środa, 19 września 2018

mpreg 48

„Bezsenne Noce


Przez kilka chwil przyglądam się jasnowłosemu. Odważnie kroczy w kierunku jeziora. Na szczęście nie zamierza pływać. Rozsiada się wygodnie na pomoście. Jego nagie stopy ledwo muskają połyskującą taflę. Lekkie podmuchy wiatru rozwiewają długie, złociste włosy. W dodatku śmieje się wesoło, gdy dzieciaki przypadkowo ochlapały go wodą.
Piękny… - szepczę do samego siebie.
Ciąża dodaje mu uroku… Sprawia, że aż promienieje…
Na nieszczęście, nie tylko ja dostrzegam niezwykłą urodę małego Króliczka. Dwóch przypakowanych typów zerka w jego stronę, wymieniając między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Panowie, na waszym miejscu trzymałbym dystans… Spory dystans…
Napinam mięśnie i wchodzę na pomost. Bez słowa siadam przy moim ukochanym, a następnie mocno go obejmuję.
- Max? – chłopak odwraca głowę w moją stronę, posyłając mi pełne zdziwienia spojrzenie. – Kolejny pokaz siły? – drwiący uśmieszek pojawia się na idealnej twarzy.
- To oni zaczęli – odpowiadam naburmuszony, wskazując mu intruzów, którym pokrzyżowałem szyki.
- Oczywiście… - w tonie głosu Eli wyraźnie słyszę powątpiewanie. Nie przeszkadza mu to jednak oprzeć głowę na moim ramieniu. – Czy dzięki temu odniesiesz zwycięstwo? – droczy się ze mną, wtulając szczelniej w moją klatkę piersiową.
- Nie wiem… - nieco zagubiony, odstawiam pojemnik z mrożonym jogurtem.
- A teraz? – ciężarny śmiało sięga po moją prawą dłoń i układa ją na swoim brzuchu.
- Teraz? – wstrzymuję oddech, ogarniając drobne ciało jeszcze zachłanniej. – Mając cię tak blisko, zawsze wygrywam… - mruczę mu do ucha. Eli zaczyna się szczerze śmiać.
- Łaskoczesz mnie – próbuje się odsunąć, lecz nie daję mu takiej szansy.
- Sądziłem, że jesteś głodny – szybko zmieniam temat na bezpieczniejszy.
- Nie jestem… - z czułością tuli ukrytego maluszka. – Dziecko chce coś słodkiego.
Przełykam ślinę, bo zaschło mi w gardle. Ja także chciałbym „coś słodkiego”. Najbardziej uszczęśliwiłoby mnie, gdyby to jasnowłose chuchro odchyliło głowę nieco do tyłu, abym mógł lizać go po szyi… Tymczasem zmuszam się, by zacisnąć zęby i nie dać po sobie nic poznać. Nie będę napastliwy. Poczekam. Eli musi mi zaufać. Oswoić się z myślą, że jestem blisko. Bardzo blisko…
„Wykończy mnie!” – jęczę do swoich myśli, gdy powolnie oblizuje łyżeczkę. „Przestań! Przestań natychmiast!” – rozkazuję swoim kosmatym myślom. „On to robi dla dobra dziecka!”.
- Chcesz trochę? – serce gwałtownie mi przyspiesza, słysząc tę jakże niemoralną propozycję.
- Mhm… - z moich ust wydobywa się zdradzieckie westchnienie. Eli przygryza lekko dolną wargę, czekając abym uchylił usta.
Deser ma intensywny, waniliowy smak. W dodatku nadal jest chłodny. Żałuję, że nie może ugasić ognia, który ten mały diabełek tak umiejętnie we mnie podsyca.
- Dobry, prawda?
- Tak – przyznaję niechętnie. Z jego ręki zjadłbym nawet truciznę.
- Widzisz, świat nie kończy się na lodach – zaczyna chichotać.
Uśmiechnięty, zrelaksowany… Chciałbym, by zawsze taki był.
- Zjesz jeszcze? – ukochany podtyka mi kolejną porcję.
- Nie, dziękuję. – Jeszcze kilka chwil, a moją samokontrolę szlag trafi.
Obejmuję chłopaka ramieniem i wlepiam wzrok w jezioro. Odnoszę wrażenie, że wokół nas panuje idealna cisza. Nie słyszę rozmów ludzi, krzyków dzieci, które bawią się przy brzegu. Żyję w bańce mydlanej, w której przebywamy tylko my.
- Chciałbym to namalować… - szepcze Eli, przywracając mnie do rzeczywistości.
- Więc czemu tego nie zrobisz? – pytam zaskoczony. Sztuka to jego środowisko naturalne. Nie umie bez niej żyć.
- Pan Robinson nie byłby zadowolony… - wzdycha smętnie, przypominając mi o zamówieniach, które zostały złożone.
- Proszę, nie mów mi o innych mężczyznach.
- Będziesz co chwilę zazdrosny?
- O ciebie i dziecko? Zawsze! – przytakuję, by wiedział, że kocham tylko jego.
Kocham… To słowo powoli zaczyna mnie prześladować.
- Max, dzidziuś chce wiedzieć, czy kupisz więcej jogurtów? – fiołkowooki obdarza mnie czarującym uśmiechem, po czym z premedytacją wsadza palce do pustego pojemniczka. – Do pensjonatu jest daleko, a tylko tam je sprzedają.
- Skarbie... – chwytam Eli za rękę, po czym przysuwam ją do swoich ust i pozbywam się resztek waniliowej przekąski.
- Mógłbym poprosić sam wiesz kogo, aby mi je przywiózł, ale… Nie… - chłopak próbuje zaprotestować, lecz nie ma jak cofnąć dłoni. – Nie rób tak…
- Pyszny – niechętnie zwalniam uścisk, ignorując wzmiankę o Freddym. „Słodszy niż miód…”.
Nastolatek kręci jedynie głową z niedowierzaniem. Zachowuje się tak, jakby był dorosły. Natomiast mnie przypada rola krnąbrnego uparciucha, któremu tylko jedno w głowie… Do czego to doszło…
Pochłonięty rozmyślaniami nawet nie zauważam, że nadchodzi wieczór. Plaża powoli się wyludnia, a na niebie widać pierwsze gwiazdy.
- Powinniśmy wracać do domu – przeciągam się leniwie.
- Idź, jeśli chcesz. Ja jeszcze zostanę – karzełek ani myśli, by ruszyć się ze swojego miejsca. Nie przeszkadza mu ciemność, ani fakt, iż przez cały czas jego stopy znajdują się w wodzie.
- Eli… Przyjdziemy tu jutro, skoro aż tak ci się podoba – próbuję delikatnie negocjować. Nie chcę psuć romantycznego nastroju. Jednak nie wolno mi także zapominać o dziecku. Króliczek nie jadł jeszcze kolacji. Poza tym nie chcę, by stado komarów zjadło jego. Już teraz te małe, krwiożercze bestie krążą wokół nas, ostrząc zębiska.
- Mówiłem ci już, że ja zostaję – przebiegły grymas wykrzywia usta mojego współlokatora. – Mam swoje plany.
- Jakie? – z niedowierzaniem obserwuję, jak chłopak się podnosi, a następnie zaczyna rozbierać. – Co robisz?!
- Idę pływać – informuje mnie beztrosko, sięgając do zapięcia swoich szortów.
- Teraz?! O tej porze?! To wykluczone! Słyszałeś?! – Chyba mnie nie słyszał, bo nie przestaje pozbywać się resztek swojej garderoby.
- Zachowuj się ciszej. Nie chcesz przecież, by ktoś nas nakrył, prawda?
- Nakrył?! – powtarzam po nim, zapowietrzając się.
- Nie pływałeś nigdy nago? – Eli śmieje się ze mnie, po czym podchodzi bardzo blisko krawędzi pomostu. Jego jasna skóra mieni się na tle ciemnej wody.
- Pływałem, ale to było dawno, a ty spodziewasz się dziecka i… - gorączkowo szukam jakiś argumentów, które odwiodą go od tak nieprzemyślanej decyzji. – Eli, proszę cię. Nie rób tego.
- Max, spokojnie. Przecież nikogo tu nie ma – uspokajający ton jego głosu nie przynosi żadnej ulgi. Jestem aż zbyt świadomy tego, że chłopak ma na sobie jedynie dość kuse, bawełniane majtki, których miękki ściągacz opina lekko zaokrąglony brzuch. – Skoro nie masz ochoty pływać, poczekaj w samochodzie. Niedługo wrócę.
Zanim udaje mi się zaprotestować, to przewrotne stworzenie pozbywa się bielizny i skacze z pomostu.
Świetnie! Tylko tego mi brakowało…
Mam dwa wyjścia. Albo zachowam się jak na ponad trzydziestoletniego mężczyznę przystało i złoję mu skórę, gdy tylko zechce wyjść z wody, albo…
Będę tego żałować… Wiem, że będę tego żałować…
Rozglądam się w ciemności. Chyba rzeczywiście nikogo tu nie ma. Powiedzmy sobie szczerze - w moim wieku świecenie gołym tyłkiem w miejscu publicznym jest nieco obciachowe. Kto robi takie rzeczy? Powinienem dawać dobry przykład. Przecież jestem poważnym pisarzem. Wkrótce zostanę ojcem! Jednak co poradzę na to, że jakaś część mnie pragnie dołączyć do tego małego szaleńca…
No trudno, raz się żyje.
Woda w jeziorze jest wyjątkowo orzeźwiająca. Całe szczęście, że to środek lata. Przeraża mnie myśl, że Eli mógłby się rozchorować. Już widzę minę ojca, gdyby okazało się, że nie zająłem się małolatem jak należy. Odsuwam od siebie te przygnębiające obrazy i podpływam bliżej Króliczka.
- Cześć – wita się ze mną, jakby to było zwykłe spotkanie na mieście.
- Cześć – odpowiadam nieco najeżony.
- Nie sądziłem, że zdecydujesz się do mnie dołączyć.
- Dlaczego? – udaję zdziwionego.
- Sam nie wiem… - Eli zamyśla się na chwilę. – Może dlatego… - zostaję ochlapany wodą prosto w twarz.
- Ty mały, wredny… Wracaj tu! – chłopak śmieje się głośno, dość szybko ode mnie odpływając.
- Straszny z ciebie sztywniak, Max! – ocenia mnie dość surowo.
- Za to ty jesteś zabawowy, tak? – odbijam piłeczkę. Nieśmiało wyciągam rękę pod wodą i dotykam jego nagiego brzucha. – Jak sądzisz, które cechy odziedziczy po nas nasze dziecko? – pytam nieco wzruszony.
- Nie wiem – Eli przelotnie się uśmiecha. – Dla mnie liczy się wyłącznie to, by było zdrowe i szczęśliwe.
- Zdrowe i szczęśliwe… - rozmarzam się, udobruchany tą sielankową wizją. – To może dasz mu dobry przykład? Twoja skóra jest zimna niczym lód – karcę Króliczka.
- Znowu zaczynasz zrzędzić? – Eli wywraca oczami, lecz posłusznie podpływa do brzegu. Ani słowem nie komentuję faktu, że drży, zbierając z pomostu swoje porozrzucane ubrania. Zamiast tego wyciągam z torby koc i okrywam nim mojego zmarzlaka.
- Cieplej? – pytam, rozcierając jego ramiona.
- Wca-Wcale nn-nie jest mi zim-zimno – odpowiada dygocząc.
- Nic a nic? – śmieję się pod nosem, próbując wciągnąć na mokre ciało swoje spodnie. Jak mu się udało przekonać mnie do czegoś takiego?
Jasnowłosy nie protestuje, gdy biorę go na ręce i zanoszę do auta. Odpalam silnik i podkręcam ogrzewanie.
- Posiedź tu, a ja przyniosę resztę rzeczy.
- Dzię-Dziękuję – uśmiecha się do mnie, po raz kolejny kradnąc moje serce.
Gdy wracamy do domu, jest już naprawdę późno. Rodzice najwyraźniej poszli już spać, co wyjątkowo mnie cieszy. Nie chciałbym im tłumaczyć co robiliśmy. Ta nocna przygoda jest tylko nasza.
- Weź prysznic i połóż się do łóżka, a ja przyniosę ci coś do jedzenia – instruuję Króliczka. Schowany pod warstwami materiału, wydaje mi się taki bezradny i uroczy.
- Nie jestem głodny - odpowiada, ziewając.
- Zrobiłem, co chciałeś, więc teraz ty zrobisz to, o co ja poproszę, jasne? – pozbawiam go złudzeń, że ustąpię w tak ważnej kwestii. – Na co masz ochotę?
- Na kakao.
- Dobrze, będzie kakao. Co jeszcze?
- Max, ja naprawdę nie jestem głodny… - jego marudzenie z pewnością mnie nie przekona.
- Pod prysznic! – popycham ciężarnego w kierunku łazienki.
- Tak, tak, już idę – Eli wlecze się w kierunku niewielkiego pomieszczenia. Gdy znika mi z oczu, odczuwam nieopisaną ulgę. Odkąd dotknąłem jego nagiej skóry w jeziorze, sam miałem ochotę go rozgrzać. W moich ramionach z pewnością nie byłoby mu zimno. Wprost przeciwnie. Kilka drobnych pieszczot i zapłonąłby z pożądania… Nadal nie słyszałem jego głosu ogarniętego żądzą…
Pozbywam się mokrych ciuchów, zastępując je szarym dresem, po czym idę do kuchni, by podgrzać mleko. Otwieram lodówkę, szukając czegoś, co ciężarny zechciałby zjeść. W takich chwilach żałuję, że nie umiem gotować. Powinienem się nauczyć. Im szybciej, tym lepiej. No cóż, tej nocy z pewnością nie przyswoję tej „wiedzy tajemnej”. Przygotowuję więc mój specjał – kanapkę z dżemem i masłem orzechowym, po czym wracam na górę.
Króliczek leży w swoim łóżku, opatulony  kołdrą. Stawiam tacę na stoliku i podaję mu parujący kubek.
- Uważaj, bo kakao jest gorące – ostrożnie przysuwam kubek do jego ust. Eli ufnie kładzie swoją rękę na mojej. Upija mały łyczek, a następnie unosi wzrok i przez kilka sekund patrzy na mnie tak, jakby sięgał wprost do mojej duszy. – Co? – nie umiem znieść napięcia między nami.
- Nic – zbywa mnie, przygryzając dolną wargę. Odstawiam więc kubek z powrotem na tacę, po czym celowo przesuwam kciukiem po jego ustach, by nie znęcał się nade mną w tak seksowny sposób. Chłopak od razu nieco się ode mnie odsuwa. Być może boi się, że posunę się za daleko.
- Zjedz chociaż troszeczkę – wręczam mu talerzyk, na którym ułożyłem moje kulinarne arcydzieło. Bardzo niechętnie spełnia moją namolną prośbę. – Wiesz, tak sobie pomyślałem, że restauracja to rzeczywiście kiepski pomysł - wykorzystuję chwilę, gdy ma pełne usta.
- Max… - dobrze wiem, co za chwilę od niego usłyszę. – Czemu chcesz działać według jakiegoś utartego schematu? Przecież dzisiaj tak dobrze się bawiliśmy…
- Poczekaj – przykładam mu palec do ust. – Daj mi dokończyć – muskam opuszkami chłodny policzek mojego złotowłosego wybranka. – Randka jest dla mnie bardzo ważna. Obiecałeś, że dasz mi szansę, więc nie pozwolę, abyś się wycofał.
- Nie zamierzam się wycofać – wzdycha Eli. – Po prostu…
- Wiem – ponownie mu przerywam. – Doskonale wiem, co chcesz powiedzieć. Jednak by zrobić coś bardziej szalonego, muszę zaskarbić sobie twoje zaufanie. Zgadzasz się ze mną?
- Tak, ale…
Niedobrze. On nadal nie jest przekonany.
- Zaufaj mi, a obiecuję, że cię nie zawiodę – pochylam się nieco do przodu. Eli zamiera. Jego oczy robią się wielkie, niczym spodki. Nie, mój najdroższy. To jeszcze nie ta chwila… Dziś pocałuję cię wyłącznie w policzek. – Dziękuję za dzisiaj – szepczę mu do ucha. – To było cudowne popołudnie.
- Ja też dziękuję – Króliczek bezwiednie zasłania dłonią miejsce, którego przed sekundą dotykały moje wargi.
- A teraz śpij – wstaję z jego łóżka i na wszelki wypadek okrywam kocem. Wolę się upewnić, że jest mu cieplutko i wygodnie. – Dobranoc, mój skarbie – gaszę światło, gdy chłopak układa się na boku i przymyka powieki.
Od samego początku miałem rację. Króliczki są bardzo płochliwe. Cierpliwość jest kluczem, by je obłaskawić.

7 komentarzy:

  1. Max, oficjalnie jestem z ciebie dumna 🤜🏻🤛🏻
    Świetny rozdział Kitsune ❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Max przełamuje stereotypy. Nie jest już nudziarzem, a nudystą :D
      Dziękuję :) Starałem się. Może jeszcze w tym tygodniu napiszę coś jeszcze. Randka wciąż czeka :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. Lisek zawsze wie kiedy dodać rozdział. Znowu ratujesz mój dzień ❤
    Max widzę, że idziesz w dobrą strone, nie zepsuj tego. Nie mogę się doczekać aż urodzi się już dzidziuś, ale do tego jeszcze tak dużo czasu...
    I mam nadzieję, że nasz ciężarny gluptas zrozumie nareszcie, że powinien zmienić prace na taką, która pozwoli mu realizować marzenia...
    Czekam na kolejny rozdział, dużo czasu i weny ❤

    ~ Miriam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Cieszę się, że mam swój udział w Twoim uśmiechu :)
      Max w końcu bierze się za siebie i idzie w stronę światła. Kto wie, może jeszcze w tym tygodniu sprawdzimy, co stanie się dalej.

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Jesteś bohaterem mojego dnia ❤
      Uwierz mi, że nie mam nic przeciwko, żeby dowiedzieć się tego jeszcze w tym tygodniu :D
      Nie pogardzę, żadnym rozdziałem

      ~ Miriam

      Usuń
  3. Jestem zdziwiona gąsek. Czemu nie wspieramy wszystkich opowiadań? Nikt nie prosi o Humory, Pijawki czy Gilberta! Wszystko kręci się wokół Bezsennych. Nie zrozumcie mnie źle, lubię to opowiadanie, ale tęsknię też za innymi. Co się stało?

    A co do rozdziału to wierzyłam w Maxa. Eli się ogarnia, Freddy chyba już tonie w jeziorze, bo go nie widać (to dobrze), rodzice też się uspokoili. Wszystko kieruje się ku dobrej drodze :)

    Wegi

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka,
    o tak brawo Max idziesz w dobrym kierunku, też myślałam, że nie pójdzie popływać a tutaj... małe kroczki Max, słuchaj vo mówi Eli...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń