„Najlepszy”
- Tu jest nasz salon, a tu – wskazuję na białe drzwi
– nasza sypialnia.
- Nasza? – wystraszony książę zerka na mnie
niepewnie.
- Tak, nasza – potwierdzam, zdejmując okulary i
odkładając je na niewielkim, szklanym stoliku. – Proszę tak na mnie nie
patrzeć, panie Johnes. Kazałem wstawić osobne łóżka.
- Mam nadzieje – szepcze, nieco się rumieniąc.
- Rozmawialiśmy już o zaufaniu, prawda? Jeśli chce
pan o coś zapytać, proszę to zrobić – obejmuje się ramionami i uważnie
przyglądam mojemu podopiecznemu. To nasze pierwsze wyjście z hotelu od chwili,
gdy podjąłem się tego zlecenia. Kilka tygodni ostrego picia mocno się na nim odbiło.
Chłopak jest blady, chudy i wygląda dość mizernie. Ubrania wiszą na nim jak na
sklepowym wieszaku. W dodatku ma nieco podkrążone i zaczerwienione oczy. Wiem,
że ma wadę wzroku. Przed samym wyjściem założył szkła kontaktowe, lecz wydaje
mi się, że okulary lepiej do niego pasują. Nadają mu dziecięcy urok, przed
którym ciężko mi się bronić.
- Ja…
- Wiem, że to duża zmiana, ale tak trzeba – staram
się go uspokoić, by niepotrzebnie nie panikował. Dość się już w życiu
nacierpiał, a to dopiero początek. Wkrótce spadną na niego kolejne ciosy, ale
wtedy będzie gotowy, by odeprzeć atak. – Jak się panu podoba nowe mieszkanie?
Nie jest za duże, lecz zostaniemy tu tylko do chwili, gdy znajdę coś
odpowiedniejszego.
- Vee… Może lepiej będzie, jeśli wrócę do hotelu… -
spuszcza głowę, wpatrując się w swoje buty.
- Nie ma takiej opcji – ucinam temat.
- Boję się, że przenosząc się tutaj, sprowadzę na
ciebie kłopoty – wyznaje. Wreszcie jest wobec mnie szczery. Dobry z niego
chłopak. Cholernie wrażliwy. Przyznaję, że w ciągu tych kilku tygodni bardzo go
polubiłem. Przypomina mi brata. To bardzo nieprofesjonalne z mojej strony, lecz
bezradność Eryka sprawia, że tym bardziej chcę mu pomóc. Nie ze względu na
pieniądze. To zemsta jest rozkoszą bogów i to na niej się skupimy…
- Bez przesady. Mamy tylko trzy lata i sporo do
zrobienia.
- Od czego zaczniemy? – chyba powoli udziela mu się
mój optymizm. To dobrze. Jeszcze trochę cierpliwości, a bardziej się otworzy.
- Teraz pójdziemy coś zjeść, a po południu umówiłem
nas na prywatną konsultację u ortopedy. Sprawdzimy, czy pańska ręka już się
zagoiła – uśmiecham się lekko, by dodać mu otuchy na wieść o tak przykrym
obowiązku. Wybrałem sprawdzonego specjalistę o nieposzlakowanej opinii. Jego
diagnoza może wiele zmienić.
- Mówiłem ci, że nic więcej nie da się z nią zrobić.
Już nigdy nie zagram… - głos mu drży na samo wspomnienie o ukochanych
skrzypcach.
- Co nie zmienia faktu, że potrzebna jest
rehabilitacja – nie odpuszczam.
- Po co? Doktor Arim katował mnie od rana do nocy i
sam widzisz jak żałosnym rezultatem się to skończyło – dotyka stabilizatora,
który nadal musi nosić.
- Wolę dmuchać na zimne. W każdym razie po południu
idziemy do lekarza, a potem odwiedzimy mojego znajomego, który zajmuje się
samochodem i sprawdzimy, czy już go naprawił.
- A co z tym, którym tu przyjechaliśmy? Nie jest
wystarczająco dobry? – mały książę nie ma zielonego pojęcia o czym mówi.
- To auto zastępcze i nie, nie jest wystarczająco
dobre – staję się drażliwy na samo wspomnienie o moim kochanym „dziecku”, które
nieco ucierpiało w poprzedniej misji.
- Możemy kupić nowy. To żaden problem. Wystarczy, że
wskażesz model.
- To bardzo kusząca oferta, lecz wolałbym zatrzymać
poprzedni wóz.
- Vee… - szare oczy spoglądają na mnie ze
współczuciem. – Mieliśmy się nie katować przeszłością… - wypomina mi chwilę
słabości, starając się to robić bardzo delikatnie. Klasy i taktu nie można mu
odmówić. Nie jest wścibski. Nie wypytuje mnie o Kanadę, choć oględnie wszystko
mu opowiedziałem. Przechyla głowę nieco na bok. Długie głosy opadają mu na
prawe ramię. Odrzuca jasne pasma do tyłu. To prawdziwy Eryk. Dobry i
empatyczny. Jak nikt potrafi wczuć się w moją sytuację. Będzie idealnym królem…
- Jest dobrze. Proszę się mną nie przejmować.
- Naprawdę nie mógłbyś mówić mi po imieniu? –
dyskretnie zmienia temat.
- Panie Johnes… To nie jest dobry pomysł. – Jeśli od
samego początku stanie mi się zbyt bliski… Nie, nie chcę o tym nawet myśleć.
Eryk nie jest i nie będzie moim bratem. To tylko substytut. W tajemniczy sposób
wypełnia czarną dziurę, którą w sobie noszę od czasu jego śmierci. Dystans w
takiej sytuacji jest jak najbardziej wskazany. – Zna pan zasady, prawda?
- Tak, znam – przytakuje posłusznie. – Poczekam aż
zmienisz zdanie.
- Dziękuję. A teraz proszę pomyśleć jakie rzeczy
będą panu potrzebne, by wtopić się w tłum i swobodnie podróżować.
- Podróżować? Przecież mam zostać tutaj i…
- To już nieaktualne, choć nie powiem, Wiedeń jest
naprawdę interesujący.
- A jeśli mój brat… To znaczy ta osoba, która… -
jąka się, nie wiedząc jak wybrnąć z kłopotliwej sytuacji.
- Książę Alan z pewnością tu nie przyjedzie, proszę
mi wierzyć.
- Skąd wiesz o Alanie?! – mierzy mnie szeroko
otwartymi oczami, w których jak na dłoni widać przede wszystkim strach.
- Mam swoje źródła, proszę mi wierzyć. Ludzie za
pieniądze są w stanie zaprzedać własne dusze – puszczam do niego oko – a tych
nam nie brakuje, prawda?
- Nie. Mamy ich całkiem sporo.
- W takim razie nie ma się czym przejmować. Świat
należy do nas, panie Johnes. Nauczę pana jak korzystać z tak problematycznej
własności…
***
- Jak tam Brandon? Nie sprawia ci kłopotów?
- Uważasz, że opieka nad nastolatkiem przekracza
moje możliwości, Adamie? – celowo odpowiadam pytaniem na jego pytanie. Minął
dopiero tydzień odkąd podrzucił mi zadającego setki tysięcy pytań na sekundę
chłopaka. Opieka nad nim to istny koszmar.
- Uważam, że wypełnisz to zadanie z typowym dla
siebie wdziękiem – śmieje się cicho do słuchawki.
- Jak ci idzie odzyskiwanie ukradzionych materiałów?
– zmieniam temat, by choć przez chwilę zająć się jakimiś „dorosłymi” sprawami.
- To powolny proces, o czym doskonale powinieneś
wiedzieć. W dzień rozprawy będę gotowy – aura pewności siebie bije od niego
nawet przez łącza satelitarne.
- Na to właśnie liczę – markotnieję. Jak mam wytrzymać
jeszcze pięć tygodni i nie zabić jego cholernego siostrzeńca? Odkąd go
poznałem, opracowałem tysiące scenariuszy. Nieszczęśliwe wypadki, urazy, a
nawet trucizna. Jestem gotowy na każdą ewentualność, by w końcu zamknął dziób.
Jego bezustanne paplanie doprowadza mnie do szału!
- Pamiętaj, że do tego czasu Brandon zdany jest
tylko i wyłącznie na ciebie – przypomina mi. Nie musi tego robić. I bez tego
mam pełne ręce roboty. Niańczenie tego rozpieszczonego wyrostka spędza mi sen z
powiek.
- Nie martw się. Wszystko jest pod kontrolą.
- W takim razie zostawiam to tobie. I jeszcze jedno –
dodaje po chwili. - Nie dzwoń do mnie w najbliższym czasie. Sam wiesz, że w tak
delikatnej sprawie nikomu nie można ufać.
- Jak sobie życzysz – rozłączam się. Wyciągam kartę
z telefonu i od razu ją niszczę. Aparatu również muszę się pozbyć, by nie kusić
losu. Nie jest to zbyt trudne zadanie. Wystarczy podważyć plastikową obudowę i
pomóc sobie nożem, by urządzenie przeszło na wcześniejszą emeryturę.
- Co robisz? – chłopak pociera zaspane oczy,
szukając mnie wzrokiem w ciemności.
- Nic. Śpij.
- Słyszałem, jak z kimś rozmawiałeś – nie daje za
wygraną.
- Wydawało ci się – ucinam temat.
- To był wuj Adam, prawda? Pytał o mnie? Wie już,
kto ukradł dowody, zgromadzone przez mojego ojca? – siada na łóżku, po czym
zaczyna szukać włącznika, by zapalić nocną lampkę. Przy tak kiepskim oświetleniu,
motelowa klitka wydaje mi się jeszcze mniejsza. Czuję się jak tygrys, uwięziony
w cyrkowej klatce razem z jakimś beznadziejnym pajacem, którego ktoś powinien
uczynnie wystrzelić z armaty w kosmos.
- Mówiłem, że masz spać.
- Vee… Ja chcę wiedzieć… - spogląda na mnie z
wyrzutem. Nic tym nie wskóra. Mnie nie da się złamać.
- Adam jest raczej oszczędny w słowach. Zapytał, czy
żyjesz. Gdy potwierdziłem, rozłączył się – przebiegły uśmieszek pojawia się na
mojej nieogolonej twarzy.
- Przecież jestem z tobą, a ty nie spuszczasz mnie z
oczu nawet na sekundę – unosi podbródek nieco do góry. Jemu się nadal wydaje,
że ma w tej walce jakiekolwiek szanse. Niezły żart.
- Zgaś światło i idź spać. Więcej nie powtórzę.
- A ty się nie kładziesz? Nigdy nie widziałem, abyś
spał w łóżku.
- Jestem w pracy – przypominam mu. Mały rudzielec nie
poznał jeszcze moich „zwyczajów”. Spanie to przywilej tych, którzy mogą sobie
na taki luksus pozwolić. Przy tak nieobliczalnym dzieciaku, równie dobrze
mógłbym obwinąć go kokardą i zostawić przed drzwiami.
- A jutro od rana będziesz prowadził samochód. To
niebezpieczne. Powinieneś odpocząć i…
- Od kiedy tak bardzo przejmujesz się tym, co
powinienem, a czego nie? Myślisz, że wezmę sobie do serca twoje obawy? – drwię
z niego brutalnie. Już teraz zaciska dłonie w pięści. Gdyby mógł, rzuciłby się
na mnie.
- Moje życie zależy od ciebie!
- Wreszcie to do ciebie dotarło? No proszę, czyli
jesteś wyuczalny.
- Możesz chociaż udawać, że traktujesz mnie
poważnie? – rozgniewany, schodzi z łóżka.
- Nie sądzisz, że to spore ryzyko, by aż tak się do
mnie zbliżać? – zabawa jest naprawdę przednia. Brandon jest tak
rozemocjonowany, iż dopiero teraz dostrzega, że ma na sobie zaledwie bieliznę.
Ciemny rumieniec pojawia się na jego piegowatych policzkach. Najwidoczniej
doskonale pamięta ostatnią lekcję.
- Nic mi nie zrobisz – jego pewność siebie szybuje
właśnie w kierunku gwiazd, zostawiając rudzielca na pastwę losu… Chociaż nie.
Teraz należy do mnie…
- Tak sądzisz? – celowo oblizuję wargi, chłonąc go
wzrokiem. Chłopak szybko się poddaje.
- Dobranoc – szepcze cicho, okrywając się szczelnie
kołdrą. Po kilku minutach zaczyna dość równomiernie oddychać. Mam nadzieję, że
zasnął.
W jednym miał rację. Ja również powinienem odpocząć.
Tylko jak to zrobić? Musiałbym go związać lub czymś uśpić. W przeciwnym wypadku
wykorzysta okazję i ucieknie. Skutki mogłyby się okazać naprawdę opłakane…
Po godzinie przenoszę się na łóżko, by dać
wytchnienie obolałym mięśniom. Materac jest nieprzyjemnie twardy, lecz
wyjątkowo nie zamierzam narzekać. Przymykam powieki. Za oknem zaczyna świtać.
Lubię tę porę dnia. Większość ludzi pogrążona jest jeszcze w błogim śnie. Do
pracy wstają tylko nieliczni. Powinienem wylegiwać się właśnie na hamaku w
jakimś ciepłym miejscu, a nie tracić czas z rozwydrzonym bachorem.
Brandon jest nieco dziwny, przyznaję. Nie tak dawno
temu mafia pozbyła się jego rodziców. Opiekę nad nim przejął równie podejrzany
wujek, a on zachowuje się tak, jakby te wydarzenia dotyczyły kogoś innego. Nie
śni koszmarów, w czasie jazdy bezustannie wyszukuje w radiu kawałki, które zna
i chętnie śpiewa, wydzierając się na cały głos. Nie ma w nim ani krztyny smutku,
czy przygnębienia. Ludzie różnie radzą sobie ze śmiercią bliskich. Prędzej czy
później, na każdego przychodzi moment załamania, żałoby. Nie spodziewałem się
po nim potoków łez, lecz jego reakcje… Sam nie wiem, co myśleć. Całą swoją
uwagę poświęca mnie, bacznie mi się przyglądając. Pocałunku z pewnością nie
przewidział… Co mi strzeliło do głowy? Fajnie jest się z nim podroczyć, lecz wolałbym
uniknąć konfrontacji z Adamem, gdy się o tym dowie.
Nie minęło nawet pół godziny, a mały urwis znowu coś
kombinuje. Wyraźnie słyszę, jak nakłada swoje jeansy i na palcach zakrada się
do drzwi. Wstrzymuje oddech, przekręcając klucz w zamku, a następnie naciskając
na klamkę. Nie ruszam się ze swojego miejsca. Popsułbym niespodziankę. Niech
myśli, że przez chwilę jest górą. Pełen napięcia wychodzi na zewnątrz i
rozgląda się po opustoszałym parkingu. O tej porze spotkać może jedynie
alfonsów, którzy cierpliwie czekają, aż ich dziewczynki oskubią z kasy naiwnych
frajerów, przywłaszczając sobie portfele śpiących klientów. Brandon liczy, że
uda mu się dostać do środka mojego auta. Naiwniak. Szarpie za klamkę, a gdy to
nie pomaga, próbuje taniego triku z wsuwką do włosów, którą wyciągnął z tylnej
kieszeni. Obmyślił plan działania i przygotował się do jego realizacji. Co
zrobi dalej? Bezszelestnie opieram się o framugę i naciskam guzik, by zwolnić
blokadę elektronicznego zamka. Na twarzy rudzielca pojawia się uśmiech
zadowolenia. On serio wierzy, że udało mu się otworzyć samochód… Oszołomiony
tym sukcesem, pośpiesznie wsiada do środka i zaczyna przeszukiwać schowek, a gdy
to nic nie daje, za cel obiera bagażnik.
Bardzo się staram, by nie wybuchnąć śmiechem. Zamiast tego podchodzę bliżej i
zaglądam mu przez ramię.
- I co, znalazłeś swój telefon? – pytam konspiracyjnym
szeptem, obserwując jak grzebie w torbie z moimi rzeczami.
- Vee! – jest tak zaskoczony, że nawet nie stara się
tego ukryć. Próbuje cofnąć się do tyłu i wpada na błotnik. – Myślałem, że śpisz
– jąka się.
- Przy tobie? To mało prawdopodobne… Dlaczego mnie
nie posłuchałeś? – wzdycham, naciskając na pilota, by ponownie zamknąć auto. –
Chyba zdajesz sobie sprawę, że będę cię musiał ukarać, prawda?
- Ukarać? Za taki drobiazg?
- Nie wykonałeś mojego polecenia. Wyszedłeś z pokoju
bez pytania, a co gorsze, grzebałeś w mojej torbie – wyliczam. Brandon przełyka
głośno ślinę. Nie może zaprzeczyć i nie ma gdzie uciec.
- Ja chciałem tylko… Telefon jest dla mnie bardzo
ważny! – broni się. - Nie zrobiłbym tych zakazanych rzeczy, gdybyś mi go oddał.
Poza tym ani razu nie wspominałeś o tym, że nie wolno mi go szukać, więc…
- Wróć do pokoju, póki masz jeszcze na czym chodzić –
moja uwaga powoduje, że krew odpływa mu z twarzy.
- Vee, ty chyba nie… - w kącikach jego oczu
dostrzegam łzy. Tylko tego było mi trzeba…
- Już – zaciskam palce na jego ramieniu i ciągnę za
sobą. Gdy docieramy na miejsce, popycham chłopaka w stronę łóżka i zatrzaskuję
drzwi z impetem.
- Przestań! Nie zachowuj się jak szaleniec!
- Ostrzegałem, abyś mnie nie denerwował, prawda? Tak
trudno wykonać proste polecenia? Czy wyraziłem się niejasno, gdy kazałem ci iść
spać?
- Chcę tylko przez chwilę porozmawiać z wujem lub ze
swoimi znajomymi. Pewnie bardzo się o mnie martwią.
- I słusznie. Twoja sytuacja nie jest godna
pozazdroszczenia – krok za krokiem, zbliżam się w kierunku łóżka.
- Co… Co chcesz mi zrobić? – ze zdenerwowania cały
drży.
- Hmm… To trudny wybór. Tyle możliwości… - rozmarzam
się.
- Ja… - kątem oka dostrzegam błysk samochodowych
świateł. Ktoś zbliża się na motelowy parking ze sporą szybkością.
- Wychodzimy! – ponownie szarpię dzieciaka za ramię
i ciągnę za sobą do samochodu. Otwieram drzwi i wpycham go do środka.
- Oszalałeś?! Co robisz?! – wyrywa mi się. – Moje rzeczy
tam zostały!
- Zamknij się, idioto! Nie widzisz, że nas znaleźli!
– odpalam silnik i dociskam pedał gazu aż do samej podłogi. Mustang od razu
rusza z miejsca, rozpędzając się odrobinę za wolno, jak na mój gust. Jesteśmy
na obrzeżach miasta. Ulice są praktycznie puste.
- Przyjechali po mnie?! Zabiją mnie! – Brandon przechodzi
prawdziwy atak paniki.
- Milcz! Muszę się skupić! – karcę małolata. W
lusterku widzę dwóch mężczyzn, którzy siedzą mi na ogonie. Skręcam gwałtownie w
lewo, a następnie w prawo. Rudzielec coś do mnie krzyczy, lecz w tej chwili nie
ma to dla mnie żadnego znaczenia. Zalazłem za skórę nowym „kolegom”, którzy
chyba zrozumieli, że się nie boję i całkiem nieźle radzę sobie w ich dzielnicy.
Wyjeżdżam na główną drogę. Mogę skręcić w lewo i
spróbować ich zgubić lub wyjechać na główną drogę, co niesie za sobą znacznie
większe ryzyko. Jestem pewny, że cokolwiek wybiorę, prędzej czy później,
sprowadzą posiłki, a wtedy nasze szanse na ucieczkę spadną do trzydziestu
procent.
Ciemnoskóry osiłek, zajmujący miejsce dla pasażera,
otwiera okno i próbuje mnie zdjąć. Dociskam hamulec, czego się chyba się nie
spodziewali. Teraz to oni są na przedzie, a ja bez problemu sięgam po swoją broń.
Za trzecim razem udaje mi się przestrzelić oponę w ich srebrnym audi. Korzystam
z faktu, iż mamy kilka sekund przewagi i podążam za pracownikami miejskiej
elektrowni, którzy śpieszą się do pracy na poranną zmianę.
- Vee, co ty robisz?! Nie możemy się tu zatrzymać!
Słyszysz?! – parkuję jak najbliżej wejścia do głównego budynku i obchodzę
samochód, by zabrać swojego podopiecznego.
- Ani słowa więcej, bo sam cię zlikwiduję – szepczę mu
złowrogo do ucha, idąc na grupą młodych mężczyzn. W prawej dłoni mam pistolet,
który staram się ukryć w kieszeni kurtki. Póki co udało się nam nie wzbudzać
niczyich podejrzeń.
Zamiast iść z innymi w kierunku wind, wybieramy
korytarz prowadzący w stronę przejścia do muzeum, które stanowi jedną z
atrakcji turystycznych. Otwierają je dla zwiedzających dopiero o dziewiątej.
Mamy więc sporo czasu. Przed samym wejściem kręci się podstarzały portier,
który sprawdza monitoring. „Tylko dla pracowników” – głosi napis na drzwiach,
znajdujących się blisko łazienki. Pomieszczenie jest niewielkie. Znajduje się
tu kilka metalowych szafek oraz drewniany stolik i cztery krzesła. Obok nich
stoi barek, na którym ustawiono ekspres do kawy oraz papierowe kubeczki.
Przekręcam zamek w drzwiach, by nikt nam nie przeszkadzał.
- Rozbieraj się – wydaję polecenie rudzielcowi.
- Co?! Dlaczego?! – jak zawsze chętny do współpracy…
- Szybciej, nie mamy czasu – przeszukuję zawartość
szafek, z których wyciągam uniformy przewodników.
- Nie założę cudzych rzeczy. Poza tym to kradzież!
- W takim razie zostań tu i giń – ściągam bluzę, by
zastąpić ją granatową koszulą z wyszytym na plecach logo muzeum. Brandon idzie
w moje ślady. Gdy obaj jesteśmy już przebrani, otwieram okno.
- Na co czekasz? – popędzam krnąbrnego nastolatka.
- Chyba nie liczysz na to, że skoczę?! – załamany zerka
w dół.
- Nie przesadzaj. To tylko pierwsze piętro –
uspokajam go.
- Może dla ciebie. Ja z pewnością nie… - wyciągam
broń i kieruję lufę w jego stronę.
- Już! – na tym kończymy dyskusję. Chcąc nie chcąc,
wdrapuje się na parapet. Przeklina cicho, wyzywając mnie od najgorszych. Nie
rozumiem, czemu tak panikuje. Niecałe cztery metry i miękkie lądowanie na
wypielęgnowanym trawniku to doprawdy zerowe ryzyko. Poprawiam swoją czapkę, po
czym wyciągam do niego rękę, by pomóc mu wstać. – Do zwinności kota nieco ci
brakuje… - szydzę.
- Nienawidzę cię! – syczy, rozmasowując obolały
tyłek, na którym dość niezgrabnie upadł.
- Nic ci nie będzie – zerkam w jego stronę, by
zyskać pewność. Może ma kilka zadrapań, czy siniaków, lecz obyło się bez
poważniejszych kontuzji, bądź złamań.
- Mów za siebie! Jak tylko się stąd wydostaniemy,
natychmiast dzwonię do wuja! – odgraża się.
- Jeśli się stąd wydostaniemy – poprawiam go. – Bądź
ciszej i chodź za mną.
Wsiadamy do firmowego busa, który wypełniony jest
budowlańcami, odpowiedzialnymi za remont jednego z najstarszych pawilonów, znajdujących
się w parku maszynowym. Kilku z nich wdaje się ze mną w dyskusję. Przez blisko
pół godziny żartujemy sobie z szefa, dzieląc się nieprzyjemnymi historiami z
jego udziałem. Gdy dojeżdżamy na miejsce, wmawiam im, że razem z Brandonem
sprawdzamy przygotowania do dzisiejszej wycieczki szkolnej, którą będziemy
oprowadzać.
- Vee, co ty wyprawiasz? – oburza się na mnie, gdy
machamy nowym kolegom na do widzenia, życząc im udanego dnia.
- Zobaczysz – uśmiecham się tajemniczo, opuszczając
teren elektrowni.
- Wiesz w ogóle gdzie jesteśmy? – rozgląda się po
opuszczonych magazynach, które mijamy.
- Oczywiście, że wiem. Niedaleko stąd odjeżdża
kolejka podmiejska. Zabierze nas do centrum.
- Byłeś tu już kiedyś?
- Moja praca nie polega tylko i wyłącznie na strzelaniu.
Mam też swoje sekrety – przechwalam się.
- Sekrety… Też mi coś – prycha.
Po kilku godzinach spacerowania po mieście, udajemy
się do mieszkania jednego z moich przyjaciół. Brandon przeciera oczy ze
zdumienia widząc, jak wyciągam klucz, przyklejony tuż obok drzwi do jednego z
paneli ściennych. Zmęczony dzisiejszymi przygodami, opada na sofę w niewielkim
salonie. Zachowuje się tak, jakby ta nieplanowana podróż wypompowała z niego
całą energię.
- Jestem skonany i głodny – zaczyna narzekać na swój
ciężki los.
- Zamówię jedzenie. Na co masz ochotę? – wyciągam swój
telefon, by zrealizować zamówienie.
- Wszystko mi jedno, pod warunkiem, że będzie też
deser.
- Jak sobie życzysz. Sernik może być?
- Prawie dziś zginąłem, a ty chcesz to załatwić
sernikiem? – kręci głową z niezadowoleniem.
- Skoro nie sernik, to co? – unoszę na niego wzrok,
czekając na to, co wybierze.
- Chcę ciebie.
- Mnie? – nie bardzo rozumiem, do czego zmierza.
- Pocałuj mnie – żąda tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Wybacz, lecz nie należę do menu.
- Powiedziałeś tamtej kobiecie, że jestem twój. To
już coś, nie sądzisz? – układa dłonie na biodrach, wpatrując się we mnie
bezczelnie.
- Dzieciaku, coś mi się wydaje, że podczas tego
skoku z okna, mocno uderzyłeś się z głowę – zaczynam się śmiać. Mój dobry humor
nie udziela się Brandonowi. Wprost przeciwnie. Zdeterminowany, rzuca mi
wyzwanie. Wciąż nie rozumie zasad tej gry? To ja tu wydaję polecenia, nie on.
- Mylisz się. Bardzo dobrze przeanalizowałem
sytuację. Ten pocałunek mi się należy. Potraktuj to jako rekompensatę za to, co
mnie dziś spotkało.
- To nie ja próbowałem cię zabić, lecz jeśli nie
przestaniesz zachowywać się tak nieznośnie, to kto wie, może zmienię zdanie –
wsuwam smartfona do tylnej kieszenie spodni i przeczesuję swoje przydługawe włosy
palcami. Jeszcze trochę i nabawię się przez niego wrzodów żołądka.
- Obawiam się, że nie masz innego wyjścia. Albo
zrobisz, co ci każę, albo zamienię twoje życie w prawdziwy koszmar – grozi mi.
- Skoro tak stawiasz sprawę… - mruczę zmysłowo,
podchodząc bliżej. – Zamknij oczy – proszę, ujmując jego nieco pucołowatą twarz
w dłonie.
- Wolę cię widzieć – odpowiada, czekając na to, co
za chwilę ma nastąpić.
Pochylam się nad nim. Nasze usta dzielą od siebie
milimetry. Wstrzymuje oddech, niecierpliwiąc się. W tej samej chwili,
przerzucam go przez oparcie sofy. Kolejny dziś raz zalicza twarde lądowanie na
swoim chudym tyłku.
- Ty podły draniu! – wyje z bólu.
- Bolało? – udaję zdziwionego, rozsiadając się
wygodnie na jego miejscu.
- Pogięło cię?! Jak mogłeś potraktować mnie tak
brutalnie?!
- Nie negocjuję z szantażystami – przerywa nam
dzwonek domofonu. – Rozchmurz się. Przyjechał twój deser.
Hahah super rozdział. Widzę, że Brandonowi się pocałunek spodobał (no bo komu by się nie spodobał... Przecież to Vee 😍). Ich przekomarzania są mega zabawne. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Weny 😁
OdpowiedzUsuń~Demi Lerman
Dziękuję :)
UsuńMiałem tak długą przerwę w pisaniu tego opowiadania, że zupełnie o nim zapomniałem :D A przecież chłopaków czeka cała masa przygód.
Postaram się wrzucić kolejny rozdział jeszcze w tym tygodniu.
Twój Kitsune
Mech Mech
OdpowiedzUsuńBrandon szantażysta ??? xD
Fajny rozdział i wgl
Sorry że taki krótki komentarz ale jade do sklepu a internetu nie mam.
Yumiko :*
Brandon jeszcze nie raz zaskoczy, wierz mi :D
UsuńUdanych zakupów :)
Twój Kitsune
Vee jest chodzącym cudem :) myśli,jest sprawny i kompetentny. No cud! Trudno się dziwić Brandonowi ! :) MB
OdpowiedzUsuńVee zawsze był najlepszy. Za to Brandon... Też ma swoje tajemnice :D
UsuńTwój Kitsune
Czyli tradycyjnie już będę niecierpliwie czekać na dalszy ciąg. Dobrze, że nie mam zwyczaju obgryzać paznokci! brrr :) MB
OdpowiedzUsuńPracuję nad nowym rozdziałem. Pojawi się już w weekend.
UsuńMasz rację. Obgryzanie paznokci to brzydki nawyk. Zdecydowanie wolę, gdy kobieta ma zadbane dłonie i pomalowane paznokcie. Zwłaszcza na czerwono :D
Twój Kitsune
To się zdecydowanie zgadzamy w tej kwestii :) MB
UsuńChociaż czasem lubię mieć je pomalowane na czarno lub ciemnogranatowo, ale wtedy dłonie muszą być w wyjątkowo dobrej kondycji, o paznociach nie wspominając. I nie może to być latem, bo przy opalonych dłoniach wygląda to wręcz masakrycznie. MB
Mylisz się. Ciemne kolory i opalenizna są hot :D Mnie to kręci :D
UsuńTwój Kitsune
Precyzując - czarny przy opalonych dłoniach m.zd. wygląda niedobrze. Poza tym - uwielbiam! Albo bardzo ciemne bordo lub indygo wpadające w czerń! Efekt absolutnie boski :) MB
UsuńPomaluj. Zakochaj się. Dopiero wtedy przyznasz mi rację :D
UsuńA tak poważnie, to kobiety, które potrafią nosić takie kolory, mają w sobie coś :D Nie sztuką jest pomalować, ale właśnie nosić.
Twój Kitsune
Ot i cała prawda. Podpisuję się pod tym obiema rękami :) Z makijażem jest tak samo. Kobieta, która to wie, zawsze dobrze się prezentuje, niezależnie od sytuacji (i tu wkracza wyobraźnia :D) MB
UsuńDziękuję MB. Przypomniałaś mi, że całkiem sporo o kobietach wiem. Może pora zacząć o nich pisać :D
UsuńTwój Kitsune
Nie strasz!
UsuńNaprawdę tak dużo o nas wiesz?! Gratuluję odwagi tego stwierdzenia :) MB
Ja się niczego nie boję :D
UsuńTwój Kitsune
Wiedziałam!!!!! :)))) MB
UsuńWiem, że wiesz :D
UsuńTwój Kitsune
Ja też wiem, że Ty wiesz, że ja wiem, więc obydwoje jesteśmy dobrze zorientowani :)) MB
UsuńTo chyba dobrze nam wróży na przyszłość, prawda? :D
UsuńTwój Kitsune
Oczywiście :)))) Wątpiłeś?!?!?! MB
UsuńNigdy :)
UsuńTwój Kitsune
I to JEST PRAWIDŁOWA ODPOWIEDŹ :))) MB
UsuńMała, wątpisz we mnie? Przecież to ja, Twój listek ulubiony :D
UsuńTwój Kitsune
Nie wątpię :))) No coś Ty?! Gdybym wątpiła nie odezwałabym się. Nie z każdym można prowadzić tego rodzaju konwersację :))) MB
Usuńps oczywiście że ulubiony :)
Muszę się bardzo pilnować, bo każdy może to przeczytać, a wiesz jak to z nami jest :D
UsuńTwój Kitsune
Tak, wiem ;)
UsuńObydwoje musimy się pilnować :) MB
ps na marginesie: nie przeszkadzam Ci w pisaniu? Bo tak coś czuję.....
Szczerze? Oglądałem kanał Ojca Adama Szustaka (swoją drogą polecam, jeśli kręcą Cię tematy religijne). Po różańcu bez granic odczuwam silną potrzebę modlitwy. W moim życiu dużo się dzieje. Dodatkowe wsparcie prosto z nieba jest nieocenione :D Poza tym mam bardzo podzielną uwagę, więc pisz śmiało, jeśli masz ochotę.
UsuńTwój Kitsune
Ja siedzę dla odmiany na mangafox :)
UsuńTAKIE wsparcie w istocie jest największym z możliwych :) Niemniej generalnie na tematy religijne nie rozmawiam, zostawiając każdemu to, co mu jego dusza mówi.
Mam nadzieję, że droga Twojego życia poprowadzi Cię tam, gdzie będziesz szczęśliwy :) MB
A ja jestem wściekły na mangafox. Nie ma nowych rozdziałów moich ulubionych mang (wiesz, że mam na myśli Ten Count, prawda? :D)
UsuńMoja droga jest kręta i wyboista, ale... Dopóki nie odbiorę wyników badań (one mogą dużo zmienić), zamierzam się cieszyć życiem :P
Twój Kitsune
Oczywiście, że wiem. To także moja ulubiona manga, ale życie nauczyło mnie cierpliwości :) Więc czytam inne, jak leci :)
UsuńBadania..., każdy z nas przeżywa takie oczekiwanie inaczej. X lat temu, kiedy ja także czekałam na wyniki swoich badań i byłam święcie przekonana, że nie zdążę przeczytać wszystkich książek, które zamierzałam przeczytać, pojechałam na wieś tylko z dwiema zmianami ubrań, ale za to miałam trzy wielkie torby książek. Ależ się wtedy naczytałam !!! A potem, jak po dwóch miesiącach (!) przyszły wyniki jednych i drugich badań - obydwa negatywne (YES!!!) to wyszło mi, że powinnam raczej się uczyć do sesji, bo nawet nie podeszłam w czerwcu do egzaminów... Ale po tych wynikach nauka mi tak wchodziła do głowy, że pewnie bym mogła zdać egzaminy z dwóch lat studiów :))) Rozgromiłam sesję piorunem!!! Bez względu na to, na wyniki jakich badań czekasz, nie daj się życiu zaskoczyć :) Załóż, że będzie wszystko ok i tak działaj !!! :))) MB
Tylko trzy torby książek? Mało...
UsuńOglądałaś bajkę "Piękna i Bestia" Disneya? Jest tam scena, gdy Bestia chce zrobić dla Bell coś miłego i daje jej swoje książki. Nadal czekam na takie miłosne wyznanie :D Niby mam Kindla i teoretycznie biblioteka Bestii to przy tym pikuś, ale sama wiesz o co mi chodzi.
Twój Kitsune
PS Jeśli nie oglądałaś "Pięknej i Bestii" (obowiązkowo w oryginale, żadnego polskiego dubbingu), to masz zadanie domowe do odrobienia :D
Te trzy torby razem ważyły tak z 70 kg (duże były), a miałam ograniczoną liczbę pomocników i zero samochodu... W każdym razie na 2 miesiące prawie wystarczyło :)
UsuńOczywiście, że oglądałam:) To moja ulubiona biblioteka. To jest minimum tego, co powinnam mieć! Jeszcze trochę mi brakuje, niestety. Licząc w metrach teraz mam jakieś , ja wiem... jakieś 70 metrów książek? Nie wiem dokładnie, jak będę zamawiać meble biblioteczne to się dowiem :) Na razie chce mi się liczyć. Od dłuższego czasu zbieram się do ich skatalogowania, bo widzę zdecydowanie taką potrzebę, ale nie chce mi się:) Leniwa jestem :) W każdym razie jak będę szukać kolejnego mieszkania, biblioteka będzie odrębnym pomieszczeniem, bez dwóch zdań! Muszę jeszcze na to zarobić i gotowe! :) MB
Ja też tak chcę, ale w mangach. Nie ma aż tylu książek, które uznałbym za warte przeczytania więcej niż raz. Z magazynowania wszystkich książek już się wyleczyłem. Te gorsze muszą odejść. Chociaż kto wie... Może jeszcze jakieś się znajdą. Kiedyś więcej czytałem, dużo więcej. Obecnie sam nie wiem co się stało. Zacząłem pisać, a czasu nie starczy na wszystko. Brutalna kalkulacja.
UsuńTwój Kitsune
No cóż, ja lubię wracać do niektórych. Generalnie mam do książek bardzo zaborczy (jeśli można tak w odniesieniu do rzeczy powiedzieć) stosunek :) SĄ MOJE I JUŻ!!! Po prostu tak musi być :)
UsuńDla mnie lepiej, że piszesz. Na razie mam Twojego e-booka (podoba mi się, kiedy indziej pewnie coś więcej napiszę w tej kwestii), ale nie ukrywam, że czekam na Twoją książkę w tradycyjnej wersji, czego Tobie i -co tu ukrywać- sobie, życzę :) Tak więc, pisz i nie żałuj klawiszy:))) Będę czekać. MB
ps niestety, muszę kończyć tę przemiłą rozmowę. Kiedyś do nie wrócimy. Dobranoc.
Też mam ten problem z książkami. Tylko ja mogę ich dotykać, bo są moje :D
UsuńPapierowa książka będzie wtedy, gdy któreś z nas wydrukuje ebooka :D A tak na poważnie, to Joleen twierdzi (i zapewne ma rację), iż żadne wydawnictwo nie wyda książki yaoi ze względu na tematykę i sceny erotyczne. Mógłbym sam za to zapłacić, ale problem polega na tym, że brakuje mi olśniewającego pomysłu. Czegoś, co mnie zadziwi i ukradnie serce na jakiś czas. Mimo to mam nadzieję, że nie żałujesz zakupu "Wybierz mnie". Dobrze się przy tym bawiłem. Z nową książką jest podobnie, ale nadal nie jest ukończona, a ja już nawet zakończenie napisałem :D
Dobranoc :)
Twój Kitsune
To może do wersji książki tradycyjnej Twój pomysł z kobietami się nada? Do książki o patrze hetero chyba się nikt nie przyczepi, że nie jest "właściwa?" MB
UsuńByć może, choć w tej dziedzinie trudno jest być oryginalnym. Mam wrażenie, że wszystko zostało już znacznie wcześniej opisane. Chociaż czasami korci mnie, by przerobić pewne wątki i wydać np. Humory księżniczki. Oczywiście fabuła byłaby nieco inna, ale to nic odkrywczego. Swoją drogą, przeczytałabyś taką książkę? :)
UsuńTwój Kitsune
Twoją? Oczywiście. Byłbyś jedynym autorem romansów, jakiego bym czytała. Miałabym tylko problem z ustaleniem autora :) Ale myślę, że jakoś dałoby się to pokonać. MB
UsuńProblem z ustaleniem autora? To cios w samo serce... Przecież nie wydam książki anonimowo. Podpiszę ją "dzieło króla" :D
UsuńTwój Kitsune
Jeśli tak, to w porządku. Kamień z serca. Wiedz jednak, że byłam gotowa się poświęcić i czytać romanse wszystkich autorów wydanych w danym czasie i szukać Twojego stylu pisania :) Właściwie - zawsze możesz zostać przy nicku w charakterze pseudonimu literackiego :) MB
UsuńJa już zawsze pozostanę lisem :) Ten pseudonim pasuje do mnie bardziej, niż zwykłe imię i nazwisko. Poza tym liczę na to, że puszysty ogon i błyszczące ślepia rozkochają w sobie miliony fanek :D
UsuńTwój Kitsune, skromny jak zawsze
Aawww kocham Vee! i Rudzielca! Czekam na wiecęj gorących scen! Nie moge sie doczekać *-* uwielbiam Cię. Rusalka
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńNowy rozdział pojawi się już wkrótce (z pewnością w weekend). Poznacie Brandona z zupełnie nowej strony :D
Twój Kitsune
Hej, Kitsune,
OdpowiedzUsuńTy niemal zapomniałeś o tym opowiadaniu, a ja właśnie na nie czekam, bardzo mnie ciekawią losy obu naszych słodziaków... eee, znaczy może nie powinnam nazywać Vee "słodziakiem", chyba mógłby się obrazić xD No i oczywiście wzmianki o Eryku to miód na moje serce, tęsknię za księciem ^^
Trzymaj się ciepło!
Alys
Dziękuję za miłe słowa :)
UsuńNie zapomniałem. Nowy rozdział będzie już jutro. Po prostu rozpraszają mnie wampiry i inne magiczne istoty, które bezustannie szepczą do mojego ucha "pisz o mnie, pisz o mnie". Przecież tak się nie da pracować :D
Nie masz pojęcia jak bardzo chcę już skończyć Najlepszego i przejść do Humorów króla. Jednak zanim to nastąpi, Vee i Brandon pokażą pazurki :)
Twój Kitsune
Suuper rozdział :D Wyczuwam słodkiego szantażystę z tego Brandona <3 Kiedy następny ? ???
OdpowiedzUsuńNie wiem, nie wiem. Jest w trakcie produkcji :D
UsuńTwój Kitsune
Hejka, hejka,
OdpowiedzUsuńu Brandon taki gaduła, a może właśnie rozmową chce poradzić sobie z tą sytuacją...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia