poniedziałek, 13 maja 2019

mpreg 67

„Bezsenne Noce


„Będę na ciebie czekać…”
Czy on ma pojecie, jak trudno jest wyjść z domu, usłyszawszy takie słowa? Ta prosta czynność pochłania resztki samokontroli, z której kiedyś byłem dumny. A teraz? Najchętniej przykułbym się łańcuchami do jego nóg, by zawsze być blisko. Wszystko się zmienia…
Ruch na drodze jest niewielki, dlatego mocniej dociskam pedał gazu. Im szybciej uporam się z powierzonym przez ojca zadaniem, tym szybciej będę mógł wrócić. Chcę przytulić Króliczka. Nie zależy mi na seksie. Wystarczy, że Eli będzie obok. Ciepło jego ciała oraz zapach skóry bardzo mnie odprężają. Jeżeli dołożymy do tego malutką istotkę, którą w sobie nosi, od razu przenoszę się do raju.
Parkuję przed cukiernią pani Gertrudy. Kobieta uśmiecha się do mnie na przywitanie. Układa właśnie dekoracje, by sklepowa witryna nie świeciła pustkami.
- A gdzie nasz mały skarbeczek? – pyta, zawiedziona nieobecnością Eli.
- Zrobił sobie wolne i odpoczywa.
- Ojej, to chyba moja wina. Za bardzo go eksploatowałam. – Przyjaciółka mamy spogląda na mnie przepraszająco. – Postaram się upiec dla niego coś dobrego, by szybko odzyskał siły.
- To nie będzie konieczne – wpadam w popłoch słysząc o jej planach. Być może pani Gertruda odniesie niesamowity sukces, sprzedając swoje ekologiczne wypieki, lecz nie ma opcji, aby karmiła nimi mojego ukochanego. – Eli z pewnością rozumie, że jest pani zajęta przed wielkim otwarciem.
- Max, on jest w ciąży i potrzebuje…
- Wiem, czego Eli potrzebuje – przerywam jej wywód nieco ostrym tonem. – Proszę się nie martwić. Mam wszystko pod kontrolą – dodaję, uśmiechając się przymilnie, by nieco załagodzić sytuację. – Poza tym wydaje mi się, że zmęczenie nie ma z tym nic wspólnego – odważnie spoglądam w oczy starszej pani, dając jej tym samym do zrozumienia, że sytuacja z udziałem Nicole nie jest mi obca.
- Domyślałam się tego. – Moja rozmówczyni ciężko wzdycha. – Nie martw się. Nicole nie będzie mnie więcej odwiedzać. Wstyd mi za jej wczorajsze zachowanie.
- Proszę mnie źle nie zrozumieć. Nie mam do pani żadnych pretensji. Po prostu wolałbym, aby ewentualne uwagi, dotyczące naszego związku, kierowane były bezpośrednio do mnie, a nie do mojego narzeczonego – tłumaczę ze spokojem.
- Podejrzewam, że właśnie w tym tkwi problem.
- Nie rozumiem – bezradnie rozkładam ręce. – To moja wina, że Eli jest atakowany?
- Nie, Max. To raczej dość niefortunny zbieg okoliczności. – Pani Gertruda próbuje zataić przede mną najważniejsze szczegóły, ale nie dam się spławić byle czym.
- Jakich znowu okoliczności? Wybieranie Eli za cel ataku to równie kiepski pomysł, jak próby podszczypywania mojego tyłka w czasie tańca! – Krzywię się na samo wspomnienie tego nieszczęsnego wydarzenia.
- Kilka razy słyszałam, jak Nicole wspominała, że podczas balu doszło między wami do czegoś więcej… – Zawstydzona i nieco zażenowana kobieta zerka na mnie badawczo. Nie dziwię się, że poruszanie takiego tematu nieco ją peszy. Znam panią Gertrudę od dawna. Ja również czułbym się nieswojo ingerując w jej życie osobiste.
- Chce pani znać prawdę? – pytam, coraz bardziej zdenerwowany. – Ok, powiem, jak było. – Biorę głęboki oddech, by dodać sobie otuchy. – Raz zatańczyliśmy. Po dosłownie dwóch minutach znajomości zaproponowała, abyśmy poszli do niej do domu. Ta propozycja wydała mi się bardzo niestosowna, więc uciekłem, zostawiając ją na środku parkietu.
- Twoja wersja brzmi inaczej niż wersja Nicole. – Pani cukiernik zaczyna się wesoło śmiać. – I brzmi znacznie wiarygodnie.
- Może mi pani nie wierzyć, ale to szczera prawda. Tak mnie wkurzyła swoim zachowaniem, że od razu pojechałem do domu. Wróciłem krótko przez zakończeniem przyjęcia. Mój narzeczony może to potwierdzić.
- Narzeczony? – Przyjaciółka rodziców od razu zmienia temat rozmowy. – Już wczoraj zwróciłam uwagę, że użyłeś tego określenia, mówiąc o Eli. Pamela i Peter ani słówkiem nie wspomnieli o zaręczynach. – Pani Gertruda robi smutną minę. Pewnie uważa, że przemilczeliśmy przed nią tak istotną wiadomość. Gdyby zaręczyny stały się faktem, mama zorganizowałaby wielkie przyjęcie, a ojciec? Pewnie wykupiłby pierwszą stronę w lokalnej gazecie.
- Bo to jeszcze nic pewnego. Zanim oficjalnie poproszę Eli o rękę, muszę go nieco oswoić z sytuacją. Może uda mi się namówić go na małżeństwo zanim urodzi się dziecko – rozmarzam się.
- Max, przepraszam, że się wtrącam, ale to chyba nie jest dobry pomysł.
- Dlaczego?! – Nie ukrywam zdziwienia.
- Jestem pewna, że będziesz świetnym ojcem, ale Eli… Nie mieszaj mu w głowie. To taki dobry chłopak. Z własnego doświadczenia wiem, że związek budowany jedynie na poczuciu obowiązku, nie przetrwa. Piękno małżeństwa polega na tym, by wzajemnie się kochać i szanować.
- Tak właśnie zamierzam zrobić! – odpowiadam dumnie. – Proszę nie słuchać tych bredni, które ojciec o mnie rozpowiada. Ciąża Eli nieco mnie zaskoczyła, lecz nie oznacza to, że mi na nim nie zależy.
- Mnie nie musisz o tym przekonywać. – Oczy pani Gertrudy natychmiast się rozpromieniają. – Od początku widziałam, jak na siebie patrzcie. Przyznaję, że ciebie trudniej jest rozgryźć. Zawsze byłeś nieco skryty. Za to Eli… - Radosny uśmiech podkreśla, że dobrze wie, o czym mówi. – Wszystko po nim widać!
- Naprawdę? Twierdzi pani, że mu na mnie zależy? – W napięciu oczekuję odpowiedzi na to od dawna nurtujące mnie pytanie.
- Nie powiesz mi, że nie widziałeś?! – Pani cukiernik nie potrafi wyjść z podziwu, że jestem tak mało spostrzegawczy.
- Eli ma twarz pokerzysty. Otwiera się wyłącznie wtedy, gdy mówi o dziecku – skarżę się.
- Twój ojciec miał rację twierdząc, że jesteś ślepy. – Cichy komentarz okraszony jest wymownym cmokaniem.
- Nie ma pani pojęcia od jak dawna walczę o jego względy! To trudny przeciwnik. Uparty i bezkompromisowy! Bezustannie wodzi mnie za nos, a ja robię co mogę, by zechciał spojrzeć na mnie odrobinę przychylniej!
- Max, Eli bezustannie wodzi za tobą wzrokiem. Przy tobie częściej się uśmiecha i jest zrelaksowany.
- Serio? – Z niedowierzaniem przysłuchuję się tym rewelacjom. – Jest pani tego pewna?
- Skoro moje obserwacje to za mało, zawsze zostają rozmowy, które odbyliśmy. – Sprytna bizneswoman dawkuje mi informacje o ukochanym.
- Eli mówił pani o mnie? – Zaczynam się gotować z ciekawości.
- Często o tobie mówi.
- Błagam, niech mnie pani nie torturuje! – Liczę na to, że pani Gertruda wybaczy mi wszystkie złe rzeczy, które mówiłem i myślałem o jej wypiekach i powie coś, co rzuciłoby odrobinę światła na mój związek z Króliczkiem.
- Bezustannie podkreśla, że jesteś opiekuńczy. Dbasz o jego dobro. Rozpieszczasz.
- Eli tak powiedział? – Moje ego czuje się miło połechtane.
- Dodał też, że lubi spędzać z tobą czas.
Uśmiecham się, choć jednocześnie czuję lekki zawód. Liczyłem na to, że mimochodem chlapnie coś na temat uczuć. Nie pojawiło się przełomowe „kocham Maxa najbardziej na świecie!” Wypytywać o tego typu wyznania też nie zamierzam. Przed chwilą zapewniałem, że planujemy ślub. Tymczasem nie zapadły żadne wiążące deklaracje. Jestem gotowy w każdej chwili odsłonić przed nim swoje uczucia. Mogę godzinami opowiadać, ile dla mnie znaczy. Eli jest inny. Wyzna mi miłość w ostateczności, gdy odetnę mu wszystkie inne drogi ucieczki. Czeka mnie wyjątkowo trudne zadanie.
- Co się dzieje, Max? Dlaczego jesteś smutny?
- Nie jestem – zaprzeczam automatycznie. – Po prostu nie sądziłem, że miłość ma w sobie tak wiele sprzeczności.
- Właśnie na tym polega jej urok. Z jednej strony daje szczęście, nieporównywalne z niczym innym, ale ma i ciemne strony. Często myślimy, że rzuca pod nogi problemy nie do pokonania, ale to nieprawda – kobieta kładzie rękę na moje ramię. – Wszystkie problemy są przejściowe i służą jedynie wzmocnieniu więzi. Rozumiesz to, prawda?
- Tak – przytakuję. Słowa pani Gertrudy są przemyślane i prawdziwe. – Dziękuję. Pani słowa zostaną ze mną na długo.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Przecież wiesz, że traktuję twoich rodziców i ciebie jak rodzinę, która już wkrótce się powiększy. Powiedz mi, mój drogi, to będzie synek czy córeczka?
- Sam chciałbym wiedzieć – zaczynam się nerwowo śmiać. – Eli woli niespodziankę, więc poczekamy do porodu.
- Wybraliście już imię? – Pani Gertruda zaczyna grać w sto pytań.
- Imię? Nie. Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy. Mamy sporo czasu na tego typu ustalenia.
- Sporo czasu? – Kobieta prycha z niedowierzaniem. – Typowo męskie podejście. Masz pojęcie od jak dawna pomagam Pameli w kompletowaniu wyprawki? Robimy to w sekrecie przed Eli, by zaskoczyć go prezentem. Nie zdradź mu naszego sekretu – grozi mi palcem.
- Będę milczał. Przysięgam.
Przed cukiernią parkuje duża ciężarówka. Mam nadzieję, że uratuje mnie to przed koniecznością dalszej rozmowy. To dla mnie zbyt wiele. Między Eli i mną narodziło się porozumienie dusz, którego wcześniej nie znałem. Otacza nas mydlana bańka. Nie pozwolę, by jakakolwiek osoba z zewnątrz zakłócała naszą intymność. Mam świadomość, że zarówno rodzice, jak i pani Gertruda, cieszą się naszym szczęściem. Nie bronię im tego. Mimo to zależy mi, by pewne rzeczy były tylko jego i moje.
- Pora zabrać się do pracy – uśmiecham się przepraszająco. – Uratowany –  mamroczę do samego siebie pod nosem, wybiegając przed budynek.  
Uporanie się z ostatnią partią rozładunku nie zajmuje tak wiele czasu, jak sądziłem. Cieszy mnie myśl, że będę w domu godzinę szybciej. Stęskniłem się za moim skarbem, który pewnie słodko sobie śpi. Nie mogę się doczekać chwili, w której wślizgnę się obok niego do łóżka.
Upewniwszy się, że zrobiłem wszystko, co do mnie należało, żegnam się z panią Gertrudą.
- Bardzo ci dziękuję za pomoc, Max – kobieta macha do mnie na do widzenia.
- Drobiazg – zapewniam ją. – Jeśli będę jutro potrzebny, proszę zadzwonić.
- To nie będzie konieczne. Zatrudniłam wnuczki mojej kuzynki, które szukały dorywczej pracy. Podejrzewam, że jeszcze dzisiaj mnie odwiedzą. Jedna z nich wybiera się do szkoły gastronomicznej i bardzo jej zależy, aby zdobyć dodatkowe doświadczenie. Poza tym sam wiesz, że większość rzeczy została już zrobiona. Pora przygotować salę i wziąć się za pieczenie ciastek!
- W takim razie będziemy w kontakcie – żegnam się, zmierzając w kierunku zaparkowanego po drugiej stronie ulicy samochodu.
Zanim udaje mi się odpalić silnik, zza zakrętu wyłania się zapłakana mama.
- Max! Poczekaj! – Woła do mnie, prosząc, abym nie odjeżdżał.
- Co się stało?! – Zaalarmowany jej dziwnym zachowaniem, od razu wysiadam z mercedesa i biegnę sprawdzić, czy nic jej nie jest.
- Jakiś pijany mężczyzna wtargnął do mojego biura i wybił szybę! – Pamela Ford zanosi się płaczem.
- Nic ci nie zrobił? – pytam, lustrując wzrokiem moją rodzicielkę.
- Nie. Uciekłam, gdy był zajęty rozwalaniem mebli.
- Nadal jest w środku? – Cieszę się na samą myśl, że osobiście będę mógł go dorwać.
- Max, nie możesz tam iść! Musimy wezwać policję!
- Spokojnie, mamo. Nic mi się nie stanie – zapewniam ją. – Idź do pani Gertrudy i zamknijcie drzwi od środka. Za chwilę wrócę.
- Synku, to niebezpieczne! Ten szaleniec może być uzbrojony! – lamentuje.
- Wezwijcie policję, a ja zerknę co tam się dzieje. – Prawie siłą wpycham zapłakaną matkę do cukierni i natychmiast udaję się do siedziby głównej koordynatora regionu, która obecnie nie prezentuje się najlepiej. Witryna została rozbita w drobny mak. Wszędzie leży szkoło. Na chodniku stoi kilku gapiów, zaglądających do środka.
- Niech pan poczeka na policję! – Upomina mnie młoda sprzedawczyni sklepu dla wędkarzy, który znajduje się nieopodal. – Za chwilę powinni tu być.
- On nadal jest w środku? – zagaduję ściszonym głosem, by nie wystraszyć napastnika.
- Nie wiem. Nie zaglądałam tam. Szefowa dzwoniła na posterunek. Radiowóz za chwilę tu będzie.
Nie zamierzam czekać na radiowóz. Jestem mężczyzną i sam uporam się z pijanym szaleńcem, który poniesie zasłużoną karę za zniszczenia, których dokonał. Ostrożnie otwieram drzwi i zaglądam do wnętrza. Kawałki szkła, porozrzucane dokumenty, powywracane krzesła. Sprawdzam wszystkie pomieszczenia, łącznie z łazienką, lecz nikogo w nich nie ma. Napastnik musiał się ulotnić, gdy mama narobiła hałasu.
- Spóźniłem się – informuję kobiety, które w napięciu oczekiwały mojego powrotu. – Już go nie ma.
- Wydaje mi się, że wczoraj też się tu kręcił, ale było za dużo ludzi. Dzisiaj już się nie zawahał. Krzyczał coś do pani Ford, grożąc, że się zemści, a potem wybił krzesłem szybę. – Sprzedawczyni wskazuje na zniszczony mebel, którego resztki porozrzucane się po chodniku razem ze szkłem.
- Zna go pani? – dopytuję, licząc na to, że przyspieszy to poszukiwania tego typka.
- Nie. Wydaje mi się jednak, że nie chodzi mu o panią Ford, lecz o poprzedniego właściciela budynku. Mieścił się tu sklep monopolowy. Pamięta pan?
- Tak – przytakuję.  – Właściciel popadł w długi i zaproponował rodzicom bardzo rozsądną cenę.
- Najwidoczniej nie spłacił wszystkich wierzycieli – komentuje sprzedawczyni. – Policja już jest – wskazuje na nadjeżdżający główną ulicą radiowóz.
Złożenie zeznań, wspólna przejażdżka z funkcjonariuszami po okolicy oraz posprzątanie bałaganu po wandalu zajmuje nam kilka godzin. Najbardziej żal mi jest mamy, która mocno przeżywa cała sprawę. Dopiero powrót ojca, który był w hurtowni po narzędzia oraz jego zapewnienia, że wszystko będzie dobrze, jakoś ją uspokajają. Pojawia się także szklarz, z pomocą którego zabezpieczamy okno czarną folią. Nowa szyba ma zostać wstawiona za dwa dni. Pani Gertruda pomaga mamie zgromadzić segregatory z dokumentami, które przenosimy do cukierni, by nie dostały się w niepowołane ręce. Nie są to żadne tajne ustalenia. Dotyczą głownie organizacji różnego rodzaju imprez, za które jest odpowiedzialna. Wisienką na torcie jest rzęsisty deszcz, który niespodziewanie pojawia się nad całą okolicą, psując idealny, letni dzień.
Spoglądam na zegarek i odkrywam, że jest kilka minut po siedemnastej. Powinienem był zadzwonić do Eli i dać mu znać co się dzieje. Nie zrobiłem tego, bo podświadomie chcę go chronić. Nastolatek z pewnością pomyśli, że zapomniałem o naszych planach.
- Wracasz do domu? – pyta tata, bawiąc się jednocześnie kluczykami od swojego samochodu.
- Chyba tak. Eli przez cały dzień był sam.
- Nic mu nie będzie. To mądry chłopak, który potrafi o siebie zadbać.
- Mam nadzieję. Przez to całe zamieszanie nawet do niego nie zadzwoniłem.
- Jedź do domu – pogania mnie ojciec. – My poczekamy aż Gertruda zamknie cukiernię, a później przyjedziemy do domu na kolację.
- Do zobaczenia – rzucam w biegu.
W domu panuje błoga cisza i spokój, przerywana jedynie nachalnym dźwiękiem deszczu, rozbijającego się o szyby. Od strony kuchni czuć zniewalający zapach ziół, których Eli użył do ugotowania obiadu. Przez to przedpołudniowe zamieszanie zupełnie zapomniałem o jedzeniu. Prawdę mówiąc nie jestem głodny. Pragnę jedynie przytulić ukochanego, który ukrywa się w naszej sypialni.
- Skarbie? – wołam blondyna, wspinając się po schodach. –Nie uwierzysz co się stało. – Nie wiedzieć czemu, czuję wielką chęć streszczenia mu wszystkiego, co miało dziś miejsce. Otwieram drzwi. Eli siedzi przy stole. Unosi na mnie wzrok, lecz się nie uśmiecha. – Króliczku, nie masz pojęcia, jak za tobą tęskniłem! – Cieszę się na samą myśl, że za chwile to słodkie stworzenie wyląduje w moich ramionach. – Miałem dziś szalony dzień.
- Nie wątpię – szepcze Eli, odwracając głowę.
- Obiecałem, że szybko wrócę, ale wydarzyło się coś nieoczekiwanego i musiałem zostać. – Podchodzę do stołu. Mimo to fiołkowooki nie raczy choćby zerknąć w moją stronę. – Za chwilę wszystko ci opowiem. – Próbuję zyskać odrobinę przychylności.
- A kiedy opowiesz mi o wizycie w galerii pana Robinsona?

24 komentarze:

  1. Max właśnie wykopał sobie grób :D
    Koniec sielanki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musi głęboko kopać. Tradycyjne 2 metry to płycizna :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. O luju. Teraz to Max ma przekichane xD Powodzenia w tłumaczemiu się ! Biedny Eli pewnie będzie miał załamkę albo się na niego pogniewa ·-·

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo... Są też inne opcje :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Jeśli Eli mu od razu wybaczy to chyba pójdę trzy razy z rzędu na majówkę i do kościoła w niedzielę xD

      Usuń
    3. Trzymam Cię za słowo.

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. To się może spełnić jedynie jeśli dodasz rozdział jeszcze w maju, bo w czerwcu majówek już nie ma :P

      Usuń
    5. Specjalnie dla Ciebie, dodam go w tym tygodniu :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    6. O mój Boże... Dziękuję !

      Usuń
    7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  3. Ta opowieść nie może się obyć bez bezustannych wpadek Maxa xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko pod warunkiem, że uznamy to za wpadkę.

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. Hahaha :) no w końcu to musiało wyjść na jaw :) teraz pytanie czy Eli jest zły o to co Max zrobił, czy o to że nic mu na ten temat nie powiedział :) Lisku pisz szybko ciąg dalszy! Ja mam niedosyt twoich opowiadań 😂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że to musiało w końcu wyjść! Chyba nie liczyłaś, że daruję Maxowi taki numer :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Oczywiście, że nie liczyłam na to! 😎 wręcz przeciwnie. Nie mogłam się już tego doczekać ^^

      Usuń
    3. Max wreszcie przejrzy na oczy i ujawni jeden ze swoich sekretów. Będzie się działo :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  5. O nieeee... Eli dowiedział się chyba w najgorszy sposób :')

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najgorszy? Zależy jak na to spojrzymy. Max ma więcej przemilczanych sekretów niż niewinna wizyta w galerii.

      Twój Kitsune

      Usuń
  6. Hehe nareszcie... Biedny Max nie uczy się na błędach. Chyba kopanie własnego grobu to jego specjalność. Powodzenia Eli, pora ustawić Maxa na właściwe tory... ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eli to mój mały specjalista od zadań specjalnych :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  7. uciekaj Max, ratuj się puki jeszcze możesz:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za późno... Nie masz pojęcia, jak długo na to czekałem :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  8. No i (za przeproszeniem) chuj

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, wiele Max dowiedział się o Eli, z boku inni wiele widzą ale tak ten napad na to biuro to tak mam wrażenie że to nie z powodu poprzedniego właściciela, ale że to mogł być ktoś wynajęty przez Robinsona... w ogóle co z ta sprawa miał właściwie Eli jak by pracować dla wydawnictwa i zrobić okładkę książki... och Eli się dowiedział o tej wizycie w galerii, Max tłumacz się tłumacz się, trzeba było przynieść ze sobą górę słodkości...

    OdpowiedzUsuń