Eryk
Opłukuję twarz zimną wodą, a następnie spoglądam na
swoje odbicie w lustrze. Wyglądam strasznie. Jestem blady i mam zaczerwienione
oczy. W dodatku znowu wymiotowałem. Sięgam po krople do oczu. Ręce nieco mi
drżą. Jestem zdenerwowany i bardzo bliski ataku paniki. Za niecałą godzinę
wracamy do stolicy. Strach paraliżuje mnie do tego stopnia, że przez ostatnie
dni prawie nie spałem i nie jadłem. Przykro mi, że oszukuję najbliższe mi
osoby, ale co innego pozostaje? Vee nie chce dać mi leków na uspokojenie.
Pewnie wydaje się mu, że skoro pan Moor wciska we mnie góry ciasta, to sytuacja
jest opanowana. Gdyby znał prawdę…
Wychodzę z łazienki i zakradam się do okna. Na
podjeździe stoją zaparkowane dwa czarne samochody. Z trudem nabieram powietrza
do płuc i staram się myśleć pozytywnie. Jestem królem. Nie mogę wiecznie chować
się po kątach i uciekać przed odpowiedzialnością. Cała ta sytuacja wydaje mi
się okrutnym żartem. Wyciągnę królestwo z dołka. Mam tak wiele pomysłów, które
chciałbym wprowadzić w życie. Chciałbym także udowodnić, że nie jestem taki,
jak reszta mojej rodziny. Brzydzi mnie korupcja i wykorzystywanie innych. Marzę
o tym, aby moi poddani czuli się dumni z naszej historii oraz z optymizmem
patrzyli w przyszłość. Jednak aby to osiągnąć, trzeba wziąć się w garść,
zacisnąć zęby i…
- Tutaj jesteś. – Simom uśmiecha się na mój widok.
Zamyka za sobą drzwi na klucz i od razu podchodzi bliżej. Odsuwa mnie od okna,
a następnie chowa w swoich bezpiecznych ramionach. – Tęskniłem – mruczy,
całując mnie po skroni.
Nic nie odpowiadam. Zastanawiam się, co gorsze.
Kolejne kłamstwo, czy też powiedzenie prawdy?
- Źle się czujesz – stwierdza.
- Nic mi nie jest – wypowiadam na głos ulubioną
formułkę.
- Skarbie, mnie nie oszukasz. Ledwo trzymasz się na
nogach.
- Nic mi nie jest – powtarzam nieco pewniejszym
tonem.
- Przestań to w kółko powtarzać. – Mój mężczyzna uważnie
mi się przygląda. Wiem, że on wie. Wiem też, że nie naskarży na mnie Vee. –
Chcesz się położyć?
- Nie.
- Więc poczekaj tu na mnie. Przyniosę herbatę.
Zostaję sam. Rozglądam się po pokoju. W
przeciwieństwie do moich opiekunów, nie chciałbym przyjechać tu po raz drugi.
Dom mi się nie podoba. Ma swoje lata, a co za tym idzie, wydaje zbyt dużo
dźwięków. Skrzypiąca podłoga, okna. Wystrój nie jest zbyt przytulny. Okolica
również nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Nie wzdychałem z zachwytów na
widok jeziora. Nie miałem ochoty na spacery po lesie. Podejrzewam, że gdybym
był w lepszej kondycji fizycznej i psychicznej to bardziej doceniłbym uroki
wiejskiego życia.
Podchodzę do łóżka, na którym położyłem futerał ze
skrzypcami. Nieśmiało wyciągam rękę i przesuwam opuszkami po czarnej skórze.
Nie mam odwagi, aby zajrzeć do środka. Mimo to czuję ulgę. Ich widok to jak
spotkanie się z dawno nie widzianym przyjacielem. Siadam obok instrumentu i
pozwalam sobie na chwilę nostalgii. W sercu słyszę ich wyjątkowy dźwięk. Nikt
więcej na nich nie zagra. To wielka strata. Jednak nie wyobrażam sobie, abym
mógł je oddać komuś innemu. Od pierwszej chwili, gdy na nie spojrzałem, stały
się częścią mnie. Najlepszą i najbardziej wyjątkową częścią, którą bezpowrotnie
straciłem.
- Proszę – Simon podaje mi filiżankę. Jestem tak
zaabsorbowany wspomnieniami, że nie zauważyłem jego powrotu.
- Dziękuję – odpowiadam automatycznie.
Odkąd pan Moor przejął rządy w kuchni , herbata
znowu nabrała smaku. Może to nie kwestia doboru liści? Nie zdziwiłbym się,
gdyby dosypywał czegoś do filiżanki, aby bardziej mnie od niej uzależnić.
- Przyniosłem też tosta. Musisz coś zjeść przed
podróżą.
- Jadłem śniadanie – przypominam.
- Owszem, jadłeś. A potem zwróciłeś.
Odstawiam filiżankę na nocny stolik i kładę się w
poprzek łóżka. Zamykam oczy. Ile bym dał, aby stąd uciec. Przenieść się w
jakieś nowe miejsce, gdzie nikt by mnie nie znał i nie wiedział, kim jestem.
Materac ugina się pod ciężarem Simona, który kładzie
się obok mnie. Przytula dłoń do mojego policzka. Oczywiście zabrałbym go ze
sobą. Jego obecność jest mi niezbędna do życia.
- Skarbie, spójrz na mnie – prosi.
Niechętnie unoszę powieki. Ciepło, bijące z jego
zielonych oczu sprawia, że pod moimi powiekami pojawiają się łzy. Oślepia mnie
swoim blaskiem.
Simon powolutku się do mnie przysuwa, a następnie
delikatnie całuje.
- Tylko ty i ja – szepcze.
- Gdybyś wiedział co czuję… Nie radzę sobie. Przedtem
potrafiłem udawać, ale teraz… – Nieco roztrzęsiony, dzielę się sekretami
ukrytymi na dnie serca.
- Dlaczego chcesz udawać? – Mój ukochany wydaje się zdziwiony.
– Koniec z udawaniem. Nie ma nic złego w tym, że źle się czujesz. Otaczają cię
bliscy, dla których jesteś ważny. Masz mnie. Masz Vee. Pana Moor’a. Jane.
Eryku, jesteś królem. To ty rozdajesz karty. Już nie musisz dostosowywać się do
reguł, które narzucają ci inni. Teraz ty będziesz tworzyć reguły.
- Nie poradzę sobie! Nie jestem w stanie! Nie
widzisz tego?! – Wpadam w panikę. Pozwalam, aby moje największe lęki wzięły
nade mną przewagę.
- Eryku, nie słuchasz mnie. Nie jesteś sam. Już
nigdy nie będziesz. Widzisz? Już zawsze będę obok. Jestem tu po to, by się tobą
zaopiekować. Pomogę ci. My wszyscy ci pomożemy. Każdego dnia twoje Konsorcjum
zalewa fala listów z całego świata. Są wyrazem wdzięczności za odwagę i za to
co zrobiłeś. Poddani także bardzo się o ciebie martwią. Pytają jak się czujesz.
Czekają na ciebie.
Tak, wiem o listach. Obcy ludzie. Chcą pomagać. Dlaczego? Wmawiano mi, że do
niczego się nie nadaję. Jestem nikim. Ciężar korony wgniótł mnie w ziemię,
razem z moim bratem. Tymczasem okazuje się, że są tacy, którzy mnie nie znają i
nic o mnie nie wiedzą, wyciągają rękę w moją stronę. I robią to nie po to, aby
mnie skrzywdzić.
Schowany w ramionach Simona jeszcze przez dłuższą
chwilę zastanawiam się nad jego słowami. Dobrze mi. Ciepło. Bezpiecznie. Przez
moment byłem załamany, ale kiedy on mnie przytulił, nieprzyjemny ucisk w klatce
piersiowej zniknął. Nawet nie zauważyłem kiedy to się stało.
Pukanie do drzwi całkowicie mnie otrzeźwia.
- Odejdź, demonie! – Krzyk Simona nie sprawia, że
natręt postanawia się oddalić. Wprost przeciwnie. Przekręca klamkę i odważnie
wchodzi do środka.
- Co tu robicie, gołąbeczki? – Vee jest dziś w
bardzo dobrym humorze. Wizja przeprowadzki do pałacu ekscytuje go znacznie
bardziej niż powinna.
- Przeszkadzasz nam. – Zaborczy Simon mocniej
przygarnia mnie do siebie. – Eryk odpoczywa.
- To niech odpoczywa. Natomiast ty… – Blondyn grozi
Simonowi palcem. – Pluszaku, robota czeka.
- Mówiłem ci, żebyś mnie tak nie nazywał!
- A ja ci mówiłem, że to twój oficjalny pseudonim,
tak? – Vee uśmiecha się szeroko. – Wszyscy nasi ludzie wiedzą, że „Pluszak” ma
przyznany specjalny status. Wiesz co to oznacza?
- Ty draniu! Pożałujesz! – Simon zaczyna się
pieklić. Jest zabawny. Naprawdę zabawny. – Ty też?! – Zwraca się do mnie,
oburzony moim zachowaniem.
- Nie mam z tym nic wspólnego – próbuję się
wytłumaczyć, ale wątpię, czy on mi uwierzy.
- O specjalnym statusie też nic nie wiedziałeś? –
Mój mężczyzna groźnie mruży swoje kocie oczy.
Wiedziałem. Co więcej, osobiście go dla niego ustanowiłem.
Zgodnie z moim życzeniem Simon będzie traktowany na równi z moją najbliższą rodziną.
- No nie przesadzaj – Vee staje w obronie moich
decyzji. – Na miejscu Eryka postąpiłbyś tak samo.
- Nie nazywaj mnie Pluszakiem! – Wykłóca się.
- Zmuś mnie – odważny niebieskooki posyła w kierunku
Simona całusa, by bardziej go zirytować.
Nie lubię, gdy Simon zachowuje się w taki sposób.
Aby go obłaskawić łapię za jego silną rękę i splatam nasze palce. Nie zwracam
uwagi na dyskusję, jaką w dalszym ciągu toczy z Vee.
- Co? – Nieco poirytowany zielonooki porzuca kłótnię
i spogląda na mnie z góry.
- Nic – odpowiadam, rumieniąc się pod wpływem przenikliwości
jego spojrzenia. Właśnie mi udowadnia, że jestem najważniejszy na świecie.
- Powiedz mi – nalega, ignorując zaczepki Vee.
- Nie – szepczę cichutko, uciekając przed nim
wzrokiem.
- Widzisz co zrobiłeś? Przestraszyłeś go! – Simon
obarcza Vee winą za moje zachowanie.
- No dobrze, pośmialiśmy się, a teraz pora na pełną
synchronizację – Vee zerka na zegarek. – Za pół godziny startujemy do domu.
- Świetnie – mamroczę pod nosem.
- Spakowałeś się? – Mój opiekun siada po drugiej
stronie łóżka i przez chwilę przygląda się skrzypcom.
- Mam jeszcze komputer, który już zdążyłem mi zabrać
– przypominam.
- Nie chcesz zabrać dresów, które ci kupiłem? –
Blondyn udaje urażonego.
- Dobrze wiesz co sądzę o twoich dresach. Poza tym
pan Moor zamówił nowe garnitury, więc twoje bezcenne dresy już nie będą mi
potrzebne. Nie mówiąc już o tym, że są
za duże – dodaję kąśliwie.
- Hmm… Kupiłem najmniejsze, jakie były. – Vee
puszcza do mnie oko. – Nie ma rady. Musisz przytyć. Dla dobra mody
streetwear’owej. Na razie idzie ci dość opornie – dodaje od niechcenia,
przeciągając się. – Moor przyniesie ci drugie śniadanie i przypilnuje, abyś je
zjadł. Będzie cię też miał na oku do chwili, gdy wsiądziemy do samochodu.
- Dlaczego? – Oburzony, wyrywam się z objęć Simona.
- Żeby nie wylądowało w toalecie.
Robię wielkie oczy słysząc te słowa. Skąd on o tym
wie? Simon się wygadał?
- Pluszaku, potem będziesz się z nim migdalić. Praca
czeka – Vee wyciąga rękę w kierunku Simona. Pomaga mu się podnieść.
- Zobaczymy się później – ukochany całuje mnie
przelotnie w policzek.
- Dobrze – przytakuję.
Obydwaj mężczyźni mijają się w drzwiach z panem
Moor’em, który ma ze sobą tacę tortur.
- Wiem, wiem, Eryku. Jesteś zdenerwowany przed
podróżą, ale zemdleć z głodu też nie możesz. Pozwoliłem sobie przyrządzić kilka
kanapek. – Pan Moor stawia tacę na łóżku. Zaciskam usta w wąską linię, ale to i
tak nic nie daje. Z ciężkim sercem sięgam po porcelanowy talerzyk.
- Miejmy to już za sobą – marudzę, sięgając po
najmniejszą kanapkę.
***
Kiedy Simon oraz Vee omawiają trasę oraz wszystkie
szczegóły związane z ochroną, ja spędzam miły czas w towarzystwie pana Moor’a.
Rozmawiamy o premierach operowych. Obydwaj bardzo lubimy dzieła Mozarta. Pan
Moor opracował plan, który pozwoli nam od czasu do czasu wymknąć się z pałacu,
by posłuchać muzyki wielkiego mistrza. Jestem mu za to bardzo wdzięczny. Nasza
rozmowa sprawia mi dużą przyjemność.
Dobry nastrój nie opuszcza mnie także w samochodzie.
Simon celowo siada obok mnie. Pozwala mi także odpiąć pasy i oferuje swoje
ramię, jako poduszkę, gdy robię się nieco znużony. Vee nie jest zadowolony.
Bezpieczeństwo stało się jego obsesją. Uparł się, aby prowadzić, więc niewiele
może zrobić. Przymykam powieki i staram się skoncentrować. Odrzucam przeszłość
i przyszłość. Liczy się wyłącznie to co jest teraz. A teraz jest mi naprawdę
dobrze. Spokojnie. Cicho. Samochód delikatnie się kołysze. Simon gładzi mnie po
głowie. Kilka dni temu nie uwierzyłbym, że poczuję coś takiego. Nie jest to
wymuszone, czy z góry narzucone. Po prostu tak jest. Teraźniejszość okazała się
znośna. Nawet dla kogoś takiego jak ja.
Budzę się w chwili, w której Vee gasi silnik. Nie
mam pojęcia, jak długo trwała nasza podróż. Zapewne kilka godzin. Simon
poprawia mi włosy, odgarniając je do tyłu.
- Jesteśmy na miejscu – szepcze.
- Wasza wysokość – Vee otwiera drzwi limuzyny. –
Witaj w domu.
Wysiadam z auta. Serce łomocze mi tak głośno, że nie
jestem w stanie rozróżnić poszczególnych słów, które wymieniają miedzy sobą
ochroniarze Simona. Wybrana przez nas czwórka stoi kilka metrów za swoim
podopiecznym. Od teraz będą mu
bezustannie towarzyszyć.
Główna siedziba rodziny królewskiej Maresanti
przypomina pałac zimowy w Petersburgu. Różnica polega na tym, że jest sporo
mniejszy. Wokół niego rozpościera się jeden z najpiękniejszych ogrodów, jakie
kiedykolwiek widziałem. Całość otoczona jest murem, którego pomysłodawcą był
mój dziadek. To on namówił brata, który sprawował władzę przede mną, na tę
zacną i bardzo drogą budowę. Ponoć było to podyktowane względami
bezpieczeństwa. Przeanalizowane przeze mnie dokumenty potwierdziły jedynie
nieścisłości finansowe. Spora część z tych środków w „magiczny sposób” znalazła
się na zagranicznym koncie dziadka.
Pałac podzielony jest na trzy odrębne części.
Frontowa została odrestaurowana i udostępniona zwiedzającym. Turyści mogą
podziwiać zgromadzone dzieła sztuki, obrazy, klejnoty rodowe przez pięć dni
każdego miesiąca. Zainteresowanie jest ogromne. Bilety wyprzedają się w
mgnieniu oka. To ja wpadłem na ten pomysł. Możliwość zwiedzenia pałacu zyskała
na ekskluzywności. Ostatecznie najbardziej pożąda się tego, co bardzo trudno
zdobyć.
Skrzydło północne, z okien którego można podziwiać
panoramę miasta, to oficjalna siedziba króla. Miejsce mojej przyszłej pracy,
gdzie będę przyjmował gości z kraju i zagranicy. To właśnie w tamtej części
pałacu miała miejsce koronacja. Tam też zabito moich rodziców.
Jest także skrzydło południowe, czyli prywatne
apartamenty króla. Mówiąc szczerze to nigdy nie miałem okazji przyjrzeć się jej
z bliska. Poprzedni król zdecydował się całkowicie ją przebudować. Remont trwał
latami i pochłonął niemałą fortunę. Nie mam pojęcia, czy został już ukończony. Rzadko
bywałem w pałacu. Czasami pozwalano mi brać udział w oficjalnych
uroczystościach, które odbywały się w skrzydle północnym. Dzięki dziadkowi
doskonale znam część muzealną. Osobiście decydowałem, które eksponaty zostaną
wystawione na widok publiczny. Pozwalano mi także wchodzić do skarbca, który znajduje
się w podziemiach części północnej. Nie należałem do ulubieńców króla, więc o
prywatnych wizytach mogłem co najwyżej pomarzyć. Zwłaszcza, gdy poprosiłem o
pomoc. Wtedy odmówił. Zabił we mnie ostatni promyk nadziei. A jednak tamta
rozmowa dość mocno pozostała mu w pamięci. Przyczyniła się do tego, że Alan
stracił szansę na koronę.
- Muszę przyznać, że na żywo wydaje się znacznie
większy – Simon staje obok mnie, by podtrzymać mnie na duchu. To jego sposób na
ignorowanie ochrony. Przykro mi, kochany, ale nie zaryzykuję. Gdyby coś ci się
stało, nie wiem co bym zrobił.
- Nie ma jak w domu – żartuję, choć to naprawdę
trudne. Obydwaj jesteśmy wyraźnie przytłoczeni, a nie weszliśmy jeszcze do
środka.
Vee z pewnością nie podziela naszego nastroju.
Wprost przeciwnie. Zatrudnił setki ludzi, którzy w kilka tygodni zamienili
prywatną część pałacu na ściśle tajną część pałacu.
- Pierwszy krok do lotniskowca, co? – Rzucam w jego
stronę, gdy zaciera ręce, nie umiejąc ukryć podniecenia.
- Mały, tu jest znacznie lepiej! Mamy lądowisko na
helikopter. Kazałem też zacumować jacht, który ostatnio kupiliśmy.
- Kupiliśmy jacht? Znowu? – Udaję zaskoczonego,
chociaż mam ochotę głośno się roześmiać. Nawet jeśli Vee podjął tą decyzję za
moimi plecami, nie mam mu tego za złe.
- Wilki morskie muszą mieć jacht – przekonuje mnie.
- Oczywiście. Wierzę ci na słowo – przytakuję z
powagą.
- Chodź, pokażę ci nowy dom. – Blondyn popycha mnie
w kierunku drzwi.
Wnętrze pałacu jest niesamowite. Przemierzamy
niekończące się korytarze. Zaglądamy do bogato zdobionych pokoi. Złocenia,
rzeźbione meble, ciężkie zasłony, marmurowe posągi, obrazy, zbroje, miecze,
mapy, dziwne rośliny z różnych zakątków świata. Kręci mi się w głowie od
przepychu, który będzie nas otaczał. Zupełnie jakbyśmy brali udział w
niekończące się paradzie. Brakuje tylko dmuchanych balonów i klaunów. Nie mówię
o tym Vee. Kto wie, może w odpowiedzi usłyszałbym „Eryku, balony i klaun są w
następnym pokoju, razem z całym cyrkiem!”. Nie, zdecydowanie nie powinienem o
tym wspominać.
- Jak ci się podoba? – Po mniej więcej dwóch
godzinach nawet niestrudzony Vee ma chyba dość zwiedzania.
- Jest super. Zawsze o tym marzyłem – dukam cicho,
marząc o tym, aby pozwolił mi usiąść i odpocząć.
Zatrzymujemy się przed białymi drzwiami, które
zabezpieczone są alarmem oraz czytnikiem linii papilarnych.
- Tu będzie wasza sypialnia. Chcesz obejrzeć?
- Pod warunkiem, że znajduje się tam krzesło, na którym
będę mógł odpocząć – żalę się na swój los.
- Zmęczyłeś się? – Vee natychmiast lustruje mnie
wzrokiem.
- Nogi mnie bolą. Nie chodziłem tyle od bardzo dawna
– wyznaję szczerze. – Poza tym chyba zgubiliśmy pana Moor’a. Jakiś czas temu
był razem z nami, a teraz… – Oglądam się za siebie. – Nie słyszę wołania o
pomoc. Myślisz, że jeszcze go spotkamy?
- Eryku, pan Moor przygotowuje kolację – Vee z
niedowierzaniem kręci głową. – Kuchnie pokażę ci innym razem. Jak się
domyślasz, jest na parterze, a to spory kawałek drogi.
- Proszę, powiedz, że jest tu winda – skomlę o odrobinę
nowoczesności, do której zdążyłem przywyknąć.
- Pewnie, że jest. Na końcu korytarza, o tam –
samozwańczy przewodnik wskazuje na coś ręką. Nie mam siły, by podążać za nim
wzrokiem. Najchętniej zwinąłbym się w kłębek i zasnął na środku korytarza.
- Będziesz miał mnóstwo czasu, aby zapoznać się z
otoczeniem. Przyzwyczaisz się – pociesza mnie.
Nie chciałbym być niegrzeczny, ale optymizm mojego
opiekuna wydaje mi się nieco nie na miejscu. Jak niby mam się do tego
przyzwyczaić? Czuję się tak, jakby wnętrze pałacu stanowiło oddzielne miasto.
Złote, rzeźbione, pokryte sztukateriami, drogimi tapetami, kryształkami,
marmurem i kto wie czym jeszcze.
- Daj rękę. – Blondyn przykłada mój palec wskazujący
do panelu, aby otworzyć drzwi. – Tylko ty, Simon, ja i Moor możemy tu wejść.
Nikt więcej. To najnowocześniejszy system zabezpieczający na świecie. Prototyp,
ale z dobrymi recenzjami. Nie wymaga nadzoru człowieka. Automatycznie
rozpoznaje osobę, która ma uprawnienia. Drzwi się nie otworzą, jeśli będzie ci
towarzyszył ktoś obcy.
Ponieważ nadal nie jestem przekonany, Vee nie dręczy
mnie dłużej nowinkami technologicznymi. Naciska na klamkę i pozwala nam zajrzeć
do środka.
W pierwszej chwili daje się wyczuć zapach świeżych
kwiatów oraz ciepło słońca, które zalewa pomieszczenie przez otwarte okna.
Delikatne, białe firanki. Brak ciężkich zasłon. Jasne ściany. Pastelowe kolory.
Znacznie lżejsze, nowoczesne meble. Przypominają te, które pan Moor wybrał do
naszego domu we Włoszech.
- Podoba ci się, prawda? – Vee krąży wokół mnie,
starając się wyłapać moją reakcję.
- Bardzo tu ładnie. Nie tego się spodziewałem.
- To salon. Tam wasza sypialnia – wskazuje na drzwi
po prawej stronie. – Mamy tu jeszcze drugą sypialnię oraz pokój wypoczynkowy.
- Będziesz blisko. – Pełen wdzięczności, uśmiecham
się do przyjaciela.
- Zawsze – Vee odpowiada uśmiechem na mój uśmiech. –
Simon, a czemu ty się nie cieszysz?
Spoglądam na Simona, który od dłuższego czasu nic
nie mówi.
- Nie przeszkadza mi to – kwituje sprawę w nieco obojętny
sposób. – Zgadzam się na wszystko o co Eryk mnie poprosi.
- Jaki szarmancki – Vee szturcha Simona łokciem w
bok. – Będzie fajnie, zobaczysz. Tu jest prawie jak w Twierdzy, ale znacznie
lepiej. Mamy basen, saunę, siłownię. No i bibliotekę. Poprzedni król zostawił
Erykowi w prezencie wszystkie książki. – dalej zachwala pałac. – Mamy też
garaż. Pusty. Kupimy jakiś szybki samochód?
Vee i ja dzielimy wiele wspomnień, związanych z
szybkimi samochodami. Bardzo szybkimi.
- A przygotowałeś dla nas jakieś mapy? Nie wiem, czy
trafiłbym stąd do wyjścia. – Simon śmieje się nerwowo.
- Zawsze możesz skorzystać z nawigacji w telefonie.
Dasz radę – pociesza go. – A jeśli nie, to zapytasz swoich ochroniarzy. Pokażę
ci, jak to się robi. – Mężczyzna sięga po lewą dłoń Simona. Odsłania zegarek i
przydusza boczny przycisk. – Pluszak do bazy, odbiór. Zgubiłem się.
- Co robisz?! – Simon wyrywa mu rękę. Niestety, robi
to zbyt późno.
- Pluszaku, zlokalizowałam cię. Wysyłam ludzi –
odpowiada damski głos. – Nie zmieniaj pozycji. Odbiór.
- Twoi ludzie będą tu za kilka sekund. Fajne, nie?
Na wszelki wypadek odsuwam się od towarzyszących mi
samców alfa. Takie sytuacje zazwyczaj kończą się tym, że zaczynają skakać sobie
do gardeł. Nie chcę brać udziału w ich przepychankach.
- Oszalałeś?! Odwołaj to! I przestań nazywać mnie Pluszakiem!
– Zielonookiemu puszczają nerwy.
- Sam to odwołaj. Pokazałem ci jak. – Vee wskazuje
na zegarek.
Wściekły Simon jest bliski wybuchu, lecz udaje mu
się jakoś nad sobą zapanować.
- Vee tylko się wygłupia – informuje dziewczynę,
wykorzystując przycisk w zegarku. – I przestańcie nazywać mnie Pluszakiem.
- Dobrze, Pluszaku. Przyjęłam. Odwołuję ludzi.
Vee wybucha wesołym śmiechem. Po chwili opanowuje
się, chrząka i poważnieje. Jego twarz znowu przypomina maskę.
Tymczasem Simon… Reakcje mojego mężczyzny bywają
nieprzewidywalne. Nie mam pojęcia, jak przywołać pana Moor’a. Tylko on jest na
tyle odważny, by rozdzielić dwie walczące bestie.
- Prosiłem, abyś go nie drażnił. – Wstawiam się za
ukochanym. – Zgodził się na ochronę ze względu na mnie. Nie oznacza to jednak,
że możesz kpić z naszych uczuć.
- Dobrze, już nie będę. Nie gniewaj się, Simon. –
Vee wyciąga rękę na zgodę. – Pobawię się z tobą na siłowni, jeśli będziesz
grzeczny.
- Kiedy? – Wizja wspólnego treningu sprawia, że
Simon natychmiast zapomina o wzajemnych animozjach.
- Możecie iść teraz – zachęcam chłopaków, aby zajęli
się swoimi sprawami i pozwolili mi ochłonąć. Opadam na miękką sofę. – Ja tu
sobie posiedzę i odpocznę.
- Nic z tego, spryciarzu. Najpierw kolacja. Moor
przygotował prawdziwą powitalną ucztę. Umieram z głodu, a wy? Eryku,
zapamiętałeś drogę do jadalni?
- Nie – markotnieję, przytulając do siebie poduszkę.
Mimo zmęczenia, wyraźnie czuję, jak burczy mi w brzuchu. Pierwszy raz od
długich tygodni czuję głód. – Co będzie na kolację? – Pytam, wstając.
Obydwaj mężczyźni najpierw wymieniają między sobą
szybkie spojrzenia, a następnie uśmiechają się z zadowoleniem.
- Coś, co bardzo lubisz. Naprawdę bardzo. Kazałem
porwać szefa kuchni, aby krok po kroku zdradził, jak przygotować to szczególne
danie.
Tajemniczość Vee sprawia, że przypominam sobie o restauracji,
do której często chodziliśmy w czasie naszego pobytu w Wiedniu. Dziwne. On i ja
znowu pomyśleliśmy o tym samym. Co prawda ja bym nikogo nie porywał. Zapytałbym
o przepis. Ewentualnie próbował go kupić. Nie zmienia to jednak faktu, że ta
wiadomość sprawiła mi przyjemność.
- Ryż i marynowane tofu? – Mój strzał to pewniak.
- Dokładnie tak – chwali mnie Vee.
- To dobrze się składa, bo dziś naprawdę jestem
głodny. Idziemy?
- Wasza wysokość, pozwól, że wskażę ci drogę. –
Blondyn kłania się nisko.
Bycie królem? Mieszkanie w pałacu? Kto wie, może to
łatwiejsze niż mi się wydawało?
***
Moi Drodzy :)
Bardzo Wam dziękuję za wszystkie komentarze oraz wiadomości dotyczące używania formy żeńskiej w kolejnym opowiadania z wątkiem mrpeg w tle. Większość z Was jest zdania, że "Mama-Tata" to jednak zbyt wiele. Rozumiem i będę to miał na uwadze.
Zanim kogokolwiek zapłodnię, gwiazdy muszą ułożyć się w odpowiedni sposób :D Oznacza to mniej więcej tyle, że Prawdziwy Romantyk zostanie przeze mnie ukończony. Nie rozpocznę kolejnego opowiadania, chociaż bardzo mnie to korci. Nie i koniec :D
Często pytacie ile rozdziałów do końca Bezsennych Nocy. Odpowiadam - nie wiem. Pewnie sporo. Humory Króla z pewnością będą krótsze, ale ukończenie tej historii też nie jest takie proste. Niestety. Wychodzi więc na to, że kolejne rozdziały będą przeznaczone dla Czytelników o naprawdę silnych nerwach. No będzie się działo :) Ja się cieszę, więc liczę na to, że Wy też się ucieszycie. Niestety, oznacza to, że będziemy skakać po opowiadaniach. Ma to swoje plusy. Ma też minusy. Kto czuje się na siłach, wytrwa do końca :D
Kolejna rzecz - często dostaję zapytania, czy zrobiłbym "Wasze założenia na mój temat"? Trochę mnie to zaskakuje, bo nie wiedziałem, że macie jakieś założenia hehe :D Nie mówię nie. Tylko pamiętajcie, że jestem raczej nudny, więc co tu można "zakładać"?
Ostatnia sprawa. Rozpocząłem 3 nowe rozdziały. Żeby było sprawiedliwie :) Co chcecie przeczytać? I czy intuicja dobrze mi podpowiada, że większość wybierze Bezsenne Noce? :D
Pozdrawiam Was bardzo ciepło, bo za oknem zimno.
Miłego wieczoru :)
Wasz Kitsune
Kitsune skacz do woli, to co nam sprawa tyle frajdy to Twoje pisanie, a żeby to się sprawdzało musi sprawiać frajdę Tobie :) Więc skoro Tobie pasje skakania, to w imię fabuły, skacz. I zapładniaj do woli ;P jeśli jest tu więcej obłąkanych fanów mpreg takich jak ja, wątpię abyś usłyszał słowo sprzeciwu ;)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o mpreg to mam spory problem. Jest mama-tata policjant i jest ktoś jeszcze... Ktoś, kto towarzyszy mi od dawna i robi niezły zamęt w głowie. Ja już jestem zakochany, ale Wy... Strach się bać :D
UsuńNie wiem jeszcze od czego zacznę. To trudna decyzja, ale zostawię ją sobie na przyszły rok. Chyba.
Twój Kitsune
Szczęśliwie ja nie mam problemu z tematem mama-tata. Uwielbiam to co siedzi w Twojej głowie. Ostatni rozdział Bezsennych Nocy mnie rozwalił, był tak realny w przekazywanych emocjach. Wiem, że tyle opinii ile odbiorców, ale personalnie ja jestem Ci strasznie wdzięczna za dzielenie się tymi opowiadaniami. Szczerze je uwielbiam, są całkowicie wyjątkowe i cały czas nie wierzę swojemu szczęściu, że udało mi się któregoś dnia natknąć na Twojego bloga :)
UsuńNie pisz mi tak, bo obrosnę w piórka i będę gwiazdorzyć :D
UsuńA tak na poważnie, to gdybyś wiedziała co siedzi w mojej głowie... Opowiadania wyświetlają mi się w formie filmów, a tam się dzieją takie rzeczy... Żałuję, że czasami brakuje mi słów, aby to wszystko opisać. Gdybym mógł, to podzieliłbym te filmy na odcinki, abyście tylko mogli je obejrzeć. To by dopiero było :D
Twój Kitsune
Kitsuś, może i większość ludzi będzie chciało bezsenne noce, to ja jednak pozostanę wierna Nefrytowi 😍 Błagam, ja chcę wiedzieć co u naszego wampirka :)
OdpowiedzUsuńMogą być wampiry :) Co prawda Czytelnicy za nimi nie przepadają, a tam się tyle będzie działo :D
UsuńTwój Kitsune
zgadzam się z komentarzem powyżej, tam się bardzo ciekawie wątek zakończył i cierpię niewiedząc co dalej, może choć w tym jesteś w stanie mi pomóc? ;)
OdpowiedzUsuńJestem. Oczywiście, że jestem :)
UsuńCo prawda jutro mam szkołę, więc będzie mniej czasu na pisanie, ale postaram się pracować jak najszybciej.
Twój Kitsune
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, co za twierdza i oby jednak nic w pałacu nie groziło Erykowi... a co z samochodami no z domu dziadka... Saimon pluszak co się tak burzy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika