Rozdział 6
Choć wydawać by się mogło, że książę Gilbert ominie
stolicę własnego królestwa i ruszy od razu na południe, miał on zupełnie inne
plany. Nie wtajemniczył w nie swego najbliższego doradcy, Liora. Znał go na
tyle, iż bez problemu mógł przewidzieć reakcję starego kapłana. Zamierzał złamać
królewskie prawo, a na to Lior nigdy nie wyraziłby zgody. Z pewnością nie brał
nawet pod uwagę takiej opcji. Jednak Gilbert nie był Liorem. Miał dość bycia
wodzonym za nos przez innych. Odkąd ojciec zrozumiał swój błąd, zaszył się w
zamku i latami żył w strachu. Gideon z pewnością poszedłby w jego ślady. „Muszę
zdobyć przewagę! Zaskoczyć przeciwnika w sposób, którego się zupełnie nie
spodziewa!” – postanowił. Schował twarz pod czarnym kapturem, by nie zostać
przypadkowo rozpoznanym i wjechał do miasta.
Był wczesny ranek. Część mieszkańców wybierała się
do pracy, inni na targ. Książę upatrzył sobie zupełnie inne miejsce. Przywiązał
swego konia przed jednym z niepozornie wyglądających, drewnianych budynków.
Jego szyld wskazywał, iż sprzedawano w nim świece, choć wszyscy doskonale
wiedzieli, że prowadząca ten przybytek czarownica nikomu nie odmawiała pomocy,
każąc sobie przy tym słono płacić. Złotych monet księciu z pewnością nie
brakowało, lecz czy to wystarczy, by przekonać ją do transakcji srogo karanej
banicją?
Gilbert wszedł do środka, gotowy na wszystko.
Pierwsze, co rzuciło mu się w oczy, to dość ponura atmosfera. Jasne promienie
słońca omijały to zakazane miejsce, nie mogąc przebić się przez brudne i nieco
osmolone szyby. Książę wyraźnie słyszał czyjąś obecność na zapleczu. Podszedł
więc pewnym krokiem do kontuaru i cierpliwie czekał.
- Jeszcze zamknięte – głos czarownicy, choć niezbyt
donośny, zdawał się docierać do mężczyzny z każdej możliwej strony, jakby jej
duch wypełniał całe pomieszczenie. Zerknął na ciemnoszarą szmatę, która
stanowić miała kotarę. Mimowolnie zacisnął dłoń na rękojeści swego miecza.
„Spokojnie, tylko spokojnie…” – upomniał sam siebie. Sięgnął do kieszeni i
wysypał na blat sporą ilość złotych monet. Wiedźma od razu wykazała zainteresowanie
i pośpiesznie wyłoniła się z zaplecza. – Zamknąłeś za sobą drzwi, panie? –
zaskrzeczała, wlepiając w niego wyłupiaste, przekrwione oczy. Jej tęczówki
musiały być niegdyś niebieskie, lecz ich pigment zdawał się należeć do
przeszłości.
- Przyszedłem tu w konkretnym celu. Wiem, że nie
odmówisz – rzekł chłodno, po czym dołożył złotych monet. Na twarzy kobiety
pojawił się grymas zadowolenia. Stuknęła laską, którą się podbierała o
zakurzoną podłogę. W tej samej chwili Gilbert usłyszał zgrzyt, oznaczający
zamknięcie się zasuwy w drzwiach.
- Mów, po co przyszedłeś – starucha oparła laskę o
drewniany kontuar, po czym położyła obie dłonie na blat, by nie stracić
równowagi i móc wpatrywać się w młodzieńca bez skrępowania. „Nie przestraszysz
mnie tanimi sztuczkami, jędzo” – przeszło mu przez myśl. Kobieta była sporo
niższa od księcia. Jej siwe włosy upięte były w niechlujny kok. Miała na sobie
starą, mocno podniszczoną suknię, łudząco podobną do brudnej szmaty, która
wisiała za jej plecami.
- Chcę kupić wróżkę – Gilbert wyjawił jej cel swych
odwiedzin.
- Nie zajmuję się handlem magicznymi istotami –
odparła gniewnie.
- Odmawiasz? – dla pewności dołożył kolejną porcję
monet, rzucając wiedźmie wyzwanie.
- Mogę przyrządzić dowolny eliksir, truciznę, rzucić
urok, ale…
- Chcę wróżkę – powtórzył, przerywając jej monolog.
- Panie...
- Jeśli odmówisz, poszukam kogoś innego. Jadę na
południe, lecz mogę zboczyć z trasy i zajrzeć do Tawerny pod Burym Kotem –
książę celowo wyciągnął rękę i zaczął przesuwać złote monety w swoją stronę.
- Wiesz o tym miejscu? – zdziwiła się starucha,
której nie uśmiechało się, iż całe złoto bogatego wędrowca trafi do
konkurencji.
- Wiem o wielu sprawach. Więc? – Gilbert miał już
dość przebywania w tym ponurym miejscu. Chciał jak najszybciej dobić targu, ale
przede wszystkim, pragnął wyjść na zewnątrz. Wydawało mu się, iż mroczna aura,
otaczająca wiedźmę, przenika przez jego skórę, a duszący aromat ziół,
dobywający się z zaplecza, pozbawiał go powietrza. „Nie mogę zrezygnować! Muszę
zdobyć wróżkę!” – zdeterminowany do działania, zaczął zbierać monety, wrzucając
je pojedynczo do skórzanego woreczka. Dźwięk obijających się o złotych krążków
zdawał się hipnotyzować staruchę. Jej chciwa natura przejęła nad nią panowanie.
Groźby srogiej kary rozpłynęły się we mgle, pozostawiając po sobie jedynie
cenny kruszec, odbijający się jasnym blaskiem w jej upiornych oczach.
- Dobrze, już dobrze! – czarownicy nie spodobało
się, iż taka fortuna przejdzie jej koło nosa. – Mam jedną na zbyciu –
wyciągnęła swoją szponiastą rękę, by przygarnąć zapłatę. Mężczyzna, przewidując
ten gest, zabrał sakwę, chowając ją w swej dłoni.
- Najpierw towar – upomniał wiedźmę.
- Jak sobie chcesz – mruknęła obrażona, sięgając po
laskę. – Muszę przywołać syna – ponownie stuknęła o zakurzoną podłogę.
- Pośpiesz się – odparł lodowatym tonem,
nonszalancko zaciskając palce na woreczku z monetami. Czarownica zachłannie
zmierzyła go wzrokiem, po czym zaciskając usta w wąską linię, by nie wydobywał
się z nich stłumiony jęk niezadowolenia, zajrzała za kotarę, by ponaglić swego
jedynaka.
Minęło kilka długich minut. Gilbert odwrócił się w
kierunku drzwi, tęsknie marząc o słońcu. Kusiło go, by jak najszybciej wyjść na
zewnątrz, lecz dobrze wiedział, iż wiedźma nie wpuściłaby go ponownie do
środka, obawiając się oskarżeń o niecne czyny. Lior od zawsze powtarzał ojcu,
iż takie jak ona, powinny zostać już dawno wygnane, lecz król, jak zawsze, nie
wykazał żadnej inicjatywy. Na palcach jednej ręki można było policzyć ile razy
w przeciągu ostatnich lat wyściubił noc spoza swojej komnaty.
- Pospiesz się, Ark, kupiec czeka – wiedźma
odsłoniła kotarę, by ułatwić synowi przejście. Olbrzym musiał się nieco pochylić,
lecz i tak solidnie uderzył się w głowę. Wydał z siebie przeraźliwie brzmiący
skowyt, po czym spojrzał na matkę, szukając pocieszenia. – No trudno, mówiłam,
że masz uważać – skarciła go, jednocześnie dotykając obolałego miejsca pomarszczoną
dłonią. Przesunęła część potarganych włosów z jego twarzy, ukazując
przerażającą twarz potwora. Miał on jakieś dwa i pół metra wysokości oraz jedno
oko. Miejsce drugiego zajmowała brzydka blizna, jakby ktoś próbował stopić jego
skórę. Słysząc wydawane przez niego dźwięki, Gilbert miał ochotę zasłonić uszy
dłońmi, lecz nie zrobił tego. Potwór spojrzał na matkę, która wyrwała księciu
ściskane przez niego monety. – Daj mu ją – rozkazała synowi, nawet nie patrząc
w jego stronę. Ark zbliżył się do kontuaru a następnie wyciągnął prawą dłoń i
zwolnił uścisk. Na blat spadła niewielka, złota klatka. – Oto twoja wróżka,
panie.
Wróżki!!!!! Jak słodko ^^
OdpowiedzUsuńps. Wstawiłam rozdział. W końcu!! ^^ Mam nadzieję, że MB mi wybaczy :D Co myślisz?
UsuńNie wiem, Kira. A zasłużyłaś? :D
UsuńTwój Kitsune
Nie wiem. Przeczytaj rozdział i mi powiedz buahahahah ^^
UsuńPrzeczytałem. Ja, w przeciwieństwie do Ciebie, zawsze jestem grzeczny :D
UsuńTwój Kitsune
Akurat... Ty grzeczny? Od kiedy?!
UsuńOd zawsze? Nikt nie jest równie słodki i uroczy jak ja, wierz mi :D
UsuńTwój Kitsune
Słodki i uroczy, co nie znaczy, że grzeczny ^^
UsuńJa ZAWSZE jestem grzeczny :)
UsuńTwój Kitsune
Coś czuję, że ostro go oszukała!
OdpowiedzUsuńWegi
Gilberta nie da się oszukać. Następny rozdział bardziej to wyjaśni.
UsuńTwój Kitsune
Świetne, z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Rozdziały są krótkie, więc może już jutro dowiemy się co dalej :)
UsuńTwój Kitsune
jutro minęło... MB
UsuńRzeczywiście :D Jak ten czas szybko płynie...
UsuńTym razem to nie moja wina. Za brak rozdziałów winny jest brat Joleen, przez którego spędziłem cały wczorajszy dzień w urzędach. Dzisiaj z pewnością coś wrzucę. Obiecuję.
Twój Kitsune
Ach, ci bracia przyjaciół... :) I przyjaciółek oczywiście:) Mam nadzieję, że udało się te urzędowe sprawy załatwić. Wiem, że to bywa niekiedy (czytaj: "przeważnie") uciążliwe. Ale za to jaka ulga, gdy uda się już wszystko załatwić.
OdpowiedzUsuńTo ja już nie przeszkadzam, żeby nie marnować Twojego czasu. Wieczorem lub w nocy Cię odwiedzę:) MB
Chyba nie będziesz zadowolona... Dochodzi 20:00, a ja nadal nie ukończyłem Bezsennych Nocy. Nie wiem, czy dam radę dziś to zrobić. Wszystkie rozdziały mam rozgrzebane, a żaden nie spełnia moich oczekiwać. Nie opublikuję kaszalota. Wybacz.
UsuńTwój Kitsune
Wybaczam. Nie chcę kaszalota. Wolę poczekać na perłę. :-) MB
OdpowiedzUsuńI właśnie za to Cię uwielbiam :)
UsuńTwój Kitsune
:-) MB
OdpowiedzUsuńHejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ale ciekawe po co mu wróżka, i bardzo dobrze to rozegrał z tą czarownicą...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ciekawe po co mu wróżka, bardzo dobrze to rozegrał z tą czarownicą...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza