Mam za sobą nieprzespaną noc i jeszcze gorszy dzień.
Obecność Wilbura staje się nie do zniesienia. Ten natręt tysiące razy pyta o te
same szczegóły. Każe mi wszędzie sobie towarzyszyć, a jeśli mam szczęście i
udaje mi się wyrwać chociaż na chwilę, obserwują mnie jego szpiedzy. Uśmiecham
się pod nosem, ignorując zaczepki oraz nieprzyjemne aluzje. Chwilowo nie
interesuje mnie śledztwo, które umknęło w martwym punkcie z braku jakichkolwiek
dowodów oraz szerząca się fala pogłosek o moich bliskich relacjach z wampirami.
Skupiam się wyłącznie na barierze, która ma zapewnić bezpieczeństwo Nefrytowi.
Nastaje wieczór. Żegnam się z dręczycielem i wracam
do sypialni. Z prawdziwą przyjemnością podchodzę do wielkiego łoża, gdzie wśród
licznych poduszek, śpi moje największe szczęście. Nagie ciało niebieskookiego
okryte jest jedynie białym prześcieradłem. Pozbywam się ciężkiej zbroi i
czekam, aż mój anioł otworzy oczy. Powinien był obudzić się kilka godzin temu.
Dlaczego tego nie zrobił?
- Tęsknię... – Skarżę się nieśmiertelnemu, przysiadając
na brzegu łóżka. Sięgam po pasmo jego długich włosów. Nefryt marszczy brwi,
mrucząc coś niezrozumiałego. Rozpinam guziki koszuli, by jak najszybciej
nakarmić moją miłość. Niechciana część garderoby szybko ląduje na podłodze. –
Skarbie, wiem, że mnie słyszysz… – Muskam blady policzek, żebrząc o uwagę. –
Obudź się – ponawiam prośbę.
- Za chwilę…
- To twoja ostateczna odpowiedź? – Zaczynam się
śmiać, kładąc obok wampira. W ten sposób mogę objąć go ramieniem, czego od
dawna pragnąłem.
- Cassianie… Jeszcze wcześnie… – Nefryt zmienia ułożenie swojego ciała. Opiera
głowę na moim ramieniu, tuląc się. Prawą dłonią sunie leniwie po moim
umięśnionym brzuchu. Ten prosty gest wystarczy, by pobudzić stęsknione serce do
intensywniejszej pracy. – Mam przestać? – Pyta niewinnie, lecz nie cofa ręki.
- To zależy – wstrzymuję oddech. Trudno mi się
skupić na rozmowie, gdy przebiega ona w tak niecodziennych warunkach.
- Od czego?
Długowłosy wydaje się pewny siebie. Początkowo
jedynie drażnił moją skórę samymi opuszkami, lecz teraz chce więcej. Smukłe
palce dokładnie badają każdy milimetr obnażonej klatki piersiowej. Wampir się
nie spieszy. Podchodzi do swojego zadania w sposób merytoryczny. Konsekwentnie
doprowadza mnie do szaleństwa. Najpierw przesuwa rękę w górę, a następnie w
dół. Gdy zaczyna smyrać mnie po dolnej części brzucha, muszę zareagować i go
powstrzymać.
- Dość! – Łapię go za nadgarstek. – Nie odwracaj
mojej uwagi. Miałeś mi powiedzieć gdzie byłeś, pamiętasz?
- Znowu chcesz tracić czas na takie bzdury? – Wywraca
oczami, starając się uwolnić.
- Szukałem cię! Norman i ja przetrząsnęliśmy zamek
kilkadziesiąt razy!
- Musiałem pobyć przez chwilę sam.
- Przez chwilę? Nie było cię kilka dni! – Żalę się,
splatając nasze dłonie.
- Czasami potrzebuję odrobiny prywatności. – Nefryt
ucieka wzrokiem, wpatrując się w zagniecenia na poduszkach. Zanim związała nas
przysięga zdarzało mu się znikać na kilka dni, ale teraz… Nie wyobrażam sobie
życia bez niego!
- Wybacz mi to, co powiedziałem. Nie chciałem cię
ranić. Dobrze wiesz, że wcale tak nie myślę. - Skruszony, staram się wyjednać
akt łaski.
- Nie wracajmy do przeszłości. – Wampir uśmiecha się
smutno, wtulając szczelniej w moje ramiona.
- Kocham cię i dam wszystko, czego zapragniesz,
tylko nie zostawiaj mnie więcej samego.
- Chcę twojej krwi. Jestem głodny, mój panie. – Nieśmiertelny
w przeciągu sekundy zmienia ułożenie swojego ciała. Jest szybki i zwinny.
Opiera lewą dłoń o poduszki, a prawą układa na moim policzku. – Mogę? – Upewnia
się, że nie zostanie odepchnięty. Chłód, który od niego bije, przyprawia mnie o
drżenie.
- Proszę – zachęcam, by przysunął się bliżej i wbił
kły w moją szyję.
- Zamknij oczy – prosi zmysłowym szeptem. Z
prawdziwą przyjemnością spełniam jego prośbę. Czuję dreszcze, gdy przytula się
do mojego ciała. Oplatam go ramieniem w pasie. Nieśmiertelny chichocze, a
następnie odchyla moją głowę do tyłu i przesuwa językiem po pulsującej tętnicy
szyjnej.
- Zrób to – ponaglam go. – Ugryź mnie.
Ostre jak igły kły przebijają skórę. Mój ukochany
wzdycha, po czym zlizuje życiodajne krople. Wplatam palce w jego włosy,
poddając się fali przyjemności.
- W taki sposób nie zaspokoisz pragnienia - rugam
wampira, który zawsze jest wobec mnie wyjątkowo delikatny.
- Być może – odpowiada, lekko się przy tym
uśmiechając.
- Więc przestań się bawić i zacznij pić.
- Zbyt łatwo zapominasz o dzielących nas różnicach,
mój panie. Gdybym się nie kontrolował, mógłbym niechcący wyrządzić ci krzywdę.
- Ty? – Dziwię się. – Jesteś najbardziej wrażliwym
stworzeniem, jakie znam.
- Jestem również dzieckiem nocy.
- To nie ma żadnego znaczenia! – Chwytam Nefryta za
kark, by móc go pocałować. Mój wybranek przymyka powieki, rozkoszując się
powolną pieszczotą. Gdy zaczynam ssać jego dolną wargę, odsuwa się ode mnie,
dawkując przyjemności. – A teraz pij. Jesteś głodny.
- Żyjemy razem tak długo, a ty nadal nie potrafisz
pogodzić się z rzeczywistością, Cassianie.
- Co masz na myśli, ukochany? – Dopytuję.
- Pochodzimy z dwóch różnych światów.
- Kocham cię, a ty kochasz mnie. Nic innego się nie
liczy. – Przytulam dłoń do wampirzego policzka.
- Właśnie dlatego, że kocham cię tak mocno, nie mogę
ignorować faktu, że jesteś człowiekiem. – Ton jego głosu przepełniony jest rozsądkiem.
Najwyraźniej z tego powodu obchodzi się ze mną jak z jajkiem.
- A gdybym był wampirem?
- Jesteś demonem, wasza wysokość.
- Czy gdybym był wampirem, traktowałbyś mnie
inaczej? – Drążę temat, bo wydaje mi się, że odpowiedź może okazać się kluczem
do rozwiązania naszych problemów.
- Gdybyś był wampirem… – Nefryt zamyśla się na
chwilę. Rozsiada się wygodnie na moich biodrach. Rozpuszczone włosy spływają po
jego nagich ramionach. Częściowo owinięty jest w pomięte prześcieradło. Wygląda
tak słodko, że mam ochotę go zjeść.
- Nie patrz tak na mnie, bo nie ręczę za siebie –
ostrzegam długowiecznego.
- Mi też jest trudno pozostać wstrzemięźliwym, ale
jakoś nad sobą panuję.
- Wstrzemięźliwym? – Prycham.
- Cassianie, ty nadal niczego nie rozumiesz I nie słuchasz
tego, co do ciebie mówię. – Wampir krzyżuje ramiona, po czym rzuca mi
zniecierpliwione spojrzenie. – Twoja krew zbyt silnie działa na moje zmysły. Dla
ciebie fizyczna bliskość to wyłącznie zabawa. Sposób na zaspokojenie i cielesną
satysfakcję, a ja jestem inny. Pożądanie wzmaga chęć krwi. To cecha wspólna
wszystkich wampirów.
- Przecież moja krew należy wyłącznie do ciebie. Możesz
wziąć tyle, ile zechcesz.
- Cassianie – Nefryt gra na czas, szukając
odpowiednich słów. – Cokolwiek sobie o mnie myślisz, jestem drapieżcą. Nie masz
pojęcia, ile wysiłku wkładam w to, by się
pohamować. Na twoje szczęście mam już swoje lata, więc prędzej czy
później…
- Wolałbym prędzej – komentuję cierpko, sięgając po
pasmo różowych włosów. Trzymanie rąk przy sobie w jego obecności nie wchodzi w
grę.
- Trzeba było o tym pomyśleć przed złożeniem
przysięgi – wypomina mi.
- Powiedz to mojemu sercu. Od samego początku
kochało i kocha wyłącznie ciebie.
- Demon i wampir. Dziwna z nas para.
- Nasz przypadek jest wyjątkowy, zupełnie tak jak ty
– mruczę z zadowoleniem.
Nie wiem jak to się dzieje, ale moje dłonie
samoistnie przesuwają się w kierunku szczupłych ud. Koniecznie chcą pozbyć się
prześcieradła, którym są owinięte. Widok nagiego ciała ukochanego silnie działa
na moje zmysły. A gdy pozwala się dotykać…
- Przekraczasz granicę – niebieskooki karci mnie
pozbawionym emocji tonem. Jego wzrok błądzi po mojej dłoni, którą piszczę
idealnie gładką skórę. Wszystko jest w nim doskonałe. Wąskie biodra, wcięcie w
talii, płaski brzuch.
- Wcale nie – protestuję, broniąc swojej „zdobyczy”.
- Niepotrzebnie komplikujesz sytuację – Nefryt
minimalnie odchyla głowę do tyłu. Jego tęczówki ciemnieją. Przygryza dolną wargę,
by nie wymsknęło mu się choćby najcichsze westchnienie.
- No wiesz… Jestem grzeczny i potulny jak…
Niespodziewanie zostaję zaatakowany. Wampir blokuje
moje ruchy. Choć jest drobniejszy ode mnie, bez problemu popycha mnie na
poduszki. Z siłą, której się po nim zupełnie nie spodziewałem, unieruchamia
moje dłonie, chwytając za nadgarstki. Zaczynam się szczerze śmiać.
- Trzeba było powiedzieć, że mam ci się poddać –
udaję uległego. Tymczasem z mocno bijącym sercem czekam na efekty „agresji”,
której się wobec mnie dopuścił.
Ku mojemu zaskoczeniu, usta wampira zaczynają
całować mnie po szyi. Są przyjemnie chłodne i kontrastują z buchającym wewnątrz
mnie ogniem. Po chwili zabawy wbija we mnie kły i drażni ranę czubkiem języka.
Już mam powiedzieć, żeby się nie hamował, lecz Nefryt ma zupełnie inny plan. Porzuca wybrane
przez siebie miejsce i przenosi się niżej. Skubie moją skórę malutkimi kłami.
Poruszam się niespokojnie, bo moje ciało nie jest w stanie znieść napięcia,
które mi funduje. Wampir przytrzymuje mnie w miejscu i ponownie gryzie, tym
razem z pierś.
- Ach! – Ze ściśniętego gardła wyrywa mi się jęk
rozkoszy. Mam nieodparte wrażenie, że właśnie na to czekał. Puszcza więc moje
nadgarstki i ciasno splata nasze palce. Jego oddech studzi moją żarzącą się
skórę. Unosi głowę i posyła w moją stronę figlarne spojrzenie.
- Mam przestać? – Pyta, kusząco oblizując usta.
- Nie – szepczę, zahipnotyzowany tak erotycznym
widokiem. Nefryt uśmiecha się do siebie, po czym zlizuje ze mnie cienką stróżkę
krwi. Co ciekawe, nie zamierza poprzestać na dwóch ukąszeniach. Po jego minie
wiem, że szuka kolejnego miejsca, by ucztować. Tym razem za cel obiera mój
brzuch. – Aniele… Może już wystarczy. – Z trudem panuję nad swoim oddechem. Wydawało
mi się, że wytrzymam, ale to ponad moje siły. Pierwszy raz Nefryt poczyna sobie
ze mną w taki sposób. Podoba mi się, gdy tak robi, jednak moja silna wola
powoli słabnie. Zastępuje ją kumulujące się w podbrzuszu napięcie.
- Pomogę ci… – Szept wampira mami moje zmysły. –
Ufasz mi?
- Tak, ale…
- Nie sądziłem, że potrafisz być uroczy, mój panie –
Nefryt uśmiecha się lekko. Gdzie się podziało jego zawstydzenie?
- Bo zwykle nie jesteś taki – syczę, wstrzymując
oddech.
- Chciałeś wiedzieć, jak jest między wampirami,
prawda? Pokażę ci…
Obietnica małego krwiopijcy ma dość frywolny podtekst.
- Pozbądź się ubrań – rozkazuje mi. Nie wiem, co
zrobić. Czy on tylko się mną bawi, czy też serio zamierza oddać? – Cassianie… –
Ponagla mnie do działania.
- Pragnę cię, aniele. Tak bardzo cię pragnę… –
Zatapiam palce we włosach Nefryta i wymuszam na nim namiętny pocałunek. Nie
jest on niewinny i delikatny. Wprost przeciwnie. Smakuje pasją oraz od dawna
skrywanymi marzeniami. Obejmuję kochanka w pasie i przyciągam bliżej. Chcę
całym sobą czuć jego bliskość. Magia również działa na moją korzyść. Moje
ubrania po prostu rozpływają się w powietrzu. Znikają razem w prześcieradłem
wampira. – Chodź do mnie – niecierpliwię się.
- Chcę krwi. – Nieśmiertelny wtula twarz w moją
szyję, ponownie się w nią wgryzając. Jest rozpustny i odważny, co bardzo mnie
kręci. Ociera się o mnie niczym kot. Na samą myśl, że za chwilę będziemy się
kochać, cały dygoczę. Nefryt bezbłędnie odczytuje moje myśli i postanawia troszeczkę
się nade mną poznęcać. Z wielką wprawą zaciska palce na moim pobudzonym
członku. Nie mam pojęcia skąd wie, jak należy to robić, lecz mało mnie to
obchodzi. Może ze mną robić co zechce.
Zimne wargi błądzą po ranie na mojej szyi. Krew go
oszałamia. Przysysa się do rany. Spazm rozkoszy rozchodzi się po całym moim
ciele. W mojej głowie pojawiają się wizje, których doświadczam dzięki ukochanemu.
Ściany pokoju zaczynają wirować. Czuję się tak, jakbym leciał z olbrzymią
szybkością, co zdarzało mi się bardzo dawno temu, gdy uczyłem się poskramiać
czarną moc. Zbyt dużo bodźców. Zbyt silne napięcie. Nie chcę z tym walczyć.
Wolę się poddać. Spełnienie jest milimetry ode mnie.
- Cass…
Orgazm jest jak porażenie piorunem. Wydaje mi się,
że krzyczę, lecz nie słyszę własnego głosu. Każdą komórkę mojego ciała wypełnia
obezwładniające szczęście. Nie jestem w stanie oddychać. Duszę się, przygnieciony
uczuciami, o istnieniu których nawet mi się nie śniło. I jest mi dobrze… Tak
dobrze…
- Cassianie… – Do moich uszu dociera zmartwiony głos
ukochanego. Chciałbym mu odpowiedzieć, lecz nie mogę. Jestem zbyt zmęczony.
***
Uwięziony między jawą i snem… Gdzie jestem? Moje
ciało wydaje się bardzo odprężone. Błogi uśmiech sam ciśnie się na usta. Czuję
ciepło, które krąży tuż pod skórą.
Nie… To nie ciepło, tylko miłość.
Jestem zakochany.
Nefryt…
Widzę szumiący las, który pachnie deszczem. Korony
wielkich, rozłożystych drzew poruszają się z gracją, jakby tańczyły.
Bezszelestne podmuchy wiatru. Zapach igliwia. Szybko bijące serce…
Gdzie jest Nefryt?!
Otwieram oczy, zaalarmowany ciszą, która wokół mnie
panuje. W ustach czuję smak krwi. Wokół mnie panuje ciemność.
- Dobrze się czujesz, ukochany?
Obracam się niespokojnie, podążając za znajomym
głosem. Magia, którą w sobie noszę, rozpala drobne kryształy, zamocowane tuż
przy suficie. Ich przytłumione światło rozjaśnia mrok panujący w sypialni.
Obok mnie na łóżku siedzi wampir, ubrany w
elegancką, jedwabną suknię. Jego widok najpierw zapiera mi dech, a potem
uspokaja.
- Jesteś… - Oddycham z ulgą.
- Zawsze przy tobie będę – odpowiada nieco
naburmuszonym tonem. – Dobrze się czujesz?
- Bardzo dobrze. – By to podkreślić, siadam na
łóżku. Dotykam dłonią ust, na których czuję metaliczny smak.
- Przepraszam. – Mój wybranek jest pełen skruchy.
Przez chwilę uważnie mi się przygląda, po czym gryzie się w palec i podsuwa mi
go, abym dalej pił. Dopiero ten gest uświadamia mi, dlaczego tak dziwnie się
zachowuje. Mieliśmy się kochać, a ja… zemdlałem?!
- Dlaczego? – Jęczę niepocieszony, rzucając się na
poduszki.
- To moja wina. – Nefryt spuszcza głowę. – Nie
wziąłem pod uwagę, że jesteś przemęczony.
- Skarbie, nie mów takich rzeczy. Łamiesz mi serce. –
Pocieram skronie, zastanawiając się, co dalej powinienem zrobić. Nefryt jest
smutny. Pewnie mu się wydaje, że zrobił mi krzywdę. A co, jeśli nigdy więcej
nie zechce mnie dotknąć? Ta myśl napawa mnie strachem i bólem. – Aniele… –
Spoglądam w oczy mojego wybranka, po czym podrywam się ze swojego miejsca i
mocno go obejmuję.
- Cassianie! – Piszczy przestraszony.
- Nie uciekaj – powstrzymuję go, gdy dyskretnie
próbuje się odsunąć. – Kocham cię i akceptuję takim, jaki jesteś.
- Z mojej winy zemdlałeś.
- Skarbie, to nie ma żadnego znaczenia –
bagatelizuję problem, gładząc Nefryta po włosach.
- Mówiłem, że to zbyt wcześnie! Potrzebujemy więcej
czasu i… – Przerywam potok słów pocałunkiem. Wampir od razu mi ulega. Poddaje
się słodkim pieszczotom, chętnie rozchylając wargi.
- Chcę spróbować jeszcze raz, a ty? – W napięciu
czekam na odpowiedź. Nefryt unosi ociężałe powieki, po czum dotyka mojej
twarzy.
- Ja też, ale nie dzisiaj. Niedługo wstanie słońce.
– Zerkam w kierunku okna. Ma rację. Niebo powoli się rozjaśnia.
- Będą inne noce, prawda? – Uśmiecham się, pełen
nadziei.
- Skorzystajmy z uroków tej, która jest nam dana i przejdźmy
się po ogrodzie. – Nefryt zmienia temat naszej rozmowy, po czym uwalnia się z
moich objęć i poprawia suknię.
- Teraz? – Dziwię się jego nietypowej prośbie.
- Nie masz ochoty na spacer?
Tysiąc razy bardziej wolałbym zostać w łóżku i
poprzytulać ukochanego. Cięgle jest mi go mało. Czuję się nienasycony,
stęskniony, a jednocześnie szczęśliwy. Czekałem ponad sto lat, by Nefryt był
tylko mój.
Przenosimy na dziedziniec, skąd zaledwie kilka
kroków dzieli nas od prywatnych ogrodów królewskich. Wstęp do tego miejsca ma
zaledwie kilka osób. Jedną z nich jest Norman, który niespodziewanie pojawia
się przy moim boku.
- Widzę, że odnalazłeś swoją zgubę, wasza wysokość. –
Mężczyzna przez chwilę przygląda się mojemu towarzyszowi z dużą uwagą. Jego
przenikliwy wzrok sonduje drobną postać, schowaną pod czarną peleryną.
Nefrytowi nie podoba się ta nagła atencja ze strony opiekuna. Uśmiecha się
kwaśno, obnażając kły.
- Tęskniłeś? – Rzuca od niechcenia, naciągając na
głowę kaptur. – A może liczysz na pochwałę za nieudolne poszukiwania?
- Jeśli o mnie chodzi, to nie miałbym nic przeciwko,
gdybyś przez kolejne tysiąclecia siedział w mysiej norze, gdzie twoje miejsce,
paskudo – służący celowo prowokuje kolejne starcie.
- Norman! – Piorunuję go wzrokiem.
- Marny z ciebie pożytek. Nie dość, że na polu bitwy
nie umiesz się w żaden sposób wykazać, to jeszcze paradujesz po zamku z
zabawnych kieckach. – Mój opiekun nie przepuści okazji, by „wymienić
serdeczności” nielubianym wampirem.
- Dość! – Próbuję się go pozbyć, zanim rozpęta prawdziwe
piekło.
- Gdyby nie fakt, że twoje szczęście uzależnione
jest od tej różowej przybłędy, królu Cassianie, to nawet siłą nie zmusiłbyś
mnie do poszukiwań!
- Nie przejmuj się, ukochany. To tylko brednie starzejącego
się frustrata – komentuje Nefryt, opierając jednocześnie głowę o moje ramię. –
A teraz idź sobie tam, skąd przyszedłeś. Chcemy pobyć sami.
- Panie, w obecnej sytuacji to dość nierozsądne. –
Norman, między słowami, próbuje mnie ostrzec. Jestem mu wdzięczny za troskę i
dobre rady, ale… Między Nefrytem i mną dokonuje się właśnie ważny przełom. Nie
chcę zepsuć tak pięknych. Tak rzadko mam okazję, by sprawić ukochanemu radość.
Spacer po ogrodzie tuż przed świtem to bardzo romantyczny pomysł. Cieszę się,
że możemy pobyć razem, jak zwyczajna para.
- Nie bądź śmieszny! – Oburza się wampir. – Nie
naraziłbym go na niebezpieczeństwo! W przeciwieństwie do ciebie znam przyszłość
i wiem, co jest nam przeznaczone. Cassianie? – Nefryt wyciąga do mnie dłoń
odzianą w czarną rękawiczkę. – Nie marnujmy czasu, którego tak niewiele nam
pozostało…
Słowa niebieskookiego wydają mi dość dwuznaczne.
Słysząc je, przeszywa mnie dziwny dreszcz. Spoglądam na Nefryta. On również
wydaje się odrobinę zmieszany, zupełnie jakby nieświadomie wypowiedział o jedno
zdanie za dużo. Już mam go wypytać o szczegóły, lecz wampir uśmiecha się
promiennie, świętując swój sukces nad Normanem, który rozpłynął się w
ciemności.
- Chodźmy tędy – Nefryt wybiera jedną z alejek,
która prowadzi do najbardziej odległej części ogrodu. – Dawno razem nie
spacerowaliśmy.
- A ty dawno nie byłeś aż tak radosny – zauważam subtelną
zmianę w jego zachowaniu.
- Jestem zakochany. To chyba normalne.
- Ja też jestem zakochany – przechwalam się.
- Cassianie... – Mój anioł przytula się do mnie,
zadowolony z komplementu. – Pocałuj mnie – prosi niespodziewanie.
- Z prawdziwą przyjemnością – odpowiadam, pochylając
się, by złączyć nasze usta. Obejmuję Nefryta ramieniem. Jego bliskość wprawia
mnie w szampański nastrój.
- Mamy towarzystwo… – szepcze wampir, niechętnie się
ode mnie odsuwając.
- Kogo znowu licho niesie? – Obracam się, by
odszukać intruza, lecz nikogo nie widzę.
- Chowa się wśród drzew i nie ma przyjaznych
zamiarów…
No i popsuł romamtyczny spacer...
OdpowiedzUsuńA kiedy będzie wpadka :(?
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, w końcu doszli do porozumienia... ale te słowa Nefryta czy coś złego ma się wydarzyć? czyżby to któryś ze szpiegów Walbura... ha Cassian zemdlał w takim momencie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, w końcu doszli do porozumienia ale te słowa Nefryta czy coś złego ma się wydarzyć czyżby to któryś z szpiegów Walbura... ha Cassian zemdlał w takim momenie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia