czwartek, 19 grudnia 2019

mpreg 78

„Bezsenne Noce


Zanim udaje mi się zapiąć pasy, telefon ponownie daje o sobie znać. Mama nie odpuszcza i atakuje z podwójną siłą, zapychając skrzynkę ślubnym spamem.
- Proszę – wręczam Eli wibrujące urządzenie. – To do ciebie.
- Do mnie? – Blondyn wygląda na zaskoczonego.
- Mama potrzebowała kilku godzin, by przetrawić informację o ślubie. Wieczorem z pewnością spotkała się z Gertrudą i teraz trzeba się z tym zmierzyć.
- Powodzenia – ukochany dość szybko mnie zbywa, oddając telefon.
- O nie, nic z tego, Króliczku. Nie wykpisz się tak łatwo! – Podrzucam nastolatkowi kłopotliwy sprzęt. – Któryś z nas musi podjąć te wszystkie decyzje, odpowiedzieć na miliony pytań. Zaplanować szczegóły – wyliczam pospiesznie.
- Dlaczego patrzysz na mnie?
- Bo to ty się tym zajmiesz – ograbiam ciężarnego ze złudzeń.
- Zepchnąłeś na mnie urządzanie domu. Nie sądzisz, że to wystarczy? – Małolat nie ma zamiaru poddać się bez walki.
- Przykro mi – komentuję pełnym współczucia tonem.
- To niesprawiedliwe! – Wykłóca się.
- Życie nigdy nie jest sprawiedliwe.
- Nie możesz! Nie zgadzam się, słyszysz?!
Protest Eli bardzo mnie dziwi. Ma smykałkę do urządzania przyjęć. Wykazał się w czasie organizacji balu mamy. Nie zależy mu na naszym ślubie? A może już się rozmyślił? Co zrobię, jeśli zmieni zdanie i nie będzie chciał za mnie wyjść?
- Kochanie, myślałem, że się ucieszysz. Przecież lubisz takie rzeczy, prawda? – Ostrożnie badam grunt.
- Tu nie o to chodzi – wzdycha, krzyżując ramiona na piersi.
- A o co? – Wypalam bez zastanowienia. Chcę jak najszybciej poznać odpowiedź na swoje pytanie.
- Mieliśmy zaczekać do porodu.
- I zaczekamy – przytakuję, by uśpić czujność Eli. – Uważam jednak, że o części drobiazgów moglibyśmy zdecydować już teraz.
- Więc decyduj, jeśli tak ci na tym zależy.
- Dobrze, nie ma sprawy. Będę pomagać. Chodzi mi wyłącznie o to, żeby…
- Chcę się nacieszyć ciążą – złotowłosy po raz pierwszy od dawna mówi otwarcie o swoich potrzebach. – Gdy dzidziuś będzie już na świecie, wtedy zajmiemy się ślubem, dobrze?
- Skarbie… – Wydaję z siebie jęk frustracji. Jak mu to wytłumaczyć? Kilka miesięcy brzmi jak wieczność. Nie wiem skąd się to we mnie bierze, ale obsesyjnie wręcz pragnę ślubu. Zgodziłem się odwlec go w czasie, by nie straszyć Eli. Żałuję, że tak szybko uległem.
- Przygotowania są czasochłonne i stresujące, a ja chciałbym trochę odpocząć. Pobyć tylko z tobą w naszym nowym domu.
Z ciężkim sercem przyznaję Eli rację. On rzeczywiście tego potrzebuje. Przez ostatnie miesiące wiele przeżył. Do tego pracował jak szalony. Nic dziwnego, że marzy o odrobinie relaksu.
- Porozmawiam z mamą i spróbuję ją przekonać, aby zwolniła tempo.
- Dziękuję – Króliczek obdarza mnie delikatnym uśmiechem.
- Jesteś piękny… – mamroczę pod nosem.
- Patrz na drogę! – Zostaję od razu srogo zrugany.
- Nie bój się. Przy mnie nic złego ci się nie stanie. Jestem świetnym kierowcą – przechwalam się.
- Max… – Eli wywraca oczami, ignorując szczery komplement.
- No co? Mówię jak jest. Szczęście bardzo mi sprzyja – po raz kolejny rzucam okiem w kierunku mojej trusi. – Uroczy, zdolny, pracowity, potrafiący gotować i… – Gryzę się w język, by nie kończyć tego zdania. Nie byłby zadowolony, gdybym wspomniał o naszym synu. Bo to będzie syn. Ja to po prostu czuję.
- I?
Spryciarz! Od razu łapie mnie za słowo.
- Bardzo cię kocham.
- Już to mówiłeś.
- Będę ci to wielokrotnie powtarzał.
Eli się rumieni. Speszył się. Odwraca głowę. Nie ukryje się przede mną. Sięgam po jego dłoń i unoszę ja do ust.
- Max… – Z jego ust ucieka ciche westchnienie.
- Zdecydowałeś co namalujesz w pokoju dziecka? – Celowo zmieniam temat naszej rozmowy. Chcę, aby się odprężył.
- Jeszcze nie. Mam kilka pomysłów. Kusi mnie złoto i… może błękit?
- Złoto i błękit? To dość nietypowe jak na ciebie. Zwykle wybierasz coś bardziej zachowawczego.
- Wspominałeś, że podobały ci się błękitne mebelki do pokoju dziecka. Nie wybieraliśmy ich razem, więc pomyślałem sobie, że skoro ten kolor tak bardzo ci się podoba to czemu miałbym go pomijać.
- Nie musisz tego robić, jeśli nie chcesz.
- Masz rację. Nie muszę. Ja chcę to zrobić.
- Dziękuję, kochanie. To bardzo miłe z twojej strony. – Topię się od środka niczym czekolada, ogrzewana sierpniowym słońcem. – Jestem pewny, że jak zwykle stworzysz coś cudownego.
- Przeglądałem albumy, które mi dałeś. Niektóre obrazy zbyt silnie działają na moją wyobraźnię – rozmarza się. Rozmowa o farbach sprawia mu radość. Jego oczy promienieją. Jest szczęśliwy. Moja w tym głowa, by zawsze taki był.
Podczas gdy Eli opowiada mi o ulubionych obrazach i inspiracjach z nimi związanych, wjeżdżam na parking wielkiego centrum handlowego. Znalezienie wolnego miejsca o tak wczesnej porze nie sprawia mi większego problemu. Mój narzeczony od razu wysiada z auta. Nie może się doczekać zakupów.
- Aż tak cię to ekscytuje? – Śmieję się z Króliczka, który pędzi przed siebie jak na skrzydłach. Na wszelki wypadek łapię go za rękę. Nie chce, aby mi gdzieś odfrunął.
- Długo o tym marzyłem. Czuję presję, bo chciałbym, aby nasze dziecko pokochało sztukę. Z drugiej jednak strony nie mogę przesadzić. Nadmiar bodźców może rozpraszać maleństwo i utrudniać mu zasypianie – blondyn martwi się na zapas.
- Posłuchaj serca – podpowiadam mu, przyciągając chłopaka bliżej siebie.
- Max… – Eli zatrzymuje się kilka kroków przed sklepem. – Wybór farb zajmie mi dłuższą chwilę i…
- Nie szkodzi. Poczekam tyle, ile będzie trzeba.
- Będziesz się nudzić.
- Nie będę – zapewniam zatroskanego ukochanego. – Lubię spędzać z tobą czas.
- Tylko potem nie narzekaj, że cię nie ostrzegałem – grozi mi palcem.
Eli nie oponuję, gdy sunę za nim niczym cień. Jestem gotowy spełnić każdą jego zachciankę. Problem polega na tym, że on nigdy mnie o nic nie prosi. Życie wymusiło na nim samodzielność. Nadeszła pora, aby podzielił się z kimś odpowiedzialnością. Będziemy małżeństwem. Oznacza to, że na jego drodze nie pojawi się nikt bardziej godny zaufania.
Pierwsze pół godziny spędzamy wpatrując się w próbniki i półki, wypełnione  puszkami o różnej wielkości. Eli uważnie przegląda bogaty asortyment, lecz odnoszę wrażenie, że nie może się zdecydować na nic konkretnego.
- Zacznij od błękitu i złota – przełamuję ciszę, by dodać mu odrobinę otuchy.
- Waham się, czy to dobry wybór. W katalogach zwykle proponują rodzicom stonowane kolory i oklepane wzory. My troszeczkę odbiegniemy od tego schematu.
- I bardzo dobrze!
- Jesteś pewny? Może to przesada?
- Przesada? Niby dlaczego?
- Inni mogą to uznać za zbytnią ekstrawagancję, ale ja wiem co podoba się dziecku.
- Skarbie, nie kieruj się opinią innych. Jeśli ktoś choć raz krzywo spojrzy na twoje dzieło, oberwie.
- Max, nie pomagasz mi w taki sposób – zostaję skarcony.
- Bo nie lubię patrzeć na to, jak się męczysz. Skarbie, to tylko farby. Jeśli uznasz, że coś jest nie tak, zawsze możemy zamalować ścianę na biało.
- Nie mamy tyle czasu. – Nastolatek obejmuje swój brzuch ramionami.
- Zaufaj swojemu instynktowi. Chodź – łapię go za rękę i ciągnę w głąb sklepu. – Poszukamy kogoś z obsługi.
- Max… – Ciężarny cicho protestuje, ale ja jestem nieugięty. Udaje mi się wypatrzeć młodego mężczyznę, który rozpakowuje towar.
- Dzień dobry – zagaduję go. – Może nam pan pomóc? Mój narzeczony potrzebuje złotej farby.
- To jeszcze nic pewnego – szepcze Eli, lecz udaję, że go nie słyszę.
- Oczywiście. Zapraszam za mną. Jestem pewny, że znajdziemy coś odpowiedniego. – Młodzieniec uśmiecha się przymilnie. Nie do mnie. Woli Eli. Nie dziwię mu się. Mój ukochany jest tak piękny, że ciężko odwrócić od niego wzrok. Pękam z dumy na samą myśl, że to ja jestem szczęściarzem, z którym wkrótce weźmie ślub.
- To jeden z najładniejszych odcieni i serdecznie ci go polecam – sprzedawca zwraca się do nastolatka, wskazując na niepozorną, szarą puszkę. – Jeśli jednak zależy ci na naprawdę niesamowitym efekcie, to powinieneś dodać odrobinę pigmentu. Sam zawsze tak robię.
- Nigdy tego nie próbowałem – Króliczek słucha z zaciekawieniem.
- Musisz spróbować! – W głosie sprzedawcy narasta podniecenie. – Przejdźmy do sąsiedniego działu. Pokażę ci próbki.
- Dziękuję – Eli uśmiecha się przelotnie. Tak jak przypuszczałem, sama rozmowa o farbach sprawia mu dużo radości.
- Ja najbardziej lubię perłowe, chociaż to ponoć kwestia gustu. Co konkretnie będziesz malować?
- Mam pewien pomysł, ale jest dość odważny… – Eli nieznacznie unosi wzrok i zerka w moją stronę.
- Nie patrz tak na mnie – bronię się. – Przecież wiesz, że zgodzę się na wszystko.
- Po jednej stronie postawimy łóżeczko, a po drugiej chciałbym namalować karuzelę. Wiesz, taką z wesołego miasteczka. Białe koniki, latające wróżki – wtajemnicza mnie w swój projekt.
- To wspaniały pomysł, kochanie! – Urzeka mnie myśl, że nasz synek będzie się wychowywać w bajkowej krainie. Eli kolejny raz totalnie mnie zaskoczył.
- Naprawdę tak sądzisz? – Jasnowłosy wpatruje się we mnie hipnotyzujące, szukając potwierdzenia.
- Naprawdę – uśmiecham się do niego. – Nasze dziecko będzie miało najpiękniejszy pokój na świecie!
- Dziękuję.
- Skarbie… – Mój wywód przerywa dźwięk telefonu. – To pewnie mama – z nietęgą miną sięgam po urządzenie. – Pewnie się wkurzyła, że nie daliśmy jej znać w sprawie ślubu. – Zerkam na wyświetlacz, gryząc się w język, bo nie chcę przeklinać przy dziecku. – To April.
- Nie odbierzesz? To może być coś ważnego.
- Za chwilę. – Ignoruję połączenie, które natychmiast zostaje ponowione. –  Irytujący dźwięk nie daje się wyciszyć. April nie odpuszcza.  
- Oprócz pigmentów do karuzeli przyda ci się brokat. – Zapomniany sprzedawca powraca z naręczem nowych próbek
- Poradzisz sobie przez chwilę? – Upewniam się, że Eli nie będzie miał mi za złe, jeśli zostawię go samego.
- Poradzę. Pozdrów ode mnie April.
Chociaż kocham Eli ponad wszystko, tej prośby nie zamierzam spełniać. Im dłużej uda mi się utrzymać moją agentkę z dala od ukochanego, tym lepiej.
- No nareszcie! Długo kazałeś mi czekać! – Pełna wigoru kobieta wita się ze mną w swój ulubiony sposób. – Jak ci idzie pisane? Mam nadzieję, że dobrze.
- Ja…
- Rozmawiałeś z Eli na temat okładki? – Pada kolejne, trudne pytanie.
- Ja jeszcze….
- Dobrze, sama z nim porozmawiam, gdy wreszcie się spotkamy.
- Ale April, to chyba nie jest…
- To świetny pomysł! – Ponownie przerywa mi w połowie zdania. – Przekonasz się, gdy twój narzeczony pokaże nam projekt. Przeglądałam jego prace w Internecie. Strzał w dziesiątkę to mało. Ma talent.
- Jak znowu projekt?! Rozmawiałaś z Eli za moimi plecami?! – Wściekam się na samą myśl, że April jest na tyle przebiegła, by omotać Króliczka i nie wtajemniczać mnie w szczegóły.
- Jeszcze nie. Max, czy ty mnie słuchasz? Kontrakt nie jest gotowy. Jeff i ja jesteśmy na etapie konsultacji. Poprosiłam kilka zaprzyjaźnionych galerii sztuki, by zechcieli rzucić okiem na prace Eli. No i pozostaje spotkanie z mecenasem. Gdy wszystko będzie dopięte na ostatni guzik, wpadnę w odwiedziny! – April wybucha perlistym śmiechem. Jest w doskonałym humorze, czego nie mogę powiedzieć o sobie.
- Nie będzie żadnych odwiedzin, jasne? – Syczę do słuchawki niczym wąż.
- Przyjadę pod koniec przyszłego tygodnia. Do tego czasu powinieneś zdążyć wybudować tą swoją altankę, którą tak się pyszniłeś. Robotnicy wywiązują się ze zlecenia?
- Tak – odpowiadam automatycznie, zaskoczony, że zapamiętała tak trywialne szczegóły.
- Miło mi to słyszeć. Eli z pewnością będzie zachwycony efektami.
- Mam taką nadzieję.
- Potrzebujecie pomocy? Znam świetnego dekoratora wnętrz. Jeśli chcesz to mogę mu podać wasz nowy adres. – Kobieta przymila się do mnie, kusząc wizją pomocy.
- Dziękuję, ale to nie będzie konieczne. Eli świetnie sobie radzi.
- Domem też potrafi się zająć? No proszę… – Wyraźnie słyszę, jak April odnotowuje ten fakt w swoim kalendarzu.
- Dopisz także, że nie będzie przyjmował żadnych zleceń – kąśliwie komentuję jej zachowanie.
- Nie sądziłam, że jesteś taki zazdrosny – April celnie odbija piłeczkę.
- Rozmawiamy o moim przyszłym mężu, z którym spędzę resztę życia. Nie powinno cię więc dziwić, że w stosunku do niego nie przewiduję żadnych kompromisów.
- Cieszę się, że tak do tego podchodzisz, bo ja także chcę dla niego wszystkiego co najlepsze. Dla niego i dla ciebie – dodaje po chwili wahania. – Już niedługo opowiem wam o wszystkich szczegółach.
- Nie mogę się doczekać – mamroczę pod nosem.
- Skoro sprawę Eli mamy już omówioną, skupmy się na tobie. Max, przygotuj się na sporą rewolucję. Wytwórnia nalega, abyśmy zgodzili się na serial.
- Serial?! – Z wrażenia aż przestaję oddychać.
- Nic wielkiego. Dwanaście odcinków. Na początek. Umówiłam cię na spotkanie. Masz czas w poniedziałek?
- Poczekaj, poczekaj! To się dzieje zbyt szybko! – Ze wszystkich sił staram się nadążyć za tokiem myślenia tej szalonej kobiety, ale w chwili obecnej jest to po prostu niemożliwe.
- Moim zdaniem tu nie ma na co czekać. W przyszłym roku premiera! Co o tym sądzisz?
- Nie wiem – odpowiadam zgodnie z prawdą, jednocześnie siadając na niewielką ławeczkę, przeznaczoną dla klientów centrum handlowego. – Muszę to przemyśleć i…
- Tu nie ma o czym myśleć – fuka na mnie April. – Wszystkim się już zajęłam. Tym razem nie będziesz miał wpływu na scenariusz, ale moim zdaniem to żadna strata. Oddamy stery w cudze ręce, a ty w tym czasie skończysz nową serię, którą rzucimy ich na kolana! – W słuchawce słychać demoniczny śmiech. – No i zapłacą nam krocie. Cieszysz się?
- Nie zależy mi na pieniądzach – dukam cicho, chociaż wątpię, czy April podziela mój pogląd.
- Dasz radę wyrwać się na podpisanie umowy? Porwę cię dosłownie na kilka godzin. Na kolację będziesz już w domu. Bogatszy o siedmiocyfrową kwotę.
- Ja… – Z trudem przełykam ślinę, bo zaschło mi w gardle z nadmiaru emocji.
- Szykujesz się do ślubu. Pieniądze z pewnością się przydadzą, prawda?
- Sprawdziłaś wszystko? – Upewniam się, że nie popełnię największej głupoty w życiu.
- Oczywiście, że sprawdziłam! Po tylu latach współpracy jeszcze we mnie wątpisz?! – Rozjuszona April oznacza niebezpieczeństwo.
- Nie, nie! Przecież wiesz, że bardzo ci ufam! – Ze wszystkich sił staram się załagodzić sytuację. – Przyjadę w poniedziałek.
- Obiecujesz? – Rzuca zaczepnie.
- Teraz to ty mi nie ufasz… – śmieję się. – Czy kiedykolwiek wystawiłem cię do wiatru?
- Nie. I nie zmieniajmy tej tradycji. No dobrze, to chyba wszystko. Pozdrów ode mnie Eli i powiedz mu, że nie mogę doczekać się naszego spotkania. Jeff i ja kupiliśmy całą masę zabawek dla waszego dziecka. Mam nadzieję, że mu się spodobają. Widzimy się w poniedziałek, o czym nie dam ci zapomnieć. Trzymaj się, mój drogi! Całusy!
Potrzebuję jeszcze co najmniej piętnastu minut by ochłonąć po rozmowie z moją agentką. Nowa seria książek, film, serial… W co ja się wpakowałem? A na domiar złego April chce tu przyjechać, by zmusić Eli do współpracy. Zapewne każe mu podpisać kontrakt. Nie wypuści go z rąk. Z drugiej jednak strony April to najlepsza rzecz, jaka mogła mu się przytrafić. Jest uczciwa i dokładna. Nie pozwoli, by wykorzystywał go kolejny pan Robinson, czy nieuczciwy były kochanek…
Eli! Zostawiłem go samego z sklepie z farbami!
Zrywam się ze swojego miejsca i gnam ile sił do mojej trusi. Nerwowo rozglądam się między regałami. Gdzie jesteś?!
Zanim udaje mi się dostrzec jasnowłosego, wyraźnie słyszę jego wesoły śmiech. Kierując się tym tropem, odnajduję moją zgubę tuż przy kasie. Młody sprzedawca, który tak chętnie pokazywał mu farby, nie marnuje ani chwili. Wpatruje się w Króliczka maślanymi oczami, opowiadając mu jakieś płytkie żarty. Koniec tego dobrego…
Podchodzę do ukochanego i nie zważając na to, że znajdujemy się w miejscu publicznym, obracam go w swoją stronę, a następnie namiętnie całuję. Eli w pierwszej chwili jest bardzo zaskoczony. Mimo to rozchyla usta i pozwala mi na więcej.
- Zazdrośnik… – Mruczy w moje usta, gdy pozwalam mu nabrać powietrza.
- Ciesz się, że nie posunąłem się dalej – uśmiecham się, wypuszczając go z objęć. – Wybrałeś farby? – Zerkam w kierunku dwóch papierowych toreb, które ustawione są na ladzie.
- Tak – Eli uśmiecha się do mnie, po czym wyciąga z kieszeni swoją kartę kredytową i podaje ją sprzedawcy.
- Kochanie, co robisz? – Pytam, ledwo nad sobą panując. – Proszę mi to oddać – odbieram własność Króliczka, zanim on lub flirciarz od siedmiu boleści zdołali zareagować. Wciągam z portfela swoją kartę i przysuwam ją do terminala.
Zabieram torby z farbami i z uśmiechem na ustach opuszczam kolorowy kramik. Eli żegna się ze sprzedawcą i rusza w krok za mną. Po jego minie widzę, że nie jest zadowolony.
- Mam swoje pieniądze. – Mój ukochany nie umie siedzieć cicho i atakuje mnie od razu po wyjściu ze sklepu. Koniecznie musi mnie prowokować. Gdy sobie przypomnę jak ciężko pracował, by je zdobyć…
- Wiem – całuję fiołkowookiego w policzek. – Ta jest dla ciebie i z tej będziesz korzystać, jasne? – Z początku chciałem mu oddać obie karty, lecz szybko zmieniam zdanie. Wkładam mu do ręki złotą. – Nie ma limitu, dlatego możesz kupić co tylko zechcesz.
- Ja mam swoje pieniądze! – Eli walczy do końca. Jest zbyt dumny, by wziąć ode mnie pieniądze. Marszczy groźnie brwi, dając mi odczuć swoje niezadowolenie.
- Niedługo bierzemy ślub. Musisz się nauczyć, że wszystko co moje, będzie też twoje.
- A intercyza?
- Zapomnij – ograbiam go ze złudzeń. – Nie uznaję takich rzeczy. Będziesz ze mną w bogactwie i w biedzie. Co prawda to drugie raczej nam nie grozi, więc zacznij się przyzwyczajać do bogactwa – puszczam do niego oko.
- Nie potrzebuje twoich pieniędzy. Po porodzie znajdę pracę i…  – Nie pozwalam mu dokończyć. Ponownie wpijam się w słodkie usta, bo nie chcę, by dalej mnie raniły.
- Zrobię dla ciebie co zechcesz, ale w tej kwestii musisz mi ustąpić – szepczę, przymykając powieki i opierając się czołem o czoło Eli. – Będę cię obrzydliwie rozpieszczał, a ty mi na to pozwolisz.
- Tak nie wolno…
- Eli, ja będę twoim mężem, rozumiesz? Jestem za ciebie odpowiedzialny. Za ciebie i za dziecko. A ty odpowiadasz za mnie. Chcesz mojego szczęścia?
- Pieniądze nie maja nic wspólnego ze szczęściem!
- Po prostu zaakceptuj fakt, że uszczęśliwiasz mnie w chwili, gdy je wydajesz, posługując się tą kartą. Przyzwyczaisz się. Będziemy dużo ćwiczyć. – Kradnę ostatni pocałunek. - Zaniosę farby do samochodu, a ty w tym czasie możesz zacząć kupować meble.
- Max! – Woła za mną.
Przełamiesz się. Zobaczysz. Poznałeś moją podłość, a teraz poznasz miłość.

7 komentarzy:

  1. Czekałam na ten rozdział uwu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem :) Na kolejny zapraszam jutro :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. Czekałem... Czekałem... I w końcu... Aaa...
    Naprawdę cudo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Mówiłem, że nigdzie nie odchodzę. Po prostu będę pisać mniej, ale będę pisać.

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. hahahahahahahahaha I jak tu nie kochać Maxa ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaahhhh kolejny wspanialy rozdzial do kolejki. Weny i powodzenia na studiach zycze

    OdpowiedzUsuń