środa, 1 listopada 2023

mpreg 115

 

„Bezsenne Noce"

Niespiesznie spaceruję po miejscowej galerii sztuki. Podziwiam ręcznie robioną biżuterię z kolorowych szkiełek i muszli, która aż krzyczy tandetą. Jest też osobne pomieszczenie pełne ceramiki. Przemiła pani zachęca mnie, abym bliżej zapoznał się z kolekcją misek, stanowiącą idealny dodatek do zestawu kubków. Oferuje mi także specjalny bon ze zniżką, gdybym zmienił zdanie w sprawie oryginalnej zastawy.

Rozglądam się dyskretnie, by móc w spokoju ziewnąć. Boli mnie głowa. Marzę o kawie. Deszczowa pogoda oraz otaczające mnie zewsząd kiczowate, krzykliwe kolory sprawiają, że mam ochotę uciec.

- Nudzisz się, mężu? – Króliczek uśmiecha się złośliwie.

- Nie. Świetnie się bawię. Serio – zapewniam gorliwie.

Nie powiem prawdy, choćby mnie kroili. To ja odkryłem miejscową galerię. Będę się musiał nieco doszkolić, bo postrzegam sztukę nieco inaczej niż Eli. Lokalne rękodzieło różni się od obrazów wielkich mistrzów. Brakuje mu elegancji i prostoty, do których szybko przywykłem, mieszkając razem z moim artystą.

- Obejrzymy obrazy? – Eli wyciąga dłoń w moją stronę.

- Co tylko zechcesz – uśmiecham się czule.

Wystawa obrazów znajduje się na pierwszym piętrze. W przeciwieństwie do poprzednich ekspozycji, które podzielono tematycznie, panuje tu totalny eklektyzm. Ściany wypełnione są szczelnie portretami, pejzażami oraz dziwnymi abstrakcjami. Płótna są wręcz ściśnięte, jakby walczyły między sobą o każdy wolny skrawek.

- Dużo się tu dzieje – zauważam nieco posępnie, nie wiedząc na co patrzeć.

Króliczek nic nie odpowiada na moją uwagę. Ta dziwaczna kompozycja całkowicie pochłania jego puchate jestestwo. Fiołkowe oczy śledzą poszczególne pociągnięcia pędzli, dobór kolorów. Mam świadomość, że widzi więcej niż ja. Dla niego to niekończące się historie, ulotne chwile, uchwycone przeróżnymi technikami. Szczęście, smutek, zwątpienie, euforia.

Mija mniej więcej godzina, gdy Eli zdaje sobie sprawę, że oddaliłem się od niego. Znalazłem sobie wygodne miejsce pod ścianą, gdzie jakaś dobra dusza ustawiła kilka prostych, drewnianych krzeseł.

- Max? – Szuka mnie błądząc wzrokiem po wielkiej sali.

- Tutaj jestem – macham do niego, wstając.

- Przez chwilę wydawało mi się, że sobie poszedłeś – marszczy swój uroczy nosek, podchodząc do mnie, aby się przytulić.

- Głuptasie, nigdzie bez ciebie nie pójdę. – Wykorzystuję okazję i obejmuję ukochanego. – Obejrzałem wszystkie obrazy znacznie szybciej niż ty.

- Które najbardziej ci się podobają?

- Twoje – odpowiadam zgodnie z prawdą.

- Nie żartuj. Pytałem poważnie.

- Skarbie… – wzdycham ciężko. – Rozejrzyj się. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent tego, co tu zgromadzono, to bohomazy. Są straszne.

- Nie sądziłem, że taki z ciebie surowy krytyk. – Eli uwalnia się z uścisku i ciągnie mnie za sobą.

- Staram się być szczery. Jestem pewny, że w głębi duszy masz takie samo zdanie.

- Skąd wiesz?

- Bo mam szczęście, że z tobą mieszkam. Widziałem tysiące twoich prac. Próbne szkice, które czasami malujesz na skrawkach papieru są tysiąc razy lepsze niż to – wykonuję zamaszysty ruch ręką, by podkreślić moc moich słów.

- Nie jest aż tak źle. Nawet tutaj znajdują się prawdziwe perełki.

- Czyżby? – Z niedowierzaniem ponownie zerkam na ścianę pełną płócien. – Potrzebuję twojej pomocy, by je zlokalizować.

- Ten jest niezły – Eli pokazuje mi obraz w odcieniach fioletu.

- Nic tu nie widzę poza kropkami – skarżę się.

- Nie kłam – gani mnie, zmuszając do większej uważności. – Opowiedz mi co widzisz – nalega.

- Hmm…  – Wytężam wzrok, zatapiając się we fioletowe dzieło. – Jaśniejsza część u góry kojarzy mi się z wczesnym porankiem. Słońce niedawno wstało, lecz jest na tyle wcześnie, że fioletowa plaża jest jeszcze całkowicie opustoszała – zaczynam swoją opowieść. – Na pisaku leżą kolorowe kamienie i muszelki, które za kilka godzin, gdy słońce mocniej je przygrzeje, zaczną się mienić zupełnie innymi kolorami. Póki co są fioletowe. Po południu zerwie się wiatr. Poprzesuwa je w różne strony. Nikt nie zakłóci spokoju tego miejsca. Potrzebna byłaby specjalna mapa, bo jak inaczej trafić na fioletową plażę?

- Mężu, jestem pod wrażeniem – zostaję poklepany po ramieniu. – Jesteś prawdziwym mistrzem w doborze odpowiednich słów i budowaniu historii.

- Daj spokój – mile połechtany niespodziewanym komplementem, próbuję ukryć zakłopotanie. – Ty z pewnością widzisz to inaczej.

- Fioletowe kropki zmieniłeś w romantyczną plażę o poranku.

- Musiałem improwizować. Gdyby tu wisiały twoje obrazy, nikt nie musiałby się domyślać co przedstawiają.

- Może kiedyś. Na razie nie kuszą mnie wystawy – Eli dotyka brzucha.

- Wiem, że cieszy cię sielanka na prowincji, ale to tymczasowa sytuacja. Mąż zabierze cię do Paryża i do Mediolanu, gdzie zorganizujemy wystawy z prawdziwego zdarzenia – roztaczam przed Króliczkiem wizję świetlanej przyszłości. – W przyszłym roku rzucisz świat na kolana.

- W przyszłym roku będziemy opiekować się niemowlakiem – Eli próbuje podciąć mi skrzydła.

- Rodzice nam pomogą. Nie rozmawialiśmy o szczegółach, ale na wszystko się zgodzili. Jest też April – niechętnie wspominam imię mojej agentki.

- Max… – Eli wydaje się nieco przytłoczony. Powinienem skierować jego uwagę na przyjemniejszy temat.

- Nie myśl o tym teraz. Ja się wszystkim zajmę – kradnę słodkiego całusa. – Od tego jestem.

- Dziękuję – blondyn szepcze cichutko.

- Chcesz dalej oglądać obrazy, czy pójdziemy na obiad?

Na samo wspomnienie jedzenia Eli od razu zaczyna burczeć w brzuchu.

- Dzidziuś chciałby coś słodkiego? – zgaduję.

- Za to ty marzysz o kawie – czyta w moich myślach.

Kierujemy się w stronę wyjścia. Przed budynkiem czeka na nas hotelowa limuzyna z kierowcą. Przemiły szofer otwiera drzwi.

- Nie jestem przyzwyczajony do takiego luksusu – Króliczek wtula się w skórzany fotel, doceniając detale drogiego samochodu.

- Bo mieszkamy na wsi. Gdy przeniesiemy się do jakiegoś bardziej cywilizowanego miejsca, będziesz miał do dyspozycji znacznie lepszy samochód z kierowcą.

- Co? – Eli otwiera szeroko oczy ze zdziwienia.

- Nie patrz tak na mnie. Mówiłem ci setki razy, że spełnię każdą twoją zachciankę.

- Nigdy nie marzyłem o czymś takim. Mam prawo jazdy i…

- Kochanie – przerywam blondynowi, chowając jego twarz w dłoniach. – Mówiłem ci już, że wszystkim się zajmę. Myśl o ciastkach.

- Szczerze mówiąc, to umieram z głodu. Nie wiem czemu. Przecież rano jadłem śniadanie – Króliczek kręci głową, rozważając zachcianki naszego maleństwa.

Kierowca zawozi nas do francuskiej restauracji, w której zarezerwowałem stolik. Nie mam pojęcia, czy Eli zasmakuje w europejskiej kuchni, lecz to najbardziej ekskluzywne miejsce w mieście.

- Bardzo proszę – odsuwam krzesło ukochanemu. Kelner podaje nam menu oraz kartę win.

Elegancja sala. Srebrne sztućce. Porcelana. Oto otoczenie godne mojego Króliczka.

- Poprosimy suflet czekoladowy – zwracam się do kelnera, nie tracąc czasu na zbędne konwenanse.

- Zaczną panowie od deseru? – Mężczyzna uśmiecha się pobłażliwie, zerkając na ciężarnego Eli.

- Potraktujemy to jako przystawkę – odpowiadam równie rozbawiony. – Deserem zajmiemy się później.

Gdy ja delektuję się kawą, a Eli zatapia łyżkę w puchatym ciastku wypełnionym czekoladą, obydwaj od razu czujemy się znacznie lepiej. Ból głowy magicznie przechodzi. Króliczek się odpręża. Uśmiecha.

- Pięknie dziś wyglądasz – podziwiam strój blondyna. Biała koszula oraz czarna, luźna marynarka sprawiają, że wydaje mi się bardziej dorosły. Nie jest już tym samym nastolatkiem, który nosił trampki i obcisłe szorty. Ciąża sprawia, że zmienił się w młodego mężczyznę.

- To wyłącznie twoja zasługa, mężu. – Eli przechyla głowę na bok. Sięgam po jego dłoń, którą całuję, a następnie przesuwam opuszkami po obrączce, którą ma na palcu. – Kocham cię – szepcze to, co najbardziej chcę usłyszeć.

- Ja ciebie bardziej, skarbie.

- Skoro tak mnie kochasz poproś kelnera, bo do nas przyszedł. Mam ochotę na pieczone warzywa, które tak polecają w menu jako „wyjątkowy i wykwintny smak Francji”.

Nie wiem czemu, ale zupełnie nie dziwi mnie fakt, że Eli zna język francuski i bez najmniejszego problemu wybiera dla nas z karty różne smakołyki.

- Ciągle mnie zaskakujesz – przyznaję z uznaniem.

- To zasługa prywatnej szkoły, do której kiedyś chodziłem – zdradza.

- Musiałeś być wyjątkowo dobrym uczniem. Ja nie opanowałem nawet podstaw tego przeklętego języka – żalę się.

- Mogę ci udzielić kilku lekcji.

- To bardzo miłe z twojej strony. Znajomość francuskiego znacznie ułatwi nam pobyt w Paryżu, który dla nas zaplanowałem.

- Pojedziemy na wycieczkę? – Eli próbuje pociągnąć mnie za język.

- Trochę tam pomieszkamy, abyś mógł uczęszczać na zajęcia z malarstwa, o których kiedyś mi wspominałeś. Twój ulubiony profesor na stałe wykłada teraz w Paryżu, prawda? – Odświeżam fiołkowookiemu pamięć. – To miała być niespodzianka, ale skoro o tym rozmawiamy – uśmiecham się, widząc jego reakcję. – Zarezerwowałem ci miejsce na jego zajęcia. Cieszysz się?

- Max! – Stłumiony pisk oraz rozemocjonowanie na jego twarzy są bezcennym widokiem. – Dziękuję! Tak bardzo dziękuję!

- Drobiazg, kochanie – dukam, przejęty falą radości, jaka od niego płynie.

Eli potrzebuje kilku minut, by ochłonąć. Energia aż go rozpiera. Nie przestaje mówić o zajęciach i profesorze, którego od lat podziwia. Snuje wizje obrazów, które będzie musiał przygotować. Na zmianę cieszy się i prawie płacze, bo nie kontroluje emocji.

- Życzę smacznego – zapomniany kelner powraca z króliczym obiadem.

- Dziękuję! – Nastolatek obdarza mężczyznę wyjątkowym uśmiechem. – Jestem taki szczęśliwy na samą myśl o jedzeniu!

- Zapewniam pana, że warto było czekać – kelner koniecznie chce kontynuować pogawędkę z moim ukochanym.

- Dziękujemy – stanowczo przerywam tę przemiłą konwersację, reagując jak na zazdrosnego męża przystało.

Spodziewam się ostrej reprymendy, bo Eli nie przepada, gdy reaguję w taki sposób w stosunku do obcych.  

- Pyszne – mruczy, skupiając całą uwagę na obiedzie. – Chcesz spróbować?

- Bardzo chętnie – w myślach zacieram ręce z zadowoleniem, czekając aż mnie nakarmi. Eli nakłada na widelec porcję pieczonych warzyw, po czym kieruje sztuciec w moją stronę. Skubany, miał rację. To danie rzeczywiście smakuje nieziemsko.

- Max? Cóż za spotkanie! – Za plecami Osiemnastolatka pojawia się znajomo wyglądająca kobieta.

Mój mózg zaczyna pracować ze zdwojoną mocą. Kim ona jest?! Znam tą twarz. Znam ją całkiem dobrze. Skąd więc ta nagła pustka? Nie pamiętam jej imienia? Zalewa mnie fala wspomnień, o których wolałbym jak najszybciej zapomnieć…


5 komentarzy:

  1. witaj wśród nas :) a rozdział wow, wbił mnie w ziemie, zapomniałam jakie wspaniałe emocje są w tej historii

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję.
      Emocje to dopiero będą. Musisz poczekać na kolejny rozdział.
      Twój Kitsune

      Usuń
  2. Opłacało się tyle czekać i sprawdzać co parę dni, czy nas nie uszczęśliwisz jakimś postem. Niesamowicie cieszę się, że wróciłeś. Nie mogę się doczekać co jeszcze nam Eli z Maxem zaserwują :D

    OdpowiedzUsuń
  3. No i koniec sielanki. Max znowu coś nieświadomie przeskrobał🤣

    OdpowiedzUsuń
  4. Oooo w końcu jesteś 😀😀 bardzo mnie to cieszy,nie uciekaj już nam

    OdpowiedzUsuń