niedziela, 8 sierpnia 2021

mpreg 105

 

„Bezsenne Noce"

Dzisiejszego ranka ubieram się nieco staranniej niż zwykle. Wmawiam sobie, że przyjazd Jo nie ma z tym nic wspólnego. Błękitna koszula, ciemne spodnie, marynarka – niby nic wielkiego, ale… To nie jest przypadkowy wybór. Ubrania są markowe. Trochę mnie odmładzają. Podkreślają mój status materialny oraz fakt, że jestem starszy od Eli. Chcę, aby ten szczegół był dziś nieco bardziej widoczny. Przyjaciel mojego narzeczonego ma we mnie zobaczyć odpowiedzialnego faceta. Przyszłego męża i ojca.

Nerwowo poprawiam włosy. Rzucam okiem na skromną kolekcje perfum. Powinienem kupić coś nowego. Te, które mam, nieco mi się znudziły. Poza tym muszę uważać z zapachami. Czytałem, że ciężarni są na nie mocno wyczuleni. Nie chcę drażnić Eli. Wystarczy, że on drażni mnie. Jego skóra zawsze pachnie słońcem. Mam ochotę rzucić go na pościel i pieścić przez długie godziny. Tęsknię za nim. Chcę się z nim kochać. Najlepiej zaraz. Zaciskam dłonie w pięści i głośno wzdycham. Przez najbliższe dni nic nie zdziałam. Eli nie da się tknąć. Będzie skupiony na swoim gościu. Rozbudzona wyobraźnia działa na pełnych obrotach, podsyłając różne wizje. Och… Gdyby mógł… Gdybym tylko mógł… Skromny ułamek tych niespełnionych pragnień dałby nam obu sporo satysfakcji.

Przemywam twarz zimną wodą i wychodzę z łazienki. Schodzę na dół. Eli krząta się po kuchni. Nuci coś pod nosem. Gdy tylko pojawiam się w zasięgu jego wzroku od razu się uśmiecha. Promienieje szczęściem. Tymczasem ja… Odpowiadam uśmiechem na jego uśmiech, choć to tylko zagrywka taktyczna.

Wczoraj wieczorem próbowałem wyciągnąć jakieś informacje, które pozwolą mi zbudować wirtualny obraz Jo. Ostatnie miesiące spędził na statku, co był spełnieniem jego dziecięcych marzeń. Ponoć zawsze pragnął wybrać się w daleki rejs. Do tego nieźle zarobił, bo zdaniem Eli jest „niesamowicie uzdolniony”. Potrafi przemienić każdy kawałek drewna „w coś wyjątkowego”. Obecnie porzuca morskie wyprawy na rzecz własnej pracowni. No i najważniejsze – przywiezie mebelki do pokoju dziecięcego.

Strzępki informacji, ekscytacja Eli, telefoniczna kłótnia, dziecko… Połączenie tych wszystkich elementów sprawia, że jestem zazdrosny. Bardzo zazdrosny. Znacznie bardziej niż zwykle. No dobra, wiem, że to irracjonalne z mojej strony. Eli mnie kocha. Ufa mi. Powiedział mi o przeszłości. Pod wieloma względami miną lata świetlne, zanim tajemniczy Jo osiągnie pułap zamożności podobny do mojego. Mam Eli. Dziecko. Pieniądze. A mimo to czuję lęk.

Podejrzewam, że Jo nawet przez myśl nie przeszło, by odebrać mi ukochanego. Troszczy się o niego, bo traktuje Eli jak młodszego brata. Ponoć gdy dowiedział się o ciąży od razu chciał wracać. Niestety, nie mógł tego zrobić. Kontrakt, który podpisał, obwarowany był olbrzymią karę finansową w razie zerwania umowy. Zarówno on, jak i Króliczek, znaleźli się wówczas w bardzo trudnej sytuacji finansowej. I wtedy pojawiłem się ja. „Wybawiciel” z opresji… Jak mogłem być tak głupi i zaślepiony? Nie zauważyłem, że…

- Skosztujesz? – Małolat podtyka mi niewielkie ciastko z kremem. Uwielbiam, gdy mnie karmi. Takie proste gesty to idealna okazja, by przytrzymać jego rękę i udawać, że zlizuję resztki kremu ze smukłych palców, patrząc mu przy tym prosto w oczy. – Max, przestań się wygłupiać – zostaję zrugany.

- Twoja skóra jest słodsza od cukru.

- Robisz to celowo, prawda? – Króliczek groźnie mruży oczy.

Celowo? Nie. Robię to, bo chcę się z nim zamknąć w naszej małej bańce. Chcę go odciąć od świata zewnętrznego. Chcę, aby był tylko mój. Chcę się z nim kochać. Chcę go rozpieszczać. Chcę się w nim ponownie zakochać. Chcę…

- Ziemia do Maxa! Przestań fantazjować i pomóż mi nakryć do stołu.

Skupiony i zdeterminowany jasnowłosy stara się dopilnować każdego szczegółu. Zdecydował się nawet na własnoręczne pieczenie ciasteczek. Prosiłem, aby się nie przemęczał. Ciasto z cukierni byłoby równie dobre.

- Lubię, gdy mi rozkazujesz – uśmiecham się figlarnie. Wykorzystuję okazję, gdy odwraca się do mnie tyłem i od razu go obejmuję.

- Max!

- Skarbie, wszystko będzie dobrze. Dlaczego jesteś taki zestresowany?

- Nie jestem!

Króliczek próbuje mnie oszukać. Jego ciało jest spięte. Szarpie się przez chwilę, lecz nie jest w stanie sprawić, abym go puścił.

- Powiedz słowo, a pomogę ci się zrelaksować – szepczę do króliczego uszka. – Kilka chwil z mężem i zapomnisz o wszystkim. – Moje dłonie próbują wsunąć się pod morelową tunikę, która luźno układa się na brzuszku, maskując ciążowe krągłości.

- Nie…

Opór Eli znacznie słabnie, gdy całuję go po szyi. Chętnie odchyla głowę. Patrzy mi głęboko w oczy. Przymyka powieki. Nie umiem się dłużej powstrzymać. Obracam chłopaka i wpijam się w jego usta. Pocałunek, który miał być drobną pieszczotą, smakuje namiętnością i obietnicami spełnienia, na które będziemy musieli poczekać.

- Ostatnia szansa, abyś mnie powstrzymał – lojalnie uprzedzam narzeczonego.

- Za chwilę przyjedzie nasz gość.

- Za chwilę możesz być nagi.

Eli niechętnie otwiera oczy. Jego zamglone spojrzenie przepełnione jest uczuciem i pasją. Pragnie mnie równie mocno, jak ja pragnę jego.

- Nie puszczaj mnie, bo upadnę – prosi. Tuli się do mnie, szukając wsparcia.

- Nigdy cię nie puszczę – zapewniam żarliwie, biorąc go na ręce.

Zanoszę nastolatka do salonu i sadzam na sofie. Wolę dmuchać na zimne.

- Wygodnie? – Poprawiam poduszki, aby mógł się o nie oprzeć. – Może otworzę okno.

- Mogłeś mnie tak nie całować. – Eli muska swoje usta opuszkami, wspominając słodkie chwile, które miały miejsce w kuchni.

- Najwidoczniej nie mogłem. – Wzdycham, siadając obok Króliczka. – Zmarnowałem wystarczająco dużo czasu na patrzenie. Muszę cię dotykać. To silniejsze ode mnie.

- Jesteś niemożliwy, mój mężu.

Eli kładzie swoją dłoń na mojej i splata nasze palce. Ukradkiem zerkam najpierw na obrączkę, a następnie na jego nadgarstek. Dotrzymał słowa i nie zdjął bransoletek. Ten prosty gest mile łechta moje ego. Po chwili wahania kładę nasze splecione dłonie na jego brzuchu. Dzidziuś reaguje na mój gest kopnięciem.

- Wdajesz się w ojca – zauważam z dumą, zwracając się do dziecka. – Nie mogę się doczekać aż się urodzisz – z czułością przemawiam do maleństwa. – Będziemy razem opiekować się naszym skarbem. – Unoszę wzrok i spoglądam na mojego wybranka. – Kocham cię ponad wszystko. Wiesz o tym?

- Max, Jo nie był, nie jest i nie będzie twoim rywalem.

- Nie oddam cię bez walki.

- Nie musisz walczyć. Jestem twój.

- Poruszyłbym niebo i ziemię, gdyby zaszła taka potrzeba.

- Wiem. Ja zrobiłbym dokładnie to samo.

- Mój Króliczku… – chowam złotowłosego w ramionach.

- Pocałuj mnie jeszcze raz.

- Z prawdziwą przyjemnością – uśmiecham się do ukochanego. – Spełnianie twoich zachcianek zawsze będzie moim priorytetem… – szepczę.

Moje usta ledwo dotykają ust Eli. Ciężarny drży. Lubię w nim ten kontrast. Potrafi być dziki i nieokiełznany, a jednocześnie taki bezbronny i uroczy.

Niestety, chwile czułości nie trwają zbyt długo. Głośne trąbienie, rozlegające się po okolicy oznacza tylko jedno – Jo właśnie przyjechał.

- Nareszcie jest! – Eli od razu zrywa się ze swojego miejsca i pędzi ile sił w nogach w kierunku drzwi.

- Powoli! – Upominam go, lecz na niewiele się to zdaje.

- Max, pospiesz się! – Popędza mnie do działania.

Nieco opieszale opuszczam salon. Po drodze staram się przywołać pogodny wyraz twarzy, by nasz gość nie poczuł się niechcianym intruzem. Cokolwiek się stanie, musimy się zaprzyjaźnić.

- Jo! Jo! – Eli nie kryje radości ze spotkania. – Tak bardzo za tobą tęskniłem!

- Ja za tobą też – zapewnia go głęboki, męski głos. – Dobrze się czujesz? Jak dziecko?

- Bardzo dobrze. Ciągle kopie.

- Mogę dotknąć?

- Pewnie, że możesz!

W mojej głowie zapala się czerwona lampka. W domu jest obcy facet, który będzie dotykać mojego Króliczka! Położy rękę na jego brzuchu. Wiedziałem, że do tego dojdzie. Czemu więc jest mi tak trudno to zaakceptować?

Wstrzymuję oddech. Widok klęczącego, obcego mężczyzny, który bezwstydnie maca Eli po brzuchu to za dużo, jak na moje zszargane nerwy. Intuicja słusznie podpowiada, aby chwycić go za kark i wyrzucić za drzwi, ale… Wytrzymaj, Max. Wytrzymaj. Pamiętaj, dla kogo to robisz.

- On naprawdę się rusza! Boli cię, gdy tak kopie?

- Nie. Za to coraz częściej szaleje w środku nocy.

Biorę głęboki wdech, co przychodzi mi z wielkim trudem. Jak zahipnotyzowany, wpatruję się w rękę, która błądzi po zakazanym terytorium.

- Nie mogę uwierzyć, że jesteś w ciąży. I wyglądasz zupełnie inaczej! Stałeś się taki okrąglutki! A ty? – Ponownie zwraca się do dziecka. – Znowu się poruszył! Niesamowite!

- Pewnie się cieszy, że wreszcie może poznać swojego ojca chrzestnego.

Ojca chrzestnego?! Eli chce, aby Jo był ojcem chrzestnym naszego dziecka?! Kiedy o tym zdecydował? I czemu ja nic o tym nie wiem?

- Twój synek nie mógł lepiej trafić, prawda maluchu?  – Jo jest ewidentnie wzruszony. Obejmuje Eli w pasie i przytula twarz do jego brzucha.

Czy on wie co robi? Ostentacyjne wkraczanie na terytorium innego faceta zawsze niesie za sobą ryzyko. Mam nadzieję, że nie będzie miał do mnie pretensji, jeśli wróci do domu z podkulonym ogonem i podbitym okiem.

- Mówiłem ci, że nie znamy płci. To może być dziewczynka.

- Nie opowiadaj bzdur! To chłopak! – Obmacywacz upiera się przy swoim zdaniu. Co ciekawe, pokrywa się ono z moim. Od samego początku wiem, że Eli urodzi syna. – Wujek bardzo cię kocha, więc rośnij zdrowo. A kiedy się urodzisz pomożesz mi zdobyć dziewczynę. Laski szaleją na widok małych dzieci. To będzie nasz triki na podryw. Gra zespołowa, rozumiesz? Zawsze się sprawdza. Masz na to moje słowo.

- Nie opowiadaj dziecku bzdur – Eli zaczyna się śmiać, ocierając jednocześnie łzy.

- Kochanie, nie płacz – wtrącam się do rozmowy.

- Nie płaczę. Nie potrafię zapanować nad emocjami. – Nastolatek pociera oczy dłonią.

- Proszę. – Eli wyciąga rękę po chusteczkę, którą mu podaję.

Ten prosty gest troski sprawia, że muszę zmagać się ze świdrującym wzrokiem Jo, który skanuje każdy centymetr mojego ciała. Przestaję skupiać się na Króliczku i odpieram atak, rzucając w jego stronę zimne spojrzenie.

- Cieszę się, że w końcu możemy się poznać – cedzę przez zęby grzecznościową formułkę, wyciągając jednoczenie prawą dłoń w kierunku intruza. – Max Ford – przedstawiam się dość formalnie.

- Joseph Baker. – Mężczyzna odpowiada bardzo silnym uściskiem dłoni.

„Joseph Baker” powtarzam w myślach. Przyznaję, że nie tak go sobie wyobrażałem. Sądziłem, że będzie bardziej w typie filigranowego Eli. Tymczasem Jo jest wysoki, szczupły i nawet nieźle zbudowany. Ciemne, krótko przystrzyżone włosy, opalona skóra oraz oczy tak niebieskie, że można by się w nich utopić. Skubany, jest naprawdę przystojny. A do tego bardzo młody. W każdym razie młodszy niż ja.

- Zapraszamy – wskazuję na salon, jednocześnie obejmując Eli w pasie.

Pierwsza godzina jest wyjątkowo trudna do przebrnięcia. Staram się być miły, lecz nie wiedzieć czemu, Jo bezustannie gasi mój wymuszony entuzjazm drobnymi uszczypliwościami, których sobie nie szczędzimy. Wiem, że to moja wina, bo zamiast ugryźć się w język, podejmuję grę i nie pozostaję mu dłużny.

Po wspólnym śniadaniu Eli postanawia pokazać przyjacielowi dom.

- Miałeś spory wpływ na wystrój, prawda? – Intruz podziwia sielskie widoki, zwiedzając naszą szklaną altankę.

- Skąd wiedziałeś? – Eli zdaje się zaskoczony jego odkryciem.

- Kolory cię zdradzają. – Mężczyzna obdarza nastolatka szczerym uśmiechem. – W przeciwieństwie do twojego narzeczonego, masz swój niepowtarzalny styl.

Postanawiam milczeć i nie komentować dalszych zaczepek.

- Max wybrał większość mebli, a ja głównie dodatki.

- To widać. – Jo ponownie rozgląda się po otoczeniu. – Wykonanie i funkcjonalność to chyba nie twoja bajka, co Max? Kierowałeś się wyłącznie ceną?

- Czas mnie gonił. Starałem się wybierać meble, które dostępne były od ręki – tłumaczę się, choć zupełnie nie wiem dlaczego.

- Czas… Sprytnie to ująłeś. – Jo po raz kolejny próbuje mnie sprowokować. Dobrze wiem do czego pije. Tak, dałem ciała na początku ciąży. Powinienem od razu zabrać go do siebie i otoczyć opieką. Zamiast gnieździć się w tej ciasnej klitce, urządzalibyśmy teraz pokoje w wygodnej rezydencji, którą z pewnością kupimy.

- Dzięki – mamroczę pod nosem.

Z altanki przenosimy się do pokoju gościnnego. Jestem z siebie dumny, bo włożyłem sporo pracy, aby wyglądał nienagannie.

- Max pomoże ci z bagażami. – Eli stara się być miły za nas obu.

- Wolałbym, abyś pokazał mi pokój dziecka. Chciałbym jeszcze raz wszystko wymierzyć, zanim zacznę składać mebelki.

Kolejna szpila. Jo z pewnością wie, że to ja dokonałem pomiarów. Rozpisałem je na kartce papieru, na której Króliczek stworzył wstępny szkic, który mu potem wysłał.

W milczeniu idziemy na górę. Baker przez blisko kwadrans podziwia karuzelę, którą Eli namalował dla naszego synka. Zasypuje Króliczka masą komplementów. Robi mi się niedobrze od nadmiaru lukru, którym przesiąknięte są jego słowa. By jakoś przetrwać, kręcę się wokół ciężarnego. Przypominam ćmę podążającą za światłem. Przed spaleniem ratuje mnie niespodziewane pojawienie się kuriera.

- To pewnie olejek, który ostatnio zamówiłem. – Ukochany przypomina mi o zakupach, które kazałem mu poczynić.

- Zaraz sprawdzimy. – Niechętnie zostawiam narzeczonego i idę otworzyć drzwi.

Gdy wracam na górę, wyraźnie słyszę przyciszone szepty oraz wesoły śmiech. Jo robi co może, aby zepsuć mi dzień. Ma nade mną przewagę, bo Eli sporo mu o mnie powiedział. Zwłaszcza o „atakach zazdrości”. Ja nie miałem aż tyle szczęścia. Zdobyte informacje są mało przydatne. Nie mam żadnego asa w rękawie, który pomógłby mi rozłożyć przeciwnika na łopatki.

Zanoszę kosmetyki do łazienki i zostawiam paczkę na blacie. Biorę kolejny głęboki wdech, przeganiam posępne spojrzenie. Dam radę. To tylko trzy dni. W niedzielę Jo wsiądzie do swojej furgonetki i zniknie z naszego życia na bardzo długo.

Wracam do pokoju dziecka, gdzie czekają mnie dalsze „atrakcje”. Tym razem Jo postanowił przyjrzeć się biżuterii, którą podarowałem Króliczkowi. Przestaję oddychać, gdy obraca drobną rękę Eli, przyglądając się bransoletce na jego lewym nadgarstku. Czuję bolesne ukłucie w sercu. A jeśli coś mu zrobi? Niechcący uszkodzi?

- Wspominałeś, że prezenty to jego sposób na miłość. – Gotuję się w środku, słysząc szyderczy ton, którym zabarwione są te słowa.

-Max lubi mnie rozpieszczać.

- Chciałbym poszaleć na naprawdę dużą skalę – puszę się dumnie, wkraczając do nadal pustej sypialni. – Sportowy samochód, jacht, kucyka – nieśmiało wspominam o różnych rzeczach, za pomocą których mógłbym okazać miłość mojemu wybrakowi.

- Nie! – Eli od razu reaguje na moje słowa. – Nie pozwalam! Słyszysz?! Żadnych łodzi! I żadnych kucyków!

- Króliczku, nie bądź taki. Wszystkiego mi zabraniasz – żalę się, udając zmartwionego.

- Króliczku? – Jo parska śmiechem. – Teraz rozumiem. Nazywasz go tak, aby udowodnić, że masz odpowiednią ilość kapusty?

- Nazywam go tak, jak chcę. Nie będę ci tego tłumaczyć, bo i tak nie zrozumiesz. Musiałbyś zakochać się  w nim równie mocno, jak ja się zakochałem, a to raczej niemożliwe. – odcinam się. – Poza tym Eli nie przepada za kapustą. Woli marchewki, prawda skarbie? – Dodaję znacznie bardziej ugodowo.

- Stary, wyluzuj trochę. Nie znasz się na żartach? Eli mówił, że fajny z ciebie facet, a sprawiasz wrażenie nadętego bufona.

Stary? Ten dzieciak nazwał mnie „starym”?!

- Jo, nie przeginaj. Max bardzo się stara. – Fiołkowooki staje w mojej obronie.

- To niech trochę odpuści. Zachowuje się jak mój ojciec w czasach, gdy zatrudnił się w banku. Cierpiał katusze użerając się w klientami. Z nim jest podobnie. Sztuczny uśmiech i przytakujące komentarze. Jesteś pewny, że to ten sam Max, o którym wcześniej mi piałeś?

- Dzięki – warczę. Marzyłem o tym, by być aż taż „starym”, że awansowałem na jego ojca. Ciekawe co jeszcze wymyśli?

- Nie obrażaj się. Chodzi mi o to, że będziemy się często widywać. Serio chcesz, abyśmy traktowali się w taki sposób? Ubrałeś się jak ważniak i zgrywasz prezesa. Przestań. Masz cięty język i poczucie humoru. Zacznij je wykorzystywać zanim uśniemy z nudów. – Niebieskooki wywraca oczami.

- To twoja wina! – Wybucham. – Bezustannie mnie prowokujesz!

- Nie udawaj świętego, hodowco królików.

- Uważaj – ostrzegam, grożąc mu palcem. – Możesz mnie uważać za nudziarza pracującego w banku, ale od królików wara.

- Przebierz się w coś wygodnego i spuść powietrze z balona, to może jakoś się dogadamy – Jo puszcza do mnie oko.

- A nie bierzesz pod uwagę, że taki właśnie jestem?! – Ze zdenerwowaniem wskazuję na swój strój. – Staram się zachowywać jak odpowiedzialny mąż i ojciec! Chcę, abyś poznał mnie z jak najlepszej strony, abym nigdy więcej nie musiał słyszeć, że naślesz na mnie policję!

Zapada chwila niezręcznej ciszy. Testosteron buzuje w powietrzu. Każdy z nas pogrążony jest w swoich myślach. Baker wpatruje się we mnie. Ja w niego. Tylko Eli wydaje się zasmucony cała sytuacją. Obejmuje brzuszek i spuszcza głowę.

Nie, tak nie może być! Miałem się postarać. Obiecałem mu, że Jo i ja zostaniemy przyjaciółmi. Przewidywałem, że będzie ciężko, więc tym bardziej nie mogę się poddawać!

- Przebiorę się i pomogę ci przy meblach – oświadczam spokojnym tonem.

- Przepraszam za to co wtedy powiedziałem. – Jo podchodzi do mnie i wyciąga rękę na zgodę.

- Dziękuję. – Po raz drugi tego dnia ściskam jego prawą dłoń. – Przepraszam, że od początku nie zaopiekowałem się Eli tak, jak powinienem był to zrobić. Cieszę się, że miał twoje wsparcie, kiedy było mu ono najbardziej potrzebne.

Moje słowa przepełnia szczerość i Jo naprawdę to docenia.

- Ty go naprawdę kochasz – stwierdza.

- Dopiero teraz zauważyłeś?! – Prycham. Podchodzę do Eli i mocno go obejmuję, a następnie równie namiętnie całuję. Ten prosty gest sprawia, że świat wydaje mi się piękniejszy. – Teraz mi lepiej – uśmiecham się do zaskoczonego Króliczka, który wpatruje się we mnie szeroko otwartymi oczami.

- To co, pomożesz mi z meblami? – Jo rzuca mi pytające spojrzenie.

- Z przyjemnością – odpowiadam, pozbywając się niezbyt wygodnej marynarki.


5 komentarzy:

  1. No i musieli niewytrzymać, żeby się dogadać 🤣

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, oni muszą się ze sobą przespać. Dopiero wtedy będzie się działo.

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. Oh jak mi się Jo podoba :-) biedny Maks, dobrze,że tak się starał bo by od razu głowę mu odgryzł w normalnej sytuacji. Czytałam już godzine po wrzuceniu, ale jako że leczyłam ciężkiego kaca nie byłam w stanie skomentować. Ale czytało się genialnie, dziękuję za kolejny cudny rozdział (*_*):-*:-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę, Ty czytasz na kacu, a ja piszę pod wpływem :D Idealnie się uzupełniamy :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, Max jest pieruńsko zazdrosny o Eli, te ich zaczepki... ale chyba właśnie Jo testował jego cierpliwość...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń