czwartek, 25 kwietnia 2019

Prawdziwy Romantyk, część XVII


W pierwszej chwili chcę biec za Nefrytem, lecz postanawiam dać nam obydwu chwilę oddechu. Tu nawet nie chodzi o niego, a o mnie. To ja muszę jak najszybciej zapanować nad emocjami, bo jestem w totalnej rozsypce.
Dlaczego powiedziałem mu te przykre rzeczy? Przecież wcale tak nie myślę. Kocham go. Czemu więc celowo zraniłem jego uczucia? Zadałem ból, choć dobrze wiem, że Nefryt jest wyjątkowo wrażliwy. Moim obowiązkiem jest chronienie go, a co zrobiłem? Okazałem się draniem bez uczuć.
Resztę nocy spędzam wpatrując się w granatowe niebo. Nie widać gwiazd. Nefryt od zawsze był moją gwiazdą. Przełamał ciemność, która mnie otaczała. Co by się ze mną stało, gdyby nie pojawił się w moim życiu? Mój mały, srebrny płomyczek…
Do świtu pozostaje jedynie kilka minut. Z niepokojem obserwuję drzwi prowadzące do naszej sypialni. Powinien za chwilę tu być. Czy zdążę go przeprosić za swoje zachowanie? Czy mi wybaczy, jeśli przysięgnę, że nigdy więcej nie skrzywdzę go w taki sposób?
Wstrzymuję oddech, gdy pierwsze promienie jasnego słońca przebijają się przez nocne chmury.
Nie wrócił… Nie wybaczył mi…
Nakładam zbroję i ruszam do apartamentów, które dawniej należały do mojego ukochanego. Uwielbiał spędzać w nich czas. Zazwyczaj czytał książki lub szkicował mapy. Nie zliczę, ile nocy spędziłem w jego towarzystwie. Obserwowanie zwyczajów nieśmiertelnego od zawsze wydawało mi się fascynującym zajęciem. Udawałem, że uczę się zaklęć. Tymczasem całą swoją uwagę poświęcałem wyłącznie niebieskookiemu. Wtulał się w ulubiony welurowy fotel. Jego długie włosy spływały po szczupłych ramionach. Skóra była blada i chłodna. Za każdym razem, gdy mnie dotykał, a robił to wyjątkowo rzadko, jeszcze długo czułem przyjemne mrowienie. Chciałem wiecznie trzymać go za rękę. Przytulić. Pocałować. Jednak Nefryt nie wykazywał zainteresowania tak przyziemnymi sprawami. Był milczący i zdystansowany. Mimo to pozwalał mi przesiadywać w swoich pokojach, zupełnie jakby było to czymś naturalnym. Już wtedy wiedział, że będziemy razem.
Razem…
Gdzie jesteś, ukochany?
Zdenerwowany i zmartwiony, przemierzam zamek w poszukiwaniu mojej zguby. Wysyłam niewielkie cząstki czarnej energii, by pomogły mi znaleźć śpiącego wampira. Czuję go. Wiem, że jest gdzieś blisko.
- Norman! – Przywołuję sługę, który natychmiast pojawia się u mego boku. – Znajdź Nefryta! – Rozkazuję, nie tracąc czasu na zbędne tłumaczenia.
- Jak sobie życzysz, panie. – Mężczyzna kłania się nisko. O nic nie pyta. Słowa wydają się zbędne. Doskonale wie, że wampir jest dla mnie wszystkim.
Znamię, które pojawiło się na moim ciele w chwili złożenia przysięgi, zaczyna lekko szczypać. Sam już nie wiem, czy to wina rozbuchanej wyobraźni, która karmi się strasznymi wizjami, potęgowanymi niedawną kłótnią z moim aniołem, czy też stało mu się coś złego. Odchodzę od zmysłów, czekając na powrót Normana.
Mój opiekun potrzebuje mniej więcej godziny, by ponownie przeszukać cały zamek. Gdy powraca do sali tronowej bezradnie rozkładając ręce, wpadam we wściekłość.
- Mówiłem, że masz go znaleźć!
- Wasza wysokość, wybacz śmiałość, ale jedyne miejsce, do którego nie mam dostępu, to twoja sypialnia.
- Uważasz, że przeoczyłbym Nefryta, gdyby spał w naszym łóżku?! – Posyłam podwładnemu zszokowane spojrzenie.
- Nie wiem, panie. Zwykle nie masz problemu, by go zlokalizować. Dlaczego powierzyłeś mi to zadanie?
- Bo pomimo łączącej nas więzi ten mały wrażliwiec zapadł się pod ziemię! – Tłumaczę krnąbrnemu opiekunowi.
 - Wrażliwiec? – Norman z zaciekawieniem powtarza po mnie to słowo. – Mogę wiedzieć co mu zrobiłeś, panie, że od ciebie uciekł?
- Zraniłem go – wyznaję szczerze. – Nie chciałem tego! Przysięgam, że nie chciałem! Sam wiesz, jak drażliwy jest na swoim punkcie. Zdenerwował mnie dziecinnym zachowaniem. Siedzimy na bombie zegarowej. Wilbur i jego spiskowcy. Niewyjaśnione morderstwa – zaczynam wyliczać. –  A on co? Drwi z niebezpieczeństwa! Bezustannie naciska, abym zdobył drugiego jednorożca. Zwykle nie mam nic przeciwko jego zachciankom i z przyjemnością kupię mu całe stado magicznych wierzchowców, ale nie będę zajmować się bzdurami w chwili, gdy wrogowie chcą polować na mojego wybranka! – Dyszę ciężko, na nowo rozdrapując świeże rany.
- Panie, nie wierzę, że potraktowałeś go aż tak brutalnie! – Norman nie ukrywa zdziwienia.
- Od kiedy los Nefryta leży ci na sercu? – Moja reakcja przepełniona jest szyderstwem. – Nie sądziłem, że doczekam dnia, w którym staniesz w obronie nieśmiertelnego.
- Wasza wysokość, znowu mnie nie rozumiesz. Nie chodzi mi o niego, lecz o ciebie. Przeklęta krew wydłuża życie.
- Nie mów tak! Zabraniam ci! Krew Nefryta nie jest przeklęta! – Norman nawet w tak trudnej dla mnie chwili nie potrafi okazać wsparcia. Nienawidzi mojego anioła, choć nigdy nie zaznał od niego niczego złego.
- Wasza wysokość, nie denerwuj się. Wampir trochę się boczy, ale szybko mu przejdzie. Wróci, gdy zgłodnieje.
- Do czego zmierzasz? – Pytam opiekuna, czując jednocześnie bardzo nieprzyjemne dreszcze. Czarna energia zaczyna się ponownie kumulować ostrzegając, że to co usłyszę może mi się bardzo, ale to bardzo nie podobać.
- Ty i on jesteście razem od niedawna. Wasza więź jest jeszcze krucha. Jeśli odmówi picia twojej krwi, osłabnie, a wtedy…
- Nie chcę tego słuchać! – Krzyczę. Oddalam od siebie ohydne wizje Normana. To prawda, że tylko ja mogę karmić Nefryta. Bez krwi będzie straszliwie cierpiał, ale to nie wszystko. Może postradać zmysły, a nawet rzucić się w ogień.
- Głodny wampir zawsze oznacza kłopoty, a tych ostatnich mamy pod dostatkiem. Będę go szukać aż do skutku – Norman klepie mnie po ramieniu. – Za bardzo cię lubię i szanuję, panie, abym mógł pozwolić, by twojej różowej księżniczce coś się stało.
- Dziękuję – mamroczę pod nosem, nieco spokojniejszym tonem.
- Nie panikuj, króli Cassianie. Poczekajmy do zachodu słońca, wtedy z pewnością wyjdzie ze swojej kryjówki.
Pokrzepiony słowami przyjaciela staram się ze wszystkich sił nie obnosić z moim smutkiem i zwątpieniem. Wprost przeciwnie. Razem z Wilburem i jego prawnikiem ponownie udajemy się do lochów, by jeszcze raz obejrzeć miejsce zbrodni. Natrętny gość ani na chwilę nie odpuszcza. Zadaje mi setki pytań i namolnie zadręcza towarzystwem. Pewnie liczy, że przebywając u mego boku dostrzeże coś niezwykłego. Ma pecha. Długie lata ukrywałem moje uczucia względem nieśmiertelnego. Mam w tym sporą wprawę. Tanie sztuczki to za mało, by mnie podejść.
Gdy słońce zaczyna zachodzić, odchodzę od zmysłów. Odprawiam Wilbura, który musi zadowolić się pospiesznie złożoną obietnicą, że wznowimy śledztwo z samego rana. Przenoszę się do sypialni i wstrzymuję oddech. Czekam, choć tak naprawdę nie wiem na co. Jak zareaguje Nefryt? Wróci? Czy będzie chciał ze mną rozmawiać? Nerwowo krążę po salonie. W głowie huczy mi od niewypowiedzianych myśli. Najpierw przeprosiny, a co później? Nie przygotowałem żadnego prezentu. Z drugiej jednak strony obawiam się, że Nefryt nie będzie chciał niczego ode mnie przyjąć. Co mam zrobić?! Co zrobić?!
Słońce znika za horyzontem, pozostawiając po sobie gasnącą łunę światła. Niebo ciemnieje. Wpatruję się w białe drzwi pokryte złoceniami. Czekam… Zamykam oczy, by łatwiej mi się było skoncentrować. Tysięczny już raz wysyłam wiązki energii, które mają mi pomóc w zlokalizowaniu wampira. Czuję go. Musi być gdzieś blisko, ale gdzie?
Załamany rzucam się w wir dalszych poszukiwań. Odwiedzam wszystkie pokoje należące w przeszłości do Nefryta. Zaglądam do każdej dziury, łącznie z lochami. Przeczesuję ogród oraz wszystkie ulubione miejsca mojego wybranka. Około północy jestem już zmęczony. Bezsilność daje mi się we znaki. Zaciskam dłonie w pięści, czując ich mimowolne drżenie.
- Norman! Pomóż mi! – Postanawiam wspomóc się mocami opiekuna, bo nie ufam już sobie i własnym zdolnościom. Przedtem wystarczyło, że pomyślałem o Nefrycie i od razu byłem przy jego boku. Co się zmieniło? Piłem jego krew. Jak to możliwe, że nie potrafię zlokalizować nieśmiertelnego?
Mój powiernik robi co może. Gdy powraca bez żadnych wieści, wpadam w otępienie. Nie jem. Nie śpię. Jedyne co do mnie dociera, to silny lęk. Boję się, że Nefryt już nigdy nie wróci. Pójdzie w ślady swojego ojca, nie dając mi szansy na odpokutowanie winy. Co się wtedy ze mną stanie?  Czy zdołam odnaleźć jego duszę dryfującą po zaświatach?
Piątej nocy dopada mnie totalne zobojętnienie. Jest mi wszystko jedno czy żyję, czy umieram. Wyobraźnia karmi się wspomnieniami o ukochanym. Wszędzie widzę jego piękną twarz. Słyszę słodki śmiech, który mami zmysły. Spanikowany Norman bezustannie przeczesuje zamek. Przeraża go myśl, że jeśli wampir się nie odnajdzie, porzucę królestwo, by popędzić za ukochanym. Ma rację. Tak właśnie zamierzam zrobić.
Około czwartej nad ranem postanawiam odwiedzić jednorożca. Magiczny ogier to oczko w głowie mojego lubego. Choć śnieżnobiały wierzchowiec ani razu nie pozwolił się dotknąć, Nefryt kocha go całym sercem. Każdej nocy rozpieszcza ulubieńca cukrowymi gwiazdkami, które hojnie rozsypuje na łące. Oswojone stworzenie rży wesoło na mój widok.
- Dobry konik… - Słyszę znajomy szept, który przyprawia mnie o miażdżący ból serca. Wstrzymuję oddech, zakradając się w kierunku rumaka. Niecałe dwa metry od niego stoi niewielka postać, ukryta pod czarną peleryną. Malutka, biała dłoń sięga do płóciennego woreczka, z którego wyciąga kolejną porcję słodkości. Zniecierpliwiony rumak nerwowo porusza łbem, dając w ten sposób do zrozumienia zakapturzonemu towarzyszowi, by ten nie tracił czasu i podzielił się z nim łakociami. Otwieram usta, chcąc zawołać ukochanego, lecz nie jestem w stanie wypowiedzieć ani słowa. Zrywam się do przodu, by pochwycić drobne ciało. Zaskoczony wampir nie jest w stanie dość szybko zareagować. Otulam go ramionami i przyciągam do siebie, by więcej nie uciekał. Uścisk jest tak mocny, że wyrządziłbym mu krzywdę, gdyby nie fakt, że na jego ciele nie pojawią się siniaki.
- Cass… - Nefryt próbuje zaprotestować, lecz nic nie może zrobić. Pod każdym względem jestem od niego silniejszy. Wykorzystuję przewagę i przenoszę nas od razu do sypialni.
Ostrożnie układam wampira na białej pościeli, a następnie odwiązuję wstążkę, by ściągnąć z jego głowy kaptur, pod którym pysznią się splątane pasma jego długich włosów. Czerń tkaniny powoduje, że skóra wampira wydaje się niezwykle jasna. Wręcz transparentna. Na jej tle wyróżniają się sine cienie, które nie dodają mu uroku. Przesuwam po nich opuszkami. Nefryt drży pod wpływem delikatnej pieszczoty. Wygląda inaczej niż kilka dni temu. Jego błękitne oczy straciły swój blask. Co gorsze, mój wybranek uparcie nie chce na mnie spojrzeć.
- Aniele… Błagam… - Proszę o odrobinę litości.
Nefryt wzdycha ciężko, po czym niechętnie unosi wzrok. Przez kilka sekund wpatrujemy się w siebie z niedowierzaniem. Szczęście gdzieś wyparowało, pozostawiając po sobie żarzące się zgliszcza. Pochylam się nad ukochanym i muskam jego usta swoimi. Już wcześniej zauważyłem, że skóra Nefryta zrobiła się znacznie zimniejsza. Czy to wina głodu, czy też bezpowrotnie złamałem mu serce? Wampir zamiera, nieprzygotowany na pocałunek. Powinien choć przymknąć powieki. Tymczasem bezustannie wpatruje się we mnie. Jest niczym bezbronne, zagubione dziecko, którym ktoś powinien się zaopiekować. To zadanie należało do mnie, ale czy po wszystkim, co miało miejsce między nami, zechce mi wybaczyć? Jest tylko jeden sposób, by to sprawdzić. Dotykam lodowatego policzka, po czym znacznie pogłębiam nasz wciąż niewinny pocałunek. Wampir mruczy coś niezrozumiałego w odpowiedzi.
- Kocham cię… Tak bardzo cię kocham! – Wyznaję łamiącym się głosem. – Zrób ze mną co zechcesz. Torturuj, wtrąć do lochów, połam kości.
- Cassianie…
- Tylko nigdy więcej nie zostawiaj samego – kończę przerwaną myśl. – Wolę umrzeć niż żyć bez ciebie.
Moje słowa budzą w nieśmiertelnym czułość. Z troską dotyka mojego policzka, muskając go opuszkami. W niebieskich tęczówkach wampira dostrzegam swoje odbicie. Ostatnie dni odcisnęły na mnie swoje piętno. Jestem szczuplejszy i przemęczony. Całe szczęście, że remedium na moje bolączki znajduje się tak blisko…
Niespodziewanie Nefryt gryzie się w palec i każe pić swoją krew. Dobrze wiem, że doskwiera mu silny głód. Dlaczego więc zdecydował się spotęgować nieprzyjemne doznania? Przecież jest całkowicie wyczerpany. Nie powinien dzielić się ze mną tak drogocennym darem, bo w ten sposób wzmaga jedynie własny głód.
- Nie. – Odsuwam dłoń różowowłosego. – Nie mogę.
- Nie chcesz… - Nefryt spuszcza wzrok, ukrywając rozczarowanie.
- Chcę – zapewniam go pospiesznie. – Jednak nie w chwili, gdy sam jesteś głodny. Proszę – podsuwam mu swój nadgarstek, lecz wampir nie reaguje. – Skarbie… - Unoszę jego podbródek do góry, by ponownie spojrzał mi w oczy.
-  Przytul mnie. – Nieśmiertelny mości się w moich ramionach. Zamyka oczy. Martwię się jego wyglądem. Nie przypominam sobie, by kiedykolwiek wcześniej prezentował się równie mizernie.
- Jeśli dobrowolnie nie zaczniesz pić, zmuszę cię do tego – ostrzegam ukochanego, gładząc go po skołtunionych włosach. Nefryt wtula twarz w zagłębienie mojej szyi. Zimnym oddechem drażni moją skórę. Przyciągam go bliżej, dając w ten sposób do zrozumienia, że zgadzam się na wszystko. Po chwili wbija we mnie ostre kły. Nie zadaje mi bólu. Wprost przeciwnie. Z gardła wyrywa mi się cichy jęk satysfakcji. – Tęskniłem za tym - zwierzam się.
Spragniony długowieczny bardzo ze sobą walczy. Instynkt każe mu zaspokoić głód, lecz wrodzona dobroć powstrzymuje mordercze zapędy. Po zaledwie kilku chwilach Nefryt ponownie gryzie się w palec, by zlikwidować rany. Podsuwa mi go także do ust, dzieląc się ze mną nieśmiertelnością. Jego krew ma dziś wyjątkowy smak. Pobudza mnie do życia. Napełnia energią. Kilka minut temu byłem wrakiem człowieka. Po tej krótkiej sesji jestem jak nowy.
- Kocham cię – szepczę, szukając jego oczu. Nefryt niespiesznie unosi się do góry. Chwytam go za kark i przysuwam bliżej. Namiętny pocałunek po tak długiej rozłące jest wszystkim, czego potrzebuję. Mój wybranek nieśmiało rozchyla usta pozwalając, by zawładnęło nami pożądanie.
- Jestem zmęczony. – Wampir odsuwa się ode mnie, pozostawiając niedosyt. Ukradkiem zerkam na tarczę zegara. Za wcześnie na spanie.
- Aniele…
- Jutro porozmawiamy – ucina temat. – Ty także powinieneś odpocząć. – Nefryt uśmiecha się do mnie blado. Moje zbolałe serce przypomina sobie o brutalnej rozłące. By zapobiec kolejnym ucieczkom postanawiam wzmocnić barierę wokół naszej sypialni. Teraz nie tylko nikt nie będzie mógł tu wejść. Nefryt nie zdoła jej sforsować. Nie wyjdzie stąd, jeśli tak postanowię.
- Nie zasnę wiedząc, że znowu możesz zniknąć – tłumaczę swoje postępowanie.
- Cassianie, tylko śmierć jest w stanie uwolnić cię ode mnie. Nie oznacza to jednak, że zawsze musimy przebywać razem. – Niebieskooki bagatelizuje sytuację.
- Twoje miejsce jest przy mnie! – Wypominam mu. – Masz być zawsze blisko!
- Przez cały czas byłem blisko. Czułeś moją obecność, prawda?
- Czułem się porzucony i opuszczony! Dlaczego zostawiłeś mnie na tak długo?! Zraniłem cię nieprzemyślanymi słowami. Nie masz pojęcia jak silne wyrzuty sumienia odczuwałem i odczuwam. Jednak twoje zniknięcie… - Nabieram gwałtownie powietrza, by zneutralizować paraliżujący mnie ból. – Nefrycie, nie umiem i nie chcę bez ciebie żyć! – Desperacja i żal w moim głosie sprawiają, że w moim kochanku zachodzi jakaś zmiana. Zaczyna patrzeć na mnie inaczej. Stara się zachować kamienną twarz, lecz przychodzi mu to w trudem.
- Akurat o to nie musisz się martwić, wasza wysokość. Dzięki przysiędze masz mnie na własność. Należę tylko do ciebie. – Wampir uśmiecha się do mnie, walcząc z opadającymi powiekami. Jest wyczerpany, a jego ciało bezwładne.
- Śpij, piękny – zaczynam gładzić go po głowie. – Jutrzejszej nocy opowiesz mi ze szczegółami o tym, gdzie byłeś. Jeśli odmówisz, zostaniesz uwięziony…

3 komentarze:

  1. Niech go przywiąże do łóżka 😂

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    no wspaniale, ciekawe to gdzie podziewał się Nefryt cały czas, ojć coś takiego to może mu się nie spodobać, może poczuć się jak więzień...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń