Eryk
- Twoi rodzice nie żyją…
- Moi rodzice? – unoszę wzrok na mojego przyjaciela,
nie bardzo rozumiejąc, o czym on do mnie mówi. Mama i tata? Przecież widziałem
ich zaledwie kilka dni temu.
- Zostali zastrzeleni podczas koronacji. Napastnik
najpierw wycelował do ciebie, a potem… - słowa Vee docierają do mnie jakby z
oddali. Mama i tata… Nie ma ich… Już nigdy ich nie zobaczę… Już nigdy…
- Skarbie, bardzo mi przykro – szept Simona, który
delikatnie chwyta mnie za rękę, przywołuje mnie do rzeczywistości. To stąd ta
czułość i zmartwiony wyraz twarzy? On wiedział. Wszyscy wiedzieli. Ukrywali to
przede mną.
Moje serce zaczyna straszliwie boleć.
- Chcę… Chcę to zobaczyć… Pokaż mi nagranie z
koronacji – żądam tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- To nie jest dobry pomysł – mężczyzna znowu próbuje
mnie chronić, lecz jestem nieugięty.
- Mam dosyć sekretów. Skoro jestem królem, mam prawo
wiedzieć! - Kolejna fala bólu miażdży od środka moją klatkę piersiową. Robi mi
się ciemno przed oczami. Rozglądam się za moimi okularami. Wydaje mi się, że
powinny leżeć na stoliku. Simon od razu odczytuje moje myśli i wkłada mi je do
ręki. Przypadkowy dotyk jego palców pogłębia nieprzyjemne doznania. Mógł
umrzeć…
Moi ochroniarze wymieniają między sobą
porozumiewawcze spojrzenia. Vee wzdycha cicho, po czym kieruje się do
niewielkiego pomieszczenia, w którym często przesiaduje. Przynosi stamtąd
mojego Macbooka. Wpatrujemy się w siebie przez kilka sekund. Jeśli wyznałbym mu
prawdę o tym, jak bardzo cierpię, z pewnością dalej pogrywałby sobie ze mną,
niczym z małym dzieckiem. Skoro mam władzę, pora to wreszcie zmienić…
Kolejnych kilka minut to jedna z najtrudniejszych
chwil w całym moim życiu. Vee włącza film, który widzieli wszyscy mieszkańcy
królestwa i zapewne reszta świata. Łamiącym się głosem, składam przysięgę, nie
potrafiąc ukryć zaskoczenia z powodu niespodziewanej koronacji. A potem… Oczy
zachodzą mi łzami… To za dużo. Moje ciało paraliżuje ból, przypominając o
niedawnym postrzale. Potem słychać jeszcze trzy strzały. Precyzyjnie oddane,
wymierzone w moich najbliższych krewnych, którzy upadają na podłogę. No i ten
ostatni… Simon zabił człowieka.
Zaczynam się dusić. Wszystko wokół mnie wiruje. Co
się dzieje? Dlaczego nie mogę nabrać powietrza?!
- Ma atak paniki! Na co czekasz?! Gdzie ten cholerny
Arim?! – do moich uszu dobiega pokrzykiwanie Vee. Ktoś zmusza mnie, abym się
położył, a potem wbija mi w ramię igłę. Zapadam się w zimną nicość…
- Myślisz, że długo jeszcze będzie spał?
- Nie wiem – pada natychmiastowa odpowiedź.
- Mam silne wyrzuty sumienia. Mogliśmy poczekać…
Spójrz na niego. Jest taki blady… - To Simon… Znowu się nade mną użala?
- Nie, nie mogliśmy. On musi stanąć na nogi. Jeśli
będziemy go trzymać pod kloszem, straci koronę, a wtedy wszystko przepadnie! –
Vee jest zirytowany. Zrobiłem coś nie tak? Może ma mi za złe, że znowu śpię?
Powinienem mu pomagać, ale nie jestem w stanie otworzyć oczu. I serce bardzo
mnie boli…
- On ledwo uszedł z życiem, a na dodatek stracił
rodziców. Wywieźmy go gdzieś. Niech odpocznie i dojdzie do siebie.
- Wywieźć?! Jego dziadek tylko na to czeka! Eryk
musi się otrząsnąć, jeśli nie chce zaprzepaścić tylu lat poświęcenia!
Zmarnowaliśmy dość czasu. Pora wykonać jakiś ruch i pokazać jego wrogom, gdzie
ich miejsce w szeregu! – Vee jak zawsze ma rację. Muszę… Ja muszę to zrobić…
- Jesteś bez serca! – krzyczy Simon, po czym
wychodzi z pokoju, trzaskając drzwiami.
Boję się. Szybkie kołatanie w klatce piersiowej
tylko pogarsza mój beznadziejny stan. Otwieram oczy i próbuję usiąść, by
łatwiej mi się oddychało.
- Vee… - szepczę, wyciągając rękę w kierunku
mężczyzny. Jasnowłosy natychmiast podchodzi do łóżka i pomaga mi się podnieść.
Przyciska jakiś guzik na pilocie, by unieść stelaż szpitalnego łóżka, a także
poprawia moje poduszki.
- Już dobrze. Pewnie czujesz się nieco oszołomiony.
To wina leków. Arim dał ci coś na uspokojenie – streszcza mi przebieg całego
zajścia.
- Przepraszam – spuszczam wzrok i zaczynam wpatrywać
się z swoje dłonie, które są dziwnie zziębnięte.
- Nie przepraszaj. Przecież to nie twoja wina.
Zawsze mówiłeś, że nie zależy ci na rodzinie, więc odniosłem mylne wrażenie, iż…
- Kto ich zabił? – przerywam mu, bo nie czuję się
gotowy, by z kimkolwiek o tym rozmawiać.
- Nie wiem. Staramy się ustalić, w jaki sposób ta
osoba przedarła się na teren pałacu, lecz sam wiesz, że to może być dość
trudne. To mógł być ktoś z ludzi Alana lub twojego dziadka, a nawet byłego
króla.
- Rozumiem. Kiedy odbędzie się pogrzeb? – zadaję kolejne
z pytań, na które tak naprawdę nie chcę znać odpowiedzi.
- W sobotę. Wiem, że jest ci ciężko, ale…
- W porządku – wykrzywiam usta w nikłym uśmiechu. –
Nie musisz mi tego tłumaczyć. Znam swoje obowiązki.
- Eryku, to nie wszystko. Jest jeszcze jedna rzecz,
o której od rana trąbią wszystkie media. Na szczęście ta informacja powinna cię
raczej ucieszyć, niż smucić – zatroskany mężczyzna przeczesuje włosy palcami.
- Co się stało? – spinam się na samą myśl, że za
chwilę będę się musiał zmierzyć z agonią.
- Twój braciszek, Alan, został porwany. Przynajmniej
tak twierdzi wasz dziadek, który zwołał specjalną konferencję prasową i od rana
rozpacza, udzielając łzawych wywiadów. – Vee miał rację. Tego się nie
spodziewałem.
- Alan serio został porwany? – zamyślam się na
chwilę.
- Sam wiesz, że jego zniknięcie jest im bardzo na
rękę. Zamiast tłumaczyć się z korupcji i gigantycznych przekrętów, będą urabiać
media, przekonując o tym, że trzeba zrobić wszystko, by uwolnić ukochanego
księcia z rąk porywaczy.
- Kto go porwał? – dopytuję.
- Tego nie wiem. Twój dziadek udostępnił tajemniczy
film z monitoringu. Chcesz go obejrzeć?
- Tak. – Vee wyciąga z kieszeni swój telefon, po
czym odszukuje właściwy plik. Na niewielkim ekranie widać zapis z kamery
przemysłowej, umieszczonej w garażu posiadłości, w której mój brat mieszkał razem
z rodzicami. Co prawda od dawna miał własne mieszkanie, lecz rodzinna
rezydencja bardziej mu odpowiadała. Nie dziwię mu się. Nasz zamek uznano za
perłę architektoniczną. W dodatku przylega do niej spory park. Choć od kilku
lat nie mam tam wstępu, to nie tęsknię za tym miejscem. Kojarzy mi się z samymi
złymi wspomnieniami. Za to bez przeszkód rozpoznaję część przydomowego garażu,
w którym Alan trzymał swoje najpiękniejsze auta. Na filmie widać czterech
zamaskowanych mężczyzn, którzy atakują mojego brata, gdy ten szykuje się do
wyjazdu. Alan broni się w dość nieporadny sposób, po czym zostaje uderzony w
tył głowy i zawleczony do czarnej furgonetki.
- Co o tym sądzisz? – ironiczny uśmiech na twarzy
Vee podpowiada, iż on także nie dał się nabrać na to sfingowane przedstawienie,
a także łapiący za serce apel dziadka.
- Dziecinada - oceniam wysiłki brata. – Nawet nie
udawał, że się broni.
- Ja też jestem rozczarowany – blondyn pociera
brodę. Nie miał jeszcze okazji, by zmierzyć się z Alanem. Jestem pewny, iż ta
przyjemność znajduje się naprawdę wysoko na liście jego niespełnionych marzeń.
Jeśli dojdzie do ich konfrontacji, Vee nie okaże mu litości. Nie chcę, by brudził
sobie ręce krwią tego padalca.
- Jego miejsce jest w więzieniu – przypominam mu, by
poskromić żądzę zemsty, o której lubi od czasu do czasu wspominać.
- Wasza wysokość, chyba nie sądzisz, że pozwolę, by
to bydle trafiło do więzienia, prawda? Zorganizowałem mu już odpowiednią celę,
wierz mi – mężczyzna puszcza do mnie oko, a mnie przechodzi zimny dreszcz.
Znowu zabijanie.
Moi rodzice nie żyją… Simon zabił człowieka… Vee
chce się rozprawić z Alanem… Czy jestem przeklęty? Otacza mnie aura śmierci…
- Eryku, wszystko w porządku? – mój przyjaciel unosi
moją brodę do góry, zmuszając mnie tym samym, abym spojrzał mu prosto w oczy.
- Tak – kłamię, nie zająknąwszy się ani słowem na
temat doskwierającego mi cierpienia.
- Mizernie wyglądasz. Mam zawołać lekarza? – Tak trudno
jest ukryć prawdę przed jego czujnym wzrokiem.
- Przecież i tak do zrobisz, więc po co pytasz mnie
o zdanie? Przed pogrzebem każesz im prześwietlić mnie z każdej możliwej strony
i wykonać badania, godne kosmonauty – dokuczam mu, drwiąc z jego nadgorliwości.
- Za dobrze mnie znasz – blondyn zaczyna się
szczerze śmiać, lecz po chwili poważnieje. – Pogrzeb jest za pięć dni. Dasz
sobie radę?
-Tak – karmię go kolejnym kłamstwem, modląc się w
duchu, by jak najszybciej sobie poszedł. Chyba udało mi się uśpić jego
czujność, gdyż znika w chwili, w której pojawia się Simon.
- Eryku, tak mi przykro… - mój były ukochany siada
obok mnie na łóżku i próbuje przytulić, lecz szybko go od siebie odpycham.
- Daj spokój. Przecież wiesz, że za mną nie przepadali.
Beztrosko przyglądali się, gdy on mnie torturował, a potem zostałem
wydziedziczony. Nie będę za nimi tęsknić. – Moja chłodna kalkulacja wprawia go
w lekkie oniemienie. Nie dziwię mu się. Długo rozważałem, jak najlepiej będzie
się go pozbyć. Simon to uparty przeciwnik. Na szczęście nie jest nieomylny…
- Eryku, nie mów tak. Znam cię i wiem, że w głębi
serca bardzo kochałeś swoich rodziców… - Ma rację. Nie wiem jak to robi, że
czyta ze mnie, jak z otwartej książki, lecz to nie ma znaczenia. Pora na mój
ruch…
- Zabiłeś człowieka… - zaciskam dłonie na pościeli,
by wyglądało to bardziej dramatycznie.
- Skarbie, musiałem to zrobić! – Do zielonookiego
powoli dochodzi fakt, iż w moich oczach popełnił karygodny błąd, który będzie
go słono kosztować… Wyciąga rękę i stara się spleść nasze palce.
- Nie dotykaj mnie! Nigdy więcej mnie nie dotykaj!
Jesteś taki sam, jak wszyscy! Jak Alan…! – To chyba najgorsza rzecz, jaką
mógłby ode mnie usłyszeć. Po twarzy płyną mi łzy. Simon nie wie, jak
zareagować. Może uważa, że nadal jestem w szoku, a może… Jego twarz wyraża tak
wiele. Zniesmaczenie, niedowierzanie, miłość, strach…
- Eryku, przecież wiesz, czym się zajmuję i
zajmowałem – próbuje się tłumaczyć, lecz ja odwrócę sytuację w taki sposób, by
wpędzić go w większe poczucie winy.
Wybacz mi.
Nie chcę tego, lecz nie mam innego wyjścia. To
jedyny sposób, abyś się ode mnie odsunął. Związek ze mną nie przyniesie ci
niczego dobrego. Masz czułe i dobre serce. Za dobre, dla kogoś takiego, jak ja…
Wiem, że próbowałeś nauczyć mnie miłości, lecz jest już za późno… Za bardzo mi
na tobie zależy, aby zaryzykować…
- Boję się ciebie! – zaczynam głośno szlochać,
definitywnie przypieczętowując nasze rozstanie. Do pokoju wpada doktor Arim.
Ignoruje Simona i od razu podaje mi kolejną porcję środków uspokajających, a
także mocno mnie przytula. Prawdopodobnie sądzi, iż rozpaczam po stracie
rodziców. Nie, doktorze. Oni nie są warci ani jednej łzy. Płaczę, bo już nigdy
więcej nie będę szczęśliwy…
Gdy budzę się ze snu, jestem sam. Vee najpewniej
dalej pracuje, a Simon… Simon jest za szklaną szybą. Rzuca mi niepewne
spojrzenie, a potem szybko odwraca wzrok. Przygryzam wargi do krwi, walcząc z
potężnym bólem. To koniec.
Aaaa no i co dalej?! Simon cuyba się nie podda tak łatwo?
OdpowiedzUsuńDalej? Zobaczysz. To niespodzianka :D
UsuńTwój Kitsune
Kurka tak się dać łatwo podejść 😭
OdpowiedzUsuńSimno nie daj się walcz 😀😀😀😀
Simon ma walczyć? Może Vee będzie lepszym chłopakiem dla Eryka?
UsuńTwój Kitsune
Nawet o tym nie myśl. Ty farbowana kito!
UsuńMegakari
Co?! CO?! C.O.?! ERYKU!!! Jak mogłeś! Już od BARDZO dawna nie popłakałam się przy rozdziale. Simon chce dla niego jak najlepiej, a on próbuje za wszelką cenę go od siebie odsunąć. Czy on nie widzi ze to zniszczy ich obu?! Idę płakać pakując się na pyrkon...
OdpowiedzUsuńWegi
Co?! Nie płacz! I nie wyjeżdżaj! Nie zostawiaj mnie samego! BĘDĘ STRASZLIWIE TĘSKNIĆ!
UsuńTwój Kitsune
Łzy mi już wyschły, chyba jest lepiej. Musiałam to przemyśleć Kitsuś. A co jeśli to nie były nerwobóle a zawał przez to genialne opowiadanie? Hmmm? :D Ale zobacz, wróciłam bardzo szybko i przytulałam wszystkie osoby w przebraniu lisa jakie spotkałam :D To prawie jakbym przytulała ciebie :D (ps. Free Hugs'y to nowa religia)
UsuńWegi
Jestem zazdrosny :(
UsuńTwój Kitsune
Ja też byłam parę razy :D Jestesmy kwita :'D
UsuńWegi
No i co ten Eryk najlepszego zrobił? Masochista jednej XD
OdpowiedzUsuńCzasami tak bywa, że odtrącamy tych,którzy najbardziej nas kochają.
UsuńTwój Kitsune
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, buu mam nadzieję, że Saimon nie podda się tak łatwo, a ty Erick zrozum że potrzebujesz go jest także Twoją dodatkową ochrona, coś mi się zdaje, że to jest sfingowane porwanie Alana aby nie odpowiadać za przekręty...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza