niedziela, 17 lutego 2019

mpreg 60

„Bezsenne Noce


- Jestem wykończony! April to wysłannik piekieł! – skarżę się ukochanemu na moją agentkę. – Nie jestem w stanie tego udowodnić, ale coraz częściej podejrzewam, że to zwykły demon! Swojego wspólnika również zdążyła przekabacić! Nie dość, że robi wszystko, co ona mu każe, to jeszcze nikt nigdy nie widział, żeby spali!
- Przesadzasz.
- Wcale nie! Co chwilę wyskakuje z czymś nowym! Promocja, reklama, jakieś wywiady, jeszcze więcej reklam! Wyciąga te pomysły jak króliki z kapelusza!
- Jeszcze więcej królików? Biedactwo… - Eli drażni się ze mną, udając, że jest mu mnie żal. Właśnie w taki sposób rozpoczynamy niedzielny poranek. Choć po wczorajszym dniu byłem niesamowicie zmęczony, to jednak trudno mi było zasnąć, nie tuląc w ramionach mojego narzeczonego.
- Dobrze wiesz, że nie to miałem na myśli – zaczynam się śmiać, szczerze rozbawiony jego reakcją. – Już mam swojego Króliczka. Jeden z pewnością wystarczy. – Z czułością dotykam tatuażu, który zrobiłem kilkanaście godzin temu. Nie mogę się doczekać chwili, w której blondyn go odkryje. Oczywiście pod warunkiem, że będzie miał na to ochotę… - Chciałbym być już w domu…
- Powiedz to April. – Tym razem to Eli zaczyna się śmiać.
- To był cios poniżej pasa! – żalę się.
- Poniżej pasa? Czyżby? – Ciężarny wydaje z siebie seksowny pomruk, a mi od razu robi się zbyt gorąco.
- Gdy tylko wrócę do domu, to… - odgrażam mu się, celowo nie kończąc tego zdania. Chcę wierzyć, że on tęskni za mną choć w połowie tak mocno, jak ja za nim i za naszym dzieckiem.
- To co? – Eli jest bardzo pewny siebie. Doskonale wie, że nawet na odległość wzbudza we mnie pożądanie.
- Zobaczysz – usiłuję być tajemniczy.
- A więc taki jesteś… Wydaje ci się, że pozwolę się rozebrać i posiąść, tak? – Króliczek dość szybko rozszyfrowuje mój misterny plan.
- Sprytna z ciebie bestyjka – chwalę go. Leżąc samotnie na wielkim łóżku zaczynam coraz intensywniej odczuwać dzielącą nas odległość.
- Max, a teoria, że seks szkodzi dziecku? Co się z nią stało? – Złotowłosy celnie wbija mi szpilę, czekając cierpliwie na odpowiedź.
- Źle się czujesz?! – wpadam w panikę. Nigdy sobie nie wybaczę, jeśli naszemu maleństwu stałaby się jakakolwiek krzywda!
- Nic mi nie jest.
- Jesteś pewny? – dopytuję. – Bo jeśli coś jest nie tak, to tata od razu…
- Max, oddychaj – słodki śmiech blondyna koi skołatane nerwy. – Nic mi nie jest. Dziecko też ma się dobrze. Narzeka na brak mrożonego jogurtu, ale z tym jakoś sobie poradzę.
- Poproś tatę, to zabierze cię do pensjonatu.
- Obawiam się, że nic z tego. Mamy inne plany.
- Jakie? – Moje ciśnienie ponownie szybuje w górę. – Jeśli Freddy…
- Nie Freddy, a pani Gertruda. Jedziemy do niej po śniadaniu. Popracujemy nad zmianą logo jej firmy i nad wystrojem sklepu. Wiedziałeś, że twoja mama pomogła jej w wynajęciu lokalu?
- Nie obchodzi mnie to. Myślę wyłącznie o tobie i naszym synku.
- Akurat. Myślisz o tym, by zaciągnąć mnie do szpitala. Naprawdę chcesz, by zgraja obcych lekarzy dotykała mojego nagiego ciała?
- Przestań! Nikt oprócz mnie nie ma prawa…!
Cichy chichot uświadamia mi, że znowu wpadłem w jego pułapkę.
- Ty puchaty nicponiu! Tylko poczekaj! Gdy jutro wrócę do domu, przez resztę lata nie wypuszczę cię z łóżka!
- To prawie dwa miesiące… - zauważa rozsądnie Eli.
- Wytrzymasz tyle? – droczę się z nim, ponownie opadając na poduszki.
- Wkrótce sam się przekonasz. Muszę kończyć. Twój tata woła mnie na śniadanie. Później jedziemy do jego znajomego. Ma mi pożyczyć tablet graficzny, abym mógł pomóc pani Gertrudzie. Spędzę z nimi cały dzień, więc możesz spokojnie pracować z April.
- April! Zupełnie o niej zapomniałem! – Jak oparzony zrywam się z posłania, nerwowo rozglądając za zegarkiem. – Zabije mnie, jeśli się znowu spóźnię!
- To pewnie moja wina… Zbyt często do mnie dzwonisz… A właśnie, dziś tego nie rób, bo tam gdzie będziemy nie mam zasięgu.
- Najlepiej od razu mnie zabij – komentuję kąśliwie, ściągając z wieszaka czystą koszulę.
- Poczekam aż April to zrobi. Odezwę się wieczorem, pa. – Eli kończy połączenie.
Niedziela praktycznie przepłynęła mi między palcami. Wyszedłem z domu kilka minut przed ósmą rano, a wróciłem dobrze po drugiej w nocy. Jedyny plus z całej tej sytuacji jest taki, że udało mi się przełożyć jedno z poniedziałkowych spotkań. Zaoszczędzony czas bardzo mi się przyda. Eli prosił, abym wpadł do galerii. Zanim tam pojadę, muszę się postarać o nowy samochód oraz kupić ukochanemu prezenty. Nie mówiąc już o tym, że koniec z samotnym spaniem. Podczas kolejnej nocy Króliczek będzie tuż obok. Nie mogę się doczekać…
***
Dziecko w drodze to doskonała wymówka, by odwiedzić najbliższy salon samochodowy. Od dawna marzyło mi się nowe auto. Kilka miesięcy temu traktowałbym ekscentryczny zakup wyłącznie w kategoriach nagrody za ciężką pracę. Tymczasem dzisiaj… Bez żalu omijam sportowe modele. „Może kiedyś…” – rzucam w ich kierunku, podążając za sprzedawcą. Wkrótce zostanę ojcem. Potrzebuję czegoś bardziej „rodzinnego”, obowiązkowo z dużym bagażnikiem. Eli i ja z pewnością będziemy zabierać synka na różne wycieczki. Przez najbliższe kilka lat dziecku będzie potrzebny wózek. I fotelik. Nie wolno zapominać o foteliku. Bezpieczeństwo to priorytet! Suv wydaje się idealnym wyborem…
- Srebrny prezentuje się klasycznie i elegancko – mężczyzna wskazuje mi na rząd zaparkowanych mercedesów GLS.
- Wolę czarny. Z pełnym pakietem – dodaję z uśmiechem.
- Oczywiście, proszę pana. Mamy przygotowane takie auto.
- Dziękuję. Mam nadzieję, że przyspieszymy nieco formalności. Jestem waszym stałym klientem i wyjątkowo zależy mi na czasie.
- Jazda próbna?
- To kusząca propozycja, lecz chyba z niej zrezygnuję – znacząco spoglądam na zegarek.
- Może pan przetestować inny model w czasie, gdy moi koledzy zajmą się formalnościami… - Co za intrygant… Dobrze mnie zna, bo doradzał mi, gdy kupowałem dwa poprzednie mercedesy. Miłość do szybkiej jazdy obróciła się przeciwko mnie…
- Nie tym razem. Będę ojcem. Konie mechaniczne zamieniam na spacerówkę.
- Rozumiem – mężczyzna sięga po swój telefon i pokazuje mi zdjęcie dwóch uroczych dziewczynek.
- U mnie urodzi się synek – przechwalam się. – Ale o córkę także się postaram. – Pierwszy raz mówię głośno o marzeniu, które niedawno zakiełkowało w moim sercu. Eli, ja, dzieciaki… Nie mogę się doczekać nowych wyzwań!
Spędzam w salonie prawie cztery godziny, jednak nie traktuję tego czasu jako stracony. Nowe auto to jeden z najpotrzebniejszych zakupów, który znajdował się na szczytowej pozycji mojej sekretnej listy. Następny będzie wózek. Zależy mi, abyśmy wszystkie decyzje dotyczące dziecka podejmowali razem, więc jeszcze chwilę z tym zaczekam. Zasiadam za kółkiem i rozkoszuję się zapachem nowego auta. Mam nadzieję, że Króliczek również będzie z niego zadowolony.
Skoro prezent dla mnie już jest, pora skupić się na ukochanym. By Eli nie poczuł się pokrzywdzony, zamówiłem dla niego kilka drobiazgów. Mianowicie kupiłem mu nowy komputer, tablet graficzny, a także telefon. Odbiorę je po drodze do wydawnictwa, ale najpierw galeria.
Jadąc na spotkanie z panem Robinsonem, mam bardzo mieszane uczucia. Koperta z dokumentami, na mocy których Eli zrzeka się praw do swoich obrazów, ciąży w mojej kieszeni niczym głaz. To niesprawiedliwe, że ktoś inny ma zgarnąć pochwały za jego ciężką pracę. Właściciel galerii wspomniał kiedyś, że zadba o karierę Eli. Wybrał naprawdę dziwny sposób…
Biorę głęboki wdech i wchodzę do środka. Anonsuje mnie dźwięk dzwoneczka, który zamontowany jest nad drzwiami. Pierwsze co dostrzegam, to grafiki Eli, które wyeksponowano na ścianie na wprost drzwi. Są bardzo gustownie oprawione. Podchodzę bliżej, by lepiej się im przyjrzeć. Każda z prac opatrzona jest malutkim bilecikiem z ceną, która znacznie przewyższa wynagrodzenie mojego narzeczonego.
- Pięknie… - mruczę pod nosem, zniesmaczony tym odkryciem. Kawałek dalej dostrzegam sporych rozmiarów płótno, którego wcześniej nie widziałem. Bez problemu rozpoznaję autora. Obraz przedstawia niewielki dom, otoczony polnymi kwiatami. Bije od niego spokój i cisza. Eli jak zwykle perfekcyjnie oddał klimat.
- Czy mogę w czymś pomóc? – zwraca się do mnie jeden z pracowników galerii, oferując swoje usługi. Wydaje mi się, że już go widziałem, lecz nie pamiętam, jak się nazywa.
- Chciałbym się spotkać z panem Robinsonem – informuję go.
- Pan Robinson wyszedł na chwilę, lecz lada moment powinien być z powrotem. Zechce pan poczekać, czy mam mu coś przekazać?
- Dziękuję. Poczekam.
- Może napije się pan kawy? – Podejrzewam, że bezimienny doskonale wie, kim jestem, dlatego jest wobec mnie usłużny i miły.
- Pooglądam obrazy. Proszę sobie nie przeszkadzać – uśmiecham się, by w końcu sobie poszedł i zostawił mnie samego.
Powracam do przerwanego zajęcia, jakim jest kontemplacja niezwykłego arcydzieła mojego Króliczka. Tuż obok znajduję porozkładane foldery reklamowe, które zwiastują wielką wystawę. Wnętrze każdego z nich zdobią kwiatowe akwarele, które Eli malował przez kilka tygodni.
- Podoba się panu? – zagaduje mnie młody mężczyzna, który pojawia się tuż przy moim boku. – W ostatnim czasie wiele osób przychodzi tu wyłącznie po to, by przyjrzeć się oryginałowi.
- Nie wiedziałem – rzucam od niechcenia, by udawać obytego, choć moja wiedza o sztuce jest dość znikoma.
- Nazywa się „Dawne wspomnienia” i zostanie wystawiony na wernisażu.
- Będzie można go kupić?
- Oczywiście. Wszystkie informacje znajdzie pan na stronie internetowej galerii. Przedpremierowo pokazujemy tam zarówno ten, jak i kilka innych moich obrazów.
- Pańskich?! – zszokowany obracam się w kierunku mojego rozmówcy.
- Tak. Jestem Edmund Poll. Bardzo mi miło. – Z niedowierzaniem ściskam wyciągniętą dłoń.
W mojej wyobraźni Edmund Poll wyglądał zupełnie inaczej. Zazwyczaj myślałem o nim jak o podstępnym, oślizgłym wężu lub kimś dorównującym wiekiem właścicielowi galerii. Eli wspominał, że gdy się poznali, Edmund był studentem, do tego romansuje z Robinsonem…
- Wydaje się pan zaskoczony. – Młodzieniec kontynuuje przerwaną rozmowę, odwracając twarz w kierunku obrazu. Mam więc kilka sekund, by ochłonąć i dojść do siebie.
- To prawda – odpowiadam gładko, ani na chwilę nie przerywając lustracji.
Od chwili, w której poznałem Eli, uważałem go za olśniewająco pięknego. Sądziłem także, że nikt nie może się z nim równać, ale on… Eli i Edmunda z pewnością ulepiono z tej samej gliny. Młody malarz jest szczupły i wysoki. Ma długie włosy w odcieniu ciemnego blondu o nieco rudawych refleksach, piwne oczy, zgrabny nos, wąskie usta. Ubrany jest w czarny, bawełniany golf oraz obcisłe, skórzane spodnie w tym samym kolorze. Ciemny kolor uwydatnia jego jasną, prawie białą cerę oraz szczupłe palce ozdobione srebrnymi pierścieniami, na które nawija długie pukle swoich włosów. W otoczeniu płócien rozmowa z nim wydaje się mistycznym doznaniem. Nie zdziwiłbym się, gdyby okazał się znudzonym modelem, uwiecznionym przez jednego z wielkich mistrzów, który w ramach chwilowej rozrywki, postanawia zagadnąć przypadkowych klientów galerii. Sam jego profil wydaje się po prostu doskonały.
- Potraktuję to jako komplement. – Mężczyzna ponownie zaszczyca mnie swoim spojrzeniem, mrużąc przy tym oczy i przechylając głowę nieco na bok. Jego rozpuszczone włosy spływają błyszczącą falą po ramieniu. Całość sprawia tak uwodzicielski klimat... Trudno się powstrzymać, by samemu nie dotknąć jego bujnej czupryny i sprawdzić, czy jest prawdziwa.
„A jednak ma w sobie coś odpychającego…” – czujny głos rozsądku podsuwa mi interesującą obserwację. „Otóż to, Max… Widzisz już różnicę…?” Widzę, oj widzę...
Gdy Eli na mnie patrzy, jego oczy odzwierciedlają jego wnętrze – szczerość, dobroć, dziecięcą radość, gdy się śmieje. Tymczasem oczy Edmunda są zimne i cyniczne. Dziwna aura, która go otaczała, momentalnie znika, pozostawiając po sobie niesmak oraz przeczucie, abym trzymał się na baczności. Nie powinienem się dekoncentrować. Ten osobnik jest złodziejem, który próbuje przywłaszczyć sobie prace Eli za pomocą romansu. To wyższa szkoła jazdy, lecz tym razem jego czar na nic się nie zda.
- Co jeszcze pan namalował? – pytam, celowo go prowokując.
- Grafiki na głównej ścianie. – Edmund wskazuje mi prace Eli, które bardzo dobrze znam.
- Czyżby? – prycham jadowicie, bo nadal mam przed oczami drobną postać mojego Króliczka, który wstawał o świcie, by podołać licznym zamówieniom. – Jest pan pewny, że autorem nie jest ktoś inny?
- Ktoś inny? – Edmund próbuje grać zaskoczonego, lecz szybko się poddaje. – Kim pan jest?
- Kimś, kto zna prawdę i z przyjemnością cię zdemaskuje, oszuście – cedzę przez zaciśnięte zęby, by inni nie mogli usłyszeć, o czym rozmawiamy.
- Już wiem… To ty zrobiłeś mu dzieciaka, prawda? – Poll również postanawia grać w otwarte karty. – Z tego co słyszałem, do Matki Teresy trochę ci daleko… – ironizuje. – W każdym razie Eli podpisał dokumenty. Jeśli sądziłeś, że staruszek sypnie kasą, to muszę cię rozczarować. Nic z tego. Eli dostał już swoją działkę i na tym koniec. Nasze drogi bezpowrotnie się rozchodzą. Nic nie wskórasz, próbując nas szantażować.
Szantażować? Ten idiota naprawdę sądzi, że przyjechałem tu wyłącznie po to, by uszczknąć coś dla siebie na tym brudnym przekręcie?! Co za kretyn…
- Doszedłeś do tych fascynujących wniosków przed czy po tym, jak wepchnąłeś się do odpowiedniego łóżka? – Obejmuję się ramionami i z niedowierzaniem kręcę głową. Któż by pomyślał, że wewnątrz tego niepozornego miejsca dzieją się takie rzeczy… Romanse, przekręty, kradzież… Czuję się jak bohater własnej powieści.
- Zabawny jesteś – Edmund wybucha perlistym śmiechem, zasłaniając przy tym usta dłonią. – Trochę cię rozumiem. I współczuję. Nie jesteś pierwszym, którego nabrał na łzawą historyjkę o smutnym i samotnym życiu. Powiedz, tatuśku, pociesza cię myśl, że zrobiłeś mu brzuch? Uważasz się przez to za lepszego ode mnie?
- O czym ty bredzisz do cholery?! – Powoli tracę zimną krew. Nie pozwolę, by ten wypłosz mówił tak o Eli.
- Podnieca cię, że jest taki młody i piękny? A może wolisz jego wyuzdaną stronę, co? Powinieneś mi podziękować, wiesz? Zgadnij, kto nauczył go tych wszystkich sztuczek?
- Sztuczek?! – Otwieram szeroko oczy, rozumiejąc do czego pije.
- Tak, to byłem ja… Miałem go na długo przed tobą. –  Na twarzy Edmunda pojawia się złośliwy uśmieszek. – To dzięki mnie i moim wskazówkom robi ci całkiem niezłego loda. Podziękuj. – Oszust prowokuje mnie do bijatyki. Zaciskam dłonie w pięści, lecz nie wykonuję pierwszego ruchu. Zabiłbym go jednym ciosem, a ta gnida nie zasłużyła na szybką i bezbolesną śmierć.
- Zamilcz! – żądam kategorycznie. – Nie wierzę w żadne twoje słowo!
- Nie wierzysz? – Edmund ponownie zaczyna się śmiać. – Na tym obrazie utrwalił jakiś dom, gdzie dawno temu spędzał wakacje. Wiedziałeś o tym? Po twoich oczach widzę, że nie. Możesz go pieprzyć, lecz on tak naprawdę nigdy nie będzie twój. Nie zaufa ci tak, jak ufał mnie. A wiesz dlaczego? Bo ma spaczoną psychikę. Kiedy go poznałem, przymierał głodem, tułając się bez celu po ulicach. Niby coś malował, lecz nikt nie brał go na poważnie – kontynuuje swoją opowieść, nie zważając na to, że igra z losem. – Bez mojego wsparcia skończyłby jako kolejny obłąkany bezdomny.
- To musi być trudne do przełknięcia, co? Paniczyk z dobrego domu kradnie obrazy bezdomnego dzieciaka… Podzielisz się ze mną swoimi przemyśleniami w tym temacie, Edmund? – podjudzam go, naigrywając się z jego wywodów.
- Możesz próbować, lecz wiedz, że na mnie to nie działa. Wygrałem. Od początku byłem górą. Od samego początku… - powtarza ostatnie zdanie, napawając się jego brzmieniem. – Wyglądasz na takiego, który serio się zakochał. Pewnie dzieciak miał „przyklepać” wasz związek. Nic z tego – mężczyzna klepie mnie po ramieniu, po czym pochyla się nieco do przodu i zniża głos. – Mały Eli nadal lubi być na górze? Lubi… - cieszy się, odczytując odpowiedź z mojej twarzy. – Nie powinniśmy obmawiać go za plecami, lecz przyznasz, że taka wymiana doświadczeń między nami nie jest przecież niczym złym… Jak w ogóle masz na imię, przyjacielu?
- Nie jestem twoim przyjacielem… - odpycham go od siebie. choć niezbyt mocno. Edmund chwieje się lekko na nogach. Nie upada. Za to nie przestaje się uśmiechać, doprowadzając mnie do furii.
- Zapewne był na górze, gdy go zapłodniłeś. Następnym razem, gdy będziecie to robić w ten sposób, myśl o mnie. Gdy odmówi ci pocałunku, również myśl o mnie. Byłem i zawsze będę najbliższą osobą, jaką miał. Uzależniłem go od siebie pod różnymi względami. Wielbił mnie jak jakieś bóstwo, a mimo to ani razu nie pozwolił się pocałować… - długowłosy zamyśla się na chwilę, wracając do swoich wspomnień, a ja wykorzystuję jego słabość.
- Nie chciał cię pocałować? – kłamię, udając zdziwionego. – Eli i ja codziennie się całujemy. I on prawie nigdy nie jest na górze. Lubi być przeze mnie zdominowany. Jesteś pewny, że z nim sypiałeś? A może to kolejne urojenie, takie jak to, że nadajesz się na malarza i odniesiesz sukces? – dogryzam mu, zerkając na folder wystawy, który nadal ściskam w lewej dłoni.
- Pan Ford? Przepraszam, że kazałem panu czekać. – Właściciel galerii, przeczuwając, że coś jest nie tak, podchodzi do naszej dwójki i od razu piorunuje wzrokiem kochanka.
- Nic nie szkodzi – zapewniam go. – Edmund dotrzymywał mi towarzystwa – uśmiecham się zjadliwie.
- Co pana sprowadza? Mogę w czymś pomóc? – Starszy mężczyzna stara się zatrzeć naganne zachowanie Polla, lecz jest już za późno.
- Przyjechałem, bo Eli mnie o to poprosił. Mam panu dostarczyć jakiś wyjątkowo ważny dokument – tłumaczę, udając, że nie mam pojęcia, do której kieszeni go schowałem.
- Dokument? Ma pan na myśli… - Pan Robinson w napięciu oczekuje, aż przekażę mu kopertę.
- Tu jest! – Wyciągam spięty plik kartek, który schowałem do wewnętrznej kieszeni marynarki.
- To bardzo miłe z pana strony. Sądziłem, że Eli skorzysta z kuriera. Fatygował się pan osobiście taki kawał drogi… - Właściciel galerii wpatruje się w umowę jak zahipnotyzowany.
- Drobiazg – zapewniam go.
Mężczyzna wyciąga rękę, by przejąć pieczę nad zabezpieczającym jego interesy porozumieniem, które ja z rozmachem przedzieram na pół. Z lubością powtarzam tę czynność jeszcze kilka razy, po czym wręczam mu plik konfetti. Mam nadzieję, że się nim wypcha…
- Miło cię było poznać, Edmund. Do widzenia – żegnam się z parą przebiegłych bazyliszków, którzy nadal nie potrafią otrząsnąć po przedstawieniu, które im zorganizowałem. Pewnym siebie krokiem wychodzę przed galerię i spoglądam w niebo.
- Piękna pogoda! – mówię do samego siebie, odblokowując alarm. Silnik zmysłowo mruczy, przypominając, że czeka mnie długa droga powrotna. Dopiero wtedy pozwolę sobie wrócić to wydarzeń z galerii i spróbuję jakoś je przetrawić. Póki co czuję się naprawdę cudownie. Od samego początku byłem zdania, że nie warto oddawać obrazów Eli w niepowołane ręce. I miałem rację. Teraz muszę jedynie ukryć skutki awantury przed nadwrażliwym narzeczonym. Oby panu Robinsonowi nie przyszło do głowy, by do niego dzwonić. Piłka jest po mojej stronie stołu. Pora zaatakować.


***
Dziękuję Wszystkim za cierpliwość :)
Przy okazji wspomnę, że pojawiły się głosy, abym dopisał dalsze losy bohaterów "One last time". Dajcie mi znać, co sądzicie o tym pomyśle. Dzień Kobiet już blisko :D

Wasz Kitsune 

28 komentarzy:

  1. Poczekam na jutro :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cały czas piszę. Dużo tego będzie. Prawdopodobnie skończę po północy, ale nie wiem, czy będę widział na oczy, by poprawić tekst :D W sumie wszystko może się zdarzyć :D
    Mały spoiler - poznamy dawnego ukochanego Eli...

    Wasz Kitsune

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdecydowanie cały jutro ❤️
    Trzymam kciuki i już nie mogę się doczekać, aż odkryjesz przed nami co zaplanowałeś by uprzykrzyć życie Max'a i króliczka

    OdpowiedzUsuń
  4. Jutro cały, ale za to dłuższy:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Skończyłem :D
    Rozdział będzie dziś po północy, czyli technicznie rzecz biorąc jutro :D

    Wasz Kitsune

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowne! Max jesteś wspaniały! Jednak teraz przygotuj się na wielkie konsekwencje! Eli tak tego nie zostawi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak sądzisz? Do tego czasu wiele może się wydarzyć, ale o tym poczytacie w kolejnych rozdziałach.

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. No ja wiem, że wiele :)😎w końcu ty jesteś autorem to wszystko się może zdarzyć :) ale jakoś mi się nie chce wierzyć że Robinson nie zadzwoni do Eli z pretensjami ^^

      Usuń
    3. Może zadzwoni, a może nie. W każdym razie rozdział 61 nie przyniesie odpowiedzi na to pytanie :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Mówi się trudno :) Ja chcę tylko znać reakcję Króliczka na króliczka 😎😂

      Usuń
    5. Może w rozdziale 63, ale nie szybciej.

      Twój Kitsune

      Usuń
  7. Super rozdział. Mex jest wielki :)
    One last time !!! TAKTAKTAKTAKTAK!!! MB

    OdpowiedzUsuń
  8. Od kiedy Eli jest narzeczonym Maxa i na pewno będzie syn? (chciałabym) :)
    Coś mnie ominęło? :D
    A to się porobiło xd
    Max jak cię Eli dorwie, strach myśleć jakie tortury wymyśli :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ominęło. Max dużo gada :D Od zawsze chciał syna, więc go sobie wizualizuje. Jego wizje od niedawna obejmują także "narzeczonego", a przecież dobrze wiemy, że bez zaręczyn się nie liczy, prawda? :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. No właśnie, już zaczęłam się zastanawiać kiedy i jak się Max niby oświadczył :D
      A co do płci dziecka, już wiesz co będzie? Czy może pozwolisz nam zdecydować? :)

      Usuń
    3. To moje dziecko. Oczywiście, że wiem, co się urodzi :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. A Max nie brał udziału w tworzeniu dzidziusia? :D
      Zrobisz na złość Maxowi i nie będzie syn. :)

      Usuń
    5. Max przegapił życiową szansę na "tworzenie" dzidziusia, dlatego teraz bardzo, ale to bardzo pragnie samodzielnie udowodnić swoje zaangażowanie. Tym razem bez pomocy lekarzy. Czy to się uda? Zobaczymy :D
      Syn czy córka? - to osobne pytanie, na które od dawna znam odpowiedź, ale nie powiem. Nie chcę psuć niespodzianki :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  9. Och w głowie Maxa to oni są po ślubie mają synka a Eli jest drugi raz w ciąży z córeczką kocha go namiętnie całuje kiedy tylko może i rąk nie może od niego oderwać. To dopiero mażyciel i romantyk ach i nie zapomnijmy demaskuje kradzież obrazów Eliego poprostu bohater!!! A tak poważnie mógłbyś lisku tak zrobić by wyszło na jaw kto faktycznie jest autorem tych dzieł nie nawiążę kradzieży i przypisywanie sobie czymś dzieł ty pewnie też zwłaszcza że tworzysz i możesz sobie wyobrazić jakie to bolesne (moje projekty raz zostały przez moją głupotę wykorzystane przez kogoś innego i to nie jest fajne uczucie)
    A co do twego pytania czy to nie oczywiste? Kontynuuj królu złoty
    Oszukiwistka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Max jest pisarze, więc wymyślanie fabuły ma we krwi :D Tak naprawdę jego życie jest było proste i poukładane, ale wtedy spotkał mnie i ja mu pewne rzeczy poprzestawiałem. Nazywam to "lisią kostką Rubika". Niech się chłop pomęczy i udowodni, że zasługuje na szczęście, czymkolwiek się ono okaże.

      Twój Kitsune

      Usuń
  10. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, Maxuelu od kiedy to Eli jest twoim narzeczonym? kiedy wyszło na jaw z kim rozmawia Max marzyłam żeby powiedział coś w stylu... "ostatnio widziałem jak ukochany maluje te prace..." no nie zapomniał o kilku prezencikach ale i kilka słodkości by się przydało... i podarł umowę choć szykuje się awantura Max... bardzo dużo wie o Elim...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń