poniedziałek, 14 lutego 2022

mpreg 111

„Bezsenne Noce"

 - Proszę, zjedz jeszcze – podsuwam Eli kolejną kanapkę z masłem orzechowym.

- Już nie mogę – nastolatek obejmuje brzuszek. Podejrzewam, że w ten sposób porozumiewa się z naszym dzieckiem. Przeraziłem się, gdy powiedział, że zrobiło mu się słabo z głodu. Gdyby zemdlał… Nie, nie chcę nawet o tym myśleć!

- Nic dziwnego, że źle się czuje, skoro żywi się takimi rzeczami – cierpki komentarz pani Loren nie polepsza sytuacji. – Właśnie dlatego uważam, że dzieci nie powinny mieć dzieci. Kto to widział, aby w ciąży opychać się masłem orzechowym? Dziecko potrzebuje przede wszystkim mięsa.

- Przepraszam, ale moglibyśmy nie rozmawiać o jedzeniu? – Króliczek ze wszystkich sił stara się uniknąć kłopotliwego tematu. Dobrze znam upodobania kulinarne naszego synka. Dzidziuś nie chce mięsa. Gdyby było inaczej, Eli nie unikałby go jak ognia. Stara się spełniać wszystkie zachcianki naszego maleństwa, które od samego początku jest dość wybredne. Chce słodkich owoców oraz ton ciastek, które pochłania w ilościach hurtowych.

- Jesteś jeszcze taki młodziutki. Nie rozumiesz wielu rzeczy. – Pani Loren ponownie zaczyna swoją śpiewkę. Działa mi na nerwy. Najchętniej bym ją wyprosił, lecz to będzie dość trudne. Nie mogę być niemiły. To znajoma rodziców. Jeśli krzywo spojrzę w jej stronę całe miasteczko będzie o tym wiedziało. Moja reputacja odbije się na mamie. Nie mogę jej tego zrobić.

Eli bierze głęboki wdech. Nic nie mówi. Nie musi. Po jego minie widzę, że nie jest zadowolony. Wpatruje się w swój talerzyk, na którym porozrzucane są okruszki chleba.

- Moim zdaniem obydwaj nie nadajecie się na rodziców. Jak chcecie zadbać o dziecko, skoro wokół panuje taki bałagan? – Starsza pani nie pognębiła nas jeszcze wystarczająco porządnie? Szkoda, że tego nie nagrałem. Rodzice pewnie mi nie uwierzą, gdy streszczę im przebieg naszego spotkania.

- Poradzimy sobie – uśmiecham się przelotnie, co okazuje się dość poważnym błędem.

- Poradzicie? Niby jak? Przed chwilą nie byłeś w stanie zapanować nad robotem kuchennym. Zapewniam cię, że dziecko wymaga znacznie większego poświecenia i uwagi. Jesteś pisarzem. Powinieneś skupić się na swojej karierze, a nie na dzieciach.

- Robot się zaciął – zwalam winę za bałagan na wredny sprzęt, na którym z pewnością się zemszczę. – Kupimy nowy i po kłopocie.  – Właśnie tak. Odliczam minuty do chwili, gdy to wredne urządzenie znajdzie się w koszu na śmieci. Zasłużył na kopniaka i powolne rdzewienie. Szkoda, że segregacja odpadów nie pozwala na powolne wykańczanie wroga we własnym ogródku.

- Mama i tata z pewnością wspominali, że szukamy kogoś kompetentnego, kto pomoże nam zająć się domem, prawda? – Szybko przechodzę do rzeczy, bo chcę mieć to już za sobą.

- W chwili obecnej powinieneś pomyśleć o ekipie remontowej. Kuchnia nadaje się do generalnego remontu.

- Bez przesady. To tylko odrobina ciasta. – Króliczek dzielnie brani naszego gniazdka.

- Odrobina? – Perfekcyjna pani domu prycha w odpowiedzi, odstawiając z impetem filiżankę herbaty na stół. – Przydałby się też dekorator wnętrz. Spójrzcie chociażby na te krzykliwe obrazy, które do niczego nie pasują.

- Są moje – cichy szept Eli mrozi mi krew w żyłach.

- Słucham? – Pani Loren udaje zdziwienie.

- To moje obrazy. Namalowałem je.

- Faktycznie, Pamela wspominała, że malujesz. Skoro znasz się na farbach, nie będziesz miał problemu z odświeżeniem kuchni. Gertrudzie też pomagałeś przy remoncie. Dobrze wiedzieć, że garniesz się do pracy.

- Posuwa się pani za daleko – warczę na naszego kłopotliwego gościa.

- Nie ma się co oburzać za kilka dobrych rad – zacna matrona idzie w zaparte.

- Eli nie będzie pracować. Zwłaszcza fizycznie – dodaję z pełną mocą. – Wkrótce będziemy małżeństwem. Moim obowiązkiem, jako męża i ojca, jest troska o rodzinę – puszę się dumnie na samą myśl, jak cudowną rolę przyjdzie mi odgrywać.

- Jeśli chodzi o ciebie Max, to mam nadzieję, że rozmawialiście już o intercyzie. Takie rzeczy to konieczność. Chyba nie chcesz przechodzić później przez przykre nieporozumienia. Córka mojej znajomej także związała się z kimś nieodpowiednim. Rodzina w porę jej nie ostrzegał i teraz ma za swoje. Wiesz co mam na myśli, tak? – Złośliwe spojrzenie, skierowane w stronę Królicza, przelewa czarę goryczy.

- Wydaje mi się, że omówiliśmy już wszystko – wstaję od stołu i podchodzę do pani Loren, aby odsunąć jej krzesło. – Bardzo dziękujemy za poświęcony nam czas. Odprowadzę panią do samochodu.

Wyprowadzam kobietę na zewnątrz. Uprzejmie otwieram drzwi jej auta, a kiedy odjeżdża, zamykam bramę i odbezpieczam alarm. W ten sposób już nigdy tu nie wróci.

Gdy wracam do domu, Eli jest już w kuchni. Zdążył nawet wyciągnąć z szafki papierowe ręczniki oraz inne niezbędne akcesoria do czyszczenia kuchni.

- Zostaw, ja się tym zajmę.

- Pomogę ci – blondyn nawet na mnie nie patrzy. Całą uwagę skupia na bałaganie, którego narobiłem.

- Nic z tego, kochanie. Pół godziny temu prawie zemdlałeś.

- Max… – Chłopak niechętnie unosi wzrok. Jest smutny. Nie czekam ani chwili. Przytulam go mocno, aby czuł moje wsparcie.

- Nie Max, tylko mąż – droczę się.

- Pobrudzisz się. – Eli najwyraźniej zapomniał, że stałem na pierwszej linii ognia, oko w oko z krwiożerczą bestią.

- Twój mąż zaliczył dziś spory sukces, wiesz? Nie masz pojęcia jak walczyłem, by nie wyrzucić tej wrednej raszpli daleko, daleko za bramę – dzielę się z ukochanym swoimi niecnymi zamiarami.

- Kocham cię.

- Ja też cię kocham – głaszczę Króliczka po jasnych włosach. – Będziesz je musiał porządnie umyć. Są całe w cieście – dodaję przepraszającym tonem.

- Mhm – mruczy w odpowiedzi.

- Przygotuję ci kąpiel, masz ochotę?

- Najpierw obowiązki – Eli ponownie rozgląda się po kuchni.

- Nie oszukuj. Jesteś skonany. Pójdziemy na górę. Umyjesz się, przebierzesz w coś wygodnego i trochę pośpisz, a twój mąż zadba o resztę.

- Nie chcę zostawiać cię samego z tym bałaganem.

- Chodź – biorę Króliczka za rękę i prowadzę do łazienki.

Eli rezygnuje z relaksującej kąpieli na rzecz prysznica. Pomagam mu rozczesać i wysuszyć włosy, a potem układam do łóżka i szczelnie okrywam. Zasypia praktycznie od razu. Pani Loren zafundowała mu dość silną dawkę stresu. Biedactwo.

Gdy mój ukochany odpoczywa, piszę wiadomość do mamy uprzedzając ją, że rezygnujemy z dalszych poszukiwań pomocy domowej. Proszę też, aby odwoła pozostałe kandydatki. Nie dzielę się szczegółami, ale jasno daję do zrozumienia, że zatrudnię profesjonalną firmę sprzątającą. Nawet jeśli miałbym płacić za bilety lotnicze, już nigdy nie wpuszczę lokalnych plotkar do naszego domu.

Dwie godziny później krytycznym okiem oceniam efekty mojej ciężkiej pracy. Kuchnia wygląda jak nowa. Ja także. Robot trafił do kosza, gdzie jego miejsce. Zdążyłem nawet zamówić inny. Wstawiłem pranie. Przygotowałem sałatkę. Zasługuję na solidną kawę. Zanim udaje mi się nastawić ekspres, przyjeżdża tata. Zupełnie zapomniałem, że umówił się z Eli na jakąś niespodziankę. Ciekawe co takiego wymyślili.

Tata parkuje samochód w ogrodzie. Otwiera bagażnik, a następnie wyciąga sporej wielkości torbę oraz kilka mniejszych kartonów.

- Synu, dobrze, że jesteś. Pomożesz mi? – Radość i pozytywne nastawienie niedźwiedzia sprawia, że zbieram się w sobie i przygotowuję dosłownie na wszystko.

- Co to jest? – Pytam, wskazując na przywiezione przez niego rzeczy.

- Namiot – rozwiewa moje wątpliwości. – Eli bardzo chce spędzić noc w ogrodzie. Nie wiedziałeś?

- Wiedziałem. Kilka razy wspominał mi o tym pomyśle, ale uznałem, że tylko żartuje.

- Groziłeś, że to się zakończy zapaleniem płuc, dlatego zwrócił się do mnie o pomoc. – Ojciec szczerzy zęby w szerokim uśmiechu. Wykazuje entuzjazm, którego dawno u niego nie widziałem. – Gdzie jest Eli? Chciałbym, aby wybrał odpowiednie miejsce.

- Śpi.

Niechętnie streszczam tacie całe zajście z panią Loren. Razem z mamą zawsze nam pomagają. Jestem pewny, że będą się obwiniać o to, że narazili swojego ulubieńca na nieprzyjemności.

- Zatrudnię profesjonalną firmę – zdradzam mój sekretny plan.

- Słuszna decyzja, synku. Przykro mi, że tak wyszło.

- Nie sądziłem, że obcy ludzie będą mieli aż tyle do powiedzenia na temat naszego życia. Przykro mi to mówić, ale życie na wsi nigdy mnie nie rozpieszczało.

- Myślisz o przeprowadzce… – Tata łapie w lot o co mi chodzi.

- Tak – przytakuję niechętnie. – Eli ukończyłby szkołę. Mógłby studiować lub uczęszczać na prestiżowe kursy.

- A co z dużym domem? Gromadką dzieci?

- Z tego marzenia z pewnością nie zrezygnuję. Pytanie brzmi, czy mama i ty będziecie chętni, aby się przeprowadzić – rzucam przynętę.

- Przeprowadzić? – Peter Ford wydaje się zaintrygowany.

- No wiesz, skoro już planujemy kupno dużego domu, moglibyście zamieszkać razem z nami. Od wielu lat powtarzałem ci jak mantrę, że nie zostanę tu, na prowincji. Znajdę dla nas o wiele przyjaźniejsze miejsce.

- Porzucić dom, przyjaciół… Synku… – Wahanie ojca sprawia, że tym bardziej chcę zamącić mu w głowie.

- Wiem, że to spore wyrzeczenie, ale pomyśl. Będziemy razem. Mama, ty, Eli. Wnuki – to mój koronny argument. – Celowo wspominam o tym już teraz, bo chcę, abyś to przemyślał i porozmawiał z mamą.

- Porozmawiał? A czy ty mi przypadkiem nie sugerujesz, że mam ją urobić?

- Nazywaj to jak chcesz – śmieję się chytrze. – W każdym razie proszę, abyś to przemyślał. I nie udawaj zaskoczonego, jeżeli wiosną zwiniemy żagle i ruszymy przed siebie.

- Nie wybrałeś lokalizacji. Nie masz domu, a proponujesz nam przeprowadzkę – niedźwiedź drapie się po głowie.

- Zatrudniłem agenta od nieruchomości, który szuka dla nas odpowiedniego miejsca. Eli lubi nasz mały sad, więc z pewnością będziemy mieli ogród. Moglibyśmy uprawiać warzywa, owoce. Mama hodowałaby kwiaty. Kupilibyśmy trochę zwierząt. Dzieci lubią zwierzęta. Połączylibyśmy tradycję z nowoczesnością. Wchodzisz w to? – Cierpliwie czekam aż ojciec udzieli jednoznacznej odpowiedzi.

- Tak.

- Naprawdę? – Szokuje mnie jego zdecydowanie.

- Tylko nie mów mamie – zastrzega z góry. – To chyba oczywiste, że chcemy być blisko was. Jesteśmy od tego, by rozpieszczać wnuki. Poza tym nie znasz się na uprawie ziemi. O zwierzętach nie wspomnę – puszcza do mnie oko.

- Tato, tak dobrze mnie znasz – udaję zaskoczonego.

- Bierz się do pracy, synu. Namiot sam się nie rozstawi. W międzyczasie opowiesz mi ze szczegółami o wszystkim.

***

Pomysł z namiotem średnio przypadł mi do gustu. Nie wykluczam, że raz czy dwa napomknąłem coś o przeziębieniu czy innych chorobach. Jednak gdy namiot fizycznie znalazł się w naszym ogrodzie, zmieniam zdanie. Nie dość, że naznosiłem do środka koców i poduszek, to nawet udało mi się przygotować drewno na ognisko. Eli z pewnością będzie zachwycony. Pieczenie pianek na ogniu, picie gorącego kakao, wpatrywanie się w rozgwieżdżone niebo. Tylko idiota zrezygnowałby z tak romantycznego scenariusza. I pomyśleć, że sam na to wpadłem. No, może nie do końca sam.

Zerkam na zegarek. Dochodzi osiemnasta. Powinienem sprawdzić, czy mój ukochany już się obudził. Zakradam się na górę. Tak jak podejrzewałem, nastolatek nadal leży w łóżku. Nie ruszył się nawet o milimetr. Kładę się obok. Niecierpliwie odliczam czas. Chciałbym go zabrać od razu do ogrodu. Kolacja na świeżym powietrzu będzie miłą odmianą naszej codzienności. Mieszkanie na wsi mocno mnie ogranicza. Nie ma tu restauracji, kina, hotelu. Nie mogę zamówić głupiej pizzy. Randka w galerii sztuki lub muzeum jest nieosiągalna. Eli do pobliskiego miasta nie chce zbyt często jeździć. Długie dystanse, ograniczenia prędkości. Jednym słowem nuda.

Przytulam się do pleców Króliczka i ostrożnie dotykam jego brzucha. Eli od razu reaguje. Układa swoją dłoń na mojej. Opuszki jego palców snują się po mojej skórze, łaskocząc delikatnością.

- Kiedy się obudziłeś? – Nie potrafię okiełznać ciekawości.

- Godzinę temu?

- I nic nie powiedziałeś? Tata przywiózł twoją niespodziankę. Pomogłem mu rozstawić namiot w ogrodzie. Przygotowałem drewno na ognisko, przekąski, koce. – Opowiadam Eli o czekających nas atrakcjach. – Będziesz się musiał cieplutko ubrać. I popsikać czymś na komary.

Osiemnastolatek nie reaguje na moje słowa. Nie cieszy się? Może nadal jest mu słabo?

- Skarbie, co się dzieje? Źle się czujesz?

- Nic mi nie jest.

- Spójrz na mnie – nalegam, aby się odwrócił w moją stronę. – Króliczku? – Ponaglam chłopaka. – Co się dzieje? – Pełen najgorszych przeczuć wygrzebuję się z pościeli. Obchodzę łóżko i siadam na podłodze, aby móc spojrzeć ciężarnemu prosto w oczy.

- Nic mi nie jest – powtarza swoją ulubioną formułkę. Nie dam się nabrać na jego sztuczki.

- Skarbie, nie bądź smutny. Twój mąż wszystkim się już zajął. Rozmawiałem z rodzicami. Powiedziałem im, że zatrudnimy profesjonalną firmę. Zabezpieczyłem dom czosnkiem. To niezawodny sposób, by stare wiedźmy trzymały się od nas z daleka – próbuję go rozśmieszyć, lecz z marnym skutkiem.

- Czasami ja też się zastanawiam, czy to wszystko prawda i czy moje życie nie jest zbyt idealne. Kocham cię. Szczerze i mocno.

- Wiem, bo ja ciebie też – dodaję pospiesznie, próbując ukraść pocałunek. Eli nie daje mi się pocałować. Przykłada palce do moich ust. Dzięki temu mam szansę, aby bardzo czule się nimi zająć. Ujmuję go za nadgarstek a potem pieszczę jego dłoń.

- Max, może nie powinniśmy brać ślubu.

- Co?! Żartujesz, tak?! – Mój spokój i opanowanie właśnie się ulotniły. – Rozmawialiśmy już o tym wiele razy. Twoja zgoda była wiążąca. Nie możesz się wycofać.

- Nie chcę się wycofać.

- Całe szczęście – wzdycham z ulgą. – Nie strasz mnie tak nigdy więcej. Zabraniam ci myśleć o tak strasznych rzeczach.

- Nie sądzisz, że znajome twojej mamy mogą mieć rację? To nie był pierwszy raz. Może ja rzeczywiście się dla ciebie nie nadaję? Mam pokręconą przeszłość.

- Właśnie dlatego twoja teraźniejszość i przyszłość jest ściśle związana z moją. Masz pojęcie, jak długo o tobie marzyłem? Uwielbiam się tobą opiekować.

- A intercyza?

- Intercyza? Po co nam intercyza?

Jeśli jest słowo, którego naprawdę nie lubię, które jest gorsze niż przekleństwo, to właśnie padło dwa razy. Wredne baby i ich zaściankowe pomysły!

- Oszaleję! Naprawdę oszaleję! – Zaczynam nerwowo krążyć po pokoju. – Czy ty rozumiesz, jak bardzo cię kocham? Wszystko bym dla ciebie zrobił. Oddałbym za ciebie życie, gdyby zaszła taka potrzeba. Nie będzie żadnej intercyzy, jasne?! Ani teraz, ani nigdy!

Eli powoli się podnosi. Podkłada poduszkę pod plecy i opiera się w wezgłowie. Obejmuje brzuszek, uważnie mnie przy tym obserwując.

- Widzisz, tatuś naprawdę mocno nas kocha – szepcze do dziecka.

- I to jeszcze jak! – Potwierdzam. – Posprzątałem kuchnię, wysuszyłem pranie, kupiłem nowego robota. Nawet namiot dla ciebie rozstawiłem. Jeśli to nie jest miłość, to naprawdę nie wiem, co jeszcze mógłbym zrobić.

- Mógłbyś przygotować kolację – Eli uśmiecha się po raz pierwszy od wieków.

- Przygotowałem. Mamy sałatkę, grzanki i całą górę ciastek.

- Przyniósłbyś je tutaj? Nie mam siły wstać.

Pięć minut później podaję Eli talerzyk, na który nałożyłem owoce oraz mini kanapeczki. Podsuwam tacę z ulubionymi przysmakami. Zapalam też kilka świeczek, które rozstawiam w całkowicie przypadkowych miejscach w pokoju.

- Zapomniałeś o winie – zostaję upomniany.

- Jesteś w ciąży. Wino jest absolutnie zabronione – przypominam roztrzepanemu narzeczonemu.

- Wino jest dla ciebie, nie dla mnie. To był ciężki dzień, chociaż zaczął się tak dobrze. Nie masz ochoty napić się wina?

- Nie będę pił. Kilka godzin temu śmiertelnie mnie przeraziłeś. Powiedziałeś, że zemdlejesz. Gdyby naprawdę coś ci się stało, nie mógłbym zawieźć cię do szpitala.

- Nic mi nie jest – Eli sięga po czekoladowe ciastko. – Chcę, aby było ci miło.

- Jest mi miło. Przy tobie czuję się spełniony. Kiedy nie ma cię obok, bezustannie czegoś mi brakuje – żalę się.

- Max, idź po wino. I przynieś mi lody.

- Lecę, kochanie. 

 ***

Słodkich wyznań i dozgonnej miłości, Moje Walentynki :)

Pamiętajcie, że każdy wart jest miłości. Prawdziwej miłości - takiej, która opiera się na przyjaźni, wzajemnym szacunku, zaufaniu, bliskości, wierności. Prawdziwa miłość to nie tylko motyle w brzuchu, ale także świadomość, że ukochana osoba pójdzie rano do biedry po bułki, choć za oknem rozgrywa się prawdziwy armagedon. I jeszcze będzie ją to cieszyć. Odda swoją połowę czekolady, zrobi herbatę w środku nocy. Wysłucha. Pomoże. Miłość to setki małych rzeczy.  

Rozdziały to też miłość. Słowa, które wzajemnie poznajemy. To wszystko miłość. Który rok jestem tu zakochany? :D

Miłego wieczoru :)

Wasz Kitsune 

10 komentarzy:

  1. A to wkurzające babsko. A rozdział słodki jak dzisiejsze święto. Dzięki pozdrawiam Iason

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawdziwa miłość jest tylko napisana, ale to wystarcza :) W Twoim wydaniu jest absolutnie idealna :D Bardzo dziękuję za walentynkowy rozdział, ogromnie mnie uradował ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Powiem szczerze, że gdyby nie to, że mam ciężko na uczelni, a w przyszły weekend 8 egzaminów, to napisałbym coś innego. Mam taki dobry pomysł, a czasu brak. W każdym razie niedługo znowu Bezsenne Noce :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. O matko, a ja na swoje 5 narzekałam! Trzymam kciuki, powodzenia!

      Usuń
    3. Kitsune mówiłeś, że jaki masz laptop? Moje biedne laptiopie dziecko usmażyło sobie procesor więc szukam godnego następcy ;(

      Usuń
    4. Napisz do mnie maila to Ci powiem.

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. Moje dwa kochane słodziaki :D Podziwiam Maxa za cierpliwość. Ja bym tą panią grzecznie wyprosiła już po pierwszym zdaniu :D

    Kitsuś mam nadzieję, że walentynki były udane! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie każdy dzień jest jak walentynki :)
      A tak na poważnie to Max musi zapiąć pasy. Szykuje się ostra jazda :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, co za wredna stara baba, ciekawe co ona jadła jak była w ciąży... ale brawa dla Maxa że nie od razu wyrzucił babę przez okno... och Eli ciągle taki nie pewny... dom w innym miejscu, ale Max rozmawiałeś o tym z 3li bo wydaje mi się,  że on bardzo polubił to miejscie i dom...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń