„Bezsenne Noce"
Dzisiejszego ranka
ubieram się nieco staranniej niż zwykle. Wmawiam sobie, że przyjazd Jo nie ma z
tym nic wspólnego. Błękitna koszula, ciemne spodnie, marynarka – niby nic
wielkiego, ale… To nie jest przypadkowy wybór. Ubrania są markowe. Trochę mnie
odmładzają. Podkreślają mój status materialny oraz fakt, że jestem starszy od
Eli. Chcę, aby ten szczegół był dziś nieco bardziej widoczny. Przyjaciel mojego
narzeczonego ma we mnie zobaczyć odpowiedzialnego faceta. Przyszłego męża i
ojca.
Nerwowo poprawiam
włosy. Rzucam okiem na skromną kolekcje perfum. Powinienem kupić coś nowego.
Te, które mam, nieco mi się znudziły. Poza tym muszę uważać z zapachami.
Czytałem, że ciężarni są na nie mocno wyczuleni. Nie chcę drażnić Eli.
Wystarczy, że on drażni mnie. Jego skóra zawsze pachnie słońcem. Mam ochotę
rzucić go na pościel i pieścić przez długie godziny. Tęsknię za nim. Chcę się z
nim kochać. Najlepiej zaraz. Zaciskam dłonie w pięści i głośno wzdycham. Przez
najbliższe dni nic nie zdziałam. Eli nie da się tknąć. Będzie skupiony na swoim
gościu. Rozbudzona wyobraźnia działa na pełnych obrotach, podsyłając różne
wizje. Och… Gdyby mógł… Gdybym tylko mógł… Skromny ułamek tych niespełnionych
pragnień dałby nam obu sporo satysfakcji.
Przemywam twarz
zimną wodą i wychodzę z łazienki. Schodzę na dół. Eli krząta się po kuchni.
Nuci coś pod nosem. Gdy tylko pojawiam się w zasięgu jego wzroku od razu się
uśmiecha. Promienieje szczęściem. Tymczasem ja… Odpowiadam uśmiechem na jego
uśmiech, choć to tylko zagrywka taktyczna.
Wczoraj wieczorem próbowałem
wyciągnąć jakieś informacje, które pozwolą mi zbudować wirtualny obraz Jo. Ostatnie
miesiące spędził na statku, co był spełnieniem jego dziecięcych marzeń. Ponoć
zawsze pragnął wybrać się w daleki rejs. Do tego nieźle zarobił, bo zdaniem Eli
jest „niesamowicie uzdolniony”. Potrafi przemienić każdy kawałek drewna „w coś
wyjątkowego”. Obecnie porzuca morskie wyprawy na rzecz własnej pracowni. No i
najważniejsze – przywiezie mebelki do pokoju dziecięcego.
Strzępki
informacji, ekscytacja Eli, telefoniczna kłótnia, dziecko… Połączenie tych
wszystkich elementów sprawia, że jestem zazdrosny. Bardzo zazdrosny. Znacznie
bardziej niż zwykle. No dobra, wiem, że to irracjonalne z mojej strony. Eli
mnie kocha. Ufa mi. Powiedział mi o przeszłości. Pod wieloma względami miną
lata świetlne, zanim tajemniczy Jo osiągnie pułap zamożności podobny do mojego.
Mam Eli. Dziecko. Pieniądze. A mimo to czuję lęk.
Podejrzewam, że Jo
nawet przez myśl nie przeszło, by odebrać mi ukochanego. Troszczy się o niego,
bo traktuje Eli jak młodszego brata. Ponoć gdy dowiedział się o ciąży od razu
chciał wracać. Niestety, nie mógł tego zrobić. Kontrakt, który podpisał,
obwarowany był olbrzymią karę finansową w razie zerwania umowy. Zarówno on, jak
i Króliczek, znaleźli się wówczas w bardzo trudnej sytuacji finansowej. I wtedy
pojawiłem się ja. „Wybawiciel” z opresji… Jak mogłem być tak głupi i
zaślepiony? Nie zauważyłem, że…
- Skosztujesz? – Małolat
podtyka mi niewielkie ciastko z kremem. Uwielbiam, gdy mnie karmi. Takie proste
gesty to idealna okazja, by przytrzymać jego rękę i udawać, że zlizuję resztki
kremu ze smukłych palców, patrząc mu przy tym prosto w oczy. – Max, przestań się
wygłupiać – zostaję zrugany.
- Twoja skóra jest
słodsza od cukru.
- Robisz to celowo,
prawda? – Króliczek groźnie mruży oczy.
Celowo? Nie. Robię
to, bo chcę się z nim zamknąć w naszej małej bańce. Chcę go odciąć od świata
zewnętrznego. Chcę, aby był tylko mój. Chcę się z nim kochać. Chcę go
rozpieszczać. Chcę się w nim ponownie zakochać. Chcę…
- Ziemia do Maxa!
Przestań fantazjować i pomóż mi nakryć do stołu.
Skupiony i
zdeterminowany jasnowłosy stara się dopilnować każdego szczegółu. Zdecydował
się nawet na własnoręczne pieczenie ciasteczek. Prosiłem, aby się nie
przemęczał. Ciasto z cukierni byłoby równie dobre.
- Lubię, gdy mi
rozkazujesz – uśmiecham się figlarnie. Wykorzystuję okazję, gdy odwraca się do
mnie tyłem i od razu go obejmuję.
- Max!
- Skarbie, wszystko
będzie dobrze. Dlaczego jesteś taki zestresowany?
- Nie jestem!
Króliczek próbuje
mnie oszukać. Jego ciało jest spięte. Szarpie się przez chwilę, lecz nie jest w
stanie sprawić, abym go puścił.
- Powiedz słowo, a
pomogę ci się zrelaksować – szepczę do króliczego uszka. – Kilka chwil z mężem
i zapomnisz o wszystkim. – Moje dłonie próbują wsunąć się pod morelową tunikę,
która luźno układa się na brzuszku, maskując ciążowe krągłości.
- Nie…
Opór Eli znacznie
słabnie, gdy całuję go po szyi. Chętnie odchyla głowę. Patrzy mi głęboko w
oczy. Przymyka powieki. Nie umiem się dłużej powstrzymać. Obracam chłopaka i
wpijam się w jego usta. Pocałunek, który miał być drobną pieszczotą, smakuje
namiętnością i obietnicami spełnienia, na które będziemy musieli poczekać.
- Ostatnia szansa,
abyś mnie powstrzymał – lojalnie uprzedzam narzeczonego.
- Za chwilę
przyjedzie nasz gość.
- Za chwilę możesz
być nagi.
Eli niechętnie
otwiera oczy. Jego zamglone spojrzenie przepełnione jest uczuciem i pasją.
Pragnie mnie równie mocno, jak ja pragnę jego.
- Nie puszczaj
mnie, bo upadnę – prosi. Tuli się do mnie, szukając wsparcia.
- Nigdy cię nie
puszczę – zapewniam żarliwie, biorąc go na ręce.
Zanoszę nastolatka
do salonu i sadzam na sofie. Wolę dmuchać na zimne.
- Wygodnie? –
Poprawiam poduszki, aby mógł się o nie oprzeć. – Może otworzę okno.
- Mogłeś mnie tak
nie całować. – Eli muska swoje usta opuszkami, wspominając słodkie chwile,
które miały miejsce w kuchni.
- Najwidoczniej nie
mogłem. – Wzdycham, siadając obok Króliczka. – Zmarnowałem wystarczająco dużo
czasu na patrzenie. Muszę cię dotykać. To silniejsze ode mnie.
- Jesteś
niemożliwy, mój mężu.
Eli kładzie swoją
dłoń na mojej i splata nasze palce. Ukradkiem zerkam najpierw na obrączkę, a
następnie na jego nadgarstek. Dotrzymał słowa i nie zdjął bransoletek. Ten
prosty gest mile łechta moje ego. Po chwili wahania kładę nasze splecione
dłonie na jego brzuchu. Dzidziuś reaguje na mój gest kopnięciem.
- Wdajesz się w
ojca – zauważam z dumą, zwracając się do dziecka. – Nie mogę się doczekać aż
się urodzisz – z czułością przemawiam do maleństwa. – Będziemy razem opiekować
się naszym skarbem. – Unoszę wzrok i spoglądam na mojego wybranka. – Kocham cię
ponad wszystko. Wiesz o tym?
- Max, Jo nie był,
nie jest i nie będzie twoim rywalem.
- Nie oddam cię bez
walki.
- Nie musisz
walczyć. Jestem twój.
- Poruszyłbym niebo
i ziemię, gdyby zaszła taka potrzeba.
- Wiem. Ja zrobiłbym
dokładnie to samo.
- Mój Króliczku… –
chowam złotowłosego w ramionach.
- Pocałuj mnie
jeszcze raz.
- Z prawdziwą
przyjemnością – uśmiecham się do ukochanego. – Spełnianie twoich zachcianek
zawsze będzie moim priorytetem… – szepczę.
Moje usta ledwo
dotykają ust Eli. Ciężarny drży. Lubię w nim ten kontrast. Potrafi być dziki i
nieokiełznany, a jednocześnie taki bezbronny i uroczy.
Niestety, chwile
czułości nie trwają zbyt długo. Głośne trąbienie, rozlegające się po okolicy
oznacza tylko jedno – Jo właśnie przyjechał.
- Nareszcie jest! –
Eli od razu zrywa się ze swojego miejsca i pędzi ile sił w nogach w kierunku
drzwi.
- Powoli! –
Upominam go, lecz na niewiele się to zdaje.
- Max, pospiesz
się! – Popędza mnie do działania.
Nieco opieszale
opuszczam salon. Po drodze staram się przywołać pogodny wyraz twarzy, by nasz
gość nie poczuł się niechcianym intruzem. Cokolwiek się stanie, musimy się
zaprzyjaźnić.
- Jo! Jo! – Eli nie
kryje radości ze spotkania. – Tak bardzo za tobą tęskniłem!
- Ja za tobą też –
zapewnia go głęboki, męski głos. – Dobrze się czujesz? Jak dziecko?
- Bardzo dobrze.
Ciągle kopie.
- Mogę dotknąć?
- Pewnie, że
możesz!
W mojej głowie
zapala się czerwona lampka. W domu jest obcy facet, który będzie dotykać mojego
Króliczka! Położy rękę na jego brzuchu. Wiedziałem, że do tego dojdzie. Czemu
więc jest mi tak trudno to zaakceptować?
Wstrzymuję oddech.
Widok klęczącego, obcego mężczyzny, który bezwstydnie maca Eli po brzuchu to za
dużo, jak na moje zszargane nerwy. Intuicja słusznie podpowiada, aby chwycić go
za kark i wyrzucić za drzwi, ale… Wytrzymaj, Max. Wytrzymaj. Pamiętaj, dla kogo
to robisz.
- On naprawdę się
rusza! Boli cię, gdy tak kopie?
- Nie. Za to coraz
częściej szaleje w środku nocy.
Biorę głęboki
wdech, co przychodzi mi z wielkim trudem. Jak zahipnotyzowany, wpatruję się w
rękę, która błądzi po zakazanym terytorium.
- Nie mogę uwierzyć,
że jesteś w ciąży. I wyglądasz zupełnie inaczej! Stałeś się taki okrąglutki! A
ty? – Ponownie zwraca się do dziecka. – Znowu się poruszył! Niesamowite!
- Pewnie się
cieszy, że wreszcie może poznać swojego ojca chrzestnego.
Ojca chrzestnego?!
Eli chce, aby Jo był ojcem chrzestnym naszego dziecka?! Kiedy o tym zdecydował?
I czemu ja nic o tym nie wiem?
- Twój synek nie
mógł lepiej trafić, prawda maluchu? – Jo
jest ewidentnie wzruszony. Obejmuje Eli w pasie i przytula twarz do jego
brzucha.
Czy on wie co robi?
Ostentacyjne wkraczanie na terytorium innego faceta zawsze niesie za sobą
ryzyko. Mam nadzieję, że nie będzie miał do mnie pretensji, jeśli wróci do domu
z podkulonym ogonem i podbitym okiem.
- Mówiłem ci, że
nie znamy płci. To może być dziewczynka.
- Nie opowiadaj
bzdur! To chłopak! – Obmacywacz upiera się przy swoim zdaniu. Co ciekawe, pokrywa
się ono z moim. Od samego początku wiem, że Eli urodzi syna. – Wujek bardzo cię
kocha, więc rośnij zdrowo. A kiedy się urodzisz pomożesz mi zdobyć dziewczynę.
Laski szaleją na widok małych dzieci. To będzie nasz triki na podryw. Gra
zespołowa, rozumiesz? Zawsze się sprawdza. Masz na to moje słowo.
- Nie opowiadaj
dziecku bzdur – Eli zaczyna się śmiać, ocierając jednocześnie łzy.
- Kochanie, nie
płacz – wtrącam się do rozmowy.
- Nie płaczę. Nie
potrafię zapanować nad emocjami. – Nastolatek pociera oczy dłonią.
- Proszę. – Eli
wyciąga rękę po chusteczkę, którą mu podaję.
Ten prosty gest
troski sprawia, że muszę zmagać się ze świdrującym wzrokiem Jo, który skanuje
każdy centymetr mojego ciała. Przestaję skupiać się na Króliczku i odpieram
atak, rzucając w jego stronę zimne spojrzenie.
- Cieszę się, że w
końcu możemy się poznać – cedzę przez zęby grzecznościową formułkę, wyciągając
jednoczenie prawą dłoń w kierunku intruza. – Max Ford – przedstawiam się dość
formalnie.
- Joseph Baker. –
Mężczyzna odpowiada bardzo silnym uściskiem dłoni.
„Joseph Baker”
powtarzam w myślach. Przyznaję, że nie tak go sobie wyobrażałem. Sądziłem, że
będzie bardziej w typie filigranowego Eli. Tymczasem Jo jest wysoki, szczupły i
nawet nieźle zbudowany. Ciemne, krótko przystrzyżone włosy, opalona skóra oraz
oczy tak niebieskie, że można by się w nich utopić. Skubany, jest naprawdę
przystojny. A do tego bardzo młody. W każdym razie młodszy niż ja.
- Zapraszamy –
wskazuję na salon, jednocześnie obejmując Eli w pasie.
Pierwsza godzina
jest wyjątkowo trudna do przebrnięcia. Staram się być miły, lecz nie wiedzieć
czemu, Jo bezustannie gasi mój wymuszony entuzjazm drobnymi uszczypliwościami,
których sobie nie szczędzimy. Wiem, że to moja wina, bo zamiast ugryźć się w
język, podejmuję grę i nie pozostaję mu dłużny.
Po wspólnym
śniadaniu Eli postanawia pokazać przyjacielowi dom.
- Miałeś spory
wpływ na wystrój, prawda? – Intruz podziwia sielskie widoki, zwiedzając naszą
szklaną altankę.
- Skąd wiedziałeś?
– Eli zdaje się zaskoczony jego odkryciem.
- Kolory cię
zdradzają. – Mężczyzna obdarza nastolatka szczerym uśmiechem. – W
przeciwieństwie do twojego narzeczonego, masz swój niepowtarzalny styl.
Postanawiam milczeć
i nie komentować dalszych zaczepek.
- Max wybrał większość
mebli, a ja głównie dodatki.
- To widać. – Jo
ponownie rozgląda się po otoczeniu. – Wykonanie i funkcjonalność to chyba nie
twoja bajka, co Max? Kierowałeś się wyłącznie ceną?
- Czas mnie gonił.
Starałem się wybierać meble, które dostępne były od ręki – tłumaczę się, choć
zupełnie nie wiem dlaczego.
- Czas… Sprytnie to
ująłeś. – Jo po raz kolejny próbuje mnie sprowokować. Dobrze wiem do czego
pije. Tak, dałem ciała na początku ciąży. Powinienem od razu zabrać go do
siebie i otoczyć opieką. Zamiast gnieździć się w tej ciasnej klitce,
urządzalibyśmy teraz pokoje w wygodnej rezydencji, którą z pewnością kupimy.
- Dzięki – mamroczę
pod nosem.
Z altanki
przenosimy się do pokoju gościnnego. Jestem z siebie dumny, bo włożyłem sporo
pracy, aby wyglądał nienagannie.
- Max pomoże ci z
bagażami. – Eli stara się być miły za nas obu.
- Wolałbym, abyś pokazał
mi pokój dziecka. Chciałbym jeszcze raz wszystko wymierzyć, zanim zacznę
składać mebelki.
Kolejna szpila. Jo
z pewnością wie, że to ja dokonałem pomiarów. Rozpisałem je na kartce papieru,
na której Króliczek stworzył wstępny szkic, który mu potem wysłał.
W milczeniu idziemy
na górę. Baker przez blisko kwadrans podziwia karuzelę, którą Eli namalował dla
naszego synka. Zasypuje Króliczka masą komplementów. Robi mi się niedobrze od
nadmiaru lukru, którym przesiąknięte są jego słowa. By jakoś przetrwać, kręcę
się wokół ciężarnego. Przypominam ćmę podążającą za światłem. Przed spaleniem
ratuje mnie niespodziewane pojawienie się kuriera.
- To pewnie olejek,
który ostatnio zamówiłem. – Ukochany przypomina mi o zakupach, które kazałem mu
poczynić.
- Zaraz sprawdzimy.
– Niechętnie zostawiam narzeczonego i idę otworzyć drzwi.
Gdy wracam na górę,
wyraźnie słyszę przyciszone szepty oraz wesoły śmiech. Jo robi co może, aby
zepsuć mi dzień. Ma nade mną przewagę, bo Eli sporo mu o mnie powiedział.
Zwłaszcza o „atakach zazdrości”. Ja nie miałem aż tyle szczęścia. Zdobyte informacje
są mało przydatne. Nie mam żadnego asa w rękawie, który pomógłby mi rozłożyć
przeciwnika na łopatki.
Zanoszę kosmetyki
do łazienki i zostawiam paczkę na blacie. Biorę kolejny głęboki wdech,
przeganiam posępne spojrzenie. Dam radę. To tylko trzy dni. W niedzielę Jo
wsiądzie do swojej furgonetki i zniknie z naszego życia na bardzo długo.
Wracam do pokoju
dziecka, gdzie czekają mnie dalsze „atrakcje”. Tym razem Jo postanowił
przyjrzeć się biżuterii, którą podarowałem Króliczkowi. Przestaję oddychać, gdy
obraca drobną rękę Eli, przyglądając się bransoletce na jego lewym nadgarstku. Czuję
bolesne ukłucie w sercu. A jeśli coś mu zrobi? Niechcący uszkodzi?
- Wspominałeś, że
prezenty to jego sposób na miłość. – Gotuję się w środku, słysząc szyderczy
ton, którym zabarwione są te słowa.
-Max lubi mnie
rozpieszczać.
- Chciałbym
poszaleć na naprawdę dużą skalę – puszę się dumnie, wkraczając do nadal pustej
sypialni. – Sportowy samochód, jacht, kucyka – nieśmiało wspominam o różnych
rzeczach, za pomocą których mógłbym okazać miłość mojemu wybrakowi.
- Nie! – Eli od
razu reaguje na moje słowa. – Nie pozwalam! Słyszysz?! Żadnych łodzi! I żadnych
kucyków!
- Króliczku, nie
bądź taki. Wszystkiego mi zabraniasz – żalę się, udając zmartwionego.
- Króliczku? – Jo
parska śmiechem. – Teraz rozumiem. Nazywasz go tak, aby udowodnić, że masz
odpowiednią ilość kapusty?
- Nazywam go tak,
jak chcę. Nie będę ci tego tłumaczyć, bo i tak nie zrozumiesz. Musiałbyś
zakochać się w nim równie mocno, jak ja
się zakochałem, a to raczej niemożliwe. – odcinam się. – Poza tym Eli nie
przepada za kapustą. Woli marchewki, prawda skarbie? – Dodaję znacznie bardziej
ugodowo.
- Stary, wyluzuj
trochę. Nie znasz się na żartach? Eli mówił, że fajny z ciebie facet, a
sprawiasz wrażenie nadętego bufona.
Stary? Ten dzieciak
nazwał mnie „starym”?!
- Jo, nie
przeginaj. Max bardzo się stara. – Fiołkowooki staje w mojej obronie.
- To niech trochę
odpuści. Zachowuje się jak mój ojciec w czasach, gdy zatrudnił się w banku.
Cierpiał katusze użerając się w klientami. Z nim jest podobnie. Sztuczny
uśmiech i przytakujące komentarze. Jesteś pewny, że to ten sam Max, o którym
wcześniej mi piałeś?
- Dzięki – warczę. Marzyłem
o tym, by być aż taż „starym”, że awansowałem na jego ojca. Ciekawe co jeszcze
wymyśli?
- Nie obrażaj się.
Chodzi mi o to, że będziemy się często widywać. Serio chcesz, abyśmy traktowali
się w taki sposób? Ubrałeś się jak ważniak i zgrywasz prezesa. Przestań. Masz
cięty język i poczucie humoru. Zacznij je wykorzystywać zanim uśniemy z nudów. –
Niebieskooki wywraca oczami.
- To twoja wina! –
Wybucham. – Bezustannie mnie prowokujesz!
- Nie udawaj
świętego, hodowco królików.
- Uważaj –
ostrzegam, grożąc mu palcem. – Możesz mnie uważać za nudziarza pracującego w
banku, ale od królików wara.
- Przebierz się w
coś wygodnego i spuść powietrze z balona, to może jakoś się dogadamy – Jo puszcza
do mnie oko.
- A nie bierzesz
pod uwagę, że taki właśnie jestem?! – Ze zdenerwowaniem wskazuję na swój strój.
– Staram się zachowywać jak odpowiedzialny mąż i ojciec! Chcę, abyś poznał mnie
z jak najlepszej strony, abym nigdy więcej nie musiał słyszeć, że naślesz na
mnie policję!
Zapada chwila
niezręcznej ciszy. Testosteron buzuje w powietrzu. Każdy z nas pogrążony jest w
swoich myślach. Baker wpatruje się we mnie. Ja w niego. Tylko Eli wydaje się
zasmucony cała sytuacją. Obejmuje brzuszek i spuszcza głowę.
Nie, tak nie może
być! Miałem się postarać. Obiecałem mu, że Jo i ja zostaniemy przyjaciółmi.
Przewidywałem, że będzie ciężko, więc tym bardziej nie mogę się poddawać!
- Przebiorę się i
pomogę ci przy meblach – oświadczam spokojnym tonem.
- Przepraszam za to
co wtedy powiedziałem. – Jo podchodzi do mnie i wyciąga rękę na zgodę.
- Dziękuję. – Po raz
drugi tego dnia ściskam jego prawą dłoń. – Przepraszam, że od początku nie
zaopiekowałem się Eli tak, jak powinienem był to zrobić. Cieszę się, że miał
twoje wsparcie, kiedy było mu ono najbardziej potrzebne.
Moje słowa
przepełnia szczerość i Jo naprawdę to docenia.
- Ty go naprawdę
kochasz – stwierdza.
- Dopiero teraz
zauważyłeś?! – Prycham. Podchodzę do Eli i mocno go obejmuję, a następnie
równie namiętnie całuję. Ten prosty gest sprawia, że świat wydaje mi się
piękniejszy. – Teraz mi lepiej – uśmiecham się do zaskoczonego Króliczka, który
wpatruje się we mnie szeroko otwartymi oczami.
- To co, pomożesz
mi z meblami? – Jo rzuca mi pytające spojrzenie.
- Z przyjemnością –
odpowiadam, pozbywając się niezbyt wygodnej marynarki.
No i musieli niewytrzymać, żeby się dogadać 🤣
OdpowiedzUsuńNie, oni muszą się ze sobą przespać. Dopiero wtedy będzie się działo.
UsuńTwój Kitsune
Oh jak mi się Jo podoba :-) biedny Maks, dobrze,że tak się starał bo by od razu głowę mu odgryzł w normalnej sytuacji. Czytałam już godzine po wrzuceniu, ale jako że leczyłam ciężkiego kaca nie byłam w stanie skomentować. Ale czytało się genialnie, dziękuję za kolejny cudny rozdział (*_*):-*:-*
OdpowiedzUsuńNo proszę, Ty czytasz na kacu, a ja piszę pod wpływem :D Idealnie się uzupełniamy :)
UsuńTwój Kitsune
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Max jest pieruńsko zazdrosny o Eli, te ich zaczepki... ale chyba właśnie Jo testował jego cierpliwość...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika