piątek, 29 czerwca 2018

Humory króla - rozdział 10


Eryk

- Do domu?! – otwieram szeroko usta ze zdziwienia. Jeśli Vee sobie ze mnie zażartował, to wybrał wyjątkowo okrutny sposób. – Teraz?!
- Tak, teraz. – Nie, to nie żarty. Jego oczy są poważne i szczere.
- Nareszcie… - niezgrabnie próbuję wyplątać się z pościeli, lecz powstrzymuje mnie aparatura, do której nadal jestem podłączony.
- Poczekaj, pomogę ci – ofiaruje się blondyn, który fachowo obchodzi się ze sprzętem medycznym.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł – wtrąca się Simon. No nie wierzę. I ty, Brutusie… Na szczęście Vee puszcza jego uwagę mimo uszu. Pomaga mi usiąść i uwalnia od niekończących się kabli.
- Mylisz się. To świetny pomysł, z którego Eryk bardzo się cieszy, prawda mały? – dopytuje mój przyjaciel, asekurując mnie, gdy niepewnie staję na nogach. Jestem osłabiony i kręci mi się w głowie, lecz zrobię co w mojej mocy, by się stąd wyrwać.
- Nic mi nie jest – wypowiadam na głos wyuczoną formułkę, ignorując wszelkie przeciwności losu, jakimi niewątpliwie są bóle w okolicach serca, czy też mdłości. Obie te przykre przypadłości mają związek z tym, że mam wyjść na zewnątrz. Boję się. Tak bardzo się boję. A jeśli osoba, która próbowała zabić Simona czai się gdzieś w pobliżu kliniki i widząc nas, znowu zaatakuje? Gdyby Simonowi coś się stało… Nie, wolę o tym nawet nie myśleć.
- Hej, mały. Nie odpływaj – Vee przywołuje mnie do porządku, unosząc moją brodę do góry, abym mógł spojrzeć mu prosto w oczy. – O wszystkim pomyślałem, więc niczym się nie martw. Samochód już czeka. Wystarczy, że się ubierzesz.
- Dziękuję – przyjmuję te wiadomości z wielką ulgą.
- Rozmawiałeś z Arimem? – Simon nie ustępuje. Martwi się o mnie. Rozumiem to. Jeśli jednak zmusi mnie, abym został tu dłużej, to chyba oszaleję.
- Tak. Doktor o wszystkim wie – uspokaja go blondyn. - Co więcej, zgodził się pomieszkać z nami przez jakiś czas. Grozi, że ogra mnie w szachy. Wyobrażasz sobie? – Vee robi przestraszoną minę, wywołując przy tym cień uśmiechu na mojej twarzy. Jadę do domu i tylko to się dla mnie liczy.
- Pomożesz mi się ubrać? – proszę niebieskookiego.
- Jasne, chodź – mężczyzna obejmuje mnie ramieniem i prowadzi do łazienki. Prowokacyjnie zamyka Simonowi drzwi przed nosem, po czym puszcza do mnie oko. – Czasami tak mnie wkurza tym cały „matkowaniem”, że najchętniej bym mu przyłożył.
- Słyszałem to, palancie! – wymieniamy porozumiewawcze spojrzenia, rozbawieni reakcją Simona. – Nie chowaj się za plecami Eryka! Wyjdź stamtąd! Porozmawiamy w cztery oczy na korytarzu!
- Ależ z niego zazdrośnik. Podziwiam, jak ty z nim wytrzymujesz… - szepcze mi do ucha mój opiekun, po czym sadza mnie na blacie, jakbym był dzieckiem. – Pakuj kiecki, mamusiu!
- Vee… - w tym jednym słowie chowam wszystkie moje obawy, których nie śmiałbym wygłosić w obecności mojego ukochanego.
- Nie bój się. Nic złego się nie dzieje. Mam dość kliniki i tego, że traktują cię jak królika doświadczalnego – mężczyzna mamrocze pod nosem, odwiązując jednocześnie tasiemki, znajdujące się na moich plecach. Mimowolnie wstrzymuję oddech. Vee ma bardzo wprawne dłonie. Nie dotyka pokiereszowanej skóry. Jestem mu za to wdzięczny. – Jeśli wolisz tu zostać, powiedz. Wystarczy jedno słowo i aż do…
- Chcę do domu – wchodzę mu w słowo. Nie jestem jeszcze gotowy, by rozmawiać o ceremonii pogrzebowej, choć wiem, że w żaden sposób nie ucieknę przed tą „atrakcją”.
- Słuszna decyzja, wasza wysokość – chwali mnie, ściągając z moich ramion szpitalną odzież. Nie muszę patrzeć w lustro by wiedzieć, że fatalnie wyglądam. Jestem chudszy niż zwykle i w dodatku solidnie obandażowany. Vee ubiera mnie w białą koszulę, a następnie pomaga założyć czarne spodnie.
- Głupio się czuję. Nawet butów nie jestem w stanie zawiązać – spoglądam na niego przepraszająco, bo gdyby nie wyręczał mnie w tak prozaicznych czynnościach, sam walczyłbym z nimi do rana.
- Jesteśmy rodziną, pamiętasz? To normalne, że się o siebie troszczymy – mężczyzna z czułością czochra mnie po włosach. – Jeszcze sweter i możemy iść – uśmiecha się, zadowolony z efektów swoich działań.
- Muszę zabrać okulary – przypominam mu. - Bez nich niezbyt dobrze widzę.
- Masz mnie, a ja zawsze będę nad tobą czuwał – blondyn łapie mnie za rękę i pomaga zsunąć się z blatu. Wykonałem ten ruch zbyt szybko i od razu mocno kręci mi się w głowie. Praktycznie wpadam na mojego ochroniarza, który przytula mnie do swojej klatki piersiowej.
- Ostrożnie. Oprzyj się o mnie. Już dobrze? Możemy iść? – upewnia się, podtrzymując mnie za łokieć.
- Tak – przytakuję mu. – Nie! – w ostatniej chwili przypominam sobie o czymś naprawdę ważnym. – Czytałeś wiadomości, które ci wysłałem?
- Oczywiście, wasza wysokość. Wszystkim się zająłem, tak jak chciałeś – uspokaja mnie, nadal nie wypuszczając ze swoich ramion. – Najgorsze już za nami. Od teraz będzie tylko lepiej.
- Nie zostawiaj mnie – proszę go, szukając resztek poczucia bezpieczeństwa, a może i godności. Jestem obecnie tak słaby, że każde niepowodzenie spowoduje katastrofę.
- Eryku, rozmawialiśmy o tym wiele razy. Dobrze mi z tobą. Dużo się dzieje, więc nie mogę narzekać na nudę.
- Długo jeszcze będziecie tam siedzieć?! – Simon po raz kolejny dobija się do drzwi.
- Widzisz, właśnie o tym mówię. Twój luby jest jak wisienka na torcie. Nic nie sprawia mi większej frajdy, niż wkurzanie go – Vee celowo mówi ściszonym głosem, po czym odblokowuje zamek i z satysfakcją wpatruje się w twarz mojego ukochanego. – Psujesz romantyczną atmosferę – wzdycha teatralnie, gdy zostaje zmuszony, abym opuścił silne ramiona.
- Nie dotykaj go! – oczy Simona błyszczą gniewem. Syczy wściekle, nie panując nad zazdrością. – Jest mój!
- Na razie… - rzuca od niechcenia Vee. – Proszę – wręcza mi okulary, które od razu nakładam. Do kieszeni marynarki chowa telefon, z którego korzystałem. – Gotowi? – na jego twarzy pojawia się zrelaksowany uśmiech. Obserwuję, jak sięga po swoją broń, do której przymocowuje tłumik. – Wiesz jak jest. Stare nawyki. – Nic nie odpowiadam. Obejmuję się ciasno ramionami i wlepiam wzrok z królewski pierścień, który majestatycznie błyszczy. Mam go na sobie od chwili, w której zostałem królem. Ogarnia mnie zmęczenie. W tak krótkim czasie przeszedłem naprawdę wiele…
Droga do samochodu prowadzi poprzez labirynt szpitalnych korytarzy. Vee idzie przodem. Jest pewny siebie. Trudno jest mi za nim nadążyć. Staram się nie odwracać, bo nie chcę widzieć twarzy Simona. On także ma w ręku broń. Użyje jej, jeśli moje życie będzie zagrożone. Zabił człowieka. Widziałem to. Nie, nie myśl o tym. Za chwilę będziesz w domu. Tylko to się liczy…
Docieramy do tylnych drzwi, które Vee szybko otwiera. Po raz pierwszy od dawna jestem na zewnątrz. Jest ciemno i cicho. W oddali słychać ptaki. Przymykam oczy, ciesząc się nocnym powietrzem. Mój ukochany nie jest jednak w nastroju na takie rzeczy. Układa dłonie na moich ramionach i popycha mnie w kierunku auta. Niechętnie wsiadam do środka. Simon zajmuje miejsce obok mnie. Nie każe mi zapiąć pasów. Pewnie nie chce, abym był narażony na dodatkowy dyskomfort. Zapadam się więc w skórzanym fotelu. Kilkuminutowy marsz pochłonął resztki energii, którą miałem. Ekscytacja miesza się z przerażeniem. Strach z wolnością. A miłość…? I do tego ten nieznośny ból w piersi. Zanim dotrzemy do hotelu, minie co najmniej pół godziny. Marzę o tym, by się jak najszybciej położyć. Jak zwykle przeceniłem swoje możliwości. Już samo ubranie się kosztowało sporo wysiłku. Czemu to wszystko jest takie trudne? I dlaczego moje powroty do domu zawsze okupione się cierpieniem? Może jestem zbyt zachłanny? Pragnąłem jedynie własnego kąta, w którym mógłbym czytać książki i zapomnieć o przeszłości. Potem pojawił się on i wywrócił wszystko do góry nogami…
- Oprzyj się o mnie. Będzie ci wygodniej – propozycja Simona wyrywa mnie z zamyślenia. Tak bardzo chciałem, by był moim oparciem, lecz coś takiego miałoby sens jedynie w chwili, w której bylibyśmy sobie równi. Tak wiele od niego dostaję, a nie mogę mu dać nic w zamian. Poza problemami…
- Dziękuję. Nic mi nie jest – odwracam wzrok w kierunku okna, by nie musieć na niego patrzeć. Ból w piersi znowu się nasila. Dzieje się tak za każdym razem, gdy atakuje mnie myśl o tym, że mógłbym stracić ukochanego. Co bym bez niego począł? Wiem, że koronacja to dopiero ostrzeżenie. Czeka mnie wojna. Prawdziwa wojna z Alanem. Ochronię Simona. Zrobię co w mojej mocy, by był bezpieczny.
- I jesteśmy – zadowolony z siebie Vee otwiera drzwi luksusowego wozu. Nasz prywatny parking? Nawet nie zauważyłem, a już dotarliśmy na miejsce. Posłusznie kieruję się do windy, która zabierze nas wprost do apartamentu.
- Wasza wysokość – wita nas pan Moor, który wydaje się być nieco zagubiony. Od samego początku wiedział kim jestem, lecz nigdy nie mówił o mnie inaczej niż „pan Johnes”. Chciałbym się do niego uśmiechnąć i podziękować za troskę, lecz nie mam na to siły. Muszę się położyć, bo zemdleję.
Vee bezbłędnie odczytuje moje myśli. Bierze mnie na ręce i zanosi prosto do łóżka. Simon nie jest zadowolony. Podąża tuż za nami, a teraz rzuca mojemu opiekunowi całą serię złowrogich spojrzeń. Ma to jakiś związek z dotykaniem mnie.
Właśnie, dotyk… Przedtem dzieliłem sypialnię z Simonem. Z pewnością będzie próbował mnie objąć lub przytulić, a wtedy od razu odkryje tajemnicę. Potem powie Vee… Nie chcę ich znowu martwić. Prędzej czy później ból sam minie. Przecież nie jestem na nic chory. Trochę odpocznę, prześpię się w swoim łóżku i wszystko będzie dobrze.
Vee układa mnie na łóżku, a następnie przynosi z garderoby piżamę, w którą od razu próbuje mnie przebrać. Mój kochanek wyrywa mu ją z ręki.
- Ja się nim zajmę – warczy.
Zwijam się w kłębek. Nienawidzę, gdy traktują mnie jak przedmiot. Potyczki samców alfa to ostatnia rzecz, na jaką mam obecnie ochotę.
- Proszę… Idźcie się kłócić do salonu… - zamykam powieki, by odciąć się od kolejnego starcia.
- Skarbie, my się nie kłócimy – Simon pieszczotliwie przeczesuje moje włosy. Jego dotyk działa na mnie bardzo kojąco. Jednak po chwili pojawia się kolejna, przykra myśl. Pogrzeb rodziców. Gdybym nie zdążył go osłonić, to mógłby być jego pogrzeb…
- Muszę się zająć różnymi sprawami – odzywa się Vee. - Simon z tobą zostanie. Za niecałą godzinę przyjedzie doktor Arim. Pan Moor przygotuje kolację. Jesteś głodny?
- Nie. Jadłem w szpitalu – odpowiadam zgodnie z prawdą. Chciałbym poprosić Vee, by choć trochę odpoczął, lecz wiem, że i tak mnie nie posłucha. Po chwili słyszę, jak zamyka za sobą drzwi. Rozpłynie się w ciemności nocy. To jego naturalne środowisko. Męczyłby się, gdyby musiał dzień i noc siedzieć u mego boku.
W pokoju panuje idealna cisza, którą przerywa jedynie spokojny oddech mojego ukochanego oraz szaleńcze uderzenia niepokornego serca. Simon siada obok mnie na materacu. Jego ciepłe palce gładzą mnie po policzku. Nie chcę tego, lecz nie umiem się od niego odsunąć. Otwieram oczy, by spotkać jego zmęczony wzrok.
- Musimy poważnie porozmawiać – strącam jego dłoń i wykorzystuję resztki energii, by usiąść.
- Za chwilę. Najpierw pomogę ci się przebrać. Powinieneś jak najwięcej odpoczywać – mężczyzna obdarza mnie uśmiechem, po czym próbuje rozpiąć guziki białej koszuli, którą na sobie mam.
- Zostaw. Sam sobie poradzę – zaciekle bronię się przed jego dotykiem. Gdybym mu na to pozwolił, skończyłoby się na tym, że przepłakałbym resztkę nocy, rozpaczając nad własnym życiem. Jestem w rozsypce, moje życie jest w rozsypce. Mam poranione ciało. Ostatnie, czego potrzebuję, to litość.
- Eryku… - Simon znowu patrzy na mnie jak na dziecko. Małe, nieporadne dziecko, którym musi się opiekować. Najwyższa pora, abym go wyręczył. – Znowu będziesz mnie wyrzucać? – przewraca oczami, okazując mi w ten sposób, że nie weźmie moich słów na poważnie.
- Nie – wyprowadzam go z błędu. – Nie mogę ci mówić, co masz robić – dodaję rozważnie. Ostatecznie moim celem nie jest sterowanie poczynaniami ukochanego. Mam inne priorytety.
- Po twojej minie widzę, że coś knujesz… - mój kochanek nie potrafi powstrzymać uśmiechu. To dla mnie zbyt ważne, równie lekko traktować temat naszej rozmowy. Pozostaję więc poważny i skupiony.
- Nie będziesz już moim ochroniarzem.
- Co?! – wyraz twarzy Simona zmienia się z sekundy na sekundę. – Nie możesz tego zrobić! Vee i ja wielokrotnie rozmawialiśmy i… !
- Ja także rozmawiałem z Vee – przerywam mu. Wyuczony spokój i opanowanie dziwnie kontrastują z jego emocjonalnością. Przynajmniej wiem, że niczego nie udaje. Nie mogę tego samego powiedzieć o sobie…
- Śmiało, pochwal się. Co tym razem wymyśliłeś? – zielonooki wpatruje się we mnie tak intensywnie, że aż mam ochotę schować się pod kołdrą. Biorę głęboki oddech. Nasza przeprawa okazuje się trudniejsza niż myślałem.
- Poprosiłem Vee, by znalazł odpowiednie osoby, które będę cię pilnować.
- Pilnować?! Mnie?! – Simon jest tak zirytowany, że nie wie, jak zareagować. Otwiera usta, lecz zaskoczenie i niedowierzanie nie pozwalają mu wyartykułować myśli. – Nie zgadzam się!
- Jeśli nie zgadzasz się na ochronę, to lepiej od razu się rozstańmy – spuszczam wzrok, skupiając go na swoich splecionych dłoniach. To mój nowy mechanizm obronny. Na nic więcej mnie nie stać.
- Eryku… - mężczyzna próbuje jakoś mnie udobruchać. – Jestem dorosły. Sam potrafię o siebie zadbać – ścisza głos i sięga w kierunku moich dłoni. Zamieram, czując dotyk jego palców. Są ciepłe…
Skup się! Za chwilę cię omota jak zwykle, a przecież nie na tym polega twój plan! – karcę samego siebie.
- Zgadzasz się na ochronę, czy odchodzisz? – jestem nieugięty. To dla jego dobra… Nie mogę go stracić…
- Skarbie, ochrona potrzebna jest tobie. Jesteś królem. – Zabawne, że za każdym razem, gdy tak o mnie mówi, słyszę dumę w jego głosie. Głuptas. Niczego nie rozumie…
- Musisz podjąć decyzję teraz – unoszę wzrok i śmiało spoglądam mu w oczy. Wiem, co za chwilę usłyszę. To jednak prawda, że miłość potrafi przewartościować wszystko.
- Dobrze, niech ci będzie… -  Simon w końcu ulega moim żądaniom. – Jutro zadzwonię w kilka miejsce i poszukam kogoś odpowiedniego. Zadowolony?
- Vee się tym zajął. Wybrał najlepszych, zapewniam cię.
- Najlepszych? – mój kochanek prycha z powątpiewaniem. - Jeden to i tak tłok – dodaje z przekąsem.
- Na razie pojawi się czterech, a później zobaczymy.
- Czterech?! Zatrudniłeś cztery osoby?! To szaleństwo! – Simon kolejny już raz reaguje zbyt impulsywnie. To utwierdza mnie w przekonaniu, że dobrze zrobiłem. Z Alanem nie ma żartów. Wystarczy jeden fałszywy ruch i po sprawie…
- Dwoje z nich będzie ci bezustannie towarzyszyło. W dzień i w nocy. Nie muszę ci tego tłumaczyć, bo doskonale wiesz, jak to działa, prawda? Przykro mi, że wywracam twoje poukładane życie do góry nogami, lecz jak sam zauważyłeś, jestem królem i zapewnienie ci bezpieczeństwa to mój obowiązek – z pamięci recytuję zdanie, które wcześniej sobie przygotowałem. Słyszałem je wiele razy z jego ust. Śmiał się, gdy irytowała mnie jego bezustanna obecność. No cóż, będzie musiał przywyknąć do nowych zwyczajów.
- Kocham cię i zrobię co zechcesz – cedzi przez zaciśnięte zęby.
- To nie jedyna zmiana, jaka cię czeka, ale o szczegółach dowiesz się od Vee – dodaję tajemniczo. Jestem zbyt zmęczony, by mówić mu o wszystkim.
- Jakich szczegółach? Chcesz mi powiedzieć, że jest tego więcej?! – Simon zmaga się z samym sobą. Ciężko mu schować dumę do kieszeni, lecz nie ma innego wyjścia. Zaciska więc dłonie w pięści i czeka na dalsze rewelacje.
- To drobiazgi. Nie masz się czym przejmować – pocieszam go. Z pewnością podoła nowym obowiązkom. Jest wrażliwy i inteligentny. Idealnie sprawdzi się w roli, jaką dla niego przygotowałem.
- Rób ze mną co zechcesz. Zniosę wszystko, pod warunkiem, że będziesz obok – mój mężczyzna próbuje pocałować mnie w policzek, lecz mu na to nie pozwalam.
- Dziękuję. Jesteś wobec mnie bardziej wyrozumiały, niż na to zasługuję – przyznaję nieśmiało.
- Bo bardzo cię kocham, mój piękny. Nie ma rzeczy, której bym dla ciebie nie zrobił – wyznaje.
- Wiem – chwytam go za rękę, którą bezustannie mnie dotyka, po czym subtelnie odkładam ją na jego kolanach.
- Eryku…
- Od chwili, w której zostałem królem, wiele się zmieniło – zaczynam ostrożnie, nie czekając na kolejne zapewnienia o miłości. – To trudniejsze, niż myślałem… - mruczę do samego siebie.
- Skarbie? – Simon słusznie podejrzewa, że kolejny cios z mojej strony będzie znacznie mocniejszy.
- Proszę, nie zrozum mnie źle. To nie oznacza, że coś się między nami zmieniło. Ja po prostu potrzebuje czasu… Sam wiesz, że nie tak to planowaliśmy. Nie sądziłem, że kiedykolwiek zostanę królem. A potem stały się inne, straszne rzeczy… - przerywam na chwilę, szukając zrozumienia w oczach mojego mężczyzny. On od razu wie, o co mi chodzi. Lepiej, niż ktokolwiek inny. I otwiera dla mnie ramiona.
- Proszę… Nie dotykaj mnie… - czuję się jak najgorszy zdrajca, wypowiadając to brutalnie brzmiące słowa. Ranią mnie one niczym kolejne ciosy noża, wbijane przez brata w moją i tak dość mocno poharataną skórę. Niedaleko pada jabłko od jabłoni… Alana i mnie więcej łączy, niż dzieli…
- Przecież od tego właśnie jestem. Potrzebujesz mnie. Nie kłam, że jest inaczej – broni zaciekle swoich racji.
- Masz rację. Potrzebuję – wyduszenie z siebie tych trzech wyrazów sporo mnie kosztuje.
- Więc o co chodzi? Eryku, nie rozumiesz, że nie ma rzeczy, której dla ciebie nie zrobię?
Boli… Tak bardzo boli… Z trudem nabieram powietrza.
- Bo ja… - waham się, jak na to zareaguje. – Potrzebuję czasu. To wszystko stało się zbyt szybko… Ja… Nie umiem… - pieką mnie łzy, których nie mam prawa wylać. Jego posmutniałe spojrzenie… To wszystko wpędza mnie w czarną rozpacz.
- Skarbie, spokojnie - Simon delikatnie zaczyna gładzić moje plecy. – Niczym się nie martw. Wszystko się ułoży, zobaczysz.
- Nie radzę sobie, rozumiesz?! – tym razem to mnie ogarnia gniew, nad którym nie umiem zapanować. – Wszystko się posypało! Mam na głowie królestwo, konsorcjum i pogrzeb, a w dodatku…! – szybko gryzę się w język, by nie zdradzić za wiele. O sercu nikt nie musi wiedzieć.
- Spokojnie – mężczyzna bez końca powtarza to jedno, magiczne słowo.
- Ja… Ja… Chciałem cię tylko poprosić, byś dał mi więcej czasu – łkam cicho.
- Skarbie, nie płacz – ściera mokre ślady z moich policzków. – Mówiłem ci już, że zrobię co tylko zechcesz.
- Obiecujesz, że dasz mi czas? Nie będziesz mnie całować i dotykać, jeśli o to nie poproszę? – jestem bliski kolejnego ataku paniki. Simon również zdaje sobie z tego sprawę. Nic nie mówi. Nie musi. W milczeniu kiwa głową.
Mija kilka długich minut, których potrzebuję, by zapanować nad emocjami. Jestem totalnie wyczerpany. Opieram się o poduszkę i przymykam powieki. Czuję, jak mój ukochany zdejmuje moje okulary oraz buty i okrywa mnie kołdrą.
- Nie gaś… - mamroczę sennie.
- Nie zgaszę światła. Śpij.
Śpij… Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Ociężałe powieki same się zamykają, ale mózg nie chce spać. Rejestruje każdy szelest. Wyraźnie słyszę, jak Simon krąży po naszej sypialni. Jest jak niespokojny duch. Pozornie zgadza się na wszystko, lecz nie oznacza to, iż nie ma mi za złe dzisiejszych rewelacji. Nie wątpię w jego miłość. Wiem, że kocha mnie szczerze i mocno. Jednak siła mojego uczucia jest znacznie większa. Nie cofnę się przed niczym, by zapewnić mu długie, spokojne życie.
Gdy mój ukochany otrząsa się z pierwszego szoku, zdejmuje marynarkę i rzuca ją na fotel, po czym idzie do łazienki i bierze prysznic. Po kilku minutach wraca. Pachnie mydłem. Wiem, że stoi przy łóżku i wpatruje się we mnie myśląc, że śpię. Jakiś czas później kładzie się po drugiej stronie. Z pewnością jest bardzo zmęczony. Z mojego powodu spędził sporo czasu na niewygodnym fotelu i należy mu się wypoczynek. Co ciekawe, nie przytula mnie, jak ma w zwyczaju. Stara się spełnić wszystkie moje zachcianki. Jego równy, głęboki oddech jest jak kołysanka, w którą się wsłuchuję. Może dzięki temu ja także zdołam zasnąć…
Różne plany krążą po mojej głowie. Co zrobić z konsorcjum? Jak poprawić gospodarkę? Jak pokierować krajem? A jeśli dziadek i Alan wypowiedzą posłuszeństwo królestwu i namówią do tego innych? Czy nie mając wsparcia najbliższych, zdołam utrzymać władzę? A ministrowie? Jak oni zareagują?
Gonitwę myśli przerywa wielkie ramię, którym zostaję ciasno objęty. Mój mężczyzna instynktownie przyciąga mnie bliżej. Nie jest mi zbyt wygodnie, lecz nie mam jak się ruszyć. Poza tym szczerze wątpię, czy udałoby mi się go obudzić.
- Kocham… - szepcze w moje włosy. Jego dłoń spoczywa na moim brzuchu. Bardzo ostrożnie dotykam jej swoimi opuszkami. Wreszcie odzyskuję spokój. Choć nie mogę zasnąć i jest mi zdecydowanie zbyt gorąco, z nikim nie zamieniłbym się miejscami.
- Ja ciebie też.
Nie wiem dlaczego to powiedziałem. I to na głos. Simon z pewnością mnie nie słyszał. A powinien. Cierpliwie czeka na moje słowa. Nie chcę, by pomyślał, że kieruje mną wyłącznie strach. To nie będzie wyznanie przerażonego dzieciaka. Ma widzieć we mnie mężczyznę. Kogoś równego sobie. Kogoś silnego. Osobę, która bierze odpowiedzialność za swoje słowa. Bo miłość to coś więcej niż ulotne chwile. Miłość jest na zawsze. Na całe życie…

25 komentarzy:

  1. Jak zawsze cudowny rozdział ⭐️❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak na początek to cześć Kitsune ^^
    A teraz :
    No nareszcie! Już się bałam, że coś Ci się stało i dlatego nie ma tak długo rozdziału :/ Jednakże zawsze warto czekać na twoje dzieła, więc starałam się być cierpliwa :D
    Trochę żal mi Eryczka, bo fundujesz mu dużo stresu, ale ma Simona oraz Vee, więc myślę, że sobie poradzi :)
    Kończąc już, znalazłam twojego bloga prawie rok temu i od tej pory regularnie go czytam, ale dopiero teraz odważyłam się skomentować (;° ロ°) ヽ Nie obiecuję, że będą się pojawiać komentarze z mojej strony, jednak wszystko czytam ( ´ ▽ ` )ノ
    ~ Asuna
    P.S. Pozdrawiam Wegi,#team Gąski ♡^▽^♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj nowa Gąsko :) Bardzo mi miło, że wyszłaś z ukrycia :)
      Nic mi się nie stało. Mam niewiele czasu, a mnóstwo obowiązków. Poza tym robimy mega remont, który skończy się dopiero po wakacjach... Trudno jest to wszystko pogodzić. Nie oznacza to jednak, że przechodzę na blogową emeryturę. Jestem na to za młody :D A Czytelniczki domagają się Bezsennych Nocy w trybie pilnym :D

      Twój Kitsune

      PS Gdy przeczytałem "Asuna" od razu pomyślałem o moim komputerze. To jego oficjalne "imię". Na dysku kryje się wiele skarbów, których nie opublikowałem lub nie dokończyłem. Czekają na lepsze czasy. Kiedyś... Kiedyś je dokończę...

      Usuń
    2. Witaj kochana! Też cię pozdrawiam :) Rozgość się w strefie komentatorów! <3
      #teamGąski

      Wegi

      Usuń
    3. To dobrze, że nic Ci nie jest ^.^ Szkoda, że masz mało czasu i remont na głowie, ale cieszę się,że pamiętasz o Bezsennych nocach w trybie pilnym :D Jak to było? ,,Za młody i za słodki'' ? :D

      ~ Asuna
      P.S. Właśnie się zastanawiałam czy zwrócisz na to uwagę, gdyż również to samo przyszło mi do głowy ;D
      P.P.S. Dziękuję Ci Wegi za miłe powitanie <3

      Usuń
  3. Powiedzmy że Simon cierpi ale to miał być ból fizyczny również ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie kuś tego rudego psychopaty!
      Megakari

      Usuń
    2. Psychopaty? :C

      Wegi

      Usuń
    3. Nie martwcie się. Psychopata tak Was zaskoczy, że... szok! :P

      Wredny Kitsune

      Usuń
    4. Chcę to zobaczyć! Znaczy się poczytać!:D

      Usuń
    5. Już się boję.��

      Usuń
  4. Kitsune mam pytanie: kiedy nowe rozdziały będą? Oraz mam drugie pytanie co ile wstawiasz rozdziały, masz np.okreslone dni, że np. we wtorek i w piątek stawiasz, czy to zależy od twojej weny?

    Ps. Jestem nowa tutaj, jakąś twój blog znalazłam na poczatku czerwca i szczerze zakochałam się w opowiadaiach "Humory księcia", Szkolne opowieści "moj uczeń"" (drugą część rownież uwielbiam), "Grzech", oczywiście jeszcze wszystkich opowiadań nie przeczytałam, ale moim zdaniem te są najlepsze. Jak mam być szczera myślałam, że jesteś dziewczyną i gdy nagle przeczytałam komentarze zauważyłam, że tutejsi czytelnicy zwracają się do Ciebie on oraz również piszesz twój zamiast twoja, więc jestem pod ogromnym wrażeniem, że chłopak potrafi pisać takie świetne opowiadania.

    ~Su

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Su :)
      Tak, wiem, faceci i opowiadania yaoi... Mało nas jest... Dziewczyny opanowały blogi, więc czuję się w obowiązku, by jakoś zademonstrować naszą obecność :D
      Nie mam żadnej rozpiski i niczego nie planuję. Jak coś napiszę, to od razu publikuję. Tak było, jest i będzie. By cokolwiek planować, czy obiecywać, musiałbym mieć napisany chociaż jeden tekst w całości, a nie mam. I nic nie wskazuje na to, aby to się zmieniło.

      Twój Kitsune

      Usuń
  5. No weź, tyle czasu :( Stęskniłam się już za naszym kochanym Erykiem. Z niecierpliwością czekam na next :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Poproszę kolejny rozdział ��

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy następny noooo

    OdpowiedzUsuń
  8. "Bezsenne noce" podobają mi się bardzo, jednak przyznam, że tęsknię już za Erykiem i Simonem. Było to pierwsze opowiadanie jakie przeczytałam na Twoim blogu i mam do niego ogromny sentiment :)

    OdpowiedzUsuń
  9. He..? Gdzie kontynuacja? :(

    OdpowiedzUsuń
  10. Panie Lisie, twierdził Pan, że uwielbia pan króla Eryka, więc proszę go tak bezwstydnie nie porzucać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie porzuciłem. Gdy tylko opublikuję nowe Bezsenne Noce, od razu wracam do mojego króla :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  11. Hejeczka,
    wspaniale, Vee cudnie... Simon zrobił się nam zazdrosny ;) haha bedzie miał ochronę... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń