środa, 1 lutego 2017

Rozdział IX

„Kai


- Nie wrócisz na noc do domu? Dlaczego? - zszokowany przyglądam się mamie, która maluje usta cielistą szminką.
- Jared ci nie mówił? Wybieram się na przyjęcie do burmistrza razem z jego rodzicami. Myślałam, że wiesz – wydaje się zmartwiona takim obrotem sytuacji. - Roztrzepany z niego chłopak. Ostatnio tylko nauka mu w głowie. Ucieszyłam się na to wyjście, bo wspominał, że macie swoje plany na sobotę.
- To jeszcze nic pewnego – mruczę w odpowiedzi, spuszczając wzrok.
- Nic pewnego? - mama podchodzi bliżej i pochyla się nade mną, by spojrzeć mi prosto w oczy. - Za dobrze cię znam. Coś ukrywasz...
- To nie moja wina, tylko Jareda! Namówił mnie na spotkanie z Blue. Jedziemy do hotelu Białe Mewy – wyznaję wszystkie przemilczane grzeszki.
- Ty i Jared... I ten internetowy chłopak? Nie wydaje mi się, że to dobry pomysł. Dorze to przemyślałeś?
- Nie. On... wymusił to na mnie! Co miałem zrobić? Zgodziłem się, ale tak bardzo się boję! Co zrobię, jeśli to Blue okaże się tym jedynym? Jak spojrzę Jaredowi w twarz? I co mam powiedzieć Blue? - wpadam w panikę, którą moja rodzicielka zdaje się podzielać.
- Skoro tak, to może lepiej to odwołaj.
- Nie mogę!
- Nie możesz, czy nie chcesz?
- Mamo, jeśli tam nie pojadę, Jared uzna, że tylko bawię się jego kosztem.
- Ma rację. Od początku ci mówiłam, że powinieneś z nim być, prawda?
- Wtargnął siłą do mojego życia, powywracał wszystko do góry nogami i jeszcze się rządzi. Kocham Blue. Jest dla mnie bardzo ważny, ale...
- Jareda też kochasz... - kończy za mnie zdanie.
- Kocham... Mamo, co ja mam zrobić? Jak z tego wybrnąć? To dzieje się za szybko. W przyszłym tygodniu są egzaminy, a potem operacja. Nie dam sobie rady, jeśli stracę ich obydwu!
- Kai, synku. Nie martw się. Wszystko będzie dobrze – pociesza mnie, mocno przytulając.
- Tak bardzo chciałbym ci wierzyć – jęczę w odpowiedzi.
- Dzień dobry – na dźwięk jego głosu, od razu uwalniam się z bezpiecznych mojej rodzicielki.
- O wilku mowa – Alison uśmiecha się promiennie. - Nie powiedziałeś Kaiowi o przyjęciu – wypomina mu.
- Przepraszam, zapomniałem – chłopak udaje potulnego.
- Synku, nie muszę tam iść. Jeśli wolisz, żebym...
- Wykluczone! - przerywa jej Jared. - Kai nie będzie dłużej chować głowy w piasek. Pojedzie ze mną.
- A jeśli ten cały BleuMoon nie przyjdzie? - pyta mama.
- Proszę się nie martwić. Zadbałem o to, abyśmy się nie nudzili, prawda? - posyła mi wymowne spojrzenie, pod wpływem którego moja krew zdaje się wrzeć.
- Ufam, że załatwicie to między sobą. Zadzwonię – kobieta pośpiesznie całuje mnie w policzek. A ty – zwraca się do brązowookiego – masz się nim zaopiekować, jasne?
- Obiecuję – uśmiecha się pewny siebie.
- To lecę! - spóźniona mama macha nam z samochodu, znikając za zakrętem.
- Co tu robisz tak wcześnie? - zadaję pierwsze lepsze pytanie, by przerwać ciszę, jaka zapanowała.
- Tęskniłem za tobą – wyciąga rękę i dotyka mojego policzka.
- Prze-Przestań – strącam jego dłoń.
- Denerwujesz się? Nie ma czym. Wystarczy, że mi zaufasz i...
- Jared! To nie są żarty, a życiowe wybory! Ja...! - czuję bolesny ucisk w klatce piersiowej.
- Dokładnie, to nie żarty. Od dziś oficjalnie będziesz mój. Duszą i ciałem.
- Albo jego... - dodaję cichutko. Ostatnia uwaga nie przypadła mu do gustu, bo łapie mnie mocno za ramiona i całuje z pasją. W tej chwili zgodziłbym się na wszystko.
- Mój – powtarza, kierując się w stronę kuchni. - Wyjeżdżamy w południe. Pomogę ci się spakować. Egzaminy są dopiero w środę. Możemy zostać w hotelu aż do wtorku. Co ty na to?
- Do wtorku?!
- Liczę, że spodoba ci się to, co będę z tobą robił – puszcza do mnie oko.
- Nie pójdę z tobą do łóżka! To absolutnie wykluczone! - krzyczę.
- Łóżko odpada? - wzdycha. - Trudno. Podłoga też będzie ok.
- Nie, nie będzie! - irytuje mnie fakt, że mówi takie rzeczy, jednocześnie przygotowując śniadanie! Czy dociera do niego fakt, że nie pozwolę, aby mnie rozebrał i dotykał?
- Kai, ja już postanowiłem. Później mi podziękujesz, zobaczysz. Zjesz tosta? - podaje mi parujący kubek świeżej kawy, który ignoruję.
- Straciłem apetyt – odpowiadam mu, po czym wracam do swojego pokoju. Ostrożnie schodzę z wózka i siadam na dywanie. Jeszcze raz przeglądam ostatni mail od Blue... Napisał, że nie może się doczekać. Dlaczego to wszystko jest tak cholernie trudne? Zrezygnowany chowam twarz w dłoniach. Znajome kroki odbijają się cicho od parkietu. Jared siada obok mnie i obejmuje ramieniem. Gdy próbuję je odsunąć, ponownie atakuje moje usta. Tym razem jest znacznie delikatniejszy. Sprawia mi przyjemność pieszcząc językiem wrażliwe wargi. Opiera mnie o materac i kontynuuje natarcie. Jego palce zakradają się pod moją piżamę. Ten dotyk, chodź obcy i zupełnie niespodziewany, wydaje mi się bardzo naturalny. Dłonie ukochanego, który zawsze o mnie dbał, obejmował mnie nimi, chronił. Czy w obliczu miłości, którą do niego czuję, te kilka blizn naprawdę coś znaczy?
- Kocham cię – szepcze, dodatkowo łaskocząc naelektryzowaną skórę. - Powiedz, że kochasz mnie bardziej od niego i spędzisz ze mną dzisiejsza noc – nalega, skubiąc ustami moją szyję.
- Ja... - wredne myśli uciekają mi z głowy. Nie potrafię się skupić, gdy robi takie rzeczy.
- Ty? - jego wargi schodzą jeszcze niżej.
- Jared! - otwieram szeroko oczy, czując jego zwinny język sunący po moim sutku.
- Spokojnie... Nie szarp się tak... - zatapia palce w moich kręconych włosach. - Kochasz mnie? - pyta, wwiercając się pociemniałymi od pożądania tęczówkami wprost w moją duszę.
- Tak.
- Bardziej niż jego? - dopytuje.
- Znacznie bardziej – przyznaję mu rację, mocno zawstydzony.
- Pojedziesz ze mną do hotelu?
- Tak.
- Dziękuję. To wiele dla mnie znaczy. A teraz zjedz śniadanie. Mam wobec ciebie poważne plany, ale gdy tak na mnie patrzysz, trudno mi się pohamować.
- Sam zacząłeś – celowo go drażnię, licząc na to, że zmieni zdanie.
- Potrzebowałeś tego.
- Potrzebowałem?
- Moje argumenty do ciebie nie docierają. Zgodziłeś się. Więcej do szczęścia nie jest mi potrzebne – uśmiecha się czule, całując mnie w kącik ust. - Jesteś taki słodki.
- Słodszy niż twoja ulubiona kawa z cukrem?
- Słodszy od samego cukru.
- Jared?
- Tak?
- Jak mam mu o tym powiedzieć?
- Jak to jak? Zwyczajnie. Kochasz mnie bardziej i chcesz ze mną być.
- A jeśli...
- Cokolwiek się wydarzy, będę przy tobie. Nie zostawię cię ani na chwilę samego. Jesteś na mnie skazany do końca życia.
Jego słowa sprawiają, że oczy mimowolnie zachodzą mi łzami. Rzucam mu się na szyję, szczęśliwy jak nigdy wcześniej. Nie sądziłem, że nadejdzie taki dzień. Czuję się tak, jakbym wygrał wszystkie puchary jednocześnie. Moje serce i ciało rwą się do niego. Niech mnie tak trzyma i nigdy nie puszcza.
- Mógłbym cię tak tulić godzinami, ale powinniśmy się zbierać.
- Nie jedźmy. Zostańmy w domu – żebrzę.
- Nie.
- Nie bądź taki zasadniczy. Mojej mamy nie będzie aż do jutra...
- Kusisz mnie? - zaczyna się śmiać.
- Nie to miałem na myśli! - bronię się.
- Jedziemy do hotelu – niechętnie zaczyna zapinać guziki, które jeszcze chwilę temu pozwolił sobie odpiąć.
- Nic nie mogę zrobić, by cię przekonać?
- Mógłbyś zrobić bardzo wiele, wierz mi... Jednak wolę zaczekać, aż nikt nie będzie nam przeszkadzał.
- Jesteś pewny, że tego chcesz? - pytam, spuszczając wzrok. - Jeśli o mnie chodzi nie musimy...
- Masz pojęcie jak bardzo cię pożądam? - odpowiada pytaniem na moje pytanie. - Kocham cię takiego jaki jesteś. Wiem, że mi nie wierzysz, ale po dzisiejszej nocy to się zmieni. Zobaczysz.
- Jesteś zbyt pewny siebie.
- A ty wyjątkowo pyszny, aż chciałbym cię zjeść – przesuwa palcem wskazującym po moim podbródku. - Pomóc ci się ubrać?
- Poradzę sobie.
- Jedno twoje słowo i... - ponownie wsuwa swoje dłonie pod moją piżamę.
- Jared!
- Dobrze, idę zrobić śniadanie.

- Jak ci się podoba? Wybrałem pokój z największym łóżkiem i widokiem na ocean. Cieszysz się?
- Tak, cieszę – przytakuję mu.
- Nie wyglądasz na szczególnie usatysfakcjonowanego. Jeśli wolałbyś inny apartament, to...
- Nie, ten jest ok – przywołuję na twarz nieco wymuszony uśmiech. Została niecała godzina... W środku cały się trzęsę. Nie wyobrażam sobie tej sceny. Naprawdę go kochałem. Jak mam mu powiedzieć, że to nasze pierwsze, a zarazem ostatnie spotkanie w życiu? Gdybym był na jego miejscu Blue, uznałbym to za wyjątkową podłość. Jeszcze kazałem mu przyjeżdżać tutaj tylko dlatego, bo Jared chce zaciągnąć mnie do łóżka. Jako jedyny wygląda na zrelaksowanego. Rozpakowuje nasze rzeczy, ciągle się do mnie uśmiechając. Dłużej tego nie zniosę!
- Kai, wszystko w porządku? - w dodatku zachowuje się tak, jakby czytał w moich myślach...
- Chciałbym pobyć trochę sam, więc jeśli nie masz nic przeciwko, to...
- Sam? Mam sobie pójść?
- Nie, zostań. To ja sobie pójdę.
- Jesteś pewny? Widziałeś, że jest tu raczej pusto.
- Pojadę na molo i poczekam na Blue. W razie czego zadzwonię.
- Kai... W twoim stanie nie powinieneś się przemęczać - zaczyna zachowywać się jak moja matka, lecz jestem nieugięty.
- Będziesz mnie widzieć z okna. Nie martw się. Wielokrotnie powtarzałeś, że mamy się dobrze bawić.
- Nie wykorzystuj moich własnych słów przeciwko mnie. Dobrze wiesz, że nie to miałem na myśli.
- Cokolwiek miałeś na myśli, będzie musiało poczekać. Niedługo wrócę – naciskam na klamkę i wyjeżdżam na korytarz.
Już po kilkunastu minutach udaje mi się dotrzeć na molo. Nikogo tu nie ma. To dobrze. Wielkie szare fale, krzyk mew... Siadam na ławce i odpycham wózek na bok. To wszystko wydaje mi się surrealistyczne. Jakiś czas temu cieszyłbym się na to spotkanie. A teraz... Wbiję nóż w plecy niczego nieświadomemu Blue, który był dla mnie niesamowitym oparciem. Rozśmieszał, gdy było mi smutno. Wspierał. Żartował. To pierwsza osoba, która zaprzyjaźniła się ze mną od czasu wypadku. Zaakceptował mnie takiego, jakim jestem. Potrafił pisać maile przez całą noc, jeśli tego potrzebowałem. Poświęcił mi czas, okazał serce... A ja? Czym mu się odwdzięczyłem? Poczucie winy i uczucia, których nie umiem dłużej odwzajemniać bardzo mnie bolą. Wścieknie się. Może nawet zechce mnie pobić. Gdybym był na jego miejscu tak właśnie bym zrobił.
Telefon w mojej kieszeni zaczyna wibrować. Dostałem maila. Spoglądam na wyświetlacz. Jest od Blue...

„Gotowy na nasze spotkanie?”

Czy jestem gotowy? Pewnie nie, lecz jest za późno by się wycofać. Musi być gdzieś blisko...
Wiatr przegania chmury. Moją twarz oświetlają ciepłe promienie jesiennego słońca, których się nie spodziewałem. Taka piękna pogoda, a grobowa atmosfera... Za plecami słyszę kroki, odbijające się od drewnianego podestu. Przyjechał...  Serce bije mi tak mocno, jakby miało wyrwać się z piersi. Powolnie odwracam się w jego stronę.
- Co tu robisz? Miałeś poczekać aż wrócę... - nieco zawiedziony przyglądam się Jaredowi, który siada obok mnie na ławce.
- Kai, spójrz na mnie – nigdy wcześniej nie widziałem, by był równie poważny.
- To nie jest dobry moment. Wiesz która godzina? - spanikowany wpatruję się w opustoszałą plażę.
- Kai... Nikt więcej nie przyjdzie. To na mnie czekałeś.
- Nie jestem w nastroju na żarty!
- To nie jest żart. Przed chwilą wysłałem do ciebie maila. Odczytałeś go, prawda?
- Nie... - czuję jak cała krew odpływa z mojego ciała.
- Marzyłem o tym od chwili, w której się poznaliśmy – uśmiecha się do mnie i bierze za rękę.
- Niemożliwe! Nie! - odsuwam się od niego najdalej, jak to możliwe.
- Kai, spokojnie... Wszystko ci wytłumaczę – spogląda mi prosto w oczy. Chyba nie takiej reakcji się spodziewał. Ponownie próbuje mnie dotknąć, ale nie daję mu takiej możliwości. Gdybym tylko mógł, uciekłbym jak najdalej stąd!
Jak on mógł tak ze mnie zadrwić?! Jak mógł?! Od samego początku bawił się mną... W dodatku grał na dwa fronty, a ja, jak ostatni idiota, tak bardzo go pokochałem... Czułem, że to się tak skończy! Pewnie rozpowiedział wszystkim, że przywiózł mnie tutaj tylko dlatego, że dałem się podejść jak dziecko. Wmówił mi, że pójdziemy do łóżka, że mnie kocha... Jak mogłem być tak zaślepiony?!
- Kai... - siłą przytula mnie do siebie.
- Puszczaj! Nie dotykaj mnie! - walczę ze wszystkich sił, ale on jest znacznie silniejszy.
- Nie płacz, proszę... Nie gniewaj się na mnie... Ja ci to wszystko wytłumaczę, przysięgam – skrucha w jego głosie zupełnie mnie dobija. Mam nadzieję, że jest z siebie zadowolony. Zrobił coś, co nawet ojcu się nie udało. Złamał mnie...

Nie mam pojęcia jak znalazłem się z powrotem w hotelu. Wiem tylko, że leżę na łóżku, otulony ramionami kłamcy...
- Puść – powtarzam tysięczny już raz.
- Nie.
- Puść – nie ustępuję.
- Najpierw dasz mi szansę, abym mógł ci wszystko opowiedzieć. Nie chcesz poznać prawdy?
- Puść.
- Kocham cię – bez zastanowienia uderzam go łokciem prosto w żebra.
- Ała! Za co? - zaczyna się śmiać. Mimo wszystko obracam głowę. Wolę mieć pewność, że nie wyrządziłem mu żadnej krzywdy. Brązowooki natychmiast to wykorzystuje. Obraca mnie twarzą w swoją stronę. - Mam wielką ochotę cię pocałować, ale pewnie byś mnie pogryzł, prawda? - żartuje.
- Spróbuj i sam się przekonaj – prowokuję go.
- Kai, nie bądź taki... Przecież wiesz, że jesteś sensem mojego życia. Gdy zachowujesz się tak niesprawiedliwie, sprawiasz mi wielki ból.
- I bardzo dobrze! - odpowiadam wojowniczo.
- Proszę, możesz mnie pobić, jeśli to przyniesie ci ulgę – udaje bezbronnego.
- Nie będę cię bił. Chcę wrócić do domu. Teraz.
- Dlaczego? Pokochałeś mnie bardziej niż BlueMoon...
- Nie będę o tym rozmawiać! - siadam zbyt gwałtownie na łóżku, za co przychodzi mi zapłacić dość wysoką cenę. Syczą z bólu, opadając na miękkie poduszki.
- Skarbie, nic ci nie jest? Połóż się na brzuchu. Pomasuję ci plecy.
- Nie życzę sobie, abyś mnie dotykał! - ponowny wybuch gniewu tylko pogarsza mój stan. Jared nie reaguje na moje protesty i obraca niczym bezwolną kukiełkę. Tym właśnie dla niego byłem. Zabawką... Cóż za ironia losu. Z jednej strony przynosi mi tak wielką ulgę, a z drugiej niewyobrażalne cierpienie.
- Pamiętasz dzień, w którym się poznaliśmy?
- To był poniedziałek.
- Nie o tym dniu mówię – zaczyna się cicho śmiać, choć słyszę nerwowość w jego głosie. - Wszedłem na forum internetowe. Byłeś tam bardzo popularny. Wiele osób prosiło cię o radę. Wszystkim chętnie doradzałeś w kwestii ćwiczeń i treningów. Jednak ja zwróciłem uwagę na coś jeszcze. Jako miejsce zamieszkania podałeś miejscowość, do której wkrótce miałem się przeprowadzić. Zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, poznawać się bliżej. Z początku nawet tego nie zauważyłem. Bezustannie wpatrywałem się w ekran telefonu, czekając na twoje wiadomości. Im bliżej było wyjazdu, tym bardziej chciałem ci powiedzieć. Już wtedy bardzo cię kochałem.
- Kłamiesz.
- Nie kłamię. Możesz zapytać moich rodziców, jeśli chcesz. Byłem w tobie tak bardzo zadurzony, że wymusiłem na nich wcześniejszy wyjazd. Zgodzili się w zamian za pomoc przy pakowaniu rzeczy. To był koszmar, ale ja tak tego nie postrzegałem. Myślałem tylko o tym, że jeszcze kilka godzin i będziesz obok.
- Takie bajki opowiadaj Alison, pewnie uwierzy. Od początku postrzega cię jako chodzący ideał – coraz bardziej przeszkadza mi jego dotyk, ale on ani myśli przestać.
- Wytrzymaj jeszcze trochę.
- Nie chcę. Zabierze ręce.
- Wiedziałem, że będziemy uczęszczać do tej samej klasy – kontynuuje swoją historię, delikatnie uciskając kręgosłup. - Od razu cię rozpoznałem. Ułamek sekundy... Twoje oczy spotkały się z moimi. Pomyślałem, że to przeznaczenie. Dopiero później zauważyłem, że poruszasz się na wózku. Byłem na ciebie tak wściekły. Wydawało mi się, że wiem o tobie wszystko, a ty... Zaskoczyłeś mnie. Przez kilka dni nie potrafiłem dojść do siebie. Zacząłem żałować pochopnej decyzji o przeprowadzce. W domu jeszcze raz przeczytałem wszystkie twoje wiadomości. W mailach byłeś wesoły i otwarty, a w szkole smutny i zamknięty w sobie.
- Jestem pełen sprzeczności – kpię.
- Masz rację, jesteś. Postanowiłem więc, że poznam twoją tajemnicę i wtedy zdecyduję. Jednak gdy banda tych idiotów prawie cię zabiła... Nigdy w życiu nie bałem się tak bardzo jak w tamtej chwili... Tak naprawdę powinienem być im wdzięczny.
- Wdzięczny? To wszystko tłumaczy...
- Daj mi skończyć. To dzięki ich wybrykowi zrozumiałem, że kocham cię ponad wszystko i zrobię co w mojej mocy, abyś był tylko mój. Nie przewidziałem jednego.
- Czego?
- Że wybierzesz jego, a nie mnie. Wiesz jak się czułem, gdy pisałeś mi te wszystkie rzeczy? Zazdrościłem sam sobie. Twoje słowa powinny być skierowane do mnie i nikogo innego.
- Oszukiwałeś mnie, więc jakie to ma teraz znaczenie? To nic nie znaczyło.
- Nie mów tak! - irytuje się.
- Puść mnie – tym razem spełnia moją prośbę. Gdy tylko siadam na łóżku, od razu pojawia się obok.
- Odpocznij – poprawia poduszki, by było mi wygodniej.
- Chcę wrócić do domu – przypominam mu.
- Nie dzisiaj.
- Jeśli mnie nie odwieziesz, zadzwonię po mamę.
- I zepsujesz jej pierwszy wieczór, w którym wreszcie zdecydowała się wyjść do ludzi?
- To zadzwonię po taksówkę.
- Zapłacisz fortunę.
- Nie dbam o to!
- Kai... Postaraj się mnie zrozumieć. Zdobycie twojego zaufania nie było proste. Gdybym ci wtedy powiedział, odsunąłbyś się ode mnie tak jak teraz.
- Dziwisz mi się? Miałeś wiele okazji, by powiedzieć prawdę. Nie zrobiłeś tego, bo lubisz bawić się moim kosztem – nie żałuję mu gorzkich słów. Jared popycha mnie na poduszki i całuje. Z początku mam ochotę wykorzystać jego własny pomysł i poznęcać się nad bezbronną dolną wargą, ale potem uświadamiam sobie, że to już koniec. Nasz ostatni pocałunek...
- Chciałem ci powiedzieć w czasie pobytu w Los Angeles. Byłeś wtedy taki szczęśliwy. Zrezygnowałem, bo plecy cię bolały, a potem pojawił się twój ojciec. To nie jest takie łatwe, jakim się wydaje... - ponownie ociera się wargami o moje wargi, lecz tym razem nie reaguję. - Spróbuj rywalizować sam ze sobą o miłość ukochanego, to może lepiej mnie zrozumiesz. Masz rację, powinienem zrobić to szybciej, ale ty nie potrafiłeś wybrać. Kochałeś mnie, kochałeś jego... Wierzysz mi?
- Nie wiem... - wzdycham, a on zaczyna spacerować po pokoju.
- Przepraszam. Gdybyś jednak nie otworzył się przed BlueMoon, nie otworzyłbyś się przede mną.
Ma rację... We wszystkim. Najgorsze jest jednak to, że moje zdradzieckie serce wiedziało... Od samego początku... Wystarczyło, że nasze oczy się spotkały. A ja sądziłem, że można kochać dwie osoby jednocześnie... Przecież to fizycznie niemożliwe! A przynajmniej nie w taki sposób, nie miłością, która rozsadza mnie od środka.
- Wybaczysz mi? - wyrywa mnie z zamyślenia.
- To zależy – wciąż udaję obrażonego, by zyskać odrobinę przewagi, którą zamierzam użyć przeciwko niemu.
- Zależy? - powtarza po mnie z nadzieją. - Od czego?
- Od wielu rzeczy – sprytnie okładam dłonie w piramidkę.
- Na przykład? Zrobię co zechcesz.
- Wszystko? - upewniam się.
- Wszystko – jest zdenerwowany. To będzie łatwiejsze niż odebranie dziecku cukierka.
- Podejdź do mnie – wskazują mu miejsce obok łóżka. Bez słowa spełnia moje polecenie. To może być naprawdę niezła zabawa.
- I co teraz?
- Waham się – przyznaję. - Mógłbym ci kazać biegać nago po plaży, albo...
- Nago? Skoro chcesz – posyła mi złośliwy uśmieszek, zaczynając się rozbierać.
- Jared, co robisz? Ja tylko żartowałem!
- A ja nie – rzuca sweter na ziemię i zaczyna rozpinać guziki koszuli. - Wiesz co jest najlepszym lekarstwem na kłótnie w związku? Seks na zgodę – podpowiada mi, sięgając do paska swoich spodni.
- My nie jesteśmy w związku!
- Hmm... Chyba pora na wdrożenie technik perswazji.
- Nie! - czerwienię się po same uszy, gdy ściąga z siebie spodnie.
- Rumienisz się, mój kochany. To pewnie dlatego, że jest ci gorąco. Masz na sobie zdecydowanie za wiele ubrań – wskakuje na łóżko i pochyla się nade mną, zaczynając mnie łaskotać. - Widzisz, umiem sobie z tobą poradzić w każdej sytuacji – łapię go za nadgarstki i spoglądam prosto w oczy.
- Kocham się, Jared.
- Ja ciebie też.

Jest połowa stycznia. Od ponad tygodnia jestem w szpitalu. Zdążyłem się zadomowić w tym niewielkim pokoju, który przez najbliższe miesiące będzie moim domem. Najbardziej doskwiera mi brak sąsiedztwa oceanu tuż za oknem i tęsknota za moim chłopakiem. Nie widziałem go od kilku dni. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że trafiłem do szpitala akurat w czasie egzaminów semestralnych. Jared nie może ich opuścić, jeśli chce ukończyć szkołę w terminie.
Ostatnie tygodnie, które spędziliśmy razem, były najszczęśliwszym okresem w moim dotychczasowym życiu. Chociaż pod koniec praktycznie nie wstawałem z łóżka, bo ucisk na nerwy zdawał się nie do wytrzymania, to i tak niczego nie żałuję. Wprost przeciwnie, mógłbym cierpieć znacznie bardziej, by móc spędzić z nim jeszcze kilka chwil.
Rano czeka mnie operacja... Pomimo licznych zapewnień doktora Nedda, mamy oraz Jareda, nie umiem uwolnić się od strachu. Zasnąć też nie umiem. Otulam się szczelnie ramionami i obserwuję jak wskazówki na wielkiej tarczy szpitalnego zegara przesuwają się krok na krokiem, nie wydając przy tym żadnego dźwięku. Dopiero pierwsza... Do zabiegu zostało osiem godzin...
Ktoś otwiera drzwi od mojego pokoju. Zamykam oczy, udając, że śpię. Pielęgniarki już jakiś czas temu sprawdzały jak się czuję. Powinny wrócić dopiero rano. Czyjaś dłoń ostrożnie przeczesuje moje włosy. Unoszę powieki, zaskoczony tym gestem.
- Cześć – mój chłopak pochyla się nade mną i całuje w policzek.
- Co tu robisz? Miałeś przyjechać jutro!
- Cii... Bo nas usłyszą – zaczyna rozpinać kurtkę, którą odkłada na fotel. - Chyba nie liczyłeś na to, że zostawię cię samego, prawda?
- A egzaminy?
- Zdałem. Posuń się trochę – kładzie się obok mnie i chowa w swoich bezpiecznych ramionach.
- Dziękuję, że przyjechałeś.
- Nic by mnie nie powstrzymało – całuje mnie po twarzy. - Boisz się?
- Bardzo.
- Niepotrzebnie. Wszystko...
- … będzie dobrze.
- Dokładnie tak – muska moje usta swoimi.
- Nie odchodź – wczepiam się w niego palcami, by był jeszcze bliżej.
- Nie odejdę. Będę tu tak długo, aż poczujesz się lepiej. Wynająłem pokój w hotelu naprzeciwko, ale liczę na to, że pozwolisz mi tu spać – śmieje się.
- Nigdy cię nie puszczę.
- Ja ciebie też nie. Pierwszy raz włamałem się do szpitala.
- Jared? - odzywam się po chwili milczenia, bo przypomina mi się coś bardzo ważnego.
- Tak?
- Mógłbyś podać mój telefon?
- Oczywiście, skarbie – wręcza mi smarftona, który leży na stoliku przy łóżku.
- Mam nadzieję, że nie wysyłasz sekretnych wiadomości do kogoś innego. Serce pękłoby mi z rozpaczy.
- Nie, to wiadomość do ciebie – uśmiecham się, oddając mu urządzenie. - Napisałem do ciebie maila, ale wolno ci go przeczytać tylko wtedy, gdyby coś mi się stało.
- Kai, nie opowiadaj bzdur! Nic ci nie będzie! - pociesza mnie, choć nie ukryje bezsilności i napięcia, które wyczuwam w jego ciele.
- To dla mnie bardzo ważne. Jeśli... - głos mi się łamie. - Jeśli coś pójdzie nie tak... Tylko wtedy wolno ci to przeczytać. W przeciwnym wypadku skasujesz wiadomość, jasne?
- Odmawiam.
- Jared, proszę cię. Obiecaj mi to – wpatruję się w niego załzawionym wzrokiem.
- Dobrze, obiecuję. Przysięgam, tylko przestań pleść takie bzdury.
- Dziękuję – układam głowę na jego ramieniu. - Wiesz, że za kilka miesięcy rozpoczynamy studia? - zmieniam temat.
- Wiem. Tak się składa, że powoli rozglądam się za domem niedaleko uniwersytetu.
- Dlaczego za domem? Nie chcesz mieszkać w akademiku?
- Jesteś zbyt głośny w czasie seksu. Nie chcę, by inni studenci słyszeli jak dochodzisz.
- Jak możesz mówić takie rzeczy! - oburzam się, wywołując wesołość na jego twarzy.
- Powinieneś widzieć swoją minę. Aż żałuję, że jest tak ciemno. Z przyjemnością zrobiłbym ci teraz zdjęcie.
- I dołączył do kolekcji „żenujące momenty Kaia”.
- Dobry pomysł, skarbie. Może tak zrobię.
- Jesteś okropny!
- A ty i tak kochasz mnie ponad wszystko.
- Tak.
- Ja też cię kocham. Dlatego uważam, że powinniśmy kupić dom, psa, kota, założyć firmę – wylicza.
- Ta lista nie ma końca?
- Jest wiele rzeczy, które chcę robię tylko z tobą. Jedną z nich jest na przykład seks w szpitalu. Masz ochotę?
- Nie!
- Nie chodziło mi o dzisiejszą noc, lecz o inne, które tu z tobą spędzę.
- Masz pojęcie, że tuż za rogiem co najmniej trzy pielęgniarki mają właśnie dyżur?
- Będziesz musiał być bardzo cichutko.
- Sam bądź cichutko – wpijam się ustami w jego usta.
- Kotku, wiesz co z tobą zrobię, gdy będzie już po wszystkim? - szepcze mi do ucha.
- Nie mów... Wolę niespodziankę.
- I to nie jedną.
- Jared?
- Tak?
- Dziękuję. Za wszystko.
- Nie dziękuj. Najlepsze chwile dopiero przed nami. A teraz spróbuj zasnąć, dobrze? Nie wyglądasz najlepiej. Kiedy ostatnio przespałeś całą noc?
- Kiedy byłeś obok...
- Teraz jestem obok. Zamknij oczy. Będę tu aż się obudzisz.
On zawsze dotrzymuje obietnic. Obojętne czego dotyczą.