środa, 27 września 2017

mpreg 17

„Bezsenne Noce



Zniecierpliwiony spoglądam na zegarek. Jest kilka minut po piętnastej. Jeśli nie chcemy się spóźnić, powinniśmy się zacząć zbierać, lecz Eli ani myśli, by porzucić swoje dzieła. Pracuje dziś z taką zawziętością, że aż się o niego boję. Jest w artystycznym transie. Powinienem coś zrobić? Przerwać mu? Tylko jak?
- Kończysz już? – zagaduję, zerkając mu przez ramię.
- Nie – pada natychmiastowa odpowiedź.
- Mieliśmy odwiedzić Iana i Tinę – przypominam.
- Tak? – nie pamięta o zaproszeniu, a jeszcze wczoraj tak beztrosko sobie flirtowali. Ciekawe...
- Eli, słuchasz mnie?
- Tak… Muszę tylko… - cieniuje róże, używając bardzo cienkiego pędzelka, by kontury były bardziej widoczne. Uwielbiam patrzeć, gdy to robi. Jest skupiony i dokładny. Idealnie panuje nad każdym muśnięciem syntetycznych włosków na papierze.
- Maksymalnie za dziesięć minut powinniśmy wyjść z domu.
- Chyba lepiej będzie, jeśli pójdziesz sam. To twoi przyjaciele, a ja mam sporo pracy.
- Ianowi i Tinie bardzo zależy, by bliżej cię poznać. Nie chcesz mieć nowych przyjaciół? – może w taki sposób zdołam go przekonać.
- Oczywiście, że chcę. Po prostu jak zawsze nie przemyślałeś sprawy – marszczy delikatnie brwi i wstrzymuje na chwilę oddech, zajmując się najdrobniejszymi szczegółami ozdobnego krzewu.
- A o czym tu myśleć? To zwykli ludzie, z którymi spędzimy popołudnie – irytuję się jego dziwnym nastawieniem. – Zostaw to i idź się przebrać. No już – zabieram mu pędzelek z ręki. Chłopak mierzy mnie przez chwilę spojrzeniem pełnym podejrzliwości.W końcu wzdycha, niechętnie odsuwając krzesło.
Gdy udaje się do garderoby, zastanawiam się nad jego słowami. Co miał na myśli mówiąc, że „nie przemyślałem sprawy”? A może wciąż jest na mnie zły za to, że zmusiłem go, by dłużej pospał? Nie żałuję tej decyzji. Dzięki temu rano czuł się znacznie lepiej niż zwykle. Był taki zrelaksowany i promienny. Teraz też wygląda niczego sobie. Jeansowa koszula, którą założył na zwykły biały t-shirt oraz czarne legginsy sprawiają, że trudno oderwać od niego wzrok . Dodatkowo dopasowane ubrania podkreślają lekko zarysowany brzuszek. To niby nic wielkiego, lecz widząc go w tym nowym wydaniu, nie mogę się na niego napatrzeć.
- Co? – rzuca mi zniecierpliwione spojrzenie, ukryte za przydługawą grzywką.
- Dobrze wyglądasz – chwalę go.
- Max, nadal uważam, że to zły pomysł - a ten znowu swoje…
- Nie przesadzaj. Będziemy się dobrze bawić, zobaczysz – otwieram drzwi i puszczam go przodem.

Ian i Tina są równie weseli i zakochani w sobie, jak w czasach liceum. Niewiele się zmienili. W ich domu panuje wesoła atmosfera. Na dodatek świetnie odnajdują się jako rodzice. Rozsiadamy się w ogrodzie, by przy okazji mogli czuwać nad szalejącymi pociechami, którym towarzyszą dzieci sąsiadów. Zalewa mnie fala ciepła i dumy. Za kilka lat w moim domu również rządzić będą dzieciaki. Beztroskie dzieciństwo, szalone pomysły, pluszowy wąż… Nadal nie ogarniam jego fenomenu, choć biorąc pod uwagę, jak wszyscy go sobie wyrywają, może trzeba było kupić ten limitowany zestaw…
Tymczasem gospodarz nalewa nam lemoniadę, po czym siada na rattanowym fotelu i uśmiecha się błogo raz po raz rzucając ukradkowe spojrzenia w kierunku swojej małżonki.
- Gdy powiedziałem Tinie, że wróciłeś w rodzinne strony, i że wkrótce zostaniesz ojcem, nie chciała mi uwierzyć. Tym bardziej, że nie wiedzieć czemu, chowasz swojego ukochanego.
- Eli sporo pracuje – kładę mu dłoń na kolanie, lecz widząc, że spina się z powodu mojej poufałości, dyskretnie cofam rękę.
- Pracuje w ciąży? – dziwi się przyszła mama.
- To nie tak jak myślisz. Eli jest malarzem. Lubi sobie pobazgrać.
- Słyszałem, że zaproszenia na bal, organizowany przez panią koordynator, to prawdziwe dzieła sztuki. Komendant straży chwalił się znajomym, że swoje już kazał oprawić i powiesi je w gabinecie. Z kolei od Petera Forda wiem, że pomagałeś też w pensjonacie Cooperów. Widziałem ich nowe foldery. Robią niezłe wrażenie.
- To nic takiego – Eli uśmiecha się blado.
- Peter Ford nie tylko chwali twoje zdolności. Na prawo i lewo rozpowiada, że jego syn ma wielkie szczęście, bo potkał kogoś tak wyjątkowego, a on sam wkrótce zostanie dziadkiem i jest z tego powodu przeszczęśliwy.
- Rozmawiałem z nim wiele razy, ale to nic nie daje – próbuję jakoś usprawiedliwić postępowanie mojego staruszka w oczach przyjaciół.
- To nic nie da. Mój ojciec nawet przy trzecim dziecku nadal nie potrafi powstrzymać ekscytacji.
- Nie psujcie dziadkom zabawy – wtrąca się Tina. – To ich przywilej i obowiązek, by rozpieszczać wnuki do nieprzytomności. Zwłaszcza te nienarodzone.
- Moja żona chce przez to powiedzieć, że wolałaby usłyszeć, jak się poznaliście? Twój tata ani słowem nie wspominał, że jesteś z kimś związany. Zawsze mówił głównie o twoich książkach i zmarnowanych latach, aż tu nagle pojawiłeś się ty – zwraca się do Eli.
- Właśnie, właśnie! Opowiedzcie nam coś więcej – nalega kobieta, czekając na jakieś pikantne szczegóły. Co mam zrobić? Przecież nie powiem im prawdy, że to tylko mistyfikacja. Liczę na to, iż mój wspólnik pomoże mi wybrnąć z kłopotliwej sytuacji, lecz jak na złość, nabiera wody w usta, uśmiechając się pod nosem. Więc to miał na myśli twierdząc, że nie do końca wszystko przemyślałem? Bezczelny! Wiedział, że tak się to skończy i nie pisnął ani słówka. Niech ja go tylko dorwę w swoje ręce…
- No cóż… - zaczynam się nerwowo śmiać. – Po prostu spotkaliśmy się i tyle. Nie bardzo jest co opowiadać.
- To, że Eli skradł twoje serce jednym spojrzeniem, to dla mnie żadna nowość. Od zawsze miałeś słabość do niebieskich oczu i jasnych włosów.
- Ian, nie zdradzaj mu wszystkich moich sekretów, bardzo cię proszę – czuje, jak pod wpływem wypowiedzianych przez niego słów, robię się czerwony z zażenowania. – Poza tym jego oczy nie są niebieskie, a fiołkowe – poprawiam go odruchowo.
- To prawda. Masz przepiękne oczy, Eli – dodaje Tina.
- Dziękuję – szepcze chłopak, spuszczając skromnie wzrok. Biorąc pod uwagę jego reakcję, chyba rzadko słyszy coś miłego pod swoim adresem. To zabawne. Jeszcze jakiś czas temu nie zwróciłbym uwagi na taki szczegół. Im dłużej go znam, tym łatwiej przychodzi mi odszyfrowywanie wszystkich jego gestów czy spojrzeń.
- Max, w taki sposób nie da się rozmawiać! Nie krępuj się i opowiedz, jak udało ci się go uwieść? – cholerny strażak-superbohater… Jest taki ważny, bo ma kochającą żonę i fajne dzieciaki, których od dawna mu zazdrościłem. Jasne, że chciałbym móc opowiedzieć jakąś słodką historię o miłości, by choć raz utrzeć mu nosa, ale nic takiego nie miało i nie ma miejsca. „Poznałem Eli w gabinecie ginekologicznym, gdzie został przypadkowo zapłodniony” nie brzmi choć w połowie tak romantycznie, jak szkolne uczucie miedzy tą dwójką. Od samego początku byli praktycznie nierozłączni. A my? Prawda jest taka, że z ledwością się tolerujemy. On nosi moje dziecko, a ja lubię jego obrazy i to by było na tyle. Niepokoi mnie, że niewiele o nim wiem, nie ma rodziców i nie skończył szkoły. Gdybym go do siebie nie zabrał, może do teraz byłby bezdomny. Bez grosza przy duszy i stabilizacji finansowej, jest jak bąbel na wodzie. Te aspekty z pewnością mnie nie pociągają. A przynajmniej nie tak, jak delikatna uroda, wrażliwość i wielki talent. Jest pracowity, skory do pomocy, dobrze gotuje. I kocha dziecko. Na każdym kroku stara się je chronić i spełniać wszystkie zachcianki. Nie jest więc do końca zły. Powiedziałbym, że całkiem znośny. Kto wie, może w innych okolicznościach, nasza relacja mogłaby się ułożyć zupełnie inaczej...
- To nie było zbyt trudne, bo Eli nie jest specjalnie wymagający – mam nadzieje, że to wystarczy, by uśpić ich czujność. – Byliśmy na kilku randkach i zaiskrzyło, prawda? – teraz jego kolej. Musi potwierdzić moją wersję wypadków.
- Obniżyłem poprzeczkę do minimum – dogryza mi, wywołując ogólną wesołość wśród zebranych.
- Obniżyłeś? Chyba podwyższyłeś! – wredny skrzat…
- Biedactwo. Współczuję ci, bo dobrze wiem, że życie z Maxem bywa ciężkie – Ian klepie jasnowłosego po ramieniu.- Jest uparty jak osioł i zawsze musi mieć rację.
- To prawda – chłopak chętnie mu przytakuje. Obydwaj wybuchają szczerym  śmiechem.
- Nie bądźcie tacy surowi dla Maxa – Tina staje w mojej obronie. – Jestem pewna, że stara się ze wszystkich sił. Pamiętam, jak w szkole dziewczyny się za nim uganiały. Wszystkie traktował bardzo szarmancko. W wypadku Eli pewnie dajesz z siebie dwieście procent.
- Oczywiście, że tak – chciałbym dodać coś więcej, lecz mój karzełek złośliwie parska.
- Ciąża to wyjątkowy czas. Możemy bezkarnie prosić naszych mężczyzn, by przynosili nam smakołyki, smażyli frytki w środku nocy. Ian nigdy nie narzeka, nawet wtedy, gdy każę mu jechać na stację benzynową po czekoladę, czy hamburgera – ciężarna szatynka przytula się do ramienia swojego dostawcy.
- Dla ciebie zrobiłbym wszystko, najdroższa – odzywa się wzorowy mąż i ojciec. - To tylko drobiazgi. Max ma gorzej. Nie dość, że pierwsze dziecko, to z tego co czytałem, faceci są zawsze bardziej wymagający. Umieramy z powodu zwykłego przeziębienia. Ciąża to dla nas kosmos. Nic dziwnego, że tylko nieliczni są w stanie urodzić dziecko. Opowiedz mi o swoich zachciankach, Eli. Jestem bardzo ciekaw jak daleko posunął się nasz samiec alfa, by sprostać twoim wymaganiom. Pewnie nosi cię na rękach, co?
- To nie w stylu Maxa, wierz mi – chłopak uśmiecha się kwaśno.
- Jak to nie w moim stylu? Nie powiesz chyba, że czegoś ci brakuje? – odzywa się we mnie urażona duma.
- Niczego mi nie brakuje. Od rana do nocy bezustannie mnie rozpieszczasz - jasnowłosy chyba w porę uświadomił sobie, że mógłby nas zdekonspirować, więc szybko zmienia temat. Pyta naszych gospodarzy o dom, który niedawno nieco rozbudowali. Tina pokazuje mu także pokój dla maleństwa, które wkrótce przyjdzie na świat. Dzieci ciągną za sobą do swojego królestwa, by razem z nimi obejrzał zabawki dla maleństwa. Katie odważnie wspina się na jego kolana, a jej braciszek z kolegami rozkładają grę planszową, by zapewnić sobie jego uwagę.
- Świetnie radzi sobie z dziećmi. Okiełznał je, by nie wchodziły mu na głowę, a to rzadka sztuka, wierz mi – Ian opiera się plecami o ścianę i razem ze mną przygląda poczynaniom szkrabów, zaabsorbowanych nowym znajomym. 
- Eli ma wiele talentów.
- Jednym z nich jest niewątpliwie milczenie. Słuchałem was bardzo uważnie i nadal nie wiem, jak się poznaliście – niewygodny temat powraca niczym bumerang.
- Zwyczajnie. Przedstawił nas sobie wspólny znajomy i tyle – owym „znajomym” był opłacony przeze mnie lekarz, ale po co wdawać się w szczegóły... – Nie rozumiem, czemu aż tak cię to interesuje?
- Sam nie wiem… Może dlatego, że dobrze cię znam i wiem, gdy coś przede mną ukrywasz – zaczyna mi wiercić dziurę w brzuchu, namawiając do zwierzeń.
- Niczego nie ukrywam. Przyznaję, że nie planowaliśmy ciąży, ale obydwaj kochamy dziecko, które pozwoliło nam się zbliżyć, więc… - zaczynam się gęsto tłumaczyć.
- Max, ja tego wcale nie neguję – przerywa mi. – Po prostu rzucił mi się w oczy kontrast pomiędzy tym, jaki Eli jest teraz, a jak zachowywał się w ogrodzie.
- Co przez to rozumiesz?
- Był smutny – rzuca mi to prosto w twarz, niczym najgorszą obelgę.
- Uważasz, że to moja wina?
- Nie. Po prostu wiem, że dziewięć miesięcy to piękny, a zarazem trudny okres. Chcę ci przez to powiedzieć, że gdybyś potrzebował jakiejś porady lub pomocy, jestem do twojej dyspozycji.
- Dziękuję, ale póki co dobrze sobie radzę – dukam przez zaciśnięte zęby. Porady Iana to ostatnia rzecz, jakiej potrzebuję do szczęścia.
- Nie gniewaj się. Nie chciałem powiedzieć nic złego – próbuje załagodzić sytuację.
- Wiem. Już późno. Powinniśmy się zbierać – zostawiam go samemu sobie i podchodzę do niewielkiego stolika. Rozbawiona Katie, która szaleje na kolanach Eli, zaczyna coraz bardziej dokazywać. Boję się, że niechcący mogłaby uderzyć go w brzuch. – Pora wracać – staram się zgonić małą, lecz nie chce się ruszyć.
- Nie idź! – dziewczynka obejmuje Eli z całych sił na szyję. Udusi go! Tego już za wiele… Unoszę mała do góry, lecz nie bardzo wiem, co dalej. Pierwszy raz od bardzo dawna mam tak bliski kontakt z jakimkolwiek dzieckiem. Przez chwilę patrzymy sobie prosto w oczy. W końcu zaczyna płakać.
- I co teraz?! – wpadam w panikę, stawiając ją na ziemi.
- Nie wiesz? – ciężarny z niedowierzaniem załamuje ręce.
- A niby skąd mam wiedzieć? Przecież nasze dziecko jeszcze się nie urodziło – prycham.
- Nigdy nie zajmowałeś się żadnym dzieckiem? – Króliczek prześwietla mnie swoimi fiołkowymi tęczówkami, analizując to odkrycie.
- Jakie to ma znaczenie? Wszystkiego można się nauczyć – bagatelizuje sprawę. Na szczęście szybko pojawia się Tina i uspokaja płaczącą córeczkę.
Podczas powrotu do domu w samochodzie panuje grobowa cisza. Zamyślony jasnowłosy podziwia widoki, choć wydaje mi się, że jego milczenie ma zupełnie inne podłoże.
- Znowu jesteś na mnie wściekły. Śmiało, powiedz o co tym razem chodzi.
- Nie chcę więcej odwiedzać twoich przyjaciół – odpowiada beznamiętnym tonem.
- Źle się bawiłeś?
- Tina i Ian to przemili ludzie.
- Skoro są mili, to czemu nagle zdecydowałeś, by ich unikać? – drażni mnie jego pokrętna filozofia.
- Bo nie chcę kłamać.
- Kłamać? Jak to kłamać? – zaczynam się w tym wszystkim gubić. O czym on mówi?
- Nie udawaj zdziwionego. Wmawialiśmy im, że jesteśmy parą i czekamy na narodziny dziecka.
- Kochamy naszego synka i…
- Max, ty nic nie rozumiesz! Może dla ciebie to nic szczególnego, ale ja tak nie potrafię. Nie umiem patrzeć komuś w oczy i pleść bzdury o tym, jaki jestem z tobą szczęśliwy, albo jak się o mnie troszczysz, bo to nieprawda.
- To cię tak boli? Chyba nie liczyłeś na to, że będziemy sobie gruchać jak dwa gołąbki – drwię.
- Od samego początku dałeś mi wyraźnie odczuć, gdzie jest moje miejsce w szeregu. Nie oznacza to jednak, że mam okłamywać innych.
- Z moimi rodzicami nie masz tego problemu – wypominam mu.
- Twoi rodzice nie pytali mnie o to, gdzie chodzimy na randki i czy jesteś dobry w łóżku – szlag by to trafił! Wiedziałem, że zostawienie go sam na sam z Tiną źle się dla mnie skończy!
- Żebyś wiedział, że jestem! – z całej siły zaciskam dłonie na kierownicy, bo z trudem nad sobą panuję. Nasze dziecko nie zostało poczęte naturalnie, ale gdybym mógł cofnąć czas, z prawdziwą przyjemnością udowodniłbym mu swoje racje.
- Tak, jasne… - mruczy pod nosem. – Trzeba się było chwalić, gdy miałeś okazję.
- Tina jest ciekawska, i co z tego? W takich chwilach wystarczy, że się uśmiechniesz, przytakniesz i po sprawie. Niech sobie później myśli co chce.
- Czemu miałbym przytakiwać?- dziwi się.
- Jak to czemu? To chyba oczywiste!
- Zależy dla kogo… - ten mały gnom zaczyna szydzić z moich łóżkowych umiejętności?!
- Może mam się zatrzymać i ci to udowodnić, co?! – ostro hamuję, zjeżdżając na pobocze.
- Chyba na to za późno - wskazuje na swój brzuch. - Poza tym w twoim wieku? Nie umiałbyś mnie zadowolić… – ziewa.
- Jeszcze chwila i wrócisz do domu na piechotę… - ostrzegam go.
- Skoro tak stawiasz sprawę – odwraca się ode mnie, sięgając do klamki.
- Zostaw! – w ostatniej chwili łapię za drzwi, by nie zdążył wysiąść. – Tylko żartowałem. – Ponownie odpalam silnik i włączam się do ruchu.
Mój głupi wybryk karany jest milczeniem. Naiwnie wierzę, że napiętą atmosferę rozładują rodzice, lecz jak na złość, nadal ich nie ma. Eli nalewa sobie w kuchni szklankę wody i od razu wraca na górę. Gdy postanawiam do niego dołączyć, jest już przebrany w ulubione, luźne dresy. Najwidoczniej mówił coś do dziecka, bo uśmiecha się i dotyka maleństwa. Kontynuuje przerwaną pracę nad różami. Siadam obok niego przy stole.
- Musimy porozmawiać – zaczynam spokojnym tonem.
- O czym?
- O nas i dziecku.
- Po co? To i tak niczego nie zmieni – wzdycha smętnie, wpatrując się w nieukończoną akwarelę.
- Właśnie dlatego powinniśmy wypracować jakiś kompromis.
- Czego oczekujesz? Bo przecież do tego wszystko się sprowadza… - bezbłędnie odgaduje moje myśli.
- Masz być wobec mnie bardziej ufny i otwarty. Mówić mi o wszystkim, abym nie musiał się ciągle domyślać o co ci chodzi. I chcę dotykać dziecka – recytuję listę swoich postulatów.
- A ja? Co ja z tego będę miał?
- Jeszcze ci mało? Masz dach nad głową, jedzenie i warunki do pracy. Podzieliłem się z tobą rodzicami i przyjaciółmi. Mógłbyś to docenić.
- Doceniam, wierz mi. Właśnie dlatego staram się ze wszystkich sił, by odwdzięczyć się państwu Ford za ich dobroć, lecz ty nie masz z tym nic wspólnego.
- Nagryzmoliłeś kilka zaproszeń. W twoim wypadku to żadna sztuka – nie mam pojęcia czemu tak się zachowuję. Po co go atakuję? Przecież nie zrobił mi nic złego. Wmówił Tinie i Ianowi, że jako para idealnie do siebie pasujemy, uświetnił bal mamy. Czemu jestem dla niego taki okropny? Skąd się bierze ta wewnętrzna frustracja, która każe mi wyżyć się na nim, zranić go? Przecież nie tak powinno być…
- Max… Nie mam na to siły. Czeka mnie sporo pracy. Nie wiem, może też się czymś zajmij, albo idź na spacer, bo ewidentnie brakuje ci świeżego powietrza – mówiąc to jest przygaszony i zdołowany. Dopiąłem swego. Zraniłem go, a wcale nie jest mi lepiej.
- Masz się zmienić! – idę w zaparte.
- Zmienić? Już teraz traktujesz mnie gorzej niż psa. Ciągle na mnie krzyczysz lub mną pomiatasz i jeszcze oczekujesz wdzięczności i pochwalnych laurek?
- Nic takiego nie powiedziałem! – uderzam pięścią w stół, wywołując przerażenie na twarzy chłopaka.
- Powinieneś się zgłosić do lekarza, bo takich huśtawek emocjonalnych nawet ja nie mam, a przecież to mój organizm przechodzi piekło z powodu ciąży – wystawia mi niezbyt pochlebną diagnozę.
- Ja? Do lekarza? Też mi coś… - syczę.
- Przykro mi to mówić, ale jesteś niestabilny emocjonalnie. Jednego dnia starasz się być miły, a następnego naskakujesz na mnie z byle powodu. Schodzę ci z drogi, by nie zaogniać sytuacji, ale to niewiele daje. Sam już nie wiem co mam robić… Chyba zdajesz sobie sprawę, że to wszystko odbija się też na dziecku, prawda? Ono cierpi z twojego powodu.
- Właśnie dlatego chcę go dotykać! Chcę więzi miedzy mną a moim synem! – odwracam kota ogonem, wiem o tym, lecz jego słowa ranią moje ego. We wszystkim ma rację, co jeszcze bardziej mnie nakręca!
- Znasz moje zdanie na ten temat. Próbowałem się przełamać, dobrze wiesz, ale…
- Co „ale”?
- Boję się, że w ataku szału, zrobisz mi coś złego – wyznaje.
- Ty chyba do reszty oszalałeś! Ja?! Miałbym cię… uderzyć… - to ostatnie słowo wypowiadam bardzo cicho. Po raz kolejny uświadamiam sobie, że on ma rację. Na jego miejscu też bym się bał… - Jestem beznadziejny… - chowam twarz w dłoniach. – Przepraszam… - unoszę na niego wzrok. Siedzi na wprost mnie, taki skulony i zbolały. Kolejna porcja pomyj wylała się na jego głowę. Brakuje mu radości i uśmiechu, jakie widziałem dziś na twarzy Tiny. – Wychodzę – oświadczam w końcu, wstając ze swojego miejsca. – Rodzice niedługo wrócą. Poradzisz sobie sam? – wyciągam rękę i dotykam końcówek jego rozpuszczonych włosów, które opadają mu luźno na ramiona.
- Tak – przytakuje mi, zaskoczony takim obrotem sytuacji.
- W razie czego dzwoń. Albo nie. Chcę pobyć sam.
- Max, gdzie idziesz? – woła za mną. – Rodzice będą pytać, gdzie jesteś i o której wrócisz.
- Późno. Nie czekajcie na mnie.

23 komentarze:

  1. Max? Gdzie on idzie? I czy dobrze się czuje? Czasami mam wrażenie, że przeżywa tą ciążę gorzej niż Eli :(

    Wegi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Max musi ochłonąć. Jest pewne miejsce, w którym poszuka pocieszenia. Jakie? Dowiesz się z następnego rozdziału :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Czy to tylko zwykłe przeziębienie? Oby tak :P

      Wegi

      Usuń
    3. To coś więcej, wierz mi. Max cierpi, lecz w tym wypadku Apap to za mało. Potrzebne jest terapia wstrząsowa. Na szczęście dla niego doktor Kitsune jest na dyżurze. Zakładam biały fartuch, sprawdzam jakimi środkami znieczulającymi dysponuje NFZ, podrywam towarzyszącą mi pielęgniarkę i jestem gotowy do operacji :D Będzie się działo :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. O! Oo! Ja chcę być pielęgniarką:D

      Wegi

      Usuń
    5. Siostro Wegi, proszę założyć ubrania ochronne. Czas na operację "Max-uwodziciel" :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    6. Strój ochronny z sali chemii JEST!
      Czepek z basenu JEST!
      Kapcie króliczki? SĄ!
      Doktorze Kitsuś, jestem gotowa :D

      Wegi

      Usuń
  2. Czy w końcu będzie lepiej? Jak na razie jest coraz gorzej :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo udany ten rozdział. Jest taki życiowy!
    Ale ale! Obiecałeś, że przeniesiesz historię do alkowy, a tu co? Kolejny unik! Ale chyba konieczny, zważywszy na rosnącą frustrację Maxa. Jeszcze się biedaczek nie połapał, że jest zakochany:)))) MB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeżywa to gorzej niż katar w zimie!! :O

      Wegi

      Usuń
    2. Max? Zakochany? Niemożliwe!
      No cóż, przyznaję, że ten rozdział miał wyglądać nieco inaczej, ale tak też mi się podoba. Dużo się dzieje, a w kolejnym rozdziale stanie się jeszcze więcej :D I to będą zdarzenia z serii tych "niegrzecznych" :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    3. możliwe, możliwe , ja Ci to mówię :) MB

      Usuń
    4. Max nie jest zakochany. On jest... zagubiony i... Potrzebuje przed kimś się wygadać, poradzić co dalej. Nie był grzeczny, więc nie będę mu pomagał. Wprost przeciwnie :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    5. Niedobry Kitsune! :) MB

      Usuń
    6. Nie udawaj niewiniątka. Nie powiesz mi, że nie podnieca Cię małe gnębienie :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. Zdradzisz kiedy będzie kolejny rozdział? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem. Może w weekend lub w przyszłym tygodniu. Mam rozgrzebane 4 fajne opowiadania, więc trudno mi wybrać, co pisać dalej :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Dla mnie to nie jest trudne :) oczywiście, że Bezsennych masz pisać :)

      Usuń
    3. leć po kolei... :) MB

      Usuń
  5. Witam,
    no naprawdę ma Max huśtawki nastrojów... mam nadzieję, że w końcu zrozumie i będzie się starał...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, no naprawdę ma Max huśtawki nastrojów (są przypadkiem nie jest w ciąży)... mam nadzieję, że w końcu zrozumie i będzie się starał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń