niedziela, 29 lipca 2018

mpreg 43

„Bezsenne Noce


„Tylko przyjaciele…” Za każdym razem, gdy sobie o tym przypominam, krew się we mnie gotuje. Przyjaźń w związku jest ważna. Wiem o tym od dawna. W przeciwieństwie do Eli, nie zamierzam udawać, że między nami nie ma chemii. Nie pozwolę sprowadzić się wyłącznie do poziomu „przyjaciela”. Nie jestem Freddym. Jestem Max. Ojciec dziecka, które nosi. Głowa naszej małej rodziny. Jego kochanek i opiekun. I zamierzam zrobić co w mojej mocy, by poszerzyć swoje wpływy. Rozkocham w sobie tego rozbestwionego małolata. Powinienem być cierpliwy i… Nie oszukuj się, stary. Wiele wody w rzece upłynie, nim uda ci się zdobyć jego serce.
Mój plan ma kilka bardzo mocnych punktów, takich jak wychowywanie naszego potomka, wspólna przyszłość. Minusem jest niewątpliwie teraźniejszość. Co powinienem zrobić, by chłopak mi zaufał i zechciał oddać się w moje ręce? Spoglądam w kierunku blondyna. Nie ma dziś nastroju na amory. No trudno, jakoś sobie poradzę.
Wyglądam przez okno. Wreszcie przestało padać. Błękitne niebo zwiastuje słoneczną pogodę. Eli nie zwraca uwagi na takie szczegóły. „Pracuje”. Na mnie także czeka praca. 
- Muszę wyjść na kilka godzin – informuję mojego współlokatora, krążąc wokół niego niczym satelita.
- Dobrze – odpowiada cicho, nawet na mnie nie patrząc.
- Rodzice wrócą za kilka godzin. Poradzisz sobie? – dopytuję, by podtrzymać konwersację.
- Tak.
- W razie czego…
- Wiem – przerywa mi beznamiętnym tonem. – Mam od razu do ciebie zadzwonić.
- Dokładnie tak – przytakuję. Mam szczerą nadzieję, że nie dojdzie do takiej sytuacji. Boję się, że w chwili, w której naprawdę byłbym mu potrzebny, jak zwykle zostałbym zignorowany. – Eli… - to silniejsze ode mnie. Wymagam choć odrobiny zainteresowania z jego strony.
- Tak? – w końcu unosi na mnie wzrok, posyłając pytające spojrzenie. Gdy tak na mnie patrzy, sam już nie wiem, o co chciałem zapytać. Jest taki piękny… Wypada jakoś zareagować. Gapienie się w nieskończoność zostawię sobie na później.
- Przestało padać, więc możesz się przenieść do ogrodu. – Max, cóż za głęboka myśl… To już wszystko, na co cię stać?
- Może i tak zrobię. Dzidziuś lubi być na świeżym powietrzu – odpowiada nieco zamyślonym tonem.
- I słusznie. – Pora, abym się stąd zbierał. Jeśli tego nie zrobię, Eli za chwilę wyląduje ze mną w łóżku. Za bardzo działa na moje zmysły, abym mógł wyłącznie z nim rozmawiać i nie myśleć o dotykaniu. Zerkam w kierunku drzwi, a następnie znowu na chłopaka. Moje oczy rejestrują każdy, najmniejszy szczegół jego wyglądu, począwszy od rozchylonych ust. Z pewnością słodko smakują… Gdybym tylko… Chociaż raz… Nie oszukuj się, Max! Nie chcesz jednego pocałunku, a miliony. Począwszy od tych bardzo delikatnych, a skończywszy na super namiętnych, przez które nie będzie w stanie nabrać tchu… - Dosyć tego! – krzyczę na głos do swoich rozbestwionych myśli. Eli spogląda na mnie ze zdziwieniem, lecz nic nie mówi. – Spóźnię się – bełkoczę, tłumacząc nieskładnie swoje zachowanie. – Pomyśl o spacerze – żegnam się, po czym uciekam z sypialni, zostawiając go samego. 

Oszaleję przez niego! Mija kilka długich godzin, a ja nadal nie potrafię przestać myśleć o cholernym pocałunku! Bezustannie widzę siebie, jak biorę go w ramiona, a potem… Aż czuję dreszcze… Opuszkami błądziłbym po aksamitnej skórze, a gdy mój dotyk rozgrzałby go do nieprzytomności, kochalibyśmy się. Jestem gotowy na wszystko, by go zadowolić. Dam mu co zechce. Obsypię czekoladą i landrynkami, byle tylko był mój.
Snując swoje seksualne fantazje nawet przez myśl mi nie przeszło, że to jedynie „przyjaźń” tak na mnie działa. Nie wiem, jak to zrobię, lecz przypomnę mu prawdziwe pożądanie. Nie mógł zdusić w sobie tego uczucia w przeciągu kilku dni. Chciał mnie równie mocno, jak ja pragnąłem jego. Skąd więc ten głupi pomysł, bym trzymał ręce przy sobie? Nie byłem i nie będę jego przyjacielem. Drapieżniki są od tego, by polować na małe Króliczki... Potem wystarczy zerwać z nich ubranie i doprowadzić na skraj wytrzymałości, by się zatraciły…
Jest już dobrze po osiemnastej, gdy głodny i zmęczony postanawiam wrócić do domu. Szybko się przebiorę i zabiorę moje maleństwo na jakąś wycieczkę lub spacer. Nadal jest przyjemnie i ciepło. Eli z pewnością doceni mój gest. Znając go, odkłada spacer na później, szkicując jedno arcydzieło za drugim. Z pewnością przyda mu się przerwa, a ja bardzo chętnie spędzę z nim trochę czasu.
Wyglądam przez duże okno w salonie. Tak jak przypuszczałem, złotowłosy zapomniał o tym, że ma się przenieść do ogrodu. Może trzeba mu było pomóc? Zabrać papier i kredki, by nie musiał ich dźwigać? Wspinając się po schodach, wyraźnie słyszę, jak wesoło rozmawia z kimś przez telefon.
- Max wrócił – uśmiecha się promiennie, dzieląc z rozmówcą swoim odkryciem. – Poproszę go, to mnie podwiezie. Dobrze, do zobaczenia – szybko kończy połączenie.
- Gdzie chcesz jechać? – dopytuję, zachowując czujność. Nie mam pojęcia z kim flirtował, więc zazdrość już zbiera swoje żniwo…
- Do pensjonatu. Możesz mnie tam podrzucić? – pyta niewinnym głosikiem.
Pensjonat oznacza Freddiego, a Freddy to synonim kłopotów…
- Eli… - wstrzymuję oddech, by go nie urazić wiązanką przekleństw, które cisną mi się na usta.
- Jeśli nie możesz, poczekam na twojego tatę. On z pewnością się zgodzi. – W jego oczach dostrzegam rozczarowanie. Aż tak mu zależy, by się tam wybrać? Ma to swoje dobre strony. Przecież będzie pod moją opieką. Freddy nie zrobi nic głupiego widząc, że stoję obok.
- Zawiozę cię. Muszę się tylko przebrać – mój ton pozbawiony jest entuzjazmu, lecz nie będę kłamał. Nie jest mi to na rękę.
- Dziękuję, Max! Jesteś prawdziwym…
- Daruj sobie – przerywam mu, ignorując resztę jego wypowiedzi. – I nie nazywaj mnie przyjacielem – dodaję zaborczo z garderoby. Blondyn cicho chichocze, co pogłębia jedynie moją frustrację.
W samochodzie Eli wydaje się naprawdę szczęśliwy i zadowolony. Szkoda, że jego dobry humor to raczej zasługa wiadomości, które z kimś wymienia, a nie wynik przebywania w moim towarzystwie. Nawet lizaków ze sobą nie zabrał. Wytrzymaj, Max. Bądź cierpliwy i wytrzymaj. Nie od razu Rzym zbudowano…
- Naprawdę musisz aż tyle do niego pisać? – gderam zrzędliwie. – Za chwilę się zobaczycie. Dojedziemy na miejsce za dziesięć minut… - cedzę przez zęby, z trudem panując nad emocjami.
- Masz taki szybki samochód i potrzebujesz aż dziesięciu minut, by pokonać kilka kilometrów? – nastolatek droczy się ze mną, wypominając zbyt wolną jazdę.
- To dla twojego dobra, wierz mi – uśmiecham się, bo dobrze znam możliwości mercedesa. Jest szybki i zwrotny. Wiem też, że gdybym docisnął pedał gazu odrobinę mocniej, wbiłoby go w fotel. Jako odpowiedzialny przyszły ojciec nie będę straszyć naszego dziecka.
- Dlaczego zawsze zachowujesz się tak, jakbyś już był na emeryturze? W twoim wieku ludzie mają w sobie znacznie więcej życia - Króliczek kusi mnie do czegoś bardzo, bardzo złego. No cóż, sam tego chciał…
Licznik wskazuje 196 km/h. Może i troszeczkę przegiąłem, lecz nie pozwolę, by to chuchro na każdym kroku podważało moją męskość i siły witalne. Jeszcze przyjdzie czas, że sam będzie prosił, abym przestał. A ja nie przestanę. Będę go dręczyć aż padnie z wyczerpania… Cholera, znowu te zboczone myśli! Nie, nie, wróćmy na właściwe tory!
- Wystarczająco szybko? – pytam drwiąco, gasząc silnik. Wszedłem ostro z zakręt i zaparkowałem na podjeździe z piskiem opon. Eli chyba troszeczkę się przestraszył. Przykłada dłoń do klatki piersiowej, próbując zapanować nad szybko bijącym sercem.
- Musimy to koniecznie powtórzyć – mruczy z zadowoleniem.
- Nic z tego. Do porodu obowiązuje szlaban na szybką jazdę. Poza tym spójrz, jak ludzie się na nas gapią – wskazuję na grupkę wczasowiczów, którym moje zachowanie z pewnością przywodzi na myśl szczeniackie wybryki lekkomyślnych kierowców, którzy sieją spustoszenie na drogach.
- Szkoda… - chłopak wygląda na niepocieszonego.
- O której mam po ciebie przyjechać? – zmieniam temat, by odwrócić jego uwagę.
- Nie chcesz pójść ze mną? Freddy powiedział, że przyjechali jego znajomi z uniwersytetu i nalega, abym ich poznał. – Nadzieja w jego oczach… Nie jestem mu zupełnie obojętny. Mam jednak świadomość, że moja obecność nikomu nie byłaby na rękę. Eli czułby się skrępowany, a przecież nie mogę odciąć go od ludzi i zagarnąć wyłącznie dla siebie. Ciężko pracuje. Zasłużył na chwilę wytchnienia i rozrywki.
- Idź i baw się dobrze. Będę tu czekał za dwie godziny. A w razie czego…
- Od razu do ciebie zadzwonię. Obiecuję – złotowłosy uśmiecha się tak promiennie, że aż wstrzymuję oddech z zachwytu. - Dziękuję, Max – niczym strzała opuszcza auto i pędzi w kierunku jeziora.
- Ostrożnie! – wołam za nim, lecz mnie nie słyszy, zbyt zaaferowany spotkaniem. - Gorzej niż z dzieckiem… - komentuję sytuację opuszczając miejsce parkingowe. Gdy skręcam w alejkę, prowadzącą w kierunku wyjazdu, zauważam telefon Króliczka leżący na jego fotelu. Roztrzepany małolat. Dobrze, że głowy nie zapomniał. No trudno, trzeba wygrzebać z bagażnika pelerynę superbohatera i ruszyć na ratunek.
Idąc w kierunku jeziora, napotykam sporo spacerujących pensjonariuszy. Niektórzy z nich spędzają tu wakacje. Inni przyjechali wyłącznie po to, by popływać po jeziorze lub spróbować mrożonego jogurtu, który Freddy i jego dziadek nachalnie promują. To ich „hit lata”. Poprzez reklamy w radiu oraz plakaty wmawiają wszystkim w okolicy, iż „lody to przeżytek”. Woda w jeziorze musiała zostać czymś zatruta, bo obydwaj bredzą od rzeczy. Nic nie jest w stanie zastąpić lodów. Każdy o tym wie.
Wypatrzenie Eli nie stanowi dla mnie najmniejszego problemu. Moja jasnowłosa kruszynka stoi w pobliżu pola do siatkówki. Tuż obok niego krząta się Freddy oraz dwóch innych, podejrzanie wyglądających typków. To są ci znajomi, o których wspominał? Obydwaj są wysocy i mają brązowe, kręcone włosy. Nie prezentują się źle. Ich zdecydowaną przewagą jest młodość, którą ja mam już za sobą.  Żałuję, że nie jestem kilka lat młodszy…
Z początku waham się, czy nie zaciągnąć Eli od razu do samochodu, lecz w taki sposób nie zaskarbię sobie jego zaufania. Przyszedłem tu wyłącznie po to, by oddać telefon. Gdy tak się stanie, grzecznie stąd odjadę i wrócę za dwie godziny.
- Spodziewasz się dziecka?! Naprawdę?! – idiota w błękitnej koszulce gwiżdże z uznaniem, zerkając nerwowo w kierunku Freddiego.
- To nie moje dziecko! – broni się młody hotelarz. – Tylko się przyjaźnimy! – No proszę… Cóż za zmiana… Jestem z ciebie dumny, Freddy. Nie sądziłem, iż w końcu to do ciebie dotrze. Nie wyglądasz na zbyt rozgarniętego. Najwidoczniej moje ostrzeżenia spełniły swoje zadanie.
- Mogę dotknąć brzuszka? – pyta drugi z młodzieńców. Odważnie podchodzi bliżej Króliczka i wyciąga rękę w jego stronę. W mojej głowie zapala się czerwone światło. Żadnego dotykania, palancie!
- Nie możesz – łapię obcego za nadgarstek, odgradzając jego lepkie paluchy od mojej nienarodzonej pociechy.
- A ty to kto?! – krewki małolat od razu stroszy piórka. – Spadaj stąd! – próbuje mnie przegonić.
- Max… - ten cichy szept wystarczy, abym puścił rękę intruza. Odpycham go jednak od mojego ukochanego.
- To tatuś dziecka, Max Ford – zostaję uczynnie przedstawiony przez Freddiego.
- Stary, wyluzuj trochę – wypłosz nadal niczego nie rozumie… Właśnie dlatego moja misja nigdy się  nie skończy… - Chciałem tylko dotknąć jego brzucha – próbuje się nieudolnie tłumaczyć.
- Eli nie lubi być dotykanym przez obcych, a ja nie lubię, gdy ktoś posuwa się znacznie dalej, niż powinien… - grzmię ostrzegawczo, nie zaszczycając tego kogucika choćby jednym spojrzeniem.
- Nie protestował, gdy go zapytałem – wredny goguś… Jeszcze kilka sekund i będzie dryfował po jeziorze, jeśli nie zaprzestanie tych głupich prowokacji.
- Nie musi. Od tego ma mnie, prawda skarbie? – chowam jasnowłosego za swoimi plecami. Mój kamienny wyraz twarzy oraz ziejące furią spojrzenie załatwiają resztę.
- Max… - zostaję skarcony, tonem przesiąkniętym dezaprobatą. – Nie minęły jeszcze dwie godziny… - Eli wzdycha ciężko, przeczuwając kłopoty.
- Zapomniałeś telefonu – wyciągam z kieszeni porzuconego smartfona.
- Dziękuję. Musiał mi wypaść, gdy popisywałeś się wirażami – fiołkowooki cieszy się z odzyskanej zguby.
- To byłeś ty?! Niezły wóz… - chwali mnie przyjaciel Freddiego, który rozumie konieczność trzymania rąk przy sobie. – Naprawdę niezły. – Sympatia do mercedesa nie przysporzy mu dodatkowych punktów. Być może jedynie mydli mi oczy, a za chwilę zacznie dobierać się do mojego ukochanego. Nie zaryzykuję i nie sprawdzę tej teorii w praktyce.
- Dzięki – odpowiadam pewnym siebie tonem.
- Pora się zbierać – Eli rzuca mi wymowne spojrzenie. To naprawdę cios poniżej pasa, lecz czy mam jakiś wybór?
- Zmieniłem zdanie, skarnie. Zostanę z tobą – sięgam po wolną rękę mojego Króliczka, bo w drugiej trzyma kubeczek wypełniony po brzegi sojowym substytutem lodów, którym Freddy zdążył go poczęstować.
- Nie masz jakiś spraw do załatwienia, Max? Kogoś do zabicia, albo porwania? – żart Freddiego  jest naprawdę zabawny. Szczeniak jest odważny. Pewni wydaje mu się, że pokonałby mnie, mając do pomocy swoich kolegów. Nic z tego. Załatwię ich wszystkich, jeśli zajdzie taka potrzeba.
- Twój facet jest płatnym mordercą?! – zboczeniec ze skłonnością do macania od razu nieco się od nas odsuwa. Mam ochotę parsknąć śmiechem, lecz jako dorosły nie mogę się zbłaźnić. Przewaga w postaci strachu to prawdziwe wybawienie.
- To by tłumaczyło skąd wziął tyle kasy na tak wypasioną furę – dodaje ten, który najwidoczniej zakochał się w moim samochodzie.
- Max jest pisarzem – Eli wywraca oczami, stając w mojej obronie. Nie ma ochoty na kolejne starcie pomiędzy Freddym i mną. Miał się zrelaksować i odpocząć i na tym powinniśmy się skupić.
- Usiądziesz? – wskazuję ciężarnemu ławkę, znajdującą się w cieniu.
- Chętnie – moje maleństwo pozwala mi się sobą zająć. Robi to wyjątkowo rzadko, więc tym bardziej doceniam ten gest. To jedyna dobra nowina. Freddy jest wkurzony, jego koledzy się mnie boją. Nastrój bardzo szybko zmienił się z wesołego, na dość ciężki i mroczny. Muszę coś zrobić, by nie traktowali mnie jak słonia w składzie porcelany.
- Chcesz się przejechać? – wyciągam z kieszeni kluczyki. Być może powierzanie tak drogiego auta w ręce nieznajomego to gruba przesada, lecz warto zaryzykować, by wkupić się w ich łaski. Jestem od nich starszy. Trudno będzie nawiązać więź, bo przecież studia mam już dawno za sobą, ale dla Eli zrobię wszystko.
- Serio?! – miłośnikowi motoryzacji aż zapiera dech w piersi. – Nie żartujesz?!
- Masz prawo jazdy, prawda? – udaję spokojnego. Jeśli gówniarz się rozbije, ubezpieczyciel zapewni mi identyczne auto. Pytanie brzmi, czy obciąży to moje sumienie? Pewnie nie. Raczej ucieszy mnie myśl, że o jednego konkurenta mniej. Niech jedzie.
- Mam! Obiecuję, że będę ostrożny! Chris, Freddy? – z nadzieją zerka na kolegów. Koniecznie chce, by ktoś towarzyszył mu w tej wiekopomnej chwili, którą uwieczni, robiąc tysiące zdjęć.
- Ja się chętnie przejadę – Freddy uśmiecha się złośliwie, po czym krok za krokiem wlecze się w kierunku parkingu. – Ciekawe czy to lakier odporny na zarysowania? Sprawdzimy?
- Oszalałeś?! Ten wóz to jeżdżący ideał! – podniecony narwaniec zdążył już pozmieniać ustawienia fotela i bawi się różnymi bajerami, których nie brakuje w mercedesie. Otwiera maskę i podziwia silnik. Mam nadzieję, że nie zacznie się masturbować.
- Wiesz, że możesz już nie odzyskać samochodu? – nowo poznany Chris siada na wprost mnie. Jego badawczy wzrok prześwietla mnie z góry na dół. Pewnie próbuje wybadać, dlaczego postąpiłem aż tak pochopnie. Odpowiedź jest dość prosta. Miłość wymaga poświęceń.
- Kupimy inny, prawda? – uśmiecham się do Eli. – Z większym bagażnikiem, żeby rzeczy dziecka się zmieściły.
- Nie wykorzystuj dziecka jako wymówki dla swoich zachcianek – rozbawiony jasnowłosy torpeduje moje plany. Skubany, dobrze mnie zna. Tak, od dawna marzę o większym samochodzie. Miło będzie wybrać się gdzieś całą rodziną. Zapakujemy wózek, naszego synka i pojedziemy w jakieś miłe miejsce. Moi rodzice dosyć często zabierali mnie na różne wycieczki, gdy byłem mały. Uwielbiałem to. Mój synek także będzie zachwycony. Gdy podrośnie, pojedziemy na prawdziwy biwak. Rozpalimy ognisko. A potem, gdy malec zaśnie, Eli i ja będziemy się kochać pod gołym niebem. Tylko my i gwiazdy…
Wieczór nad jeziorem to naprawdę strzał w dziesiątkę. Chociaż Freddy nie szczędzi mi drobnych uszczypliwości, wypominając na każdym kroku, że w moim wieku nie wypada podrywać nieletnich, Chris i Bradley okazują więcej zrozumienia. Nie wściubiają nosa w nie swoje sprawy. Interesuje ich praca w wydawnictwie, o której im opowiadam, a także z wypiekami na twarzy słuchają opowieści o zbieraniu przeze mnie materiałów do książek. Ponieważ zazwyczaj piszę o krwawych morderstwach, nie brakuje nam tematów do rozmowy.
Eli także wydaje się zadowolony. Objedzony mrożonym jogurtem, dość szybko decyduje, że wolałby przenieść się na trawnik. Nie bierze udziału w rozmowie. Układa za to głowę na moich kolanach, a ja głaszczę go po włosach tak długo, aż zasypia.
- Pora wracać do domu – decyduję, spoglądając z niedowierzaniem na zegarek. Jest po dwudziestej pierwszej. – Nie chcę, by zjadły go komary – pieszczotliwie przesuwam dłonią po policzku śpiącego.
- Pomóc ci? – Freddy chciałby zgrywać gentelmana, ale szybko pozbywam go złudzeń.
- Poradzę sobie – bez najmniejszego problemu biorę Eli na ręce. Udało mi się zrobić to na tyle delikatnie, że nawet tego nie poczuł. Dalej śpi, moszcząc się wygodnie w moich ramionach. Bradley otwiera drzwi od strony pasażera i pomaga mi rozłożyć fotel, by mój Króliczek mógł dalej odpoczywać.
- Ciąża to beznadziejna sprawa – szepcze, przyglądając się ciężarnemu.
- Dlaczego tak sądzisz? – pytam, bardzo ciekawy jego argumentów.
- Plany, marzenia… Trzeba to wszystko pożegnać i zająć się wiecznie wrzeszczącym dzieciakiem. To nie moja bajka. Nie zrozum mnie źle – dodaje po chwili, nieco zawstydzony swoją szczerością. – Po prostu uważam, że…
- Nie martw się – Chris kładzie mu rękę na ramieniu. – Jeśli masz przy sobie kogoś takiego jak Max, ciąża wcale nie jest taka straszna.
Czy ciąża jest straszna? To pytanie towarzyszy mi w drodze do domu. Nie umiem na nie jednoznacznie odpowiedzieć, bo nie wiem. To nie ja noszę dziecko. Od samego początku chciałem po prostu dostać niemowlaka. Dziewięć miesięcy, jakie miał on spędzić w cudzym brzuchu, zupełnie mnie nie interesowało. Do tej pory niewiele wiem na ten temat. Moje obawy okazały się słuszne. Zaangażowanie emocjonalne obróciło się przeciwko mnie. Nie dość, że zależy mi na maleństwie, to jeszcze koniecznie chcę zdobyć względy drugiego tatusia. Nie wyobrażam sobie, że coś mogłoby nas rozdzielić. Chcę być obok, gdy nasze dziecko będzie rosło w jego brzuchu. Chcę być obok, gdy będzie się rodziło, lecz przede wszystkim chcę je razem z nim wychowywać. Patrzeć jak dorasta, jak się zmienia. Chcę się tym wszystkim dzielić. Czy Eli też tego chce? Czy zaakceptuje mnie u swego boku?
Zanoszę Króliczka na górę i układam w jego łóżku. Zdejmuję mu buty i przez dłuższą chwilę napawam się jego wyglądem. „Cudowny…” – ciśnie mi się na usta. Czemu tak bardzo się bałem? Przecież bycie obok to naturalna kolej rzeczy. Spotykamy odpowiednią osobę i strach wydaje się irracjonalny oraz zupełnie zbędny. Jest tylko miłość, która napędza to wszystko do działania.
Gaszę światło w naszej sypialni i schodzę na dół, by zjeść kolację. Tata i mama oglądają serial policyjny, w którym grupa detektywów zmaga się z rozwiązaniem tajemniczego morderstwa. Choć od początku wiem, kto jest sprawcą, milczę na ten temat. Lata czytania o zbrodniach i ich motywach nie poszły na marne. Wolę za to przyglądać się rodzicom. Mama jest przejęta. Mocno się angażuje, przeżywając każdą scenę. Tata wprost przeciwnie. Nie daje się zaskoczyć. Choć wciągnęła go fabuła, nie przestaje zachowywać się jak na Forda przystało. Łapie mamę za rękę, by czuła się bezpieczna. Wierzyć się nie chce, że to takie proste. Człowiek przez całe życie zmaga się ze związkowymi demonami, układa w myślach setki dialogów i przemówień, próbując za wszelką cenę zadowolić drugą połówkę. Potem rozgoryczony niepowodzeniami zaczyna od nowa, tym razem korzystając z innych wymówek, zwanych górnolotnie „argumentami”… Czemu dopiero teraz spłynęło na mnie oświecenie? Gdzie było przez te wszystkie lata, gdy bezustannie szarpałem się z losem?
- Dobranoc – całuję mamę w policzek, bo nie mam siły na kolejny epizod. Wolę udać się na górę i po prostu być.
Biorę prysznic i układam się w swoim łóżku. Sen znowu mnie omija. Leżę więc  i rozmyślam o wszystkim. Zwłaszcza o przyszłości. Beztroskiej, wolnej od niedomówień, które są nieodłącznym elementem naszej relacji. Jak to zmienić? Co zrobić, by go do siebie przekonać i bardziej otworzyć? Działać na oślep? A może lepiej coś zaplanować? Dzisiejszego wieczoru z pewnością nie planowałem. Chciałem, by dobrze się bawił i chyba tak było. Pozwolił mi być blisko. Mogłem go dotykać. Usnął z głową na moich kolanach, więc czemu…
- Dzidziusiu, daj mi spać… Co się z tobą dzieje? – jasnowłosy wierci się po swoim posłaniu, szukając najwygodniejszej pozycji. – Jestem zmęczony… Proszę, śpij już… - dąsa się na dziecko. Podoba mi się sposób, w jaki to robi. Nigdy nie jest agresywny. Maleństwo jest przez niego mocno hołubione i kochane. A to, że nie może spać? W tym względzie doskonale rozumiem naszego synka. I dzięki rodzicom wiem, jak sobie z tym poradzić.
Szybko podnoszę się ze swojego posłania i zakradam do sąsiedniego łóżka. Miejsca jest tak mało, że jeśli nie zachowam ostrożności, któryś z nas spadnie na ziemię. Nie widzi mi się twarde lądowanie, więc otulam chłopaka ramieniem i całym sobą przylegam do tego filigranowego ciała.
- Lunatykujesz? – Eli próbuje się przesunąć, lecz nie ma jak się ruszyć.
- Zaufaj mi. Wiem co robię.
- Max… - nie jest zadowolony, gdy wsuwam dłoń pod jego bluzkę, by dotykać nagiej skóry.
- Dzidziuś mówi, że tata ma go przytulić do snu – wtajemniczam ciężarnego w sekrety rodziny Fordów.
- Zabierz rękę – brzmi niczym rozkaz, lecz nic sobie z tego nie robię.
- On ma to po mamie – śmieję się cicho. – Zauważyłeś jaka jest emocjonalna? Uspokaja się dopiero wtedy, gdy tata trzyma ją za rękę.
- Dziecko jest za małe, żeby…
- Potrzebuje mnie! – wykłócam się o swoje racje. – Gdy maleństwo poczuje, że jestem obok, nie będzie cię budzić – zapewniam jasnowłosego. – Zamknij oczy i odpręż się. Masz za sobą intensywny dzień. Pora, abyś odpoczął i pozwolił, abym to ja zajął się resztą… - usypianie Eli jest jak narkotyk. Im większa dawka, tym mocniejsze uzależnienie.
- Gorąco mi… - narzeka blondyn. – I ciasno… Zająłeś za dużo miejsca…
- Śpij, mój kochany. Śpij… - szepczę mu do ucha. Działa niczym zaklęcie. – Synku, nie mogę się doczekać, aż będę mógł cię przytulić.

20 komentarzy:

  1. Jak ja kocham tego bloga <3 Zwłaszcza tę serię <3

    ~Luna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Luno. Bardzo mi miło :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. Jejusiu jakie to urocze kiedy Max tak czule opiekuje się Eli i dzidziusiem 😍😍😍😍😍😍😍

    Już nie mogę się doczekać na następny rozdział! Mam nadzieję że będzie jak najszybciej :) Życzę dużo weny! 😁😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie, będzie. Piszę w każdej wolnej chwili.

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. No Max zaczyna coś tam jarzyć, ale mu idzie jak po grudzie. Ciekawe co znowu wymyśli:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ty mąci wodo Freud urlop się w jeziorze. Maxowi faktycznie idzie jak po gruzie ale zawsze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię motyw jeziora. Wykorzystam go w innym opowiadaniu :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  5. Dziekuje Lisku wrescie zobacze co u MAxa i Eliego :D nie moglam sie doczekac :D uwielbiam ten blog :D Paula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Już prawie skończyłem nowy rozdział. Szkoda, że znowu rozpęta się burza...

      Twój Kitsune

      Usuń
  6. Booziuu jakie to słodkie <3
    Świetny rozdzialik.
    Uwielbiam to opowiadanie :D
    I przepraszam ,że dopiero teraz komentuję ,ale potrzebowałam tygodnia ,aby przeczytać wszystko co się znajduję na tej stronie ,a stwierdziłam ,że skomentuję dopiero jak będę na bieżąco ze wszystkim :D
    I błagam pisz szybciutko ,bo już nie mogę się doczekać! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Piszę tak szybko, jak tylko mogę. W tym tygodniu na pewno pojawią się Bezsenne Noce, a może i coś jeszcze. Zobaczymy.

      Twój Kitsune

      Usuń
  7. Mój kochany Max!! Trzymam za ciebie kciuki!<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymaj, trzymaj. Będzie mu to bardzo potrzebne :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  8. Wypatrzyłam kilka błędów, nie żebym się czepiała czy coś.. :D
    Max, a może jednak to córka i co? Ciągle ten syn i syn, córki też są bardzo fajne :) Eli jest taki słodki. Freddie idź sobie w końcu.. Mówić jak do ściany..
    Chcę więcej Eli i Max'a rozmów :D
    Pozdrawiam i dużo czasu na pisanie lisku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy tekst sprawdzam kilka razy, również po opublikowaniu, więc jeśli są jakieś błędy, poprawię w wolnej chwili.

      Twój Kitsune

      Usuń
  9. Ten rozdział był iście rozkoszny :D Miło się patrzy jak Eli i Max coraz mniej drą koty, a więcej spędzają wspólnie czas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie było rozkoszne. Poczekaj do pierwszej randki :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. O.O wtedy pewnie wykrwawię się z nosa, mhm XD Dużo wenki~

      Usuń
  10. Hejeczka,
    no pięknie, w końcu Max zaczyna myśleć... trudna przed nim droga do rozkochania..
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń