Uważnie obserwuję strażników, którzy mozolnie siłują
się z żelaznymi drzwiami. Woleliby pewnie ich nie otwierać. Zwłaszcza późnym wieczorem.
Licho nie śpi – jak mówi przysłowie. Norman, który stoi tuż za mną, trzyma w
dłoniach flakonik, wypełniony magicznym eliksirem. Liczę na to, że zdołam
przekonać barona DiMarone do współpracy. W przeciwnym wypadku ich ród okryje
się hańbą i zostanie wykreślony z grona arystokracji. Utrata tak elitarnych
przywilejów, po setkach lat wiernej służby koronie z pewnością będzie szeroko komentowane.
Gdy strażnicy kończą zdejmowanie blokady oraz
łańcuchów zabezpieczających każdą celę, sięgam po jedną z pochodni, które
przytwierdzone są do ściany i wchodzę do środka. W lochu panują egipskie
ciemności oraz przejmujący chłód.
- Jak w kostnicy… - szepcze mój służący, celnie
podsumowując moje własne obserwacje.
Nic nie mówię. Za pomocą magii rozpraszam płomień.
Dzięki temu prostemu zabiegowi z mroku wyłania się kamienny podest, na którym
leży mój jakże cenny więzień. Podchodzę bliżej, by przyjrzeć się baronowi.
Mężczyzna nadal ma na sobie wytworny strój, który miał ubrany podczas
pamiętnego przyjęcia. Jego ręce i nogi owinięte są szczelnie łańcuchami,
uniemożliwiając mu zarówno poruszanie się, jak i ucieczkę. Do tego doliczyć
trzeba upiorny wygląd. Skóra barona zrobiła się poszarzała i sina. Oczy i
policzki nieco się zapadły. Trucizna, którą Nefryt kazał mu wypić sprawia, że
delikwenta ogarnia kamienny sen, lecz nie umiera. Ten podły zdrajca mógłby tak
hibernować jeszcze długie lata.
- Miejmy to już za sobą – zwracam się do Normana,
wyciągając jednocześnie rękę po miksturę. Mój sługa od razu wręcza mi kryształową
fiolkę. Otwieram ją bardzo ostrożnie i lekko przechylam. Na usta barona spada
kilka kropli eliksiru, który powinien przełknąć.
- Pomogę ci, panie. – Mój opiekun podchodzi bliżej
więźnia i otwiera usta więźnia.
Jestem wdzięczny Normanowi, że to zrobił. Brzydzi
mnie konieczność dotykania kogokolwiek z rodu DiMarone. Zwłaszcza wspominając
postępek lady Zany. Wolę trzymać dystans, by nie narażać się ukochanemu. Nefryt
od razu wyczułby ode mnie obcy zapach i nieszczęście gotowe.
- Tyle wystarczy. – Norman zakręca fiolkę i chowa ją
do magicznego woreczka, który ma przytwierdzony do pasa. Umieszcza w nim
wszystkie rzeczy, które uznaje za przydatne lub cenne.
Baron nie kwapi się, by obudzić się ze śmiertelnego
odrętwienia. Najpierw powolnie porusza gałkami ocznymi, potem jego płytki
oddech odrobinę przyspiesza. W końcu niepewnie, lecz dość mocno zaciska palce
prawej dłoni.
- Widzę, że plotki o królewskiej gościnności nie
były przesadzone… - DiMarone odzywa się do nas nieco schrypniętym głosem. Nie
otworzył oczu, a jego własne położenie jest mu bardzo dobrze znane.
Zaskakujące…
- Próbowałeś otruć króla! Czego innego się
spodziewałeś, śmieciu?! – Norman bardzo łatwo traci nad sobą panowanie. Odsuwam
go do tyłu i gniewnym spojrzeniem nakazuję milczenie.
- Zawiodłem się na tobie, wasza wysokość.
Spodziewałem się raczej, że twój mały wampir rzuci mi się do gardła, a ty
przyprowadziłeś ze sobą jedynie tę płotkę? – Baron zaczyna się śmiać pod nosem.
– Swoją drogą rozumiem twoją fascynację nocnymi krwiopijcami. Nie dość, że
rzadki, to jeszcze nadzwyczaj piękny – rozmarza się, przyprawiając mnie o
mdłości.
- Zostaw wampira w spokoju – ostrzegam. Nie chcę
mieć arystokraty na sumieniu, jeśli zacznie się kręcić zbyt blisko Nefryta.
- To nie tak jak myślisz, panie. Z przyjemnością
poderżnę mu gardło, a następnie wrzucę do ognia, gdzie jego miejsce! – odgraża się
DiMarone.
Zaciskam mocno szczęki. Nie dam się wciągnąć w
kolejne gierki tego kuglarza i oszusta! On tylko na to czeka. Może sobie mleć
jęzorem do woli. A jeśli spróbuje choćby spojrzeć w kierunku mojego anioła,
zabiję go!
- Za kilka dni rozpocznie się twój proces.
Zostaniesz sprawiedliwie osądzony i ukarany.
Przyszłość barona nie rysuje się w jasnych barwach.
Mam więc nadzieję, że skończy z obrażaniem mnie i skupi się bardziej na
teraźniejszości. Przebieg naszej dzisiejszej rozmowy może wiele zmienić. Zwłaszcza
w przypadku losów jego córki i syna.
- Sprawiedliwy? – DiMarone wypowiada ten wyraz z
pogardą. – Sprawiedliwe będzie wyłącznie to, że zrzekniesz się tronu! Nie masz
do niego prawa!
- Król Cassian jest prawowitym władcą – prycha
Norman. – Panie, ta trucizna pomieszała w głowie temu biedakowi – zwraca się do
mnie, udając współczucie.
- Poczekaj, jeszcze odszczekasz te swoje brednie! Ty
i ten uzurpator, który z dnia na dzień traci poparcie! Wkrótce wszyscy obrócą
się przeciwko wam, a wtedy…
- Jacy wszyscy? – sprytnie łapię barona za słowa,
lecz ten zaczyna się jedynie głośno śmiać.
- Chcesz poznać nazwiska, wasza wysokość? –
Mężczyzna drwi sobie ze mnie w najlepsze. – Poznasz je. Dowiesz się wszystkiego
w odpowiednim czasie, gdy nasza armia zaatakuje twój zamek!
- Popiera cię garstka spiskowców. Część z nich
wykruszy się w trakcie procesu. Inni po prostu cię zdradzą. Naprawdę uważasz,
że lękam się kilku tysięcy żołnierzy? – Tym razem to ja nie biorę jego gróźb na
poważnie. Większość dorosłego życia spędziłem na polu bitwy. Jeśli ci idioci są
na tyle głupi, by zaatakować zamek, niech to zrobią.
- Jeszcze się zdziwisz, królu Cassianie. – Podły
bazyliszek nie odpuszcza. Cieszy się jak dziecko, planując krwawą masakrę.
- Jesteś bardzo pewny swego – zmieniam taktykę. –
Nie mogę być gorszy, więc zapewniam cię, że spędzisz w królewskich lochach
resztę życia. Dam ci jednak szansę, abyś uratował swoje dzieci. W przeciwnym
wypadku zarówno lady Zana, jak i jej młodziutki brat, zostaną osądzeni i
skazani za zdradę.
Nastaje chwila ciszy. Norman i ja w napięciu obserwujemy
unieruchomionego więźnia. Osobiście spodziewam się, że mimo wszystko przemyśli
swoją sytuację i postąpi właściwie. Twarz DiMarone jest niczym maska. Niczego
nie można z niej wyczytać. Wpatruje się on w moje oczy, jakby szukał w nich
potwierdzenia, że nie blefuję. Choć to niezgodne z zasadami, jestem gotowy
uwolnić lady oraz jej brata. Oczywiście pod warunkiem, że ich ojciec wykaże
chęć współpracy.
- Nie dbam o to, co się stanie z moimi dziećmi.
Możesz ich zabić, jeśli chcesz. Potraktuję to jako wyrównanie rachunków za
śmierć twojego ojca oraz tego małego wampira, którego z pewnością zgładzimy.
- Nie jest ci ich żal? Mówimy o twojej ukochanej
córce, a także dziedzicu, którym niedawno tak się chełpiłeś – przypominam mu,
jednocześnie ignorując uwagi o moim ojcu oraz Nefrycie. – Rozejrzyj się po tym
lochu. Chcesz dla nich takiej przyszłości? – wskazuję dłonią ciasne i zimne
pomieszczenie.
- Gdy nasz ród przejmie koronę, dziedzic będzie mi
zupełnie zbędny. – Szalony rechot odbija się głośnym echem od pustych ścian.
- Wasz ród? – Napinam mężnie pierś i spoglądam z
wyższością na mojego wroga. – Nie mogę się doczekać aż banda robactwa wypełznie
spod ziemi i rzuci mi wyzwanie. Ty, twój krewny Wilbur oraz wasze tajne księgi
z czarami… Zmiotę was z powierzchni ziemi w przeciągu sekund, bo zdrajcy godni
są wyłącznie potępienia! – Kończę swój wywód, po czym odwracam się do barona
plecami z zamiarem opuszczenia komnaty.
- Na twoim miejscu nie szydziłbym z naszych mocy, bo
to dzięki nim już niedługo będziesz błagał o życie! Ale my nie okażemy ci
litości. Twoje dni na tronie są policzone, więc ciesz się wolnością, póki
możesz, bo to ja ci ją odbiorę!
- Zajmij się nim – zwracam się do swojego doradcy.
Krzyki i wrzaski barona, który mozolnie walczy z
łańcuchami drażnią mnie do tego stopnia, że od razu przenoszę się do sąsiedniej
celi, gdzie przebywa młodziutka lady oraz jej brat. Wkrótce dołącza do mnie
Norman. Podajemy rodzeństwu niewielkie porcje mikstury, którą przygotowali Sin
i Jack.
Lady Zana płacze i błaga mnie o wybaczenie. Zarzeka
się, że nie miała wyjścia, bo słuchała jedynie poleceń ojca, który ją
zastraszył. Jej tłumaczenia nie brzmią zbyt przekonywująco.
Jedynie syn barona wydaje się szczery, choć z racji
młodego wieku, nie dopuszczono go do żadnych rodzinnych tajemnic. Ze
szczegółami odpowiada na wszystkie zadane pytania. Mówi dużo na temat
przygotowań do balu i częstych rozmów ojca z Wilburem, a także zdradza, kto
odwiedzał go w ostatnim czasie.
- Zrobię co w mojej mocy, by ci pomóc – zapewniam
młodzieńca.
- Wasza wysokość… Martw się raczej o siebie. Wilbur
od dawna grozi ci śmiercią. Moja sytuacja wcale nie jest lepsza. Zana z
pewnością doniesie ojcu, że wszystko ci powiedziałem. Nie będę mógł wrócić do
domu. – Nastoletni chłopiec wygląda na przybitego.
- Nie szkodzi. My się tobą zaopiekujemy. Norman z
pewnością znajdzie ci jakieś zajęcie – zapewniam młodziutkiego barona.
- Dziękuję, królu Cassianie! Bardzo ci dziękuję!
Razem z moim doradcą przenosimy się do Sali
tronowej, by porozmawiać na temat zdobytych wiadomości.
- Powinniśmy bardziej przycisnąć barona! Ta kanalia
czuje się zbyt pewnie! Zawiązał spisek i liczy na to, że będziemy się jedynie
biernie przyglądać?!
- W takim razie co proponujesz? – pytam
zaaferowanego doradcę. Po jego minie widzę, iż Norman najchętniej kazałby
siodłać konie i razem z wojskiem szykował się do szturmu posiadłości rodu
DiMarone.
- Wasza wysokość, wiem, że nie chcesz wojny, ale co
innego możemy zrobić? Mamy się cofać? Udawać, że nic się nie dzieje?
- Baron nie zaatakuje.
- Skąd ta pewność? A jeśli plotki są prawdziwe i oni
rzeczywiście dysponują księgami zaklęć, których my nie mamy? – W świecie Normana
wszystko jest wyłącznie białe lub czarne. Jeśli otaczają nas wrogowie, muszą
zostać zniszczeni. To kwintesencja jego filozofii.
- Same księgi to za mało – studzę jego zapędy.
- Mimo to nalegam, abyśmy to sprawdzili! – Norman w
dalszym ciągu naciska na atak z zaskoczenia, lecz dobrze wie, że nie posunę się
tak daleko.
- Poza kilkoma listami, nie mamy żadnych dowodów. Na
jakiej podstawie mam zebrać wojsko? Co
powiedzieć generałom i naszym sojusznikom? Atak bez argumentów i planu jest bez
sensu.
- Zmieniłeś się, panie. Baron otwarcie mówił o tym,
że zawdzięczasz mu utratę ojca. Jeszcze jakiś czas temu słysząc taką wypowiedź
z czyichkolwiek ust, nie wahałbyś się ani chwili… - doradca atakuje mój
najczulszy punkt. – Czyżby wampir nakładł ci do głowy jakiś bzdur?
- Nefryt nie ma z tym nic wspólnego – warczę, bo nie
podoba mi się kierunek, w którym zmierza nasza dyskusja.
- Przez związek z nim stałeś się miękki. Nie zależy
ci na obronie królestwa, tak jak dawniej. Cała twoja uwaga skupiona jest
wyłącznie wokół niego. Gdybym nie przypominał ci o obowiązkach, siedziałbyś
przy nim w dzień i w nocy.
- Łączy nas więź. To chyba oczywiste, że chcę
spędzać czas z ukochanym, prawda?
- Jesteś królem, panie. Tymczasem pozwalasz, by
słaby i nieporadny wampir wodził cię za noc i hipnotyzował przy każdej okazji,
zmuszając do kupna sukienek i świecidełek.
- Dość! – uderzam pięścią w stół. – Nie pozwolę,
abyś wyrażał się o nim w taki sposób! Nefryt pomagał nam niezmierzoną ilość
razy. Tylko dzięki niemu zakończyłem wojnę!
- I to dzięki niemu jesteś rozkojarzony i nie
zwracasz uwagi na to, co naprawdę ważne. Proszę, abyś jeszcze raz przemyślał
słowa barona i przedsięwziął odpowiednie kroki. – Norman kłania mi się, po czym
wychodzi, głośno trzaskając drzwiami.
Na chwilę chowam twarz w dłoniach. Chciałbym pomścić
ojca. Złapać spiskowców i zapewnić wszystkim spokojne, dostatnie życie. Jednak
środki, które prowadzą do tego celu, wydają mi się zbyt drastyczne.
Co mam zrobić? Jak wybrnąć z kłopotów?
Przenoszę się do ogrodu, by chociaż przez kilka
chwil pobyć z samym sobą – wolny od intryg rodu DiMarone, złośliwości Normana
oraz urzekających oczu Nefryta.
Moje serce zwraca mi uwagę, że niedługo świt, a ja
od kilku godzin nie trzymałem mojego anioła w ramionach. Muszę to szybko
zmienić.
Gdy ponownie otwieram oczy, jestem z powrotem w
naszej sypialni. Panuje tu idealna cisza. W powietrzu unosi się delikatny,
różany zapach, którym przesiąknięta jest skóra mojego wybranka.
Nefryt leży na łóżku. Jego rozpuszczone, bujne włosy
wiją się wzdłuż drobnych pleców. Wampir podpiera dłonią głowę, czytając jakąś
powieść podróżniczą. Najwyraźniej lektura jest bardzo wciągająca, bo nie
zauważył, że wróciłem. Kładę się obok ukochanego na łóżku i wyciągam rękę, by
pogładzić go po włosach.
- Tęskniłem – wyznaję szczerze, przerzucając
jednocześnie ramię przez wiotkie ciało i przyciągając ukochanego znacznie
bliżej.
- Długo cię nie było. Za chwilę zasnę. – Nefryt nie
odrywa wzroku od książki, więc za pomocą magii odkładam ją na jego toaletkę.
- Rozpraszała cię – tłumaczę się, gdy mój skarb
mierzy mnie chłodnym spojrzeniem. – Proszę, przytul się do mnie i powiedz, że
bardzo mnie kochasz.
- Kocham – szepcze słodko sprawiając, że aura między
nami od razu zyskuje dość intymny charakter.
- Dziękuję, że przy mnie jesteś. Nie wiem, jak
poradziłbym sobie bez ciebie, mój najdroższy. – Zaborczo ściskam Nefryta,
ciesząc się z jego obecności.
- Po twoim zachowaniu widzę, że coś przeskrobałeś.
Powiesz mi sam, czy mam to z ciebie wyciągnąć? – Wampir odchyla głowę na bok,
racząc mnie błyszczącym spojrzeniem swoich fascynujących tęczówek.
- Baron odmawia współpracy. Grozi królestwu kolejną
wojną – wzdycham smętnie. – Co mam zrobić, by uniknąć konfliktu?
- Hmm… - Nefryt zamyśla się na chwilę. – Twoi
wrogowie jednoczą siły, lecz w żaden sposób nie są w stanie ci zagrozić.
Niepotrzebnie się martwisz.
- Zahipnotyzowałbyś mnie, gdybym nie wyjawił ci
prawdy? – odpowiadam pytaniem na jego pytanie.
- No wiesz! – nieśmiertelny marszczy swój uroczy
nosek, okazując oburzenie. – Znowu słuchasz podszeptów Normana… Szkoda, że nie darzysz
mnie większym zaufaniem – zrywa się z łóżka i znika w garderobie.
- Skarbie! – pukam do drzwi, by jakoś go udobruchać.
– Nie o to mi chodziło! Nie gniewaj się!
- Dlaczego nie potrafisz być wobec mnie szczery,
Cassianie? – Nefryt odblokowuje zamek i wraca do naszej sypialni. Tym razem ma
na sobie wyłącznie długi, jedwabny szlafrok, ozdobiony ręcznie malowanymi
chryzantemami. Materiał spowija jego perfekcyjne ciało.
- Wyglądasz jak porcelanowa figurka. Jesteś tak
piękny, że boję się ciebie dotykać, by czegoś nie zepsuć… Czy to brzmi
wystarczająco szczerze? – droczę się z nim, sięgając po szczotkę, by móc
rozczesać jego włosy.
- Rozumiem, że o księdze zaklęć nie chcesz
rozmawiać, tak? – upewnia się wampir, wpatrując się w moje odbicie w lustrze.
- Skąd ty…
- Cassianie, mówiłem ci już wcześniej. Mam swoje
sposoby. Pomieszkuję w tym zamku od wielu lat, więc zdążyłem poznać różne
sekrety. – Na twarzy Nefryta ponownie pojawia się uwodzicielski uśmieszek. Gdy
mój wybranek zachowuje się w taki sposób, nie umiem się powstrzymać i muszę go
przytulić.
- Nie dziwi mnie to, najdroższy – pochylam się do przodu,
odsuwając długie pasma włosów i całuję go po karku. – Ostatecznie to twój dom.
- Mój dom… - Nefryt ponownie zamyśla się na dłuższą
chwilę, po czym odbiera ode mnie szczotkę i odkłada ją na blat.
- Znowu wspominasz ojca? – zgaduję, widząc jego
smutną minę.
- Potrafisz czytać w myślach, mój panie? –
Nieśmiertelny podnosi się z pufy i wtula się w moje ramiona.
- Nie. Po prostu dobrze cię znam. Wiem, kiedy jesteś
szczęśliwy. Albo głodny. – Biorę ukochanego na ręce i przemieszczam się razem z
nim na sam środek naszego łóżka. – Gryź – zachęcam go, odsłaniając szyję.
Niebieskooki przez kilka chwil wpatruje się w moje
oczy. Stopniowo zmniejsza odległość między nami, po czym przesuwa językiem po
rozgrzanej skórze, wprawiając moje biedne serce w stan euforii. Najchętniej od
razu bym go rozebrał i zaczął pieścić, lecz za chwilę wstanie słońce, a Nefryt
potrzebuje krwi. W przeciwnym wypadku będzie się męczyć aż do przebudzenia.
Tak jak podejrzewałem, mój wygłodniały kochanek od razu
wbija swoje malutkie kły, racząc się niewielką porcją życiodajnego płynu. Krew
go uspokaja. Odpręża. Mimo to Nefryt nigdy nie prosi, abym go nakarmił. Nawet w
chwilach, gdy jest wyjątkowo głodny. I zawsze pilnuje, by zlikwidować ślady.
- Kocham cię, Cassianie. Kocham cię ponad wszystko…
- mruczy, pozwalając się pocałować. – Nikomu nie dam cię skrzywdzić…
- To moja kwestia – upominam go, uśmiechając się.
Różowowłosy powoli przymyka powieki. Zasypia, zostawiając mnie samego.
- Już za tobą tęsknię. – Przesuwam opuszkami po
alabastrowym policzku, a następnie cofam dłoń i pozwalam sobie uwolnić odrobinę
czarnej magii. Baron straszył, że pozbawią mnie tronu. Tak naprawdę nie zależy
mi na władzy. Miłość jest tysiąc razy ważniejsza.
***
Moi Drodzy :)
Nie martwcie się. Żyję i piszę. Co więcej, już dzisiaj pojawi się nowy rozdział Prawdziwego Romantyka (muszę sprawdzić tekst). Potem planuję nowiutkie Bezsenne Noce oraz świąteczną niespodziankę :D Liczę na to, że się Wam spodoba :)
Wasz Kitsune
Czekamy z niecierpliwością
OdpowiedzUsuńMegakari
Czekam lisku :)
OdpowiedzUsuńWspółczuję Cassianowi. Tyle mieć na głowie. Ciągły strach, że ktoś skrzywdzi Nefryta :( I nie lubię tego barona idioty... Powiesić go! Najlepiej za jaja(przepraszam, zdenerwował mnie)
OdpowiedzUsuńPs. Czekam na kolejne pomysły Maxa i na niespodziankę :D
A ja mam wrażenie że ten syn barona okaże się najgorszą mendą
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Nefryt wiele wie Cassian nic przed nim nie ukryje co kombinuje baron był taki pewny siebie dobrze, że ten chłopiec współpracował...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Nefryt wiele wie, Cassian nic przed nim nie ukryje co kombinuje baron był taki pewny siebie dobrze, że ten chłopiec współpracował...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia