niedziela, 13 maja 2018

Humory króla - rozdział 6

Simon

Nienawidzę nocy w szpitalu. Drażni mnie dźwięk aparatury medycznej, niekończące się rozmowy telefoniczne Vee, bezustanne odwiedziny lekarzy, którzy monitorują stan zdrowia Eryka. Jednak najbardziej nienawidzę, gdy mój ukochany śni koszmary. Rzadko mogę go przytulać. Najczęściej siedzę tuż przy jego łóżku i głaszczę go po włosach. Gdybym tego nie robił, to podejrzewam, iż wcale by nie spał. Zamach w sali tronowej mocno odbił się na jego kruchej psychice, a przecież nie powiedzieliśmy mu jeszcze najgorszego… Vee uważa, że lepiej poczekać jeszcze dzień lub dwa, aż stan zdrowia Eryka będzie stabilniejszy. Akurat w tej kwestii ma moje pełne wsparcie. Rany po postrzale goją się dobrze. Mimo to Eryk nie jest gotowy, aby zmierzyć się z bolesną rzeczywistością. Przerasta go już sam fakt, że z winy brata znowu wylądował w szpitalnym łóżku. Biedactwo…
Jasnowłosy krzywi się nieco z bólu, próbując ułożyć się na boku. Gdy śpi, lgnie do mnie całym sobą. Przysuwam swój fotel maksymalnie blisko jego łóżka.
- Kocham cię ponad wszystko, władco mojego serca – szepczę, by nieco go uspokoić.
- Simon, to było piękne. Może zostaniesz poetą? – Vee parska śmiechem, po czym jak zwykle sprawdza parametry, wyświetlane na monitorze.
- Wypchaj się – ignoruję jego zaczepkę. – Będę mu mówił to, co będę chciał.
- Twoje starania na niewiele się zdają. Eryk naciska, abym się ciebie pozbył i to szybko – mój wspólnik w niedoli zdejmuje marynarkę i nie ukrywając zmęczenia, rozsiada się na swoim fotelu.
- Tylko spróbuj – syczę przez zęby, by nie obudzić króla.
- Tak, tak, wiem. – Vee pociera podkrążone oczy, bagatelizując ten problem.
- Ja nie żartuję! Siłą mnie stąd nie ruszysz! – odgrażam się, poprawiając jednocześnie kołdrę Eryka. Łapię go za rękę i splatam nasze palce. Czując mój dotyk, chłopak przestaje się wiercić.
- Simon, gdybym chciał się ciebie pozbyć, już dawno bym to zrobił – mężczyzna tłumaczy się, jednocześnie ziewając. – Mały cię kocha. Jesteś mu potrzebny. Mi zresztą też. Rozmawialiśmy już o tym.
- Cieszę się, że to rozumiesz – odpowiadam usatysfakcjonowany.
- Jak on się czuje? Pilnowałeś, aby zjadł kolację?
- Pilnowałem – wzdycham markotnie. – Zjadł parę kęsów, ale lepsze to niż nic.
- Przejdzie mu. To tylko chwilowy kryzys. Kiedy poczuje się lepiej i opuścimy szpital, wszystko wróci do normy.
- Mam nadzieję – przytakuję. Nadal nie przywykłem do myśli, że Vee zna Eryka dłużej. Wie o nim znacznie więcej niż ja. Mieszkał z nim trzy lata. Co prawda ich relacja opierała się i opiera wyłącznie na przyjaźni, ale zazdrość o ukochanego robi swoje. Trzy lata to szmat czasu. Zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, że był to najszczęśliwszy czas w życiu Eryka…
- Zerknij na otoczenie, ok? – Vee wyciąga z kieszeni swój telefon. Wpisuje jakiś kod, dzięki któremu na jednej ze ścian w jego „gabinecie” pojawia się podgląd na cały budynek. Uzbrojeni strażnicy przechadzają się przed głównym wejściem szpitala. Brama strzeżona jest także przez kilka policyjnych radiowozów. Tleniony podszedł do tematu ochrony bardzo profesjonalnie. Nie dziwi mnie to. Odkąd tu jesteśmy, szpital tonie w kwiatach, kartkach i maskotkach, które poddani znoszą dla nowego władcy. Nie brakowało i takich, którzy próbowali sforsować wejście tylko po to, by zrobić kilka zdjęć. Ludzie nie cofną się przed niczym, by zarobić na taniej sensacji.
- Jasne. Możesz na mnie liczyć.
- Dzięki – uśmiecha się do mnie, szczerząc idealne, białe zęby. Skubany, jak on to robi, że pomimo notorycznego zmęczenia oraz całej masy spraw na głowie, prezentuje się tak nienagannie?!
- Nie przesadzasz? – kpię z jego przezorności, bo odpina broń i chowa ją pod kocem, którym szczelnie okrywa swoje umięśnione ciało. – To prawdziwa twierdza. Nikt się tu nie przedostanie.
- Być może, lecz jedyne osoby, którym w pełni ufam, znajdują się razem ze mną w tym pokoju. Drugi raz nie zaryzykuję. Jeśli ktoś choć krzywo na niego spojrzy, oberwie kulkę. Koronacja to wstęp do dalszej zabawy.
- Wiem - mamroczę pod nosem, czując jednocześnie ciężar własnej broni, z którą nie rozstałem się ani na sekundę. Vee ma rację. Jeśli ktoś zagraża Erykowi, musi zostać wyeliminowany.
- Simon, póki pamiętam – mężczyzna ziewa przeciągle. – Rozmawiałem już z Arimem. Pora mu powiedzieć.
- Vee, to za wcześnie… Eryk nie jest na to gotowy… - gorączkowo szukam jakiś dodatkowych argumentów. Znaleźliśmy się w wyjątkowo kłopotliwej sytuacji.
- Przykro mi, ale nie mogę odkładać tego w nieskończoność. Za pięć dni odbędzie się pogrzeb. Król musi być na nim obecny. Jeśli się nie pojawi, jego brat lub dziadek będą mogli wnieść pozew do sądu za niedopełnienie obowiązków.
Pięć dni… Pełen obaw i najgorszych myśli kieruję swój wzrok na śpiącego monarchę. Jak on to przyjmie? Nie łączyła go bliska więź z rodzicami, ale to nie oznacza, że nie będzie cierpiał. A ja nic nie mogę zrobić, by go przed tym cierpieniem uchronić…

Około piątej rano Vee wraca do swoich zajęć. Bierze prysznic, przebiera się w czyste ubrania, a potem zajmuje przeglądaniem najważniejszych dokumentów. Dzięki temu ja też mogę się umyć i przebrać, a nawet robię kawę. Niepisana umowa między nami mówi, że Eryk nie może zostać sam. Co prawda król dość często daje mi do zrozumienia, że jestem zbędny i woli towarzystwo Vee. Ma jednak pecha, bo tleniony jest w podbramkowej sytuacji. Nie wpuści tu nikogo obcego. Eryka to nie zraża. Bezustannie kombinuje, by jakoś mnie zniechęcić. Dba jednak o to, by nasze rozstanie odbyło się w sposób humanitarny. Nie usłyszałem od niego „kocham cię”, a mimo to każdy jego gest zdradza siłę uczucia, jakim mnie darzy. Jestem prawie pewny, że gdy inne metody zawiodą, spróbuje mnie odstraszyć dość brutalnie. Już nieraz zbierał się w sobie, by wyszeptać, że mu na mnie nie zależy. W takich chwilach jego twarz przybiera wyraz głębokiego nieszczęścia. Nawet jeśli to zrobi, nie odejdę.  Wiem, co nim kieruje. Wkrótce pozna prawdę o straszliwym losie swoich rodziców. Gdybym i ja go opuścił, załamałby się. Muszę być silny za nas obu.
- Przyjadę po południu  – informuje mnie Vee, nie odrywając wzroku od swojego rannego przyjaciela. – Postaraj się go nie drażnić i pilnuj, żeby jadł. Arim obiecał, że najpierw go dokładnie zbada. Muszę mieć absolutną pewność, że ta informacja nie pogorszy jego stanu.
- Nie wątp w niego. Poradzi sobie. Ty zresztą też – klepię mężczyznę po ramieniu, dodając otuchy.
- Mam dziś umówione spotkanie z byłym królem, a potem pojadę do konsorcjum. Po apelu Eryka, przysypała nas lawina próśb o pomoc. Większość przedsiębiorców z królestwa żąda wsparcia. Chyba pora zatrudnić dodatkowych prokuratorów, bo…
- O czym rozmawiacie? –  Eryk zaczyna dzień zdecydowanie zbyt szybko. Już od pewnego czasu podejrzewa, że coś jest nie tak.
- Mamy swoje sekrety. – Vee uśmiecha się do niego przyjacielsko, po czym przysiada na brzegu szpitalnego łóżka i czochra go po jasnych włosach. – Simon i ja zaczęliśmy się przyjaźnić, tak jak chciałeś.
- Nie tego chciałem – szarooki łapie go za rękę, próbując przeciągnąć go na swoją stronę.
- Nic z tego, skarbie – wtrącam się do rozmowy. – Trzymamy teraz jeden front.
- Wychodzisz? – król pochmurnieje na samą myśl, że tleniony skazuje go na moje towarzystwo. – Myślałem, że spędzisz ze mną trochę więcej czasu…
- Nie martw się, Eryku. Simon z tobą zostanie. – Dopiero teraz widzę, że on traktuje go jak młodszego braciszka, którym uwielbia się opiekować. Ich relacja pozbawiona jest intymności. Całe szczęście.
- Wolałbym zostać z tobą… - mój ukochany kolejny raz wbija mi nóż prosto w serce.
- Jeśli ja tu zostanę, on będzie musiał pojechać do konsorcjum. Chcesz tego? – Niewinne pytanie Vee wywołuje gwałtowną reakcję. Eryk unosi na mnie wzrok, lecz gdy zdaje sobie sprawę z tego, że miałbym go opuścić, wpada w panikę. – Wrócę po południu. Odpoczywaj, dobrze?
W ciszy obserwujemy, jak mężczyzna ubrany w ciemnoszary garnitur, znika za białymi drzwiami.
- Napijesz się herbaty, kochany? – uśmiecham się przymilnie, by tylko skupić na sobie całą uwagę małego władcy.
- Nie, dziękuję. – srebrnooki anioł koncentruje się na swoich drobnych dłoniach, które trzyma splecione na pościeli. Siadam więc na swoim fotelu i łapię za jego prawy nadgarstek. Gdy udaje mi się sprawić, że poluzowuje mocny uścisk, całuję go w rękę. Od razu odbiera mi moją zdobycz.
- Kocham cię – wyznaję szczerze. Dźwięk tych słów sprawia, że ciało Eryka sztywnieje. Nie tego się spodziewał. Nie jest to dla mnie żadnym zaskoczeniem. – Odgrodziłeś się ode mnie grubym murem, ale ja mam czas. – Jestem szczęśliwy i zrelaksowany. Zachowuję się w taki sposób, by odbudować jego poczucie bezpieczeństwa. - A właściwie my mamy czas. Będziemy ze sobą bardzo, bardzo długo. Jeśli liczysz na to, że się poddam i z ciebie zrezygnuję, to zupełnie mnie nie znasz. Jesteś mój, a ja jestem twój. Na zawsze.
- Simon… - W jego cudownych oczach dostrzegam migoczące łzy. Nie chcę, by płakał. Wprost przeciwnie. Pochylam się nad nim i całuję go w policzek. Eryk wstrzymuje oddech, zaskoczony tym nagłym gestem.
- Nie bój się. Jesteś królem. Wreszcie masz dość siły i władzy, by odciąć się od przeszłości i zbudować nową przyszłość. Vee i ja będziemy cię wspierać. Musisz tylko szybko wyzdrowieć – muskam jego blady policzek opuszkami.
- Ty nic nie rozumiesz! Ja… - urywa w połowie zdania, by nie zdradzić się ze swoimi myślami.
- Nie rozumiem? Skarbie...  Osłoniłeś mnie podczas koronacji. Gdyby nie ty, zginąłbym. Od tamtej chwili przez cały czas próbujesz mnie chronić. To ze względu na mnie każesz Vee przesiadywać razem z nami w szpitalu. Planujesz także powiedzieć mi coś naprawdę okropnego. Na szczęście te przykre słowa nie są w stanie przejść ci przez gardło. W każdym razie nawet jeśli się na to zdobędziesz, ja i tak nie uwierzę, że mnie nie kochasz. Poza tym masz pecha – zaczynam chichotać. - Zdobyłem przyjaźń tego szaleńca. Vee i ja jesteśmy jak papużki nierozłączki. Mam mówić dalej? – Przez dłuższą chwilę mierzymy się z Erykiem wzrokiem. Na jego twarzy dostrzega zmieszanie, połączone z zaskoczeniem oraz ulgą. Taka dawka szczerości chyba wystarczy, jak na jeden raz. – Jest jeszcze bardzo wcześnie, a ty kiepsko spałeś – zakradam się do jego łóżka i otulam go ramieniem.
- Simon! Co ty robisz?! Ktoś może tu przyjść! Nie możemy…!
- Korzystaj zanim zjawi się doktor Arim. Mamy dwie godziny wyłącznie dla siebie. Nie powiesz mi, że nie masz ochoty zdrzemnąć się jeszcze na chwilę… - Przymykam powieki, udając zmęczonego. To jedyny sposób, by przekonać Eryka, by poszedł w moje ślady.
- Pognieciesz garnitur!
- Pogniótłbym ciebie, ale ty nie chcesz mnie nawet pocałować… – żalę się na swój los.
- Tu są kamery! – Eryk rumieni się uroczo. Nie jestem mu tak obojętny, jak jeszcze niedawno twierdził.
- To dobrze – ocieram się nosem o jego nos. – Warto uwieczniać takie romantyczne sceny… - Wyciągam z kieszeni telefon i robię nam wspólne zdjęcie, które z uwagą oglądam.
- Simon, natychmiast to skasuj! Słyszałeś?! – waleczny Eryczek unosi się gniewem.
- Nie mogę. Muszę pokazać Vee, jak bardzo się kochamy – zaczynam się śmiać, wysyłając jednocześnie wiadomość do tlenionego. Vee od razu odpisuje.
- Simon! – oburzenie i srebrne iskierki… Jest taki piękny…
- Vee przysłał ci pozdrowienia. Cieszy się, że lepiej się czujesz i przypomina o śniadaniu – odczytuję treść smsa. – Rozkaz to rozkaz, ale możemy nagiąć zasady i jeszcze trochę poleniuchować  – kuszę go swoją poprzednią propozycją.
- Nie chcę spać – młody król wtula się we mnie ciasno, choć robi to w taki sposób, by unikać bezpośredniego dotykania mnie. Obejmuje się ciasno ramionami i chowa przede mną twarz.
- A jeść? – droczę się z nim.
- Napisz Vee, że zjadłem śniadanie. Ucieszy się. Nie chcę dokładać mu zmartwień. – Zawsze jest taki zatroskany o innych. Za to też go kocham.
- Dla ciebie zrobię wszystko – wysyłam tlenionemu kolejną wiadomość. Nie powinienem kłamać, lecz to silniejsze ode mnie. Eryk ma nade mną władzę i dobrze robi, że z niej korzysta.
- Wszystko? – łapie mnie za słowo.
- Tak.
- Simon… Chcę, żebyś odszedł i postarał się ułożyć…
- Dość! – przerywam mu ostro.
- Wiem, że jest ci przykro, bo nie tak to miało wyglądać. Mieliśmy wyjechać. Żyć z daleka od problemów, ale ja tu utknąłem, a ty… Całe życie przed tobą! Spotkasz kogoś innego i będziesz równie szczęśliwy – zapewnia mnie gorliwie. Sprytny lisek. Całuję go w nos i mocniej przytulam.
- Ja też to dobrze przemyślałem, wierz mi. Moje serce dokonało wyboru. Chce być z tobą. Jak to mówią „serce nie sługa”, więc cóż… - wyciągam rękę i przykładam ją do jego klatki piersiowej. Wyraźnie czuję, jak działa na niego ten drobny gest. Monitor także szybko to odnotowuje. – Wciąż lubisz, gdy cię dotykam. Poza tym mam tu swojego sojusznika. Czujesz? – wskazuję na mocno bijący organ. – Między nami nic się nie zmieniło. Niedługo zabierzemy cię do domu i będziemy pilnować, jak najcenniejszego skarbu. W dzień będziesz władał królestwem, a w nocy…
- Nie! Idź stąd! I koniec z dotykaniem! – wyrokuje, wkładając swą niewielką siłę w nieudolną próbę odepchnięcia mnie.
- Masz szczęście, że jestem bardzo cierpliwy – szepczę mu na ucho. – W przeciwnym razie już dawno błagałbyś o więcej… - ostatni raz całuję go w policzek, a potem przesuwam palcem po jego lewej brwi. – A teraz śpij.
Eryk dość szybko mi ulega. Jest skonany. Nie budzi się nawet wtedy, gdy przychodzi doktor Arim. Cały czas trzymam go w swoich ramionach. Po przebudzeniu nie wracamy do naszej poprzedniej rozmowy. W sumie prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiamy. Ukochany ma mi za złe, że jest zdany na moją pomoc. Ignoruje mnie w łazience, a także podczas późnego śniadania. Wpycham w niego całe ciastko. Vee będzie ze mnie zadowolony. Już mam mu o tym napisać, lecz dziwnym trafem pojawia się znacznie szybciej, niż zapowiadał. W dodatku jest bardzo posępny. Sztywnym krokiem podchodzi do łóżka, a następnie nerwowo zerka w moją stronę.
- Dobrze, że już jesteś – Eryk od razu chciałby zacząć na mnie skarżyć, lecz Vee uśmiecha się smutno.
- Odkładałem to tak długo, jak się dało, ale nie możemy więcej zwlekać – zaczyna swoją przemowę, nie przestając wpatrywać się w srebrne oczy.
- Coś się stało? – czujny król przesuwa wzrokiem po kamiennej twarzy swego przyjaciela, a następnie chce powtórzyć tę samą sztuczkę ze mną.
- O czym ci nie powiedziałem – kontynuuje tleniony. – Przepraszam, że to przed tobą ukryłem.
- Ukryliśmy – poprawiam go automatycznie. – Ja też wiedziałem.
- Ale… - Eryk waha się przez chwilę. Pewnie decyduje, którego z nas łatwiej mu będzie przycisnąć. To będzie bolało… Naprawdę bolało…
- Eryku, twoi rodzice nie żyją.

7 komentarzy:

  1. I gdzie to cierpienie? Obiecałeś mi!

    Tak poza tym to fajny rozdział :) Eryk by odpuścił i tak nie przekona Simona do odejścia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem co napisac, zbyt dużo emocji przy tym rozdziale ;-; Trezba iść spać, ochłonąć, zaliczyć testy i wtedy bede komentować :D

    Wegi

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniale, tak to nie pozbędziesz się Simona on wie co chcesz zrobić... cieszy mnie to że nie drą kotów ze sobą, a jak zareaguje na nowinę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń