piątek, 22 lutego 2019

mpreg 61

„Bezsenne Noce


Dojeżdżając do siedziby wydawnictwa wyraźnie czuję, jak poziom adrenaliny powoli opada, pozostawiając po sobie głównie niepewność i strach. A jeśli Eli będzie miał mi za złe to co zrobiłem? Wielokrotnie powtarzał, jak ciężko mu było zdobyć pracę w galerii. Dawał z siebie wszystko, by szkice były gotowe na czas. Pan Robinson w wielu sprawach szedł mu na rękę. Króliczek jest dumny i uparty. Uważa się za „dorosłego”. Co zrobię, jeśli okaże się, że pogrzebałem jego szanse na sukces?
„Max, uspokój się! Oni go okradali! Naprawdę chciałeś stać z boku i się przyglądać?! Czy to są zasady, które wpoił ci własny ojciec?!”
Zasady zasadami, ale nie mogę stracić Eli! Nasza relacja jest taka krucha. Jak on zareaguje? Czy zdołam mu to sensownie wytłumaczyć, zanim znienawidzi mnie na wieki?
Pełen najgorszych przeczuć docieram do gabinetu mojej agentki.
- Dzień dobry – witam się z April oraz Jeffem, jej pomocnikiem.
- Bardzo dobry! – Kobieta rozpromienia się w odpowiedzi, nie odrywając wzroku od monitora. – Nie masz pojęcia na jaką żyłę złota trafiłam! Wprowadzę cię w szczegóły, gdy tylko sama się z nimi zapoznam! – ekscytuje się. Robi tak za każdym razem, nawet jeśli ma do czynienia wyłącznie z drobiazgami, typu udzielenie komentarza dotyczącego nowej książki.
- Nie ma pośpiechu – odpowiadam smętnie.
Czekając aż April skończy czytać, wyciągam z kieszeni folder, który zabrałem z Impression i jeszcze raz uważnie go przeglądam. Rozum mi mówi, że zrobiłem dobrze, a serce… Eli będzie wściekły jak nigdy…
- Max? – Nawet nie zauważyłem, gdy April usiadła obok mnie. Wlepia we mnie swój sokoli wzrok, zupełnie jakby skanowała przy tym mój mózg, pozyskując tajne informacje, którymi wzbogaca swoją „bazę danych”.
- Potrzebuję porady adwokata… - zwierzam się ze swoich problemów.
- Zabiłeś kogoś? – Ton jej głosu poważnieje, a biedny Jeff wstrzymuje oddech, czekając na to, co powiem.
- Nie! – zaprzeczam. – Chodzi o mojego narzeczonego. Współpracował z galerią, której właściciel próbował przejąć jego obrazy – wskazuję na pognieciony folder. April natychmiast go przejmuje i uważnie przegląda.
- Opowiedz mi wszystko! – nalega z wypiekami na twarzy.
Nim się orientuję, Jeff robi nam kawę, a ja zaczynam wylewać smutki. Mówię o obrazach, które pan Robinson odkupił od Eli i gdzieś ukrył, o zleceniach, którymi zasypywał blondyna, a także o tym, że zaczął je sprzedawać jako prace Edmunda.
- Podarłeś umowę na ich oczach?! – zwykle cichy i spokojny Jeff, trzeci raz słodzi swoją kawę. Mój wybryk zyskał podziw w jego oczach.
- Tak – przytakuję. – Żałuję, że jej nie przeczytałem lub nie zrobiłem zdjęć… Boję się, czy właściciel galerii nie będzie próbował mścić się na Eli w odwecie za moje postępowanie. – Chowam twarz w dłoniach, nie wiedząc, jak wybrnąć z kłopotów. – Nie przemyślałem sprawy i postąpiłem zbyt impulsywnie! Eli jest w ciąży. Nie powinien się denerwować. Nie chcę, by znowu trafił do szpitala!
- Pan Robinson nic mu nie zrobi. – April wstaje z sofy i podchodzi do biurka, gdzie leży jej telefon. – Mecenas Artino zajmie się formalnościami. Jeff, mógłbyś z nim porozmawiać i umówić spotkanie?
- Oczywiście! Już się robi, szefowo! – Mężczyzna wychodzi do sąsiedniego pomieszczenia, zostawiając nas samych.
- Max, nie panikuj – April ponownie korzysta ze swoich diabelskich zdolności. Tym razem chce mnie pocieszyć, lecz kiepsko jej idzie.
- Proszę, nie pozwól im skrzywdzić Eli! – kieruję w jej stronę błagalne spojrzenie.
- Max, opanuj się! – Moja agentka nie ma w zwyczaju zbytnio się rozczulać nad przeciwnościami losu, które los rzuca jej pod nogi. – Nic mu nie zrobią. Mecenas przygotuje porozumienie, na mocy którego unikną procesu. Jeszcze ci podziękują za wyrozumiałość, zobaczysz.
- Na pewno?
- Wątpisz w moje słowa? – April mruży groźnie oczy.
- Dziękuję! – obejmuję ją ramionami i mocno do siebie przytulam. – Jesteś niezastąpiona! Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił – wyznaję szczerze. – Zdjęłaś z moich ramion olbrzymi ciężar i teraz…
- Przejdźmy do konkretów! – Oczy April, dla odmiany, rozbłyskają radością.
- Konkretów? – dziwię się, nieco zbity z tropu. O co jej chodzi? I skąd ten podejrzany uśmiech, który widuję za każdym razem, gdy przygotowujemy się do wydania nowej książki…
- Eli nie ma agenta, prawda?
- Nie, o nie! Eli nie…!
- Cicho! – April przerywa mi ostro. – Niewiele wiem o sztuce, ale szybko się uczę. Nasze kolejne spotkanie zaplanowałam za dwa tygodnie. Do tego czasu Jeff i ja powinniśmy być gotowi.
- Gotowi do czego?!
- Dzięki moim staraniom rozwinie skrzydła. Mógłby zacząć od projektu okładki twojej nowej książki, jak myślisz? – Tracę grunt pod nogami. April przenosi się do swojego świata, snując wizje, które nie do końca pokrywają się z moimi.
- Eli jest w ciąży. To nie jest odpowiednia chwila, by zajmować się takimi rzeczami – z całych sił bronię mojego Króliczka przed jej zakusami, choć dobrze wiem, że ona nie odpuści. Wyniuchała możliwość wypromowania kogoś z nieznanym nazwiskiem i wielkim talentem. Ze mną zrobiła dokładnie tak samo. Uczepiła się jak rzep i zmusiła, abym bezgranicznie zaufał. Fiołkowooki jest naiwny. Podda się bez walki…
- Ciąża to nie choroba, mój drogi. Skoro dał radę wykonać tysiące szkiców dla Robinsona…
- On ma przede wszystkim odpoczywać, a gdy dziecko się urodzi, to…
- Wiem, wiem. Planowałeś zamknąć go pod kloszem, ale nic z tego! – April zaczyna się śmiać, zadowolona z własnego żartu. – Jest zbyt utalentowany, by siedział wyłącznie w domu. Świat stoi przed nim otworem, a ciocia April uwielbia takie diamenty! Jeff, kochany, załatwiłeś to, o co prosiłam? – Kobieta pospiesznie wstaje i ucieka. Moje argumenty zupełnie do niej nie docierają. Aż się pali ku nowym wyzwaniom.
Przez zamieszanie, które spowodowałem w galerii oraz konieczność wytłumaczenia wszystkiego mecenasowi Artino, specjalizującemu się w prawie autorskim, mój wyjazd do domu bardzo się opóźnia.
Żegnam April olbrzymim bukietem kwiatów oraz obietnicą, że za dwa tygodnie potulnie przyjadę, mając ze sobą wstępny szkic kolejnej powieści. Bycie pisarzem bywa to ciężki kawałek chleba. Jedynie miłość jest bardziej skomplikowana.
Gdy wracam do domu, drogi są praktycznie puste. Zegar na desce rozdzielczej wskazuje wpół do pierwszej, a ja mam przed sobą jakieś dwieście kilometrów. Nowe auto spisuje się świetnie. Prowadzenie go to czysta rozkosz. Włączam radio i z maniakalną dokładnością wsłuchuję się w wiadomości oraz teksty piosenek. Nie chcę rozmyślać o wydarzeniach minionego dnia. Najchętniej wymazałbym z pamięci Edmunda, jego romans z Eli, a także pana Robinsona oraz szalone pomysły April.
Parkując na podjeździe przed domem odnoszę wrażenie, że nie było mnie całe wieki. Uśmiecham się do siebie szczęśliwy z faktu, że udręka rozstania wreszcie dobiegła końca. Zabieram pudło z prezentami dla Eli i cicho zmierzam w kierunku domu. Otwieram drzwi, korzystając ze swoich kluczy, po czym zakradam się na górę.
Tak jak się spodziewałem, mój słodki Króliczek śpi w swoim łóżeczku. Nie zgasił nocnej lampki. Wygląda tak spokojnie... W pierwszej chwili mam ochotę wziąć go na ręce i przenieść do siebie, lecz nie chcę go budzić. Odkładam karton na stole, ściągam marynarkę i siadam na podłodze.
Nie mam pretensji o to, że z Edmundem spotkali się wcześniej. Nie dbam, że ze sobą sypiali, bo sam również święty nie byłem. Przeszłości nie da się zmienić, czy wymazać. Każdy z nas ją posiada. To naturalne i taka jest kolej rzeczy. Poll posunął się jednak o krok za daleko. Plując jadem na lewo i prawo, wypowiedział kilka słów, które mocno mnie zabolały. Wypomniał Eli smutek, samotność, brak rodziny, biedę. Bez mrugnięcia okiem, z pełną premedytacją, wykorzystał mojego ukochanego, który otworzył przed nim swoje serce. I właśnie za to do końca życia będę go szczerze nienawidził. Podły gad o zgniłym sercu… Intrygant. Egoista. Złodziej. Brzydzę się nim! Nawet Freddy, z tymi swoimi lepkimi łapami, do pięt nie dorasta tej zepsutej kreaturze!
Mój mały, ufny Króliczek… Tyle krzywdy go spotkało… Koniec z tym! Definitywny koniec! Ochronię Eli i nasze dziecko.
- Kocham cię… Tak bardzo cię kocham…

***

Budzi mnie delikatne głaskanie po głowie. Jest mi ciepło, choć bardzo niewygodnie. Niechętnie otwieram oczy, bo nie chcę, by senna zjawa zaprzestała tak przyjemnej pieszczoty.
- Max…
Zatroskany Eli spogląda na mnie z góry. Złote włosy spływają po jego ramionach. Palcami muska mój policzek.
- Jesteś taki piękny… Nie chcę się budzić… – Przesuwam głowę, by łatwiej mi było ucałować drobny nadgarstek.
- Nic ci nie jest? Dlaczego śpisz na podłodze?
- Bo twoje łóżko jest za małe – skarżę się.
- O której wróciłeś? Czekałem na ciebie.
- Wiem, skarbie – siadam powoli i próbuję się przeciągnąć. Cały zesztywniałem, lecz nie zamierzam narzekać. Ominęła nas wspólna noc. Nie oznacza to jednak, że nie możemy nacieszyć się sobą teraz. Podnoszę się z podłogi i ściągam z blondyna ciepłe okrycie.
- Max! Oddaj! – gani mnie.
- Chodź do mnie. – Bez najmniejszego problemu porywam ukochanego w ramiona.
- Co robisz?! Oszalałeś?! – Eli syczy na mnie jak mały kotek. Ignoruję jego wojownicze zapędy i ostrożnie kładę na swoim łóżku.
- Posuń się – proszę, narzucając na niego zabraną wcześniej kołdrę. Niechętnie wykonuje polecenie. Chowa się przede mną, obejmując brzuch. – Mogę? – przysuwam się bliżej, by otulić go ramieniem.
- Możesz. – Króliczek jest nieco powściągliwy. Mimo to przywieram ciasno do jego ciała. Zakopany w pościeli, uśmiecham się błogo.
- Nareszcie… - mruczę mu do ucha. Moje dłonie zakradają się pod jego piżamę, by błądzić po nagiej skórze. – Jak się czujesz?
- Dobrze.
- A dzidziuś? – Ani na chwilę nie zapominam o naszym maluszku, który jest dla mnie tak samo ważny, jak jego tatuś.
- Śpi.
- A ty chcesz spać? – pytam, trącając wrażliwą małżowinę zębami.
- Max…
- Powiedz co mam zrobić, a zrobię wszystko… Spełnię każdą twoją zachciankę… - szepczę, całując chłopaka po szyi.
- Co przeskrobałeś?
Zamieram, zszokowany jego słowami. Obudziłem się pięć minut temu…
- Króliczku, czasami się ciebie boję… - wyznaję, spoglądając we fiołkowe tęczówki.
- Wiem – osiemnastolatek ponownie dotyka mojego policzka, przytulając do niego dłoń. – Mów – zachęca mnie, obrysowując kontur moich ust swoim kciukiem.
- Później. Najpierw będziemy się kochać. – Pewny swego, biorę się za odpinanie guzików jego piżamy.
- Nie, nie będziemy. – Eli odpycha moje dłonie.
- Nie chcesz? – Nie potrafię ukryć przed nim rozczarowania. – Liczyłem na to, że będziesz chciał… - Zaczynam błądzić palcem po jego klatce piersiowej.
- Czeka mnie ciężki dzień.
- Ale jest jeszcze tak wcześnie… - kuszę go, ocierając się nosem o jego żuchwę.
- Max, nie… - Eli stara się wyznaczyć granicę, ale ja go nie słucham. Układam go na plecach i wpycham kolano między jego nogi.
- Obiecuję, że nie będziesz musiał nic robić. Zajmę się tobą… Wystarczy, że mi pozwolisz… - Celowo dociskam swoje biodra do jego bioder. Króliczek bierze głęboki wdech i odchyla głowę do tyłu. – Właśnie tak, skarbie, oddaj mi się…
Ciężarny bezwiednie wtula się we mnie, zaborczo obejmując ramionami.
- Tęskniłem za tobą… Tak bardzo… – Wykorzystuję fakt, że Eli ciasno mnie oplata i podciągam go do góry. – Podnieś ręce. Zdejmiemy to.
Nastolatek, odurzony naszą bliskością, automatycznie spełnia moją prośbę. Gdy górna część jego garderoby ląduje gdzieś poza łóżkiem, ponownie przytomnieje.
- Nie! – protestuje. – Nie możesz!
- To mnie powstrzymaj… - Popycham go na poduszki i przywieram ustami do malutkiego sutka.
- Max! – piszczy, po czym przestraszony zasłania usta dłońmi. – Twoi rodzice… Proszę, przestań…
- Przestanę, gdy dojdziesz. Tylko najpierw pozbędziemy się tego… - wskazuję na dół jego piżamy. – Uwielbiam, gdy jesteś nagi. I tylko mój… - Zsuwam materiał w dół jego bioder.
- Świetnie się bawisz, co? – Eli piorunuje mnie wzrokiem.
- Prowokuj… Prowokuj mnie do woli… – Odpowiadam zaczepnie. Zsuwając z niego bawełniane spodnie. – Od czego by tu zacząć? – udaję niezdecydowanego. – Jeśli tak bardzo przejmujesz się moimi rodzicami, nie krzycz zbyt głośno… – Z uśmiechem satysfakcji na ustach, rozsuwam szeroko jego nogi. – Widzisz, wystarczy, że cię dotknę, a ty już płoniesz… – Biorę do ręki jego pobudzonego członka i zataczam kciukiem kółko wokół mokrej główki. Eli zaciska usta, wpatrując się we mnie udręczonym wzrokiem. Powtarzam słodką torturę kilka razy aż ciało Króliczka przyjemnie drży. Nie reagowałby tak intensywnie, gdyby nie był spragniony pieszczot. – Zaniedbywałem cię przez tyle miesięcy, ale teraz to się zmieni – obiecuję mu. – Postaraj się nie obudzić Pameli i Petera już przy pierwszym razie, ok? – Pochylam się nad moim wybrankiem i językiem powtarzam ten sam ruch. Eli zatyka usta dłonią. Podniecony do granic możliwości, sapie ciężko, wyginając kręgosłup.
Tak jak przypuszczałem, nasza zabawa dość szybko się kończy. Z gardła blondyna wydobywa się stłumiony jęk. Do tego serce wali mu jak oszalałe.
- Spokojnie, skarbie. Już dobrze… – Chowam go w swoich ramionach, by choć trochę ochłonął. – Mój malutki Króliczek jest dziś bardzo namiętny. Odpocznij chwileczkę i zrobimy to jeszcze raz.
- Ni-Nie…
- Tak – zapewniam go.
- Pamelo, widziałaś, Max kupił nowy samochód! – Słysząc głos ojca, dobiegający zza okna, Eli reaguje bardzo nerwowo. Jak poparzony ucieka z łóżka, chowając się do łazienki.
- Wracaj! – wołam za nim, lecz on ani myśli, by mnie posłuchać. Podejrzewam, że po nieprzyjemnej sytuacji, która miała miejsce kilka dni temu, gdy ojciec pozbył się go z domu, zrobi wszystko, by jego zachowanie w oczach rodziców uchodziło za nienaganne.
Wściekły i rozdrażniony, wstaję z łóżka i podchodzę do stołu. Sięgam po breloczek, a następnie podchodzę do okna.
- Łap! – rzucam ojcu kluczyki, by mógł zrobić rundkę po okolicy. Niedźwiedź od razu korzysta z mojej propozycji i wskakuje do szoferki.
- Pamelo, jedziesz ze mną?
- Teraz? – dziwi się mama. – Mam na sobie szlafrok. Poczekaj aż się ubiorę.
- Daj spokój. O tej porze nikt nas nie zobaczy. Wskakuj! – Tata otwiera mamie drzwi od strony pasażera, a ona bez zastanowienia spełnia jego prośbę.
- Gorzej niż z dziećmi… – komentuję sytuację, obserwując, jak mój nowy samochód znika za rogiem.
„Idioto, masz wolną chatę! Wykorzystaj to!” – Wyobraźnia od razu podsyła różne pomysły. By je zrealizować, muszę ponownie złapać mojego Króliczka. Najwyższa pora, abym pochwalił się tatuażem…
- Skarbie? – pukam do łazienkowych drzwi. – Możesz wyjść. Mamy ich z głowy na pół godziny.
- Twoi rodzice pojechali beze mnie?! – Eli od razu przekręca zamek. Próbuje mnie wyminąć, lecz nie daję mu takiej szansy. W dodatku jest już umyty i ubrany. Związał włosy w kok, a mimo to kilka mokrych kosmyków przykleiło się do jego kuszącej skóry. Ja też chcę się do niego przykleić…
- Niepotrzebnie się ubierałeś. Będę musiał od nowa cię rozbierać – zauważam z rozbawieniem, w pełni gotowy, by podjąć się tego zadania.
- Max! – Ciężarny mruży groźnie oczy. – Dotknij mnie, a pożałujesz… – odgraża się. – Mówiłem ci już, że nie chcę. Pani Gertruda na mnie czeka. Mam sporo pracy! – fuka.
- No nie bądź taki… – żalę się. – Tak dawno cię nie przytulałem…
- Przykro mi, lecz nic z tego. – Eli podchodzi do stołu i zaczyna przeglądać szkice, które wcześniej wykonał. Podejrzewam, że pracował nad nimi do późna. Widnieje na nich nowe logo, a także inne, zaprojektowane przez niego elementy.
- A wieczorem? – łaszę cię, obejmując chłopaka ramionami i tuląc do jego pleców.
- Nie wiem, o której wrócę – udziela wymijającej odpowiedzi.
- Przyjadę po ciebie.
- Proszę cię, przestań – zostaję ponownie odtrącony.
- Co się dzieje, Króliczku? Gniewasz się na mnie? A może zrobiłem coś nie tak? – dopytuję, coraz bardziej zmartwiony.
- Nie, ale… – Odwracam Eli twarzą do siebie, bo chcę widzieć jego oczy. Jak na złość, unika mojego wzroku.
- Skarbie, powiedz mi, bo szaleję z niepokoju.
- Max, to co było w hotelu, zostaje w hotelu i koniec. Nie będę z tobą więcej spał.
- Co?! Dlaczego?!
- Bo to dom twoich rodziców. Nie wypada, abyśmy…
- Skarbie, masz w brzuchu dziecko – przykładam dłoń do niewielkiej wypukłości, w której jestem bezgranicznie zakochany. – To chyba wystarczający dowód, że jesteśmy sobie bliscy, prawda?
- To o niczym nie świadczy – Eli ponownie odpycha mnie od siebie. Wygląda na mocno zdeterminowanego w swoim postanowieniu. Nie chcę się z nim kłócić. Postanawiam poczekać do wieczora. Coraz lepiej radzę sobie ze spragnionym atencji ciałem mojego kochanka. Ono ma gdzieś moralność. Pragnie mnie równie mocno, jak ja pragnę jego. Ukrywam więc moje plany za przyjaznym uśmiechem i postanawiam zmienić taktykę.
- Mam dla ciebie prezent. – Wskazuję ukochanemu na czerwone pudło, ozdobione niewielką, samoprzylepną kokardą.
- O nic nie prosiłem.
Zaczyna się… Spokojnie, Max, tylko spokojnie… Przy odpowiednim podejściu z pewnością uda ci się go obłaskawić. Musisz być jedynie cierpliwy.
- Wiem, że nie. – Opadam na krzesło, ciągnąc za sobą uparciucha, który siada na moich kolanach. – Otworzysz? – nalegam, wpatrując się w niego z tajemniczym uśmiechem.
- Max, ja naprawdę niczego nie potrzebuję. Jeśli chcesz, możesz kupić dziecku mrożony jogurt, ale…
- Prezent jest dla ciebie, nie dla dziecka – przerywam mu. – No śmiało…  – podsuwam mu karton, lecz Eli nawet nie drgnie. Ewidentnie nie ma pojęcia, jak się zachować. – Och, skarbie… Co ja z tobą mam… – Ściągam pokrywę, aby mój najdroższy osobiście przekonał się, że w środku nie czai się jadowity wąż. – Kupiłem ci tablet graficzny, widzisz? – wskazuję na pierwszy przedmiot.
- Twój tata pożyczył…
- Wiem, ale ten jest lepszy. Przyda ci się, prawda? – Wyjmuję tablet z pudła i odkładam na stół. – Kupiłem ci też komputer i kazałem wgrać jakieś oprogramowanie artystyczne. Sprzedawca zapewniał mnie, że to ważna sprawa.
Eli nadal nie reaguje. Trzyma dystans, lecz i na to znajdzie się sposób…
- Najlepsze zostawiłem na koniec. Proszę – sięgam po telefon, który wpycham mu w ręce.
- Max, przecież ja mam telefon.
- Sobie kupiłem dokładnie taki sam. Wiesz co jest w nim najfajniejsze? – pytam, szczerze rozbawiony.
- Nie.
- Odwróć…  – Ciężarny wykonuje moje polecenie. – Śliczny, prawda? – zachylam chichotać. Młody chłopak z serwisu załatwił mi świetne etui ze słodkim, białym króliczkiem. – Idealnie do ciebie pasuje.
- Musiałeś, prawda? – Skwaszona mina Eli świadczy o tym, że mój malutki żarciach nie przypadł mu do gustu.
- Skabie… Króliczek odzwierciedla twoje wewnętrzne zwierzątko.
- Serio? W takim razie jakie jest twoje?
- Chcesz zobaczyć? Dobrze… Telefon mam w wewnętrznej kieszeni marynarki.
Nastolatek zeskakuje z moich kolan i przynosi mi porzuconą część garderoby. Byłem pewny, że sam zdecyduje się sięgnąć do kieszeni. Nie mam przed nim nic do ukrycia. Poza tym ten gest świadczyłby o zaufaniu między nami. No trudno, może za jakiś czas…
- Proszę – podaję Eli mój nowy nabytek.
- Lis? – dziwi się, porównując czerwonego stwora z oryginałem. – Dlaczego lis?
- Jak to dlaczego? – oburzam się. – Lisy polują na małe króliczki – zaczynam go łaskotać, by usłyszeć jego śmiech. – A wiesz co im robią, gdy już je złapią?
- Rozszarpują i zjadają?
- Nie, głuptasie! – wywracam oczami. – Króliczki są po to, by się nimi opiekować. I ja właśnie to zamierzam robić. Chcę, abyś był szczęśliwy.
- Max, ja jestem szczęśliwy. I nie potrzebuję tych rzeczy – osiemnastolatek wskazuje na swoje prezenty.
- Wyrzuć, jeśli ich nie chcesz – bagatelizuję problem.
- Kosztowały fortunę!
- Telefon mógłbyś oszczędzić. Idealnie pasuje do mojego… – Przykładam lisa do króliczka, by udowodnić swoje racje.
- Dziękuję – szepcze Eli. Od jego uśmiechu kręci mi się w głowie.
- Poczekaj! Nie ruszaj się! – Odblokowuję ekran i robię mu kilka uroczych zdjęć. – Potrzebuję nowej tapety – tłumaczę się.
- Max!
- No co? To nie moja wina, że jesteś taki ładny.
- Ładny? – ciężarny delikatnie się rumieni. – Ja wcale nie… Pokaż – zabiera mi telefon, gdy sprawdzam, czy udało mi się uchwycić jego zawstydzony uśmiech.
- Proszę – dobrowolnie pokazuję mu efekt moich starań. Eli ogląda zdjęcia, a ja obejmuję go ramionami i spoglądam przez ramię. – Jesteś nie tylko ładny. Raczej wyjątkowo piękny – całuję go w policzek.
- Kłamca.
- Króliczku… Daj mi trochę czasu, a udowodnię ci, jak działa na mnie twoja uroda… – dodaję rozanielonym tonem, całując chłopaka po szyi.
- Max! – Ojciec bez pukania wpada do naszej sypialni. – Czemu nic nie powiedziałeś?! Gdybym wiedział, że kupujesz nowy samochód, pojechałbym z tobą.
- Przeszkadzasz nam… – warczę ostrzegawczo, bo w końcu sobie poszedł i pozwolił mi rozkoszować się smakiem i zapachem gładkiej skóry mojego kochanka.
- Eli, zjedz śniadanie. Za piętnaście minut jedziemy! – popędza złotowłosego.
- Dokąd go zabierasz? – pytam ojca, okazując mu swoje niezadowolenie oraz wrogość.
- Do sklepu Gertrudy. Mały pomaga jej z dekoracjami. – No już, już – popędza ciężarnego, jakby był jego niewolnikiem.
- Za chwilę będę gotowy, proszę pana. – Mój narzeczony odkłada swój nowy telefon i posłusznie kieruje się w stronę kuchni.
- Musimy poważnie porozmawiać – cedzę słowa, by niedźwiedź wiedział, że żarty się skończyły.
- Nie mam czasu na twoje humory, synu. Zajmij się swoją pracą, a ja zajmę się swoją. – Peter Ford zostawia mnie samemu sobie.
- Chciałeś wojny, to będziesz ją miał… – mamroczę pod nosem.

16 komentarzy:

  1. Oj jak Eli się dowie.... Słabo widzę Maxa 😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie nie wie i Max z tego skorzysta :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Max pójdzie na całość. Szykuje się wielka rewolucja :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. Czekam na wojnę :D Oby było wybuchowo ��
    Lis i króliczek :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lis i Króliczek też będą mieli swoje "momenty" :D Nie mogę się doczekać nowych rozdziałów :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. Oj będzie się działo!:) Już widzę te chmury burzowe, aaa tam burzowe, tornado leci !!! :) MB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, będzie się działo. Dojdzie do mega starcia gigantów :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. Ja też :) Właśnie dlatego zagości na dłużej.

      Twój Kitsune

      Usuń
  6. Wojna!!! �� oj będzie się działo ������

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak sądzisz, kto wygra - Max czy Peter? :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  7. 🖤🖤🖤❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, korzystaj Max póki możesz bo jak króliczek się dowie... oj nie bedzie za ciekawie dla Ciebie... ale właśnie może pójście tą drogą April będzie dobre dla Eli...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń