„Bezsenne Noce”
Plany Eli
zostały pokrzyżowane nagłym pojawieniem się pani Gertrudy, która jest
najbliższą przyjaciółką mojej mamy. Uzbrojona w talerz własnoręcznie
przygotowanych słodkości, przywitała blondyna ciepłym uśmiechem. Najwidoczniej
wpadli na siebie, gdy ten wychodził z domu, bo nie słyszałem dzwonka.
- Mój drogi,
jak dobrze, że cię widzę! – kobieta odstawia ciastka na stół, po czym mocno
obejmuje ciężarnego, a następnie kieruje swój wzrok na jego brzuch. – Jak się
ma wasze maleństwo?
- Dobrze,
dziękuję – szepcze chłopak, szukając u mnie wsparcia. Nic z tego. Chciałeś
pobyć z daleka ode mnie, więc pobędziesz.
- Dzień dobry
– witam się przelotnie ze starszą panią.
- Max, jak
miło cię widzieć – emerytka odpowiada uśmiechem na mój uśmiech, po czym mnie
również mocno ściska. Muszę się nieco nachylić, by mogła mnie objąć za szyję. –
Umówiłam się z Pamelą, że wpadnę, jak tylko załatwię wszystkie sprawy,
dotyczące cateringu. Nie macie nic przeciwko, jeśli pozawracam wam chwilę
głowę? – dopytuje.
- Ależ skąd.
Eli, dotrzymasz towarzystwa naszej sąsiadce? Muszę na chwile wyskoczyć do
warsztatu. Dostawca przywiózł części, na które tata od dawna czekał – to
kłamstwo, które bardzo gładko przechodzi mi przez usta. Dobrze wiem, co będzie
dalej. Pani Gertruda każe sobie zrobić herbatę, a potem wepchnie w niego otrębowo-orkiszowe
„pyszności”. Marzył o słodyczach, a teraz będzie ich miał w nadmiarze. I
wszystkie tylko dla niego… Niech je. Może dzięki nim bardziej doceni to, co mu
daję.
-
Oczywiście. Proszę – usłużnie odsuwa jej krzesło, unikając przy tym mojego
wzroku. Wygląda na zawiedzionego. Wcale mu się nie dziwię.
- Bawcie się
dobrze – uśmiecham się do niego złośliwie, ewakuując się z tego okrętu.
Mając
popołudnie tylko dla siebie, postanawiam spędzić je tak, jak spędziłbym je razem
z Eli, gdyby nie był wrednym uparciuchem. Idę na spacer nad jezioro, a także
kupuję najpyszniejsze lody, jakie ostatnio jadłem. Skoro woli Freddiego, to
niech on go rozpieszcza. Zasłużył na karę w postaci ohydnych ciastek.
Mój pobyt w
kawiarni znacznie się przedłuża. Piję kawę i przeglądam gazety, ciesząc się zasłużonym
relaksem, który co rusz przerywany jest pojawieniem się małych dzieci oraz ich
rodziców. Jest gorąco, a maluchy są żądne ulubionego deseru. Swojemu synkowi
także nie odmówiłbym żadnej przyjemności…
No właśnie, mój synek… Mój, nie Freddiego. Najwidoczniej za długo
przebywał na słońcu, skoro wydaje mu się, że dam sobie odebrać najważniejszą istotę
na tej planecie.
Króliczka
też mu nie oddam. Dziecko będzie go potrzebowało. Bez niego… Nie, nie wyobrażam
sobie, by mogło go zabraknąć. Musi być blisko. Poza tym jest zbyt… Jest taki…
Taki… Nie ma mowy, by ten wiejski dorobkiewicz mi go odebrał. Na samą myśl, iż
wyciąga brudne łapska i próbuje go dotknąć, robi mi się niedobrze. Może go
uszkodzić! Pobrudzić! Wystraszyć!
W tej samej
chwili do kawiarni wchodzi młoda kobieta, która również spodziewa się dziecka.
Towarzyszy jej mężczyzna. Dostrzegam obrączkę na jego palcu. Więc są po ślubie.
Bardzo troskliwie troszczy się o żonę. Przynosi jej lemoniadę i lody z bitą
śmietaną. Kobieta uśmiecha się do niego, jednocześnie głaszcząc brzuszek… To
się nazywa szczęście… Kiedyś, dawno temu, coś takiego było spełnienie moich
marzeń. Zakochać się, zaopiekować ukochaną osobą, wychowywać wspólnie dzieci…
Co wyszło z moich planów? I dlaczego został w nie wplątany ten piękny
nastolatek?
Ciepło i
spokój, bijące od oczu nieznajomej, ranią mnie do żywego. Eli tak na mnie nie
patrzy. Raz zrobił wyjątek – szkoda, że nie pamiętam w jaki sposób zasłużyłem
na ten akt łaski… Gdybym się nie upił, jak skończony kretyn, to może miałbym
jakąś szansę. Dlaczego potrafię wyłącznie pogorszyć sprawę? Relacje miedzy nami
są napięte i do tej pory nie zrobiłem nic, by to zmienić.
Trzeba było
zabrać go ze sobą, a nie zostawiać samego w domu. Pewnie mama i Gertruda nadal
zadręczają ciężarnego swoimi szalonymi pomysłami, a on zmuszony jest wysłuchiwać
ich historii, bo nie ma się gdzie ukryć. Biedaczek. Chciał pójść na spacer, a
został uwięziony z dwoma matronami, które wszystko wiedzą najlepiej. Liczył na
to, że mu pomogę. Już dawniej żalił się na zdrowotne wypieki. Porcja lodów nie
wyrządziłaby dziecku żadnej krzywdy. Nie mówiąc już o tym, że podobałoby mu się
tutaj. W kawiarni jest miło i przytulnie. Nie dziwię się, że smętnym wzrokiem
zerka w kierunku Freddiego. On zapewniał mu atrakcje. Wyciągał z domu. A ja?
Wpędzam go jedynie w poczucie winy.
Wracając do
domu zahaczam o sklep, w którym już raz dziś byłem. Odpokutuję swoje winy,
kupując mu to, czego chciał. I tym razem nie będzie to miniaturowy, bezcukrowy
batonik, smakujący jak mydło. Dostanie czekoladę. Największą tabliczkę, jaką
uda mi się znaleźć.
Przeglądam
zawartość sklepowego regału. Musi gdzieś tu być… Mijają bezcenne minuty, a ja
nie mogę znaleźć tej właściwej! Dlaczego? Eli wyraźnie zaznaczył, iż ma być
gorzka z dodatkiem karmelu. W końcu zaczepiam jednego z pracowników działu ze
słodyczami.
- Wiem, o
którą panu chodzi, ale została wyprzedana. Proszę przyjechać w przyszłym
tygodniu – informuje mnie, wskazując jednocześnie puste miejsce na półce.
-
Wyprzedana?! Nie macie ani jednej?! – Za co?! Za co?! Czy chociaż ta jedna, najprostsza
czynność, nie może mi się udać?!
- Rano były
setki sztuk, ale to nasz produkt tygodnia. Może zechce pan wybrać coś innego? –
wskazuje na inne pralinki, którymi obecnie pogardzam.
- To musi
być ta! Mój chłopak jest w ciąży i… - do szału doprowadza mnie myśl, iż mogłem
spełnić jego życzenie. Przecież gdy byłem tu kilka godzin temu, widziałem jak
klienci pakują do koszyków te niepozorne, zielone opakowania. Szlag by to
trafił!
- Proszę spróbować
na stacji benzynowej. Ta sama firma sprzedaje także batoniki. Smakują tak samo,
ale są znacznie mniejsze – radzi.
- Naprawdę? –
ta informacja na nowo przywraca mi chęć do życia. – Tak właśnie zrobię,
dziękuję! – wybiegam ze sklepu i nerwowo odpalam silnik. Muszę zdobyć te
batoniki, choćby nie wiem co!
Droga na
stację benzynową zajmuje tylko kilka minut. Jestem zdenerwowany. Jest już po
dwudziestej pierwszej. Nie zdążę do innych sklepów… Parkuję samochód i z miną
godną płatnego mordercy przewracam wszystkie kartony, by odnaleźć na półce
jeden zabłąkany batonik.
- Mam cię! –
krzyczę na cały głos, wzbudzając zainteresowanie innych klientów.
- Coś
jeszcze? – przestraszona dziewczyna, obsługująca kasę, zerka na mnie niepewnie.
Pewnie w duchu dziękuje Bogu za to, że nie jest sama z szaleńcem.
- Nie,
dziękuję – udaję niewzruszonego moim dziwnym wybrykiem. Płacę i odjeżdżam, bo
nie chcę, by wezwała policję.
Niestety,
nie wszystko układa się po mojej myśli. W domu nadal obecna jest pani Gertruda,
która razem z rodzicami omawia szczegóły przyjęcia. Całą trójka śmieje się przy
tym wesoło. W salonie obecny jest także Eli, który wygląda jeszcze bardziej
żałośnie, niż przed moim wyjściem. Sprząta ze stołu, a następnie idzie do
kuchni, gdzie rozładowuje naczynia ze zmywarki. Najchętniej wyciągnąłbym go z
domu i nakarmił czekoladą, ale doskonale zdaję sobie sprawę z czujnych oczu ojca,
który śledzi każdy mój krok. Martwi się o małego Króliczka. „Spokojnie, tato,
zaraz się nim zajmę. Zobaczysz, jaki będzie zadowolony.” Ściskam w kieszeni mój
miniaturowy prezent, nie mogąc się doczekać słodkiego sam na sam.
Tymczasem
chłopak, pod pierwszym lepszym pretekstem, wymyka się do ogrodu, a ja zostaję
zmuszony do wzięcia udziału w zażartej dyskusji, dotyczącej oświetlenia. Siedzę
jak na szpilkach, czekając wyłącznie na to, aż nasz gość zdecyduje się wrócić
do domu, lecz na nic takiego się nie zanosi.
Dopiero po
dwudziestej trzeciej tata prosi, abym odwiózł panią Gertrudę do domu. Starsza
pani boi się sama prowadzić o tak późnej porze. Zostawia nam kluczyki od
swojego wozu, który mamy jej rano podstawić pod dom. Oczywiście najpierw tata
sprawdzi poziom oleju i zerknie na silnik, ale to przecież szczegół.
Choć znam
panią Gertrudę od dziecka i nie mam nic przeciwko sąsiedzkim przysługom, tym
razem nie marzę o niczym innym, jak tylko znalezienie się z Eli w naszej
sypialni. Kobieta ma chyba szósty zmysł, bo najpierw szczegółowo wypytuje mnie
o części, które miałem odebrać, a potem każe mi wejść do środka, bo ma
przygotowany cały zapas przysmaków, które tak bardzo smakowały Króliczkowi.
- To taki
dobry chłopiec. I taki utalentowany. Masz sporo szczęścia, Max – uśmiecha się,
szukając papierowej torebki w kredensie.
- Też tak
uważam – cedzę przez zaciśnięte zęby, obserwując jak powolnie przesuwają się wskazówki
na wielkim zegarze w kształcie czerwonego imbryka, który zdobi ścianę jej
przestronnej kuchni.
- I jest
taki kochany. Obiecał, że namaluje specjalny prezent na rocznicę ślubu mojej
córki. Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam – klaszcze w dłonie, upuszczając papierową
torebkę na blat.
- Odbiorę to
jutro, dobrze? – przystępuję z nogi na nogę, gotów w każdej chwili rzucić się
do ucieczki.
- Wolałabym,
abyś zabrał je teraz. Bardzo mu smakowały. Zjadł chyba dziesięć… - Eli, tak mi
przykro…
Zanim udaje
mi się wrócić do domu, mija kolejnych czterdzieści minut. Rodzice chyba poszli
już spać, bo światła na dole są pogaszone. Wbiegam na górę. Tu również jest
ciemno.
- Eli… -
szepczę, by go nie obudzić. Odpowiada mi cisza. Nie wytrzymam dłużej tego
napięcia! Zapalam nocną lampkę. Jego łóżko jest puste. Gdzie się podziałeś? Sprawdzam
łazienkę, a potem kuchnię. Zostało tylko jedno miejsce.
Bezdźwięcznie
otwieram drzwi prowadzące na taras i kieruję się w stronę altanki. Tam także
jest ciemno. Z oddali dostrzegam tylko przytłumiony błysk. Zapewne jego
telefon. Nieważne. Grunt, że będziemy sami.
Gdy dzielą
nas już dosłownie dwa metry, wyraźnie słyszę, jak zapłakany Eli pociąga nosem. Świetnie,
tylko tego brakowało mi do szczęścia…
- Tak mi
ciężko… Tak bardzo mi ciężko… - chlipie, siedząc skulonym na niewielkiej sofie.
– Nie sądziłem, że… T-To takie tru-trudne… - wykorzystuje wszystkie pokłady
siły, by nie rzucić się przed siebie i nie schować go w swoich ramionach. Jest
taki bezbronny, a jego łzy… - Dobrze, że mam ciebie. Inaczej byłbym całkiem
sam. Kocham cię. Tak bardzo cię kocham… - Siadam na trawniku, tuż przy
balustradzie, by mnie nie widział. Wiem, że powinienem go pocieszyć, lecz to
moja szansa, by poznać jego myśli. Szczerze wątpię, iż powiem mi prosto z mostu
co go trapi. Nie jest specjalnie wylewny. – Nie martw się, skarbie. Wszystko
będzie dobrze, zobaczysz. Niedługo się stąd wyprowadzimy, a wtedy… - ziewa. –
Jestem taki zmęczony. Nie mam siły, by wrócić na górę… - pociąga jeszcze kilka
razy nosem, aż w końcu zasypia.
Wstaję ze
swojego miejsca i korzystając z latarki w moim telefonie, podchodzę do
śpiącego. Owinął ramiona wokół brzucha. Mój mały nieszczęśnik… Ostrożnie biorę
go na ręce.
- Max…
- Śpij.
Zaniosę cię do łóżka – przygarniam go jak najbliżej siebie. Chłopak tak ufnie
przytula się do mojej klatki piersiowej, jakby szukał schronienia. Gdy mam go blisko…
Nie, gdy mam ich tak blisko… Eli miał rację, wszystko będzie dobrze…
Już po
drodze na górę postanawiam, że będzie spał ze mną. Nie wyobrażam sobie, abym
miał go teraz wypuścić ze ramion. Tu jest jego miejsce. Tylko tu. A ja jestem
jedynym mężczyzną, który będzie go tak tulił. Układam go więc na pościeli i
okrywam, po czym siadam na brzegu łóżka, by jeszcze przez chwilę móc na niego
patrzeć.
- Króliczku…
Mój mały Króliczku… - gładzę go po jasnych włosach. Nawet nie drgnął. Przekręca się
na boku, plecami do mnie, co wyjątkowo mi odpowiada. Podpieram głowę prawą ręką, a
lewą wsuwam pod kołdrę, szukając jego biodra. Zakradam się palcami pod jego
T-shirt, by dosięgnąć dziecka. Po chwili przesuwam dłoń w dół, aż udaje mi się
dosięgnąć do zapięcia jego szortów. Będzie mu wygodnie, a przynajmniej tak mi
się wydaje. Kusi mnie, by go dalej rozbierać, ale to byłaby gruba przesada. I
wyszedłbym na zboczeńca, którym przecież nie jestem. Jestem za to totalnie
zakochany w moim synu, którego ponownie zaczynam gładzić dłonią. Dobrze mi. Tak
jest dobrze…
Nie mam
pojęcia, która jest godzina, lecz wyraźnie czuję, jak Eli wierci się w moich
ramionach. Nieporadnie obraca się twarzą do mnie, bo owinięty jest szczelnie
kocem i prześcieradłem. Jego twarz znajduje się kilka centymetrów od mojej.
Ciepły oddech drażni skórę. Obejmuję go ramieniem, by mi nie uciekł.
- Znowu śpię
w twoim łóżku… - mruczy przez sen, nie otwierając oczu.
- Zasnąłeś w
ogrodzie – przypominam mu.
- Mogłeś
mnie tam zostawić.
- Nie mogłem
– przysuwam się o kilka centymetrów. Moja dłoń wciąż dotyka jego nagiej skóry.
Pozwala mi na to, więc wykorzystuję okazję i gładzę go po plecach.
- Która
godzina? – pyta po chwili. Brzmi to prawie jak westchnienie.
- Śpij. Jest
bardzo wcześnie – moim zdaniem nie ma nawet piątej. Jeśli wydaje mu się, że
pozwolę mu wstać, to jest w błędzie.
- Twoje
dziecko jest głodne – wyznaje przysypiając.
- Na co ma
ochotę?
- Na cukier –
mamrocze pod nosem. Nareszcie! To moja szansa.
- Czekolada
może być? – upewniam się.
- Śnię o
czekoladzie… - jego usta wykrzywiają się w delikatnym uśmiechu. – Nie chcę się
budzić… - szepcze, układając dłoń na swoim brzuchu.
Sięgam po
batonik, który zostawiłem na szafce nocnej i rozrywam opakowanie. Wreszcie mam
szansę zrobić coś dobrego.
- Otwórz
usta – zaskoczony chłopak unosi powieki.
- Czekolada…
- wypowiada to słowo w taki sposób, jakby kryły się w nim wszystkie zaklęcia
miłosne. Próbuje wyswobodzić rękę, by odebrać mi batonik.
- Nie –
odsuwam go delikatnie. – Ja cię nakarmię. Otwórz usta – powtarzam napiętym od
emocji głosem. Eli posłusznie rozchyla wargi i odgryza niewielki kawałek,
mrużąc oczy, jakby był kotem.
- Mmm… -
wyrywa mu się cichutki pomruk rozkoszy, który przyprawia mnie o dreszcze. Pochłania kolejny kawałek, a później jeszcze jeden. Nie mam pojęcia ile to trwa, lecz obserwowanie
jego reakcji sprawia, iż robię się bardzo podniecony.
Wsuwając
ostatnią cząstkę do jego ust, mam jednocześnie ochotę zerwać resztę naszych
ubrań i kochać się z nim do nieprzytomności. W sumie to jestem tak niewiarygodnie pobudzony, że nawet ubrania nie wydają mi się problemem.
- Nie ma
więcej? – ponownie unosi powieki, okazując swoje niezadowolenie.
- Przykro mi
– ton mojego głosu brzmi obco i przepełniony jest pożądaniem, nad którym
praktycznie nie panuję. Jasnowłosy sięga po moją rękę i patrząc mi prosto w
oczy, przesuwa swoim gorącym językiem po moich ubrudzonych rozpuszczoną
czekoladą palcach.
- W takim
razie – przerywa lizanie – nie pozwólmy, by choć odrobina się zmarnowała…
Ok 😁
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńKończ, kończ ^^
Początek podniósł mi ciśnienie chyba do trzystu ! Zostawić ciężarnego na pastwę otrębów, a samemu pójść obżerać się lodami ! (i to za co ?? Za karę, za coś_tam, co też było winą Maxa)
OdpowiedzUsuńJAKBYM MIAŁA CEGŁĘ, TO BYM NIĄ RZUCIŁA, masz farta Max, że rzadko trzymam je przy łóżku...
Natomiast końcówka... mhmmm, Ty Lisie, Ty, zawsze w takich momentach przerywasz, no! :D
No nic, CZEKAM :D
Ale mam wrażenie, że w końcu coś się zadzieje, w sensie takiego "awwww" i przełomowego (czyżby??)
Chciałem pisać dalej, ale wtedy nie zdążyłbym przez północą :D
UsuńNo i co teraz zrobi Max? Będzie grzeczny? :D
Twój Kitsune
Mam nadzieję, że nie będzie :D
UsuńTzn., jeśli chodzi o spełnianie zachcianek Eli, to z całego serduszka życzę chodzenie jak w zegarku, na krótkiej smyczy :p
Natomiast poza tym słodkim aspektem to ZDECYDOWANIE Max nie powinien być grzeczny ^^
P.S. w sumie to dobrze, że zostawiasz niedopowiedziany rozdział, bo się bardziej napalam na kolejny :D
[końcówkę wypowiedziała bardzo, bardzo cichutko, żeby inne Gąski jej za nią nie podziobały :v]
Max jest, jaki jest. Uczy się powoli :D Czy będzie spełniał zachcianki? Zobaczymy :)
UsuńCzy ja spełnię Wasze zachcianki? Zobaczymy :D
Twój Kitsune
Och, to był najlepszy prezent mikołajkowy jaki mogłeś Nam dać Kitsune :))) Dziękuje:))
OdpowiedzUsuńSerdeczności
K-chan
Dla grzecznych Gąsek tylko to, co najlepsze :D
UsuńTwój Kitsune
Max!!! Gratuluję!! Teraz tylko poczekać do przyszłego tygodnia i będziesz miał całą tabliczkę czekolady ^^
OdpowiedzUsuńCała tabliczka... Wiesz jakie to daje możliwości... :D
UsuńTwój Kitsune
To daje mnóstwo możliwości :D
UsuńMax teraz będzie codziennie kupował czekoladę tylko po to by ta rozpuszczała się w jego palcach... :D
OdpowiedzUsuńSerdeczności
K-chan
Kto wie, kto wie... Biedny Max, teraz pewnie żałuje, czemu nie kupił więcej, gdy miał taką okazję :D
UsuńTwój Kitsune
Super ❤
OdpowiedzUsuńNareszcie Eli dał się zbliżyć Maxowi do sb, tak się z tego cieszę. No ogólnie czekam na następny, bo aż mną telepie. Ogólnie to dziecko się jeszcze nie poruszyło z tego co mi się zdaje?
OdpowiedzUsuńUwielbiam poprostu ten rozdział i nie zaszkodzi, jak rozdział pojawił się szybciutko :)
A i mam pytanie masz jeszcze jakieś opowiadania napisane tego typu w sensie mpreg?
UsuńNiestety, jak do tej pory, to mój jedyny mpreg :D Czy będą inne? Chciałbym :)
UsuńNowy rozdział już wkrótce.
Twój Kitsune
Max właśnie znalazłeś sposób na Eli - to czekolada! To było takie proste, widzisz :)
OdpowiedzUsuńProste? Zobaczymy :D
UsuńTwój Kitsune
JPRDL Kitsune jesteś mym bogiem yaoi... eli X czekolada ten rozdział jest cudowny zaraz coś mnie trafi kiaa i jeszcze na dodatek dostałam dziś plakat z Yuri on Ice xD
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział, tylko aby pojawił się szybko
Dzisiaj mam szczęśliwy dzień i jeszcze sobie ten rozdział przeczytałam
Yumiko :*
Po pierwsze - gratuluję plakatu :)
UsuńA po drugie - nie pisz mi takich rzeczy, bo się rumienię, a inne Gąski od razu zarzucają mi, że jestem zbyt pewny siebie. To opowiadanie dopiero się rozkręca. Nowy rozdział prawie skończony, więc... :)
Twój Kitsune
Ahhh kitsune ale tobie się to należy ,niszczysz efekt (no taki żarcik :3) tego mojego pełnego życia przesłania ale tak naprawdę jesteś bogiem yaoi xD
UsuńYumiko :*
No to się zaczęło. Widzę, że nie tylko Max się rozkręca :D Ty chyba chcesz doprowadzić do grupowej śmierci. Ta scena w łóżku, o matko, to było tak niespodziewane i słodkie zarazem. Rozpływam się, niczym czekolada na palcach Maxa :D Eli dla czekolady zrobi wszystko? Teraz mnie zżera ciekawość co się dalej stanie. Kitsune zlituj się, proszę. A.
OdpowiedzUsuńJutro, jutro dowiecie się co dalej :D
UsuńTwój Kitsune
PS Jeśli będziecie grzecznymi Gąskami :D
My zawsze jesteśmy grzeczne, to raz, a dwa, jutro to tak strasznie odlegle brzmi. Podobno podczas snu czas płynie szybciej, także muszę chyba iść spać. A.
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńo tak wspaniale, do Maxa powoli dociera, ale jeszcze długa droga przed nim, cudnie nie ma zsmiaru nikomu oddawać swojego króliczka, pewnie nie kupiłbyś mu tego loda... ale w końcu kupił Eli tą czekoladę...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, w końcu do Maxa coś dociera ale jeszcze długa droga przed nim, nie ma zamiaru nikomu odawać swojego króliczka...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga