„Bezsenne Noce"
Niespiesznie spaceruję po miejscowej galerii sztuki.
Podziwiam ręcznie robioną biżuterię z kolorowych szkiełek i muszli, która aż
krzyczy tandetą. Jest też osobne pomieszczenie pełne ceramiki. Przemiła pani
zachęca mnie, abym bliżej zapoznał się z kolekcją misek, stanowiącą idealny
dodatek do zestawu kubków. Oferuje mi także specjalny bon ze zniżką, gdybym
zmienił zdanie w sprawie oryginalnej zastawy.
Rozglądam się dyskretnie, by móc w spokoju ziewnąć.
Boli mnie głowa. Marzę o kawie. Deszczowa pogoda oraz otaczające mnie zewsząd
kiczowate, krzykliwe kolory sprawiają, że mam ochotę uciec.
- Nudzisz się, mężu? – Króliczek uśmiecha się
złośliwie.
- Nie. Świetnie się bawię. Serio – zapewniam gorliwie.
Nie powiem prawdy, choćby mnie kroili. To ja
odkryłem miejscową galerię. Będę się musiał nieco doszkolić, bo postrzegam
sztukę nieco inaczej niż Eli. Lokalne rękodzieło różni się od obrazów wielkich
mistrzów. Brakuje mu elegancji i prostoty, do których szybko przywykłem,
mieszkając razem z moim artystą.
- Obejrzymy obrazy? – Eli wyciąga dłoń w moją
stronę.
- Co tylko zechcesz – uśmiecham się czule.
Wystawa obrazów znajduje się na pierwszym piętrze. W
przeciwieństwie do poprzednich ekspozycji, które podzielono tematycznie, panuje
tu totalny eklektyzm. Ściany wypełnione są szczelnie portretami, pejzażami oraz
dziwnymi abstrakcjami. Płótna są wręcz ściśnięte, jakby walczyły między sobą o
każdy wolny skrawek.
- Dużo się tu dzieje – zauważam nieco posępnie, nie
wiedząc na co patrzeć.
Króliczek nic nie odpowiada na moją uwagę. Ta
dziwaczna kompozycja całkowicie pochłania jego puchate jestestwo. Fiołkowe oczy
śledzą poszczególne pociągnięcia pędzli, dobór kolorów. Mam świadomość, że widzi
więcej niż ja. Dla niego to niekończące się historie, ulotne chwile, uchwycone przeróżnymi
technikami. Szczęście, smutek, zwątpienie, euforia.
Mija mniej więcej godzina, gdy Eli zdaje sobie
sprawę, że oddaliłem się od niego. Znalazłem sobie wygodne miejsce pod ścianą,
gdzie jakaś dobra dusza ustawiła kilka prostych, drewnianych krzeseł.
- Max? – Szuka mnie błądząc wzrokiem po wielkiej sali.
- Tutaj jestem – macham do niego, wstając.
- Przez chwilę wydawało mi się, że sobie poszedłeś –
marszczy swój uroczy nosek, podchodząc do mnie, aby się przytulić.
- Głuptasie, nigdzie bez ciebie nie pójdę. –
Wykorzystuję okazję i obejmuję ukochanego. – Obejrzałem wszystkie obrazy
znacznie szybciej niż ty.
- Które najbardziej ci się podobają?
- Twoje – odpowiadam zgodnie z prawdą.
- Nie żartuj. Pytałem poważnie.
- Skarbie… – wzdycham ciężko. – Rozejrzyj się.
Dziewięćdziesiąt dziewięć procent tego, co tu zgromadzono, to bohomazy. Są
straszne.
- Nie sądziłem, że taki z ciebie surowy krytyk. –
Eli uwalnia się z uścisku i ciągnie mnie za sobą.
- Staram się być szczery. Jestem pewny, że w głębi
duszy masz takie samo zdanie.
- Skąd wiesz?
- Bo mam szczęście, że z tobą mieszkam. Widziałem
tysiące twoich prac. Próbne szkice, które czasami malujesz na skrawkach papieru
są tysiąc razy lepsze niż to – wykonuję zamaszysty ruch ręką, by podkreślić moc
moich słów.
- Nie jest aż tak źle. Nawet tutaj znajdują się
prawdziwe perełki.
- Czyżby? – Z niedowierzaniem ponownie zerkam na
ścianę pełną płócien. – Potrzebuję twojej pomocy, by je zlokalizować.
- Ten jest niezły – Eli pokazuje mi obraz w
odcieniach fioletu.
- Nic tu nie widzę poza kropkami – skarżę się.
- Nie kłam – gani mnie, zmuszając do większej
uważności. – Opowiedz mi co widzisz – nalega.
- Hmm… – Wytężam
wzrok, zatapiając się we fioletowe dzieło. – Jaśniejsza część u góry kojarzy mi
się z wczesnym porankiem. Słońce niedawno wstało, lecz jest na tyle wcześnie,
że fioletowa plaża jest jeszcze całkowicie opustoszała – zaczynam swoją
opowieść. – Na pisaku leżą kolorowe kamienie i muszelki, które za kilka godzin,
gdy słońce mocniej je przygrzeje, zaczną się mienić zupełnie innymi kolorami. Póki
co są fioletowe. Po południu zerwie się wiatr. Poprzesuwa je w różne strony. Nikt
nie zakłóci spokoju tego miejsca. Potrzebna byłaby specjalna mapa, bo jak
inaczej trafić na fioletową plażę?
- Mężu, jestem pod wrażeniem – zostaję poklepany po
ramieniu. – Jesteś prawdziwym mistrzem w doborze odpowiednich słów i budowaniu
historii.
- Daj spokój – mile połechtany niespodziewanym
komplementem, próbuję ukryć zakłopotanie. – Ty z pewnością widzisz to inaczej.
- Fioletowe kropki zmieniłeś w romantyczną plażę o
poranku.
- Musiałem improwizować. Gdyby tu wisiały twoje
obrazy, nikt nie musiałby się domyślać co przedstawiają.
- Może kiedyś. Na razie nie kuszą mnie wystawy – Eli
dotyka brzucha.
- Wiem, że cieszy cię sielanka na prowincji, ale to
tymczasowa sytuacja. Mąż zabierze cię do Paryża i do Mediolanu, gdzie
zorganizujemy wystawy z prawdziwego zdarzenia – roztaczam przed Króliczkiem
wizję świetlanej przyszłości. – W przyszłym roku rzucisz świat na kolana.
- W przyszłym roku będziemy opiekować się
niemowlakiem – Eli próbuje podciąć mi skrzydła.
- Rodzice nam pomogą. Nie rozmawialiśmy o szczegółach,
ale na wszystko się zgodzili. Jest też April – niechętnie wspominam imię mojej
agentki.
- Max… – Eli wydaje się nieco przytłoczony.
Powinienem skierować jego uwagę na przyjemniejszy temat.
- Nie myśl o tym teraz. Ja się wszystkim zajmę – kradnę
słodkiego całusa. – Od tego jestem.
- Dziękuję – blondyn szepcze cichutko.
- Chcesz dalej oglądać obrazy, czy pójdziemy na
obiad?
Na samo wspomnienie jedzenia Eli od razu zaczyna
burczeć w brzuchu.
- Dzidziuś chciałby coś słodkiego? – zgaduję.
- Za to ty marzysz o kawie – czyta w moich myślach.
Kierujemy się w stronę wyjścia. Przed budynkiem
czeka na nas hotelowa limuzyna z kierowcą. Przemiły szofer otwiera drzwi.
- Nie jestem przyzwyczajony do takiego luksusu –
Króliczek wtula się w skórzany fotel, doceniając detale drogiego samochodu.
- Bo mieszkamy na wsi. Gdy przeniesiemy się do
jakiegoś bardziej cywilizowanego miejsca, będziesz miał do dyspozycji znacznie
lepszy samochód z kierowcą.
- Co? – Eli otwiera szeroko oczy ze zdziwienia.
- Nie patrz tak na mnie. Mówiłem ci setki razy, że
spełnię każdą twoją zachciankę.
- Nigdy nie marzyłem o czymś takim. Mam prawo jazdy
i…
- Kochanie – przerywam blondynowi, chowając jego
twarz w dłoniach. – Mówiłem ci już, że wszystkim się zajmę. Myśl o ciastkach.
- Szczerze mówiąc, to umieram z głodu. Nie wiem
czemu. Przecież rano jadłem śniadanie – Króliczek kręci głową, rozważając
zachcianki naszego maleństwa.
Kierowca zawozi nas do francuskiej restauracji, w
której zarezerwowałem stolik. Nie mam pojęcia, czy Eli zasmakuje w europejskiej
kuchni, lecz to najbardziej ekskluzywne miejsce w mieście.
- Bardzo proszę – odsuwam krzesło ukochanemu. Kelner
podaje nam menu oraz kartę win.
Elegancja sala. Srebrne sztućce. Porcelana. Oto
otoczenie godne mojego Króliczka.
- Poprosimy suflet czekoladowy – zwracam się do
kelnera, nie tracąc czasu na zbędne konwenanse.
- Zaczną panowie od deseru? – Mężczyzna uśmiecha się
pobłażliwie, zerkając na ciężarnego Eli.
- Potraktujemy to jako przystawkę – odpowiadam równie
rozbawiony. – Deserem zajmiemy się później.
Gdy ja delektuję się kawą, a Eli zatapia łyżkę w
puchatym ciastku wypełnionym czekoladą, obydwaj od razu czujemy się znacznie
lepiej. Ból głowy magicznie przechodzi. Króliczek się odpręża. Uśmiecha.
- Pięknie dziś wyglądasz – podziwiam strój blondyna.
Biała koszula oraz czarna, luźna marynarka sprawiają, że wydaje mi się bardziej
dorosły. Nie jest już tym samym nastolatkiem, który nosił trampki i obcisłe
szorty. Ciąża sprawia, że zmienił się w młodego mężczyznę.
- To wyłącznie twoja zasługa, mężu. – Eli przechyla
głowę na bok. Sięgam po jego dłoń, którą całuję, a następnie przesuwam opuszkami
po obrączce, którą ma na palcu. – Kocham cię – szepcze to, co najbardziej chcę
usłyszeć.
- Ja ciebie bardziej, skarbie.
- Skoro tak mnie kochasz poproś kelnera, bo do nas
przyszedł. Mam ochotę na pieczone warzywa, które tak polecają w menu jako „wyjątkowy
i wykwintny smak Francji”.
Nie wiem czemu, ale zupełnie nie dziwi mnie fakt, że
Eli zna język francuski i bez najmniejszego problemu wybiera dla nas z karty
różne smakołyki.
- Ciągle mnie zaskakujesz – przyznaję z uznaniem.
- To zasługa prywatnej szkoły, do której kiedyś
chodziłem – zdradza.
- Musiałeś być wyjątkowo dobrym uczniem. Ja nie
opanowałem nawet podstaw tego przeklętego języka – żalę się.
- Mogę ci udzielić kilku lekcji.
- To bardzo miłe z twojej strony. Znajomość
francuskiego znacznie ułatwi nam pobyt w Paryżu, który dla nas zaplanowałem.
- Pojedziemy na wycieczkę? – Eli próbuje pociągnąć
mnie za język.
- Trochę tam pomieszkamy, abyś mógł uczęszczać na
zajęcia z malarstwa, o których kiedyś mi wspominałeś. Twój ulubiony profesor na
stałe wykłada teraz w Paryżu, prawda? – Odświeżam fiołkowookiemu pamięć. – To
miała być niespodzianka, ale skoro o tym rozmawiamy – uśmiecham się, widząc
jego reakcję. – Zarezerwowałem ci miejsce na jego zajęcia. Cieszysz się?
- Max! – Stłumiony pisk oraz rozemocjonowanie na
jego twarzy są bezcennym widokiem. – Dziękuję! Tak bardzo dziękuję!
- Drobiazg, kochanie – dukam, przejęty falą radości,
jaka od niego płynie.
Eli potrzebuje kilku minut, by ochłonąć. Energia aż
go rozpiera. Nie przestaje mówić o zajęciach i profesorze, którego od lat
podziwia. Snuje wizje obrazów, które będzie musiał przygotować. Na zmianę
cieszy się i prawie płacze, bo nie kontroluje emocji.
- Życzę smacznego – zapomniany kelner powraca z
króliczym obiadem.
- Dziękuję! – Nastolatek obdarza mężczyznę wyjątkowym
uśmiechem. – Jestem taki szczęśliwy na samą myśl o jedzeniu!
- Zapewniam pana, że warto było czekać – kelner koniecznie
chce kontynuować pogawędkę z moim ukochanym.
- Dziękujemy – stanowczo przerywam tę przemiłą
konwersację, reagując jak na zazdrosnego męża przystało.
Spodziewam się ostrej reprymendy, bo Eli nie przepada,
gdy reaguję w taki sposób w stosunku do obcych.
- Pyszne – mruczy, skupiając całą uwagę na obiedzie.
– Chcesz spróbować?
- Bardzo chętnie – w myślach zacieram ręce z
zadowoleniem, czekając aż mnie nakarmi. Eli nakłada na widelec porcję
pieczonych warzyw, po czym kieruje sztuciec w moją stronę. Skubany, miał rację.
To danie rzeczywiście smakuje nieziemsko.
- Max? Cóż za spotkanie! – Za plecami
Osiemnastolatka pojawia się znajomo wyglądająca kobieta.
Mój mózg zaczyna pracować ze zdwojoną mocą. Kim ona
jest?! Znam tą twarz. Znam ją całkiem dobrze. Skąd więc ta nagła pustka? Nie
pamiętam jej imienia? Zalewa mnie fala wspomnień, o których wolałbym jak
najszybciej zapomnieć…
witaj wśród nas :) a rozdział wow, wbił mnie w ziemie, zapomniałam jakie wspaniałe emocje są w tej historii
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńEmocje to dopiero będą. Musisz poczekać na kolejny rozdział.
Twój Kitsune
Opłacało się tyle czekać i sprawdzać co parę dni, czy nas nie uszczęśliwisz jakimś postem. Niesamowicie cieszę się, że wróciłeś. Nie mogę się doczekać co jeszcze nam Eli z Maxem zaserwują :D
OdpowiedzUsuńNo i koniec sielanki. Max znowu coś nieświadomie przeskrobał🤣
OdpowiedzUsuńOooo w końcu jesteś 😀😀 bardzo mnie to cieszy,nie uciekaj już nam
OdpowiedzUsuń