piątek, 22 października 2021

Humory Króla - rozdział 27

 

Eryk

Opłukuję twarz zimną wodą, a następnie spoglądam na swoje odbicie w lustrze. Wyglądam strasznie. Jestem blady i mam zaczerwienione oczy. W dodatku znowu wymiotowałem. Sięgam po krople do oczu. Ręce nieco mi drżą. Jestem zdenerwowany i bardzo bliski ataku paniki. Za niecałą godzinę wracamy do stolicy. Strach paraliżuje mnie do tego stopnia, że przez ostatnie dni prawie nie spałem i nie jadłem. Przykro mi, że oszukuję najbliższe mi osoby, ale co innego pozostaje? Vee nie chce dać mi leków na uspokojenie. Pewnie wydaje się mu, że skoro pan Moor wciska we mnie góry ciasta, to sytuacja jest opanowana. Gdyby znał prawdę…

Wychodzę z łazienki i zakradam się do okna. Na podjeździe stoją zaparkowane dwa czarne samochody. Z trudem nabieram powietrza do płuc i staram się myśleć pozytywnie. Jestem królem. Nie mogę wiecznie chować się po kątach i uciekać przed odpowiedzialnością. Cała ta sytuacja wydaje mi się okrutnym żartem. Wyciągnę królestwo z dołka. Mam tak wiele pomysłów, które chciałbym wprowadzić w życie. Chciałbym także udowodnić, że nie jestem taki, jak reszta mojej rodziny. Brzydzi mnie korupcja i wykorzystywanie innych. Marzę o tym, aby moi poddani czuli się dumni z naszej historii oraz z optymizmem patrzyli w przyszłość. Jednak aby to osiągnąć, trzeba wziąć się w garść, zacisnąć zęby i…

- Tutaj jesteś. – Simom uśmiecha się na mój widok. Zamyka za sobą drzwi na klucz i od razu podchodzi bliżej. Odsuwa mnie od okna, a następnie chowa w swoich bezpiecznych ramionach. – Tęskniłem – mruczy, całując mnie po skroni.

Nic nie odpowiadam. Zastanawiam się, co gorsze. Kolejne kłamstwo, czy też powiedzenie prawdy?

- Źle się czujesz – stwierdza.

- Nic mi nie jest – wypowiadam na głos ulubioną formułkę.

- Skarbie, mnie nie oszukasz. Ledwo trzymasz się na nogach.

- Nic mi nie jest – powtarzam nieco pewniejszym tonem.

- Przestań to w kółko powtarzać. – Mój mężczyzna uważnie mi się przygląda. Wiem, że on wie. Wiem też, że nie naskarży na mnie Vee. – Chcesz się położyć?

- Nie.

- Więc poczekaj tu na mnie. Przyniosę herbatę.

Zostaję sam. Rozglądam się po pokoju. W przeciwieństwie do moich opiekunów, nie chciałbym przyjechać tu po raz drugi. Dom mi się nie podoba. Ma swoje lata, a co za tym idzie, wydaje zbyt dużo dźwięków. Skrzypiąca podłoga, okna. Wystrój nie jest zbyt przytulny. Okolica również nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Nie wzdychałem z zachwytów na widok jeziora. Nie miałem ochoty na spacery po lesie. Podejrzewam, że gdybym był w lepszej kondycji fizycznej i psychicznej to bardziej doceniłbym uroki wiejskiego życia.

Podchodzę do łóżka, na którym położyłem futerał ze skrzypcami. Nieśmiało wyciągam rękę i przesuwam opuszkami po czarnej skórze. Nie mam odwagi, aby zajrzeć do środka. Mimo to czuję ulgę. Ich widok to jak spotkanie się z dawno nie widzianym przyjacielem. Siadam obok instrumentu i pozwalam sobie na chwilę nostalgii. W sercu słyszę ich wyjątkowy dźwięk. Nikt więcej na nich nie zagra. To wielka strata. Jednak nie wyobrażam sobie, abym mógł je oddać komuś innemu. Od pierwszej chwili, gdy na nie spojrzałem, stały się częścią mnie. Najlepszą i najbardziej wyjątkową częścią, którą bezpowrotnie straciłem.

- Proszę – Simon podaje mi filiżankę. Jestem tak zaabsorbowany wspomnieniami, że nie zauważyłem jego powrotu.

- Dziękuję – odpowiadam automatycznie.

Odkąd pan Moor przejął rządy w kuchni , herbata znowu nabrała smaku. Może to nie kwestia doboru liści? Nie zdziwiłbym się, gdyby dosypywał czegoś do filiżanki, aby bardziej mnie od niej uzależnić.

- Przyniosłem też tosta. Musisz coś zjeść przed podróżą.

- Jadłem śniadanie – przypominam.

- Owszem, jadłeś. A potem zwróciłeś.

Odstawiam filiżankę na nocny stolik i kładę się w poprzek łóżka. Zamykam oczy. Ile bym dał, aby stąd uciec. Przenieść się w jakieś nowe miejsce, gdzie nikt by mnie nie znał i nie wiedział, kim jestem.

Materac ugina się pod ciężarem Simona, który kładzie się obok mnie. Przytula dłoń do mojego policzka. Oczywiście zabrałbym go ze sobą. Jego obecność jest mi niezbędna do życia.

- Skarbie, spójrz na mnie – prosi.

Niechętnie unoszę powieki. Ciepło, bijące z jego zielonych oczu sprawia, że pod moimi powiekami pojawiają się łzy. Oślepia mnie swoim blaskiem.

Simon powolutku się do mnie przysuwa, a następnie delikatnie całuje.

- Tylko ty i ja – szepcze.

- Gdybyś wiedział co czuję… Nie radzę sobie. Przedtem potrafiłem udawać, ale teraz… – Nieco roztrzęsiony, dzielę się sekretami ukrytymi na dnie serca.

- Dlaczego chcesz udawać? – Mój ukochany wydaje się zdziwiony. – Koniec z udawaniem. Nie ma nic złego w tym, że źle się czujesz. Otaczają cię bliscy, dla których jesteś ważny. Masz mnie. Masz Vee. Pana Moor’a. Jane. Eryku, jesteś królem. To ty rozdajesz karty. Już nie musisz dostosowywać się do reguł, które narzucają ci inni. Teraz ty będziesz tworzyć reguły.

- Nie poradzę sobie! Nie jestem w stanie! Nie widzisz tego?! – Wpadam w panikę. Pozwalam, aby moje największe lęki wzięły nade mną przewagę.

- Eryku, nie słuchasz mnie. Nie jesteś sam. Już nigdy nie będziesz. Widzisz? Już zawsze będę obok. Jestem tu po to, by się tobą zaopiekować. Pomogę ci. My wszyscy ci pomożemy. Każdego dnia twoje Konsorcjum zalewa fala listów z całego świata. Są wyrazem wdzięczności za odwagę i za to co zrobiłeś. Poddani także bardzo się o ciebie martwią. Pytają jak się czujesz. Czekają na ciebie.

Tak, wiem o listach. Obcy ludzie.  Chcą pomagać. Dlaczego? Wmawiano mi, że do niczego się nie nadaję. Jestem nikim. Ciężar korony wgniótł mnie w ziemię, razem z moim bratem. Tymczasem okazuje się, że są tacy, którzy mnie nie znają i nic o mnie nie wiedzą, wyciągają rękę w moją stronę. I robią to nie po to, aby mnie skrzywdzić.

Schowany w ramionach Simona jeszcze przez dłuższą chwilę zastanawiam się nad jego słowami. Dobrze mi. Ciepło. Bezpiecznie. Przez moment byłem załamany, ale kiedy on mnie przytulił, nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej zniknął. Nawet nie zauważyłem kiedy to się stało.

Pukanie do drzwi całkowicie mnie otrzeźwia.

- Odejdź, demonie! – Krzyk Simona nie sprawia, że natręt postanawia się oddalić. Wprost przeciwnie. Przekręca klamkę i odważnie wchodzi do środka.

- Co tu robicie, gołąbeczki? – Vee jest dziś w bardzo dobrym humorze. Wizja przeprowadzki do pałacu ekscytuje go znacznie bardziej niż powinna.

- Przeszkadzasz nam. – Zaborczy Simon mocniej przygarnia mnie do siebie. – Eryk odpoczywa.

- To niech odpoczywa. Natomiast ty… – Blondyn grozi Simonowi palcem. – Pluszaku, robota czeka.

- Mówiłem ci, żebyś mnie tak nie nazywał!

- A ja ci mówiłem, że to twój oficjalny pseudonim, tak? – Vee uśmiecha się szeroko. – Wszyscy nasi ludzie wiedzą, że „Pluszak” ma przyznany specjalny status. Wiesz co to oznacza?

- Ty draniu! Pożałujesz! – Simon zaczyna się pieklić. Jest zabawny. Naprawdę zabawny. – Ty też?! – Zwraca się do mnie, oburzony moim zachowaniem.

- Nie mam z tym nic wspólnego – próbuję się wytłumaczyć, ale wątpię, czy on mi uwierzy.

- O specjalnym statusie też nic nie wiedziałeś? – Mój mężczyzna groźnie mruży swoje kocie oczy.

Wiedziałem. Co więcej, osobiście go dla niego ustanowiłem. Zgodnie z moim życzeniem Simon będzie traktowany na równi z moją najbliższą rodziną.

- No nie przesadzaj – Vee staje w obronie moich decyzji. – Na miejscu Eryka postąpiłbyś tak samo.

- Nie nazywaj mnie Pluszakiem! – Wykłóca się.

- Zmuś mnie – odważny niebieskooki posyła w kierunku Simona całusa, by bardziej go zirytować.

Nie lubię, gdy Simon zachowuje się w taki sposób. Aby go obłaskawić łapię za jego silną rękę i splatam nasze palce. Nie zwracam uwagi na dyskusję, jaką w dalszym ciągu toczy z Vee.

- Co? – Nieco poirytowany zielonooki porzuca kłótnię i spogląda na mnie z góry.

- Nic – odpowiadam, rumieniąc się pod wpływem przenikliwości jego spojrzenia. Właśnie mi udowadnia, że jestem najważniejszy na świecie.

- Powiedz mi – nalega, ignorując zaczepki Vee.

- Nie – szepczę cichutko, uciekając przed nim wzrokiem.

- Widzisz co zrobiłeś? Przestraszyłeś go! – Simon obarcza Vee winą za moje zachowanie.

- No dobrze, pośmialiśmy się, a teraz pora na pełną synchronizację – Vee zerka na zegarek. – Za pół godziny startujemy do domu.

- Świetnie – mamroczę pod nosem.

- Spakowałeś się? – Mój opiekun siada po drugiej stronie łóżka i przez chwilę przygląda się skrzypcom.

- Mam jeszcze komputer, który już zdążyłem mi zabrać – przypominam.

- Nie chcesz zabrać dresów, które ci kupiłem? – Blondyn udaje urażonego.

- Dobrze wiesz co sądzę o twoich dresach. Poza tym pan Moor zamówił nowe garnitury, więc twoje bezcenne dresy już nie będą mi potrzebne.  Nie mówiąc już o tym, że są za duże – dodaję kąśliwie.

- Hmm… Kupiłem najmniejsze, jakie były. – Vee puszcza do mnie oko. – Nie ma rady. Musisz przytyć. Dla dobra mody streetwear’owej. Na razie idzie ci dość opornie – dodaje od niechcenia, przeciągając się. – Moor przyniesie ci drugie śniadanie i przypilnuje, abyś je zjadł. Będzie cię też miał na oku do chwili, gdy wsiądziemy do samochodu.

- Dlaczego? – Oburzony, wyrywam się z objęć Simona.

- Żeby nie wylądowało w toalecie.

Robię wielkie oczy słysząc te słowa. Skąd on o tym wie? Simon się wygadał?

- Pluszaku, potem będziesz się z nim migdalić. Praca czeka – Vee wyciąga rękę w kierunku Simona. Pomaga mu się podnieść.

- Zobaczymy się później – ukochany całuje mnie przelotnie w policzek.

- Dobrze – przytakuję.

Obydwaj mężczyźni mijają się w drzwiach z panem Moor’em, który ma ze sobą tacę tortur.

- Wiem, wiem, Eryku. Jesteś zdenerwowany przed podróżą, ale zemdleć z głodu też nie możesz. Pozwoliłem sobie przyrządzić kilka kanapek. – Pan Moor stawia tacę na łóżku. Zaciskam usta w wąską linię, ale to i tak nic nie daje. Z ciężkim sercem sięgam po porcelanowy talerzyk.

- Miejmy to już za sobą – marudzę, sięgając po najmniejszą kanapkę.

***

Kiedy Simon oraz Vee omawiają trasę oraz wszystkie szczegóły związane z ochroną, ja spędzam miły czas w towarzystwie pana Moor’a. Rozmawiamy o premierach operowych. Obydwaj bardzo lubimy dzieła Mozarta. Pan Moor opracował plan, który pozwoli nam od czasu do czasu wymknąć się z pałacu, by posłuchać muzyki wielkiego mistrza. Jestem mu za to bardzo wdzięczny. Nasza rozmowa sprawia mi dużą przyjemność.

Dobry nastrój nie opuszcza mnie także w samochodzie. Simon celowo siada obok mnie. Pozwala mi także odpiąć pasy i oferuje swoje ramię, jako poduszkę, gdy robię się nieco znużony. Vee nie jest zadowolony. Bezpieczeństwo stało się jego obsesją. Uparł się, aby prowadzić, więc niewiele może zrobić. Przymykam powieki i staram się skoncentrować. Odrzucam przeszłość i przyszłość. Liczy się wyłącznie to co jest teraz. A teraz jest mi naprawdę dobrze. Spokojnie. Cicho. Samochód delikatnie się kołysze. Simon gładzi mnie po głowie. Kilka dni temu nie uwierzyłbym, że poczuję coś takiego. Nie jest to wymuszone, czy z góry narzucone. Po prostu tak jest. Teraźniejszość okazała się znośna. Nawet dla kogoś takiego jak ja.

Budzę się w chwili, w której Vee gasi silnik. Nie mam pojęcia, jak długo trwała nasza podróż. Zapewne kilka godzin. Simon poprawia mi włosy, odgarniając je do tyłu.

- Jesteśmy na miejscu – szepcze.

- Wasza wysokość – Vee otwiera drzwi limuzyny. – Witaj w domu.

Wysiadam z auta. Serce łomocze mi tak głośno, że nie jestem w stanie rozróżnić poszczególnych słów, które wymieniają miedzy sobą ochroniarze Simona. Wybrana przez nas czwórka stoi kilka metrów za swoim podopiecznym.  Od teraz będą mu bezustannie towarzyszyć.

Główna siedziba rodziny królewskiej Maresanti przypomina pałac zimowy w Petersburgu. Różnica polega na tym, że jest sporo mniejszy. Wokół niego rozpościera się jeden z najpiękniejszych ogrodów, jakie kiedykolwiek widziałem. Całość otoczona jest murem, którego pomysłodawcą był mój dziadek. To on namówił brata, który sprawował władzę przede mną, na tę zacną i bardzo drogą budowę. Ponoć było to podyktowane względami bezpieczeństwa. Przeanalizowane przeze mnie dokumenty potwierdziły jedynie nieścisłości finansowe. Spora część z tych środków w „magiczny sposób” znalazła się na zagranicznym koncie dziadka.

Pałac podzielony jest na trzy odrębne części. Frontowa została odrestaurowana i udostępniona zwiedzającym. Turyści mogą podziwiać zgromadzone dzieła sztuki, obrazy, klejnoty rodowe przez pięć dni każdego miesiąca. Zainteresowanie jest ogromne. Bilety wyprzedają się w mgnieniu oka. To ja wpadłem na ten pomysł. Możliwość zwiedzenia pałacu zyskała na ekskluzywności. Ostatecznie najbardziej pożąda się tego, co bardzo trudno zdobyć.

Skrzydło północne, z okien którego można podziwiać panoramę miasta, to oficjalna siedziba króla. Miejsce mojej przyszłej pracy, gdzie będę przyjmował gości z kraju i zagranicy. To właśnie w tamtej części pałacu miała miejsce koronacja. Tam też zabito moich rodziców.

Jest także skrzydło południowe, czyli prywatne apartamenty króla. Mówiąc szczerze to nigdy nie miałem okazji przyjrzeć się jej z bliska. Poprzedni król zdecydował się całkowicie ją przebudować. Remont trwał latami i pochłonął niemałą fortunę. Nie mam pojęcia, czy został już ukończony. Rzadko bywałem w pałacu. Czasami pozwalano mi brać udział w oficjalnych uroczystościach, które odbywały się w skrzydle północnym. Dzięki dziadkowi doskonale znam część muzealną. Osobiście decydowałem, które eksponaty zostaną wystawione na widok publiczny. Pozwalano mi także wchodzić do skarbca, który znajduje się w podziemiach części północnej. Nie należałem do ulubieńców króla, więc o prywatnych wizytach mogłem co najwyżej pomarzyć. Zwłaszcza, gdy poprosiłem o pomoc. Wtedy odmówił. Zabił we mnie ostatni promyk nadziei. A jednak tamta rozmowa dość mocno pozostała mu w pamięci. Przyczyniła się do tego, że Alan stracił szansę na koronę.

- Muszę przyznać, że na żywo wydaje się znacznie większy – Simon staje obok mnie, by podtrzymać mnie na duchu. To jego sposób na ignorowanie ochrony. Przykro mi, kochany, ale nie zaryzykuję. Gdyby coś ci się stało, nie wiem co bym zrobił.

- Nie ma jak w domu – żartuję, choć to naprawdę trudne. Obydwaj jesteśmy wyraźnie przytłoczeni, a nie weszliśmy jeszcze do środka.

Vee z pewnością nie podziela naszego nastroju. Wprost przeciwnie. Zatrudnił setki ludzi, którzy w kilka tygodni zamienili prywatną część pałacu na ściśle tajną część pałacu.

- Pierwszy krok do lotniskowca, co? – Rzucam w jego stronę, gdy zaciera ręce, nie umiejąc ukryć podniecenia.

- Mały, tu jest znacznie lepiej! Mamy lądowisko na helikopter. Kazałem też zacumować jacht, który ostatnio kupiliśmy.

- Kupiliśmy jacht? Znowu? – Udaję zaskoczonego, chociaż mam ochotę głośno się roześmiać. Nawet jeśli Vee podjął tą decyzję za moimi plecami, nie mam mu tego za złe.

- Wilki morskie muszą mieć jacht – przekonuje mnie.

- Oczywiście. Wierzę ci na słowo – przytakuję z powagą.

- Chodź, pokażę ci nowy dom. – Blondyn popycha mnie w kierunku drzwi.

Wnętrze pałacu jest niesamowite. Przemierzamy niekończące się korytarze. Zaglądamy do bogato zdobionych pokoi. Złocenia, rzeźbione meble, ciężkie zasłony, marmurowe posągi, obrazy, zbroje, miecze, mapy, dziwne rośliny z różnych zakątków świata. Kręci mi się w głowie od przepychu, który będzie nas otaczał. Zupełnie jakbyśmy brali udział w niekończące się paradzie. Brakuje tylko dmuchanych balonów i klaunów. Nie mówię o tym Vee. Kto wie, może w odpowiedzi usłyszałbym „Eryku, balony i klaun są w następnym pokoju, razem z całym cyrkiem!”. Nie, zdecydowanie nie powinienem o tym wspominać.

- Jak ci się podoba? – Po mniej więcej dwóch godzinach nawet niestrudzony Vee ma chyba dość zwiedzania.

- Jest super. Zawsze o tym marzyłem – dukam cicho, marząc o tym, aby pozwolił mi usiąść i odpocząć.

Zatrzymujemy się przed białymi drzwiami, które zabezpieczone są alarmem oraz czytnikiem linii papilarnych.

- Tu będzie wasza sypialnia. Chcesz obejrzeć?

- Pod warunkiem, że znajduje się tam krzesło, na którym będę mógł odpocząć – żalę się na swój los.

- Zmęczyłeś się? – Vee natychmiast lustruje mnie wzrokiem.

- Nogi mnie bolą. Nie chodziłem tyle od bardzo dawna – wyznaję szczerze. – Poza tym chyba zgubiliśmy pana Moor’a. Jakiś czas temu był razem z nami, a teraz… – Oglądam się za siebie. – Nie słyszę wołania o pomoc. Myślisz, że jeszcze go spotkamy?

- Eryku, pan Moor przygotowuje kolację – Vee z niedowierzaniem kręci głową. – Kuchnie pokażę ci innym razem. Jak się domyślasz, jest na parterze, a to spory kawałek drogi.

- Proszę, powiedz, że jest tu winda – skomlę o odrobinę nowoczesności, do której zdążyłem przywyknąć.

- Pewnie, że jest. Na końcu korytarza, o tam – samozwańczy przewodnik wskazuje na coś ręką. Nie mam siły, by podążać za nim wzrokiem. Najchętniej zwinąłbym się w kłębek i zasnął na środku korytarza.

- Będziesz miał mnóstwo czasu, aby zapoznać się z otoczeniem. Przyzwyczaisz się – pociesza mnie.

Nie chciałbym być niegrzeczny, ale optymizm mojego opiekuna wydaje mi się nieco nie na miejscu. Jak niby mam się do tego przyzwyczaić? Czuję się tak, jakby wnętrze pałacu stanowiło oddzielne miasto. Złote, rzeźbione, pokryte sztukateriami, drogimi tapetami, kryształkami, marmurem i kto wie czym jeszcze.

- Daj rękę. – Blondyn przykłada mój palec wskazujący do panelu, aby otworzyć drzwi. – Tylko ty, Simon, ja i Moor możemy tu wejść. Nikt więcej. To najnowocześniejszy system zabezpieczający na świecie. Prototyp, ale z dobrymi recenzjami. Nie wymaga nadzoru człowieka. Automatycznie rozpoznaje osobę, która ma uprawnienia. Drzwi się nie otworzą, jeśli będzie ci towarzyszył ktoś obcy.

Ponieważ nadal nie jestem przekonany, Vee nie dręczy mnie dłużej nowinkami technologicznymi. Naciska na klamkę i pozwala nam zajrzeć do środka.

W pierwszej chwili daje się wyczuć zapach świeżych kwiatów oraz ciepło słońca, które zalewa pomieszczenie przez otwarte okna. Delikatne, białe firanki. Brak ciężkich zasłon. Jasne ściany. Pastelowe kolory. Znacznie lżejsze, nowoczesne meble. Przypominają te, które pan Moor wybrał do naszego domu we Włoszech.

- Podoba ci się, prawda? – Vee krąży wokół mnie, starając się wyłapać moją reakcję.

- Bardzo tu ładnie. Nie tego się spodziewałem.

- To salon. Tam wasza sypialnia – wskazuje na drzwi po prawej stronie. – Mamy tu jeszcze drugą sypialnię oraz pokój wypoczynkowy.

- Będziesz blisko. – Pełen wdzięczności, uśmiecham się do przyjaciela.

- Zawsze – Vee odpowiada uśmiechem na mój uśmiech. – Simon, a czemu ty się nie cieszysz?

Spoglądam na Simona, który od dłuższego czasu nic nie mówi.

- Nie przeszkadza mi to – kwituje sprawę w nieco obojętny sposób. – Zgadzam się na wszystko o co Eryk mnie poprosi.

- Jaki szarmancki – Vee szturcha Simona łokciem w bok. – Będzie fajnie, zobaczysz. Tu jest prawie jak w Twierdzy, ale znacznie lepiej. Mamy basen, saunę, siłownię. No i bibliotekę. Poprzedni król zostawił Erykowi w prezencie wszystkie książki. – dalej zachwala pałac. – Mamy też garaż. Pusty. Kupimy jakiś szybki samochód?

Vee i ja dzielimy wiele wspomnień, związanych z szybkimi samochodami. Bardzo szybkimi.

- A przygotowałeś dla nas jakieś mapy? Nie wiem, czy trafiłbym stąd do wyjścia. – Simon śmieje się nerwowo.

- Zawsze możesz skorzystać z nawigacji w telefonie. Dasz radę – pociesza go. – A jeśli nie, to zapytasz swoich ochroniarzy. Pokażę ci, jak to się robi. – Mężczyzna sięga po lewą dłoń Simona. Odsłania zegarek i przydusza boczny przycisk. – Pluszak do bazy, odbiór. Zgubiłem się.

- Co robisz?! – Simon wyrywa mu rękę. Niestety, robi to zbyt późno.

- Pluszaku, zlokalizowałam cię. Wysyłam ludzi – odpowiada damski głos. – Nie zmieniaj pozycji. Odbiór.

- Twoi ludzie będą tu za kilka sekund. Fajne, nie?

Na wszelki wypadek odsuwam się od towarzyszących mi samców alfa. Takie sytuacje zazwyczaj kończą się tym, że zaczynają skakać sobie do gardeł. Nie chcę brać udziału w ich przepychankach.

- Oszalałeś?! Odwołaj to! I przestań nazywać mnie Pluszakiem! – Zielonookiemu puszczają nerwy.

- Sam to odwołaj. Pokazałem ci jak. – Vee wskazuje na zegarek.

Wściekły Simon jest bliski wybuchu, lecz udaje mu się jakoś nad sobą zapanować.

- Vee tylko się wygłupia – informuje dziewczynę, wykorzystując przycisk w zegarku. – I przestańcie nazywać mnie Pluszakiem.

- Dobrze, Pluszaku. Przyjęłam. Odwołuję ludzi.

Vee wybucha wesołym śmiechem. Po chwili opanowuje się, chrząka i poważnieje. Jego twarz znowu przypomina maskę.

Tymczasem Simon… Reakcje mojego mężczyzny bywają nieprzewidywalne. Nie mam pojęcia, jak przywołać pana Moor’a. Tylko on jest na tyle odważny, by rozdzielić dwie walczące bestie.

- Prosiłem, abyś go nie drażnił. – Wstawiam się za ukochanym. – Zgodził się na ochronę ze względu na mnie. Nie oznacza to jednak, że możesz kpić z naszych uczuć.

- Dobrze, już nie będę. Nie gniewaj się, Simon. – Vee wyciąga rękę na zgodę. – Pobawię się z tobą na siłowni, jeśli będziesz grzeczny.

- Kiedy? – Wizja wspólnego treningu sprawia, że Simon natychmiast zapomina o wzajemnych animozjach.

- Możecie iść teraz – zachęcam chłopaków, aby zajęli się swoimi sprawami i pozwolili mi ochłonąć. Opadam na miękką sofę. – Ja tu sobie posiedzę i odpocznę.

- Nic z tego, spryciarzu. Najpierw kolacja. Moor przygotował prawdziwą powitalną ucztę. Umieram z głodu, a wy? Eryku, zapamiętałeś drogę do jadalni?

- Nie – markotnieję, przytulając do siebie poduszkę. Mimo zmęczenia, wyraźnie czuję, jak burczy mi w brzuchu. Pierwszy raz od długich tygodni czuję głód. – Co będzie na kolację? – Pytam, wstając.

Obydwaj mężczyźni najpierw wymieniają między sobą szybkie spojrzenia, a następnie uśmiechają się z zadowoleniem.

- Coś, co bardzo lubisz. Naprawdę bardzo. Kazałem porwać szefa kuchni, aby krok po kroku zdradził, jak przygotować to szczególne danie.

Tajemniczość Vee sprawia, że przypominam sobie o restauracji, do której często chodziliśmy w czasie naszego pobytu w Wiedniu. Dziwne. On i ja znowu pomyśleliśmy o tym samym. Co prawda ja bym nikogo nie porywał. Zapytałbym o przepis. Ewentualnie próbował go kupić. Nie zmienia to jednak faktu, że ta wiadomość sprawiła mi przyjemność.

- Ryż i marynowane tofu? – Mój strzał to pewniak.

- Dokładnie tak – chwali mnie Vee.

- To dobrze się składa, bo dziś naprawdę jestem głodny. Idziemy?

- Wasza wysokość, pozwól, że wskażę ci drogę. – Blondyn kłania się nisko.

Bycie królem? Mieszkanie w pałacu? Kto wie, może to łatwiejsze niż mi się wydawało?

***

Moi Drodzy :)

Bardzo Wam dziękuję za wszystkie komentarze oraz wiadomości dotyczące używania formy żeńskiej w kolejnym opowiadania z wątkiem mrpeg w tle. Większość z Was jest zdania, że "Mama-Tata" to jednak zbyt wiele. Rozumiem i będę to miał na uwadze. 

Zanim kogokolwiek zapłodnię, gwiazdy muszą ułożyć się w odpowiedni sposób :D Oznacza to mniej więcej tyle, że Prawdziwy Romantyk zostanie przeze mnie ukończony. Nie rozpocznę kolejnego opowiadania, chociaż bardzo mnie to korci.  Nie i koniec :D

Często pytacie ile rozdziałów do końca Bezsennych Nocy. Odpowiadam - nie wiem. Pewnie sporo. Humory Króla z pewnością będą krótsze, ale ukończenie tej historii też nie jest takie proste. Niestety. Wychodzi więc na to, że kolejne rozdziały będą przeznaczone dla Czytelników o naprawdę silnych nerwach. No będzie się działo :) Ja się cieszę, więc liczę na to, że Wy też się ucieszycie. Niestety, oznacza to, że będziemy skakać po opowiadaniach. Ma to swoje plusy. Ma też minusy. Kto czuje się na siłach, wytrwa do końca :D 

Kolejna rzecz - często dostaję zapytania, czy zrobiłbym "Wasze założenia na mój temat"? Trochę mnie to zaskakuje, bo nie wiedziałem, że macie jakieś założenia hehe :D Nie mówię nie. Tylko pamiętajcie, że jestem raczej nudny, więc co tu można "zakładać"? 

Ostatnia sprawa. Rozpocząłem 3 nowe rozdziały. Żeby było sprawiedliwie :) Co chcecie przeczytać? I czy intuicja dobrze mi podpowiada, że większość wybierze Bezsenne Noce? :D 

Pozdrawiam Was bardzo ciepło, bo za oknem zimno. 

Miłego wieczoru :)

Wasz Kitsune 

9 komentarzy:

  1. Kitsune skacz do woli, to co nam sprawa tyle frajdy to Twoje pisanie, a żeby to się sprawdzało musi sprawiać frajdę Tobie :) Więc skoro Tobie pasje skakania, to w imię fabuły, skacz. I zapładniaj do woli ;P jeśli jest tu więcej obłąkanych fanów mpreg takich jak ja, wątpię abyś usłyszał słowo sprzeciwu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o mpreg to mam spory problem. Jest mama-tata policjant i jest ktoś jeszcze... Ktoś, kto towarzyszy mi od dawna i robi niezły zamęt w głowie. Ja już jestem zakochany, ale Wy... Strach się bać :D
      Nie wiem jeszcze od czego zacznę. To trudna decyzja, ale zostawię ją sobie na przyszły rok. Chyba.

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Szczęśliwie ja nie mam problemu z tematem mama-tata. Uwielbiam to co siedzi w Twojej głowie. Ostatni rozdział Bezsennych Nocy mnie rozwalił, był tak realny w przekazywanych emocjach. Wiem, że tyle opinii ile odbiorców, ale personalnie ja jestem Ci strasznie wdzięczna za dzielenie się tymi opowiadaniami. Szczerze je uwielbiam, są całkowicie wyjątkowe i cały czas nie wierzę swojemu szczęściu, że udało mi się któregoś dnia natknąć na Twojego bloga :)

      Usuń
    3. Nie pisz mi tak, bo obrosnę w piórka i będę gwiazdorzyć :D
      A tak na poważnie, to gdybyś wiedziała co siedzi w mojej głowie... Opowiadania wyświetlają mi się w formie filmów, a tam się dzieją takie rzeczy... Żałuję, że czasami brakuje mi słów, aby to wszystko opisać. Gdybym mógł, to podzieliłbym te filmy na odcinki, abyście tylko mogli je obejrzeć. To by dopiero było :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. Kitsuś, może i większość ludzi będzie chciało bezsenne noce, to ja jednak pozostanę wierna Nefrytowi 😍 Błagam, ja chcę wiedzieć co u naszego wampirka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogą być wampiry :) Co prawda Czytelnicy za nimi nie przepadają, a tam się tyle będzie działo :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. zgadzam się z komentarzem powyżej, tam się bardzo ciekawie wątek zakończył i cierpię niewiedząc co dalej, może choć w tym jesteś w stanie mi pomóc? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem. Oczywiście, że jestem :)
      Co prawda jutro mam szkołę, więc będzie mniej czasu na pisanie, ale postaram się pracować jak najszybciej.

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. Hejeczka,
    wspaniale, co za twierdza i oby jednak nic w pałacu nie groziło Erykowi... a co z samochodami no z domu dziadka... Saimon pluszak co się tak burzy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń