Eryk
„Chcę ci pomóc. Być twoim wsparciem” – bezustannie
słyszę jego słowa. Z jednej strony chciałbym, aby tak było. Potrzebuję go, jak
powietrza. Jest dla mnie dobry. Opiekuńczy. Troskliwy. Mówi mi same miłe
rzeczy. To on pierwszy powiedział, że mnie kocha. Przedtem nigdy tego nie
słyszałem. Od nikogo. Wszyscy mnie nienawidzili. Rodzice. Brat. Dziadek.
Nie!
Nie wolno mi być egoistą. Simon zasługuje na kogoś
lepszego. Powinien być z kimś takim, jak Vee. Kimś, kto go doceni i nie będzie
dla niego ciężarem. Jako żołnierz i ochroniarz ma zakodowane, aby chronić
słabszych. Udowodnię mu, że nie jestem słaby. Poradzę sobie. Muszę.
Kiedy przychodzi do sypialni i kładzie się obok mnie
udaję, że śpię. Zielonooki obejmuje mnie ramieniem. Zawsze tak robi. Cierpliwie
czekam. Jego równy oddech łaskocze mnie w szyję. Ostrożnie przesuwam poduszkę,
aby mógł oprzeć na niej rękę. Odkąd zostałem pobity przez Alana, stara się nie
ściskać mnie zbyt zaborczo. To ułatwia cała operację. Gdy poduszka zajmuje moje
miejsce, reszta idzie jak z płatka. Na palcach zakradam się do drzwi. Łapię za
klamkę i… Udało się! Pełen sukces. Teraz wystarczy bardzo powoli zejść ze
schodów, aby nie narobić hałasu.
Nabieram
wprawy. Wykorzystuję sprzyjające okoliczności losu. Simon jest zmęczony. Od
rana trenuje, zajmuje się domem, uczy nowych obowiązków. Doceniam wszystko co
robi, lecz nie mogę mu o tym powiedzieć.
Z sypialni przenoszę się do salonu. Przez ponad
godzinę leżę na sofie i wpatruję się w sufit. Nie mogę zasnąć. Dręczy mnie
poczucie winy. Postanawiam więc udać się do kuchni po herbatę.
Szerokim łukiem omijam wielką górę ciastek, które
Vee przywiózł dziś rano z piekarni. Lubię słodycze, lecz od pewnego czasu nie
mogę ich jeść. Przedtem prawie codziennie opychałem się tortem. Właśnie.
Przedtem. Teraz mdli mnie na sam widok szklanej patery.
Nalewam wody do elektrycznego czajnika i przyciskam
włącznik. Otwieram jedną z szafek. Przypominam sobie, że w tym domu nie ma co
marzyć o przyzwoitej filiżance.
Gdy herbata jest gotowa, zabieram kubek i stawiam go
na stole. Siadam na krześle i podciągam nogi do klatki piersiowej. Dziwne
uczucie. Niby wiem, że to mój ulubiony gatunek herbaty. Pachnie tak, jak
zwykle. Dlaczego więc przestała mi smakować?
- Co tu robisz?
Cichy szept sprawia, że prawie spadam z krzesła.
- Vee! – Ganię mojego opiekuna za to, że mnie
straszy. – Nie rób tak nigdy więcej!
- Przepraszam. Nie chciałem – kaja się.
Mężczyzna siada naprzeciwko mnie przy stole. Czuję
na sobie jego uważne spojrzenie oraz ciężkie pytania, które wiszą w powietrzu.
- Simon śpi?
- Tak – przytakuję.
- Co tu robisz?
- Piję herbatę – odpowiadam zgodnie z prawdą.
- Ledwo umoczyłeś usta. Nie smakuje ci?
- Nie wiem – wzruszam ramionami. – W domu smakowała
lepiej.
Nie umiem oszukać Vee. On i ja obiecaliśmy sobie, że
zawsze będziemy wobec siebie szczerzy.
- Powrót do Twierdzy nie wchodzi w grę. Wiesz o tym,
prawda?
- Zamieszkamy w pałacu.
- Jesteś królem. To chyba oczywiste – przypomina z
dumą.
Vee nie potrafi ukryć uśmiechu. Dlaczego perspektywa
przeprowadzki do wielkiej rezydencji wprawia go w tak wyśmienity nastrój?
- Kiedy tam pojedziemy?
- Za kilka dni, gdy wszystko będzie gotowe.
Zapada cisza. Spuszczam wzrok i zaczynam wpatrywać
się w blat stołu. Jest mi ciężko na samą myśl, że znowu będę musiał zaczynać od
zera. Tak trudno oswoić nowe miejsce. Powoli przyzwyczajam się do tego domu, a
już za chwilę będę musiał go opuścić. Wyjeżdżając stąd stracę coś ważniejszego
niż złudne poczucie bezpieczeństwa, które tak ciężko odbudować.
- O czym myślisz? – Vee brutalnie przypomina mi o
swojej obecności. Spoglądam mu prosto w oczy.
- Nie chcesz wiedzieć – unikam odpowiedzi.
- Chcę. Dobrze wiesz, że chcę. Chodzi o Alana? –
Zgaduje.
- Nie.
- O twojego dziadka? Rodziców?
- Nie.
- Został jeszcze Simon…
Mój opiekun bawi się ze mną niczym kot znęcający się
nad upolowaną ofiarą. Atmosfera między nami gwałtownie gęstnieje. Na sam dźwięk
jego imienia, które wypowiedział tak naturalnie, broda zaczyna mi się trząść.
- Moja odpowiedź brzmi nie.
- Nie? – Powtarzam nieco zdezorientowany.
- Chciałeś wiedzieć, więc już wiesz.
- O nic cię nie pytałem! – Bronię się, bo oprócz
fali rozpaczy, ogarnia mnie także dziwne wrażenie, że Vee czyta w moich
myślach.
- Nie musiałeś. Już dawno przejrzałem twój
niedorzeczny plan. Powtarzam, moja odpowiedź brzmi nie. – Mężczyzna akcentuje
każde słowo w sposób, który wywołuje ciarki na moim ciele.
- Nie masz pojęcia o czym mówisz! – Wstaję z krzesła
i zaczynam krążyć po kuchni, która obecnie przypomina zbyt ciasną klatkę, do
której zostałem zagoniony.
- Czyżby? – Vee krzyżuje ramiona na piersi. Odchyla
głowę do tyłu. Przymyka oczy. – Nie jestem ślepy, wasza wysokość. Zapomniałeś,
że lepiej niż ktokolwiek potrafię przewidzieć sposób twojego działania?
Przygryzam wargi prawie do krwi. Boję się, że jeśli
wejdę w nim w dyskusję, każde użyte przeze mnie słowo obróci się przeciwko
mnie.
- Nic nie mówisz? Dobrze. W takim razie podzielę się
z tobą moimi obserwacjami. Wyprowadzisz mnie z błędu, jeśli się mylę, dobrze? –
Niebieskooki przez kilka sekund czeka na moją odpowiedź. Nie reaguję, więc
kontynuuje. – Naprawdę sądzisz, że zdołasz go wepchnąć w moje ramiona?
Nabieram gwałtownie powietrza do płuc. W uszach mi
szumi. Nogi prawie się pode mną uginają.
- Powiem to tylko raz, ale wierzę, że zrozumiesz.
Ostatecznie jesteś szalenie inteligentny. Nie byłem, nie jestem i nie będę nim zainteresowany.
Twój pomysł, aby stał się moim podopiecznym był już wystarczająco absurdalny,
ale to… Muszę przyznać, Eryku, że przeszedłeś samego siebie.
Konfrontacja z Vee jest trudniejsza niż to sobie
wyobrażałem. Czuję się ograbiony z tarczy, którą z takim wysiłkiem starałem się
w sobie wybudować. Jego zimna kalkulacja sytuacji jest miażdżąca.
- Usiądź, bo się przewrócisz. – Mój opiekuj popycha
mnie na krzesło. Nawet nie zauważyłem, że pojawił się obok mnie. – Lepiej?
- Ja…
Nie mam pojęcia co powiedzieć. Nie tak to sobie
wyobrażałem. Nie sądziłem, że Vee domyśla się prawdy.
- Musimy o tym porozmawiać. Teraz.
Niebieskooki na chwilę wychodzi z kuchni. Po kilku
minutach wraca z butelką wina.
- Nie chcę – protestuje słabo, gdy stawia przede mną
pełen kieliszek wina.
- A ja się z chęcią napiję. – Vee od razu opróżnia
połowę swojego kieliszka. – Co ci strzeliło do głowy? Czemu za wszelką cenę
starasz się wszystko utrudniać? Nie możesz zaakceptować tego, że on cię kocha,
a ty kochasz jego?
- To nie ma nic do rzeczy! – Wybucham, uderzając
dłonią w stół.
- Jesteś cały rozemocjonowany, a zwykle idealnie nad
sobą panujesz… - Przyjaciel nieco ze mnie kpi.
Tak, poruszyło mnie to co powiedział. Miłość? Miłość
to za mało, aby zapewnić ukochanej osobie spokojne i bezpieczne życie. Jak mam
go ochronić? Jak mam ochronić jego rodzinę, za którą stałem się odpowiedzialny?
- Boję się, że Simon mnie znienawidzi, jeśli jego
bliskim stanie się coś złego – szepczę. – Przeze mnie wpakował się w prawdziwe
bagno. Nie chce odejść. Nie docierają do niego żadne argumenty.
- To nie powód, abyś popychał go w moje ramiona.
- Przepraszam.
- Pomyślałeś, jak ja się z tym czuję?
- Jesteś najlepszą osobą, jaką znam – zaczynam
ostrożnie.
- To nie znaczy, że możesz podejmować takie decyzje
za moimi plecami! A Simon?! Pomyślałeś, jak on się z tym czuje?!
- Nie krzycz na mnie – proszę, kuląc się w sobie.
- To przestań pleść bzdury! – Vee wstaje ze swojego
miejsca. Zbliża się do mnie po czym kuca obok mojego krzesła. Jego silne dłonie
zaciskają się na moich ramionach. – Jesteś moją jedyną rodziną. Nie ma rzeczy,
której bym dla ciebie nie zrobił. Nie oznacza to jednak, że nie wkurzasz mnie
bardziej niż inni!
- Prze-Przepraszam. – Dłużej nie potrafię ukryć
niechcianych łez.
- Już dobrze – Vee mocno mnie obejmuje. – Wszystko się
ułoży. Zobaczysz. Wiem, że ostatnie tygodnie były straszne, ale wyjdziemy z
tego. Razem.
- Nie wiem co bym bez ciebie zrobił. Jestem taki
zagubiony.
- I przebiegły. Chciałeś brać leki, aby osłodziły ci
rozstanie. Jak zamierzałeś poradzić sobie beze mnie? – Żartuje, mierzwiąc moje
potargane włosy.
- Nie wiem. Coś bym wymyślił.
- Aż boję się pytać – chichocze. – No dobrze. Pora
spać.
Na samą myśl, że mam wrócić na górę i położyć się
obok Simona, robi mi się zimno. Nie jestem na to gotowy. Mój ukochany z
pewnością zauważy, że uciekłem z łóżka i zacznie zadawać pytania i…
- Możesz spać ze mną, jeśli chcesz.
Zaskoczony, spoglądam Vee prosto w oczy.
- Z tobą?
- Nie patrz tak na mnie. Zanim pojawił się Simon,
często razem spaliśmy.
Mężczyzna bierze mnie na ręce i zanosi do swojej
sypialni. Kładziemy się razem na łóżku. Nie gasi światła. Obserwuję go, gdy
chowa broń pod poduszką.
- Nasi ludzie zabezpieczają pałac i przylegające do
niego tereny. Nawet Pentagon nie jest tak chroniony. Podobnych zabezpieczeń
użyliśmy w naszym domu we Włoszech. Rodzina Simona dobrze sobie radzi. Co
godzinę dostaję raport. Co jeszcze cię niepokoi?
- Anna, Konrad i dzieci.
- Mają się dobrze.
- A dziadek?
- Twojego dziadka też mam chronić?
- Nie o to mi chodziło. Wiesz, że on się na mnie
zemści. To kwestia czasu.
- Twój dziadek ma obecnie ważniejsze problemy na
głowie – Vee uśmiecha się chytrze. – Ścigają go dawni wspólnicy, którym obiecał
twoją pomoc. Do tego dochodzi zaginięcie Alana. Prokurator przygotowuje akt
oskarżenia. Za jakiś czas poprosi cię, abyś wyraził zgodę na jego
przesłuchanie. Zebrane przez nas dowody są niepodważalne. Nie uda mu się uniknąć
więzienia. Z kraju też nie może uciec, bo straci resztki władzy, którą
uwielbia. Wkopał się po same uszy.
- A Alan? Wiesz, gdzie on jest?
- Jeszcze nie. Zapadł się pod ziemię.
- Powiesz mi, jeśli się czegoś dowiesz?
- Powiem. Ty i ja zawsze mówimy sobie wszystko,
prawda?
Vee chce usłyszeć moją odpowiedź. Czemu to na mnie
wymusza? Wydarzenia dzisiejszej nocy jednoznacznie wskazują, że bezgranicznie
mu ufam.
- Boję się… Boję się, że to wszystko mnie
przerośnie.
- Eryku, zrozum, nie jesteś sam. Już nigdy nie
będziesz. Jesteśmy przy tobie, bo chcemy z tobą być. Chcemy cię wspierać. Twoje
panowanie przejdzie do historii.
Dokonasz niezwykłych rzeczy. Zobaczysz. A teraz spróbuj zasnąć.
Zamykam oczy. Leżenie w łóżku obok Vee różni się od
spania przy boku Simona. Mój opiekun unika zaborczego tulenia. Za to otacza go
specyficzna aura.
- Dziękuję – szepczę cichutko. – Dziękuję za
wszystko co dla mnie robisz.
- Zawsze do usług, wasza wysokość.
***
Wyczerpany po nocnej rozmowie z Vee budzę się
dopiero przed dziesiątą. Kiedy unoszę powieki, pierwsze co dostrzegam, to
wściekły Simon, który wpatruje się we mnie siedząc na fotelu na wprost łóżka.
Dyskretnie rozglądam się po pokoju, licząc na to, że
Vee także tu jest. Simon nic nie mówi. Obserwuje, jak próbuję wyplątać się z
pościeli. Odczuwa ulgę widząc, że mam na sobie piżamę.
- Przygotowałem śniadanie. – Simon podchodzi do łóżka
i podaję mi rękę, abym mógł wstać. Ton jego głosu mrozi mi krew w żyłach.
- Dziękuję.
Simon puszcza moją rękę. Robi to niechętnie,
zupełnie jakby ze sobą walczył. Jest na mnie zły, a jednocześnie nie potrafi
zignorować.
Niezręczną ciszę przerywa pojawienie się Vee.
- Eryku, już wstałeś? Ubierz się, bo będę
potrzebował twojej pomocy. – Popędza mnie, ignorując ponury nastrój
zielonookiego.
Z wielką ulgą biegnę do swojej sypialni. Biorę
szybki prysznic i sięgam po pierwsze lepsze rzeczy, które wpadają mi w ręce.
Przez resztę dnia jestem jak przyklejony do mojego opiekuna.
Nie odstępuję go o krok. Razem pracujemy. Omawiamy różne projekty. Podejmujemy
kluczowe decyzje. Jednym słowem robię co mogę, aby tylko nie zostać sam na sam
z Simonem, który przypomina dziś gradową chmurę.
- Nie będę cię dłużej męczyć. Powinieneś odpocząć. –
Vee zerka w kierunku mojego ukochanego, próbując wybadać, czy Simon już nam
wybaczył. – Chcesz się położyć?
- Nie jestem zmęczony.
- To może spacer? Powinieneś spędzać więcej czasu na
świeżym powietrzu. To ci pomoże na bezsenność.
- Nie mam ochoty na spacer. – Jasno daję mu do
zrozumienia, że nie wyjdę z domu jedynie w towarzystwie Simona.
- To może ja też zrobię sobie chwilę przerwy? – Vee przeciąga
się leniwie. – Chodź, mały. Nie marudź.
Wolałbym zaszyć się z książką w jakimś przytulnym
miejscu. Tymczasem zmuszony jestem siedzieć pod parasolem. Na kocu obok mnie
rozkłada się Vee, który postanawia popracować nad opalenizną. Pozbywa się
koszulki i kładzie na plecach, prezentując przy tym idealnie wyrzeźbiony brzuch.
- Posmarujesz mnie olejkiem? – Droczy się ze mną, prowokując
jednocześnie rozdrażnionego wspólnika.
- Sam sobie poradzisz. – Złowieszczy pomruk pozbawia
Vee złudzeń. Simon nie pozwoli, abym go dotykał.
- W przeciwieństwie do ciebie, ten mały skorpion z
pewnością mnie nie zaatakuje.
Stało się. Za chwilę te dwie bestie rzucą się na
siebie. Kolejny raz spróbują udowodnić, który z nich ma bardziej dominującą
osobowość. Postanawiam dyskretnie wycofać się do domu. Spędzanie czasu na
zewnątrz nie sprawia mi przyjemności. Nauczony doświadczeniem, nie zamierzam
ich rozdzielać, gdy zaczynają turlać się po piasku. Zamiast tego wybieram względną
ciszę i spokój w oddalonej od plaży sypialni. Przez jakiś czas przeglądam
dokumenty. Gdy litery na ekranie tracą na ostrości, odkładam komputer i okrywam
się szczelnie kocem. Przez otwarte okno słychać śpiew ptaków. Koncentruję się
na tych dźwiękach, próbując wychwycić melodię, która się w nich kryje.
Mój sen przerywa ryk silnika. Jakiś samochód
odjeżdża spod domu ze sporą szybkością. Znam tylko jedną osobę, która prowadzi
w tak brawurowy sposób.
Zbiegam na parter i próbuję otworzyć drzwi, lecz są
zablokowane. Szarpię za klamkę, lecz nic to nie daje.
- Znowu uciekasz? – Zaalarmowany Simon pojawia się
za moimi plecami niczym duch.
- Gdzie pojechał Vee? – Wyglądam przez szybę,
wpatrując się w oddalający się sportowy wóz.
- Nie powiedział.
- Kiedy wróci?
- Wspominał o jutrze, ale nie był pewien.
- Zadzwonię do niego. – Ruszam na górę po telefon.
- Poczekaj. – Mój mężczyzna łapie mnie za rękę. –
Dlaczego wiecznie ode mnie uciekasz?
- Nie uciekam.
Tym stwierdzeniem nie przekonałem nawet samego
siebie. On także to czuje, bo przysuwa się bliżej. Wolną ręką unosi moją brodę
wymagając, abym na niego spojrzał.
- Wciąż się na mnie gniewasz.
- Nie – zaprzeczam automatycznie.
- Nie? – Simon cicho prycha. – Spinasz się, gdy cię
dotykam.
- Puść – cofam się, aby uwolnić się spod jego
wpływu.
- Skarbie… – Robi krok w moją stronę.
- Muszę porozmawiać z Vee! Teraz!
Zdyszany opieram się o drzwi nasłuchując, czy Simon
za mną idzie. Jestem tak zdenerwowany, że mam problem z odblokowaniem ekranu.
Vee odbiera po pierwszym sygnale.
- O co chodzi, mały? – Pyta wesoło.
- Gdzie jesteś? Dlaczego mnie zostawiłeś?
- Muszę załatwić kilka spraw, ale postaram się
szybko wrócić.
- Kiedy? – Domagam się natychmiastowej odpowiedzi.
- Jutro. Najpóźniej pojutrze rano.
- Jutro?!
- Potem do ciebie zadzwonię. – Połączenie zostaje
przerwane.
Świetnie. Tylko tego mi brakowało.
Jak ognia unikam rozmyślania o tym, co Vee
powiedział wczorajszej nocy. A teraz mam
zostać tylko z Simonem…
Wspólna kolacja przebiega w grobowej atmosferze. Nie
jestem głodny. Stres sprawia, że walczę z każdym kęsem. Nie rozumiem samego
siebie. Dlaczego potrafiłem otworzyć się przed Vee, a przy nim czuję się tak
niezręcznie?
Odkładam widelec. Wiem, że on za chwilę to
skomentuje.
Zamiast cierpkich słów, mężczyzna sięga po moją rękę
i unosi ją do ust. Ciepło jego skóry niebezpiecznie parzy. Doskonale znam to
uczucie. Bezustanne towarzyszyło pożądaniu, które do siebie czuliśmy. Kiedy to
było?
- Znowu masz gorączkę.
- Co? – Nie mam pojęcia o co mnie zapytał, bo
myślami byłem gdzieś indziej.
- Masz rozpalone policzki i szkliste oczy.
Powinieneś się położyć. Zanieść cię do łóżka?
- Nie. Sam sobie poradzę. Dziękuję za kolację. –
Kieruję się w stronę drzwi.
- Nic nie zjadłeś.
Jak mam jeść w takiej chwili? Czemu on mnie nie
rozumie? Czemu nikt mnie nie rozumie?
Opuszczam kuchnię i zastanawiam się co dalej. Chciałbym
się przewietrzyć, lecz jak mam się stąd wydostać? Drzwi wejściowe są zamknięte.
Te prowadzące do winiarni także. Pozostaje mi tylko jedno rozwiązanie.
Otwieram drzwi od jednego z pokoi, które znajdują
się na parterze. Nie zapalam światła. Otwieram je szeroko i wspinam się na
parapet. Może nie jestem tak wysportowany jak moi ochroniarze, lecz udaje mi
się wydostać na zewnątrz.
Rozglądam się po ogrodzie. Gdzieś tutaj powinna być
ścieżka prowadząca wprost do jeziora.
Gdy byłem młodszy, panicznie bałem się ciemności. Do
fanów nocnych spacerów też nigdy nie należałem. A mimo to teraz zupełnie się
nie boję. Nie przerażają mnie nocne cienie, rzucane przez bujną roślinność.
Bardziej fascynuje mnie jej zapach, przesiąknięty aromatem krzewów jaśminowych,
które powoli przekwitają.
Plaża, na której byliśmy kilka godzin wcześnie,
teraz także wygląda zupełnie inaczej. Spokojna tafla wody mieni się srebrem.
Kładę się na piasku i spoglądam na niebo, które przypomina dziś aksamit i mieni
się tysiącami gwiazd. Wyciągam rękę. Są tak blisko, że chciałbym ich dotknąć.
Ogarnia mnie spokój, którego już dawno nie czułem. Leżąc
sam w ciemności czuję się tak, jakbym odzyskał cząstkę siebie. Zafascynowany
tym doznaniem, tracę poczucie czasu. Jest mi trochę zimno, lecz zbytnio się tym
nie przejmuję.
Za to pojawia się ktoś, kto z pewnością nie doceni
uroku tej nocy.
- Co tu robisz, Eryku? Najpierw uciekłeś z łóżka.
Potem przez cały dzień nie raczyłeś nawet na mnie spojrzeć, a teraz to – wylicza
wszystkie moje grzeszki.
- Jak mnie znalazłeś?
- Szedłem za tobą od chwili, gdy zdecydowałeś
wyskoczyć przez okno.
- Naprawdę? – Dziwię się. – Nie zauważyłem cię.
- Miałeś pójść prosto do łóżka, prawda? Masz
gorączkę. Koniecznie chcesz wrócić do szpitala?! – Ostry ton Simona odbija się
echem po otoczeniu.
- Nie odszedłem daleko i nie mam gorączki. Chciałem
pomyśleć i…
- Pomyśleć?! Poprzedniej nocy także tego
potrzebowałeś? To dlatego wymykasz się ode mnie i uciekasz do niego?
- Nie rozumiesz. Źle się czułem. Poszedłem do kuchni…
- Gdzie Vee uleczył cię winem?
- Niczego nie piłem.
Simon nie chce mnie słuchać. Chwyta mnie za ręce i
podnosi z ziemi niczym lalkę. Przekłada dłonie do moich policzków. Drżę pod
wpływem jego dotyku.
Ochroniarz bierze mnie na ręce.
- Sam pójdę – próbuję zaprotestować, lecz zostaję
zignorowany.
Wtulam się w jego klatkę piersiową, bo naprawdę jest
mi zimno. Simon patrzy prosto przed siebie. Nie wypuszcza mnie z objęć nawet
wtedy, gdy blokuje wszystkie drzwi i okna specjalnym kodem.
Następnie niesie mnie na górę do sypialni. Gdy
jesteśmy na miejscu stawia mnie na środku pokoju i idzie do łazienki. Szum wody
oznacza, że włączył prysznic.
- Rozbieraj się – rozkazuje mi.
- Wypchaj się! – Odpowiadam wyniośle. – Nie będziesz
mi mówił co mam robić!
- Tylko Vee może ci mówić co masz robić?
- Nie mieszaj go do tego.
- Dlaczego?
- Bo Vee zrobił dla mnie więcej niż ktokolwiek. Jest
moją rodziną.
- A ja? Kim ja dla ciebie jestem?
- Simon, proszę cię. Rozmawialiśmy już o tym.
- Myślisz, że będę stał z boku i bezczynnie patrzył,
jak mi ciebie zabiera?
- Zabiera? Vee? – Moje oczy robią się wielkie niczym
spodki.
- Rozbieraj się, bo nie ręczę za siebie.
Znam Simona i wiem, że tylko blefuje. Jest
zdenerwowany, lecz nie zrobi mi nic złego. Mimo to nie zamierzam go słuchać.
- Przestań na mnie krzyczeć! – Coraz bardziej
irytuje mnie jego irracjonalne zachowanie. – Vee nie spojrzałby na mnie w taki
sposób nawet gdybym…
Nie mogę skończyć tego zdania, bo Simon porywa mnie
w swoje ramiona i gwałtownie całuje.
- Jesteś mój – szepcze w moje usta. – I dzisiaj ci
to udowodnię.
Może jest jeszcze cień szansy, że Simon jednak kogoś pozna :p? Haha Kogoś miłego, kto doceni jego obecność? Bo Eryk widzi tylko siebie i na tym koniec, on nawet samego siebie chyba nie lubi, a co tu mówić o kochaniu czy podobnych uczuciach do Simona. Albo może chociaż mini wakacje? Coś mu się należy od życia, a nie tylko wyimaginowany partner, który nie ogarnia kim dla niego jest Simon i kumpel Vee, który jest fajny, ale trzyma stronę marudy, ciężkie życie ma Simon:D Vee zaskoczył Eryka swoją przenikliwoscią, też nie podejrzewałam, że o tym wiedział. Ciekawie rozegrana akcja :))
OdpowiedzUsuńA może to Eryk kogoś pozna? Szykuje się wiele niespodzianek :D
UsuńTwój Kitsune
Daj mu nauczkę Simon! Niech wie kto tu rządzi! 🤣😂
OdpowiedzUsuńJa tu rządzę. Mam tyle władzy, że nie wiem co teraz pisać. Ciężko zdecydować kogo zabrać do łóżka :D
UsuńTwój Kitsune
Gwiazdka przyszła wcześniej!! Trzy rozdziały humorów króla w tak krótkim czasie. Dziękuję!! <3 dzięki Tobie moje zajęcia online są dużo ciekawsze :p weny życzę i pozdrawiam, czekam na więcej Eryka i Simona <33
OdpowiedzUsuńTo dzięki zajęciom online napisałem aż tyle :)
UsuńTwój Kitsune
No, no, nooooo ciekawie, może w końcu, W KOŃCU, Simone i Eryk pójdą po rozum do głowy. Bo serio już mam dość tych ameb, rozważania, wahania, wątpliwości, blokady... Zdecydowanie nie mój temperament. Już dawno wzięłabym obu i mocno walnęła o siebie głowami. Mam nadzieję że Simon wyp.... pozbawi Eryka wszelkich wątpliwości i dystansu ;D
OdpowiedzUsuńSimon ma jakiś plan. Tak mu się przynajmniej wydaje. Może pozwolę mu go zrealizować, a może pozwolę, aby wampiry mnie pogryzły :D
UsuńTwój Kitsune
Lol, czekaj, jakie wampiry?
UsuńNie wiem czy to tyko ja ale z każdym rozdziałem już od początku tej historii coraz bardziej mam dosyć Eryka (ale to u mnie chyba normalne bo raczej nie lubię głównych bohaterów). W sumie on i Simon są siebie warci. Ale Vee jest miłością mojego życia, gwiazdą tego opowiadania ...no cudo po prostu. Przykro mi ale przyćmiewa i Eryka i Simona. Chyba założę fanklub xd.
OdpowiedzUsuńFajny rozdział chociaż przeczytałam z opóźnieniem bo staram się odkładać komputer na bok jak nie mam zajęć.
Pozdrawiam i życzę weny
Eryk to słodziak. Nie wiem czego się po nim spodziewacie. Ledwo uświadomił sobie, że jest zakochany, a już musiał zasłonić ukochanego własnym ciałem. Potem ledwo go odratowali. Vee zabrał go ze szpitala tylko dlatego, bo jako król musiał uczestniczyć w pogrzebie rodziców. Potem znowu został zaatakowany. Biorąc to wszystko pod uwagę, zachowuje się bardziej normalnie niż się tego po nim spodziewałem. Na szczęście ja i tak go kocham, więc pozwolę mu być sobą. Będę mu towarzyszyć w tej historii tak długo, jak będzie to możliwe :)
UsuńTwój Kitsune
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Vee nam przejrzał Eryka bardzo szybko, wspaniale to rozegrane, ale tak Vee sporo wie o Eryku i potrafi go rozgryźć, kiedyś tak na ciasta się cieszył, a teraz...
wszystkiego dobrego w Nowym Roku...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika