Eryk
- Do domu?! – otwieram szeroko usta ze zdziwienia.
Jeśli Vee sobie ze mnie zażartował, to wybrał wyjątkowo okrutny sposób. –
Teraz?!
- Tak, teraz. – Nie, to nie żarty. Jego oczy są
poważne i szczere.
- Nareszcie… - niezgrabnie próbuję wyplątać się z
pościeli, lecz powstrzymuje mnie aparatura, do której nadal jestem podłączony.
- Poczekaj, pomogę ci – ofiaruje się blondyn, który
fachowo obchodzi się ze sprzętem medycznym.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł – wtrąca się
Simon. No nie wierzę. I ty, Brutusie… Na szczęście Vee puszcza jego uwagę mimo
uszu. Pomaga mi usiąść i uwalnia od niekończących się kabli.
- Mylisz się. To świetny pomysł, z którego Eryk
bardzo się cieszy, prawda mały? – dopytuje mój przyjaciel, asekurując mnie, gdy
niepewnie staję na nogach. Jestem osłabiony i kręci mi się w głowie, lecz
zrobię co w mojej mocy, by się stąd wyrwać.
- Nic mi nie jest – wypowiadam na głos wyuczoną
formułkę, ignorując wszelkie przeciwności losu, jakimi niewątpliwie są bóle w
okolicach serca, czy też mdłości. Obie te przykre przypadłości mają związek z
tym, że mam wyjść na zewnątrz. Boję się. Tak bardzo się boję. A jeśli osoba,
która próbowała zabić Simona czai się gdzieś w pobliżu kliniki i widząc nas,
znowu zaatakuje? Gdyby Simonowi coś się stało… Nie, wolę o tym nawet nie
myśleć.
- Hej, mały. Nie odpływaj – Vee przywołuje
mnie do porządku, unosząc moją brodę do góry, abym mógł spojrzeć mu prosto w
oczy. – O wszystkim pomyślałem, więc niczym się nie martw. Samochód już czeka.
Wystarczy, że się ubierzesz.
- Dziękuję – przyjmuję te wiadomości z wielką ulgą.
- Rozmawiałeś z Arimem? – Simon nie ustępuje.
Martwi się o mnie. Rozumiem to. Jeśli jednak zmusi mnie, abym został tu dłużej,
to chyba oszaleję.
- Tak. Doktor o wszystkim wie – uspokaja go blondyn.
- Co więcej, zgodził się pomieszkać z nami przez jakiś czas. Grozi, że ogra mnie
w szachy. Wyobrażasz sobie? – Vee robi przestraszoną minę, wywołując przy tym
cień uśmiechu na mojej twarzy. Jadę do domu i tylko to się dla mnie liczy.
- Pomożesz mi się ubrać? – proszę niebieskookiego.
- Jasne, chodź – mężczyzna obejmuje mnie ramieniem i
prowadzi do łazienki. Prowokacyjnie zamyka Simonowi drzwi przed nosem, po czym
puszcza do mnie oko. – Czasami tak mnie wkurza tym cały „matkowaniem”, że
najchętniej bym mu przyłożył.
- Słyszałem to, palancie! – wymieniamy
porozumiewawcze spojrzenia, rozbawieni reakcją Simona. – Nie chowaj się za
plecami Eryka! Wyjdź stamtąd! Porozmawiamy w cztery oczy na korytarzu!
- Ależ z niego zazdrośnik. Podziwiam, jak ty z nim
wytrzymujesz… - szepcze mi do ucha mój opiekun, po czym sadza mnie na blacie, jakbym
był dzieckiem. – Pakuj kiecki, mamusiu!
- Vee… - w tym jednym słowie chowam wszystkie moje
obawy, których nie śmiałbym wygłosić w obecności mojego ukochanego.
- Nie bój się. Nic złego się nie dzieje. Mam dość
kliniki i tego, że traktują cię jak królika doświadczalnego – mężczyzna mamrocze
pod nosem, odwiązując jednocześnie tasiemki, znajdujące się na moich plecach.
Mimowolnie wstrzymuję oddech. Vee ma bardzo wprawne dłonie. Nie dotyka
pokiereszowanej skóry. Jestem mu za to wdzięczny. – Jeśli wolisz tu zostać,
powiedz. Wystarczy jedno słowo i aż do…
- Chcę do domu – wchodzę mu w słowo. Nie jestem
jeszcze gotowy, by rozmawiać o ceremonii pogrzebowej, choć wiem, że w żaden
sposób nie ucieknę przed tą „atrakcją”.
- Słuszna decyzja, wasza wysokość – chwali mnie,
ściągając z moich ramion szpitalną odzież. Nie muszę patrzeć w lustro by
wiedzieć, że fatalnie wyglądam. Jestem chudszy niż zwykle i w dodatku solidnie
obandażowany. Vee ubiera mnie w białą koszulę, a następnie pomaga założyć
czarne spodnie.
- Głupio się czuję. Nawet butów nie jestem w stanie
zawiązać – spoglądam na niego przepraszająco, bo gdyby nie wyręczał mnie w tak
prozaicznych czynnościach, sam walczyłbym z nimi do rana.
- Jesteśmy rodziną, pamiętasz? To normalne, że się o
siebie troszczymy – mężczyzna z czułością czochra mnie po włosach. – Jeszcze
sweter i możemy iść – uśmiecha się, zadowolony z efektów swoich działań.
- Muszę zabrać okulary – przypominam mu. - Bez nich niezbyt dobrze widzę.
- Masz mnie, a ja zawsze będę nad tobą czuwał –
blondyn łapie mnie za rękę i pomaga zsunąć się z blatu. Wykonałem ten ruch zbyt
szybko i od razu mocno kręci mi się w głowie. Praktycznie wpadam na mojego
ochroniarza, który przytula mnie do swojej klatki piersiowej.
- Ostrożnie. Oprzyj się o mnie. Już dobrze? Możemy
iść? – upewnia się, podtrzymując mnie za łokieć.
- Tak – przytakuję mu. – Nie! – w ostatniej chwili
przypominam sobie o czymś naprawdę ważnym. – Czytałeś wiadomości, które ci wysłałem?
- Oczywiście, wasza wysokość. Wszystkim się zająłem,
tak jak chciałeś – uspokaja mnie, nadal nie wypuszczając ze swoich ramion. –
Najgorsze już za nami. Od teraz będzie tylko lepiej.
- Nie zostawiaj mnie – proszę go, szukając resztek
poczucia bezpieczeństwa, a może i godności. Jestem obecnie tak słaby, że każde
niepowodzenie spowoduje katastrofę.
- Eryku, rozmawialiśmy o tym wiele razy. Dobrze mi z
tobą. Dużo się dzieje, więc nie mogę narzekać na nudę.
- Długo jeszcze będziecie tam siedzieć?! – Simon po
raz kolejny dobija się do drzwi.
- Widzisz, właśnie o tym mówię. Twój luby jest jak wisienka
na torcie. Nic nie sprawia mi większej frajdy, niż wkurzanie go – Vee celowo
mówi ściszonym głosem, po czym odblokowuje zamek i z satysfakcją wpatruje się w
twarz mojego ukochanego. – Psujesz romantyczną atmosferę – wzdycha teatralnie,
gdy zostaje zmuszony, abym opuścił silne ramiona.
- Nie dotykaj go! – oczy Simona błyszczą gniewem. Syczy
wściekle, nie panując nad zazdrością. – Jest mój!
- Na razie… - rzuca od niechcenia Vee. – Proszę –
wręcza mi okulary, które od razu nakładam. Do kieszeni marynarki chowa telefon,
z którego korzystałem. – Gotowi? – na jego twarzy pojawia się zrelaksowany
uśmiech. Obserwuję, jak sięga po swoją broń, do której przymocowuje tłumik. –
Wiesz jak jest. Stare nawyki. – Nic nie odpowiadam. Obejmuję się ciasno
ramionami i wlepiam wzrok z królewski pierścień, który majestatycznie błyszczy.
Mam go na sobie od chwili, w której zostałem królem. Ogarnia mnie zmęczenie. W
tak krótkim czasie przeszedłem naprawdę wiele…
Droga do samochodu prowadzi poprzez labirynt
szpitalnych korytarzy. Vee idzie przodem. Jest pewny siebie. Trudno jest mi za
nim nadążyć. Staram się nie odwracać, bo nie chcę widzieć twarzy Simona. On
także ma w ręku broń. Użyje jej, jeśli moje życie będzie zagrożone. Zabił człowieka.
Widziałem to. Nie, nie myśl o tym. Za chwilę będziesz w domu. Tylko to się
liczy…
Docieramy do tylnych drzwi, które Vee szybko otwiera.
Po raz pierwszy od dawna jestem na zewnątrz. Jest ciemno i cicho. W oddali
słychać ptaki. Przymykam oczy, ciesząc się nocnym powietrzem. Mój ukochany nie
jest jednak w nastroju na takie rzeczy. Układa dłonie na moich ramionach i
popycha mnie w kierunku auta. Niechętnie wsiadam do środka. Simon zajmuje
miejsce obok mnie. Nie każe mi zapiąć pasów. Pewnie nie chce, abym był narażony
na dodatkowy dyskomfort. Zapadam się więc w skórzanym fotelu. Kilkuminutowy
marsz pochłonął resztki energii, którą miałem. Ekscytacja miesza się z
przerażeniem. Strach z wolnością. A miłość…? I do tego ten nieznośny ból w
piersi. Zanim dotrzemy do hotelu, minie co najmniej pół godziny. Marzę o tym,
by się jak najszybciej położyć. Jak zwykle przeceniłem swoje możliwości. Już
samo ubranie się kosztowało sporo wysiłku. Czemu to wszystko jest takie trudne?
I dlaczego moje powroty do domu zawsze okupione się cierpieniem? Może jestem
zbyt zachłanny? Pragnąłem jedynie własnego kąta, w którym mógłbym czytać
książki i zapomnieć o przeszłości. Potem pojawił się on i wywrócił wszystko do
góry nogami…
- Oprzyj się o mnie. Będzie ci wygodniej –
propozycja Simona wyrywa mnie z zamyślenia. Tak bardzo chciałem, by był moim
oparciem, lecz coś takiego miałoby sens jedynie w chwili, w której bylibyśmy
sobie równi. Tak wiele od niego dostaję, a nie mogę mu dać nic w zamian. Poza
problemami…
- Dziękuję. Nic mi nie jest – odwracam wzrok w
kierunku okna, by nie musieć na niego patrzeć. Ból w piersi znowu się nasila.
Dzieje się tak za każdym razem, gdy atakuje mnie myśl o tym, że mógłbym stracić
ukochanego. Co bym bez niego począł? Wiem, że koronacja to dopiero ostrzeżenie.
Czeka mnie wojna. Prawdziwa wojna z Alanem. Ochronię Simona. Zrobię co w mojej
mocy, by był bezpieczny.
- I jesteśmy – zadowolony z siebie Vee otwiera drzwi
luksusowego wozu. Nasz prywatny parking? Nawet nie zauważyłem, a już dotarliśmy
na miejsce. Posłusznie kieruję się do windy, która zabierze nas wprost do
apartamentu.
- Wasza wysokość – wita nas pan Moor, który wydaje
się być nieco zagubiony. Od samego początku wiedział kim jestem, lecz nigdy nie
mówił o mnie inaczej niż „pan Johnes”. Chciałbym się do niego uśmiechnąć i
podziękować za troskę, lecz nie mam na to siły. Muszę się położyć, bo zemdleję.
Vee bezbłędnie odczytuje moje myśli. Bierze mnie na
ręce i zanosi prosto do łóżka. Simon nie jest zadowolony. Podąża tuż za nami, a
teraz rzuca mojemu opiekunowi całą serię złowrogich spojrzeń. Ma to jakiś
związek z dotykaniem mnie.
Właśnie, dotyk… Przedtem dzieliłem sypialnię z
Simonem. Z pewnością będzie próbował mnie objąć lub przytulić, a wtedy od razu
odkryje tajemnicę. Potem powie Vee… Nie chcę ich znowu martwić. Prędzej czy
później ból sam minie. Przecież nie jestem na nic chory. Trochę odpocznę,
prześpię się w swoim łóżku i wszystko będzie dobrze.
Vee układa mnie na łóżku, a następnie przynosi z
garderoby piżamę, w którą od razu próbuje mnie przebrać. Mój kochanek wyrywa mu
ją z ręki.
- Ja się nim zajmę – warczy.
Zwijam się w kłębek. Nienawidzę, gdy traktują mnie
jak przedmiot. Potyczki samców alfa to ostatnia rzecz, na jaką mam obecnie
ochotę.
- Proszę… Idźcie się kłócić do salonu… - zamykam
powieki, by odciąć się od kolejnego starcia.
- Skarbie, my się nie kłócimy – Simon pieszczotliwie
przeczesuje moje włosy. Jego dotyk działa na mnie bardzo kojąco. Jednak po
chwili pojawia się kolejna, przykra myśl. Pogrzeb rodziców. Gdybym nie zdążył
go osłonić, to mógłby być jego pogrzeb…
- Muszę się zająć różnymi sprawami – odzywa się Vee.
- Simon z tobą zostanie. Za niecałą godzinę przyjedzie doktor Arim. Pan Moor
przygotuje kolację. Jesteś głodny?
- Nie. Jadłem w szpitalu – odpowiadam zgodnie z
prawdą. Chciałbym poprosić Vee, by choć trochę odpoczął, lecz wiem, że i tak
mnie nie posłucha. Po chwili słyszę, jak zamyka za sobą drzwi. Rozpłynie się w
ciemności nocy. To jego naturalne środowisko. Męczyłby się, gdyby musiał dzień
i noc siedzieć u mego boku.
W pokoju panuje idealna cisza, którą przerywa
jedynie spokojny oddech mojego ukochanego oraz szaleńcze uderzenia niepokornego
serca. Simon siada obok mnie na materacu. Jego ciepłe palce gładzą mnie po
policzku. Nie chcę tego, lecz nie umiem się od niego odsunąć. Otwieram oczy, by
spotkać jego zmęczony wzrok.
- Musimy poważnie porozmawiać – strącam jego dłoń i
wykorzystuję resztki energii, by usiąść.
- Za chwilę. Najpierw pomogę ci się przebrać.
Powinieneś jak najwięcej odpoczywać – mężczyzna obdarza mnie uśmiechem, po czym
próbuje rozpiąć guziki białej koszuli, którą na sobie mam.
- Zostaw. Sam sobie poradzę – zaciekle bronię się
przed jego dotykiem. Gdybym mu na to pozwolił, skończyłoby się na tym, że
przepłakałbym resztkę nocy, rozpaczając nad własnym życiem. Jestem w rozsypce,
moje życie jest w rozsypce. Mam poranione ciało. Ostatnie, czego potrzebuję, to
litość.
- Eryku… - Simon znowu patrzy na mnie jak na
dziecko. Małe, nieporadne dziecko, którym musi się opiekować. Najwyższa pora,
abym go wyręczył. – Znowu będziesz mnie wyrzucać? – przewraca oczami, okazując
mi w ten sposób, że nie weźmie moich słów na poważnie.
- Nie – wyprowadzam go z błędu. – Nie mogę ci mówić,
co masz robić – dodaję rozważnie. Ostatecznie moim celem nie jest sterowanie
poczynaniami ukochanego. Mam inne priorytety.
- Po twojej minie widzę, że coś knujesz… - mój
kochanek nie potrafi powstrzymać uśmiechu. To dla mnie zbyt ważne, równie lekko
traktować temat naszej rozmowy. Pozostaję więc poważny i skupiony.
- Nie będziesz już moim ochroniarzem.
- Co?! – wyraz twarzy Simona zmienia się z sekundy
na sekundę. – Nie możesz tego zrobić! Vee i ja wielokrotnie rozmawialiśmy i… !
- Ja także rozmawiałem z Vee – przerywam mu. Wyuczony
spokój i opanowanie dziwnie kontrastują z jego emocjonalnością. Przynajmniej
wiem, że niczego nie udaje. Nie mogę tego samego powiedzieć o sobie…
- Śmiało, pochwal się. Co tym razem wymyśliłeś? –
zielonooki wpatruje się we mnie tak intensywnie, że aż mam ochotę schować się
pod kołdrą. Biorę głęboki oddech. Nasza przeprawa okazuje się trudniejsza niż
myślałem.
- Poprosiłem Vee, by znalazł odpowiednie osoby,
które będę cię pilnować.
- Pilnować?! Mnie?! – Simon jest tak zirytowany, że
nie wie, jak zareagować. Otwiera usta, lecz zaskoczenie i niedowierzanie nie
pozwalają mu wyartykułować myśli. – Nie zgadzam się!
- Jeśli nie zgadzasz się na ochronę, to lepiej od
razu się rozstańmy – spuszczam wzrok, skupiając go na swoich splecionych
dłoniach. To mój nowy mechanizm obronny. Na nic więcej mnie nie stać.
- Eryku… - mężczyzna próbuje jakoś mnie udobruchać.
– Jestem dorosły. Sam potrafię o siebie zadbać – ścisza głos i sięga w kierunku
moich dłoni. Zamieram, czując dotyk jego palców. Są ciepłe…
Skup się! Za chwilę cię omota jak zwykle, a przecież
nie na tym polega twój plan! – karcę samego siebie.
- Zgadzasz się na ochronę, czy odchodzisz? – jestem nieugięty.
To dla jego dobra… Nie mogę go stracić…
- Skarbie, ochrona potrzebna jest tobie. Jesteś
królem. – Zabawne, że za każdym razem, gdy tak o mnie mówi, słyszę dumę w jego
głosie. Głuptas. Niczego nie rozumie…
- Musisz podjąć decyzję teraz – unoszę wzrok i
śmiało spoglądam mu w oczy. Wiem, co za chwilę usłyszę. To jednak prawda, że
miłość potrafi przewartościować wszystko.
- Dobrze, niech ci będzie… - Simon w końcu ulega moim żądaniom. – Jutro
zadzwonię w kilka miejsce i poszukam kogoś odpowiedniego. Zadowolony?
- Vee się tym zajął. Wybrał najlepszych, zapewniam
cię.
- Najlepszych? – mój kochanek prycha z
powątpiewaniem. - Jeden to i tak tłok – dodaje z przekąsem.
- Na razie pojawi się czterech, a później zobaczymy.
- Czterech?! Zatrudniłeś cztery osoby?! To
szaleństwo! – Simon kolejny już raz reaguje zbyt impulsywnie. To utwierdza mnie
w przekonaniu, że dobrze zrobiłem. Z Alanem nie ma żartów. Wystarczy jeden
fałszywy ruch i po sprawie…
- Dwoje z nich będzie ci bezustannie towarzyszyło. W
dzień i w nocy. Nie muszę ci tego tłumaczyć, bo doskonale wiesz, jak to działa,
prawda? Przykro mi, że wywracam twoje poukładane życie do góry nogami, lecz jak
sam zauważyłeś, jestem królem i zapewnienie ci bezpieczeństwa to mój obowiązek –
z pamięci recytuję zdanie, które wcześniej sobie przygotowałem. Słyszałem je
wiele razy z jego ust. Śmiał się, gdy irytowała mnie jego bezustanna obecność.
No cóż, będzie musiał przywyknąć do nowych zwyczajów.
- Kocham cię i zrobię co zechcesz – cedzi przez
zaciśnięte zęby.
- To nie jedyna zmiana, jaka cię czeka, ale o
szczegółach dowiesz się od Vee – dodaję tajemniczo. Jestem zbyt zmęczony, by
mówić mu o wszystkim.
- Jakich szczegółach? Chcesz mi powiedzieć, że jest
tego więcej?! – Simon zmaga się z samym sobą. Ciężko mu schować dumę do
kieszeni, lecz nie ma innego wyjścia. Zaciska więc dłonie w pięści i czeka na
dalsze rewelacje.
- To drobiazgi. Nie masz się czym przejmować –
pocieszam go. Z pewnością podoła nowym obowiązkom. Jest wrażliwy i
inteligentny. Idealnie sprawdzi się w roli, jaką dla niego przygotowałem.
- Rób ze mną co zechcesz. Zniosę wszystko, pod
warunkiem, że będziesz obok – mój mężczyzna próbuje pocałować mnie w policzek,
lecz mu na to nie pozwalam.
- Dziękuję. Jesteś wobec mnie bardziej wyrozumiały,
niż na to zasługuję – przyznaję nieśmiało.
- Bo bardzo cię kocham, mój piękny. Nie ma rzeczy,
której bym dla ciebie nie zrobił – wyznaje.
- Wiem – chwytam go za rękę, którą bezustannie mnie
dotyka, po czym subtelnie odkładam ją na jego kolanach.
- Eryku…
- Od chwili, w której zostałem królem, wiele się
zmieniło – zaczynam ostrożnie, nie czekając na kolejne zapewnienia o miłości. –
To trudniejsze, niż myślałem… - mruczę do samego siebie.
- Skarbie? – Simon słusznie podejrzewa, że kolejny
cios z mojej strony będzie znacznie mocniejszy.
- Proszę, nie zrozum mnie źle. To nie oznacza, że
coś się między nami zmieniło. Ja po prostu potrzebuje czasu… Sam wiesz, że nie
tak to planowaliśmy. Nie sądziłem, że kiedykolwiek zostanę królem. A potem
stały się inne, straszne rzeczy… - przerywam na chwilę, szukając zrozumienia w
oczach mojego mężczyzny. On od razu wie, o co mi chodzi. Lepiej, niż ktokolwiek
inny. I otwiera dla mnie ramiona.
- Proszę… Nie dotykaj mnie… - czuję się jak
najgorszy zdrajca, wypowiadając to brutalnie brzmiące słowa. Ranią mnie one
niczym kolejne ciosy noża, wbijane przez brata w moją i tak dość mocno
poharataną skórę. Niedaleko pada jabłko od jabłoni… Alana i mnie więcej łączy,
niż dzieli…
- Przecież od tego właśnie jestem. Potrzebujesz
mnie. Nie kłam, że jest inaczej – broni zaciekle swoich racji.
- Masz rację. Potrzebuję – wyduszenie z siebie tych
trzech wyrazów sporo mnie kosztuje.
- Więc o co chodzi? Eryku, nie rozumiesz, że nie ma
rzeczy, której dla ciebie nie zrobię?
Boli… Tak bardzo boli… Z trudem nabieram powietrza.
- Bo ja… - waham się, jak na to zareaguje. –
Potrzebuję czasu. To wszystko stało się zbyt szybko… Ja… Nie umiem… - pieką
mnie łzy, których nie mam prawa wylać. Jego posmutniałe spojrzenie… To wszystko
wpędza mnie w czarną rozpacz.
- Skarbie, spokojnie - Simon delikatnie zaczyna
gładzić moje plecy. – Niczym się nie martw. Wszystko się ułoży, zobaczysz.
- Nie radzę sobie, rozumiesz?! – tym razem to mnie
ogarnia gniew, nad którym nie umiem zapanować. – Wszystko się posypało! Mam na
głowie królestwo, konsorcjum i pogrzeb, a w dodatku…! – szybko gryzę się w
język, by nie zdradzić za wiele. O sercu nikt nie musi wiedzieć.
- Spokojnie – mężczyzna bez końca powtarza to jedno,
magiczne słowo.
- Ja… Ja… Chciałem cię tylko poprosić, byś dał mi
więcej czasu – łkam cicho.
- Skarbie, nie płacz – ściera mokre ślady z moich
policzków. – Mówiłem ci już, że zrobię co tylko zechcesz.
- Obiecujesz, że dasz mi czas? Nie będziesz mnie
całować i dotykać, jeśli o to nie poproszę? – jestem bliski kolejnego ataku
paniki. Simon również zdaje sobie z tego sprawę. Nic nie mówi. Nie musi. W milczeniu
kiwa głową.
Mija kilka długich minut, których potrzebuję, by
zapanować nad emocjami. Jestem totalnie wyczerpany. Opieram się o poduszkę i
przymykam powieki. Czuję, jak mój ukochany zdejmuje moje okulary oraz buty i
okrywa mnie kołdrą.
- Nie gaś… - mamroczę sennie.
- Nie zgaszę światła. Śpij.
Śpij… Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Ociężałe
powieki same się zamykają, ale mózg nie chce spać. Rejestruje każdy szelest.
Wyraźnie słyszę, jak Simon krąży po naszej sypialni. Jest jak niespokojny duch.
Pozornie zgadza się na wszystko, lecz nie oznacza to, iż nie ma mi za złe
dzisiejszych rewelacji. Nie wątpię w jego miłość. Wiem, że kocha mnie szczerze
i mocno. Jednak siła mojego uczucia jest znacznie większa. Nie cofnę się przed
niczym, by zapewnić mu długie, spokojne życie.
Gdy mój ukochany otrząsa się z pierwszego szoku,
zdejmuje marynarkę i rzuca ją na fotel, po czym idzie do łazienki i bierze
prysznic. Po kilku minutach wraca. Pachnie mydłem. Wiem, że stoi przy
łóżku i wpatruje się we mnie myśląc, że śpię. Jakiś czas później kładzie się po
drugiej stronie. Z pewnością jest bardzo zmęczony. Z mojego powodu spędził
sporo czasu na niewygodnym fotelu i należy mu się wypoczynek. Co ciekawe, nie
przytula mnie, jak ma w zwyczaju. Stara się spełnić wszystkie moje zachcianki.
Jego równy, głęboki oddech jest jak kołysanka, w którą się wsłuchuję. Może dzięki
temu ja także zdołam zasnąć…
Różne plany krążą po mojej głowie. Co zrobić z
konsorcjum? Jak poprawić gospodarkę? Jak pokierować krajem? A jeśli dziadek i
Alan wypowiedzą posłuszeństwo królestwu i namówią do tego innych? Czy nie mając
wsparcia najbliższych, zdołam utrzymać władzę? A ministrowie? Jak oni
zareagują?
Gonitwę myśli przerywa wielkie ramię, którym zostaję
ciasno objęty. Mój mężczyzna instynktownie przyciąga mnie bliżej. Nie jest mi
zbyt wygodnie, lecz nie mam jak się ruszyć. Poza tym szczerze wątpię, czy udałoby
mi się go obudzić.
- Kocham… - szepcze w moje włosy. Jego dłoń spoczywa
na moim brzuchu. Bardzo ostrożnie dotykam jej swoimi opuszkami. Wreszcie
odzyskuję spokój. Choć nie mogę zasnąć i jest mi zdecydowanie zbyt gorąco, z nikim
nie zamieniłbym się miejscami.
- Ja ciebie też.
Nie wiem dlaczego to powiedziałem. I to na głos.
Simon z pewnością mnie nie słyszał. A powinien. Cierpliwie czeka na moje słowa.
Nie chcę, by pomyślał, że kieruje mną wyłącznie strach. To nie będzie wyznanie przerażonego
dzieciaka. Ma widzieć we mnie mężczyznę. Kogoś równego sobie. Kogoś silnego.
Osobę, która bierze odpowiedzialność za swoje słowa. Bo miłość to coś więcej
niż ulotne chwile. Miłość jest na zawsze. Na całe życie…
Jak zawsze cudowny rozdział ⭐️❤️
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńTwój Kitsune
Tak na początek to cześć Kitsune ^^
OdpowiedzUsuńA teraz :
No nareszcie! Już się bałam, że coś Ci się stało i dlatego nie ma tak długo rozdziału :/ Jednakże zawsze warto czekać na twoje dzieła, więc starałam się być cierpliwa :D
Trochę żal mi Eryczka, bo fundujesz mu dużo stresu, ale ma Simona oraz Vee, więc myślę, że sobie poradzi :)
Kończąc już, znalazłam twojego bloga prawie rok temu i od tej pory regularnie go czytam, ale dopiero teraz odważyłam się skomentować (;° ロ°) ヽ Nie obiecuję, że będą się pojawiać komentarze z mojej strony, jednak wszystko czytam ( ´ ▽ ` )ノ
~ Asuna
P.S. Pozdrawiam Wegi,#team Gąski ♡^▽^♡
Witaj nowa Gąsko :) Bardzo mi miło, że wyszłaś z ukrycia :)
UsuńNic mi się nie stało. Mam niewiele czasu, a mnóstwo obowiązków. Poza tym robimy mega remont, który skończy się dopiero po wakacjach... Trudno jest to wszystko pogodzić. Nie oznacza to jednak, że przechodzę na blogową emeryturę. Jestem na to za młody :D A Czytelniczki domagają się Bezsennych Nocy w trybie pilnym :D
Twój Kitsune
PS Gdy przeczytałem "Asuna" od razu pomyślałem o moim komputerze. To jego oficjalne "imię". Na dysku kryje się wiele skarbów, których nie opublikowałem lub nie dokończyłem. Czekają na lepsze czasy. Kiedyś... Kiedyś je dokończę...
Witaj kochana! Też cię pozdrawiam :) Rozgość się w strefie komentatorów! <3
Usuń#teamGąski
Wegi
To dobrze, że nic Ci nie jest ^.^ Szkoda, że masz mało czasu i remont na głowie, ale cieszę się,że pamiętasz o Bezsennych nocach w trybie pilnym :D Jak to było? ,,Za młody i za słodki'' ? :D
Usuń~ Asuna
P.S. Właśnie się zastanawiałam czy zwrócisz na to uwagę, gdyż również to samo przyszło mi do głowy ;D
P.P.S. Dziękuję Ci Wegi za miłe powitanie <3
Powiedzmy że Simon cierpi ale to miał być ból fizyczny również ^^
OdpowiedzUsuńNie kuś tego rudego psychopaty!
UsuńMegakari
Dlaczego?!
UsuńPsychopaty? :C
UsuńWegi
Nie martwcie się. Psychopata tak Was zaskoczy, że... szok! :P
UsuńWredny Kitsune
Chcę to zobaczyć! Znaczy się poczytać!:D
UsuńJuż się boję.��
UsuńKitsune mam pytanie: kiedy nowe rozdziały będą? Oraz mam drugie pytanie co ile wstawiasz rozdziały, masz np.okreslone dni, że np. we wtorek i w piątek stawiasz, czy to zależy od twojej weny?
OdpowiedzUsuńPs. Jestem nowa tutaj, jakąś twój blog znalazłam na poczatku czerwca i szczerze zakochałam się w opowiadaiach "Humory księcia", Szkolne opowieści "moj uczeń"" (drugą część rownież uwielbiam), "Grzech", oczywiście jeszcze wszystkich opowiadań nie przeczytałam, ale moim zdaniem te są najlepsze. Jak mam być szczera myślałam, że jesteś dziewczyną i gdy nagle przeczytałam komentarze zauważyłam, że tutejsi czytelnicy zwracają się do Ciebie on oraz również piszesz twój zamiast twoja, więc jestem pod ogromnym wrażeniem, że chłopak potrafi pisać takie świetne opowiadania.
~Su
Witaj Su :)
UsuńTak, wiem, faceci i opowiadania yaoi... Mało nas jest... Dziewczyny opanowały blogi, więc czuję się w obowiązku, by jakoś zademonstrować naszą obecność :D
Nie mam żadnej rozpiski i niczego nie planuję. Jak coś napiszę, to od razu publikuję. Tak było, jest i będzie. By cokolwiek planować, czy obiecywać, musiałbym mieć napisany chociaż jeden tekst w całości, a nie mam. I nic nie wskazuje na to, aby to się zmieniło.
Twój Kitsune
No weź, tyle czasu :( Stęskniłam się już za naszym kochanym Erykiem. Z niecierpliwością czekam na next :D
OdpowiedzUsuńPoproszę kolejny rozdział ��
OdpowiedzUsuńBędzie w styczniu.
UsuńTwój Kitsune
Czekam :c
OdpowiedzUsuńKiedy następny noooo
OdpowiedzUsuń"Bezsenne noce" podobają mi się bardzo, jednak przyznam, że tęsknię już za Erykiem i Simonem. Było to pierwsze opowiadanie jakie przeczytałam na Twoim blogu i mam do niego ogromny sentiment :)
OdpowiedzUsuńHe..? Gdzie kontynuacja? :(
OdpowiedzUsuńPanie Lisie, twierdził Pan, że uwielbia pan króla Eryka, więc proszę go tak bezwstydnie nie porzucać!
OdpowiedzUsuńNie porzuciłem. Gdy tylko opublikuję nowe Bezsenne Noce, od razu wracam do mojego króla :)
UsuńTwój Kitsune
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Vee cudnie... Simon zrobił się nam zazdrosny ;) haha bedzie miał ochronę... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza