sobota, 28 marca 2020

Humory króla - rozdział 14

Eryk

Nie mogę znieść kolejnej przepychanki słownej, toczącej się między Simonem i Vee. Uciekam więc do ulubionego pokoju. Zamykam za sobą drzwi, o które opieram się plecami. Biorę głęboki wdech, a następnie rozglądam się po otoczeniu. Książki. Płyty. Fortepian. Do tego przeszklona ściana. Tu nawet chmury wydają się być w zasięgu ręki. Mój dom. Azyl, o którym tak długo marzyłem.

Podchodzę do sofy i kładę się na poduszkach. Pomimo bólu, zwijam się w kłębek i zamykam oczy.

Boli. Ciągle mnie boli.

- Eryku?

Unoszę powieki. Vee stoi tuż obok mnie. Musi być ze mną naprawdę źle, skoro nawet on nie potrafi ukryć troski.

Otwieram usta, lecz nic nie mówię. Bo i co miałbym mu powiedzieć?

Mój opiekun siada na dywanie. Wyciąga rękę, by pogładzić mnie po głowie.

- Chcesz o tym pogadać? Jak mężczyzna z mężczyzną? – pyta, delikatnie się do mnie uśmiechając.

- Nie dam rady. To ponad moje siły – szepczę. Broda mi się trzęsie. Po policzkach spływają łzy, które pospiesznie ścieram wierzchem dłoni.

- Eryku, wiesz, że konkretny ze mnie facet. Powiem to, co mam do powiedzenia, a potem zdecydujemy co dalej, ok?

Zalewa mnie fala paraliżującego strachu, która potęguje ból. Oddycham z coraz większym trudem. Vee pomaga mi usiąść, abym się nie męczył.

- Spokojnie. Nie denerwuj się. – Ochroniarz siada obok mnie i obejmuje ramieniem. Ten prosty gest sprawia, że moje ciało nieco się odpręża. Przypomina mi się wspólny pobyt w Wiedniu. Za każdym razem, gdy śniłem koszmary, Vee od razu pojawiał się przy moim boku. To dzięki jego determinacji i sile powoli wyszedłem na prostą. A teraz cała jego ciężka praca poszła na marne. Rozsypało się wszystko, co tak mozolnie budowałem.

Przez kilkanaście minut siedzimy w ciszy.

- Doktor Arim powiedział, że mam nerwicę – zwierzam się. – Zaproponował leki, ale odmówiłem. Nie chcę, żeby skończyło się tak, jak wtedy.

- Nie tak dawno temu odbyliśmy podobną rozmowę, pamiętasz? Straciłem vipera, a ty powiedziałeś, że najwyższa pora, aby przestać żyć przeszłością. – Vee przytacza moje słowa.

- Wtedy wszystko wyglądało inaczej. Mieliśmy pojechać do Włoch i zacząć zupełnie nowe życie.

- Zostałeś królem. To z pewnością otwiera nowy rozdział. – Mężczyzna odwraca głowę i uśmiecha się do mnie. Pomimo zmęczenia, wygląda na zadowolonego.

- Z przyjemnością oddałbym ci koronę. Dobrze wiesz, że nigdy jej nie chciałem.

- Za to ja chciałem, abyś ją miał. Eryku, nie rozumiesz? To twoje przeznaczenie!

Entuzjazm Vee sprawia, że popadam w przygnębienie. Ja królem? To brzmi jak kiepski żart.

- Duszę się! – Wpadam w panikę. Wewnątrz mnie kotłują się straszne doświadczenia. Usilnie starałem się zapomnieć, lecz one nie chcą odejść. Widzę małego, płaczącego chłopca, który został dotkliwie pobity. Żali się rodzicom, którzy go nie słuchają. Czuję zapach krwi. Jej metaliczny smak. Słyszę własne krzyki. Skóra rozrywana jest przez ostrze. Strzały, które pozbawiają życia najpierw mamę, a potem tatę. W końcu Simon…

- Już dobrze, oddychaj. Oddychaj głęboko.

Tonę, a Vee wyciąga mnie na powierzchnię. Wbija igłę w moje lewe ramię. Nieprzyjemne szczypanie. Jego głos, dochodzący jakby z oddali. Jest blisko, a jednocześnie tak daleko. Nie mogę go dosięgnąć. Moje ręce wydają się bezwładne. Co się ze mną dzieje? Powieki mi ciążą. Mimo to nie zamykam oczu. Wyraźnie widzę Simona, który pojawia się w pokoju. On i Vee znowu się o coś kłócą. Nie mam pojęcia o co chodzi, bo ich nie słyszę. Skupiam się na oddychaniu, które nie sprawia mi już bólu. Ogarnia mnie odrętwienie. Opadam na sofę.

***

Nie pamiętam w jaki sposób znalazłem się z łóżku. Podejrzewam, że to zasługa Simona. Okrywa mnie kołdrą. Przytula. Bezustannie powtarza, że bardzo kocha. Jest ze mną przez całą noc. Nie odchodzi nawet na chwilę. Złote światło nocnej lampki odbija się w jego zielonych oczach.

Gdy za oknami robi się szaro, działanie leków powoli ustaje. Rozglądam się po otoczeniu. Wreszcie zyskuję pewność, że to wszystko nie jest jedynie snem, lecz rzeczywistością. Pozwalam sobie nawet na to, by zajrzeć w oczy mojego mężczyzny. Simon bawi się dłuższymi pasmami moich jasnych włosów.

- Lepiej się czujesz? – pyta, wodząc palcem wskazującym po moim policzku.

Nie wiem jak odpowiedzieć na to pytanie. Jest mi ciepło. Wygodnie. Nie spałem, a nie jestem zmęczony.

- Nie boli. – Za późno gryzę się w język. Simon unosi brwi, zaskoczony moją szczerością. Sam siebie zaskoczyłem. Nie powinienem mówić takich rzeczy. Nikomu nie powinienem ich mówić.

Mój mężczyzna uśmiecha się do mnie przelotnie. Po chwili pochyla się nade mną i muska ustami moje usta. Nie zamykam oczu. Wyraźnie widzę jego długie rzęsy oraz złote plamki zatopione z niesamowitej zieleni pięknych tęczówek. Urzeczony, mimowolnie rozchylam usta, pozwalając mu na więcej. W przeciwieństwie do mnie on się nie waha. Wykorzystuje okazję, wsuwając swój język i zagarniając mnie bliżej. Między nami nie ma dzikiej namiętności. Nie ma też nieśmiałości. Pocałunek smakuje miłością – uczuciem, którego nie znam.

- Zamknij oczy – szepcze mi do ucha.

- Dlaczego? – odpowiadam w typowy dla siebie sposób, uparcie na niego patrząc. Nie jestem gotowy, by mu się poddać. Moim obowiązkiem jest chronienie go, aby nikt nie wyrządził mu krzywdy. Nie zniósłbym, gdyby stało mi się coś złego.

- Bo chcę, abyś się na chwilę zatracił. Brakuje mi ciebie. Prawdziwego ciebie, który nie odpycha mnie na każdym kroku wmawiając sobie, że „to dla mojego dobra”.

Simon ponownie mnie całuje. Czule i delikatnie. W jego ramionach czuję się najbardziej kruchym stworzeniem we wszechświecie. Wiem, że nie zrobi mi nic złego. Będzie mnie tulił, kochał. W naszej relacji to ja jestem „tym złym”. W moim cieniu mieszkają potwory, które tylko czekają, by się na niego rzucić.

- Nie – stanowczo odpycham ukochanego, kładąc ręce na jego piersi. Pod palcami czuję, jak mocno bije mu serce. Parzy mnie żarem swojego ciała. Ponownie próbuje mnie pocałować, lecz odwracam głowę.

- Nie bój się. Już nigdy nie będziesz sam. Masz mnie. Masz Vee. Jesteśmy twoimi rycerzami. Obronimy cię.

- To nie jest bajka – drwię.

- Czyżby? – Simon chwyta mnie za rękę, którą z prawdziwym namaszczeniem obsypuje pocałunkami. – Znalazłem księcia, uwięzionego w zamku. Uwolniłem go, z małą pomocą Vee. Tylko mu tego nie mów, bo obrośnie w pióra – Simon parska śmiechem. – Książę został królem, zło zostanie pokonane i będziemy żyć długo i szczęśliwie. Razem.

- Masz świadomość, że wywożę twoją rodzinę do innego kraju, by ratować ich życie? Nie podam ci ich adresu w obawie, by nie spotkał ich los moich rodziców.

- Ufam ci.

- Oni mogą zginąć. Przeze mnie. Wiesz o tym równie dobrze, jak ja. Nadal uważasz, że związek ze mną to dobry pomysł?

- Tak.

- Simon! Mówimy o twojej rodzinie! – Celowo podnoszę głos. Uwalniam się z jego objęć i siadam. Ten gwałtowny manewr sprawia, że kręci mi się w głowie. Mój kochanek stara się mnie asekurować, ale go ignoruję.

- Lepiej? – Układa poduszki za moimi plecami, abym mógł się o nie oprzeć. – Napijesz się wody? Albo herbaty?

- Simon…

- Nie – przerywa mi. – Kocham cię i chcę z tobą być. Wiem, że zadbasz o bezpieczeństwo mojej rodziny. Zrobisz wszystko, aby ich chronić. Tak samo, jak zrobisz wszystko, aby chronić mnie. A ja zrobię co w mojej mocy, abyś był ze mną szczęśliwy. Na razie kiepsko to wygląda, przyznaję – gładzi mnie po włosach. – Eryku, nie potrafię wymazać złych wspomnień. Za to postaram się, abyś miał nowe. Mamy przed sobą całe życie.

- Całe życie? – prycham nerwowo. – Jako król nie mogę się z tobą oficjalnie związać. Będziesz żył w moim cieniu. Nigdy nie wezmę cię publicznie za rękę. Nie pójdziemy do kina czy restauracji. Prasa i telewizja będą śledzić każdy mój ruch. Tego chcesz? Nie wmówisz mi, że to szczyt twoich marzeń!

- No i co z tego? – Simon wydaje się tym zupełnie nie przejmować. Postradał zmysły? A może jeszcze to do niego nie dotarło? – To bzdury.

- Co nazywasz bzdurami?

- Skarbie, znam swoje miejsce w szeregu. Wiem też, że gdy wrócisz do domu, zdejmiesz koronę. Położysz się obok mnie, tak jak teraz, przytulisz. A potem zaśniesz, bezpieczny i kochany.

- Nie wierzę ci. – Chcę go jak najszybciej zniechęcić, ale trudny z niego przeciwnik. Jest pewny siebie. Jego zdaniem wszystko się ułoży. Wmawia to sobie, bo co innego może zrobić?

- Na razie to jedynie słowa. Wkrótce sprawię, że zamienią się one w czyny. Potrzebujemy jedynie czasu.

***

Czas… Simon powiedział, że potrzebujemy czasu. Zarówno on, jak i Vee, są przekonani, że moja historia będzie miała szczęśliwe zakończenie.

Zanim to jednak nastąpi, muszę udać się na cmentarz.

Spoglądam w kierunku wielkiego okna. Nad miastem kłębią się szare chmury, zwiastując deszcz. Wokół mnie panuje idealna cisza, choć napiętą atmosferę czuć nawet w powietrzu, którym z trudem oddycham.

Leżę w łóżku, przytulony do poduszki. Jakiś czas temu Vee przyniósł tacę z jedzeniem, na które nawet nie spojrzałem. Zapytał, czy lepiej się czuję. Skłamałem, że tak. Potem pomógł mi się umyć. Zmienił opatrunki. Jego zdaniem rany dobrze się goją i już niedługo bandaże nie będą mi potrzebne. Co ciekawe, Simon pierwszy raz nie oponował, gdy Vee zamknął się ze mną w łazience.

W salonie pojawia się doktor Arim. Rozmawia o czymś z Vee przyciszonym głosem. Podejrzewam, że znowu nafaszerują mnie lekami. Pewnie sądzą, że w ten sposób łatwiej zniosę czekające mnie obowiązki. Jako król nie mogę zawieść. Alan pewnie tylko na to czeka. Ma pecha. Nie mogę zrezygnować z korony, bo nie mam komu jej przekazać. Dziadek uwikłany jest w aferę korupcyjną. Jego brat ledwo co abdykował. Mój ojciec nie żyje. Ryś i Melania to jeszcze dzieci.

Wzdycham ciężko, ciaśniej obejmując poduszkę.

- Wasza wysokość… Może napijesz się chociaż herbaty? – Nie miałem pojęcia, że pan Moor stoi tuż przy łóżku. Porusza się tak cicho, że go nie zauważyłem.

- Która godzina? – pytam, wpatrując się w okno.

- Proszę odpoczywać. Mamy czas.

Czas… Znowu ten czas…

Simon kręci się blisko mnie, lecz nic nie mówi. Niedawno odbył ciężką rozmowę telefoniczną z rodzicami. Denerwują się, bo nie wiedzą co ich czeka. Ja też tego nie wiem. Zagwarantuję im bezpieczeństwo, ale nic poza tym. Żal mi go, bo nasza sytuacja niewiele się różni. Jego także czeka dziś pożegnanie z bliskimi, których może już nigdy więcej nie zobaczyć. Będzie za nimi tęsknić? Poświęci kontakt z rodziną, aby ze mną być? A może zdecyduje, aby wsiąść z nimi do samolotu? Zostawi mnie? Zostanie? Czy to będzie oznaczało koniec naszego związku? A może łączy nas jedynie przelotny romans? Czy romanse również kończą się bolesnym rozstaniem?

Boli. Myślenie o rozstaniu tak bardzo boli.

Zamykam oczy. Przypominam sobie ulubione utwory, które kiedyś bezustannie grałem. Dotyk skrzypiec, które do siebie przytulałem. Pojedyncze nuty, układające się w piękną całość. Muzyka zawsze mnie relaksowała.

- Eryku, już czas. – Głos Vee przywołuje mnie do rzeczywistości. Unoszę powieki. – Pomogę ci się ubrać. – Mój opiekun wskazuje na elegancki, czarny garnitur, który dla mnie przygotowano.

- Dziękuję – nieporadnie wygrzebuję się z mojego kokonu.

Staję obok łóżka, a on zaczyna mnie rozbierać. Pozbywa się białej koszuli, którą na sobie miałem. Sięga po jeden z wieszaków, na którym znajduje się dziwnie wyglądająca kamizelka.

- Jest bardzo lekka i kuloodporna. To prototyp. Dostarczyli ją dziś rano – tłumaczy.

- Aż tak się boisz, że mnie zastrzelą?

- Lepiej dmuchać na zimne.

- Serio? – nie potrafię darować sobie tej cynicznej uwagi. – Gdzie są wszyscy? – Zwracam uwagę na to, że drzwi od sypialni są zamknięte.

- Poprosiłem, aby nam nie przeszkadzali. – Vee z łatwością zapina zabezpieczenia. – Pasuje idealnie. Trochę utrudnia poruszanie się, ale nie mamy innego wyjścia – zachwala swoją nową zdobycz.

- Mamy. Wystarczy jej nie zakładać.

- Udam, że tego nie słyszałem – czochra mnie po włosach.

- Jeżeli umrę, masz mój testament, prawda? Wystarczy, że…

- Nic ci nie będzie! – przerywa mój wywód. Jego błękitne oczy poważnieją. – Nie chcę więcej słyszeć o żadnym testamencie.

Vee wyręcza mnie we wszystkim. Począwszy od zapięcia guzików nowiutkiej, śnieżnobiałej koszuli, a na sznurowadłach kończąc. Nie pomija żadnego szczegółu. Czesze mnie. Podaje okulary. Poprawia pierścień. W końcu ocenia swoje wysiłki, obchodząc mnie w koło i doglądając drobnych detali.

- Głupio się czuję, gdy tak robisz – karcę go.

- Nie marudź. Jesteś królem. Twój nienaganny wygląd to konieczność. Za godzinę oczy całego świata zwrócą się ku tobie.

- Popołudniowe nagłówki pewnie są już gotowe. „Eryk Johnes. Niechciany syn, który ukradł koronę starszemu bratu”. Drogi garnitur nie sprawi, że pismaki choć trochę mi odpuszczą. Nawet jeśli w pakiecie dostaną dwie trumny.

- Nie nazywasz się już Johnes. – Vee uśmiecha się tajemniczo, wyciągając z wewnętrznej kieszeni marynatki białą kopertę.

- Sierocego nazwiska też mnie pozbawili? – dziwię się.

- Otwórz – zachęca mnie, abym zajrzał do koperty.

- Mój akt urodzenia? Po co mi go dajesz?

- Bo tu jest twoje nazisko – puszcza do mnie oko. – Poprzedni król unieważnił decyzję sądu. Twoi rodzice złamali prawo. Niepotrzebnie przyspieszyli pewne procedury. Droga na skróty nie zawsze się opłaca, wasza wysokość.

- Eryk Maresanti – mruczę pod nosem.

- Z nazwiska Johnes również nie rezygnujemy.

- Tak?

- Vee Johnes nieźle brzmi, prawda? – Mężczyzna puszy się dumnie, dzieląc się ze mną wprost szokującymi wiadomościami.

- Nie możesz tego zrobić! Mówiłeś, że to niebezpieczne i… Vee! – Łapię się za serce, ledwo nad sobą panując.

- Nie denerwuj się. Wszystko jest pod kontrolą. – Przyjaciel obejmuje mnie ramieniem, abym nie upadł. – Wiesz równie dobrze jak ja, że czasami trzeba nagiąć własne zasady. Coś się traci, aby coś zyskać.

- Tracisz swoje dotychczasowe życie! Nie mogę na to pozwolić! – Chcę jak najszybciej wyperswadować Vee ten niedorzeczny pomysł, lecz brakuje mi siły przebicia.

- Zaakceptuj moją decyzję, Eryku. Oznacza ona mniej więcej tyle, że od teraz już zawsze będę obok. Będę stać przy twoim boku, jako oficjalny doradca i dźwigać razem z tobą ciężar korony. Z rynsztoka na salony. Prawie jak Kopciuszek, nie?

- Nie zgadzam się!

- Nie prosiłem o twoją zgodę. To już się stało. Sfałszowałem twój podpis, więc nie możesz się wycofać.

- Co?!

- Za jakiś czas oswoisz się z sytuacją i przyznasz mi rację. A teraz… - Vee wyciąga z kieszeni strzykawkę.

- Nie chcę – odpycham go. – Poradzę sobie bez leków.

- Jesteś pewny? Wczorajsza dawka była odrobinkę za silna. Ta jest znacznie słabsza.

- Nie szkodzi. Dam sobie radę.

- Eryku, nie utrudniaj mi pracy. To co nas dzisiaj czeka będzie wyjątkowo stresujące. Zaufaj mi. Wiem, co robię.

Waham się. Mimo to pozwalam, by wstrzyknął mi kilka mililitrów środka uspokajającego.

- Samochód czeka na dole. Idziemy?

Unoszę wzrok. Już? To naprawdę już?

- Przez cały czas będę obok. Nie zostawię cię nawet na chwilę. – Vee kładzie mi rękę na ramieniu. Po chwili podchodzi do fotela, na którym leżała jego marynarka. Nie zauważyłem, że przykrył nią broń. Mocuje pistolety do specjalnych szelek. Poprawia ubranie. Z kieszeni wyciąga okulary.

- A Simon?

- Simon zostaje w domu. Jego ochroniarze będą go pilnować. Możemy? – Blondyn wskazuje na drzwi.

- Tak – ruszam niepewnie do przodu.

Gdy wychodzimy z sypialni pierwsze, co rzuca mi się w oczy, to zmartwiona mina mojego ukochanego. Za jego plecami stoi dwóch mężczyzn. Kolejnych dwóch pilnuje drzwi.

- Eryku… - Zielonooki od razu do mnie podchodzi, lecz Vee nie pozwala mu mnie dotknąć.

- Bądź grzeczny i nie rób niczego głupiego – ostrzega go lodowatym tonem. – Rozmawialiśmy o konsekwencjach, pamiętasz?

- Wypchaj się – syczy rozwścieczony. Simon jest bliski wybuchu. Jeśli sprzeciwi się Vee, więcej go nie zobaczę.

- Nie toleruję błędów, zrozumiano? – Mój opiekun miażdż spojrzeniem zebranych. Jego przesłanie łatwo odszyfrować. Kieruje się własnym kodeksem postępowania. Nie zna pojęcia „druga szansa”. Wszelkie niesubordynacje są od razu brutalnie karane. – Wrócimy za dwie godziny.

Dwie godziny? To brzmi jak wieczność. Wieczność, podczas której mam udowodnić, że nadaję się na króla, zmierzyć z osobistą tragedią i nie dać zabić. Zapowiada się wyjątkowo długi dzień…

14 komentarzy:

  1. O matko!!! Nareszcie się doczekałam :D Już tak tęskniłam za Vee i Simonem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też tęskniłem. Chociaż nie powiem - przygody Maxa mają swój urok :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. strasznie dawno nie pisałeś , musiałam wrócić się kilka rozdziałów aby przypomnieć sobie fabułę, weź pisz jedną histrię na raz bo to trochę męczące, jestem szczerze mówiąc zawiedziona bo czekłam na reakcję króliczka na ciuchy maxa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego mam pisać tylko jedno opowiadanie? Szczerze? Kiedyś mi to wystarczało, ale teraz mnie nudzi. Kiedy pojawiają się przerwy między rozdziałami Wam się wydaje, że "to trwa wieki". Tymczasem ja dokładnie wiem, w jakim momencie jestem i co ma się wydarzyć dalej. Piszę to, na co mam ochotę. Zacząłem nowy rozdział Humorów króla. Nie wiem kiedy go skończę, więc musisz uzbroić się w cierpliwość.

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. Oh oh oh, dzięki Króliczkowi trochę opadło napięcie ale teraz całe wróciło :D Szlag mnie trafia, ja wiem że Vee i Eryk dużo razem przeszli ale no kurczę, Simon jest traktowany jak jakiś ułomny dzieciak, nic mu nie wolno, uszy po sobie i może ci coś skapnie.... Ta frustracja mnie zabija :D Opowiadanie super, jak zawsze ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczekaj, na razie tylko się bawimy. Atrakcje zaplanowałem dosłownie za chwilę :D
      Króliczek też wróci.

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Mi taka przerwa bardzo pasuje, tylko no już zapomniałam, jak totalnie straumatyzowany jest Eryk i jak ciężka jest sytuacja między nim a Simonem. Nie zrozum mnie źle, jestem zachwycona tą zmianą na Króla, zdecydowanie mi to odpowiada. Oba opowiadanie są super, ale co jakiś czas lubię zmienić atmosferę - Eli i Max są słodcy, ale ten ciężar Eryka i Simona, ta atmosfera też jest super.

      Usuń
    3. Chciałbym móc pisać oba rozdziały w jednym czasie, aby wszyscy byli zadowoleni. Staram się, by nie było zbyt monotonnie.

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. Wchodzę na bloga a tu Humory Króla <3 Tęskniłam za Simonem, Erykiem i Vee!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też tęskniłem. Lubię ten ciężki klimat.

      Twój Kitsune

      Usuń
  5. Super to przeczytać po takim czasie 😊😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? :) Już prawie kończę nowy rozdział. To dopiero będzie niespodzianka :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  6. Hej,
    och jak miło jest wrócić do tego opowiadania, tak Vee bardzo troszczy się o Eryka, oby tylko Simon nie zrobił czegoś głupiego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, och... Vee bardzo troszczy się o Eryka, oby tylko Simon nie zrobił nic głupiego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń