Simon
Miłość to dom, który buduje się kamień po kamieniu. Wymaga
poświecenia, pracy, wysiłku, wzajemnego oddania oraz szacunku. Wymaga także, by
przytulić ukochanego.
Leżę wtulony w szarookiego. Eryk pozwolił pogłaskać
się po włosach, lecz to mi nie wystarczy. Chcę dotknąć jego skóry. Poczuć pod
palcami bicie jego serca. Dopiero wtedy poczuję się usatysfakcjonowany.
Nieśmiało wsuwam rękę pod jego ubrania. Skóra Eryka jest
dziś wyjątkowo ciepła i… umięśniona?
Otwieram oczy i z przerażeniem odkrywam, że leżę w
łóżku razem z Vee!
- Co tu robisz?! Wynoś się! – próbuję go odepchnąć,
lecz przypomina ołowiany posąg.
- Dlaczego przestałeś? Gdybyś posmyrał mnie jeszcze
przez chwilę…
- To moje ostatnie ostrzeżenie! Zrób tak jeszcze
raz, a przysięgam, że pożałujesz – warczę wściekle, mierząc niebieskookiego
pogardliwym spojrzeniem.
- Simon, Simon, Simon… – cmoka z niezadowoleniem. –
Jeśli mnie pamięć nie myli, masz zakaz macania naszego królewskiego potomka,
prawda? – Mężczyzna parska cichym śmiechem po czym szybko ucieka z łóżka,
unikając ciosu poduszką. – Zaproponowałbym, abyś popracował nad celnością, ale
nie jesteś już osobistym ochroniarzem.
- Gdzie Eryk? – rozglądam się po obszernej sypialni,
poszukując mojej słodkiej zguby. Przez chwilę boję się, że mogłem go
przypadkowo przygnieść.
- Wdusiłem w niego kawałek tortu, a teraz pewnie
bawi się z doktorem. Gdy skończą, pojadę po jego ciotkę. Anna i Konrad nalegają
na spotkanie.
- Mogłeś mnie obudzić. Przypilnowałbym go lub pomógł
ci w pracy – ściągam z siebie kołdrę i rozglądam się za telefonem. Jestem
pewny, że położyłem go wczoraj na szafce przy łóżku, lecz zniknął.
- Dobrze wiesz, że niańczenie małego nie sprawia mi
żadnego problemu – Vee krzyżuje ramiona na piersi przyglądając się mojej
nieskładnej krzątaninie.
- Wiem – odpowiadam ponuro. Dręczy mnie myśl, że
jest znacznie bardziej przydatny ode mnie. Rano zdążył pomóc Erykowi przy
kąpieli i ubieraniu. Przedpołudnie także spędzili razem. Jak to możliwe, że ich
nie słyszałem? – Która godzina?
- Dochodzi trzynasta – odpowiada z uśmiechem.
- Trzynasta… Świetne… – nie potrafię ukryć
rozczarowania własnym postępowaniem.
- Wróciłem w samą porę, by uwolnić Eryka z twojego
żelaznego uścisku. Musisz bardziej uważać – karci mnie.
- Wiem – pocieram twarz, próbując przegonić resztki
snu. – Swoją drogą któryś z was mógł mnie obudzić – mam wyrzuty sumienia z
powodu mojego nocnego zachowania. Nie chcę, by osoba, którą kocham najmocniej
na świecie, cierpiała.
- Chciałem, wierz mi – śmieje się Vee – ale mały
ciągle powtarza, że jesteś przemęczony i musisz odpocząć.
- Odpocznę, gdy on poczuje się lepiej.
- Dzięki tobie przespał kilka godzin.
- Rozmawiałeś z lekarzem? Mówił coś?
- Niewiele. Mamy pilnować, by się nie denerwował. Może
być trudno. Czeka go pogrzeb rodziców, ale cóż. Coś wymyślimy.
- Nie mamy innego wyjścia – wzdycham ciężko. –
Przepraszam. W niczym ci nie pomagam.
- Wystarczy, że będziesz słuchał moich poleceń. Wiesz
już o ochronie? – Vee wsuwa ręce do kieszeni swoich czarnych spodni. Mierzy
mnie przy tym uważnym spojrzeniem.
- Zgodziłem się. – Markotnieję na samą myśl, że
jacyś obcy ludzie będą dbać o moje bezpieczeństwo. Jak dotąd to była moja
praca. Eryk wspomniał, że kazał zatrudnić kilka osób. Tylko tego brakowało mi
do szczęścia…
- Nie masz innego wyjścia. Moi ludzie zaczną pracę
na pełen etat dopiero po pogrzebie. Do tego czasu nie możesz opuszczać
apartamentu bez mojej zgody, jasne?
- Dzięki. Marzyłem o takim wyróżnieniu – nie
potrafię ukryć sarkazmu. – Przekonaj go, że to bez sensu. Może ciebie posłucha.
– Zmiękczenie Vee to moja jedyna szansa. On z pewnością rozumie, że ktoś taki
jak ja sam potrafi o siebie zadbać.
- Przykro mi, ale nie tym razem. Uważam, że Eryk ma
rację – mój partner uśmiecha się smutno.
- Więc wbijanie sobie noża w plecy nazywasz
„trzymaniem się razem”, tak? – atakuję blondyna, bo mam już serdecznie dość
tego, że uważa się za lepszego ode mnie. – Nie jestem żółtodziobem, do jasnej
cholery!
- Ciszej. Eryk cię usłyszy – Vee podchodzi bliżej
mnie. Jego lodowate spojrzenie powoduje, iż czuję nieprzyjemne mrowienie wzdłuż
kręgosłupa. – Tak się składa, że jesteś obecnie jedyną bliską mu osobą. Na
twoim miejscu bezustannie przypominałbym sobie ten fakt. Niedługo się stąd
przeprowadzimy. W nowym miejscu mam przygotowany specjalny pokój tortur, do
którego z przyjemnością cię zamknę i będę bezustannie monitorować każdy twój
oddech, jeśli tylko dzięki temu Eryk będzie spokojniejszy. Radzę ci ze mną
współpracować i wykonywać polecenia. W przeciwnym wypadku mogę być bardzo, ale
to bardzo nieprzyjemny…
- Ty draniu, myślisz, że pozwolę się zastraszyć?!
Ja… ! – W tej samej chwili Vee wykręca mi rękę do tyłu i przypiera do jednego z
okien. Dociska prawą stronę mojej twarzy do zimnej szyby i pochyla się, by
szeptać mi do ucha.
- Simon, on już raz próbował się zabić, rozumiesz?
Bądź grzeczny i pozwól mi działać, a wszystko będzie dobrze. – Mężczyzna,
słysząc, że ktoś naciska na klamkę, od razu puszcza moją rękę i błyskawicznie
obraca mnie twarzą do siebie. Spogląda w kierunku drzwi na nieco zaskoczonego
Eryka. – Co tam, mały? – zagaduje króla, zostawiając mnie samemu sobie.
Dyskretnie staram się rozmasować obolałe ramię. Mój ukochany lustruje wzrokiem
najpierw Vee, a potem całą uwagę skupia na mnie. – Odpocznij trochę. Za dwie
godziny będziemy mieli gości.
- Znowu się biliście? – Eryk bezbłędnie wychwytuje
napiętą atmosferę.
- Nic z tych rzeczy. Wtajemniczam właśnie Simona w
nowe obowiązki, prawda? – Vee szuka u mnie wsparcia, a ja przytakuję. – Połóż się.
Każę, by pan Moor przyniósł ci herbatę.
- Dziękuję – Eryk również jest nadzwyczaj posłuszny,
lecz omija nasze łóżko szerokim łukiem. Kieruje się do pokoju z fortepianem.
- Nie prowokuj go – przypomina mi Vee. – Musi jak
najwięcej odpoczywać.
- Dobrze, zajmę się nim.
- Widzisz – klepie mnie po ramieniu – jak chcesz, to
jednak potrafisz.
- Nie przeciągaj struny… – odpowiadam zaczepnie.
- Mam dla ciebie nowy telefon i zegarek. Pan Moor
wkrótce ci je dostarczy. Gdyby coś się działo, od razu do mnie dzwoń. Jadę po
naszych gości. Do tego czasu jest wyłącznie twój – mężczyzna obdarza Eryka
ostatnim spojrzeniem, po czym zostawia nas samych. Od razu idę do mojego
ukochanego. Wiem, że nie wolno mi go dotykać, więc siadam tuż obok niego na
miękkiej sofie. Jego wysokość przegląda jakieś dokumenty, które porozrzucane
się na stoliku.
- Skarbie? – zwracam się poufale do króla. – Spójrz
na mnie.
- Jestem zajęty.
- A ja stęskniony… Proszę, spójrz na mnie –
przymilam się.
- Prosiłem, abyś mnie nie dotykał. – Ton Eryka jest
opanowany i formalistyczny. Nie pierwszy raz traktuje mnie w taki sposób.
Spędziłem z nim sporo czasu. Dobrze wiem, że to tylko poza.
- Potrzebowałeś mnie – bronię się. – Nie mogłem
postąpić inaczej.
- Następny razem poczekaj aż sam cię o to poproszę –
upiera się przy swoim zdaniu.
- Zrobię co w mojej mocy, obiecuję.
Naszą rozmowę przerywa ciche pukanie do drzwi.
- Dzień dobry – wita się z nami pan Moor. Ma w
rękach srebrną tacę, a na niej równiutko ustawione porcelanowe filiżanki, a
także talerz, na którym piętrzy się piramida z kanapek. Na ich widok zaczyna mi
burczeć w brzuchu. – Przespałeś śniadanie, więc pewnie jesteś głodny.
- Bardzo – przytakuję.
- Wasza wysokość, podać ciasto? – Lokaj liczy na to,
że uda mu się wepchnąć w Eryka dodatkowy kawałek tortu.
- Nie, dziękuję. – Odpowiedź srebrnookiego była do
przewidzenia.
- Życzę smacznego. Będę w kuchni, gdybym był
potrzebny.
- Uwielbiam pana Moor’a – szepczę do króla, gdy
odbiera ode mnie filiżankę.
- Vee także. Pan Moor często przygotowuje mu
ulubiony makaron. Ponoć smakuje lepiej niż we Włoszech.
- Vee jest Włochem? – zgaduję.
- Nie.
Mój ukochany moczy usta w herbacie, po czym traci
nią zainteresowanie i odstawia filiżankę na stolik. Opiera się o ozdobne
poduszki. Zamyka oczy. Najważniejsze, że jest blisko. Opycham się kanapkami
zadowolony, że mogę spędzić z nim trochę czasu.
- Zjedz chociaż jedną – proszę, licząc na to, że mi
ulegnie.
- Nie jestem głodny.
- Bardzo schudłeś.
- Wydaje ci się – Eryk bagatelizuje problem.
- Skarbie…
- Nie. – Uparty monarcha lubi mieć ostatnie zdanie.
Jest zdenerwowany i obolały. Na pierwszy rzut oka widać, że nie czuje się zbyt
dobrze.
- Chcesz się położyć? Mogę cię zanieść do łóżka?
- Wolałbym, abyś zrobił coś innego. – Eryk unosi
powieki i wpatruje się w moje oczy, hipnotyzując mnie.
- Spełnię każdą twoją zachciankę. Wystarczy, że mi o
niej powiesz.
- Zadzwoń do Vee i poproś go, aby odwołał przyjazd
gości.
- Myślałem, że ucieszy cię rozmowa z bliskimi… –
Zaskoczony jego prośbą, nie mam pojęcia jak zareagować. Wydawało mi się, że
jest blisko związany z Anną, Konradem i ich dziećmi. Sama obecność rodziny
powinna podnieść go na duchu. – Idę po telefon. Odpoczywaj – podnoszę się ze
swojego miejsca i podążam do kuchni, gdzie pan Moor przeciera blat lnianą
ściereczką.
- Jesteś jeszcze głodny? – pyta, nie przerywając
swojej pracy.
- Potrzebuję telefonu. Muszę skontaktować się z Vee.
- Jego wysokość źle się czuje? Doktor Arim jest na
dole. Jego żona przyjechała. Powiadomię ochronę, by sprowadzili go z powrotem.
- Nie, nie. Proszę mu nie przeszkadzać. Chodzi o
wizytę krewnych Eryka. Prosi, abyśmy ją odwołali.
- Twój telefon jest tutaj. – Mężczyzna otwiera jedną
z kuchennych szafek, z której wyjmuje tak pożądane przeze mnie urządzenie. –
Proszę – wręcza mi smartfona oraz nowiutki zegarek.
- Zbyt szpanerski, jak na mój gust – komentuję z
niesmakiem. Nie gustuję w tego typu rzucających się w oczy „drobiazgach”.
- W środku jest nadajnik.
Niechętnie zapinam nową błyskotkę na lewym
nadgarstku, po czym od razu odblokowuję ekran telefonu.
- Mamusiu, już tęsknisz? – Vee odbiera jeszcze przed
pierwszym sygnałem. Jest niesamowicie szybki.
- Eryk chce odpocząć. Poproś gości, by wpadli innym
razem.
- Dopiero teraz mi o tym mówisz? – Tleniony nie
wydaje się zadowolony ze zmiany planów.
- Jestem tylko posłańcem – tłumaczę się.
- No dobrze. Odkręcę to – rozłącza się.
Wracam do Eryka, by przekazać mu dobre wieści. Mój
ukochany leży na sofie, zwinięty w kłębek.
- Kochanie, pomogę ci się przebrać w piżamę. Będzie
ci wygodniej – proponuję.
- Chcę zostać sam.
- Odtrącasz mnie? – siadam obok niego.
- Nie dotykaj – król uprzedza mój kolejny ruch, gdy
próbuję położyć jego głowę na swoich kolanach.
- Żałuję, że złożyłem tak nieprzemyślaną obietnicę.
To gorsze niż tortury… – żalę się.
- Zawsze możesz odejść – prowokuje mnie.
- Odejść? Ciało nie może żyć bez serca – szepczę.
- Vee niedługo wróci. Przedstawi ci twoich
ochroniarzy, którzy będą cię pilnować w dzień i w nocy.
- Niech pilnują – przeciągam się leniwie. – Zrobię
co zechcesz. Kocham cię. Nie dbam o to co było i co będzie. Liczy się wyłącznie
to co jest teraz. A teraz chcę być przy tobie. Wspierać cię. Opiekować się
tobą.
- Nie mam ochoty na rozmowę. Chcę pobyć sam.
Pomimo jego wyraźnej prośby, nie ruszam się ze
swojego miejsca. Trwamy przez jakiś czas w milczeniu. Po około kwadransie
dołącza do nas Vee.
- Mam dobre wieści, panie – mężczyzna podchodzi
bliżej. Przysuwa sobie jeden z foteli, by być bliżej Eryka. – Samolot właśnie
startuje. Będzie na miejscu za kilka godzin. – Srebrnooki unosi głowę, by
spojrzeć mu prosto w oczy. – Mówiłeś Simonowi?
- Jeszcze nie.
- To może powiecie mi teraz? Mam dość bezustannych
sekretów! – Nieco podminowany, domagam się od dwójki spiskowców jakiś
konkretów. Nienawidzę, gdy wypychają mnie poza nawias!
- Chodzi o twoją rodzinę – Vee wyłamuje się jako
pierwszy. – Eryk zdecydował, że przydadzą się im wakacje.
- Moją rodzinę? – dziwię się.
- Przez swój występ w sali tronowej, stałeś się
dosyć popularny – Vee puszcza do mnie oko. Zabiłem człowieka na wizji. Ta
historia z pewnością jeszcze przez jakiś czas będzie przewijać się w światowych
serwisach informacyjnych.
- Moja rodzina nie ma z tym nic wspólnego! – Nie
wiedzieć czemu, robię się bardzo zdenerwowany. Operacja oraz pobyt mojego
ukochanego w szpitalu sprawił, że nie miałem czasu na dłuższą rozmowę z mamą i
tatą.
- Nie martw się. Zapewniliśmy ochronę twoim bliskim.
Czekają ich rajskie wakacje, prawda? – Ochroniarz zwraca się do króla.
- Wysyłamy ich do Włoch – Eryk włącza się do
dyskusji. – Będą mieszkać w naszym domu do czasu aż wszystko się uspokoi.
- I nic mi nie powiedzieliście?!
- Twoja rodzina nie ma nic przeciwko chwilowej
przeprowadzce. Ponoć jeszcze nigdy nie byli we Włoszech. No i koniecznie chcą
się z tobą spotkać. To był ich jedyny warunek. Ze względów bezpieczeństwa nie możemy
zaprosić ich tutaj, więc…
- Chwileczkę! – przerywam Vee jego wesoły wywód. –
Jak to tutaj?! I skąd wiesz o Włoszech?
- Jak to skąd? – dziwi się mój wspólnik. – Jesteśmy
w stałym kontakcie telefonicznym.
- Co takiego?! – otwieram usta, nie wiedząc jak
skomentować tak zaskakujące informacje. – Ty i moi rodzice?!
- Przemili ludzie. Bardzo ugodowi. Twój brat miał
większe opory, ale doszliśmy do porozumienia. Szybko zrozumiał, że dobro
dzieci…
- Dość tych bredni! – zrywam się ze swojego miejsca,
nie panując nad emocjami. – Dlaczego mieszasz w to wszystko moich bliskich?!
- Tak się składa, panie Bond, że odkąd twoja facjata
pojawiła się w mediach, a Alan uciekł, nikt nie jest bezpieczny. Dotarło? –
Lodowate oczy Vee oraz jego zaciśnięte w wąską linię usta świadczą o tym, że
żarty się skończyły. – Widziałeś co spotkało rodziców Eryka? A może chciałbyś,
by ci sami psychopaci odwiedzili i twoich krewnych?
- Nie o to mi chodzi! Dlaczego nie powiedziałeś mi
wcześniej?! Dlaczego o tak ważnych sprawach decydujesz za moimi plecami?! –
wybucham.
- To pomysł Eryka – Vee zgrabnie przerzuca winę na
mojego ukochanego.
- Skarbie? – wpatruję się w młodego monarchę, licząc
na to, że jakoś mnie uspokoi.
- Prosiłem, abyś odszedł – szepcze Eryk, zapadając
się głębiej w ozdobnych poduszkach.
- Nie odwracaj kota ogonem! – warczę na niego. –
Byłem przy tobie cały czas! Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
- Simon, nie krzycz – upomina mnie Vee. – Jeśli
nasze tempo pracy jest dla ciebie za szybkie, może rzeczywiście powinieneś
jeszcze raz przemyśleć swoją decyzję.
- Nie licz na to! – syczę, gotowy rzucić mu się do
gardła.
- Twoja rodzina dotrze do królestwa jutro po
południu. Ochrona zawiezie cię na lotnisko – instruuje mnie.
- Jutro? A pogrzeb? – Nie wyobrażam sobie, abym w
tak trudnej chwili zostawił miłość mojego życia samemu sobie.
- Nie pojedziesz z nami – Vee ograbia mnie z marnych
resztek złudzeń.
- Eryku? – zwracam się do ukochanego. – To także
twój genialny pomysł?
- Przykro mi – król spuszcza głowę. Jest
przytłoczony. Palce jego prawej dłoni bezwiednie krążą wokół serca. Nie wolno
mi go denerwować.
- Zrobię co zechcesz – szybko zmieniam taktykę. Potulny
i ugodowy ton ma za zadanie uśpić czujność uroczego władcy.
- Chciałbym poznać twoich bliskich, ale w obecnej
sytuacji to niemożliwe. Z mojej winy mogłoby się im stać coś złego. – Eryk
kolejny raz dotyka serca.
- Nie szkodzi. Będą inne okazje – uśmiecham się
blado, choć od środka trawi mnie ogień. Mam ochotę wyżyć się na czymś lub na
kimś. Tak się szczęśliwie składa, że Vee znajduje się w zasięgu mojego wzroku.
- Mam jeszcze sporo pracy, więc jeśli nie jestem ci
potrzebny – Vee zerka znacząco na Eryka – to porwę Simona na chwilę, dobrze?
Najwyższa pora, aby poznał swoje nowe cienie.
Jak oni z tego się wygrzebią? Trochę patowa sytuacja, nie wyobrażam sobie żeby Eryk z dnia na dzień stał się ufny i otwarty, a bez tego nie widzę opcji dogadanie się tej pary.
OdpowiedzUsuńJa widzę kilka opcji, ale z góry uprzedzam, że nie wszystkim przypadną do gustu :D
UsuńTwój Kitsune
Kurcze super opowieść, ale nie kumam jednej rzeczy... Czy pierwszy rozdział jest na tej samej linii czasowej co reszta czy jest po wydarzeniach z zamachu? Czy rozdział pierwszy jest początkiem koronacji? I czemu nagle pojawia się jego kochanek w trakcie koronacji, a wcześniej w trakcie lotu samolotem go niema?
OdpowiedzUsuńOk, więc po kolei. Humory księcia to pierwsze opowiadanie. Później napisałem Najlepszego. Prolog Humorów króla (czyli rozdział 1) jest nawiązaniem do Najlepszego. Dopiero od rozdziału 2 wracamy do sali tronowej i akcja idzie dalej. Mogłem to jakoś lepiej zaznaczyć. Nie musisz czytać Najlepszego, jeśli nie chcesz. To opowiadanie o Vee.
UsuńJeśli masz jeszcze jakieś pytania - pisz śmiało :)
Twój Kitsune
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, no można powiedzieć, że Erick i Vee to tak jakby czytali sobie w myślach... ciekawe kim są jego cienie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza