„Bezsenne Noce"
Randka.
Byłem na naprawdę
wielu randkach. Niektóre zaliczyłbym do wyjątkowo udanych. Inne okazywały się
totalną katastrofą. Interesujące, nudne, szalone, kończące się fantastycznym
seksem lub po prostu seksem.
Zazwyczaj
spotykałem się z pięknymi kobietami. Młodszymi lub starszymi ode mnie. Za
każdym razem, tuż przed spotkaniem z „tajemniczą nieznajomą” zapalała się we
mnie iskierka nadziei, że może to „ta jedyna”.
Potem wszystko
przebiegało według prostego schematu. Rozczarowanie budziło frustrację, która
oznaczała kupienie butelki czerwonego wina, zaszycie się w domu i tworzenie
mrocznych historii.
Błędne koło.
A potem pojawił się
on i wywrócił wszystko do góry nogami.
Byliśmy już raz na
randce. Mniej więcej wiedziałem czego mogę się spodziewać. Szybkie bicie serca.
Uśmiech, który sprawia, że chciałbym krzyczeć z radości. Zaufanie, bo pozwala
mi trzymać się za rękę. I najważniejsze – miłość. Wystarczy jedno spojrzenie w
te piękne, fiołkowe oczy…
- Dlaczego tak mi
się przyglądasz? – Eli wyrywa mnie z romantycznego letargu.
- Sam nie wiem.
- Nie wiesz? –
Króliczek wkłada srebrną łyżeczkę do pucharka wypełnionego malinowym sorbetem i
oblanego obficie gorzką czekoladą. – A może nie chcesz mi powiedzieć? – Bawi się
ze mną.
- Powiem ci
później. Gdy będziemy sami – dopowiadam znacznie ciszej.
- Teraz też
jesteśmy sami – zauważa zaczepnie.
Restauracja, którą
wybrałem, jest prawie pusta. Na jedzenie z pewnością nie będę narzekać. Obiad
był smaczny. Brakuje gości, lecz takie są uroki małomiasteczkowej elegancji.
Początek tygodnia. Wygórowane ceny. Idę o zakład, że tłoczno robi się dopiero
od czwartku.
- W świetle świec
wyglądasz zjawiskowo – rozmarzam się.
- Max… – Eli lekko
się rumieni, zaskoczony komplementem.
- A może to twoja
magia? – rozważam na głos. – Jesteś cudowny, a ten blask dodatkowo to
podkreśla. – Wyciągam telefon i robię Eli zdjęcie. – Widzisz? – Odwracam ekran,
by sam się przekonał, że nie kłamię.
- Wyglądam tak jak
zwykle – Króliczek uśmiecha się nieco zawstydzony.
- To moja wina, że
nie zawsze umiałem dostrzec twoją wyjątkowość – wzdycham. – Wszystko na czym mi
najbardziej zależało, znajdowało się daleko poza moim zasięgiem. Długo nie
potrafiłem się z tym pogodzić. Nie masz pojęcia, jak żałuję, że to właśnie na
tobie odreagowałem swój żal i gniew.
- Nie chcę wracać
do przeszłości.
- Skarbie, nie wiem
jak to robisz, ale jednym gestem czy spojrzeniem wyciągasz ze mnie to, co
najlepsze. Przy tobie czuję, że naprawdę żyję. Znowu umiem cieszyć się
drobiazgami. Przedtem nie zwróciłbym uwagi na te głupie świece. A teraz? Wiesz,
że jak tylko wrócimy do domu, to w pierwszej kolejności zamówię ich całe
mnóstwo? Wyobrażasz to sobie?
- Nie piłeś wina, a
mimo to szumi ci w głowie. – Eli posyła w moją stronę złośliwy uśmieszek.
- Po co mi wino
skoro mam ciebie? – Sięgam po drobną dłoń, którą podnoszę do ust. – Upajasz
mnie tysiąc razy mocniej. W dodatku jesteś taki słodki… – Celowo przesuwam
językiem po wewnętrznej stronie króliczego nadgarstka. Eli lekko drży, co
dodatkowo łechce moje rozbuchane ego. – Widzisz, o tym właśnie mówiłem. Oto
chwile, dla których warto żyć.
- Dziękuję – cichy
szept ukochanego chwyta mnie za serce.
- To ja ci
dziękuję, najdroższy. Będziesz ze mną bardzo szczęśliwy. Zobaczysz.
- Wiem. – Oczy
ciężarnego zachodzą łzami. Nie mogę pozwolić, by się rozpłakał, więc
postanawiam szybko zmienić taktykę.
- Wzruszyłeś się,
bo pomysł ze świecami aż tak ci się spodobał? To może dołożymy do tego egzotyczne
kwiaty?
- Egzotyczne co?
Max… – kręci głową z dezaprobatą.
- Zmiana planu!
Świeczki i kwiaty to jedynie sztuczna namiastka. Wybierzmy się w podróż!
Moglibyśmy zamieszkać na rajskiej wyspie. Wyobrażasz to sobie? Pyszne owoce,
zachody słońca na wyciągnięcie ręki, turkusowa woda i złoty piasek. Powiedz, że
tego chcesz, a za godzinę będziemy już w samolocie.
- Mężu, pora na
lądowanie. Tu jest nasz dom, pamiętasz?
- A gdybyśmy tak kupili
naszą własną wyspę? – Pełen optymizmu wpatruję się w mojego kochanka.
- Opowiadasz mi o
swojej nowej książce? – Eli sprytnie unika jednoznacznej odpowiedzi. Zna mnie
na tyle by wiedzieć, że jestem poważny jak nigdy wcześniej.
- Ja nie żartuję!
Proszę, zróbmy to. Nie powiesz mi, że nigdy o tym nie myślałeś.
- Moją wyspą jest
obecnie nasz uroczy domek. I ramiona męża, który codziennie mnie tuli. Zasypiam
szczęśliwy i budzę się szczęśliwy. To o wiele więcej niż kiedykolwiek śmiałbym
prosić.
- Każdy mąż tak
robi, a ja nie chcę być jak każdy. Rzucę ci świat do stóp, jeśli uznam, że to
cię uszczęśliwi.
- Jestem realistą,
który twardo stąpa po ziemi. Dobrze mi nawet bez dalekich podróży.
- Właśnie dlatego
daję ci parę skrzydeł, abyś mógł obejrzeć świat z innej perspektywy.
- Uwielbiam sposób,
w jaki dobierasz słowa, posługując się metaforami – narzeczony rozbraja mnie kolejnym
uśmiechem. – To mi przypomina, że w domu czeka na mnie wielkie pudło książek.
Twoich książek. Wiesz co to oznacza?
- Koszmary senne –
podpowiadam.
- Max, nie możesz
tak do tego podchodzić. W ten sposób ranisz siebie i mnie. Jesteś pisarzem.
Książki są ważną częścią twojego życia. Życia, które zacząłeś dzielić ze mną.
Fani na całym świecie uwielbiają twoje historie. Dlaczego ze względu na mnie
zacząłeś się tego wstydzić?
Dlaczego? To bardzo
dobre pytanie. Eli jak zawsze trafił w samo sedno.
- Jesteś świetny w
tym co robisz. Twoi fani, April i Jeff, twoi rodzice… Jednym słowem wszystkie
ważne osoby w twoim życiu znają cię od tamtej strony. Tymczasem ja… Bezustannie
mnie straszysz. Zniechęcasz. Tak trudno ci zrozumieć, że chcę cię lepiej
poznać? Nie rozumiesz, że w tej historii to ty jesteś królikiem, a ja chcę podążać
za tobą do zaczarowanego świata po drugiej stronie lustra. Nie zabraniaj mi
tego.
- Eli… – Z wrażenia
nie wiem co powiedzieć.
- Proszę, nie
traktuj mnie jak dziecko. Może i jestem o ciebie młodszy, ale nie musisz
wiecznie trzymać mnie pod kloszem. Związek opiera się na partnerstwie. Jeśli
nie będziesz widział we mnie partnera, to nasze małżeństwo obróci się w
koszmar. Tego chcesz, bo ja nie.
- Czasami wkurzasz mnie
tym, że zawsze masz rację – markotnieję.
- Jeśli tak bardzo
ci to przeszkadza, spróbuję się zmienić.
- Nie próbuj.
Kocham cię takiego, jaki jesteś. I kocham cię za to, że bezustannie
przypominasz mi o tym, co jest ważne.
- Dziękuję. – Na
anielskiej twarzy maluje się satysfakcja. Tak, znowu masz nade mną przewagę.
- Na twoim miejscu
przystopowałbym z wiwatowaniem zwycięstwa. Zostajesz pod kloszem, bez względu
na to, czy tego chcesz, czy nie. Zwłaszcza teraz, gdy nosisz naszego syna.
- Rzucasz mi
wyzwanie? O to ci chodzi? – Diabelskie ogniki w jego oczach zdają się tylko
czekać aż przytaknę.
- Nie. – Studzę
jego zapędy. – Po prostu zdałem sobie sprawę z czegoś okropnego. Zanim ci
powiem co to jest, obiecaj, że to zostanie między nami, ok?
- Oczywiście, mężu.
Możesz mi zaufać.
- Zauważyłem, że… –
Pochylam się nad stołem, by tylko Eli mógł mnie słyszeć. – Na samą myśl mam dreszcze,
ale skoro jesteśmy partnerami, więc chyba powinieneś znać prawdę. I nie zdziwię
się, jeśli zaczniesz inaczej na mnie patrzeć.
- Mów! – Mój
ukochany zaczyna się niecierpliwić.
- Eli, ja zmieniam
się w swojego ojca! – Dzielę się z narzeczonym mrocznym sekretem.
- I to cię tak
dziwi?
Mój wybranek mruga
kilka razy. Jego twarz wydaje się spokojna i opanowana. Nic nie wskazuje na to,
że został poddany szokowi.
- Wiedziałeś?!
Skąd?!
- Max, przecież to
naturalne.
- Naturalne?! To
chore! Ja nie chcę! – Zaczynam się bronić przed wizją starzejącego się Maxwella
Forda, siedzącego w fotelu, z gazetą i w kapciach.
- Nie chcesz, ale
nic na to nie poradzisz. Odziedziczyłeś wiele cech po swoim tacie. Jesteście do
siebie bardzo podobni, zarówno pod względem psychicznym, jak i fizycznie.
- Chcesz mi
powiedzieć, że wyglądam jak mój tata?! – To stwierdzenie to jawny atak na moją
męskość. Jak on może insynuować takie rzeczy?! To chyba oczywiste, że jestem od
niego znacznie przystojniejszy.
- Genów nie
oszukasz. I nic nie da się z tym zrobić. – Eli ze zrozumieniem klepie mnie po
ręce. Jego gest przynosi nikłe pocieszenie, ale ciężko mi będzie dojść do
siebie.
- Jestem
zdruzgotany – informuję ukochanego o moim kiepskim stanie.
- Peter Ford to
ideał ojca. Wychował cię na wspaniałego syna. Będzie cudownym dziadkiem dla naszego
maleństwa. W dodatku od zawsze jesteś w niego wpatrzony jak w obraz. Ta
sytuacja ma same plusy.
- Ty nic nie
rozumiesz. Co innego chcieć być takim jak on, a co innego… Nie wyobrażasz go
sobie kiedy się kochamy, prawda? – Zadaję pytanie, które domaga się
natychmiastowej odpowiedzi.
- Przykro mi, ale
nie. Ty mi w zupełności wystarczysz.
- Na pewno? –
Lepiej dmuchać na zimne i drążyć temat, gdy pojawiła się sprzyjająca okazja,
niż potem pluć sobie w brodę.
- A ja tobie
wystarczę? Fantazjujesz o kimś innym będąc ze mną w łóżku? – Eli zgrabnie
odwraca kota ogonem, atakując mnie tym samym pytaniem.
- Jesteś ideałem.
- Czyżby? – Niczym
rasowy polityk, układa dłonie w piramidkę i marszczy jasne brwi. – W twoich
oczach jestem zaledwie niewinnym nastolatkiem, którego trzeba chronić nawet
przed niegroźnymi książkami.
- Jesteś cholernie
seksownym nastolatkiem. Jeśli ktoś powinien być chroniony, to chyba ja. Jak mam
się oprzeć twojemu urokowi? Jesteś piękny, mądry, zabawny i kręcisz mnie tak
bardzo, że mógłbym to z tobą zrobić nawet tutaj, na tym stole – wskazuję palcem
na blat. – Przed tym wyuzdanym krokiem powstrzymują mnie kamery oraz
świadomość, że nasz film z pewnością znalazłby się w Internecie. Na samą myśl,
że ktoś oprócz mnie zobaczyłby cię nagiego, krew się we mnie gotuje.
- Zazdrośnik –
chichot Eli podsuwa mi kolejny pomysł.
- Jeśli skończyłeś
jeść proponuję, abyśmy się zbierali – szukam wzrokiem kelnera. – Muszę cię
zabrać do łóżka.
- Jeszcze wcześnie.
Nie jestem zmęczony – złotowłosy od razu protestuje.
- Nie mówiłem, że
będziemy spać – puszczam do niego oko, wyciągając z portfela kartę kredytową.
Chwilę później
łapię Eli za rękę i prowadzę w kierunku samochodu.
- Restauracje są
fajne. Randki też są fajne, ale minie sporo czasu, zanim znowu tu przyjedziemy
– decyduję.
- Obiad był
wyjątkowo…
- Nie chodzi o
jedzenie – przerywam mu, popychając delikatnie na drzwi mercedesa. Eli przymyka
powieki. Rozchyla usta. Odchyla głowę do tyłu. – Przy tobie nawet święty
straciłby panowanie nad sobą – warczę, zaborczo wpijając się w ponętne wargi. –
Smakujesz czekoladą… – dyszę ciężko, chciwie łapiąc powietrze. – Wsiadaj.
Wracamy do domu.
- A zakupy? –
Ciężarny sprowadza mnie na ziemię, przypominając o przykrym obowiązku. – Dzidziuś
chciałby dostać coś dobrego.
- Zakupy? –
Powtarzam po nim, dokonując w głowie karkołomnej kalkulacji.
Co powinienem
wybrać? Ognisty seks, którym z pewnością zakończy się ten wieczór, czy też
zapełnienie lodówki? Jeśli pojedziemy do centrum handlowego, nasz powrót opóźni
seks o dobre dwie godziny. Wytrzymam tyle? Gdybym to sobie potem odbił i kochał
się z nim aż do świtu, to może, może…
Mógłbym też olać
zakupy i przyjechać tu jutro, ale to by oznaczało, że musiałbym się rozstać z
tym puchatym nicponiem na kilka godzin. Szczerze wątpię, że po dzisiejszej nocy
będzie w stanie obudzić się jutro przed południem. No i nie mógłbym patrzeć jak
śpi.
- Proszę… –
Fiołkowe oczy wiercą mi dziurę w sercu.
Czy on mnie
sprawdza? Poddaje próbie, aby po raz kolejny się przekonać, że jestem kukiełką
w jego małych rączkach. W dodatku tak umiejętnie pociąga za sznurki…
Szlag by to
wszystko trafił!
- Dobrze, będą
zakupy – cedzę przez zęby.
- Kupisz mi lody i
czekoladę?
Nie wierzę! Po
prostu nie wierzę! Kilka sekund i ma mnie na widelcu!
- Przestań ze mną
flirtować, jeśli naprawdę zależy ci na jedzeniu.
Nieco zły, otwieram
szeroko drzwi od strony pasażera i czekam aż Eli wygodnie się usadowi.
- Max… – znowu
zaczyna kusić przymilnym głosikiem. Zapinam pasy, ignorując jego ciche skomlenie.
– Max… – ponawia próbę, muskając moje ramię.
- Skarbie, okaż mi
odrobinę zrozumienia. Ja naprawdę bardzo ze sobą walczę, by nie zerwać z ciebie
ubrań, więc zachowuj się jak na grzecznego Króliczka przystało. W przeciwnym
wypadku może się okazać, że spędzimy dzisiejszą noc w areszcie, a nie w domu.
Seks w aucie to wykroczenie.
- Wolałbym w domu –
moja trusia poprawia niewidzialne zagniecenia na swoim ubiorze, a następnie
zaczyna się bawić rozpuszczonymi włosami.
- Ja też. A teraz
bądź cichutko, bo muszę się skoncentrować, a ty za bardzo mnie rozpraszasz.
***
Krążymy między
sklepowymi regałami. Pcham przed sobą wielki wózek, który jest już praktycznie
pełny. Uparłem się, abyśmy solidnie uzupełnili zapasy.
- Może już
wystarczy? – Eli z zatroskaniem ocenia budowaną przeze mnie piramidę, która
lekko się chwieje. Nie runie. Ma solidną podstawę zbudowaną ze słodkich
ziemniaków oraz kilku zgrzewek soków.
- Im więcej jedzenia
w domu, tym rzadziej będziemy musieli z niego wychodzić.
- Mniej więcej
kilka godzin temu stwierdziłeś, że będziemy często randkować, pamiętasz? –
Słodziak kolejny raz wykorzystuje szansę, by pochwalić się dobrą pamięcią.
- Będziemy
wychodzić. Obiecuję.
- Pójdziemy do
kina? – Domaga się nowych atrakcji.
- Tak, skarbie.
Pójdziemy.
- Kiedy?
- Kiedy? Z
pewnością nie w tym tygodniu. Zaplanowałem dla nas inne atrakcje.
- Jakie?
Przebiegłe
stworzenie zatrzymuje się na samym środku alejki i spogląda mi wymownie w oczy.
- Takie atrakcje… –
Zgaduje. – W takim razie przydałaby się jeszcze jedna butelka sosu
czekoladowego.
- Tak uważasz? –
Tym razem to ja nie potrafię powstrzymać uśmiechu. Porzucam wózek i obejmuję ramionami
mój najcenniejszy skarb. – Po co ci tyle sosu czekoladowego?
- Będzie nam
potrzebny do… różnych rzeczy – Eli dyskretnie uwalnia się z moich ramion, bo w
naszej alejce zaczyna się robić nieco tłoczno.
- Poczekaj tu na
mnie. Za chwilę wracam.
Mam nadzieję, że
płynna gorzka czekolada to ostatnia rzecz na naszej liście. Poza tym nie mogę się
doczekać chwili, gdy Eli jej użyje. Na samą myśl robi mi się gorąco.
- Chyba nic się nie
stanie, jeśli kupimy kilka dodatkowych… – mamroczę do samego siebie, ściągając
z półki cztery półlitrowe butelki.
- Przesadziłeś –
Eli śmieje się ze mnie, gdy próbuję znaleźć dla nich miejsce w przepełnionym
koszyku.
- Mówiłeś, że jest
niezbędny, więc nie może go zabraknąć – tłumaczę się.
- Max, z tego co
pamiętam, nie przepadasz za gorzką czekoladą. Dlaczego nie wybrałeś sosu, który
bardziej by ci smakował?
- Bo tylko ten nie
zawiera mleka, na które jesteś uczulony.
- No właśnie. To ja
jestem uczulony. Ty nie.
- Nie zamierzam
ryzykować, że coś ci się stanie – cmokam Króliczka w policzek. – Masz ochotę na
coś jeszcze?
- Podczas obiadu
nie zamówiłeś mięsa.
- Do czego
zmierzasz?
- Nie powinieneś
zmuszać się do jedzenia czegoś, czego nie lubisz.
- Skarbie, ja się
do niczego nie zmuszam. Lubię twoją kuchnię. Nie przeszkadza mi, że nie jesz
mięsa. Poza tym sam mówiłeś, że gorzka czekolada jest zdrowsza, prawda?
- Nie oznacza to
także, że musisz ją jeść. Jeśli masz ochotę na mięso, o powiedz. Ugotuję ci coś
dobrego.
- Króliczku, ja też
nie wiem, jak to się stało, ale przebywając z razem tobą przejąłem część twoich
nawyków. To był mój świadomy wybór. I jest mi z tym dobrze. Kiedy mieszkaliśmy
u rodziców, dużo czytałem na temat zdrowej diety. Może to właśnie dzięki tobie
mam więcej energii niż zwykle?
- Tak sądzisz? –
Eli nie jest przekonany. To urocze, że tak się o mnie troszczy.
- To była jasna
strona mocy – żartuję.
- A jaka jest
ciemna? – Ciężarny od razu poważnieje.
- Będziesz musiał
wziąć za to odpowiedzialność.
- Z przyjemnością.
Zaopiekuję się tobą. I gorzką czekoladą.
- Mój Króliczku –
wybucham wesołym śmiechem. – Chodź, poszukamy wyjścia.
- I tragarza. Nie
wiem czy damy radę zabrać to wszystko do samochodu.
- Skarbie,
oczywiście, że damy radę. Wątpisz w siłę swojego męża?
Gdy kasjerka nabija
towary na kasę, Eli bawi się swoim telefonem. Podejrzewam, że znowu pisze do
Jo. Cichy cień zazdrości szepcze mi do ucha by jak najszybciej pozbyć się tego
wstrętnego urządzenia, które tylko psuje mi krew i nie pozwala cieszyć się z
tak udanego wieczoru.
- To twoja mama –
osiemnastolatek czyta w moich myślach. – Zachęca nas, abyśmy odwiedzili nowy
sklep z akcesoriami dla dzieci, skoro już tutaj jesteśmy.
Nic nie odpowiadam,
choć najchętniej porwałbym Eli na ręce i rzucił się na oszukiwanie owego
sklepu. Jest jeszcze tyle rzeczy, które powinniśmy zgromadzić dla malucha. Nie
mamy kołyski ani wózka. W dodatku w większości sklepów pojawiają się jesienne
kolekcje. Tylko jak przekonać Eli do tej eskapady?
- Zaniesiemy zakupy
do samochodu, a potem możemy tam na chwilę zajrzeć, jeśli chcesz – proponuje.
- Kocham cię! –
Uszczęśliwiony przytulam do siebie ukochanego, nie zwracając uwagi, na
ciekawskie spojrzenia innych klientów oraz przemiły uśmiech kasjerki.
- Obejrzymy rzeczy
dla dziecka, ale nie będziemy niczego kupować. To mój warunek – jasnowłosy grozi
mi palcem, bo dobrze wie do czego jestem zdolny.
- To nie fair! No
nie bądź taki! – Zaczynam się targować.
- Wyczerpałeś limit
na zakupy dla dziecka.
- Skarbie, ja
niczego nie wyczerpałem, bo nie ustaliliśmy żadnego limitu.
- Twój wybór Max.
Chcesz pójść do sklepu czy wracamy do domu?
Walczę ze sobą z
całych sił. Ta pluszowa trusia igra z ogniem sądząc, że dam się zapędzić do
rogu i zgodzę na tak krzywdzące warunki.
- Odwiozę nasze
zakupy, a ty tu chwilę odpocznij – wskazuję blondynowi schowaną wśród
roślinności ławeczkę. – Będziesz potrzebować dodatkowej porcji energii… -
rzucam od niechcenia, choć wątpię, że mnie usłyszał.
***
Moja mama to złota
kobieta, która zasłużyła na olbrzymi bukiet kwiatów. To właśnie dzięki niej od
blisko godziny gromadzę różne ubranka i akcesoria. Rozpływam się ze szczęścia
mogąc przykładać malutkie śpioszki i kaftaniki do brzucha ukochanego.
- To jest śliczne!
I to! To też musimy kupić! – Ekscytują mnie wszystkie niemowlęce drobiazgi.
- Nie kupujemy.
Oglądamy – mały uparciuch od razu mnie poprawia.
- Kupujemy!
Zdecydowanie kupujemy! Nie możesz mi zabronić rozpieszczania naszego dziecka.
Od tego ma rodziców.
- Rodzice powinni
kierować się przede wszystkim rozsądkiem i wybierać to, co najlepsze dla
dziecka.
- Dokładnie tak! –
Przytakuję automatycznie. – Wybierz to co ci się najbardziej podoba – zachęcam Eli
do współudziału w tej niechybnej zbrodni na mojej karcie kredytowej.
- Nic z tego, mężu.
Po kolekcji jesiennej pojawi się kolekcja świąteczna. Nie wierzę, że odpuścisz
i nie będziesz próbował mnie przekonać, że powinniśmy przebrać dzidziusia za
małego renifera.
- Renifer… Albo
Mikołaj… – Coś wewnątrz mnie zaczyna się topić. I coraz lepiej rozumiem Eli. On
reaguje tak na słodycze. Nic dziwnego, że bardzo cierpiał, gdy mu ich
odmawiałem. Gorzej, że ja też będę bardzo cierpiał, jeśli nie zabiorę tych
malutkich ubranek ze sobą do domu. – Proszę, nie rób mi tego! – żebrzę o
odrobinkę zrozumienia. – To silniejsze ode mnie. Przecież musi być jakiś
sposób, żebyś dał się przekonać. Obiecuję, że zrobię co zechcesz.
- Nie – pada natychmiastowa
odpowiedź.
- Proszę, ja muszę,
rozumiesz? Wiem, że mnie rozumiesz. Sam zobacz – przykładam malutkie śpioszki
ozdobione malutkimi grzybkami do jego brzucha. – Pasują idealnie.
- Nie. Odłóż to na
wieszak.
- Co mam zrobić,
abyś zmienił zdanie? Spełnię każdą twoją zachciankę. – Wpatruję się w niego z
nadzieją, że jednak zmięknie.
- Każdą? – Po jego
minie widzę, że to będzie mnie słono kosztować. Jednak te jesienne ubranka
warte są każdego poświęcenia.
- Każdą –
potwierdzam, biorąc jednocześnie bardzo głęboki wdech, by jakoś zrekompensować
sobie cios, który zaraz na mnie spadnie.
- Dobrze. W takim
razie możesz kupić co zechcesz.
- Dziękuję! –
Całuję Eli bardzo namiętnie.
Chwila szczęścia
ulatnia się z mojej głowy niczym szampan. Ta przebiegła istotka ani słowem nie
wspomniała czego zażąda w zamian. Stoję więc niepewny, ściskając w dłoniach
jesienną wyprawkę i dumam nad tym, w jak wielkie bagno się wpakowałem.
- Twój warunek.
Chcę go poznać.
- Powiedzmy, że
będziesz moim dłużnikiem. Być może już niedługo ja też o coś cię poproszę, a ty
mi nie odmówisz.
- Dlaczego mam
wrażenie, że w twojej propozycji ukryty jest jakiś haczyk?
- Nie ma. To czysty
układ. Przysługa za przysługę. Wchodzisz w to? – Eli wyciąga prawą dłoń. Jeśli
ją uścisnę, nie będę mógł niczego mu odmówić.
Z drugiej strony o
co on może mnie poprosić? O słodycze? Odmówił, gdy proponowałem mu nowy samochód,
a nawet zakup wyspy. Pieniądze nie wejdą w grę. Może poprosi o kolejną randkę?
A może chodzi mu o to, abyśmy spędzili noc w ogrodzie? Tak, musi chodzić o
ogród. Nie mam ochoty na spanie w namiocie, ale cóż. Mówi się trudno.
- Wchodzę – ściskam
jego drobną dłoń.
- W takim razie do
dzieła, mężu. Możesz szaleć do woli.
- Tak też zamierzam
zrobić!
Z dziecinnym uśmiechem
na twarzy rozglądał się wokół siebie. Tyle cudowności zgromadzonych w jednym
miejscu. I wszystkie one mogą być moje. To zdecydowanie najlepsza randka, na
jakiej byłem!
Matko aż się boje tego na co max się zgodził. Mam takie przeczucie że to wcale nie będzie spędzenie nocy w ogrodzie ale coś na co by nigdy nie pozwolił. Żal mi go
OdpowiedzUsuńBiedny Max. Czy zjedzą go komary? A może czeka go coś znacznie gorszego? Przekonamy się już niedługo :D
UsuńTwój Kitsune
Hahahaha, oj Max... No ja nie wiem czy te zakupy były tego warte :P
OdpowiedzUsuńPewnie nie, ale ja go rozumiem. To chwilowe szaleństwo warte jest każdego ryzyka, prawda?
UsuńTwój Kitsune
Zżera mnie ciekawość o co poprosi Eli. Może Jo ma u nich nocować? Warto było poczekać te parę godzin. Pozdrawiam Iason
OdpowiedzUsuńEli już wie. Ja też wiem. Niedługo Wszyscy się dowiedzą. To z pewnością będzie szok. Zwłaszcza dla biednego Maxa. Przyszłość nie maluje się optymistycznie.
UsuńTwój Kitsune
Uuuuu czuję, że nagi akt Maksa niedługo powstanie :D Jaki ten Maks jest niedomyślny, nie wie, że króliczek na bank ma plan na który serio nie warto było się godzić? Sprzedać tak tanio skórę, a niby jest starszy i "mądrzejszy" :D
OdpowiedzUsuńTo zabawne, bo ja też o tym myślałem. Stwierdziłem jednak, że to nie miałoby sensu. Eli, jeśli oczywiście będzie chciał, to i tak namaluje akt Maxa. Zwłaszcza, że jego "mąż" bardzo często "pozuje nago", nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
UsuńNiestety, chwilę potrwa, zanim poznamy ten mały sekret.
Twój Kitsune
Zżera mnie wewnętrzna ciekawość :)
OdpowiedzUsuńCierpliwości, Moja Droga :)
UsuńNajpierw zabiorę Was na wieś, do Eryka, a potem wrócimy tutaj.
Twój Kitsune
Już się boję co Eli wymyśli, na pewno będzie ciekawie ��
OdpowiedzUsuńJa też się boję :D
UsuńTwój Kitsune
Halo halo proszę Pana, skończyłam właśnie czytać prawdziwego romantyka i pytam się, gdzie są ich dalsze dzieje? Przecież to jest najprawdziwsze cudo!
OdpowiedzUsuńMam też nieodparte wrażenie, że Max z bezsennych nocy w poprzednim wcieleniu był właśnie Cassianem. Są do siebie tak niesamowicie podobni, tak samo torturowani przez swoich ukochanych
Dziękuję za miłe słowa:)
UsuńSzczerze? Ciągle myślę o mojej różowej pijawce i bardzo mnie cieszy, że są osoby, którym to opowiadanie przypadło do gustu. Chciałbym je ukończyć, chociaż to będzie trudne.
Czy Cassian i Max są do siebie podobni? Nie wiem. Może. Cassian musiał nauczyć się cierpliwości. Kochanie wampira jest trudne. Zwłaszcza w czasach wojen i sekretów. Na razie kończę nowy rozdział przygód Eryka, a potem zobaczymy co los przyniesie.
Twój Kitsune
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, och aż strach pomyśleć o co Eli poprosi Maxa jak dla mnie to wpakował sie w wielkie... może to będzie zwiazene z pracą
weny i pomysłów oraz czasu życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika