie bądź jak piesek !!! :) MB
OdpowiedzUsuńMax jako piesek? Dobry żart. Ty nawet nie zdajesz sobie sprawy do czego "tatuś" jest w stanie się posunąć :D
UsuńTwój Kitsune
zakładam, że mnie uświadomisz w tej mierze ...Kitsune :) MB
UsuńZa jakiś czas z pewnością :)
UsuńTwój Kitsune
Nie wiem, czy Max będzie w stanie spełnić dosłownie każdą zachciankę Eli, ale niech się stara i da z siebie wszystko :) Kitsune, dlaczego Ty zawsze kończysz w takich momentach? Przecież ciekawość mnie zje od środka.
OdpowiedzUsuńA.
Dlaczego? Bo jestem wredny :D A tak na poważnie to musiałem napisać ten rozdział od zera, bo poprzednia wersja mi się nie podobała. Nie starczyło czasu na więcej. Co nie oznacza, że nie wrócimy do tematu :D
UsuńTwój Kitsune
O rany! Cudowny rozdział *^* Strasznie się cieszę, że zaczynają się w końcu do siebie przekonywać <3 Max, oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńA kto pisze nowy rozdział? No kto? :D
UsuńMax działa dalej. Wrzucę, gdy skończę :)
Twój Kitsune
Świetnie rozegrane. W końcu są na dobrej drodze do zrozumienia siebie nawzajem. Trzymam mocno kciuki! :) Ale Max to Max, a Eli to Eli, więc pewnie jeszcze nie jedno się wydarzy :) Pisz Kitsuś pisz, bo nie mogę się doczekać co będzie z nimi dalej.
OdpowiedzUsuń//Mika
Tak, tak, Max już wszystko rozumie :P Chyba :D Mam już połowę nowego rozdziału, więc będzie na dniach.
UsuńTwój Kitsune
Hej! Chcę ciąg dalszy! No jak tak można.. Niegrzeczny lis :) Eli co chcesz? Max zrobi wszystko, chcę się o tym przekonać :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :) pisz szybko :3
Niegrzeczny? Ja? Jestem uosobieniem bycia słodkim i uroczym :D
UsuńNowy rozdział już w połowie gotowy, więc pojawi się niedługo.
Twój Kitsune
Oby w końcu jakoś się dogadali :)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńno Max staraj się, staraj się... i nie irytuj się bo to odstrasza Eli'ego, ach a ten początek...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Max staraj się teraz... trzeba było nie być takim, więc teraz to się staraj...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga